Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2023, 21:48   #277
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację


Pająk kazał na siebie czekać.

Samo przekroczenie pałacowej bramy zajęło nieco dłużej niż poprzedniego dnia, wymagało bowiem potwierdzenia tożsamości Jehana i jego prawa do wejścia do kompleksu. Przynajmniej tak domniemywał, obserwując jak starszy oficer z głową wygoloną po bokach oddalił się na stronę i przeprowadził krótką rozmowę z kimś w głębinach pałacu przez krótkofalówkę przypiętą na ramieniu. Później czekanie trwało jeszcze dłużej, tym bardziej że nie miał nawet okazji do obserwacji czegokolwiek. Nijaka urzędniczka, która wyszła mu na spotkanie, poprowadziła go od razu w głąb pałacu, mijając znaną Bordenoirowi poczekalnię, świecącą pustkami, bez choćby zerknięcia w tamtą stronę.

Atmosfera napięcia w szerokich, bogato zdobionych korytarzach byłaby wręcz namacalna nawet bez wcześniejszej wiedzy o zajściach na morzu czy znajomości szeptanych na ulicach plotek. Sama ilość popielatych beretów przykułaby uwagę niewtajemniczonych i obnażyła niecodzienność tego letniego dnia, a pospiesznie nerwowe tempo przemykających wte i wewte asystentów, adiutantów, biuralistów, kancelistów i wszelkich innych pracowników wchodzących w skład biurokratycznego legionu Perpignanu tylko przypieczętowałaby wrażenie, że coś było na rzeczy. Jehan wiedział doskonale co było na rzeczy, ale nie byłby sobą gdyby nie rzucał ukradkowych spojrzeń wokół. Nader dyskretnych nawet jak na jego standardy, ale krocząca za plecami zbrojna eskorta w postaci młodego Sokoła sugerowała powściągnięcie jawnej ciekawości. Wyłowienie gdzieniegdzie z tłumu Afrykanie nie dziwili Jehana - wszak atak na “Mufasę” wręcz wymagał koordynowania dalszych działań z konsulatem - ale już obecność Rezysty była niespodziewana. Chłopak zastanowił się przelotnie, czy aby w plotce o mordowanych na szlaku oficerach nie tkwiło aby ziarnko prawdy.

Bogato dekorowane korytarze, które nadal przyciągały spojrzenie Bordenoira i budziły w nim szczery podziw, przeszły w końcu w o wiele węższe arterie, stonowane prostszą elegancją. Skrzydło pałacu, w które urzędniczka poprowadziła Jehana, musiało być przeznaczone dla pracowników, ale rzędy identycznych drzwi strzegły charakteru i przeznaczenia pomieszczeń. Kobieta zatrzymała się dopiero po paru kolejnych zakrętach, otwierając - jak się okazało - jeden z gabinetów i zapraszając Bordenoira do środka oszczędnym gestem, wspartym jeszcze oszczędniejszym uśmiechem.

Biuro sprawiało nijakie wrażenie. Jehan nie łudził się, że został zaproszony do osobistego gabinetu Simona Lefebvre’a, nawet podejrzewając że szpieg zapewne wykazywałby ciągoty do ascetycznego wystroju wnętrz. Biorąc pod uwagę minięty ciąg drzwi w regularnych odstępach, podejrzewał że został celowo ulokowany w jednej z wielu identycznych komnat przeznaczonych dla szeregowych biuralistów. Jehanowi nie uśmiechało się ponowne oczekiwanie, ale pocieszył się parującym dzbankiem kawy przygotowanym na biurku. Westchnął rozkosznie, gdy pierwszy łyk czarnego napoju wlał się ciepłą goryczą do przełyku, wsłuchując w oddalające się na korytarzu kroki. Jedną parę. Żołnierskie buty zadudniły, zatrzymując się przed drzwiami.

Jedynym punktem wartym jako takiej uwagi w gabinecie była szachownica rozłożona na stoliku pod ścianą, na której ustawione były wyrzeźbione z drewna figury. Jehan nigdy nie rozumiał fascynacji tą starą “grą królów”, jak prawdziwy perpignańczyk preferując od czasu do czasu partie importowanego z Neolibii sataranji. Obstawanie szachistów przy tezie, jakoby szachy były definitywnym testem intelektu, przebiegłości i biegłości w strategii za mocno śmierdziały mu pretensjonalnością. Wedle Baudelaire’a żadna gra nie była w stanie jednoznacznie potwierdzić takich rzeczy. Życie było chaotyczne i nie dawało się zamknąć w łatwe do przyswojenia reguły, figury rzadko kiedy poruszały się ścieżkami do przewidzenia i nawet najświetniejsza strategia mogła rozpaść się w starciu ze zdolnością adaptacji.

Skrzypnięcie drzwi było jedynym zwiastunem nadejścia Lefebvre’a. Jehan mimowolnie drgnął. Był świadom, że szpieg poruszał się niczym ożywiony cień, ale nadal nie był do tego faktu przyzwyczajony. Szczerze też wątpił, aby kiedykolwiek miał się do tego przyzwyczaić.

Wybacz, mój chłopcze — w głosie Lefebvre’a nie rozbrzmiała choćby nuta skruchy, gdy bezszelestnie zajął miejsce za biurkiem. — Wiele spraw wymaga dzisiaj mojego osobistego nadzoru, jak zapewne wiesz.

Oczywiście, panie Lefebvre — Jehan przytaknął, zajmując wskazane mu krzesło naprzeciwko mężczyzny. Mebel był diablo niewygodny, ale w obecności Pająka nawet najmiększy fotel nie zdołałby rozluźnić napiętej sylwetki.

Twoja zaradność i tendencja do pozostawania w centrum wydarzeń jest intrygująca, Jehanie — oznajmił szpieg. — Sprawozdania naocznych świadków są nieocenione w każdej okoliczności. Nie pomiń niczego.

Nie pominął. Z palcami splecionymi na udach i przybrawszy neutralnie sztywną pozę, Jehan opisał wydarzenia zeszłej nocy ze zwięzłą dokładnością, ukrywając jedynie swoje oportunistyczne manewry, o których nikt - zwłaszcza Lefebvre - nie musiał wiedzieć. Pająk wysłuchał suchego raportu z niezmienną miną, nie przerywając chłopakowi choćby gestem, poświęcając mu niepodzielną pełnię swojej uwagi. Chłodne spojrzenie nawet w swej kamienności zdawało się świdrować Baudelaire’a na wskroś.

Co stało się z plagmierzem famularza Draza? — Lefebvre przemówił od razu, gdy Jehan zamilkł.

Wpadł do morza — odparł chłopak. — Famularza Draza znalazłem w połowie przewieszonego impetem pocisku przez burtę.

Lefebvre kiwnął nieznacznie głową, wyciągając z kieszeni fajkę, którą zaczął nabijać tytoniem.

Co o tym sądzisz, Jehanie?

Wasza Eminencjo...? — pytanie nieco zbiło Baudelaire’a z pantałyku.

O wydarzeniach zeszłej nocy. Tożsamości agresorów, ich motywach — Pająk doprecyzował. — Nie zasłaniaj się tylko brakiem wykształcenia w strategii, mój chłopcze. Czasami świeże spojrzenie laika pada pod nowym kątem, który pozwala na dostrzeżenie czegoś nowego.

Afrykanie zdają się być zdania, że był to bunt przewożonych “Mufasą” niewolników — Jehan dobierał słowa ostrożnie. — Wydaje mi się jednak, że są w błędzie. To, co zastaliśmy na pokładzie było zbyt... zorganizowane, Wasza Ekscelencjo. Do tego ten samotny strzelec, który zwabił kutry pod klif, z wyrwanym językiem. To wszystko sprawiało wrażenie przemyślanej operacji. Być może to neolibijskie porachunki. Wedle Kuoro Wanadu tatuaż na ciele pojmanego, ten innego koloru, to symbol magnatów z rodu Olowulu.

Istnieją przesłanki, by wątpić w jego słowa? — Lefebvre wyczuł niepewne nuty w głosie Jehana.

Byłem przewodnikiem Kuoro Wanadu do Pradesu — odparł Baudelaire. — Rzekomo udał się tam, będąc zainteresowanym polowaniem na koziorożce, ale pod klif przybył wraz z harapami pod wodzą Assegaia. Wcześniej, po audiencji i obiedzie z Chwalebnym Veracqiem widziałem, jak opuszcza pałac komem, ze zbrojną eskortą. W barwach konsulatu. Być może przez spotkanie z Bernamotem Gauthierem konsulat zaczął interesować się jego osobą, ale równie dobrze mógł cieszyć się uwagą konsul Elani na długo przed przybyciem do Perpignanu. Do tego Wanadu zdawał się chcieć zmanipulować mnie do zadania jeńcowi coup de grâce, sugerując że tego człowieka czekał los gorszy od apokaliptyków schwytanych przez Gauthiera. Jakby jego przeżycie i pozostanie pod nadzorem nie-Afrykanów było dlań niekorzystną ewentualnością.

Intrygujące — Pająk podsumował niezobowiązująco, bez cienia emocji.

Siwy, gryzący dym z fajki Lefebvre’a spowił gabinet wraz z ciszą. Jehan w końcu poruszył się w miejscu, przerwę w rozmowie poświęcając sączeniu zimnych już resztek kawy w filiżance.

Jeśli mogę, Wasza Ekscelencjo... — w przypływie śmiałości to Baudelaire przerwał ciszę. — Odkąd zstąpiłem z pokładu “Bordeloise”, co i rusz słyszałem na ulicach plotki, jakoby na gościńcu zamordowano żołnierzy Rezysty. Czy to prawda?

W każdej plotce tkwi ziarno prawdy, czyż nie, Jehanie? — Lefebvre zgasił fajkę, splótł palce. Milczał przez chwilę, jakby ważąc czy kontynuować odpowiedź, czy zawiesić ją na retorycznym pytaniu. — Obawiam się, mój chłopcze, że to prawda. Niestety, ale odnaleziono na gościńcu ciała szaserów Rezysty oraz znanej tobie Anji Durmont. Kapitan Demarque potwierdził ich tożsamości.

Och — Jehan westchnął, opuszczając spojrzenie na własne dłonie, jakby w geście szacunku dla zmarłej Sanglierki.

Towarzyszył im Yago Swarny — Pająk kontynuował. — Kapitan jest przekonany, że to on dopuścił się mordu.

Baudelaire ściągnął brwi, zerkając na Lefebvre’a skonfundowanym spojrzeniem. Szpieg musiał dostrzec coś w zieleni jego oczu, przechylił się bowiem do przodu, splatając palce.

Możesz mówić otwarcie, Jehanie. Treść naszej rozmowy nie opuści ścian tego gabinetu.

Yago Swarny był szczerze zauroczony panienką Durmont podczas podróży z Pradesu — Jehan odezwał się po długiej chwili namysłu czy też wahania, wykręcając palce. — Podobnie jak kapitan Demarque, gdy spotkali się wczoraj w pałacu. Być może dlatego był tak wrogo nastawiony do Pollanina od pierwszej chwili. Podważył nawet decyzję Chwalebnego Veracqa o udziale Swarnego w kolacji i gotów był chwycić za ostrze, moje wstawiennictwo za Pollaninem uznając za śmiertelny afront. Przed pałacem proponował nawet panience Durmont wspólny wieczór, ale ta postanowiła pozostać w towarzystwie Swarnego. Być może takie odrzucenie... W napadzie amoku... Może...

Jehan odchrząknął, wiercąc się w miejscu pod czujnym spojrzeniem Lefebvre’a.

Wybaczcie, Ekscelencjo — potrząsnął głową. — To nie moje miejsce, by podważać kapitana Demarque’a takimi gdybaniami.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem