Mandisa najbardziej mogła obawiać się o swój los, znając już to, jak kończyły złapane kobiety wśród załogi wroga. Zapewne tuż przed złapaniem najlepszym wyjściem byłoby się zabić, więc nie było znaczenia, czy zrobi to teraz z przemęczenia próbując łapać wiatr w żagle, czy dopiero wtedy, gdy już byli złapani.
Gdy jako jedna z pierwszych na maszcie zauważyła zmianę flag na jednym ze statków i serce nie musiało już jej stawać w gardle, mogła w końcu nieco odetchnąć. Jeszcze nic nie było pewne, wciąż każda walka mogła się potoczyć różnie, ale z nowym sojusznikiem mieli znaczącą przewagę. Przypłynęło w nią nagle wiele sił. Zdawała sobie sprawę, że gdy emocje opadną, może być wyzuta z wszelkiej energii, ale miała ochotę jak najszybciej znaleźć się na francuskim statku i strzelać w te głupie, francuskie łby.
***
- Kurwaaaa! - ryknęła, ni to komentując mocne lądowanie na wrogim statku, ni to wydając z siebie bojowy okrzyk. Zresztą, czemu nie oba na raz.
Oddała dwa strzały w stronę francuzików z pistoletów, a następnie odszukała wzrokiem niedaleko siebie kogoś z ich lub Korsarza załogi, kto nieźle operował jakąś szabelką czy mieczem. Przystąpiła do niego, aby przyjmował on na siebie przeciwników z podobną bronią, a sama oddała się walce wręcz licząc, że jak najszybciej uda im się stłamsić niebieskomundurkowców.