Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2023, 20:16   #48
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Walka była zażarta, ale liczebna przewaga piratów sprawiła, iż nie trwała długo. Francuski kapitan poddał się, flaga opadła i francuski statek stał się łupem piratów.
A Simon mógł omówić z Odellem sprawę podziału łupów.
Francuska łajba była łakomym kąskiem, ale istniało jedno wielkie ALE... tudzież kilka malutkich 'ale', wynikających z tego pierwszego.
Simon miał tylko tylu marynarzy, że starczało do sprawnego manewrowania "Wilkiem". Pryz można by co prawda obsadzić załogą szkieletową, ale co dalej? Kogo postawić na jej czele? Bonara? Nie byłoby gwarancji, że aktualny pierwszy oficer nie zechciałby przywłaszczyć sobie nowej jednostki. Simon nie wierzył mu za złamanego pensa.
No i pryz spowolniłby "Wilka", a wtedy pościg za Clarisą miałby jeszcze mniejsze szanse powodzenia.

- Twoje zdrowie. - Simon uniósł kryształowy kielich, napełniony francuskim winem. - Piękna akcja.
Prowizorycznie opatrzona noga pobolewała, ale poza tym "Księciu" humor dopisywał. Szczególnie gdy Odell opowiedział o spotkaniu "Manty". A to świadczyło o tym, że trop, jakim płyną, jest dobry. I jeszcze ciepły.
- Kapitanie... - Vall wsadził nagle łeb do kajuty. - Wszystko jest już na pokładzie "Wilka".
Simon dopił wino i podniósł się.
- Raz jeszcze dziękuję. - Uścisnął dłoń Eulissesa. - Jak dorwę Clarisę i wrócę do Tortugi, zabawimy się jak należy u "Madame".

Pół szklanki później "Wilk Morski", pod pełnymi żaglami, płynął na wschód, w stronę Świętego Tomasza.

~

Simon wygłosił "mowę do ludu" chwaląc za postawę i dzieląc wiedzą o tym, że podążają śladem "Manty". Potem, zostawiwszy statek pod dowództwem Bonara, zaszedł do swej byłej kajuty, w której obecnie leżał Dante. Jeszcze, a według słów okrętowej wiedźmy - już niedługo - kapitan "Morskiego Wilka":
Według jego niewprawnego oka stan kapitana nie zmienił się od ostatniego razu, ale pewności nie miał. Więcej mogła powiedzieć tylko Wiedźma, więc Simon wybrał się pod pokład. Miał zamiar dowiedzieć się, jak czują się i poważniej ranni członkowie załogi. A przy okazji sprawdzić, czy w jego nodze nie zostały jakieś drzazgi.

Siedziba Tay jak zawsze była ciemna i duszna. I pełna zapachów, w większości niezbyt przyjemnych dla normalnego nosa, ale głównej lokatorki tego miejsca nie było. Istniała jednak duża szansa, iż Wiedźma tu wróci - Tay zazwyczaj nie lubiła opuszczać swego małego królestwa. Zamiast więc wracać na pokład i kazać ją znaleźć Simon wybrał inną opcję - usiadł, oparł się o ścianę i postanowił poczekać.




Im dłużej tam siedział, tym bardziej jednak, jakoś tako… te wszystkie dziwne rzeczy, przyrządy, fiolki, klatki na zwierzęta. Coś gdzieś zasyczało w ciemnym kącie, a po ścianie przelazł wielki pająk??
Niczym w ponurych bajkach o złych wiedźmach, jakie niania czytała mu dawno temu i bardzo daleko stąd. Gdyby spotkał taką chatkę w lesie, pewnie by kazał spalić paskudztwo, ale tu... Zapewne "Wilk" też by spłonął, a Tay... Wolał sobie nie wyobrażać, co zrobiłaby Wiedźma. Nie mówiąc już o tym, że - jak by nie było - uratowała mu życie.
Zaklął pod nosem i wstał, dochodząc do wniosku, że nie będzie dłużej nadwyrężać swojego (jeszcze) dobrego humoru. I zatruwać się unoszącymi się w powietrzu zapachami.
Wyszedł z jej dziupli… i stanął oko w oko z Tay. "Wiedźma", mrużąc oczy, spoglądała mu prosto w twarz.
- Oto osoba, o której marzyłem, by ją spotkać - powiedział. A kobieta przecisnęła się obok niego, wchodząc do środka.
- Czy "Szczerbaty" się wyliże? - spytał, idąc za nią. - Mamo i "Nierudy", jak szybko dojdą do siebie, czy też trzeba będzie ich zostawić na lądzie, by się wykurowali?
- Umboto ma się już lepiej, tak. A na Elvie goi się jak na kocie - Powiedziała Tay, sięgając po jakąś flaszkę, wyciągnęła korek zębami, i napiła się… spojrzała na Simona - "Szczerbaty" twardy, wyliże się. Mamo też. "Nierudy" potrzebuje trochę dłużej.
- Ale nie musi schodzić na ląd? - spytał z odrobiną niepokoju. - Czy lepiej będzie zostawić go na Świętym Tomaszu i potem po niego wrócić?
- Nie, nie musi… ale do wielu rzeczy teraz się na pokładzie nie przyda - Tay znowu się napiła z flaszki, i w końcu, po chwili wahania, dała ją Simonowi - Opatrzyłam też bosmana, i Mandy…
- Niech leży i nic nie robi, byle stanął na nogi - powiedział Simon. - I tak straciliśmy zbyt wielu ludzi. Nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobili - dodał, pociągając z butelki łyk. Ostrożnie, bo diabli wiedzieli, czym raczy się Wiedźma… Rum. Całkiem niezły.
- Byłby kto inny - Tay wzruszyła ramionami, po czym wyciągnęła łapkę po flaszkę - A ty tu w ogóle czego szukałeś?
- Sprawdzałem, czy nie trzymasz gdzieś w kącie kolejnej Hiszpanki - zażartował, oddając jej butelkę.
- Aha… - Kobieta jakoś się nie uśmiała.
- Z chęcią bym ci zaproponował kilka wspólnych chwil, ale nie wyglądasz na zainteresowaną.
- Chcesz zagrać w kości? - Tay błysnęła zębami.
- Chętnie... O co? - spytał, uznając, że nieco rozrywki może się przydać.
- To miał być żart… - Mruknęła "Wiedźma", napiła się znowu z flaszki, po czym usiadła, i zaczęła sobie nieco przemywać ręce w jakimś wiaderku - Więc, co jeszcze, kapitanie Simonie?
- Sprawdzisz, czy nie zostały mi w nodze jakieś drzazgi? - spytał, tym razem całkiem poważnie. - Zamiast kulą oberwałem kawałkiem drewna.

Tay kiwnęła potakująco głową, wstała z miejsca, i sięgnęła po lampę. Odpaliła ją, by było nieco więcej światła, po czym postawiła na stole, a Simonowi wskazała dłonią miejsce, gdzie sama przed chwilą siedziała, po czym zaczęła też grzebać po swoich dupereleach w kajucie, pewnie szukając jakiś przyrządów medycznych…
Podciąganie nogawki nic by nie dało, więc Simon ściągnął buty, a potem spodnie, paradując w majtkach, i pokazując byle jak zabandażowaną ranę, tuż nad kolanem. Tay uniosła brew, ale nie odezwała się ani słowem, i usiadła przed "Księciem" po prostu na podłodze. Zaczęła rozwijać prowizoryczny opatrunek.
- Kto to zawijał? - Spytała.
- Spieszyłem się - wyjaśnił.
- Mhm. Dobra… - Mruknęła kobieta, po czym po pozbyciu się szmatki, zaczęła się przyglądać ranie, niemal wsadzając w nią nos - Przysuń trochę bliżej lampę…

Bez chwili wahania Simon spełnił to polecenie. Tay przyglądała się dalej ranie, już nie z takiego bliska, a nieco dalej, i oparła obie dłonie na kolanie mężczyzny. W jednej miała małe szczypce, w drugiej… sztylecik. A "Książę" całkiem niezłe widoki na jej dekolt. Bardzo interesujący dekolt. I gdyby nie ten sztylecik, z pewnością coś by na ten temat powiedział. A tak... na wszelki wypadek wolał ograniczyć się do patrzenia.
- Widzę chyba dwie drzazgi - Powiedziała kobieta, po czym odłożyła sztylecik na stół - Dosyć małe… ale nie powinno być problemu.
- Lepiej żeby zniknęły i nic się nie paprało, a zatem oddaję się w twoje ręce - stwierdził.
- No to… - Powiedziała "Wiedźma" i szczypcami usunęła pierwszą drzazgę, a Simon poczuł niewiele.
- Ale masz zręczne palce - powiedział z uznaniem.
Sztylet zniknął z ręki Tay, więc jej cycki zaczęły na niego trochę działać...
- Mhmm - Mruknęła Tay, nawet w twarz Simona nie spoglądając, skupiając się na kolejnej drzazdze… siup, też ją wyciągnęła bez problemu. Ale po nodze pociekła strużka krwi.
- Tak jak mówiłem, masz bardzo zręczne palce. - Na moment przeniósł wzrok z biustu Tay na swoją nogę. Ale zaraz wrócił do obserwowania ciekawszych obiektów.
- Zszywać nie ma co, więc już po krzyku. Nowy opatrunek, i gotowe - Tay wstała, poszukała co trzeba, i przewiązała nogę "Księcia"... a raz przez przypadek stuknęła cyckami o kolano - Dobra, gotowe.
Simon podniósł się nie myśląc o tym, że jego zainteresowanie "Wiedźmą" może się rzucić w oczy… rzucało. Bo Tay spojrzała w jego krocze, unosząc brwi.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że masz ładne... ładny biust? - spytał Simon, powoli wyciągając ręce po spodnie.
- Cycki, jak cycki? - Powiedziała kobieta, i sięgnęła po flaszkę, z której się znowu napiła.
- Ładne, kuszące - stwierdził. - Sugerują, że reszta jest równie interesująca.
- Mam je pokazać? - Odparła Tay z poważną miną.
- Jeśli zechcesz... - odparł. Nie zamierzał tego traktować jak kapitańskiego rozkazu.
- Czy to rozkaz? - Jak na złość myślom Simona, właśnie o to spytała kobieta, odstawiając flaszkę na stół, wpatrując się w niego tymi swoimi zielonymi ślipiami.
- W żadnym wypadku. - "Książę" skrzywił się na samą myśl, że Tay ma o nim takie kiepskie zdanie.
- No to nie pokażę - "Wiedźma" krzywo się uśmiechnęła, po czym chyba jak na złość, założyła rękę na rękę, pod biustem, a ten drgnął… ponownie przyciągając spojrzenie Simona.
- Piękne... dzięki... za opatrunek - powiedział, po czym zaczął się ubierać.
Być może "Wiedźma" miała charakter Hiszpanki.... może lubiła traktowanie biczykiem lub rozkazy w stylu "Pokaż cycki!" czy "Nadstaw dupę!".
A może nie.
- Nie ma za co. W końcu to moja robota - Powiedziała, przyglądając się ubierającemu mężczyźnie.
- Każdą robotę można wykonywać na różne sposoby - odparł. - Gdybyś czegoś potrzebowała, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Skończył się ubierać i ruszył do drzwi.
- Mhm - Mruknęła Tay.

Ledwo Simon znalazł się za drzwiami, wyrzucił w głowy myśli o cyckach Tay. Miał ważniejsze sprawy - na przykład pogrzeb marynarzy, którzy zginęli w starciu z Francuzami.
 
Kerm jest offline