Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2023, 19:09   #2
Szelma
 
Szelma's Avatar
 
Reputacja: 1 Szelma nie jest za bardzo znany
Do Eilhart dotarła bardziej z potrzeby chwili, niż zasłyszanych wcześniej plotek na temat kupieckiego miasta, które niespecjalnie ją interesowały. Musiała po prostu znaleźć się jak najdalej od rodzinnego Middenlandu, zostawiając przeszłość za sobą, choć wiedziała, że pewnego dnia tam wróci, by zrobić, co trzeba. Miasto było głośne i tłoczne, co Anike jak najbardziej pasowało, bo czuła się tutaj w pełni anonimowa. Pieniądze z ostatniego wiktu, jaki pobrała jeszcze w Jagerhausen szybko się jednak rozchodziły i musiała rozejrzeć się za jakąś robotą. Pewnie gdyby poszła do siedziby straży to przyjęliby ją z miejsca, ale nie chciała ryzykować pewnych rzeczy, dlatego trzeba było zahaczyć się gdzie indziej. I to raczej na chwilę, bo Eilhart było jedynie przystankiem w jej dalszej podróży. Plan był prosty: zarobić jakiś dobry pieniądz i wyjechać, być może nawet do Bretonii.

Pierwsze dni nie przyniosły pożądanych rezultatów, ale w końcu trafiło się ogłoszenie od jakiegoś lokalnego poborcy podatkowego, który szukał ochrony w związku z podróżą do jakiejś wioski, o której Anike pierwszy raz w życiu słyszała. To było odpowiednie zajęcie dla kobiety z jej umiejętnościami, dlatego też udała się na spotkanie z mężczyzną a to przebiegło szybko i sprawnie, z pozytywnym zakończeniem. Nie miała problemu z wywyższającą się postawą jej nowego pracodawcy, w straży pracowała z gorszymi skurwielami.

No i korona dziennie to był świetny pieniądz, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że przez kolejne cztery dni mieli płynąć Reikiem, który roił się od strażników rzecznych. Oczywiście pewne problemy mogły się przydarzyć, ale Anike była przekonana, że większość tego czasu będą się po prostu nudzić a kasa będzie wpadać do sakiewki. Na miejscu, w tym całym Volkendorp mogło być inaczej, ale na razie się tym nie przejmowała. W swojej robocie nauczyła się, żeby nie wybiegać zbytnio myślami w przyszłość, bo mogło się okazać, że tej przyszłości o której się tak myślało się nie dożyje.

Miała współpracować z czterema chłopami, z czego jeden był krasnoludem i to w dodatku konowałem. Ciekawe. Haschke zaprowadził ich do karczmy o dosadnej nazwie, posadził przy jednym stole i zamówił żarcie z alkoholem. Tego wieczora Anika miała na sobie to, co zwykle miała, gdy załatwiała sprawy na mieście - kaftan kolczy ukryty pod ciepłym płaszczem z kapturem, do tego luźne, materiałowe spodnie i buty na płaskiej podeszwie pod kolano. Przy pasie wisiał miecz, sztylet i pistolet skałkowy w olstrze. Obok jej nogi leżał wypchany plecak, z czego pozostali mogli ujrzeć przytroczoną do niego linę i latarnię sztormową. Była średniego wzrostu, nie wyróżniała się też zbytnio urodą, gdyż podbródek i nos odziedziczyła po ojcu. I dobrze, że tylko tyle. Czarne włosy zwisały teraz luźno, ale w czasie podróży wiązała je w warkocz, by nie przeszkadzały, gdyby doszło do walki, a ciemne oczy lustrowały otoczenie.

- Spokojnie, Herr Haschke, nie przesadzimy - odparła na wywód poborcy, gdy ten skończył. Miała już dosyć jego gadaniny i chciała, żeby się po prostu zamknął i sobie poszedł. Jedno jednak chodziło jej po głowie. - Wiemy, na co się piszemy. O świcie będziem w dokach, tak, jak umówione było. Nie ma co się zawczasu denerwować. Co do pytań, to są jakieś szanse, że ci von Staufferowie stawiać się będą? Jakieś wieści z tej wioski docierały ostatnio tutaj? Lepiej być zawczasu przygotowanym na różne ewentualności.

Czekając na odpowiedź poborcy wcinała pieczone ziemniaki z serem, celebrując każdy kęs i popijając winem. To naprawdę było świetne żarcie!
 
Szelma jest offline