Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2023, 11:08   #39
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

ANDY


Na pytania Andy’ego mężczyzna zareagował dopiero w chwili, kiedy do środka wdarł się trzask drugiego z rozbijanych w jadalni okien.

- John – wyksztusił mężczyzna. – Nazywam się John Willner. I … i …

Na wyziębionej, zaczerwienionej od morzu twarzy pojawił się grymas przestrachu, kiedy z jadalni wyszedł chwiejnym krokiem jeden z gości i skierował się w stronę schodów na piętro.

- Tam są jacyż ludzie… - wyjąkał siedzący. – Gonili nas. Rozdzielili … ja zobaczyłem światło .. biegłem…

Podpity mężczyzna zniknął na piętrze. Słyszeli jego kroki na lekko skrzypiącej podłodze, mimo szaleńczego zawodzenia wiatru na zewnątrz.

Twarz Johna ściągnęła się dziwną emocją, kiedy hol opustoszał i większość gości już znalazła się w pokoju numer dwa. I to właśnie ta emocja uratowała skórę Andyego.

Bowiem, w jednej chwili ranny, niespodziewanie wyjął skądciś nóż i ciachnął nim Duttona jednocześnie podrywając się z krzesła.

Ostrze broni tylko przecięło ubranie nie sięgając ciała, ale Willner, jeżeli tak faktycznie brzmiało nazwisko napastnika, nie zamierzał na tym zakończyć swojego ataku.

Zamachnął się kolejny raz i ze spokojem i czymś strasznym w nagle odmienionych, czujnych i pozbawionych emocji wzroku, ruszył na Andyego. Jego intencje, mimo że przerażające, były czytelne. Chciał ranić a być może nawet zabijać.

JOEL, IVA, JAKE, BARRY, ICHIKA

Ułożyli ranną na sofie. Nieznajoma wydała z siebie cichy jęk bólu, kiedy jej ciało spoczęło na skórzanej powierzchni zadbanego mebla.
Mężczyzna w holu, na którego poświecił Joel, usiadł na krześle i ich „chirurg” zaczął o czymś z nim rozmawiać. Joel widział ich, jak rozmawiają i widział pijącego wcześniej gościa „Czystego śniegu”, który wyszedł z jadalni i ruszył na górę.

Tymczasem Iva, Jake i Barry, a także Ichika, która dotarła do nich przed chwilą, znajdowali się w środku pięknie urządzonego, chociaż nieco za bardzo zagraconego.

Apartament miał nawet poddasze otwarte na obszerne lobby. I solidne, zasłaniane okiennicami od środka, okna. Własny kominek. Mocne drzwi.
Ranna znów jęknęła, szarpnęła ciałem, wydała z siebie nieco głośniejszy i wyraźniejszy krzyk. Potem znieruchomiała. Ale żyła, bo już przez chwilę myśleli, że skona na ich oczach. Żyła, bo jej pierś poruszała się w nierównym, spazmatycznym rytmie.

I wtedy stojący w drzwiach prowadzących na hol wejściowy Joel zobaczył, jak mężczyzna na krześle rzucił się dziko, gwałtownie na opatrującego go ich „chirurga”.

Reszta ludzi: ani Iva, ani Barry, ani Jake ani Ichika nie widziała tego zajścia w korytarzu, bo zajęci byli ranną i pokojem. I to ona, jako pierwsza zauważyła, że za oknem, pośród szalejącej zamieci stoi jakaś postać. Podobnie jak to miało miejsce w jadalni, którą opuściła dosłownie przed chwilą. Postać ta była niewyraźną, skrytą w fruwających wokół płatkach śniegu sylwetką, ale trzymała coś w rękach.

Coś, co z hukiem uderzyło w szybę, rozbijając ją, podobnie jak tę w jadalni i wpuszczając lodowate, górskie powietrze do środka.

Niemożliwością było, aby to ta sama osoba, która wytłukła okna w jadalni teraz zrobiła to w leżącej po drugiej stronie korytarza apartamencie nr 2. W tym celu musiałaby obejść cały niemal budynek pensjonatu, a to, przy tej pogodzie zajęłoby jej znacznie więcej czasu.

Huk rozbijanej szyby odciągnął uwagę Ivy, Jacke’a i Barryego od dziewczyny, więc i oni zauważyli zamaskowaną w potworną maskę potwora postać, która dokonała tego aktu zniszczenia.

Okno było dość nieduże, ale kimkolwiek był intruz, miał szanse przedostać się przez nie, przy odrobinie uporu, do środka.

CLIFF

Cliff, jak tylko wybito szyby, poszedł na górę. Jeszcze na dole widział, jak facet, który opatrywał poranioną dziewczynę wpuścił jakiegoś typa i teraz rozmawiał z nim o czyść przy zamkniętych drzwiach.

To nie było jego zmartwienie.

Bez problemu wszedł po schodach, chociaż pod wpływem wypitego alkoholu, stopni zdawały się być mniej przyjazne niż Cliff je zapamiętał. Otworzył drzwi do swojego pokoju, też z pewnym trudem i zaczął szykować się do wyprawy.

Gdzieś, chyba na dole, usłyszał jakieś krzyki.

Zaczęło się coś paskudnego, jak podpowiadał mu jego nieco tylko otępiony wódeczką umysł.

THOMAS

Thomas pozostał w jadalni, którą opuścili wszyscy, jakby trzask wybijanych okien i zimne powiewy wiatru dobiegające przez te nowe otwory, przez które wsypywał się teraz śnieg, sparaliżował go na chwilę. Wprowadził w stan takiej jakiejś podświadomej bezczynności.

A kiedy dotarło do niego, że siedzi sam w tej pogrążonej w półmroku jadalni, ujrzał, jak napastnik uderza czymś ostrym, chyba czekanem alpinistycznym, w kawałki szkła wystające z okiennej framugi. Wyglądało to tak, jakby chciał dostać się do środka przechodząc przez niezbyt duże, ale nadające się do tego celu okno, i starał się zrobić przejście tak, aby nie pokaleczyć ostrymi kawałkami szkła.

A kiedy tutaj wjedzie pierwszą osobą, jaką zobaczy, będzie bez wątpienia on, Thomas.


NATHANIEL

Tim poszedł w stronę wieży, a on został z kobietami, pilnując ich i strzegąc. Ewa powoli, w objęciach matki, uspokajała się. Spencerowa miała sporą wprawę w takich działaniach. I najlepszy wpływ na córkę.

„Stary” Spencer zniknął za rogiem, w półmroku, ale Nathaniel słyszał go, jak otwiera lekko skrzypiące drzwi prowadzące do wejścia na wieżę, a potem ciche kroki po schodach.

A potem cień przesłonił okno. Gwałtowny i szybko znikający. Jakby ktoś przeszedł przy samej ścianie obok pokoju Ewy.

Gdzieś, z części dla gości, dobiegło go ciche, niemal niesłyszalne odgłosy tłuczenia szkła i chyba jakieś krzyki.

A potem, po raz kolejny, jakiś cień przeszedł pod oknem.

Pani Spencer spojrzała z niepokojem na Nathaniela i samym wzrokiem i lekkim ruchem głowy wskazała solidne, drewniane okiennice, które można było założyć od środka na okna, na wypadek takich gwałtownych burz śnieżnych czy próbie wtargnięcia dzikiego zwierzęcia.
 
Armiel jest offline