Dzień +7.
Los Angeles.
Sobota, 17 czerwiec 2023.
Do południa.
Na ulice, nie wychodzi samotnie już praktycznie nikt. Ani w dzień, ani w nocy. W nocy zresztą ogłoszono godzinę policyjną od 22 do 6 rano. Było po prostu zbyt niebezpiecznie… pojawiały się bandy napadające na ludzi, jakieś pojedyncze świry, choćby z maczetą, do tego również fakt, iż było coraz mniej wojska, policji, i innych służb mundurowych na ulicach, wcale sprawy nie ułatwiało.
W sklepach świeciło pustkami, i nie było najmniejszego sensu się do nich wybierać… zresztą i tak, tak wszystko ograbiono, że nikt już nawet się nie kwapił do nich włamywać.
Były coraz większe przerwy w dostawach prądu, wody, i gazu… zaczynało również co niektórym brakować żywności.
Coraz częściej dochodziło również do przerw w nadawaniu tv i radia, a nad Los Angeles latało zdecydowanie mniej wojskowych śmigłowców, niż kilka dni wcześniej.
Rząd pisał w internecie, i podawał w wiadomościach telewizyjnych, o zorganizowaniu dostaw żywności i leków… mieszkańcy SB Tower, wybrali się do takiego punktu tylko raz. Raz i chyba nigdy więcej.
Skończyło się tragicznie.
Tysięczny tłum chciał jak najwięcej, i jak najszybciej… i sprawy wymknęły się spod kontroli. Nie pomogły gadki przez megafony, w końcu i groźby…. A później i gaz łzawiący, pałowanie, oraz gumowe kule. Poleciały kamienie i butelki, aż w końcu ktoś z cywili zaczął strzelać. Wojsko więc również odpowiedziało ogniem.
Zabici i ranni, po obu stronach, zadeptani ludzie na śmierć. Wielu aresztowanych… Płacz i zgrzytanie zębów, nienawiść do wszelkiego munduru. Ale bydło same sobie winne?
~
Jednak to nocami było najgorzej.
Często było słychać krzyki przerażenia, jakby kogoś mordowano… od czasu do czasu padały strzały. I w mroku przemykały jakieś dziwne stworzenia, wielkości… tygrysów??
Najlepiej było wtedy nie włączać w mieszkaniu światła, nie hałasować, zasłonić okna, i siedzieć cichutko jak myszka. Inaczej, ktoś lub coś przyjdzie, zwabione światłem i dźwiękami. Przyjdzie z mroku, i będzie zabijać.
Bezdomni już dawno zniknęli z ulic…
***
Babci Tamez nie było widać od paru dni, nie otwierała również drzwi mieszkania, gdy ktoś pukał. A jej koty strasznie miałczały.
Charlotte odeszła od Eve, "za swoim chłopakiem". Tatuażystka została więc sama w mieszkaniu(podobnie jak Sandra)...
…i Robin. Zapłakany gej, powiedział sąsiadom, że jego partner, Thomas, poszedł jeszcze po jakieś zakupy, i od wczoraj nie wracał. Telefonu również nie odbierał.
***
Główne drzwi budynku SB Tower, w końcu ktoś w nocy rozpieprzył kompletnie… i zaczęto napadać na mieszkańców.
Pierwsze trzy piętra oberwały najgorzej, byli zabici i ranni. W końcu jednak mieszkańcy dolnych pięter bloku zebrali się do kupy, i przepędzili napastników. Postanowiono również wystawiać "straż sąsiedzką" na parterze, na cały dzień, i całą noc… i to pod przewodnictwem Malvina! Ktoś miał bejzbola, ktoś metalową rurkę. Rewolwer. Łom. Pistolet. Nóż. Gaz obezwładniający. No i jakoś to było.
Dzień +10.
Los Angeles.
Piątek, 20 czerwiec 2023.
Do południa.
W nocy z czwartku na piątek, ktoś lub coś, zmasakrowało "straż sąsiedzką" w lobby budynku. Było słychać wrzaski, strzały, zwierzęce ryki(?!), a potem przerażającą ciszę…
Nikt nie śmiał tam zejść, aż do rana. Nikt nie wychodził z mieszkań, modląc się za zabarykadowanymi drzwiami własnych czterech ścian, by nie być następnym.
Sceny, jakie rano zastano w lobby, były jak z największych koszmarów. Zmasakrowani ludzie, często porozrywani na kawałki, wszędzie krew i flaki, i ślady wielkich pazurów…
SB Tower, powoli z bezpiecznego miejsca, stawało się kpiną.
Co prawda, prądu nie było już na stałe, i windy nie działały, ale można było wszędzie dojść schodami, zarówno głównymi, jak i bocznymi. Na każde piętro, do każdego miejsca w budynku. A potem, rozwalić drzwi do dowolnego mieszkania, by mordować i grabić.
Nie byli już tu bezpieczni. No chyba, że coś z tym zrobią. W końcu drzwi na klatkach schodowych były solidne, metalowe, przeciwpożarowe, i bez żadnego okienka… a co niektórzy mieli sporo narzędzi, i to różnorodnych. Nie tylko w mieszkaniu, czy piwnicy, ale i w roboczym aucie…
~
Wielu ludzi zaczęło opuszczać blok. Można było obserwować z balkonów, jak co pewien czas wyjeżdżają z podziemnego garażu auta, jak i podjeżdżają pod sam SB Tower, i zabierają kogoś… gdzie? Cholera wie.
A Rząd ponoć wydawał zapasy na obrzeżach miasta, daleeeeko od ich wieżowca, albo i helikoptery sporadycznie osadzały palety na ulicach, które pustoszały w ciągu kilku minut, również pod znakiem "kto pierwszy, ten lepszy(i kto silniejszy)…"
***
Problemy z powodu całkowitego braku prądu… cholerne klimatyzacje już nie działały, i lodówki też.
Problemy z żywnością.
Pierwsze problemy z wodą…
Gaz jeszcze był. Jeszcze można było gotować w kuchni.
Wszelkie zagrożenia z zewnątrz, mogące się pojawić w dowolnym momencie, najzwyczajniej w świecie, wchodzące sobie po prostu do budynku.
To były sprawy, jakie teraz mieli mieszkańcy SB Tower na głowie(a przynajmniej ci, którzy jeszcze go nie opuścili). A letnie upały, osiągające i 30 stopni, wcale w tym wszystkim nie pomagały. Jak i fakt, że w LA, to w sumie, padało tylko teoretycznie przez… 2 dni w całym roku!!
Pralnia
- Na dachu jest woda? W basenie i jacuzzi? - Powiedziała Felicia.
No ale ta woda była chlorowana… i raczej już "nieświeża"?
- Uchhhh… Uch! - Pamelka zaczęła nagle nerwowo trzepać rączkami, jakby… suszyła sobie paznokietki. Ale nie, tu nie o to chodziło. Pewnie zrobiła się nerwowa, z powodu opcji wybierania wody z basenu, i braku możliwości pływania? Jeff chwycił ją w pasie, i przyciągnął do siebie.
- My się chyba stąd wyniesiemy - Powiedział gruby Michael, a gruba Judith mu przytaknęła - Tak! Tu jest do dupy! Czas uciekać z tej pułapki!
- Po tym co się stało na dole, zmieniam zdanie. Siedzenie tu jest do dupy. A wojsko nie jest w stanie kontrolować każdego krzaka. W razie czego, w nocy, jakoś się wydostaniemy poza LA, do rodziny zwiejemy, i tyle - Dodał Michael.
- Potrzebujemy… żywności… - Powiedziała nieco blada Eve. Widać było, iż jest trochę niedożywiona. Zresztą Anton również, i Harry, i Malvin…
***
Komentarze za chwilę.