Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2023, 20:25   #41
Halwill
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Wycie wilków nie zrobiło na Verrynie zbyt wielkiego wrażenia — w przeciwieństwie do strzały, która utkwiła w klatce piersiowej gospodarza.
Zaklinacz błyskawicznie zerwał się z miejsca i dopadł do drzwi, by je zamknąć.
- Hugo, sprawdź, co z nim! - zawołał.
Zaklinacz przeskoczył nad karczmarzem powalonym przez strzałę i złapał za odrzwia, by jak najprędzej je zamknąć. W ślad za nim ruszył też i Hugo, choć chłopak momentalnie pobladł i zaczął dygotać. Verryn dostrzegł strzelca. Młodzieniec niewiele starszy od Hugona, odziany w wilcze futra, o bladej twarzy wysmarowanej białym popiołem. Chłopak złapał z Verrynem wzrokowy kontakt i uśmiechnął się, choć nie było w tym śmiechu cwaniactwa czy arogancji. Niestety to nie był największy problem, czarokleta bowiem dostrzegł przynajmniej czterech takich barbarzyńców uzbrojonych w łuki, ale i z bronią białą spoczywającą u pasa i tylko czekającą, by skorzystać z niej w bezpośrednim starciu. Verryn pchnął drzwi, mechanizm klamki zaskoczył a zaklinacz usłyszał jak kolejna strzała wbiła się we framugę od zewnętrznej ściany.
-Ż… ż… ży… dycha, ale… ale… ale jeśli nie otrzyma kapłańskiego leczenia, to zaraz wyzionie ducha…- wycedził mocno zestresowany Hugo.
-Co żeś widział?- Var'ras wydobyła na blat stołu, przy którym siedzieli kołczan z bełtami i od razu załadowała jeden pocisk. Widząc to, Salomon również wartko poszedł za nią w ślady. Jakby tego było mało w drzwiach z kuchni do biesiadnej znalazła się żona gospodarza, która na widok mężczyzny zaczęła wydzierać się wniebogłosy.
- Nie umiem leczyć... - Verryn spojrzał na moment na Hugo. - Czterech, co najmniej - powiedział. - Mają łuki, broń białą i są odziani w wilcze futra...
Żona gospodarza od razu podbiegła do rannego człeka, klękając nad nim, tuż obok Hugona. Kobieta ciągle krzyczała, wcale nie pomagając.
-Ulecz go!- krzyknął Salomon do akolity.
-Nie! Jeśli przyjdzie nam walczyć a będą ranni, to magia leczącą będzie nam potrzebna!- odparła Var'ras.
-Ludzie! Pomóżcie mu! Błagam Was! Nie pozwólcie mu umrzeć!- krzyczała gospodyni, szarpiąc Hugona za rękaw. Młodzieniec spojrzał tylko wyraźnie rozbity na Verryna, jakby pytając o zgodę.


- Podlecz go, by nie umarł - polecił Verryn. - Resztę zaklęć zostaw na wszelki wypadek - dodał.
- Jest ich co najmniej sześciu — powiedział do pozostałych. - Dobrze by było, gdyby nie wleźli tu wszyscy naraz - dodał.
Wieloletni wpojony nawyk kazał Itkovianowi przypaść do pierwszej lepszej osłony. Nie słyszał więcej strzał toteż wychylił się i postanowił zorientować się w sytuacji. Widząc to, co stało się przy drzwiach, rozejrzał się szybko po pomieszczeniu oceniając ewentualne możliwości dostania się do wnętrza.
-Czy są tu jeszcze jakieś wejścia oprócz tego?- wręcz ryknął do gospodyni, by przyciągnąć jej uwagę. Poluzował miecz, nałożył tarczę i przywdział swój zdobyczny hełm.
-Tak są dwa. Schowek na drewno od piwnicy i drzwi od kuchni. Jedne i drugie zaryglowane od środka…- odparła kobieta drżącym głosem, lecz nieco spokojniejsza na widok akolity odprawiającego modlitwę leczenia nad rannym karczmarzem. Łysy chłopak wyrwał pocisk z jego piersi. Krew trysnęła obficie, lecz już po chwili błogosławiona moc zatamowała krwotok, a gospodarz odzyskał kolorów na twarzy.
Zza ściany słychać było głosy zarówno męskie jak i damskie. Niskie, gardłowe pokrzykiwania oprawców okrążających budynek. Było ich na pewno więcej niż sześcioro. Nagle szyba w jednym z okien runęła do środka z trzaskiem wpuszczając lodowaty powiew wiatru. Gościom ukazała się wysmarowana popiołem twarz młodej kobiety odzianej w futro, z włócznią w ręku, próbującej się wdrapać do środka.
Dźwięk tłuczonej szyby sprawił, że zaklinacz obrócił się w stronę wybitego okna.
Ogólnie biorąc uważał, że kobiety należy ciągnąć do sypialni, do łóżka, a nie pozbawiać je życia, w tym jednak przypadku postanowił odsunąć na bok te poglądy. Wróg to wróg, bez względu na to, czy ma biust, czy penisa. Bez chwili wahania wysłał w stronę napastniczki garść magicznych pocisków.
Atak był skuteczny - kobieta z okrzykiem bólu cofnęła się o krok, a potem padła na ziemię bez życia.


Wojak zerwał się z miejsca. Dopadł do wybitego okna, sięgnął po najbliższy stolik, przewrócił go i zasłonił wybity otwór. Oparł się o niego tak, aby nie było łatwo go przesunąć. Spojrzał przez okno obok, jaka jest sytuacja na zewnątrz, próbując obmyślić jakiś sensowny plan.
Czystokrwisty spojrzał przez ramię na padającego jak kłoda karczmarza.
-Huh…a to ci niefortunne. - Skomentował lekką ręką jakby oglądał jakiegoś rodzaju przedstawienie. Przez jego myśli przemknęły obrazy niedawnej podróży oraz walki. Wychodziło na to, że zawędrował z deszczu pod rynnę, rzeczywiście niefortunne. Thulzssa z głośnym westchnieniem dobył obu ostrzy i obalił jeden ze stołów na bok za pomocą buta, aby następnie użyć go jako osłony przed strzałami wpadającymi do środka poprzez szczeliny i okna budynku. Widząc, że wrogowie zaczęli podchodzić postanowił zlokalizować najbliższe miejsce, z którego mogliby nadciągnąć i postanowił owego miejsca przypilnować osobiście na tę chwilę skupiając się, jednak na unikaniu czegokolwiek co mogło polecieć w jego kierunku.
Brzęk tłuczonego szkła poniósł się echem z kolejnego okna, tym razem na sąsiedniej ścianie. Najeźdźcy szybko uczyli się na błędach i najwyraźniej tym razem postanowili zaatakować z dystansu celując w Verryna, którego zabicie najwyraźniej uznali za priorytet. Grot pocisku wbił się lekko w udo czaroklety omijając główne arterie. Ból nie wykluczał mężczyzny z walki a jego intensywność działała raczej motywująco na Verryna.
Strzała drugiego łucznika pofrunęła w stronę Tenii, która w całym tym zamieszaniu nie zdążyła się ukryć. Kobieta miała mniej szczęścia niż zaklinacz i strzała trafiła ją w pierś pozbawiając ją tchu i przeszywając ciało falą paraliżującego bólu.
Var'ras i Salomon posłali kontrę z kusz zza ukrycia. Czerwonooki trafił w ścianę, tuż obok ramy okna, ale kobieta o odciętych rogach miała zdecydowanie lepsze oko trafiając jednego z łuczników w sam środek gardła, tuż pod jabłkiem Adama, zostawiając w śniegu kolejnego trupa.
 
Halwill jest offline