Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2023, 15:15   #94
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA HARCOURT

Pogadali, pozałatwiali najważniejsze sprawy, a zatem przyszła pora na kolejne „bratanie się z magią”. Rytuały stały się, po Fenomenie Noworocznym, częścią ludzkiego życia. Zabezpieczenia drzwi i okien przed niepożądanym wtargnięciem Fenomenów, rytuały rozmowy z martwymi którzy powracali jako Echa, amulety i talizmany „na wszystko” i usługi mniej lub bardziej utalentowanych lub szemranych wróżek, wróżbitów i astrologów stały się codziennością. Także dla Emmy, nawet przed tym, gdy wstąpiła do MR-u czy później, gdy związała się z Towarzystwem.

Finch, o czym już się przekonała, do spraw magii i rytuałów podchodził wyjątkowo poważnie. Znikała jego maska żartownisia, czy wręcz błazna, jak sądzili niektórzy. A pojawiał się inny O’Hara. Opanowany, skoncentrowany na zadaniu, w pełni zaangażowany w rytuał. O’Hara wiedział czym kończą się wygłupy i brak odpowiedniego skupienia podczas igrania z siłami magii. Może to właśnie mieli na myśli ludzie mówiąc, że ona i on są do siebie podobni.

Faktycznie, Finch zaczął od nałożenia na Emmę rąk. Znów poczuła tą potężną dawkę energii, którą nie wiadomo skąd O’Hara brał, która przelała się przez jej ciało, przepłynęła przez jej czakry, jak punkty energii w ludzkim ciele nazywali mistycy, i wypełniła ją taką dawką mocy, że wydawało jej się, jakby była gotowa przenosić góry. O’Hara uśmiechnął się do niej, a w tym uśmiechu - zarówno w twarzy jak i w oczach było tyle oddania, serdeczności, przyjaźni i miłości – że, aż emocje, które w Emmie wywołał nadały przekazanej energii dodatkowej siły. Teraz nie była już gotowa przenosić góry, lecz całe światy.

Cokolwiek czekało na nią po drugiej stronie musiało teraz mocno uważać.
Sam rytuał nie był trudny. Polegał na odpowiedniej medytacji w pozycji leżącej, połączonej z powtarzaniem słów zaklęć, które w końcu spowodowały, że pokój i pilnujący jej Finch zniknęły, a Emma zapadła się w głąb swojego ciała, aby po chwili wyzwolić się z cielesnych okowów, wznieść w górę, gdzieś poza światem i przestrzenią, wyrwać na wędrówkę, której celem było poszukanie śladu istoty, próbującej od jakiegoś czasu nawiązać z Emmą kontakt.

Świat przestał istnieć. Był teraz dla Fantomki zasłona barw, energii, świateł i cieni. Ujrzała swoje ciało, szaro-srebrno- złotą sylwetkę, a obok niej gorejącą niczym słońce drugą postać. Postać, której blask zalewał całą przestrzeń wokół, napełniał energią – pulsującą w rytmie uderzeń serca. To był Finch O’Hara. I jeżeli tak widziały go niektóre Fenomeny, to nic dziwnego, że wzbudzał w nich paniczny strach.

Uwagę Emmy przykuwały inne źródła energii, mocy i magii. Rozpoznawała ludzi po ich aurach odbijających się w świecie astralnym. Niedaleko zauważyła też poświatę Gemmy – dziwnie podobną do tej, jaką emanowała ona sama. Dziewczynka miała moc. Silną, jeszcze nie do końca ukształtowaną, ale jej potencjał był obiecujący.

A potem zaczęła poszukiwania sondując przestrzeń wokół niej, szukając nici, śladu, tropu, jaki – być może pozostawiła nieznana jej i tajemnicza istota. I znalazła. Między innymi dzięki światłu, jakie otrzymała od O’Hary.

Szara wstęga, cienka niczym pajęcza nić, wiła się, i znikała w efemerycznych ścian i obiektów, złożonych z cieni i obrazów, przez które jej ciało astralne mogło przenikać bez większych problemów. Migotała, ledwie uchwytna zmysłom Emmy. Ale kiedy skierowała na nią swój wzrok i padał na tę nić blask energii O’Hary, nitka lśniła, migotała i wskazywała kierunek, w którym przebywał ten, który tę niemal niewidzialną, zanikającą nić wysłał do „Radości”.

VANNESSA BILINGSLEY

Vannessa zjadła, wypiła, odświeżyła się i poszła odpocząć. O’Hara był na tyle miły, że pokazał jej pokój, gdzie mogła skorzystać z wygody, jaką dawało łóżko. Przywilej którego, jak się zorientowała, nie doświadczało wielu w „Radości”.

Przez dłuższą chwilę leżała na miękkim materacu, w czystej pościeli, próbując dostosować się do upalnego dnia, który najpewniej nigdy się już nie skończy. Sama nie wiedziała, kiedy zasnęła.

Sen, który przyszedł, jak się wydawało w chwilę po zaśnięciu, był najdziwniejszą rzeczą, jakiej Vannessa doświadczyła od pewnego czasu.
Znów pracowała w kwiaciarni. Pamiętała to miejsce. Londyn. Jej praca.
Zapach kwiatów mieszał się z wonią ziół leczniczych i roślin o właściwościach magicznych. Była druidką i znała się na tym, jak niewielu ludzi w Londynie.
Kwiaciarnia jednak była dziwna. Nie do końca taka, jak ja zapamiętała i dlatego Vannessa była świadoma tego, ze śni.

Sklep był pusty. Były w niej tylko ona i starsza kobieta. Była strasznie stara – pomarszczona i zasuszona, ale oczy patrzyły na Vannessę żywo.

Stara kobieta ubrana była w prosty ubiór – niemal średniowieczną tunikę lub nocną koszulę.

Bilingsley nie kojarzyła takiej klientki. Podobnie, jak nie kojarzyła płonących ruin za oknem kwiaciarni. A właśnie je widziała. Londyn obrócony w gorejące ruiny, w których szalały pożary. Przez brudne, zadymione szyby nie mogła więcej zobaczyć.

- Zagubiłaś się, kochaniutka – zagaiła starowinka z jej snu. – Zagubienie to cecha młodości, nie przejmuj się.

Vannessa spojrzała na nią. Kobieta trzymała w ręku pęk róż. Czerwone płatki kwiatów ociekały krwią, wyrastając z pulsujących, drgających narośli, które wyglądały niczym serca. Zmysł druidki wyczuwał od bukietu magię Fae.

- Zagubienie to też cecha tych, którym ktoś robi dziurę w głowie. Lub ludzi, którzy nie są zbyt mądrzy, albo są zbyt mądrzy.

Staruszka zachichotała złośliwie. Vannessa, jak to bywało w snach, próbowała pokonać uczucie zagubienia.

Z bukietu niby-róż dobiegł uszu Vannessy płacz dziecka lub czegoś, co płakało jak dziecko. Z płatków spływała krew. Jej krople kapały na podłogę u stóp starowinki.

- I cóż takiego możemy zrobić z twoim zagubieniem, kochanieńka? Świat się kończy. Zaczęło się rozdarcie. Nie! Wróć! W zasadzie rozdarcie zaczęło się jakiś czas temu. Teraz po prostu stało się zauważalne.

Staruszka zanuciła cos pod nosem. Kwiaty zapłakały głośniej.

- Chcesz je? – wyciągnęła bukiet w stronę Vannessy. – Nikt inny nie chciał ich przyjąć. Może chociaż ty, kochanieńka, uczynisz ich ścięcie czymś, co miało jakiś głębszy cel.
 
Armiel jest offline