Tymczasem, wiele mil dalej...
Ognista usiadła do stołu, zgodnie z zaproszeniem.
Zapoznawszy się z opinią Wściekłej na temat umierania, Kirsten od razu rozważyła kilka nowych wariantów. Wcześniej myślała tylko o krwawej ranie w brzuch i wyrzucenie za burtę na pełnym morzu, ale stryczek i wierzganie nogami na oczach tłumu też brzmiało dobrze... Jakakolwiek śmierć ją spotka, najważniejsze aby przychodziła bardzo powoli.
Chwalenie się skradzionymi butami i co gorsza kpiny ze śmierci ojca wołały o pomstę! Ale Kirsten miała wystarczająco oleju w głowie, że opanowała swoje zapędy. To co chętnie wykrzyczałaby przeciwniczce w twarz, nie nadawało się do powiedzenia.
- Skoro tak uważasz - odpowiedziała niewyraźnie.
- A coś ty taka mokra? Cucili cię wodą? Hahaha! - Roześmiała się Clarisa - Chcesz coś jeść, albo pić?
- Chętnie, czuje się jakbym miała strasznego kaca - odpowiedziała Kirsten, chwytając za puchar z winem. - Nie musieli mnie cucić bo sama się obudziłam, ochlapali mnie “bo tak”, bydło jedno. A Dusiciel już się przymierzał do gwałtu - doniosła bez wahania..
- Hehehe… liczyli, że po kąpieli się za ciebie wezmą? Ja im tam nie bronię - Clarisa wyszczerzyła zęby - Ale chwilowo, jesteś jeszcze nieco przed nimi chroniona…
- To może zabroń? Choć trochę osłaniaj moje plecy - zasugerowała Kirsten i upiła wina. Chciało jej się pić, ale wiedziała że alkoholem się tylko upije i będzie miała ciężkiego pełnego pragnienia kaca. Nie tracąc czasu złapała jedno z leżących na stoliku jabłek.
- Chwilowo, czyli do czasu aż odnajdziesz swój skarb? - spytała.
- To zależy… wiesz, jak będziesz niegrzeczna, to i ci zedrzemy skórę z pleców… - Wrednie uśmiechnęła się "Wściekła" - …a ciebie najpierw weźmie w obroty załoga, a potem po prostu polecisz za burtę…
- Jak uroczo - odpowiedziała Kirsten, dość łapczywie zajadając jabłko - a jak mimo wszystko będę grzeczna? Co wtedy? - spytała.
- Wtedy będziesz tylko w moich łapkach - Clarisa wyszczerzyła znowu ząbki, a Covell zrobił srającą minę.
Nadal zajadając jabłko, sięgnęła po plaster chleba którym szybko poprawiła, a całość popiła łykiem wina.
- Widzę, że ktoś ma z tym problem - zauważyła Kirsten wskazując nieznacznie dłonią na dyszącego w kącie psa.
- A co z piciem, jedzeniem i ubraniem? - spytała, przyglądając się uważnie rozmówczyni i biorąc kolejne kęsy.
- A co ma z tym być? - Zdziwiła się Clarisa - Jesz i pijesz? Jesz i pijesz. Nago też nie biegasz…
Korzystając z tego że miała pełne usta, Kirsten zastanowiła się przez chwilę. Wyglądało na to, że nie będą jej głodzić i lepiej było tak to zostawić. Żadnych gwarancji i tak mieć nie mogła - nie z tymi ludźmi. O zwrot swojego odzienia też nie warto już było się dopominać... Ciekawe. Wielokrotnie w ciepłe dni miała frajdę z pokazywania się na pokładzie z rozpiętą kamizelką, ale teraz gdy zmuszono ją do noszenia nieustannie zsuwającego się gorsetu, czuła się tym potwornie zażenowana. Absolutnie tego nie chciała.
Przełknęła.
- Co do biegania. Nie mogę nawet normalnie chodzić - zauważyła, jedząc i pijąc dalej, wykorzystując możliwość póki ją miała.
- W końcu jesteś więźniem? Nie będziesz mi tu węszyła po statku… - Powiedziała Clarisa, po czym urwała kolejne udko, od reszty kury, i spojrzała na Kirsten - …ciesz się, że nie siedzisz przykuta kajdanami w ciemnym bryku?
Kirsten ocknęła się jakiś kwadrans temu i nie miała pojęcia w jakich warunkach będą ją przetrzymywać. Skoro kajdany i okrętowa ciemnica były groźbą, to znaczyło że raczej nie są one pierwszą przewidzianą dla niej opcją. Ona sama nadal nic nie wiedziała, ale była to jakaś pociecha. Jadła dalej - piła wodę i jadła póki mogła, gdyż mógł to być jej ostatni posiłek.
"Wściekła" rzuciła udkiem przed "Ognistą" na blat stołu, czyli to było dla niej? No cóż, karmili ją, i to nawet w dosyć kontrowersyjny sposób, jakby dając do zrozumienia, że jest… ich suczką? I właśnie dostała kość. A Clarisa oblizała własne palce, przyglądając się Kirsten z uśmieszkiem.
- Dwa dni. "Tylko" dwa dni, albo "aż" dwa dni. Tyle płyniemy do celu - Wyjaśniła jej kapitan "Manty" - I tyle jesteś w naszej słodkiej gościnie. Jesteś nawet ładna, i szkoda by było cię okaleczyć, więc twój wybór, jak będą owe 2 dni dla ciebie wyglądały…
Kirsten jakoś wątpiła w pokojowe rozstanie. Przewidywała, że gdy jej plecy nie będą już nikomu potrzebne, to skończą się wszelkie uprzejmości. Nie zdziwiłaby się gdyby zostawiono ją na bezludnej wyspie - oczywiście upewniając się wcześniej że za dziewięć miesięcy sama sprawi sobie towarzystwo... Póki co miała dwa dni i warto było się skupić na nich - zadbać aby były znośne.
- Do wszystkiego z rozsądkiem - odparła dyplomatycznie. Wolała uniknąć kłopotów, więc nie miała zamiaru ich sprawiać. Przynajmniej przez najbliższe dwa dni.
Chwyciła “podane” jej udko i zaczęła je jeść. Myślała. Wypłynęli wieczorem z Tortugi, więc Kirsten wyobraziła sobie mapę na której odliczyła dwa i pół dnia żeglugi, aby ustalić potencjalne przeznaczenie. Szybko jej jednak wyszło, że mogą płynąć wszędzie - bez znajomości kursu niewiele uda jej się ustalić.
- Mało gadasz… - Powiedziała nagle Clarisa, z posępną miną- A to mnie nudzi… i zaczyna nieco denerwować? A wiesz jaki mam przydomek? Nie chcesz więc chyba, żebym się wnerwiła?
- No wiesz - Kirsten starała się zrobić dobrą minę do gry która mogła się ułożyć dla niej bardzo źle. - Bo czuję się jak na kacu. Suszy mnie i łeb im pęka. Chyba nawet dosłownie jest pęknięty, może nie czacha ale skóra na pewno - wytłumaczyła, gdyż istotnie w pierwszej chwili brak picia i jedzenia były dla niej ważniejsze niż rozmowa z oprawcą. A głowę faktycznie miała rozwaloną i nieopatrzoną.
- Ale na potencjalną nudę znam kilka ciekawych i zabawnych historii, jeśli masz ochotę posłuchać - zaoferowała.
- No to słucham… - Powiedziała Clarisa, mrużąc oczy.
Kirsten nie była pewna którą wybrać. Opowiedzieć gdy wraz z kumpelą podglądali kotłującą się na sianie parkę i wybuchł pożar? Czy o tym jak zakradła się po butelkę wina i wróciła z dwiema beczkami, ale bez koszuli? Były to zabawne historyjki, ale tu potrzebne było coś ciekawszego i zdecydowanie dłuższego. Więc, przez następne pół godziny, podjadając i popijając, Kirsten opowiadała historię jednej Robin, która rozbiła się na bezludnej wyspie musząc sobie samej radzić, przez ponad rok. A potem tylko z taką jedną murzynką, którą nazwała Friday, a która też była rozbitkiem. Aż w końcu po pary latach je uratowano...
- Straszne pierdoły - Powiedziała na końcu, wyraźnie znudzona opowiastką Clarisa, a Covell aż ziewnął. "Wściekła" wyciągnęła zaś nagle pistolet zza pasa, i wycelowała Kirsten w twarz!
- Pani kapitan?? - Zdziwił się jej pies.
- Myślę… - Wycedziła kobieta.
Kirsten nie wiedziała co się właściwie działo. To nie wyglądało jak blef, ale zabicie jej teraz oznaczało utratę skarbów... aczkolwiek zdawała sobie sprawę z tego że strzał wcale nie musiał być śmiertelny i mógł ją zwyczajnie oszpecić!
- Może, trochę za długa? - wydusiła z siebie. - I nie było w niej skarbów? - dodała w nagłym przypływie olśnienia. Wspomnienie o skarbie było jak najbardziej na miejscu.
- Pani kapitan, ale my ją mamy, gdzie chcieliśmy… pani kapitan… fiolka… - Mamrotał Covell.
- A no tak. Masz rację, zapomniałam - Powiedziała "Wściekła" i lewą dłonią wyciągnęła sobie z głębin dekoltu małą
fiolkę, a w drugiej nadal trzymała pistolet, celując w Kirsten.
W tym momencie pistolet jakby przestał mieć już dla niej znaczenie. Wszystko przestało już mieć znaczenie, gdyż zrozumiała co tak naprawdę robiła przy tym stole.
- Ładna odtrutka. Trucizna zabija po dwóch-trzech dniach? - powiedziała całkiem obojętnie Kirsten, choć zdawała sobie sprawę, że trucizna wcale nie musiała być śmiertelna, a mogła po prostu wywoływać uciążliwe bóle, które będą ją męczyć przez kolejne dni.
- Była w winie? - spytała niby od niechcenia. Mogła być we wszystkim, ale w winie najłatwiej było ją rozprowadzić. To by dawało Kirsten jeszcze jakąś szansę, gdyż unikała alkoholu i wypiła z pół kielicha, a skoro trucizna nie miała zabić tu i teraz, to pół dawki może jakoś zniesie... tak czy inaczej, czuła się jakby już była martwa!
Clarisa… głośno się roześmiała, aż zatrząsł się jej pistolet w dłoni. A i Covel zarechotał, co zdziwiło Kirsten.
- Jaka trucizna?? Jaka odtrutka? Dziewczyno… hahaha! - "Wściekła" pokręciła lekko głową, ale szybko się uspokoiła - Nie, nic z takich. Ale myśli masz bujne, nie ma co… widziałaś kiedyś coś takiego, u twojego ojca? To bardzo ważne.
- ... Nie - wydusiła zaskoczona obrotem sytuacji Kirsten. Wyglądało na to, że jednak nie została otruta. Taka informacja powinna poprawić jej samopoczucie, ale w pierwszej kolejności tylko ją to skołowało.
- Nic takiego nie widziałam - powiedziała. Cokolwiek było w fiolce, jej ojciec mógł taką mieć, ale ona nic na ten temat nie wiedziała. Z resztą co mogło być w tym tak ważnego? Kirsten nic już nie wiedziała i rozumiała dokładnie tyle samo.