Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2023, 07:13   #31
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Powrót na “ósme piętro”

Wrócili. Byli. Trafili bezpiecznie na “ósme piętro”... a było tak blisko! Rząd sobie jawnie nie radził. Rozgorączkowana policja co otwiera ogień jak tylko zobaczy ludzi. Najpierw otwiera ogień! Pyotr miał tylko nadzieję, że ich technicy mają tonę roboty, albo i nawet sobie odpuszczają z natłoku zajęć… dlaczego? Bo oberwał, a to oznaczało ryzyko, że jego krew mogła, ale nie musiała, zostać na miejscu…

Może i oberwał, lekko, ale jednak!

Rząd sobie nie radził… a on? Miał więcej szczęścia niż rozumu. Co innego robić włam od początku do końca, a co innego przejmować po kimś. Cholera wie ile tam gościli poprzednicy co zwiali. Cholera wie, no i wpakowali się w kabałę! Oby odpuścili wysyłanie techników…

Teraz jednak wrócili z tarczą. Mieli mleko, mieli leki, mieli skromne zapasy, mieli broń… pożal się Boże broń… ale broń.

~

Felicja jak tylko go zobaczyła od razu go zatrzymała i nie minęła chwila byli u niej. Wiedział, że będą pytania…

Kobieta wyciągnęła profesjonalną apteczkę, po czym zabrała się za ranę Pyotra, nawet dając mu zastrzyk przeciwbólowy ze strzykawki. Coś się polakowi wydawało, że ona miała i sporo rzeczy z roboty w domu.
- No to opowiadaj - Powiedziała.

I jaką tu wersję wydarzeń jej przedstawić? Po sekundzie namysłu, niemalże bez zastanowienia, miał odpowiedź. Na spokojnie ją przekazać…
- By włam do apteki to przegnaliśmy złodziei i weszliśmy do środka szukać personelu, ale nikogo nie było. Tylko co weszliśmy podjechała policja i otworzyła do nas ogień. Jak widzisz udało nam się uciec.
- Powiedzmy, że wierzę… - Felicia spoglądała sceptycznie na Piotra - A teraz tu nie patrz, tylko gdzie indziej, a ja się z tym trochę pobabram…
- A co ja z cukru jestem? - zapytał rozbawiony - Byłem już szyty i opatrywany w życiu. Po oddaniu krwi czuje się lepiej. Nawet patrzę jak ze mnie uchodzi.
Zaśmiał się lekko.
- Jak bardzo chcesz nie będę patrzał. Jeśli tak Tobie łatwiej będzie. - przyznał.
- Niektórzy mdleją, inni rzygają, są zieloni, niebiescy, różnie to bywa… zwyczajne sprawy - Wyjaśniła kobieta - Nie każdy jest na luzie, gdy się grzebie w jego ciele… dobra, to tu tak… a tu tak…

Po kilku dłuższych chwilach było po sprawie. Pyotr nie zemdlał, ani pawia nie puścił, Felicia zajęła się profesjonalnie raną, i ją nawet bardzo prościutko zszyła. Do tego opatrunek, no i gotowe.

Po wszystkim powiedział.
- Dzięki, naprawdę masz fach w dłoni. W pracy widziałem różne… wypadki. - uśmiechnął się nieznacznie, ale nie wesoło - Niektóre paskudne. Naprawdę. Idziemy do reszty? Przyznam, zaskoczyłeście nas tym grillem.
- Trzeba się… "odchamić" - Parsknęła kobieta, sprzątając duperele medyczne, i ściągając lateksowe rękawiczki - A ty… jeszcze raz taki numer… to… - Nie dokończyła, i miękko ucałowała chłopaka w usta.
- Ano - przyznał z uśmiechem - Poza tym mam dobrą i złą wiadomość odnośnie zakupów. Zła jest taka, że wyprzedali wszystkie gumki…
- A ta dobra? - Felicia uniosła brewkę.
- Mam to. - powiedział i wyciągnął blister dwudziestu ośmiu tabletek z kieszeni bluzy. Czemu tylko blister a nie całe opakowanie? To było dobre pytanie!
- Hmmm… - Kobieta zerknęła na tabletki antykoncepcyjne, i na chłopaka - Hmmm - Powtórzyła, z gdzieś tam czającym się w kącikach ust uśmieszkiem.
- Hmmm… hmm? - również zamruczał wręczając jej tabletki.
- Na jeden cykl to się nie opłaca brać? - Powiedziała Felicia z przelotnym uśmiechem.
- A kto powiedział, że jeden? - zapytał lekko zadziornie i poklepał plecak, by wyjąć z niego opakowanie, “...a niech stracę…”… - …tylko trzymaj w plecaku, razem z niezbędnymi rzeczami, gotowa do ewakuacji na wypadek najgorszego. Teraz mamy kwarantannę… ale wciąż nam grozi trzęsienie, powódź, czy pożar, a ciężko w tych czasach cokolwiek zdobyć.
- Ty łobuzie… ale wiesz, że żeby je brać, muszę poczekać do miesiączki, i wtedy, przy niej, od pierwszego dnia je brać? A to by było… za jakieś trzy dni - Wyjaśniła kobieta, podchodząc do niego, i kładąc dłonie na jego torsie - Ale jak chcesz… to nie widzę problemu. Możemy tak…
- Jestem niegrzecznym łobuzem… - mruknął z uśmiechem. A ona go pocałowała, trochę bardziej namiętnie, co odwzajemnił.
- To jak, wracamy na BBQ? - Uśmiechnęła się pielęgniarka.
- Wracamy, ale… - uśmiechnął zadziornie - …jeszcze tu wrócimy. Co powinienem wiedzieć o tym BBQ?
- Jill dała w prezencie Malvinowi jakiegoś świerszczyka, a ten się obraził chyba, i uciekł. Nie mam pojęcia o co w tym chodzi…
- Sprawdzę co u niego. Dziwnie się obrażać o taką pierdołę. Może mieć problemy z sobą o których nie wiemy, a jest w końcu naszym security… i do tego z naszego piętra.
- A co ty jesteś, z… opieki? - Zdziwiła się Felicia - Facet dorosły, czy nie? Więc jego decyzja, proste. Jak ma jakieś fochy, albo inne takie fanaberie, to jego sprawa…
- Masz rację… - przyznał - …ale z drugiej strony jeśli ma coś z głową warto chyba wiedzieć, nie? Chyba, że tak po prostu, ma kija w dupie i tyle.
- A kto w dzisiejszych czasach nie ma fioła? - Parsknęła kobieta - Dobrze… nie wiem jak ty, ale ja idę BBQ, i mam zamiar się tam dobrze bawić - Dodała, i pokazała figlarnie języczek.
- Nie kuś… - mruknął - …nie każmy na siebie czekać.

BBQ na dachu: Eve

- Co tam Eve? - zapytał Pyotr podchodząc do kobiety z piwem w dłoni. Choć przy niej z uporem maniak kręcił się “Ostry” to Polakowi to nie przeszkadzało. Ani trochę… był pewnym siebie skurczybykiem.
- W sumie nic, a co? - Powiedziała z lekkim uśmiechem tatuażystka, również pijąc piwko - Słyszałam, że do ciebie gliniarz strzelił??
- Psy jebane, yo! - Dodał "Ostry".
- Gliny są nerwowe, widać sytuacja jest poważna i nie dają sobie rady. - odpowiedział Pyotr.
- Zawsze fiuty takie były - Mruknął czarnoskóry.
- Ale dobrze, że nic poważniejszego się nie stało - Powiedziała Eve, mrugając do Piotra który się uśmiechnął.
- Tak to jest jak się wychodzi ostatnim po upewnieniu się, że reszta jest bezpieczna.
- Yoooo, jaaassne… - Zarechotał Simon. A Eve pokiwała głową, ale patrząc na polaka.
- W sumie… - spojrzał i zwrócił się do czarnucha białas - dobrze, że jesteś z nami "Ostry"... jest sprawa.
- Nawijaj o co biega - Powiedział niby-gangster. A i Eve się zaciekawiła…
- Ponoć potrafisz wszystko załatwić. Klamka potrzebna i pestki do niej. - odpowiedział Piotr - Taka dobrego kalibru. Popytasz wśród swoich?
"Ostry" spojrzał na niego jakoś tak krzywo…
- Nie słyszałeś co "Tha Nutz" gadał? Taki chuj, nie da się. Kto co już ma, to ma, i chuj!

A Eve parsknęła, po czym napiła się porządnie piwka… a reakcja Pyotra była podobna.
- Kto nie pyta, nie zyskuje, co nie? Zasady… - uśmiechnął się krzywo - …wiesz jak to z nimi.
- Taaaa… taaa… dobra, idę się odlać - Powiedział czarnoskóry, a ruda zamrugała oczami - A ty mi laski nie rwij… - a ruda zamrugała po raz kolejny, teatralnie.

No i "Ostry" gdzieś tam poszedł, opuszczając chwilowo dach…
- Ja pierdzielę, normalnie "Mr Charming" - Roześmiała się Eve.
- Myślisz, że da mi lekcję, czy dwie? Zdaje się znać na rzeczy… taki… bezpośredni. Taki w punkt. - Piotr się szeroko uśmiechnął w zadziornym rozbawieniu. - Nie wiedziałem, że jesteście razem.
- Ja i on razem? Chyba zgłupiałeś… - Powiedziała rudowłosa, i dokończyła piwo - Prędzej mi kaktus wyrośnie…
- Ahhhaaa… - roześmiał się i napił piwa - …ale tak, byłbym zaskoczony. Chłopak zły nie jest. Tylko problematyczny, zbuntowany, trochę narwany. Choć przyznam, przydał się na tym wypadzie na miasto.
- Każdy się do czegoś przydaje? - Eve wzruszyła ramionami, po czym spojrzała na swoją pustą butelkę po piwie…
- Ponoć. - odparł i dodał rozbawiony po opróżnieniu piwa - Zepsuło się? No pacz… mi też… Trzeba naprawić! Do wodopoju!
I ruszył w stronę stołu z piwem, a Eve za nim.
Pochwycili po piwie.
- Zdrówko!

BBQ na dachu: Jeff

Gdzieś w trakcie grilla do Jeffa podszedł Pyotr.
- Mieliśmy farta, co nie?
- Z tą apteką? - upewnił się Jeff. - W pierwszej chwili myślałem, że gliniarze nas dorwą. Ale, teoretycznie, posterunek policji to powinno być najbezpieczniejsze miejsce w mieście. - Uśmiechnął się.
- No nie wiem. Zależy z kim by nas zamknęli, a to mi się nie uśmiecha - odparł Pyotr - Nadal przekonany, że sobie radzą? Czy może 'najpierw strzelaj' to tutaj norma?
- Jeden głupiec nie świadczy o stanie umysłu pozostałych - stwierdził Jeff. - No i raczej nie strzelają do tych, co siedzą w celi... Ale jeśli chodzi o towarzystwo, czy raczej jego brak - spojrzał w stronę Pameli - to faktycznie ma znaczenie.
- Pozwolę sobie być pesymistą. Nie raz mnie to uratowało... - mruknął Pyotr - ...obym się mylił, bo jest gorzej niż za BLM, czy szturmie na Capitol. Nie wysyła się wojska by objąć miasto kwarantanną ot tak.
- Czegoś się boją. - Jeff nie wyglądał na zachwyconego. - Co gorsza, nie chcą nam powiedzieć, o co chodzi. Wygląda to jak w jakimś filmie katastroficznym - dodał.
- Żyjesz tu od dziecka, nie? Ja jestem przyjezdny... coś takiego miało kiedyś miejsce? - zapytał Wodolejski - Wiesz szukam jakiegoś logicznego powiązania, czy odniesienia, ale znaleźć nie mogę.
- Tak na pierwsze i nie na drugie - odparł Jeff. - Nie kojarzę takiej sytuacji. Nie widziałem, nie słyszałem. Najwyżej w filmach.
Nie dodał, że znaczna część z tych filmach źle się kończyła dla większości mieszkańców.
- Może trzeba by dokładniej śledzić internety - dodał.
- Może. - przyznał Piotr - Miejmy oczy i uszy otwarte, a nic nas nie zaskoczy. Teraz? Teraz odpocznijmy od tego wszystkiego...
- Piwo, kiełbaski, panienki...? - Jeff spojrzał w stronę reszty towarzystwa. - A od jutra znów weźmiemy się trzymanie oczu dookoła głowy.
- Brzmi jak plan. - odpowiedział z uśmiechem Pyotr - Carpe Diem póki trwa!

Parter: Malvin

Malvin usłyszał pukanie do drzwi swojej stróżówki gdzieś przed dziewiętnastą. Był to Pyotr... z papierowym talerzykiem i dwoma grilowanymi, gorącymi, kiełbaskami na nim, oraz plastikowym widelcem. Stał tak z tym z lekko uniesioną brwią.

- Wiesz, że jesteś zaproszony na to całe BBQ? - zapytał prosto z mostu.

Ochroniarz ściszył radio, spojrzał najpierw na Polaka a potem kiełbaski, które ten trzymał na tacce. Zastanawiał się czy jest w nich środek na przeczyszczenie, czy tylko jakieś ludzkie wydzieliny. Najwyraźniej wychodząc przedwcześnie z imprezy, popsuł komuś dowcip, więc wysłano ochotnika by zrealizował wcześniej ustalony plan.

- Wiem, no i co w związku z tym? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

Pyotr przyglądał się stróżowi przez chwilę nim odpowiedział.

- Żeby nie było, doceniam, że na poważnie... trochę zbyt poważnie... podchodzisz do swojej roboty jako stróż. Choć po prawdzie wątpię by zaatakowali nas za dnia, ale jak tam chcesz. Krótka piłka. Idziesz się odchamić przy żarełku i piwie jak my wszyscy na górze, czy wygodnie ci tak jak jest tu na dole?

- Mój terapeuta zabronił mi unikać stresowych sytuacji. Czasem mam za krótki lont a wtedy dzieją się złe rzeczy. Inaczej mówiąc bardzo łatwo mnie wkurwić - wyjaśnił Larusso posyłając Wodolejskiemu znaczące spojrzenie. Wbrew temu co właśnie powiedział Malvin wyglądał na spokojnego choć wyraz twarzy jak zawsze przypominał podobiznę wściekłego bulteriera - Baw się dobrze chłopcze. Byle nie za dobrze, żebym nie musiał potem po tobie sprzątać.

Pyotr widać było, że się zastanawiał, aż pokiwał głową i z słabym uśmiechem odpowiedział.
- Spoko, dopilnuję tych na górze. Możemy się nie zgadzać w pewnych kwestiach, ale mój rodzimy kraj nie jest całkowitym bezprawiem... jeszcze. Zobaczy się po wyborach. Więc... Chcesz te kiełbaski, czy przynosiłem na próżno i sam mam je zeżreć? Wybacz, że bez piwa, ale założyłem, że wybrałeś służbę ponad BBQ.

- Ktoś mi nasrał ostatnio na wycieraczkę, więc bez urazy, ale nie wezmę od nikogo żarcia, którego sam nie przygotowałem - odpowiedział ochroniarz, całkowicie poważnie - Ale ty się nie krępuj chłopcze. Smacznego.[/quote]

- Zrozumiałe, choć nie rozumiem, kto ani po co. - stwierdził Wodolejski
- Wracam na górę. Przemyśl, jeszcze, chwile tam będziemy. Służba nie drużba, ale zrobisz jak będziesz uważał za słuszne. - Chwycił w dłoń mięsko i odwracając się wziął gryza by ruszyć w niewdzięczną wyprawę… schodami do góry. No cóż, przynajmniej spali trochę alkoholu…

BBQ na dachu: Anton

Pyotr dopiero co przegryzł piwo kiełbaską… i z nieodłącznym piwem w dłoni, choć wolałby whiskey, przybliżył się do ruska.
- Powiedz mi Anton… służyłeś w Armii Czerwonej?
- Ummm… He? - Starszy facet oderwał wzrok od zgrabnej dupci Pamelki - Cszo? A da… znaczy się tak. Kiejdyś, jak każdyj młody…
- Hmm… - widać było, że Pyotr się namyśla - …wiem czego was tam uczą. Jesteś już tu w Stanach trochę to pewnie myślimy podobnie. Rząd sobie nie radzi… a mi się przyda człowiek co umie zabijać. Wolałbym nie… ale cholera wie co przyniesie życie. Nie wysyła się wojska z powodu głupiego meteorytu. Myślisz, że coś przed nami ukrywają?
- Job twoju… - Powiedział Anton, i się zaśmiał - No a njie? Każdyj coś ukrywa… USA, Rossija, Chińczyki. Tak to jest.
- W rzopa… - stwierdził grobowo Pyotr i się zaśmiał - …Pamelka jest Jeffa. Nie podbieramy sobie, nasze piętro ma się trzymać razem. Wiem i widzę, że jesteś… głodny… ale to są nasi. Kapisz cszo ja mówie?
Anton spojrzał zdziwiony na chłopaka, po czym zmarszczył brwi.
- Pyoter, ty tam chuja wjesz… a ja patrzeć njie mogem? I tak mam ljepsze… - Wyszczerzył zęby.
- To dobrze. - odparł polak z lekkim uśmiechem - Przyznam, że mam zgryza… i chcę się upewnić, że stoimy po tej samej stronie. Sprawdziłeś się na dzisiejszym wypadzie, sam pilnowałeś naszych zdobyczy…
Zamilkł.
- Pamiętasz, tą pożal się bogi pukawkę co nabyliśmy w lombardzie?
- Da, tak, zabaweczka… - Powiedział Anton - Kalasznikov, to jest broń!
- Jest. Dobry, solidny, niezawodny… ale… ta zabaweczka wymaga wprawnego oka i ręki by była zabójcza. Zgodzisz się ze mną?
- Da - Padła krótka odpowiedź, wśród uważnej obserwacji Piotra.
Pyotr sięgnął do kieszeni i wyciągnął broń i pestki do niej.
- Z nas wszystkich myślę nadajesz się najlepiej jako opiekun tej zabaweczki. - stwierdził - Pestek mało, więc jako ostateczność. Ufam ci… mogę ci zaufać, prawda?
- Njie do końca… rozumiem? - Powiedział Anton, rozglądając się, czy nikt się nie gapi, zapewne z powodu wyciągniętego na wierzch pistoletu - Szto ty chcesz Pyoter? - Rusek się minimalnie uśmiechnął.
- Wierzę, w odpowiednie lokowanie zasobów… - odpowiedział Pyotr - …przyjmiesz tą broń i będziesz strzegł ósmego piętra, jego mieszkańców i zasobów, oraz nigdy nie użyjesz jej przeciwko nam?
Starszy facet na słowa chłopaka aż wstał, ale zaraz usiadł… bo chyba mu się jakoś głupio zrobiło.
- Alje ty zapłaciłeś - Powiedział.
- Zapłaciłem i to moja decyzja. Jak słowianin słowianinowi. Jak brat bratu, chcę ci zaufać… - odpowiedział Pyotr - …przyjmujesz tą broń by walczyć o słuszną sprawę i używać jej w obronie niezbędnej kiedy wszystkie inne środki zawiodą?
- Друзья познабтся в беде… znaczy się… przyjaciół poznajie się w biedzjie - Uśmiechnął się Anton, po czym wyciągnął rękę do Piotra, który ją uścisnął - Masz mojie słowo Pyotr! Haraszo!! To co, napijiemy się vodki?
- Napijemy!

Wizyta u Babci Tamez

Babcia… nie było z nią żadnego kontaktu co niepokoiło Pyotra. Nie widział i nie słyszał od niej zdaje się już kilku dni. Po krótkim namyśle zdecydował się sprawdzić co u niej… zabierając ze sobą Felicję jako wsparcie medyczne i Antona jako wsparcie bojowe. Musiał być gotowy na wszystko. Od złego stanu zdrowia, po niechcianego lokatora…

Teraz przechodzili na jej balkon. Najpierw Anton, potem on, a na końcu Felicja.
- Łatwo wejidziemy - Powiedział starszy mężczyzna, wskazując na drzwi balkonowe, pozostawione "na kipę"... a w salonie przebiegły dwa koty.
- Dobra nasza. - stwierdził Pyotr - Anton, pierwszy.
Po wciśnięciu zaś ręki w drzwi balkonowe przez szparę, i ich otwarciu nie całkiem jak należy, weszli do środka…
- Babciu? - zapytał głośno Polak. Gdzieś tam zamiałczały koty. A do nosów trzech osób dotarł fetor ich fekaliów w mieszkaniu, plus jeszcze jeden, dziwnie słodki smród.

Babcię Tamez znaleźli na podłodze łazienki. Leżała tam na wznak na plecach, sina, w koszuli nocnej, i z… odgryzioną połową twarzy. Zeżarły ją już częściowo jej własne kotki??

Antonowi się paskudnie odbiło, po czym pobiegł do kuchni, trzymając dłoń, przy ustach, ale rzygi i tak już tryskały… puszczał wiele solidnych pawi do zlewu. Felicia, nieco blada, ale trzymała się dzielnie, Piotr również jakoś wytrzymywał.
- Jobany wrot… błeeeeeech… szlag by to… błeeech… - Stary rusek wymiotował na całego.
- Ough… ekee… - wydusił z siebie Polak - Felicja… to dzieło kotów?
- Na to wygląda. Słyszałam o czymś takim… i również takie domowe zwierzęta, najpierw zabierają się za miękkie części… - Powiedziała krzywiąc się pielęgniarka.
- Oszczędzisz nam szczegółów?? - Burknął znad zlewu ciężko dyszący Anton.
- Dzisiaj na kolację kocizna… - mruknął Pyotr - …choć naprawdę kocham te kociaki. Wybacz babciu…
Oddychał płytko, by nie wdychać słodkiego zapachu śmierci… wiedząc, że ten zapach zostanie z nim do końca życia.
- Sprawdźmy zapasy. Kocia karma też jedzenie? - zapytał pielęgniarkę niepewny, czy zjadliwe dla ludzi.
- Najzdrowsze to to nie jest, ale z braku laku, owszem, można zjeść - Powiedziała Felicia.
- Dobra, szukaijmy co trzeba, i stąd idziemy…

Przeszukali więc mieszkanie babci Tamez, znajdując nawet sporo zapasów. Było jedzenie, była woda, były nawet słodycze. Wszystkiego razem do kupy jakieś dobre 4 reklamówki.

Pyotr przykrył babcię Tamez obrusem… i spojrzał na zebranych.
- Co zrobimy z kotami? Jak je zostawimy prędzej czy później i tak się wykończą… o biednej babci nie wspominając. Anton… jadłeś kiedyś kociznę?
- Nie, i nie mam zamiaru - Powiedział stanowczym tonem rusek, otwierając już drzwi mieszkania, by z niego wyjść.
- Pyotr, powiedz mi, że żartujesz? - Felicia spojrzała na polaka z niepewnością.
- Czarny humor. - odpowiedział gorzko, po czym dodał już łagodnie - Wypuścimy je na zewnątrz. Koty to zmyślne bestie, w ciągu jednego pokolenia dziczeją. Dadzą sobie radę na wolności…
Zamilkł patrząc na futrzaki z pewną dozą smutku, potem na kobietę.
- Adoptujemy jednego?
- Nieeeeee, dzięki… zwierzęta nie dla mnie, nigdy nie miałam, i nie mam zamiaru - Powiedziała kobieta.
- Nie wiesz co tracisz. - stwierdził z lekkim uśmiechem, kierując się do wyjścia z mieszkania - Anton? Słabo wyglądasz… Jak stoisz z zapasami?
- Jestem o krok od zeżarcija gazety - Burknął rusek.
- Weź dwie. - stwierdził Pyotr kiwając głową na reklamówki - My jakoś damy radę po jednej i dzięki, że zgodziłeś się nam pomóc.
- Njie ma za co… i też dzjięki - Powiedział starszy facet, lekko się uśmiechając.
- Chodźmy stąd… nic tu po nas… - powiedział Wodolejski upewniając się, że zamknęli drzwi na balkon i posyłając ostatnie spojrzenie w kierunku łazienki. Babcia Tamez nie żyła…
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 04-04-2023 o 05:38.
Dhratlach jest offline  
Stary 02-04-2023, 19:28   #32
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Harry nie przyszedł jako pierwszy, ale przyszedł z towarem. Trochę żarcia, które postawił obok reszty, trochę piwa. Ludzie powoli się zjawiali, Pamela była seksowna i próbowała rozruszać imprezę. Bez skutku. Ta była niemrawa i sztampowa. I nic nie zapowiadało jej odmiany. Patrige’owi to nie przeszkadzało. Na dziś miał dość “atrakcji”... wystarczył zapach kiełbasek. Można było wiele powiedzieć o “wielorybach”, ale z pewnością znali się na grillu.

- No hej, żyjesz - Powiedziała Jill po podejściu do Harry’ego, kiwając głową przy okazji.
- No… jakoś się tak złożyło.- przyznał z uśmiechem sportowiec. - A ty czujesz się już lepiej?
- Dalej morda boli, ale po dowaleniu Malvinowi lepiej… - Mruknęła dziewczyna.
Harry spojrzał na opuszczającego BBQ Malvina, potem na Jill, potem na Malvina, potem wzruszył ramionami komentując.
- Masz dziwne rozrywki.
- Znaczy się, ja mu nie jebłam, tak dosłownie, tylko dowaliłam z pewną rzeczą? - Wyjaśniła dziewczyna - A co, ty masz lepsze rozrywki?
- Na pewno lepsze… - przyznał Harry i wzruszył ramionami. - Choćby Netflixa.
- Taaaa, niech zgadnę, "Netflix and chill"? - Zaśmiała się Jill.
- Tak. To dobra rzecz w obecnych czasach. Dość mam ekscytacji łażąc obecnie po ulicach. Nie potrzebuję kolejnej szarpaniny nerwów, gdy odpoczywam.- odparł spokojnie Harry.
- Czyli mam rozumieć, zapraszasz mnie? - Dziewczyna się drwiąco uśmiechnęła.
- Na Netflixa… póki działa.- odparł Harry i rozejrzał się po towarzystwie, zastanawiając się kto jeszcze mógłby się skusić na taką rozrywkę.
- Łe tam Netflix… - Uśmiechnęła się Jill, mrużąc oczka.
- Jest jeszcze trochę starych DVD. Jeśli nam sieć odetną.- stwierdził po namyśle i rozejrzawszy się po zgromadzonych.- No i założę się, że Akiko ma jakieś gry planszowe.
- Ja pier… Harry… - Dziewczyna pokręciła głową - Nie pij już… albo… napij się więcej? - Zaśmiała się.
- Wiem, wiem… planszówki to gówniana rozrywka, ale czeka nas znów zamykanie się w domach. I ewentualnie takie pool party, jak to. Nic specjalnie ekscytującego.- wzruszył ramionami sportowiec. - Ale bezpieczniejsze to niż łażenie po barach.
- Podobnie jak twoje DVD… - Powiedziała Jill - Dalej nie kapujesz?? - Golnęła sobie piwka.
Harry spojrzał na Jill przyglądając się przez chwilę.- Nie bardzo chyba.
- Ehhh… Netflix jest do dupy, podobnie jak DVD… czy jakieś gierki? Więc skoro nie Netflix, to… - Powiedziała dziewczyna, robiąc dziwną minkę.
- Tooo… - zadumał się Harry i upił piwa. - Ja nie jestem w nastroju, a ty nie jesteś w formie.
- Serio?? Serio, serio? - Wielce zdziwiła się Jill.
- Serio. - potwierdził Harry popijając piwko.
- Nie wiesz co tracisz… i jednak cipa jesteś - Powiedziała Jill, po czym pokazała mu "faka" prosto w twarz, i od niego odeszła…
Harry wzruszył ramionami patrząc jak Jill odchodzi. Ocenił jej postać, stwierdzając w głowie, że… w sumie nie traci tak wiele. Na swój sposób ją lubił, ale w ogóle go nie pociągała fizycznie.

Cała ta gadanina sprawiła, że Harry zgłodniał i ruszył ku Terrelowi i Collins, by wziąć parę kiełbasek i kolejny browar.

~

Wracając do domu po imprezce, zauważył ogłoszenie wywieszone na tablicy.
Nabór do straży sąsiedzkiej, O szczegóły pytać…
Przyglądał się mu przez chwilę rozważając wszelkie za i przeciw. I ostatecznie uznał, że przy najbliższej okazji rzeczywiście zapyta Malvina Larusso o szczegóły. Bo czemu nie ?
Co prawda Harry nie był pewien, czy chce wstąpić do tej straży, ale był ciekaw. A samo pytanie to jeszcze nie angaż.
Cóż… był najedzony, nieco popił piwa. Zamierzał teraz skorzystać z Netflixa, póki działa i zrelaksować się. Trzeba cenić drobne przyjemności w życiu, póki są.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 02-04-2023, 20:56   #33
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Szybko zbyła awanse "Ostrego". Miała dzisiaj dość romansowania po tym, co rano odwalił Sammy. Oczywiście czarnoskóry był znacznie innym typem, który zapewne co najwyżej liczył na szybki numerek, żeby pokazać jaki to on nie gangsta i macho. Na pewno nie z Sandrą takie sprawy. Już wolałaby być z klawiszowcem, chociaż... brr...

Całe przebywanie na imprezie było jej dość trudno znieść. Jej humor się mieszał, przez chwilę było przyjemnie, by zaraz wszystko nabrało negatywnych barw. Jak na przykład wtedy, kiedy nagle wszyscy sobie przypomnieli o kimś takim, jak właśnie Sammy i dopytywali, czemu się nie pojawił. A kolejne ciekawskie pytania były o to, czemu się wyprowadził, aż kierowały się na to, że basistka taka biedna, że w takiej sytuacji sama w takim wielkim mieszkaniu przy takiej sytuacji... a sporo osób myślało, że rzeczywiście są parą, co musiała dementować i naturalnie nie wspominać emocjonalnej sfery decyzji o opuszczeniu SB Tower.

Z drugiej strony, zainteresowanie ludzi, gdy nie okazywali się totalnymi bucami, jak co poniektórzy... było całkiem miłe. Wymieniła czasem parę zdań z panią Tamez, pobawiła się z Isą, ktoś ją czasem pochwalił za przygotowane sałatki, zresztą sama też nieco podjadła. No i popiła. Zdziwiła się, że na takiej imprezie, ale pod koniec imprezy dość szumiało już jej w głowie. Tu trochę Sangrii, tam jakieś piwko, tu jeszcze ktoś polewał coś mocniejszego... Od łyka do łyka, aż czuła, że musi zwolnić, bo jeszcze nie będzie w stanie zejść na dół.

***

Po trudnym powrocie do mieszkania zamierzała się wyspać. Chociaż najpierw ostatkiem sił skupiła się na tym, by podładować wszystkie sprzęty, które można było zasilić na zapas. Nie trzeba było być orłem, by podejrzewać, że to nie jednorazowa utrata prądu. A zaraz po tym już poszła spać. Rano zaś... zobaczyć, co się dalej będzie działo. Może w końcu wszystko się ogarnie dookoła i zacznie wracać do normalności, a wszyscy znów tylko zostaną z monstrualnymi zapasami żarcia i srajtaśmy.
 
Jenny jest offline  
Stary 02-04-2023, 21:26   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Z wyprawy po 'skarby' wrócili bogaci (jeśli chodzi o towary) i znacznie ubożsi (jeśli chodziło o gotówkę). Tym ostatnim jednak Jeff się nie przejmował, bo zwitek dolarów na zupę przerobić się nie dał - w przeciwieństwie do paru torebek zupy w proszku.
A rewolwer, chociaż niezbyt imponujący, jeśli chodziło o rozmiary, stanowił lepsze zabezpieczenie niż jego gazowy odpowiednik. Pamela oczywiście nie była z powodu broni, nic a nic zadowolona…

* * *


- Wyglądasz jak milion dolarów - szepnął Jeff do ucha swej dziewczyny, gdy ta rzuciła mu się na szyję. Była bez stanika pod zwiewną sukienką (co od razu rzucało się w oczy). - Powalisz wszystkich na ziemię - dodał.
Sukienka aż prosiła, by dziewczynę jak najszybciej zaciągnąć w ciemny kąt, zadrzeć kieckę i... skonsumować znajomość.
I gdyby nie to, że jako organizatorzy imprezy nie powinni się oddalać, Jeff natychmiast by to zrobił, nie zważając nawet na to, czy kąt jest odpowiednio ciemny...
Przyciągnął ją do siebie, pocałował, a dłoń, która spoczęła na tyłeczku Pameli odkryła, że pod sukienką jakby czegoś brakło.
Dokładniejsze oględziny (podczas których dostał klapsa po ręce) wykazały jednak, iż jest w błędzie. No ale nie dało się ukryć - były to najbardziej stringowate stringi z jakimi do tej pory miał do czynienia.
Można się było pomylić...
- Ale mnie kusisz... - szepnął jej do ucha. - Może się za chwilę urwiemy na parę chwil? - zaproponował.

* * *

Impreza, grill dla lokatorów ósmego piętra, udała się całkiem nieźle. Piwo, kiełbaski, miłe towarzystwo - wszystko to pozwalało zapomnieć na parę chwil o tym, co dzieje się dokoła.
Parę rozmów, parę wspólnie wypitych piw i drinków i Jeff odniósł wrażenie, że między całą grupą, którą do tej pory łączył fakt, iż mieszkają na tym samym piętrze, zaczynają budować się pewne więzi. Co prawda niektórzy, jak Malvin, zmyli się nad wyraz szybko, ale reszta bawiła się całkiem nieźle.

* * *

- Też wrócimy do siebie? - spytał Jeff, gdy po dziewiątej liczba grillowiczów zmniejszyła się drastycznie. - Posprzątamy tu tylko troszkę, zatańczymy raz czy dwa razy...
Przyciągnął ją do siebie i pocałował.
Miał pewne plany na resztę wieczoru i miał też nadzieję, że po udanej imprezie Pam z chęcią pomoże mu w ich realizacji.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-04-2023, 11:53   #35
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzień +7.


Los Angeles.
Sobota, 17 czerwiec 2023.
Do południa.

Na ulice, nie wychodzi samotnie już praktycznie nikt. Ani w dzień, ani w nocy. W nocy zresztą ogłoszono godzinę policyjną od 22 do 6 rano. Było po prostu zbyt niebezpiecznie… pojawiały się bandy napadające na ludzi, jakieś pojedyncze świry, choćby z maczetą, do tego również fakt, iż było coraz mniej wojska, policji, i innych służb mundurowych na ulicach, wcale sprawy nie ułatwiało.

W sklepach świeciło pustkami, i nie było najmniejszego sensu się do nich wybierać… zresztą i tak, tak wszystko ograbiono, że nikt już nawet się nie kwapił do nich włamywać.

Były coraz większe przerwy w dostawach prądu, wody, i gazu… zaczynało również co niektórym brakować żywności.

Coraz częściej dochodziło również do przerw w nadawaniu tv i radia, a nad Los Angeles latało zdecydowanie mniej wojskowych śmigłowców, niż kilka dni wcześniej.

Rząd pisał w internecie, i podawał w wiadomościach telewizyjnych, o zorganizowaniu dostaw żywności i leków… mieszkańcy SB Tower, wybrali się do takiego punktu tylko raz. Raz i chyba nigdy więcej.


Skończyło się tragicznie.

Tysięczny tłum chciał jak najwięcej, i jak najszybciej… i sprawy wymknęły się spod kontroli. Nie pomogły gadki przez megafony, w końcu i groźby…. A później i gaz łzawiący, pałowanie, oraz gumowe kule. Poleciały kamienie i butelki, aż w końcu ktoś z cywili zaczął strzelać. Wojsko więc również odpowiedziało ogniem.

Zabici i ranni, po obu stronach, zadeptani ludzie na śmierć. Wielu aresztowanych… Płacz i zgrzytanie zębów, nienawiść do wszelkiego munduru. Ale bydło same sobie winne?

~

Jednak to nocami było najgorzej.

Często było słychać krzyki przerażenia, jakby kogoś mordowano… od czasu do czasu padały strzały. I w mroku przemykały jakieś dziwne stworzenia, wielkości… tygrysów??

Najlepiej było wtedy nie włączać w mieszkaniu światła, nie hałasować, zasłonić okna, i siedzieć cichutko jak myszka. Inaczej, ktoś lub coś przyjdzie, zwabione światłem i dźwiękami. Przyjdzie z mroku, i będzie zabijać.

Bezdomni już dawno zniknęli z ulic…


***

Babci Tamez nie było widać od paru dni, nie otwierała również drzwi mieszkania, gdy ktoś pukał. A jej koty strasznie miałczały.

Charlotte odeszła od Eve, "za swoim chłopakiem". Tatuażystka została więc sama w mieszkaniu(podobnie jak Sandra)...

…i Robin. Zapłakany gej, powiedział sąsiadom, że jego partner, Thomas, poszedł jeszcze po jakieś zakupy, i od wczoraj nie wracał. Telefonu również nie odbierał.


***

Główne drzwi budynku SB Tower, w końcu ktoś w nocy rozpieprzył kompletnie… i zaczęto napadać na mieszkańców.

Pierwsze trzy piętra oberwały najgorzej, byli zabici i ranni. W końcu jednak mieszkańcy dolnych pięter bloku zebrali się do kupy, i przepędzili napastników. Postanowiono również wystawiać "straż sąsiedzką" na parterze, na cały dzień, i całą noc… i to pod przewodnictwem Malvina! Ktoś miał bejzbola, ktoś metalową rurkę. Rewolwer. Łom. Pistolet. Nóż. Gaz obezwładniający. No i jakoś to było.






Dzień +10.


Los Angeles.
Piątek, 20 czerwiec 2023.
Do południa.

W nocy z czwartku na piątek, ktoś lub coś, zmasakrowało "straż sąsiedzką" w lobby budynku. Było słychać wrzaski, strzały, zwierzęce ryki(?!), a potem przerażającą ciszę…

Nikt nie śmiał tam zejść, aż do rana. Nikt nie wychodził z mieszkań, modląc się za zabarykadowanymi drzwiami własnych czterech ścian, by nie być następnym.


Sceny, jakie rano zastano w lobby, były jak z największych koszmarów. Zmasakrowani ludzie, często porozrywani na kawałki, wszędzie krew i flaki, i ślady wielkich pazurów…

SB Tower, powoli z bezpiecznego miejsca, stawało się kpiną.

Co prawda, prądu nie było już na stałe, i windy nie działały, ale można było wszędzie dojść schodami, zarówno głównymi, jak i bocznymi. Na każde piętro, do każdego miejsca w budynku. A potem, rozwalić drzwi do dowolnego mieszkania, by mordować i grabić.

Nie byli już tu bezpieczni. No chyba, że coś z tym zrobią. W końcu drzwi na klatkach schodowych były solidne, metalowe, przeciwpożarowe, i bez żadnego okienka… a co niektórzy mieli sporo narzędzi, i to różnorodnych. Nie tylko w mieszkaniu, czy piwnicy, ale i w roboczym aucie…

~

Wielu ludzi zaczęło opuszczać blok. Można było obserwować z balkonów, jak co pewien czas wyjeżdżają z podziemnego garażu auta, jak i podjeżdżają pod sam SB Tower, i zabierają kogoś… gdzie? Cholera wie.

A Rząd ponoć wydawał zapasy na obrzeżach miasta, daleeeeko od ich wieżowca, albo i helikoptery sporadycznie osadzały palety na ulicach, które pustoszały w ciągu kilku minut, również pod znakiem "kto pierwszy, ten lepszy(i kto silniejszy)…"




***

Problemy z powodu całkowitego braku prądu… cholerne klimatyzacje już nie działały, i lodówki też.

Problemy z żywnością.

Pierwsze problemy z wodą…

Gaz jeszcze był. Jeszcze można było gotować w kuchni.

Wszelkie zagrożenia z zewnątrz, mogące się pojawić w dowolnym momencie, najzwyczajniej w świecie, wchodzące sobie po prostu do budynku.

To były sprawy, jakie teraz mieli mieszkańcy SB Tower na głowie(a przynajmniej ci, którzy jeszcze go nie opuścili). A letnie upały, osiągające i 30 stopni, wcale w tym wszystkim nie pomagały. Jak i fakt, że w LA, to w sumie, padało tylko teoretycznie przez… 2 dni w całym roku!!



Pralnia

- Na dachu jest woda? W basenie i jacuzzi? - Powiedziała Felicia.

No ale ta woda była chlorowana… i raczej już "nieświeża"?

- Uchhhh… Uch! - Pamelka zaczęła nagle nerwowo trzepać rączkami, jakby… suszyła sobie paznokietki. Ale nie, tu nie o to chodziło. Pewnie zrobiła się nerwowa, z powodu opcji wybierania wody z basenu, i braku możliwości pływania? Jeff chwycił ją w pasie, i przyciągnął do siebie.

- My się chyba stąd wyniesiemy - Powiedział gruby Michael, a gruba Judith mu przytaknęła - Tak! Tu jest do dupy! Czas uciekać z tej pułapki!
- Po tym co się stało na dole, zmieniam zdanie. Siedzenie tu jest do dupy. A wojsko nie jest w stanie kontrolować każdego krzaka. W razie czego, w nocy, jakoś się wydostaniemy poza LA, do rodziny zwiejemy, i tyle - Dodał Michael.

- Potrzebujemy… żywności… - Powiedziała nieco blada Eve. Widać było, iż jest trochę niedożywiona. Zresztą Anton również, i Harry, i Malvin…









***
Komentarze za chwilę.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 04-04-2023 o 15:18.
Buka jest offline  
Stary 03-04-2023, 17:39   #36
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Któregoś dnia...
Rano

Jeff - właściwie jak codziennie - znowu został obudzony przez mokrą, i rozweseloną Pamelę i "Mimi". Poranne pluskanie w basenie na dachu, stało się chyba nową rutyną dla dziewczyny…
- Hej tygrysku, czas wstawać! - Powiedziała panienka, siedząc na chłopaku okrakiem.
- Hej, syrenko! - odparł, nie do końca otwierając oczy. Niemal na oślep chwycił dziewczynę i przyciągnął do siebie. - Cześć, skarbie... - Pocałował ją i, równocześnie… zdał sobie sprawę, że Pamela ma nagie plecki? A po chwili, i przejechał dłońmi, po… nagim tyłeczku??
- Bardzo miła pobudka... - powiedział, z cichą nadzieją, że Pamelcia nie kąpała się w takim stroju... Jednak wolał nie wypytywać, a zamiast tego zaczął obmacywać dziewczynę, zdecydowanie czując, że nie tylko jego umysł się budzi do życia. - Może następnym razem pójdziemy się razem wykąpać - zaproponował, całując ją w szyję, dłońmi równocześnie gładząc krągłą pupę Pameli.
- Mhm.. może… - Mruknęła dziewczyna, po czym odchyliła główkę w bok, i odezwała się głośniej do psiaka w sypialni - Mimi, do budy!

A "mokry szczurek" poleciał do salonu, gdzie w jego jednym kącie miał swoje psie siedzisko.

Pamelka zaś, niespodziewanie odsunęła się od Jeffa, przechodząc w dół łóżka… gdzie połaskotała go z chichotem po stopie, po czym wpełzła pod kołderkę, i zaczęła się przesuwać pod nią w górę jego ciała. Szybko dotarła, gdzie trzeba, a jej mięciutkie usta przywitały się wspaniale z prężącą się męskością.
Jeff zamruczał, a potem poruszył biodrami na znak, że ta forma bliższego kontaktu bardzo mu odpowiada.
- O, taaak.... - powiedział, rozkoszując się pieszczotami. Po pewnym zaś czasie, gdy Jeffowi było już naprawdę dobrze, Pamela odrzuciła całą kołdrę w bok.
- Uffff, gorąco mi tu - Powiedziała wesoło, spoglądając w twarz chłopaka - I nie tylko tu… hihi… to co, wejdę na ciebie, tygrysie?
- Chodź, chodź... lubię patrzeć na twoje cycuszki - powiedział. Oblizał się. - I nie tylko patrzeć.... - Poruszył palcami. A ona przesunęła się, i w końcu go dosiadła, z obustronnym, cichym jękiem zadowolenia, po czym zaczęła powoli go ujeżdżać. Położyła jednak dłonie na torsie chłopaka, wspierając się w takiej pozycji, więc nie bardzo było jak zmacać cycuszków… ale widoki były świetne.

Pamela, z przymkniętymi oczkami, i lekko uchylonymi usteczkami, z mokrymi włosami, i kropelkami tu i tam na całym ciele, powoli się na nim kołysała, cichutko sobie pojękując. No i te słodkie, niewielkie cycuszki, podrygujące od czasu do czasu, z różowymi, sterczącymi suteczkami…
- Moja Wenus... - Jeff nie ukrywał, że jest zachwycony nie tylko widokiem, ale i tym, jak go Pamela ujeżdżała.
Położył ręce na jej biodrach - częściowo po to, by jej pomagać, częściowo dla przyjemności płynących z obmacywania dziewczyny.
- Kto?? - Pamelka nagle znieruchomiała, i spoglądała w twarz Jeffa.
- Nie przerywaj... To taka bogini piękności... uosobienie urody... - wyjaśnił, pojmując, że jest o krok od znalezienia się w tarapatach.
- Ahaaa - Uśmiechnęła się słodko dziewczyna, i kontynuowała spokojną "jazdę", znowu przymykając oczka… obojgu było zaś coraz lepiej, i lepiej. W końcu zaś, już z dosyć świszczącym oddechem, Pamelka wygięła się nieco w tył, opierając teraz dłonie za sobą, na nogach Jeffa. A ten miał już teraz możliwość dobrania się do pięknie prężących się cycuszków. I nie omieszkał z tego skorzystać. Uniósł się odrobinę i wyciągnął ręce...
Chwyt w pierwszej chwili nie był zbyt delikatny, ale namiętność wyłączała niekiedy szare komórki. Po chwili jednak Jeff opamiętał się i zabrał się za bardziej delikatne obmacywanie uroczych krągłości.
- Możesz… ścisnąć… mocniej… - Wysapała Pamelka, zaczynając nabierać tempa - Taaak… swoimi… ahhhh… umięśnionymi rękami… uuuhhh…

Jeff się bardzo zdziwił. Jego dziewczyna jeszcze nigdy, NIGDY, nie gadała sprośności łóżkowych… Odmieniło ją to, co działo się w mieście? Może...
Ale z pewnością warto było z tego skorzystać. Nieco odmiany - chociaż seks z Pam zdecydowanie nie bywał nudny.
- Masz piękne cycki - powiedział, spełniając życzenie dziewczyny i mocniej ściskając wspomniane elementy jej ciała.
- Ochhhh… Och! - Pamelka trochę mocniej przyspieszyła, i już wyraźnie było słychać słodziutkie, miłosne chlupoty - Taaak! Taki duży, i umięśniony(??), taaaki silny, ahhhh!!
Jeff zaniemówił, zaskoczony przemianą, jaka dokonała się w dziewczynie, którą znał i z którą się seksił od ponad roku.
- Świetna jesteś... świetna... - Nacisk na cycki dziewczyny stał się niemal brutalny. - Świetnie ruch... ruszasz dupcią... - obsypał Pamelkę pochwałami, a ona już zaczęła szaleć na całego, głośno jęcząc, i wbijając pazurki w kolana Jeffa, poruszając się na nim z zawrotną prędkością. Oboje byli baaardzo blisko.
- Taaaak! Tak! Zaraz! Taaak, aaaachhh! Mocniej… Aaaachhh!! Jaaack!! - Pamelka doszła. A zanim Jeff, zdążył pomyśleć "jaki chuj??!!" on również się spuścił…

Przyciągnął ją do siebie i leżał, ciężko dysząc.
- Ale mi dogodziłaś - powiedział po dłuższej chwili, głaszcząc po plecach i tyłeczku. - Moja diabliczka...
Wtulona w jego szyję noskiem Pamelka zachichotała.
- Mhm… - Mruknęła cicho - Było super…
- Możemy to powtórzyć... za chwilkę? - spytał. Cokolwiek nawiedziło Pamelkę, on miał zamiar z tego skorzystać. Może nawet nakręcić małego pornosa, na pamiątkę...
- Wariat… - Parsknęła dziewczyna, i klepnęła go dłonią po torsie - A co ze śniadankiem? No i nawet ząbków nie myłeś… a ja muszę za chwilę siusiu…
- Śniadanie nie zając, nie ucieknie... Z taką super dziewczyną - znów pogłaskał ją po tyłeczku - warto trochę poczekać na jedzenie. Wolałbym ciebie zjeść, jak już się wysiusiasz, a ja umyję zęby... i nie tylko.
Pocałował ją.
- Geeez - Pamela leciutko go dźgnęła paluszkiem w tors - No to ja bym też musiała się TAM umyć, świntuszku…
- Mogę ci pomóc... a ty mi... - zaproponował.
- Ok… - Zachichotała dziewczyna.

Przytępiony gorącym seksem umysł Jeffa powoli zaczynał pracować. I kojarzyć niektóre fakty. Niezbyt miłe...
Jack? Jaki, do cholery, Jack?
Ale ewentualne "śledztwo" Jeff postanowił odłożyć na później. Mimo wszystko miał zamiar wykorzystać odpowiedni nastrój dziewczyny. W pełni wykorzystać... Pamelkę pod prysznicem.

~

- Pam, skarbie... - spytał, gdy powoli zabrali się za szykowanie zdecydowanie spóźnionego śniadania.
- Hm? - Mruknęła dziewczyna, w samych jedynie majteczkach i koszulce, krojąc pomidorki w kuchni.
Stojąc za nią przytulił się do niej, chwytając w pół.
- Kto to jest Jack? - spytał.
- Eeee… nie rozumiem? - Powiedziała Pamelka, zaprzestając krojenia, i lekko odchyliła głowę w bok, by chociaż minimalnie zerknąć Jeffowi w twarz z uśmieszkiem.
- Ja też nie do końca... wołałaś go, gdy doszłaś, w sypialni... - odparł, całując ją w policzek.

Nóż opadł na deseczkę kuchenną z brzdękiem, a Pamelka zrobiła się blada.
- Ja… serio?? - Okręciła się przy Jeffie, by stać z nim twarzą w twarz. Zamrugała oczkami.
- Ano... wychwalałaś jego umięśnione ręce... - uświadomił ją, może ciut mijając się z prawdą. A dziewczyna przytknęła dłoń, jakby w geście szoku, do własnych ust, po czym cała poczerwieniała, jak pomidorki, którymi przed chwilą się zajmowała.
- A więc...? - W głosie Jeffa brzmiało zaciekawienie. Przynajmniej miał taką nadzieję, że tylko zaciekawienie, a nie wściekłość, jaką odczuwał.
- No… - Zająknęła się Pamela - To jest… to jest taki duży gościu, co też przychodzi na basen! I my tylko gadamy, i pływamy, serio! No i… on ma duuuże muskuły, i raz zrobił tak - Pokazała dziewczyna - A ja się uwiesiłam rękami, taki silny jest! Tygrysie… czy ty jesteś zazdrosny?? - Na usteczkach Pamelki pojawił się cień uśmiechu.

Wiara Jeffa w prawdziwość słów Pamelki bliska była zeru. Może ów Jack był powodem, że Pam nie budząc go biegała na basen? Może nie tylko muskuły oglądała?
- A dziwisz się? - Jeff zrobił ponurą minę. - Drugi facet w naszym łóżku nikogo by nie cieszył.
- Jeff… co ty… - W oczkach dziewczyny zamigotały łzy, i opuściła wzrok w dół - Ja… my… no weź… - I szlochnęła, wtulając się w tors swojego chłopaka, i coś tam dalej mamrotała pod nosem, że go przecież kocha, i ona by nigdy...
- No już nie płacz, nie płacz... - Pogłaskał ją po głowie, przytulił.
Czy miał wątpliwości? Stare powiedzenie "nigdy na świecie nie wierz kobiecie" było mu znane, więc łzy i zapewnienia aż takiego wrażenia na nim nie zrobiły. Z drugiej strony patrząc... Pam nie powiedziała 'nie' gdy zaproponował wspólne kąpiele na basenie. No i w łóżku była świetna. Gdzie od ręki znajdzie druga taką?
- No nie płacz, wiem... - dodał.
- Jest... mi przykro… wiesz? Że takie… rzeczy… sobie myślisz… - Siorbała mu w tors dziewczyna - Ja bym nigdy…
- No przepraszam, skarbie... - Ciekawe, co miał sobie pomyśleć, gdy dupczona laska myśli, że się seksi z innym facetem? Chociaż czasami, ktoś woła "O Boże", "O Jezu", albo i nawet… imię swojego/swojej ex… różnie to z ludźmi w końcu bywa, w takich momentach. Dziwne, ale prawdziwe. - Ale ten... - Przerwał, bo co miał powiedzieć? Że nagle wstąpił w nią demon seksu? Że zaczęła zachowywać się jak napalona dzikuska? Rozpalona przez kogoś innego? - Tego... No wiesz...
- Kocham cię, tygrysie, i tylko ciebie, i ja nic z nikim… kocham cię! - Nieco zapłakana, i troszkę zasmarkana Pamelka pocałowała miękko Jeffa w usta - Muszę do łazienki…
- Ja ciebie też... - Odpowiedział pocałunkiem i wypuścił ją z ramion. - Idź i szybko wracaj...

Dziewczyna potuptała do łazienki, a wróciła po 5 minutach. Przygotowali spóźnione śniadanie, zjedli, a potem jakoś tak Pamelka kleiła się do niego przez dłuuuugi czas.

Noc +9/+10

Widok z okna nie należał do najprzyjemniejszych. I nie chodziło bynajmniej o częściowo wymarłe miasto, a przynajmniej nie tylko o to, jako że zdecydowanie gorsze były zwierzęce sylwetki, przemykające się ulicami miasta. Z pewnością nie uciekły z ZOO, bo chyba nikt nie chciałby oglądać takich paskudztw. Coś, czego nie należało widywać nawet w nocnych koszmarach a co dopiero w realu.
Jeff szybko wrócił do pokoju, zamknął po cichu drzwi balkonowe i wrócił do łóżka. O tym, co widział, nie zamierzał opowiadać Pameli.

Dzień +10
Pralnia

Masakra w lobby dobitnie świadczyła o tym, że działo się coraz gorzej i Jeff nie dziwił się, że niektórzy mieli coraz gorsze samopoczucie. I że byli tacy, co zamierzali wynieść się z SB Tower.
- Trzeba by zamknąć, solidnie, drzwi do garażu - powiedział. - Kto chce jechać, niech jedzie od razu, a z pozostałych zabierzemy apteczki i paliwo... jeśli cokolwiek tam zostało. Opancerzymy najlepsze samochody, o najmocniejszych silnikach i jak tu się zrobi całkiem źle, to ruszymy na peryferia. Chociaż nie bardzo wierzę w to, że tam jest lepiej.
- Na razie trzeba coś zrobić z drzwiami wejściowymi - dodał. - Choćby zabarykadować, wykorzystując meble z pustych mieszkań z parteru.
- Ale najpierw... co z babcią? Trzeba by do niej wejść... - spojrzał na Malvina. - No i przeszukać inne mieszkania. Może znajdziemy trochę ciekawych rzeczy. Przede wszystkim jedzenie.
- Coś mi jeszcze do głowy przyszło, w związku z dostawami.... Może by, jak będą jeszcze latać jakieś helikoptery, dać z dachy jakieś sygnały? - zaproponował.
Kwestii wody na basenie nie poruszał, bo z tym nic nie mogli zrobić. Najwyżej wykorzystać, później, do spłukiwania ubikacji.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-04-2023, 18:18   #37
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
BBQ

Pochlali z ruskiem... i to pochlali ostro. Na szczęście dla wszystkich nie zeszli na politykę. No... może trochę ponarzekali, ale w jednym tonie, psiocząc na swoich rządzących. Pochlali... ostro i gdzieś o 21:00 się zwijali każdy do swojego. Kto patrzał i liczył ile wlali w siebie wódki i whiskey mógł jawnie stwierdzić z samego tego, że to faktycznie był rusek i polak, dwa słowiany...

Każda inna nacja już dawno poszłaby spać, odpierniczała maniany na nieświadomce, płakać, śmiać, czy inaczej tracić kontrolę... ale nie oni. Byli dobrej krwi, a jak idzie o alkohol? Bardzo dobrej.

Dostawa wojskowa żywności

Było źle. Co jak co, było źle... masa ludzkiej tłuszczy która każda z każdym chce zagarnąć wszystko dla siebie. Zerowe poczucie obywatelskiego, czy nawet ludzkiego obowiązku (?) pomocy bliźniemu... każdy sobie! Było źle, a jak bardzo źle to się dowiedział kiedy poszły w ruch strzelby na gumowe kule, gaz i cholera wie co jeszcze.

To było bezprawie jakich mało i Pyotr nawet się zastanawiał w co się znowu wpakował w swoim krótkim życiu... miało być dobrze, wyszło jak zwykle...

Włam do Tower

Nie było go tam, na dole. Zasłyszał wieści później i za bardzo nie wiedział jak to naprawić, bo szyba poszła w pizdu... a była to dobra szyba! Co oni? Strzelali do niej z magnum z przyłożenia, czy jak? Strzelbą? Młot pneumatyczny zaprzęgli, czy jak?

Nie wiedział i nie zwiastowało to dobrze. Na szczęście Malvin wymyślił straż sąsiedzką, więc jako tako coś tam byli bezpieczni, choć to nie było idealne słowo... byli... no, mieli system opóźnienia zagrożenia... i tyle.

Bestie w nocy

Widział je z okna. Niby tygrysy, niby pumy, chuj wie co to było. Było źle. To było nie z tego świata! Nie znał się na zwierzętach, ale te były... "ich". Później dowiedział się o masakrze na parterze. To była rzeź... nawet zszedł na dół, bo ciężko było mu uwierzyć...

Widział różne paskudztwa i sceny dantejskie... jak wtedy gdy pracownikowi w Norwegii osunęła się piła mechaniczna rozrywając mu udo, gdy stawiali domki drewniane. Czy wtedy, gdy człowiek zdjął kask na budowie by się podrapać po czuprynie i spadła mu na głowę cegłówka... swoje widział, ale takiego czegoś jeszcze nie...

Musiał stamtąd odejść, było mu nie dobrze... i tego dnia zapił.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 03-04-2023 o 19:57.
Dhratlach jest offline  
Stary 03-04-2023, 19:45   #38
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Malvina Larusso nie złamało wydalenie z policji, nie złamał rozwód ani zakaz zbliżania się do byłej żony. Nie złamała go też depresyjna samotność, nerwobóle i nadwaga. Nie pokonało go nawet poczucie, że najlepsze czasy ma już za sobą a teraz dogorywa niczym starzec na oddziale paliatywnym. Dopiero noc gdy na jego oczach ginęli sąsiedzi a on w przerażeniu uciekał po schodach pozostawiając swoich ludzi na pastwę potworów przetrąciła mu kręgosłup. W policji napatrzył się na makabrę dlatego to nie wyrywane z trzewi wnętrzności, ludzki wrzask czy nawet te bestie tak nim wstrząsnęły lecz jego własne tchórzostwo. Wstydliwą pamiątką po tym zdarzeniu została ciemna plama moczu na spodniach. A nie narobił ze strachu tylko dlatego, że chwilę wcześniej skorzystał z kibla. Co uratowało mu życie. Powinien je stracić wraz z resztą członków straży sąsiedzkiej. Ale tak się nie stało. I Malvin musiał teraz nosić brzemię znacznie gorsze wszystkie gówniane rzeczy jakie go wcześniej spotkały.

Przeżył, ale jaki żywot go teraz czekał? Egzystencja robaka wiedzionego jedynie prymitywnym instynktem zaspokajania głodu. Straż sąsiedzka przestała istnieć, on był jej ostatnim ocalałym ogniwem. Firma ochroniarska podzieliła zresztą ten sam los, Malvin już dawno stracił kontakt z szefostwem, mógł śmiało odwiesić służbowy uniform na kołku i zacząć rozglądać za nową robotą. Wątpił jednak by za wyjątkiem ulicznych gangów gdzieś werbowano ludzi. Nadzieja że rząd i wojsko zażegnają kryzys gasła w nim jak płomień w dopalającej się świecy. Gdy spoglądał z balkonu na panoramę miasta ogarniała go trwoga, jeszcze gorzej znosił krzyki dobiegające z niższych pięter SB Tower.
Powiedzieć, że sytuacja przerosła ochroniarza to nic nie powiedzieć.
Po koszmarnej nocy Malvin zżarł paprotki i resztki pasty do zębów by dostarczyć organizmowi chociaż odrobinę kalorii. Żarcie skończyło się parę dni temu

A jak do tego doszło?

Pewnej nocy obudził go krzyk dziecka za ścianą. Płacz głodującego niemowlaka pod wieloma względami wydał mu bardziej przerażający niż krzyki mieszkańców najniższych pięter SB Tower atakowanych nocami przez bandy rzezimieszków. Dziecięcy płacz denerwował go już lecz wstrząsnął Malvinem i wybudził wielkiego murzyna z marazmu.

Następnego dnia rano Akiko Okamoto usłyszała pukanie do drzwi. Gdy je otworzyła nie wycieraczce zobaczyła parę puszek konserw i paczkę ryżu. Gdy się rozejrzała korytarz był pusty. Larusso spoglądał przez judasza i upewniając się, że nikt nie ubiegł Azjatki i wszystko trafi we właściwie ręce
[poproszę o kolejne – 1 do wytrzymałości i zwiększenie racji żywnościowych mieszkania 802, jebać powergaming, niech żyje humanizm ]


Stracił wszystkie zapasy wcześniej niż planował.

Teraz, parę dni później, po masakrze ochotników ze straży sąsiedzkiej śmierć głodowa wydawała się adekwatną karą za tchórzostwo. Ewentualnie mógł po prostu przejść przez barierkę balkonu i zakończyć swoje męczarnie osiem pięter niżej.
Brał to poważnie pod uwagę.
Zamiast tego zaległ na kanapie, niczym stukilogramowy wór bezużytecznego mięsa. Wtedy płacz małej Isy się powtórzył wyrywając ochroniarza z odrętwienia. Nie miał już niczego czym mógł by się podzielić z sąsiadami. Za wyjątkiem własnego życia. Jeśli umrze nikomu nie pomoże, zrozumiał. Dla Malvina nie było już nadziei, ale mógł pomóc przetrwać tym, którzy kiedyś odbudują ten świat ze zgliszcz.
O ile nie jest na to za późno.

Zasiadł przy wysłużonej radiostacji. Kolejny raz podjął próbę wyszukania wojskowych częstotliwości. Może rozpaczliwa determinacja spowodowała, że w końcu natrafił na odpowiedni kanał. Niestety nawet jeśli Malvinowi coś się czasem udawało przynosiło to marne efekty. Zebrał ochotników gotowych bronić dobytku mieszkańców SB Tower a ci zginęli w paszczach kreatur z piekła rodem. Podsłuchał kluczową dla zdobycia zapasów rozmowę żołnierzy i gówno z tych komunikatów zrozumiał.
Gdyby po prostu wcześniej sprawdził internet w telefonie nie marnowałby czasu na zabawę z przestarzałym radiem i wojskowym żargonem.
Greater Wilshere.
Tam znajdowało się wybawienie. Malvin czuł to w kościach. W żaden sposób nie zraziły go relacje świadków, którzy wracali z tarczą z punktu dostaw żywności. Był wielkim, wrednym paskudnym czarnuchem, wciąż silnym jak byk. Potrafił przepychać się łokciami.

Czarnoskóry Hiob wyszedł na korytarz. Cisza była grobowa. Gdy pokonywał schody czuł się jak potępieniec schodzący w czeluści piekielne by odbyć zasłużoną karę. Rozszarpane ciała wciąż tam leżały przypominając mu u jego własnym tchórzostwie.
Malvin wyciągnął ze składziku folię i pookrywał ofiary rzezi. Hol budynku wyglądał jakby przelała się przez niego powódź krwi, jak w tym horrorze z Jackiem Nicholsonem rozwalającym drzwi siekierą.
Sąsiadów znalazł w pralni, gdzie trwała narada. Gdy został poruszony temat babci Tamez Malvin bezradnie wzruszył ramionami.
- Klucze są w sejfie, dostęp na recepcjonista, ale on już się tu raczej nie pojawi – wyjaśnił Jeffowi zmęczonym głosem – Najprościej będzie po prostu wywarzyć drzwi łomem, zajmę się tym. Trzeba też będzie uprzątnąć ciała, zanim zaczną się rozkładać i ludzie zaczną chorować na jakieś gówno.
Ochroniarz zastanawiał się gdzie pochować nieszczęśników. Nie mogli wykopać grobów w zabetonowanym mieście. Wyglądało na to, że będą ich musieli porzucić gdzieś na ulicy lub zostawić w opuszczonym budynku.
- Znalazłem informacje o kolejnym zrzucie zapasów dla ludności cywilnej w Greater Wilshere. Jak już uprzątnę ciała, wybieram się tam, ale będę potrzebował podwózki.
Spojrzał na sąsiadów, licząc, że ktoś zmotoryzowany zdecyduje mu się towarzyszyć.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 03-04-2023, 19:57   #39
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Pralnia

Pyotr miał grobową minę... i nic nie mówił. Wspomnienie bestii i tego co widział na dole... do czasu, aż przemówił Malvin, aż przemówił Malvin. Wtedy i on się odezwał.

- Ludzie uciekający w popłochu często zostawiają za sobą nieświadomie wiele rzeczy. Byłem na jednym takim wydawaniu żywności... i źle się to skończyło, ale szedłem z życiem.

Przeczesał włosy dłonią.

- Zamknijmy bramę garażową, policzmy brakujące auta i ich miejsca parkingowe przypisane do mieszkań. Nie ma auta, nie ma właścicieli... w te mieszkania wejdźmy. Pewnie coś zostawili... a jeśli nic nie znajdziemy, wtedy wybierzemy się po zapasy, choć... to nie jest bezpieczne. Zresztą, sami chyba wszyscy widzieliśmy jak tam jest...
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 03-04-2023, 20:31   #40
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pralnia


Pomysł Pyotra nie do końca przypadł Jeffowi do gustu, ale i tak był o niebo lepszy niż to, co proponował Malvin.
- Wyprawa do punktu rozdawania żywności to szaleństwo - poparł przedmówcę. - Przecież ludzie będą się zabijać o każdą puszkę. Nie mówiąc już o tym, że szczęśliwi zdobywcy jedzenia mogą w ogóle nie dojechać do domu, bo ograbiebienie takiego szczęśliwca to najprostsza metoda zdobycia jedzenia.
- Z tymi samochodami to nie do końca jest prawda. - Tym razem odniósł się do drugiego pomysłu. - Nie każdy przecież ma samochód. Najlepiej sprawdzać mieszkanie po mieszkaniu. Zastukamy parę razy, a jeśli nie będzie reakcji, to wejdziemy.
- Oczywiście może się okazać, że ktoś nie otwiera ze strachu, ale na to nic nie poradzimy... Proponowałbym zacząć od siódmego albo dziewiątego piętra - dodał. - W końcu to najbliżej. Ale cokolwiek postanowimy, z tymi mieszkaniami, najpierw schodzę na dół by zabezpieczyć nasz garaż. Samochody mogą nam się jeszcze przydać - zakończył swoją wypowiedź.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-04-2023 o 20:56.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172