Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2023, 10:55   #13
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację

-Dzień dobry Mości Panowie. Helmut Klaike, inżynier rusznikarz. Można się przysiąść? Straszny tłok tutaj mamy. - powiedział Helmut. Siedzący przy stoliku pod galerią mężczyźni spojrzeli na niego zaskoczeni, jakby wyrósł spod ziemi. Nie mniej jednak na ich niemłodych obliczach pojawił się wyraz konsternacji, jakby pojawienie się kogoś trzeciego zaburzało ich plany na wieczór. Starszy z nich, chudy jak tyka pierwszy złapał kontakt z rzeczywistością i niepewnym uśmiechem uraczył Helmuta, jakby chciał mu osłodzić jakieś kwaśne danie.

-No rzeczywiście Panie Klaike. Tłok. Dla tego właśnie siedzimy na uboczu, by nikt nam w dyskusji nie przeszkadzał. Dla tego też upraszam Pana, nie przeszkadzajcie nam i wróćcie do swoich towarzyszy. Potrzebujemy… spokoju, by omówić ważne kwestie…

-…Handlowe. Hubert Zumm, do usług. - wszedł mu w słowo młodszy odwracając się do Helmuta. Kailke teraz dopiero dostrzegł, że odziany w bordowy kubrak mąż nie ma jednego oka a w jego miejscu ziała brzydka, odrażająca rana. Raczej świeża, choć gojąca się już i lekko zabliźniona. Klaike cofnął się odruchowo. Przez myśl przemknęło mu tysiąc przyczyn, które mogły spowodować taką ranę, ale czując wrogość obu mężczyzn skłonił się grzecznie i zrobił w tył zwrot. Kątem oka dostrzegł wstającego od stołu Felixa i Pablo. Rajtar w asyście Pabla ruszył w kierunku galerii.

W oberży zapanowało dziwne napięcie, porozumiewawcze spojrzenia. Dłonie sięgające po leżący pod ławami oręż? Uniesiona derka, której ruch złowiono kątem oka. Elma dostrzegła jak dwóch owczarzy unosi się, jakby chcąc zastawić rajtarowi przejście…

-Ani drgnij… - usłyszała szept przestraszonej Almy koło ucha. Jej dłoń już trzymała brzechwę strzały tkwiącej w leżącym pod ręką kołczanie. Szczęściem, mimo deszczu w jakim jechała, nie luzowała cięciwy, dzięki czemu łuk był gotów. Już zaciskała palce na łęczysku. Już…

Nagle z hukiem otworzyły się drzwi karczmy. Odrzwia huknęły o ścianę a w progu stanął wielki jegomość, góra mięśni przypominająca bardziej bestię niż człowieka, ale jednak niewątpliwie był to człowiek. Choć w sumie nie był może wielki a raczej straszliwie kłębiasty w torsie. I miał iście krasnoludzkie, krótkie nóżki. Ale niejeden krasnolud pozazdrościł by mu muskulatury.


-Co jest kurwa, kto na wpierdol? - wycharczał w kierunku ludzi zgromadzonych w oberży. Wszyscy niemal zamarli, bowiem jego nagłe wejście zaskoczyło niemal każdego. Gdzieś z tyłu słychać było głos Junga i parskanie kilku wierzchowców. Elma ze zdumieniem skonstatowała, że nie słyszała jak nadjechały. Musiały ścieżyną za stodołą, bryła budynku mogła stłumić ich przyjazd.

Waldemar z ulgą przyjął, że to jedynie jakiś lokalny łamignat a nie inkwizytorzy czy inni stróże prawa, których obawiał się najbardziej. Jego głośny oddech utonął w szuraniu butów podnoszących się biesiadników.

Felix zamarł w połowie drogi na galerię z Pablem za plecami. Na widok przybysza, reagując na jego słowa wsparł dłoń na rękojeści szpady i powoli zaczął ją wysuwać. „Strzeżonego bogi strzegą” pomyślał.

Zza pleców mocarza wyłonił się młody, przystojny mężczyzna.


Bezceremonialnym gestem przesunął siłacza, śmiejąc się głośno. - Hahaha! Widzieliście mistrzu! Mówiłem wam, robi wrażenie! - okryty grubym płaszczem podbitym futrem roztaczał wokół siebie aurę autorytetu. Oblicza większości biesiadników zastygły w martwym wyrazie. Gdzieniegdzie tylko oblicza ściągnął gniew. Za nim w drzwiach stanął siwy, tykowaty mąż o twarzy, zdawało by się, ściągniętej w wiecznym gniewnym grymasie.



-Gospodarzu! Sam tu! - krzyknął ten, który przesunął łamignata. Wszedł do oberży jak do siebie. Za nim postąpił ten zwany mistrzem ukazując się w całej krasie. O ile pierwszy był ubrany z pańska, jeździeckie buty, pancerz, miecz przy pasie i rycerski łańcuch spięty zdobioną klamrą o tyle ten drugi nie pozostawiał cienia wątpliwości co do swego powołania i służby. Złamany krzyż znamionował sługę owianej złą sławą instytucji inkwizytorów. Łamignat z hurmem zatrzasnął drzwi a Waldemar jęknął w duchu mając nadzieję, że nikt nie dostrzeże jak krew odpływa z jego twarzy. „Wpadłem!” pomyślał.

-Witajcie Łaskawy Panie, czym mogę…- Gunther wypadł zza szynkwasu kłaniając się w pół z poczerwieniałą twarzą i drżącym głosem. Felix zamarł z na poły wydobytą szpadą.

-Przegnaj wszystkich precz, do stajni. Twój Pan, Lord Ademar, raczy dziś tu nocować! - zawołał wesoło, jakby opowiadał jakąś zabawną historyjkę. Inkwizytor ruszył za nim w głąb biesiadnej, podobnie jak łamignat. Gdzieś na zewnątrz słychać było narastający tętent końskich kopyt, który zagłuszył trzask opadającej w drzwiach zasuwy. Nie zagłuszył jednak ryku jednego z tych przy drzwiach, który właśnie zatrzasnął wrota.

-Zabiłeś mi syna skurwysynu!!

W jednej chwili zdawało by się, że tama napięcia pękła i naraz wszyscy biesiadnicy jak jeden mąż poczęli zrywać się zza stołów i ław dobywając broni. I zewsząd padł podobny krzyk. „Za Janka!”, „Pohańbiłeś mi córę!”, „Oćcu rękę kazałeś odrąbać!”. Inkwizytor zamarł w bezruchu, jakby bierność lub urząd miały chronić go przed wszelką ludzką siłą. A Lord Ademar zrobił krok w tył, jakby porażony ilością gniewu i nienawiści, jaki wybuchł w biesiadnej. W której był on sam z jednym, jedynym przybocznym. Ale łamignatem.


***

5k100

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline