Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2023, 15:37   #1
Bellatrix
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Wiedźmia Pieśń




22 Brauzeit 2519 KI
Eilhart, Reikland.


Jeśli ktokolwiek w Reiklandzie miałby wskazać miasto idealne dla podróżnych chcących sypnąć złotem, nie martwiąc się przy tym, że zostaną gdzieś napadnięci, ograbieni czy zabici (lub wszystko naraz), było to zdecydowanie Eilhart. Graf Johann von Hardenburg rządził tutaj twardą ręką i nie tolerował żadnych przejawów jakiejkolwiek przestępczości, przez co Eilhart uchodziło za jedno z bezpieczniejszych i najbogatszych aglomeracji miejskich po tej stronie Reiku. Miejsce słynęło jeszcze z innej rzeczy - winnice wokół miasteczka produkowały wspaniałe winogrona, z których wytwarzane było soczyste ale wyważone wino, Eilwein, powszechnie uważane za jedno z najlepszych trunków w całym Reiklandzie i okolicach. Cenione było nie tylko ze względu na swój rześki, lekki smak, ale także ze względu na słynnego “łagodnego kaca”, który nie eskalował bez względu na to, ile wina zostało wypite poprzedniej nocy.

Szlak wodny biegnący od Marienburga aż do samego Altdorfu sprawiał, że wyroby z Eilhart posiadały łatwą drogę eksportu a ponad dwutysięczne miasto co chwilę odwiedzane było przez kupców, podróżnych i innych wagabundów chcących przekonać się na własnym podniebieniu o walorach smakowych wina, lokalnie warzonego piwa i potraw, jakich nie można było spróbować w innej części Reiklandu. W waszym przypadku było jednak inaczej, gdyż przybyliście do Eilhart w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego zajęcia. Ogłoszeń o pracę nie było jednak wiele - szukano głównie tragarzy i pracowników fizycznych w dokach czy w browarze a na oferowaną stawkę godzinową mógłby zgodzić się jedynie desperat z nożem na gardle. Zbrojnej ochrony też nikt nie potrzebował, bo ulice miasteczka potwierdzały jego reputację, gdyż dosłownie co chwilę mijaliście patrole dobrze uzbrojonej straży.

W końcu jednak pojawiła się perspektywa zarobku. Trzeciego dnia poszukiwań pracy doszły was słuchy, że jeden z lokalnych poborców podatkowych, Gustav Haschke, miał zamiar zatrudnić odważnych ludzi do eskorty jego osoby do i z wioski Volkendorp leżącej cztery dni drogi od miasteczka Eilhart. Powód podróży związany był z zawodem wykonywanym przez Gustava - niedawne badanie ksiąg podatkowych Eilhart wykazało, że niejaka rodzina von Stauffer zarządzająca Volkendorp uchylała się od płacenia dziesięciny przez sześć ostatnich lat, a przecież nikt będzie okradać samego cesarza. Płacił hojnie, bo aż koronę dziennie i nie był wybredny co do kandydatów. W ten sposób spośród chętnych (a wielu ich nie było) wyklarowała się piątka mająca towarzyszyć poborcy: krasnolud znający się na leczeniu, kobieta z samopałem przy boku, dobrze zbudowany młodzian w kaftanie kolczym, mężczyzna podobny z twarzy zupełnie do nikogo oraz brodaty jegomość wyglądający na takiego, co całe życie pracował fizycznie.

Haschke przedstawił umowę, którą pozostałym jako jedyny piśmienny w drużynie przeczytał Garran i parafowaliście dokument (wszyscy prócz krasnoluda krzyżykiem, choć obrotny poborca zapisał przy każdym z nich imiona i nazwiska niepiśmiennych), zgadzając się na uzgodnione wcześniej warunki. Następnego dnia o świcie mieliście stawić się wszyscy w dokach i barką wyruszyć stamtąd do Volkendorpu, pilnując, by podczas tej wyprawy poborcy podatkowemu włos z głowy nie spadł, w zamian otrzymując koronę dziennie.


Gustav był na tyle miły (czy raczej zapobiegliwy), że wynajął wam jeszcze na noc pokoje w znajdującej się rzut beretem od doków gospodzie “Ostatnia Przygoda”. Jako, że zbliżał się wieczór, zamówił kolację, na którą składał się jeden z lokalnych przysmaków znanych jako kartoffelkase, czyli mieszankę doprawionych ziołami pieczonych ziemniaków z ostrym, stopionym serem oraz dwie butelki czerwonego wina.

- Wszystko od was mam już na papierze, więc nic tu po mnie - powiedział Haschke, gdy młoda służka doniosła jedzenie i napitek do zajmowanego przez was stolika. - Tylko mi się nie schlajcie dzisiaj jak knury. Chcę was mieć na jutro z rana trzeźwych i w gotowości, bo nie wiadomo, czy na jakich piratów rzecznych albo inne tałatajstwo po drodze do tej wiochy otoczonej bagnami nie trafimy. Ciężkie pieniądze płacę, to i wymagam. - Pukał palcem wskazującym w blat stołu po każdym ważniejszym dla niego słowie. - O świcie w dokach, pamiętajcie. I nawet nie ważcie się nie pojawić, bo będziecie ścigani za niedotrzymanie umowy. Ja nie wybaczam i nie zapominam a ręce mam długie. - Zmarszczył brwi i ściągnął wargi w kreskę. Aluzja była dla was aż nadto zrozumiała. - Jakieś ostatnie pytania, zanim się jutro z rana spotkamy? Jak nie, to dobranoc. Przynajmniej dla mnie. I pamiętajcie, nie urżnijcie się, bo potrącę z wypłaty. Z rana, przed wejściem na barkę będziecie mi chuchać, żebym miał pewność, żeście nie przesadzili. Porządek być musi!

 

Ostatnio edytowane przez Bellatrix : 02-04-2023 o 15:39.
Bellatrix jest offline