08-04-2023, 20:13
|
#23 |
| O podróży do Volkendorpu krasnolud wolał zapomnieć. Za dużo było wokół wody, za dużo kołysania, skrzypienia lin i drewna… Zbyt wiele możliwości wpadnięcia w odmęty Reiku… Wolał zapomnieć, no i w sumie zapomniał, gdy już dotarli do wioski, która wyglądała dokładnie tak, jak się tego Garran spodziewał – jak zapadła, zatęchła dziura na końcu świata, a w zasadzie w środku niczego.
Borakson nie spotkał jeszcze żywej istoty, która byłaby szczęśliwa z okazji spotkania poborcy podatkowego. Mieszkańcy Volkendorpu również na ukontentowanych tym faktem nie wyglądali, uznał więc, że przypominanie im o tym przez Anike nie było ani potrzebne, ani rozsądne. Takoż i fizyczny nacisk oraz pouczanie Haschkego w wykonaniu człowieka o trzech imionach. Krasnolud westchnął jedynie.
- Nie dajcie zabić albo pobić tego ciula – szepnął do pozostałych, mając nadzieję, że przełoży się to na dobrostan ich wszystkich.
Z przepastnej torby na ramieniu wyciągnął nieduży słoiczek i skalpel. - Ej, dobrzy ludzie Volkendorpu! – zakrzyknął w stronę tłumu. – Komuś trzeba może czyrak wyciąć? Brodawkę wypalić? Ktoś ma może problem z kaszlem w tym wilgotnym powietrzu? Sraczka? Albo wręcz przeciwnie, zaczopowało kogo, a sranie chce wyjść i naciska od wewnątrz?
Odwracał uwagę wieśniaków od ewentualnych kłopotów finansowych, a jakże, nakierowując ich na inne problemy, które pewnie mniej lub bardziej im dokuczały. Na zapłatę w twardym pieniądzu nie liczył, ale była szansa na inne wyrazy wdzięczności. Okowita może, albo uwędzony węgorzyk, albo i jedno i drugie. - W razie czego, znajdziecie mnie… - Rozejrzał się, palcem w końcu wskazując na budynek gospody. – O, tam mnie znajdziecie.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
| |