- To szaleństwo, wiesz o tym? - zapytał byłego policjanta elektryk - Wiesz dobrze jak tam jest. Sam byłem na wypadzie tego co wojsko daje. To dzicz jest, Malvin, o bestiach nie wspominając! Widziałeś je? Widziałeś? Malvin, potrzebujemy Ciebie tutaj. Jesteś spoiwem które łączy straż sąsiedzką... bez Ciebie to się sypnie. Jesteś potrzebny tu i tutaj.
Rozejrzał się po zebranych bardziej bacznie nie mogąc przestać czuć ten słodki zapach w nozdrzach...
- Na rany Chrystusa... Eve, Harry, Malvin... wyglądacie fatalnie... kiedy wy ostatnio... mniejsza.
Westchnął.
- Mam reklamówkę żarcia. - stwierdził - Po babci Tamez... znaleźliśmy ją martwą w mieszkaniu. Podzielcie się i zjedzcie. Nie wiem, ugotujcie coś wspólnie, czy jak. Dla mnie nieistotne.
Spojrzał "martwo" na Malvina.
- Wiem, że trzymasz się zasad. Jakbym nie wiedział, a w sumie nie wiem, powiedział bym że byłeś w służbach i podchodziłeś na poważnie, a nawet za poważnie, do sprawy... policja? Tak czy inaczej. Skoro nie możesz się przełamać i złamać ducha prawa... pozwól, że ja będę naginał jego literę, ale Ciebie potrzebujemy tutaj.
- Zjedzcie i odpocznijcie. - przeczesał w zmęczeniu dłonią włosy - Z Jeffem zdobędziemy więcej żywności. Poszukujemy zostawionych tak jak babcię Tamez... może nawet kogoś uratujemy. Prawo pozwala włam w imię ratowania życia, prawda? Żywność, lub jej część, jest naszą opłatą za obywatelską postawę...