Grott wyczuł zapach pieniądza unoszący się w powietrzu. I o dziwo nie dochodził od stolika gdzie grano w kości. Pomimo złości na Anike, za wyrywność, wyprostował się i pozwolił uśmiechowi rozjaśnić jego niemłode oblicze. Łaskawie machnął ręką na wtręt o jego wyłupiastych oczach śmiejąc się nawet z „dobrego dowcipu” kapucyna. Szerokim gestem wskazał miejsce na karle, którego uwolnił od ciężaru jego oficerskich butów. Gdyby nie to, pewnie ojczulek by skrycie gadał stojąc nad nimi niczym słup. Groteska.
-Siadajcie ojczulku i mówcie co wam na sercu leży. - powiedział dobrotliwie. Nie przerywał mu w wywodzie i do tego stopnia wsłuchał się w opowieść, że zaczął z niedowierzaniem kręcić głową na przedstawiany przezeń obraz Volkendorp. A jawiło się ono jako iście piekielne miejsce, gdyby ktoś go pytał o zdanie. O ile rzecz jasna wszystko to było prawdą.
-Może ojczulek ma szczęście, a może go nie ma – skomentował celnie słowa Anike Ruben, do którego Grott zaczynał nabierać szacunku. Tym bardziej wówczas gdy padły najważniejsze z jego ust słowa. – Co my z tego będziemy mieli? Nikt tu nie będzie załatwiał niczyich spraw za darmo…
Wilhelm wiedział, że obcesowość kompana może nieco zgrzytać w uszach takiej jak kapucyn osoby. Na pierwszy rzut oka widać było, że ten ma łeb przepełniony modlitwą, służbą i sprawami duchowymi a z takimi ludźmi było niemal tak samo źle jak z wszelkiego rodzaju bohaterami. Grott odruchowo unikał jednych i drugich. No, chyba że chodziło o skalkulowane ryzyko.
-Chodzi o to ojcze, że skoro ów wiedźmiarz, czy jak wy tam go nazywacie, jest tak groźny, to i my na spotkanie z takim indywiduum musimy odpowiednio się przygotować, wiecie bowiem, że tak wielkie wyzwania wymagają nie tylko fury odwagi, ale i fury stosownego ekwipunku. Dla tego Rubi… - Grott pozwolił sobie na to zdrobnienie, wiedząc że lepiej zabrzmi niż prawdziwe imię kompana. Nie wiedział też, czy on sam chce swoim imieniem się tak ot, przed kapucynem, wachlować. - … odruchowo wspomniał o niezbędnych wydatkach, których nijak nam uniknąć, jeśli mamy rzetelnie podejść do sprawy. Drugą rzeczą jest, że takie wyzwanie i takie niebezpieczeństwo zagrażają naszemu życiu, co pewnie ojcze rozumiecie. A my tu mamy rodziny o które dbać musim, dzieci na utrzymaniu, rodziców zniedołężniałych, żony w potrzebie… - „kochanki pazerne, wierzycieli pazernych bardziej i inwestycje w perspektywie” - … tak więc zadbać musimy o nie, na wypadek gdyby nam się co stało. O tym musicie ojcze pamiętać prosząc nas o narażanie zdrowia i życia dla ratowania biednych, osamotnionych i wyglądających pomocy mieszkańców Volkendorp, niechaj Sigmar ma ich w swej opiece.
Grott ze smutkiem pokiwał głową i zamknął się pozwalając kapucynowi na rozważenie tej kwestii w głowie. Wiedział, że ten rachował będzie sumiennie.
.