Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2023, 12:48   #142
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Trzeciego dnia po zajściu na brodzie rzeki Entów, Rogacz zajechał z pominięciem wszystkich innych miast prosto do bram Isengardu. Jego myszaty rohirrimski podjezdek ze stajni dziadka Gleowyn wyglądał na niemniej strudzonego drogą od swojego pana, ale jego nie pchała już tego dnia żadna siła inna niż ta, którą znamionował zapach siana i owsa w stajniach sanktuarium Czarodzieja. A choć skromniejsze od tych jakimi szczycili się obaj Marszałkowie i król, była dla wierzchowca niczym obietnica koniczyny i jabłek.
Rozmówiwszy się z bladolicym, ponurym odźwiernym, Rogacz przekazał zwierzę w ręce młodocianych pachołków, w których rozpoznawał krew swoich krajan i ruszył prostu ku samotnej wieży szpecącej rozległe owocowe ogrody jakimś na równi szpetnym co dostojnym monumentem. Mimo iż był kilka razy w jej wnętrzu, to nie miał swobodnego wstępu do jej pomieszczeń. Czarodziej dzielił się swoją wiedzą z ludźmi wzgórz, ale Cadoc nie słyszał by którykolwiek cieszył się aż takim przywilejem. Nie dotyczyło to jednak rodowitych Isengardczyków. Niektórzy z tych ludzi, wyposażeni w pęki kluczy bez przeszkód samotnie przemierzali komnaty i wysokie schody sanktuarium Czarodzieja. Ludzie ci jednak byli trudni w obyciu i tylko przez wzgląd na to iż znali Cadoca od lat, wdawali się z nim w głębsze czasem rozmowy, dzięki którym to i owo Dunlandczyk dowiedział się o życiu Orthanku.
Zgłosiwszy u majordoma prośbę o widzenie z Czarodziejem, Rogacz wrócił do swojego niewielkiego pokoju w podmurzu. Ostatnio ten mały własny kąt zamykał za sobą gdy opuszczali Isengard razem z Eiliandis. Warstwa kurzu i pyłków pokrywała nieliczne meble jakie były w jego posiadaniu, a tu i ówdzie swe sieci rozwinęły pająki łase na okoliczne owady, które tłumnie zdążyły do ogrodów Sarumana. Dunlandczyk przysiadł na łóżku wzbijając zeń niewielki tuman pyłu, postawił obok topór i oparłszy plecy o ścianę, zasnął.

Z jakiegoś niespokojnego snu, wybudziło go pukanie do drzwi. Sługa nie otwierając ich poinformował Cadoca, że Czarodziej przyjmie go po swej wieczerzy. Cadoc więc odzyskawszy nieco werwy do działania, poświęcił czas jaki mu został, na posprzątanie i doprowadzenie się do stanu jaki, swym zdrożeniem nie uchybiałby pokojom Czarodzieja. Targały nim przeróżne myśli, których wielodniowa droga nie wywiała mu spod sadzowłosego łba, a wśród nich bynajmniej liczne były te, w których narosła gorycz, a nawet gniew do Sarumana. Ale i tak żywił doń jakiś głęboko zakorzeniony respekt, którego nie był w stanie wzbudzić żaden z Marszałków, a nawet Król i Królowa. Niedługo później przybył krępy starszy mężczyzna o obojętnym spojrzeniu. Miał eskortować Dunlandczyka do ogrodów gdzie miał czekać Czarodzieja.

Posłuchanie tak jak ostatnio miało charakter poufny i jeśli ktokolwiek poza Czarodziejem był świadkiem raportu, to pozostało to poza wiedzą Cadoca. Sadzowłosy niczego nie ukrywał podczas zdawania relacji. Nawet tego, że powołał się na autorytet Doliny przy spotkaniu z Żelaznymi. Pozwolił sobie też bez zachęty ze strony Czarodzieja, okrasić własnymi spostrzeżeniami dotyczącymi charakteru obu lordów, czy bliźniaków którzy przewodzili Żelaznym. Na koniec zaś po chwili wahania, jednak twardo i konsekwentnie wyraził swoje zwątpienie dla celowości tej misji. Bo choć król zapewne przychylnie nań spojrzy, to całe te swaty niemocą go ogarnęły. Żaden ślub wszak nie zjedna sobie takich wrogów jak Marszałkowie, a dla Dunlandu rzecz się nawet gorzej mieć będzie, bo Król choć zwolennikiem paktowań się wydaje, to nie kwapi się do wydawania rozkazów ludziom takim jak Eogar, czy Grimborn, którzy być może będą teraz mieć więcej włóczni przeciw Wulfringom. Zakończył zaś już całkiem śmiałym przypomnieniem Czarodziejowi, że jego miejsce jest na czele klanu Rogacza, a nie na nizinach Rohanu. Nie potrafiąc skryć iż zaczyna się czuć niczym na powrozie.

Saruman Mądry słuchał wszystkiego w milczeniu. Nie przerywał, nie popędzał, nie okazywał zniecierpliwiania, ani jakichkolwiek emocji. Wydawał się naprawdę zainteresowany raportem, co ważnym było dla Cadoca. Odezwał się pierwszy raz dopiero gdy Dunalndczyk zakończył swą wypowiedź. A zaczął od reprymendy. Mądre oczy, które odbijały światło błyszczących dziś jasno gwiazd bez złości, ale stanowczo patrzyły na Rogacza, gdy upominał go, że ten więcej ma się nie powoływać na autorytet Czarodzieja. Choć nie wykluczyć, że może to kiedyś mieć miejsce.
- Dziękuję ci jednak za szczerość młodzieńcze. Tym bardziej, że o większości tego co mówisz już mi doniesiono.
Potem przez chwilę milczał i powiódł ich nocny spacer w kierunku gęstszych drzew. Zatrzymał się przy kopcu czarnych mrówek. W ciszy wyraźnie było słychać delikatny szum owadzich stóp, których plenie wiodły z wielu kierunków do wnętrza matecznika.
- Każda robi to co do niej należy, a mimo to sama kopca nie zbuduje. Kiedy jedna śpi, druga pracuje przeto ktoś z boku mógłby pomyśleć, że mrówki nie śpią nigdy. To, że one nie widzą pełnego obrazu, który tworzą nie znaczy, że każda czynność, którą robią jest nieistotna. Jest wręcz przeciwnie. Miałeś Cadocu zdobyć zaufanie króla, a mimo to na sam koniec popełniłeś błąd uciekając spod Entwade zamiast jako zwycięzca zawieść na złotej tacy Thengelowi to o co tamten prosił. Nie dopełniłeś powierzonego ci zadania.

Dunlandczyk przełknął ślinę odruchowo zdając sobie zupełnie nagle sprawę z prawdy, którą objawił mu Czarodziej. Zawiódł. Uniesiony próżną dumą, zaprzepaścił pokładane w sobie nadzieje. A teraz przychodził i… miał czelność oczekiwać. Nawet nie zauważył kiedy cała ta duma i pycha z niego uleciały. A może nie uleciały, a przyczaiły się pod srogim spojrzeniem Czarodzieja.

- Jest za wcześnie abyś rządził klanem. Kiedyś przyjdzie taki czas, ale teraz jest wiele więcej ważniejszych rzeczy do zrobienia. Aby pokonać wroga, trzeba go pierwej bardzo dobrze poznać, zwłaszcza jeśli jest silniejszy. Aby poznać słabości i zawsze trzymać bliżej niż przyjaciół. Dlatego dla twojego dobra, nie poprę teraz twojej sprawy. Chcesz czynić po swojemu, czyń. Ale pamiętaj o skutkach.

Wpatrzony w mrówki Rogacz pamiętał. Ale teraz pod wpływem słów czarodzieja konsekwencje te stanęły mu przed oczami. Wyzwanie. Pojedynek na śmierć i życie. Ślub. Pasierb. A do tego liczne wyzwania jakie stawia klan nowemu wodzowi. Klan i sąsiednie klany.
Zacisnął zęby.

- Zechciej mój lordzie Sarumanie, dać mi jeszcze jedną szansę. Nie zawiodę tym razem.

W odpowiedzi Czarodziej uśmiechnął się dobrotliwie.

- Staruszku - poprawił swój tytuł - A teraz idź chłopcze odpocząć. Jutro przyjdź pod wieżę i dołącz do mych uczniów. Będę nauczał z dolnego balkonu. A potem… Potem jeszcze porozmawiamy.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem