Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2023, 21:55   #9
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
„No pięknie!” pomyślał Wilhelm, kiedy poborcy Haschke zupełnie poplątały się hierarchie i wymyślił sobie, by porównać atak na niego do ataku na Imperatora. Choć drugiej strony oba te ataki Grott miał w równie głębokim poważaniu. Wiedział z doświadczenia, że najlepiej jest unikać wszelkich ataków. Ataki bowiem mają to do siebie, że zwykle towarzyszą im ostre narzędzia, którymi jedni ludzie próbują penetrować ciała innych ludzi. To zaś z kolei zwykle kończy się dla jednych bądź drugich nie do końca dobrze. Nie miał zamiaru dać sobie zrobić drugiego pępka dla satysfakcji kogokolwiek. Co to, to nie. Nie wtrącał się jednak do słów chwilowego pryncypała, bo nie zwykł polemizować z szarżą. A, jakby nie patrzeć na zawartą umowę, Haschke chwilowo był jego pryncypałem. Choć zważywszy na skąpstwo w przestrzeni napitku, raczej nie nazbyt wylewnym. „Ale wszystko przychodzi z czasem.”- kontynuował w myślach. „Pożyjemy, zobaczymy”

Poczekawszy aż sknera zniknie z przestrzeni publicznej Wilhelm wyciągnął się na ławie, kładąc stopy w wojskowych oficerkach na stojącym przy ich stole karle. Słuchając słów Anike przymrużył lekko oczy i pokiwał głową z uznaniem. Jakby podzielając jej potrzebę poznania. Ale zapamiętał tę część o „ochłapach płaconych strażnikom dróg”. Cóż, ogrywał już mężnych przedstawicieli tej formacji i nie przypominał sobie, by narzekali na żołd. W przeciwieństwie od jego kompanów.

-Teraz wasza kolej. - skończyła strażniczka dróg. Grott odchrząknął lekko dając znać, że chce zabrać głos.

-Wilhelm Grott, kapral Wilhelm Grott z morskiego garnizonu, w delegacji. Mam szczęście służyć na „Szybkim Płomieniu”, który obecnie … jest zupełnie gdzie indziej niż ja. Ale dobrze nam z tą rozłąką. Szukam pewnych towarzyszy, którzy również zakosztowali w tej rozłące, tyle że oni bez zgody dowództwa. - przerwał na chwilę, po czym widząc, że nikt mu się nie wtrąca pociągnął łyczek czerwonego i kontynuował - Potrafię zadbać o siebie. I o tych, którzy służą ze mną. Dość powiedzieć, że mam za sobą ponad dwie dziesiątki lat służby i chyba nie pamiętam życia poza wojaczką. Jednak wojaczka ma tę wadę, że polega na zabijaniu się nawzajem a jedno, czego naprawdę nie lubię, to myśli że mógłbym zostać zabitym. Potrafię więc o siebie zadbać. I trzymać się z dala od walki. Tu też bym wolał jej uniknąć. - Znów przerwał na chwilkę bo kątem oka złowił rozpoczynającą się przy jednym z sąsiednich stolików rozgrywkę. Kubek z kośćmi w jego rękach zatrzymał się w miejscu. - Pragnę jednak zwrócić waszą uwagę na to, że ten pyszałkowaty dureń płaci nam za ochronę jego wielmożnej dupy w drodze do i z Volkendorp. I ja zamierzam wypełnić tę umowę co do joty. Nie interesuje mnie jednak co stanie się w Volkendorp, bo za to mi nie płaci. Oczywiście mogę zmienić zdanie, jeśli będzie nam dane przenegocjować warunki umowy, ale na to potrzeba czasu. Ahhhh, zapomniał bym, czas. O ile dobrze zrozumiałem, nasz dumny pryncypał zdecydował się nam płacić za każdy dzień drogi do i z tego zadupia. Nie widzę powodu, byśmy tam mieli gnać na złamanie karku. Jak to mówią „Co nagle, to po diable”.

-Czyli co? Nie będziesz walczył jak nas ktoś zaatakuje? - zapytała Anike. Czy chciała do końca zrozumieć jego intencje, czy krytykowała, jemu było to obojętne. Ze stoickim spokojem wytrzymał spojrzenia innych, po czym odparł.

-Będę przede wszystkim starał się przeżyć. Co i wam doradzam. Zaś przeżycie w sytuacji nagłej napaści wymaga czasem uczestnictwa w walce, choć muszę przyznać, że wybrał bym tę ewentualność w ostateczności. Podróż jest wystarczająco trudna bez ludzi, którzy w samym jej środku starają się toczyć walki. Zapamiętajcie to, to o wiele ważniejsze od tych bzdur dotyczących broni, strategii i innych dupereli. Ot choćby zdradliwe prądy, choroba która wywraca wszystkim nienawykłym do pływania żołądek na drugą stronę, tu pamiętajcie by rzygać tylko na zawietrzną. Z oddawaniem innych wydzielin ma się podobnie. Nie ma nic gorszego na łajbie niż obszczane gacie. No, może poza sraczką. Ale nic to, mówię wam. Cieszmy się podróżą, która oby trwała jak najdłużej, póki nic nie stoi nam na przeszkodzie. Odwagi, przyjaciele.

Skończył swą przydługą tyradę czując się już od dłuższego czasu jak wujek opowiadający dzieciom opowieści z dzieciństwa. Nie chciał ich zanudzać. Chciał też poznać pozostałych, by stosownie ich sobie uporządkować.

Powoli każdy mówił co mu leżało na sercu i co tam mógł zaofiarować ich wspólnemu przedsięwzięciu. Aż do chwili, kiedy na widnokręgu nie pojawił się smętny dziadyga. Grott nie miał dla duchownych większego szacunku uznając ich za takich samych wydrwigroszy jak cyrkowców. I modlił się, by któryś z druhów nie wyrwał się…

-Ma ojciec szczęście, bo jutro z rana wyruszamy do Volkendorp we własnych sprawach - odparła Anike zawsze wyrywna by być pierwszą. Grott powoli dochodził do wniosku, że jej nie lubi. - Nie chcę się wypowiadać za wszystkich, ale… „ale się wypowiem” dokończył kwaśno w myślach Grott i przepłukał usta winem, by pozbyć się kwaśnych myśli.


.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline