Waldemar westchnął. Nieważne jak było źle zawsze mogło być gorzej. W tym przypadku nie bardzo wiedział co mogło jeszcze stać się, ale prawdopodobnie pojawi się jakieś gówno. Dla przykładu okaże się, że karczma w swych piwnicach ukrywa oddział zwierzoludzi albo że podane jedzenie było trucizną. Waldemar starł pot ze swojego czoła i poczuł dziwne ciepło emanujące z jego działa. Być może było to przeziębienie, a być może działanie trucizny.
Przypomniała mu się taka historia z porywania zwłok, gdy włamał się do bogatego mauzoleum i w efekcie uwolnił starożytnego wampira. Waldemar już myślał, że nie może być gorzej, gdy tamten pokazał mu kutasa, zrobił śmigło i poszedł śmiejąc się. Od tamtej pory Waldemar strzepywał tylko góra-dół.
Waldemar wstał od stołu, gdy już wszyscy (lub niemal wszyscy) rzucili się ratować inkwizytora i skierował się w stronę wejścia do kuchni. Mówił przy tym do karczmarza:
- Chujowa ta kiełba. Oddawaj kasę albo podaj mi coś co chociaż widziało wołowinę albo wieprzowinę. - w ten sposób próbował wtargnąć do kuchni. Czasami skryta ucieczka najlepiej wychodziła, gdy obwieszczało się ją każdemu. Liczył, że tym razem uda się.
Żona karczmarza próbowała przeszkodzić Waldemarowi, ale odepchnął ją i wparował do kuchni. Tam zastał kucharza i powoli cofnął się.
Zawsze mogło być gorzej. - powtórzył sobie w duchu.
W kuchni była krwawa jatka. Szczątki ludzkich zwłok zalegały na półkach poprzecinane rzeźnickimi toporami. Najgorszy był jednak kolor zielony i biały. Zielono-białe narośle znajdujące się na wielu elementach mięsa, a w tym na kucharzu. Kucharz prawdopodobnie był człowiekiem, ale jego skóra była w poważnym stanie rozkładu. Skurwysyn był nosicielem czegoś naprawdę obrzydliwego.
Jedyną drogą ucieczki było główne wyjście i tam skierował się Waldemar, ale dotarł zaledwie do wcześniej zajmowanego stolika i obficie zwymiotował.
9, 87, 62, 25, 19 |