Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2023, 10:48   #26
Bellatrix
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
Słowa Anike na temat ojca Andersa, wiedźmiarza oraz chęci pomocy wieśniakom chwilowo ostudziły zapędy tłumu, który gotów był rozliczyć się na swój sposób z Haschke. Groźba Rubena też musiała zrobić swoje. Ludziska najpierw patrzyli po sobie zacietrzewieni, niektórzy wciąż nie wiedzieli, jak się zachować, ale w końcu w miarę się uspokoili. Cel został tymczasowo osiągnięty - nie nastąpiła eskalacja.

Haschke nie był jednak w nastroju do żartów. Gdy zobaczył dłoń Karla na swoim ramieniu, skrzywił się jeszcze bardziej.
- Zabieraj tę łapę i mnie więcej nie dotykaj - syknął, patrząc na drwala. - Płacę ci ciężkie pieniądze za ochronę, a nie za rady, więc zachowaj je dla siebie. Zapamiętaj to sobie! Jeśli te kmioty podniosą rękę na urzędnika państwowego, spotka ich wszystkich odpowiednia kara. Jestem tu po to, żeby przejrzeć księgi von Staufferów i przejrzę je, choćbyście mieli całą tę wiochę z dymem puścić. - Nieco ściszonym już głosem, choć wciąż władczym, przedstawił swoje stanowisko Karlowi.

W tym samym czasie Garran zaznajomił tłuszczę z umiejętnościami, jakie posiadał. Z pewnością nie takiej odpowiedzi tłumu się spodziewał.
- Nie potrzebujemy tu żadnych nowych znachorów! Zwłaszcza takich, co z komornikami się zadają! - Zakrzyknął jakiś męski głos a pozostali zawtórowali mu okrzykami aprobaty.
- Saskia zajmuje się nami od dawna i robi to najlepiej! - Dorzucił inny, mocny gębą w tłumie.
Krasnolud nie dał rady wychwycić ich twarzy.

Baron Eldred von Stauffer uniósł rękę i wszelkie głosy lokalnych urwały się w moment.
- Wystarczy! Wybaczcie tę nieprzyjemność, którą zamierzam wam zrekompensować. To prości ludzie są, od razu we wszystkim zło i wrogość widzą. Wspaniale, że ojcu Andersowi udało się nakłonić dobre dusze do pomocy naszej małej wsi - powiedział, przeskakując wzrokiem po waszych twarzach. W końcu niechętnie zerknął na Gustava. - Nie ma co się denerwować, poborco. Pokażę panu wszystkie księgi, a potem zapraszam was wszystkich na wieczorną ucztę do mojej posiadłości, by dobrze was ugościć w naszej biednej wsi. Do tego czasu, abyście spocząć mogli, proponuję zatrzymać się w jedynej naszej gospodzie, "Trzech Wieprzkach". Wystawna nie jest, ale właściciel Hendrik de Goede nadrabia gościnnością. Zapraszam. - Wskazał ręką na spory, drewniany budynek za swoimi plecami.

- No i to jest podejście, jakie uwielbiam! - Haschke wyszczerzył się w uśmiechu, który nawet dla was nie był szczery. - Oczywiście wiesz, że jeśli nie wrócę do Altdorfu w określonym czasie, to pojawią się tutaj znacznie mniej przyjemni ludzie, niż ja? Oni wtedy nie będą zadawać pytań. Wydział administracyjny Altdorfu wie, gdzie się wybrałem, więc uprzedzam tylko, byś nie próbował znaleźć sposobu, aby się mnie pozbyć - mruknął.
- Nawet mi to przez głowę nie przeszło, poborco - odparł chłodno baron. - Mam swoją godność i honor. Jak powiedziałem, księgi zostaną okazane. I włos ci z głowy nie spadnie.

- Świetnie - rzucił Gustav, zacierając dłonie i spojrzał na was. - Nie wiem, ile zajmie mi czasu sprawdzenie wszystkiego, ale na pewno kilka dni się zejdzie. Weźcie pokoje w tej karczmie, dla siebie wspólny, dla mnie osobny. Płacę za nocleg i wyżywienie, ale nie za alkohol. Wieczorem rozliczymy się za kolejny dzień pracy. I nie chcę widzieć was pijanych, bo potrącę z dniówki! - Krzyknął, po czym wziął nagle kilka głębszych wdechów i kontynuował już spokojniejszym tonem. - Jak już zapoznam się z księgami, powiem wam, czy będzie mi potrzebna wasza obecność w pobliżu, czy mogę jednak pracować w spokoju. Jesteście chwilowo wolni - rzucił, machając dłonią, jakby odganiał od siebie owady.

- I pamiętajcie o kolacji po zachodzie słońca. Chcę was wszystkich zobaczyć w mojej rezydencji. - Prośba von Stauffera podszyta była tonem wskazującym na to, że odmowa nie będzie zbyt dobrze odebrana.

Baron wraz z poborcą oddalili się w stronę największego budynku w wiosce, a tłum zaczął rozchodzić się do swoich zajęć, wciąż jednak łypiąc w waszą stronę zachowawczo. Po chwili główny plac opustoszał a wy ruszyliście do poleconej gospody, zabierając przy okazji tobołki Haschkego. Weszliście po kilku schodkach na krótką werandę i zniknęliście za drzwiami, nad którymi znajdował się szyld z nazwą i namalowanymi niezdarnie trzema świniami.


Główna sala była spora, zastawiona długimi stołami i... czysta, co nie było takie oczywiste patrząc na to, w jakiej wiosce leżała. Naprzeciw wejścia znajdował się szynk, po lewej stronie murowany kominek, w którym strzelał ogień, a na prawo od drzwi schody prowadzące na piętro. Zaledwie dwa stoły były zajęte i to przez lokalnych, popijających piwo z kubków. Przyglądali wam się przez dłuższą chwilę, zaciekawieni, ale potem skupili się na sobie, nie przejmując przyjezdnymi.

Przy barze od razu pojawił się wysoki, nieco pulchny mężczyzna po czterdziestce. Powitał was energicznie i uśmiechając lekko przedstawił jako Hendrik de Goede, właściciel karczmy.

- Widziałem przez okno, co się działo na głównym placu - powiedział. - Ludzie nerwowi tu bywają, ale ogólnie dobre serca mają. A co tam w wielkim świecie, drodzy państwo słychać? Skąd do nas przybywacie? Podać coś do picia, jedzenia? Mamy wino i piwo z Marienburga, do tego ziemniaki ze smażonymi albo pieczonymi ośmiornicami, kaszę z jajkiem sadzonym no i gulasz. Dla niepijących mleko albo kompot z jabłek. Opowiadajcie, jak tam życie gdzie indziej się toczy. - Optymistycznie nastawiony gospodarz ciekaw był waszych opowieści.

 
Bellatrix jest offline