25-03-2023, 03:38 | #31 |
Reputacja: 1 |
|
25-03-2023, 17:51 | #32 |
Reputacja: 1 | Ręce miał we krwi. Ubranie, blat, podłoga... Wszystko zalewała świeża, lepka, karmazynowa ciecz. I chociaż adrenalina pulsowała w jego głowie, myśli miał trzeźwe. Na dziw trzeźwe, może wypił o drink za mało. Nie czuł już wpływu alkoholu. Czuł zimne, brutalne fakty, które zalewały jak rzeka jego umysł. Myślał trzeźwo. A w okół panował absolutny chaos. Chaos, który nie ustępował. Rozwijał się tylko coraz bardziej. Kwitł niczym piękny, toksyczny kwiat, który swoją wonią truł powoli obecnych w „czystym śniegu”. Zarejestrował uwagę, spowitą alkoholowym krzykiem o maniaku na zewnątrz z maczetą. Usłyszał wskazania do przeniesienia rannej do pokoju dwa. Przeszukanie jej rzeczy wydawało się istotne. Jej rany nie były od zwierzęce. Na szczęście te wątpliwości celnie rozwiał ich ‘lekarz’. Cud, że taka osoba znalazła się wśród nich. Wtem zgasły światła. Mrok rozdarł wrzask. Walenie do drzwi. Wszystko działo się tak szybko. - Nie otwieraj drzwi! – zawołał rzucając się w tamtą stronę. Zareagował za późno. Zamarł dwa kroki od stołu i rannej. W bladym świetle latarek nasłuchiwał. Czekał na rozwój zdarzeń, gotowy na wszystko. - Nie rozdzielać się. – wydusił z siebie tylko, ale był to marny szept. Toksyczny kwiat chaosu rozlał swoje pnącza po tym pokoju. |
26-03-2023, 10:53 | #33 |
Reputacja: 1 | WSZYSCY Półmrok, jaki zapadł w „Czystym śniegu” po zgaśnięciu świateł nadał pensjonatowi pewnej surrealistyczności. Wyjący wicher, wirujące z oknami tumany śniegu i krzyk kobiety, młodej dziewczyny, zapewne córki właścicieli dobiegający z części niedostępnej dla gości tworzył, niczym malarz na płótnie, scenerię zagrożenia, niepokoju i czegoś jeszcze. Czegoś nieuchwytnego i nieodwracalnego. ANDY Za drzwiami stał jakiś człowiek, który niemal wpadł do środka, gdy tylko Andy otworzył drzwi. Ubrany był w zaśnieżoną, jaskrawo pomarańczową kurtkę z elementami odblaskowymi wszytymi rękawy, ale gdzieś zgubił czapkę. Miał zaśnieżoną brodę, wystraszony wzrok, a krew zlepiała jego włosy i brudziła połowę twarzy. Widząc siekierę w rękach Andy’ego zaskamlał jak przestraszone zwierzę. - Szybko! Wpuść mnie! Oni tutaj są! Potrzebuję pomocy! Za nieznajomym brodaczem Andy dostrzegł jakiś ruch. W śnieżnej, gęstej i szalonej zamieci, ktoś zbliżał się szybkim krokiem do ich dwójki. Nieznajomy stał w wejściu, a śnieg i mróz wdzierały się do środka. A gdzieś, za plecami Andy’ego, chyba z sali jadalnej, dał się słyszeć trzask tłuczonego szkła. JOEL, IVA, JAKE, BARRY Trzej mężczyźni bez trudu przenieśli ranną w stronę pokoju po drugiej stronie wejściowego holu. Zaledwie kilkadziesiąt kroków. Światło zgasło akurat wtedy, gdy Iva otwierała drzwi, kluczem położonym przez Tima na blacie stołu, gdzie opatrywali ranną. Apartament był zupełnie czymś innym, co oferował im „Czysty Śnieg”. Luksusowa, dobrze wyposażona przestrzeń, najwyraźniej dwupoziomowa, oferująca wygody, jakich nie oferowała im ciasnota małych pokoi na górze ze wspólną łazienką na korytarzu. Nic dziwnego, że kosztował on trzy razy więcej od osoby, niż standardowy pokój. Nawet teraz w, półmroku spowodowanym brakiem światła elektrycznego, apartament sprawiał całkiem przytulne wrażenie. Cała czwórka zatrzymała się jednak na tę krótką chwilę, gdy „lekarz” otworzył drzwi. Ujrzeli wysoką, zataczającą się w progu postać, która coś mówiła. Z jadalni, którą opuścili przed chwilą, dobiegł ich wyraźnie trzask pękającego szkła. CLIFF Z nożem i butelką w rękach, Cliff czuł się nieco pewniej. Chaotyczne myśli przebiegały po jego głowie. Z miejsca gdzie stał, nie musiał wychodzić na hol wejściowy, aby widzieć zarówno „lekarza”, który otwierał właśnie drzwi wpuszczając do środka wirujące dziko płatki śniegu i lodowaty powiew wiatru, jak i innych gości, którzy próbowali na jakimś kocu przetransportować na pół żywą kobietę do najlepszego pokoju całym „Czystym Śniegu”. Alkohol już nieco spowalniał i przytępiał jego ruchy, ale nie na tyle, by Cliff był pijany. Może na lekkim humorku, i owszem. Ale nie pijany. Co to, to nie. Z miejsca, gdzie stał Cliff doskonale panował nad sytuacją. Widział wszystko i wszystkich – ludzi w jadalni, ludzi w korytarzu pełniącym rolę patio i recepcji oraz ludzi w jadalni. Usłyszał więc bez trudu trzask rozbijanej szyby w świetlicy, w której przed chwilą opatrywano ranną. ICHIKA, THOMAS Ichika i Thomas zostali w sali jadalnej, gdy reszta towarzystwa zajęła się przenoszeniem nieprzytomnej kobiety do apartamentu numer dwa. Krzyk jakiejś dziewczyny i jękliwie zawodzenia wiatru docierał do nich nieco przytłumione. Za to trzask rozpadającej się w kawałki szyby w jadalni był dla nich wyjątkowo głośny. Przeraźliwy. Spojrzeli odruchowo w tamtą stronę i zobaczyli okno – takie standardowej wielkości, jak w domach w miastach. Teraz jednak szyba była wybita. Widzieli dziurę przez którą wlatywało lodowate powietrze i kawałki szkła walające się obok na podłodze i stole, przy którym jeszcze chwilę wcześniej siedział jeden z gości. Przez chwilę widzieli też kogoś – jakiś niewyraźny kształt, majaczący w ciemnościach śnieżycy, który przesunął się w stronę drugiego okna. Kolejny trzask i szybka w drugim oknie pękła, rozbita od zewnątrz czymś ostrym i ciężkim. Odłamki szkła wleciały na parapet, a Ichika i Thomas przez chwilę wyraźnie widzieli ostrze czegoś metalowego, szpiczastego, które posłużyło jako narzędzie zniszczenia. NATHANIEL Nathaniel szedł za Specncerową, która, jak tylko usłyszała krzyk swojej córki, od razu wyszła z kuchni na łącznik i skręciła wąskim korytarzem w lewo, w stronę pokojów właścicieli. Tim też zawrócił z korytarza prowadzącego dalej prosto, do drzwi na wieżę radiową, i całą trójką weszli do pokoju Ewy. Dziewczyna nie była już dzieckiem, o czym łatwo się zapominało. Była dwudziestoczterolatką, o ładnej buzi, ale z dziwną mimiką twarzy – taką trochę zbyt nieobecną, zbyt zagubioną, zbyt mało świadomą. Angie była zgrabna, z ciemnymi włosami i wielkimi, przerażonymi oczami, mogła grać w jakimś słabym filmie grozy. Już nie krzyczała ale mamrotała coś do siebie pod nosem, wkulona w róg pokoju. Kiwała się przy tym nerwowo i energicznie uderzając potylicą o drewnianą ścianę. - Otfur! Ciemno! Otfur! Angie doskoczyła do córki i wzięła ją w ramiona, tuląc i pocieszając. Tim, z ponurą twarzą upewnił się, że wszystko jest w porządku i spojrzał na Nathaniela. - Pilnuj ich. Ja zobaczę co z radiem. Rano nie dało się złapać sygnału, ale może teraz… Nie dokończył i szybkim, energicznym krokiem, nie zważając na gęsty półmrok w korytarzach, skierował się w stronę korytarza na wieżę. - Oftur! Oftur! – Angie chwiała się, zasmarkana i pochlipująca, ale powoli uspokajała się w objęciach matki. WSZYSCY Awaryjne światła zapaliły się wszystkie jednocześnie. Małe, punktowe lampy podświetlające znaki ewakuacyjne oraz małe lampy newralgicznie rozmieszczone w najważniejszych punktach ośrodka. Ich blade światło wcale nie dodawało więcej odwagi. |
26-03-2023, 21:38 | #34 |
Reputacja: 1 |
|
27-03-2023, 16:40 | #35 |
Northman Reputacja: 1 | Brzdęk tłuczonego szkła. Napastnik bawił się z nimi chcąc wywołać terror! Andy widząc twarz przestraszonego faceta ze zalepionymi krwią włosami energicznie wciągnął go do środka, po czym zatrzasnął drzwi i przekręcił zamek. Mężczyzna był w szoku. Dutton posadził go na krześle zerkając co chwila w stronę wybitego okna, jakby za chwilę miał przez nie wskoczyć do środka szaleniec z zakrwawioną siekierą. Ranny oberwał w głowę narzędziem, które jeśli było czekanem to czapka musiała uratować mu życie. Szpikulec ześlizgnął się wraz z nią naruszając skórę lecz oszczędzając czaszkę. To, albo rana od tyłu była zadana przez wspólnika pozorującego go na ofiarę. Uderzenie nie było zbyt mocne. - Kto was zaatakował? - zapytał Andy. - Jakiś szaleniec w masce. - wykrztusił facet jakby niedowierzając, że wszystko wokół niego dzieje się naprawdę. - Jak się nazywacie i skąd jesteście? - Dutton sprawdzając rany starał się panować nad emocjami jednocześnie chcąc uspokoić zaatakowanego. Tylko ranna, odzyskawszy przytomność mogła potwierdzić jego historię. W pewnym sensie również jej dokumenty, karty kredytowe. - Macie tutaj rezerwację? Wiedział, że ostatnią rozsądną rzeczą była panika i popłoch. Lata walki o życie pacjentów na stole operacyjnym. Podejmowanie w stresie szybkich i zdecydowanych decyzji w sytuacjach komplikacji. Nieokazywanie słabości, którego nauczyło go obcowanie ze skazanymi w zakładzie penitencjarnym - to wszystko razem solidnie trzymało psychikę Duttona w jednym kawałku. Musiał walczyć z naturalnym lękiem, który wdzierał się chcąc złapać za gardło, wedrzeć do środka a potem wyć na całe gardło z rozlatanym wzrokiem. Musiał go kontrolować i na tyle mądrze, aby nie robić niczego głupiego! Prócz chłodu wdzierającego się do świetlicy, dla niego było to nadal sensowne miejsce do obrony. Zamykanie się w pokojach to ostateczność, kiedy zwyrodnialec lub grupa napastników sforsuje niewstrzymania i wedrze się do środka nie zostawiajac lepszych opcji do wyboru. Podświadomie czuł, że dzisiejszego dnia i nocy śmierć będzie kroczyła między nimi. Szalejąca burza uniemożliwiała kontakt z policją oraz ucieczkę z tego miejsca jeszcze przez jakiś czas, z którym muszą po prostu zwyciężyć.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 01-04-2023 o 04:48. |
01-04-2023, 21:59 | #36 |
Reputacja: 1 | - Ja pierdolę. - wymamrotał do siebie Cliff widząc jak jeden z innych gości po prostu otworzył drzwi pomimo ostrzeżeń o grasujących psychopatach z maczetami. Komentarz ten był dodatkowo spowodowany odgłosem tłuczonego szkła okna w jadalni. Budynek prawdopodobnie był już okrążony, a mordercy już czaili się wewnątrz. Tego było stanowczo za dużo! Cliff wypił jeszcze łyka po czym poszedł do swojego pokoju w celu przebrania się w swój strój zimowy - odpowiednie buty, spodnie, kurtka, czapka (no dobra, czapkę miał już na głowie) i gogle to coś co będzie za chwilę konieczne. Z tego co już wcześniej zaobserwował atakujący poruszali się z łatwością w śnieżycy, więc pewnie mieli jakieś wyjątkowe stroje arktyczne. Cliff być może nie miał niczego wyjątkowego, ale z pewnością jego ubranie też pozwoli mu przetrwać na mrozie. Przynajmniej dłużej niż w tym co aktualnie był ubrany. Dodatkowo ze względu na wcześniejsze chodzenie po budynku orientował się gdzie i jaki sprzęt jest poukrywany, a dodatkowo gdzie są odpowiednie kryjówki. Cliff miał nadzieję, że atakujący jeszcze nie dotarli do jego pokoju, bo będzie lipa, ale nie miał właściwie innego wyjścia. Okno potłuczone, a ogrzewanie pewnie długo nie pociągnie bez zasilania. Niedługo jedyne co będzie ciepłe w budynku to krew umierających tu ludzi. Trzeba było się ciepło ubrać, bo nadeszła zima. A mógł jechać do Jacksonville. |
01-04-2023, 22:12 | #37 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 | Perdurabo
|
02-04-2023, 03:58 | #38 |
Reputacja: 1 |
|
05-04-2023, 11:08 | #39 |
Reputacja: 1 | ANDY Na pytania Andy’ego mężczyzna zareagował dopiero w chwili, kiedy do środka wdarł się trzask drugiego z rozbijanych w jadalni okien. - John – wyksztusił mężczyzna. – Nazywam się John Willner. I … i … Na wyziębionej, zaczerwienionej od morzu twarzy pojawił się grymas przestrachu, kiedy z jadalni wyszedł chwiejnym krokiem jeden z gości i skierował się w stronę schodów na piętro. - Tam są jacyż ludzie… - wyjąkał siedzący. – Gonili nas. Rozdzielili … ja zobaczyłem światło .. biegłem… Podpity mężczyzna zniknął na piętrze. Słyszeli jego kroki na lekko skrzypiącej podłodze, mimo szaleńczego zawodzenia wiatru na zewnątrz. Twarz Johna ściągnęła się dziwną emocją, kiedy hol opustoszał i większość gości już znalazła się w pokoju numer dwa. I to właśnie ta emocja uratowała skórę Andyego. Bowiem, w jednej chwili ranny, niespodziewanie wyjął skądciś nóż i ciachnął nim Duttona jednocześnie podrywając się z krzesła. Ostrze broni tylko przecięło ubranie nie sięgając ciała, ale Willner, jeżeli tak faktycznie brzmiało nazwisko napastnika, nie zamierzał na tym zakończyć swojego ataku. Zamachnął się kolejny raz i ze spokojem i czymś strasznym w nagle odmienionych, czujnych i pozbawionych emocji wzroku, ruszył na Andyego. Jego intencje, mimo że przerażające, były czytelne. Chciał ranić a być może nawet zabijać. JOEL, IVA, JAKE, BARRY, ICHIKA Ułożyli ranną na sofie. Nieznajoma wydała z siebie cichy jęk bólu, kiedy jej ciało spoczęło na skórzanej powierzchni zadbanego mebla. Mężczyzna w holu, na którego poświecił Joel, usiadł na krześle i ich „chirurg” zaczął o czymś z nim rozmawiać. Joel widział ich, jak rozmawiają i widział pijącego wcześniej gościa „Czystego śniegu”, który wyszedł z jadalni i ruszył na górę. Tymczasem Iva, Jake i Barry, a także Ichika, która dotarła do nich przed chwilą, znajdowali się w środku pięknie urządzonego, chociaż nieco za bardzo zagraconego. Apartament miał nawet poddasze otwarte na obszerne lobby. I solidne, zasłaniane okiennicami od środka, okna. Własny kominek. Mocne drzwi. Ranna znów jęknęła, szarpnęła ciałem, wydała z siebie nieco głośniejszy i wyraźniejszy krzyk. Potem znieruchomiała. Ale żyła, bo już przez chwilę myśleli, że skona na ich oczach. Żyła, bo jej pierś poruszała się w nierównym, spazmatycznym rytmie. I wtedy stojący w drzwiach prowadzących na hol wejściowy Joel zobaczył, jak mężczyzna na krześle rzucił się dziko, gwałtownie na opatrującego go ich „chirurga”. Reszta ludzi: ani Iva, ani Barry, ani Jake ani Ichika nie widziała tego zajścia w korytarzu, bo zajęci byli ranną i pokojem. I to ona, jako pierwsza zauważyła, że za oknem, pośród szalejącej zamieci stoi jakaś postać. Podobnie jak to miało miejsce w jadalni, którą opuściła dosłownie przed chwilą. Postać ta była niewyraźną, skrytą w fruwających wokół płatkach śniegu sylwetką, ale trzymała coś w rękach. Coś, co z hukiem uderzyło w szybę, rozbijając ją, podobnie jak tę w jadalni i wpuszczając lodowate, górskie powietrze do środka. Niemożliwością było, aby to ta sama osoba, która wytłukła okna w jadalni teraz zrobiła to w leżącej po drugiej stronie korytarza apartamencie nr 2. W tym celu musiałaby obejść cały niemal budynek pensjonatu, a to, przy tej pogodzie zajęłoby jej znacznie więcej czasu. Huk rozbijanej szyby odciągnął uwagę Ivy, Jacke’a i Barryego od dziewczyny, więc i oni zauważyli zamaskowaną w potworną maskę potwora postać, która dokonała tego aktu zniszczenia. Okno było dość nieduże, ale kimkolwiek był intruz, miał szanse przedostać się przez nie, przy odrobinie uporu, do środka. CLIFF Cliff, jak tylko wybito szyby, poszedł na górę. Jeszcze na dole widział, jak facet, który opatrywał poranioną dziewczynę wpuścił jakiegoś typa i teraz rozmawiał z nim o czyść przy zamkniętych drzwiach. To nie było jego zmartwienie. Bez problemu wszedł po schodach, chociaż pod wpływem wypitego alkoholu, stopni zdawały się być mniej przyjazne niż Cliff je zapamiętał. Otworzył drzwi do swojego pokoju, też z pewnym trudem i zaczął szykować się do wyprawy. Gdzieś, chyba na dole, usłyszał jakieś krzyki. Zaczęło się coś paskudnego, jak podpowiadał mu jego nieco tylko otępiony wódeczką umysł. THOMAS Thomas pozostał w jadalni, którą opuścili wszyscy, jakby trzask wybijanych okien i zimne powiewy wiatru dobiegające przez te nowe otwory, przez które wsypywał się teraz śnieg, sparaliżował go na chwilę. Wprowadził w stan takiej jakiejś podświadomej bezczynności. A kiedy dotarło do niego, że siedzi sam w tej pogrążonej w półmroku jadalni, ujrzał, jak napastnik uderza czymś ostrym, chyba czekanem alpinistycznym, w kawałki szkła wystające z okiennej framugi. Wyglądało to tak, jakby chciał dostać się do środka przechodząc przez niezbyt duże, ale nadające się do tego celu okno, i starał się zrobić przejście tak, aby nie pokaleczyć ostrymi kawałkami szkła. A kiedy tutaj wjedzie pierwszą osobą, jaką zobaczy, będzie bez wątpienia on, Thomas. NATHANIEL Tim poszedł w stronę wieży, a on został z kobietami, pilnując ich i strzegąc. Ewa powoli, w objęciach matki, uspokajała się. Spencerowa miała sporą wprawę w takich działaniach. I najlepszy wpływ na córkę. „Stary” Spencer zniknął za rogiem, w półmroku, ale Nathaniel słyszał go, jak otwiera lekko skrzypiące drzwi prowadzące do wejścia na wieżę, a potem ciche kroki po schodach. A potem cień przesłonił okno. Gwałtowny i szybko znikający. Jakby ktoś przeszedł przy samej ścianie obok pokoju Ewy. Gdzieś, z części dla gości, dobiegło go ciche, niemal niesłyszalne odgłosy tłuczenia szkła i chyba jakieś krzyki. A potem, po raz kolejny, jakiś cień przeszedł pod oknem. Pani Spencer spojrzała z niepokojem na Nathaniela i samym wzrokiem i lekkim ruchem głowy wskazała solidne, drewniane okiennice, które można było założyć od środka na okna, na wypadek takich gwałtownych burz śnieżnych czy próbie wtargnięcia dzikiego zwierzęcia. |
05-04-2023, 14:30 | #40 |
Northman Reputacja: 1 | Andy opatrując rannego nie wykluczał intencji faceta z rozwaloną głową, ale nagły atak i tak go zaskoczył. Wszystko działo się szybko a jakby każdy tych i gest wieczność. Nie wiedział jeszcze czy nóż rozciął jego skórę oprócz tylko kurtki. Nie czuł żadnego bólu co było naturalne dla sytuacji przez podniesioną adrenalinę, oraz ran ciętych, które jeśli głęboko nie naruszyły zakończeń nerwowych, były o wiele bardziej znośne niż kłute lub siekane. Od napastnika dzieło go w przedsionku korytarza drewniane krzesło. Wyszarpnął zza pasa czekan i kiwając się na boki po drugiej stronie krzesła trzymał się na odległość. W oczach przestępcy nie widział żadnych emocji. Dla Duttona to była walka na śmierć i życie. Górska siekiera zapewniała mu przewagę zasięgu i po następnym ataku, który miał zamiar uniknąć kopiąc krzesło w nogi szaleńca, potem poprawić z kontry czekanem w osłoniętą, idealnie gdyby krytyczną część ludzkiego ciała!
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |