—
Ani drgnij...
Gdzieżby miała drgnąć, gdy czasu nie starczyło nawet na grymas, zanim łupnęły drzwi i bieg wydarzeń przybrał dosyć żwawe tempo. Jeden, drugi i trzeci nieznajomy wtłoczyli się do karczmy, odpowiadając na wyszeptane pytanie Elmy, na kogóż to goście "Ostoi" zastawiali sidła. Odpowiedź nadeszła, okutana w futro i w osobie przystojnego szlachciury, któren nie marnował czasu aby przypomnieć wszystkim wokoło, dlaczego ten uprzywilejowany stan pozostawał powszechnie znienawidzony. Nawet obecność inkwizytora i łamignata nie odwiodła towarzystwa od zamknięcia potrzasku wokół wolno kojarzącego paniczyka. Zaszurały krzesła, błysnęły ostrza i zagotowała się krew. Wszystko tak szybko, że Elmie nie było nawet dane splunąć z pogardą.
Huk wystrzału zagłuszył odkopnięty w dal zydel, gdy łuczniczka podskoczyła do pionu, przerzucając kołczan i tobołek przez ramię, chwytając za łęczysko i nakładając pierwszą strzałę o brunatnych lotkach. Helmut dowiódł, że nigdy do końca nie było wiadomo z kim dzieliło się szlak, wstawiając się za szlachciurą. Elma podziwiała tak prędką uległość. Chłop pewnie był gotów pacnąć na wszystkie cztery i wypiąć rzyć, gdyby tylko możny zażyczył sobie uhonorować go od tyłu.
—
Znikaj — syknęła w stronę Almy.
Elma uniosła łuk, łypiąc wte i wewte. Z tej pozycji ciężko było mieć wszystkich na oku. Galeria nad głową nęciła swoją korzystną wysokością, ale problemem mogło być dotarcie tam. Tyle dobrego, że uwaga wszystkich skupiła się na przybyszach i Helmucie. Łuczniczka zaczęła wycofywać się w kierunku schodów.
_________________
14, 18, 30, 10, 55