Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2023, 14:30   #6
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Eilhart mogło robić wrażenie na kimś, kto nie był nigdy w takim Altdorfie czy choćby Talabheimie. Garran był w obu tych miejscach, to i miasteczko było dla niego jedynie przystankiem w drodze do Marienburga, gdzie – jak mawiano z niewielką jeno przesadą – leżały na ulicach wszystkie pieniądze świata. Słynne w całej okolicy prawo i porządek w Eilharcie krasnoluda nie ruszało, bo akurat miał pecha zostać tu okradzionym. Szczęście w nieszczęściu, Garran schował parę monet w miejscu, do którego żaden złodziej nie odważył się sięgnąć. Wino zaś… Cóż, wystarczy powiedzieć, że wina nie pijał.

***


Choć Garran Borakson nie dawał się łatwo wpasować w stereotypowy obraz krasnoluda, jaki wyrobiła sobie większość ludzi, ci i tak próbowali to robić. Dla chcącego nic trudnego, mawiają na wschodnich krańcach Imperium. Mógł być wysoki i szczupły, jak na krasnoluda rzecz jasna, dla ludzi i tak był kanciastym kurduplem. Mógł być młody, jak na krasnoluda, i tak brązowe włosy, długa broda zapleciona warkocze i gęste brwi sprawiały, że traktowano go często jak starca. Mógł być jednym z najlepszych studentów Collegium Medicum w Talabheimie i Altdorfie, i tak ludzie dziwili się, że nie nosi na sobie pełnego pancerza, topora bojowego i katapulty. Mógł po wypiciu piwa uprzejmie zasłaniać usta przy bekaniu, i tak był niewychowanym prymitywem, a wrodzona i starannie potem wypielęgnowana krasnoludzka bezpośredniość i złośliwość nie pomagała w zmianie wizerunku.

***


Garran, tak jak i jego nowy pracodawca, umiał liczyć pieniądze, szczególnie swoje. Korona na głowę za dzień. Pięć głów. Cztery dni podróży. Na miejscu dzień, a pewnikiem i dłużej. Powrót. Opłacony wikt dla pięciu gąb i dach nad pięcioma głowami. Tak, Gustav Haschke i jego sakiewka zdecydowanie potrzebowały ochrony. Krasnolud wydłubał sobie z ucha irytujący go kawałek woskowiny i pstryknął nim gdzieś w bok, bez żadnego skrępowania nałożył sobie dokładkę ziemniaków, po czym jeszcze raz przyjrzał się swoim nowym towarzyszom. Zastanawiał się, którzy z nich również policzyli monety w kieszeni poborcy, i których mogły już świerzbieć palce na samą myśl o takiej kwocie. Miał swoich kandydatów, ale postanowił na razie zostawić swoje przemyślenia dla siebie.

Borakson miał nadzieję, że jego umiejętności nie będą do niczego potrzebne w trakcie tego zlecenia. Stracił ją, gdy usłyszał, jak dwoje spośród wynajętych przez Haschkego osób od razu wspomina o możliwości konfrontacji z jakimiś szlachetnie urodzonymi vonami. Westchnął tylko, uniósł w stronę karczmarza swój pusty kufel i poczekał w milczeniu, aż poborca zostawił ich samych.

- Jak chcesz, to ci rano chuchnę, psi zadzie ciasno zaciśnięty…
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline