- Jakie spoiwo? Jaka straż sąsiedzka? Straż sąsiedzka leży tam, w holu – zwrócił się do młodego Polaka – Cokolwiek sobie o mnie myślisz, jesteś w błędzie chłopcze. To racje żywnościowe, które zostawia nam wojsko zwyczajnie nam się należą. I mam zamiar o nie walczyć, czy się to komuś podoba czy nie.
A z bestiami mam swoje rachunki do wyrównania, dodał w myślach, które nagle niczym trujące opary wypełniły obrazy i dźwięki rozszarpywanych ludzi.
- Nikt nie będzie Malvinowi Larusso mówił gdzie może chodzić a gdzie nie – kontynuował wylewając swoje żale - Ja nie potrzebuję dobrych rad, bo sam potrafię o siebie zadbać. Nie żyjemy w książce i nic nie jest z góry ustalone. A jeśli jest, jeśli ktoś nam z góry nakreślił scenariusz i tego żarcia od wojskowych nie da się zdobyć, to po co w takim świecie żyć?
Dopiero chwili zorientował się, co powiedział do niego Harry. Gdy Malvin już zaczął tracić wiarę w swoją poczytalność i rozpaczliwie próbował przedstawić swoje argumenty, uciekając się nawet do spraw transcendentnych, siły wyższej, z góry ustalonego porządku oraz braku wolnej woli, w sukurs przyszedł mu sportowiec. Larusso nie miał o nim wyrobionego zdania. Jako lokator wydawał się bezproblemowy, ochroniarz nie pamiętał by kiedykolwiek jego nazwisko znalazło się z notesie wykroczeń. Z drugiej strony nie raz i nie dwa widział na kamerach jak ruda Gina z szóstego piętra odwiedza go w mieszkaniu. Facet nie wziął sobie do serca dziewiątego przekazania, ale umówmy się, że są gorsze występki niż pożądanie żony bliźniego swego.
- Pójdziesz? – zapytał retorycznie, a gdy efekt zaskoczenia minął skinął mężczyźnie z wdzięcznością.