- Ja pierdolę. Zasadzka. - Waldemar powiedział cicho do Tupika ukradkiem rozglądając się po wszystkich zabijakach i buntownikach, którzy akurat udawali biesiadników, a ewidentnie byli żądni krwi. Nie było wcale wykluczone, że to kultyści Khorna jedynie udający buntowników udających biesiadników. Tak czy inaczej Waldemar miał tak przejebane jak mało kto i jedynie żałował, że tak mało wziął za transport. Następnym razem - o ile będzie następny raz - to z pewnością weźmie dodatek za niebezpieczne drogi. Jakby płacił podatki to byłby w tym momencie wkurwiony, ale od zawsze stawał na głowie, żeby omijać wszelkie płatności to i bandytyzm szerzył się. W sumie fajnie byłoby być łowcą głów, ale łatwiej było jednak tych sztywnych...
Waldemar był już gotów do akcji, a nawet spodziewał się bełta w swojej głowie, gdy całkiem nieoczekiwanie otworzyły się drzwi karczmy, a stanął w nich wielki jegomość, góra mięśni przypominająca bardziej bestię niż człowieka, ale jednak niewątpliwie był to człowiek. Odezwał się do zebranych:
- Co jest kurwa, kto na wpierdol?
Waldemar odetchnął z ulgą. Już myślał, że to inkwizytorzy. |