Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-04-2023, 20:25   #41
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Wycie wilków nie zrobiło na Verrynie zbyt wielkiego wrażenia — w przeciwieństwie do strzały, która utkwiła w klatce piersiowej gospodarza.
Zaklinacz błyskawicznie zerwał się z miejsca i dopadł do drzwi, by je zamknąć.
- Hugo, sprawdź, co z nim! - zawołał.
Zaklinacz przeskoczył nad karczmarzem powalonym przez strzałę i złapał za odrzwia, by jak najprędzej je zamknąć. W ślad za nim ruszył też i Hugo, choć chłopak momentalnie pobladł i zaczął dygotać. Verryn dostrzegł strzelca. Młodzieniec niewiele starszy od Hugona, odziany w wilcze futra, o bladej twarzy wysmarowanej białym popiołem. Chłopak złapał z Verrynem wzrokowy kontakt i uśmiechnął się, choć nie było w tym śmiechu cwaniactwa czy arogancji. Niestety to nie był największy problem, czarokleta bowiem dostrzegł przynajmniej czterech takich barbarzyńców uzbrojonych w łuki, ale i z bronią białą spoczywającą u pasa i tylko czekającą, by skorzystać z niej w bezpośrednim starciu. Verryn pchnął drzwi, mechanizm klamki zaskoczył a zaklinacz usłyszał jak kolejna strzała wbiła się we framugę od zewnętrznej ściany.
-Ż… ż… ży… dycha, ale… ale… ale jeśli nie otrzyma kapłańskiego leczenia, to zaraz wyzionie ducha…- wycedził mocno zestresowany Hugo.
-Co żeś widział?- Var'ras wydobyła na blat stołu, przy którym siedzieli kołczan z bełtami i od razu załadowała jeden pocisk. Widząc to, Salomon również wartko poszedł za nią w ślady. Jakby tego było mało w drzwiach z kuchni do biesiadnej znalazła się żona gospodarza, która na widok mężczyzny zaczęła wydzierać się wniebogłosy.
- Nie umiem leczyć... - Verryn spojrzał na moment na Hugo. - Czterech, co najmniej - powiedział. - Mają łuki, broń białą i są odziani w wilcze futra...
Żona gospodarza od razu podbiegła do rannego człeka, klękając nad nim, tuż obok Hugona. Kobieta ciągle krzyczała, wcale nie pomagając.
-Ulecz go!- krzyknął Salomon do akolity.
-Nie! Jeśli przyjdzie nam walczyć a będą ranni, to magia leczącą będzie nam potrzebna!- odparła Var'ras.
-Ludzie! Pomóżcie mu! Błagam Was! Nie pozwólcie mu umrzeć!- krzyczała gospodyni, szarpiąc Hugona za rękaw. Młodzieniec spojrzał tylko wyraźnie rozbity na Verryna, jakby pytając o zgodę.


- Podlecz go, by nie umarł - polecił Verryn. - Resztę zaklęć zostaw na wszelki wypadek - dodał.
- Jest ich co najmniej sześciu — powiedział do pozostałych. - Dobrze by było, gdyby nie wleźli tu wszyscy naraz - dodał.
Wieloletni wpojony nawyk kazał Itkovianowi przypaść do pierwszej lepszej osłony. Nie słyszał więcej strzał toteż wychylił się i postanowił zorientować się w sytuacji. Widząc to, co stało się przy drzwiach, rozejrzał się szybko po pomieszczeniu oceniając ewentualne możliwości dostania się do wnętrza.
-Czy są tu jeszcze jakieś wejścia oprócz tego?- wręcz ryknął do gospodyni, by przyciągnąć jej uwagę. Poluzował miecz, nałożył tarczę i przywdział swój zdobyczny hełm.
-Tak są dwa. Schowek na drewno od piwnicy i drzwi od kuchni. Jedne i drugie zaryglowane od środka…- odparła kobieta drżącym głosem, lecz nieco spokojniejsza na widok akolity odprawiającego modlitwę leczenia nad rannym karczmarzem. Łysy chłopak wyrwał pocisk z jego piersi. Krew trysnęła obficie, lecz już po chwili błogosławiona moc zatamowała krwotok, a gospodarz odzyskał kolorów na twarzy.
Zza ściany słychać było głosy zarówno męskie jak i damskie. Niskie, gardłowe pokrzykiwania oprawców okrążających budynek. Było ich na pewno więcej niż sześcioro. Nagle szyba w jednym z okien runęła do środka z trzaskiem wpuszczając lodowaty powiew wiatru. Gościom ukazała się wysmarowana popiołem twarz młodej kobiety odzianej w futro, z włócznią w ręku, próbującej się wdrapać do środka.
Dźwięk tłuczonej szyby sprawił, że zaklinacz obrócił się w stronę wybitego okna.
Ogólnie biorąc uważał, że kobiety należy ciągnąć do sypialni, do łóżka, a nie pozbawiać je życia, w tym jednak przypadku postanowił odsunąć na bok te poglądy. Wróg to wróg, bez względu na to, czy ma biust, czy penisa. Bez chwili wahania wysłał w stronę napastniczki garść magicznych pocisków.
Atak był skuteczny - kobieta z okrzykiem bólu cofnęła się o krok, a potem padła na ziemię bez życia.


Wojak zerwał się z miejsca. Dopadł do wybitego okna, sięgnął po najbliższy stolik, przewrócił go i zasłonił wybity otwór. Oparł się o niego tak, aby nie było łatwo go przesunąć. Spojrzał przez okno obok, jaka jest sytuacja na zewnątrz, próbując obmyślić jakiś sensowny plan.
Czystokrwisty spojrzał przez ramię na padającego jak kłoda karczmarza.
-Huh…a to ci niefortunne. - Skomentował lekką ręką jakby oglądał jakiegoś rodzaju przedstawienie. Przez jego myśli przemknęły obrazy niedawnej podróży oraz walki. Wychodziło na to, że zawędrował z deszczu pod rynnę, rzeczywiście niefortunne. Thulzssa z głośnym westchnieniem dobył obu ostrzy i obalił jeden ze stołów na bok za pomocą buta, aby następnie użyć go jako osłony przed strzałami wpadającymi do środka poprzez szczeliny i okna budynku. Widząc, że wrogowie zaczęli podchodzić postanowił zlokalizować najbliższe miejsce, z którego mogliby nadciągnąć i postanowił owego miejsca przypilnować osobiście na tę chwilę skupiając się, jednak na unikaniu czegokolwiek co mogło polecieć w jego kierunku.
Brzęk tłuczonego szkła poniósł się echem z kolejnego okna, tym razem na sąsiedniej ścianie. Najeźdźcy szybko uczyli się na błędach i najwyraźniej tym razem postanowili zaatakować z dystansu celując w Verryna, którego zabicie najwyraźniej uznali za priorytet. Grot pocisku wbił się lekko w udo czaroklety omijając główne arterie. Ból nie wykluczał mężczyzny z walki a jego intensywność działała raczej motywująco na Verryna.
Strzała drugiego łucznika pofrunęła w stronę Tenii, która w całym tym zamieszaniu nie zdążyła się ukryć. Kobieta miała mniej szczęścia niż zaklinacz i strzała trafiła ją w pierś pozbawiając ją tchu i przeszywając ciało falą paraliżującego bólu.
Var'ras i Salomon posłali kontrę z kusz zza ukrycia. Czerwonooki trafił w ścianę, tuż obok ramy okna, ale kobieta o odciętych rogach miała zdecydowanie lepsze oko trafiając jednego z łuczników w sam środek gardła, tuż pod jabłkiem Adama, zostawiając w śniegu kolejnego trupa.
 
Halwill jest offline  
Stary 16-04-2023, 17:52   #42
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Frontowe drzwi do karczmy zatrzęsły się z łoskotem a każdy z broniących się w środku osób wiedział, że najeźdźcy będą próbowali dostać się do wnętrza. Regularne i naprzemienne dudnienie świadczyło, że drzwiami zajęło się przynajmniej dwoje osobników. Jakby tego było mało od północy rozległo się ujadanie wilka.
- Czuję elfiego pomazańca!- warknął ktoś z okolic rozbitego okna, gdzie przed chwilą jedna z agresorek próbowała wskoczyć do środka gospody - Chcę go żywcem!- polecił głos.
- Gospodarzu! Potrzebujemy pomocy! - krzyknęła sferotknięta. Mężczyzna zdołał odzyskać świadomość i podniósł się na nogi trzymając nisko głowę. Człek przytaknął i wskazał swej żonie palcem szynkwas, każąc jej się ukryć w bezpiecznym miejscu, sam zaś ruszył do ściany, gdzie z elementu "wystroju" wyszarpał starą włócznię z dębowym drzewcem. Z drzwi do gospody odpadały coraz większe ilości drzazg a ostre głowice toporów coraz widoczniej przebijały się przez deski.
Zmęczona po podróży druidka nie zareagowała dość szybko i otrzymała ranę, przeklęła szpetnie i oderwała drzewiec pocisku. Własnymi ranami zajmie się później, potrzebowała karczmarza żywego! Co prawda już go ktoś podleczył, ale nie zaszkodzi mu więcej. Podbiegła do niego i położyła na nim rękę:
- Przysyła mnie Nów, będę potrzebować twojej pomocy a na razie, niech Wielka Matka cię uleczy- Rzekła, przesyłając mu kojącą energię leczniczą.
- Przeklęte malaryckie ścierwa łapią każdego, kto ma, choć krople elfiej krwi, żeby złożyć w ofierze swemu plugawemu bóstwu!- Krzyknęła do osób w karczmie, następnie wzmocniła czarem swą broń! Wkrótce da im posmakować swej ćwierćpałki.
Następnie prostym słowem leczniczym “Vitea” spróbowała poprawić stan Czaroklety.
Zostało jej jeszcze jedno błogosławieństwo, na dziś spróbuje oczarować wrogów aby walczyli między sobą.
- Dosuńcie stół i ławy do drzwi! - powiedział Verryn, przesuwając się pod ścianę tak, by widzieć rozbite okno i drzwi. - To ich trochę spowolni! - dodał.
Miał zamiar potraktować zaklęciem pierwszego wroga, jaki pojawi się w oknie, lub użyć silniejszego zaklęcia, gdyby wrogowie sforsowali drzwi karczmy.

Na polecenie Verryna gospodarz od razu złapał za masywną ławę, która stała najbliżej drzwi, dosuwając ją energicznie. Co jak co, ale krzepy mu nie brakowało, gdyż zrobił to z zadziwiającą łatwością. Zaklęcie Tenii wprowadziło chwilowe zamieszanie w szeregach agresorów, gdyż dotknięty nim barbarzyńca, który przed chwilą do niej szył z łuku, teraz naciągnąwszy pocisk na cięciwę, niespodziewanie strzelił swemu kompanowi w pierś. Zawsze to jednego mniej.
Frontowe drzwi trzymały się coraz gorzej. Mimo iż były solidnie wykonane, kolejne razy toporami wyrąbały w deskach solidną dziurę, przez którą było widać młodocianych toporników oraz kolejnych dwoje, czekających w gotowości, by wedrzeć się do środka. Jakby tego było mało, gdzieś z tyłów budynku rozległ się potężny trzask drewna, któremu towarzyszyło wilcze ujadanie.
-To składzik na drewno, prowadzi przez piwnicę do kuchni!- krzyknęła spanikowana gospodyni, lecz jej krzyki zagłuszył brzęk tłuczonego szkła, z kolejnych dwóch okien. Dwóch odzianych w futra mężczyzn wskoczyło równocześnie do środka. Jeden obrał sobie za cel Thulzssę, drugi zaś Var'ras.
Z pewnością było to nierozsądne, ale Verryn zaatakował odruchowo, chcąc wyeliminować najpoważniejsze w danym momencie zagrożenie. Płonące ogniem promienie wytrysnęły z rąk zaklinacza i bezbłędnie dotarły do celu. Dwaj intruzi, którzy wdarli się do karczmy przez okna, padli trupem.
Dopiero w tym momencie Verryn zorientował się, że lepiej było wziąć na cel tych, co rozwalali drzwi. No ale na zmianę było już za późno.
- Moja magia na dziś skończona, ale mam w zanadrzu jeszcze inne sztuczki — Rzekła po czym, ryknęła niczym jeleń na rykowisku i dopadła do drzwi z szałem w oczach! Pierwszego wroga, który się przebije czeka przykra niespodzianka!
Zaklęcie Verryna nie dało szans agresorom, którzy wpadli do gospody przez okna. Czarokleta po raz kolejny popisał się magicznym kunsztem posyłając w piach dwa trupy za jednym zamachem. W tym samym czasie drzwi w końcu uległy wpuszczając do środka biesiadnej izby zarówno powiew chłodu jak i kolejnych agresorów.

Na ich nieszczęście na posterunku była Tenia i towarzyszący jej od paru dni Thulzssa. Pałka blondwłosej kobiety pogruchotała czaszkę jednego z barbarzyńców, choć nie pozbawiła go życia. Mężczyzna zamachnął się dwuręcznym toporem w kierunku Tenii, lecz chybił szkaradnie. Drugi nie miał tyle szczęścia, gdyż sejmitary Yuan-ti dosłownie poszatkowały go nim w ogóle zdążył ocenić swoją sytuację. Stół, którym karczmarz zablokował wejście posłużył się idealnie za blokadę, zatrzymując agresorów w progu, tam, gdzie było im pisane wyzionąć ducha.
-Haha! Spróbujcie z nim!- krzyknął jeden z berserkerów stojący przed progiem gospody. Sekundę później zza szynkwasu do uszu obrońców dobiegł głośny i mrożący krew w żyłach skowyt wilkołaka, który od razu rzucił się na stojącego najbliżej Hugona. Młodzieniec Śmiertelnie się przestraszył i próbował uciec przed bestią, lecz potknął się o własne nogi i przewrócił a likantrop od razu skoczył w jego kierunku pozostawiając na jego wątłej piersi trzy krwawiące bruzdy. Akolita pobladł i zawył żałośnie z bólu, próbując zasłonić się ramieniem przed napastnikiem, lecz wilkołak wykorzystał to i ugryzł nieszczęśnika w nadgarstek. Widząc to wszystko Var'ras oddała strzał z kuszy w Malarytę, lecz jej bełt świsnął tylko nad głową potwora.
Wojak rzucił się na pomoc akolicie. Gruchnął tarczą w pysk potwora i poprawił mieczem. Wilkołak zawył żałośnie z bólu, z rany na jego piersi powoli sączyła się krew. Spojrzał z wściekłością w oczach na wąsacza, ten stał w pozycji bojowej z uniesioną tarczą przygotowany na czekającą go walkę.
Widząc, że sytuacja w związku z pojawieniem się wilkołaka nieco się skomplikowała Salomon, odłożył kuszę na blat stojącego obok stołu, po czym wykonał rękami kilka skomplikowanych gestów formując płynącą w jego żyłach moc w zaklęcie powszechnie znane jako magiczny pocisk. Świetliste kule świsnęły w powietrzu mijając stojącego po drodze Itkoviana I uderzyły w pierś wilkołaka jedna po drugiej wywołując na jego wilczym pysku coś na wzór grymasu bólu.
Najważniejszą rzeczą zdało się zaklinaczowi wyeliminowanie wilkołaka, który dobrał się do skóry akolicie. Verryn skupił się, a potem posłał w potwora magiczne pociski, które bezbłędnie trafiły w cel.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-04-2023, 17:42   #43
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Tenia wyglądała niczym ranny jeleń, który wpadł w pułapkę watahy. W jej obliczu widać było esencję furii, jak u matki broniącej swego, jedynego dziecka. Choć oręż, którym dysponowała nie był zbyt przerażający, to jednak nie wygląd a skuteczność ciosów się liczyła. W tym przypadku skuteczność była zabójcza. Laga Tenii trafiła bezbłędnie w czerep przeciwnika, niewiele dalej od miejsca, w które przygrzmociła przed chwilą. Gdyby nie hałasy walki i jęki Hugona dałoby się usłyszeć dźwięk pękającej czaszki a młody berserker padł bez życia pod nogi stołu, który blokował drzwi wejściowe.
Oponentów zdawało się nie ubywać, jakby na zewnątrz piętrzyli się tylko w oczekiwaniu na śmierć kompanów, by móc ich zastąpić. Przy dwóch wybitych szybach na lewej ścianie pojawiło się dwoje młodych łuczniczek. Widząc jakie zagrożenie płynie z zaklęć Verryna obie wycelowały w czarokletę. Jedna strzała wbiła się w klepisko, tuż obok stopy półelfa, druga natomiast raniła go w bark na szczęście tylko ocierając się boleśnie o jego ciało.
Wilkołak nie czekał długo aż ktokolwiek przyjdzie Itkovianowi ze wsparciem i od razu rzucił się na niego. Likantrop spróbował ukąsić wąsatego wojaka w ramię, które dzierżyło tarczę, ale człek zdołał unieść ów tarczę na czas. Wtedy to stwór naparł całą swoją siłą na mężczyznę, pozbawił go równowagi na krótką chwilę i to wystarczyłoby podrapał go ostrymi jak noże pazurami w udo. Rana nie była śmiertelna lecz Itkovian czuł jak krew obficie spływa mu po nodze do buta.

No i byli jeszcze włócznicy czekający tuż za progiem frontowych drzwi, by natrzeć na swój cel, a była nim Tenia.
Niestety groty obu włóczni podźgały nieszczęsną druidkę w brzuch i przestrzeń między barkiem a piersią. Wrogów nie ubywało, gdyż z kuchni wyłonił się tajemniczy osobnik odziany w płaszcz z wilczych futer, z czaszką jakiegoś nad wyraz wielkiego psowatego służącą mu za hełm, a tuż za nim przez szynkwas do wnętrza biesiadnej izby wskoczyło siedem rozjuszonych wilków o szarych futrach.
Kiedy Tenia odsunęła się od włóczników Thulzssa obrócił się w ich stronę w półpiruecie, wypowiadając z zadziornością słowa - Graj muzyko!- i wykonując przy tym dwa równoległe ze sobą cięcia w najbliższego z nich. Dookoła panował chaos walki, ale Yuan-ti potrafił w tym wszystkim wyczuć swoisty rytm, oddech - cios - unik - krok - dudnienie serca napompowanego adrenaliną mieszające się z ciężkim tupaniem buciorów. Dla barda Kolegium Mieczy ten bitewny zgiełk był niczym innym jak pewnego rodzaju muzyką, melodią pozwalającą mu jeszcze sprawniej tańczyć pośród przeciwników.
Pierwszy z barbarzyńców, ten stojący bliżej padł na blat stołu, który blokował wejście do gospody, krwawiąc obficie z poderżniętej gardzieli. Drugi włócznik, widząc co się dzieje, cisnął swoim orężem w stronę Thulzssy, ostrożnie wycofując się w tył, by po chwili ruszyć do ucieczki.

W tym samym czasie Var'ras dokonała szybkiego rekonesansu po polu walki. Kobieta ze spiłowanymi rogami, odrzuciła w bok kuszę, szybkim ruchem ramion odgarnęła poły swego płaszcza i sięgnęła po falujące ostrze sztyletu, który miała schowany w pochwie, przymocowanej do uda skórzanym paskiem. Korzystając z okazji, że wilkołak był zajęty walką z Itkovianem skoczyła przed siebie, przeturlała się przez bark, lądując na kolanach tuż za plecami rozjuszonego likantropa. Szybkie pchnięcie, błysk światła świec odbity od ostrza sztyletu i pisk rannego zwierzęcia. Likantrop upadł na kolana przybierając postać nagiego człowieka. Rękojeść sztyletu wychodziła mu prosto z między kręgów kręgosłupa. Był na pierwszy rzut oka czterdziestoletnim mężczyznom o dzikich rysach twarzy i muskularnym ciele. Z ust pociekła mu struga krwi i nim padł trupem spojrzał jeszcze Itkovianowi głęboko w oczy.
Ten moment dał Hugonowi poczucie bezpieczeństwa, które akolita wykorzystał na modlitwę do Oghmy o uleczenie jego krwawiących ran. Po chwili jego dłonie zalśniły bladym błękitem. Hugo przyłożył sobie dłonie do piersi kojąc swój ból z wyraźną ulgą na twarzy.
Itkovian wytrzymał nienawistne spojrzenie umierającego mężczyzny. Skinął lekko głową Var’ras, ta odwzajemniła skinienie, po czym rzuciła się w wir walki. Wojak również nie czekał, rozglądnął się po izbie, a widząc tajemniczego jegomościa ruszył w jego stronę. Zamachnął się mieczem rozcinając futro tym samym raniąc lekko kapłana Malara. Czujnym wzrokiem obserwował zachowanie wilków jak i samego kapłana znad uniesionej tarczy.

Bójka powoli przybierała dla obrońców korzystny obrót. Najeźdźcy z całą pewnością nie spodziewali się tak zawziętej walki, gdyż pewnikiem nie posłaliby w bój niedoświadczonych młokosów jako główną siłę uderzeniową. Teraz to już nie miało znaczenia. Salomon, który nie angażował się w fizyczną walkę spojrzał to w stronę okien i kryjących się za parapetem łuczników, to w stronę Malaryty i jego watahy wilków. I jedni i drudzy byli niebezpieczni, lecz coś mu podpowiedziało, że powinien skupić się na strzelcach i tak też począł. Czerwonooki skoncentrował moc magii, płynącą wraz z krwią w jego żyłach, inkantując jednocześnie słowa wyzwalacz prostego zaklęcia magicznego pocisku, który sekundę później śmignął w kierunku jednego z dwójki łuczników. Pociski uderzyły go w pierś pozbawiając tchu, lecz nie odebrały mu życia.
Verryn również uznał, że warto pozbyć się łuczników. Ponownie użył magii i posłał w stronę rannego łucznika ognisty pocisk, który szczęśliwie dotarł do celu, wysyłając duszę najeźdźcy w ciemną Otchłań do domeny swego patrona.
Rany druidki krwawiły obficie, włócznicy mieli większy zasięg do tego pojawił się kolejny wróg może szaman? Czyżby ten szaman, o którym mówiło stado gwałcicieli?! Druidka postanowiła doskoczyć do okna i ranić łucznika.

Z każdą, kolejną chwilą sytuacja przybierała coraz korzystniejszy obrót dla obrońców. Sługi Malara, choć w zdecydowanej przewadze nie byli w stanie zagrozić zdeterminowanym śmiałkom mimo iż od początku ataku na karczmę nacierały nowe "fale" agresorów. Łucznik, który dostał po głowie kosturem Tenii, postąpił rozsądnie, nie kontynuując walki. Osobnik nawet nie próbował się odpłacić druidce i zmotywowany bólem jaki kobieta mu sprawiła rzucił się do ucieczki. Oczy wszystkich skierowały się na ostatniego Malarytę, który przybył z watahą wilków.
Sługa Pana bestii uniósł ręce szeroko w błagalnym geście krzycząc na całe gardło modlitwę
-Dzięki mocy nadanej mi przez mego boga rozkazuje wam uciekać!- krzyk poniósł się echem po biesiadnej izbie. Wilki, które mu towarzyszyły od razu rzuciły się na obrońców. Dwa zaatakowały Itkoviana, dwa rzuciły się w stronę Thulzssy, jeden skoczył do gardła Verrynowi i dwa okrążyli Var'ras. Żaden z rozjuszonych czworonogów nie był w stanie zagrozić swojemu przeciwnikowi poza tym, który rzucił się na Verryna, gryząc czarokletę w łydkę. Jeden również drasnął w ramię Var'ras, rozszarpując rękaw jej szaty i przy okazji naruszając tkanki ramienia.
 
Blackvampire jest offline  
Stary 24-04-2023, 16:24   #44
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Rozkaz kapłana, wzmocniony mocą jego boskiego patrona zmusił zarówno Thulzssę jak i Itkoviana do natychmiastowej ucieczki. Mężczyźni wybrali najkrótszą drogę, przez wybite okna. Thulzssa uniknął przy tym wilczych kłów, lecz Itkovian nawet nie zauważył jak jeden z czworonogów ukąsił go w nadgarstek, gdy próbował opuścić "strefę" basiora.
Var'ras splunęła w bok i przeskoczyła przez szynkwas wymykające się z łatwością zębiskom wilka, by już sekundę później znaleźć się obok kapłana Pana Bestii, dźgając go pod pachę swym sztyletem. Niestety oponent dostrzegł jej zamiary i sparował pchnięcie swoim toporkiem.
-Wszechwiedzący! Pobłogosław mnie i mych towarzyszy, abyśmy mogli sprostać przeciwnikom!- modlił się Hugo, a po chwili wszyscy w gospodzie poczuli pokrzepiającą moc ów Błogosławieństwa.
W tym samym czasie Salomon wystrzelił z kuszy raniąc w udo jednego z wilków, które atakowały Yuan-ti. Bełt trafił celu, lecz nie zabił go a jedynie zwrócił uwagę wilka na czerwonookiego czarokletę.
Zaklinacz po raz kolejny oberwał. Tym razem jego osoba stała się obiektem zainteresowania nie jakiejś nadobnej panienki, a jakiegoś parszywego wilka. Okazanych w dość ostry i nieprzyjemny dla obiektu tych zainteresowań.
Verryn chwycił za kuszę i bez wahania strzelił do zwierzaka, który wbił mu się zębami w łydkę.
Strzał był celny, a trafiony bełtem wilk padł na podłogę bez życia.
Druidka postanowiła spróbować nietypowego podejścia. Zmieniła się w wilczego pająka i zaczęła wędrować po ścianie, a potem na sufit planowała w niedługiej przyszłości zeskoczyć na szamana władcy złych likontropów i sparaliżować go trucizną.
Zarówno wilki, jak i Malaryta byli na krótką chwilę bezpieczni od ostrzy Thulzssy i Itkoviana to też korzystając z okazji całą swoją uwagę skupili na największym zagrożeniu jakim była Var'ras. Malaryta doskonale wiedział, że nie da rady prowadzić boju z łotrzycą, dźgającą go ostrzem w plecy, więc zamachnął się swoim toporem z niesłychaną precyzją. Ostra głowica topora z łatwością przedarła się przez warstwę ubrań i lekkiej skórzni sferotkniętej grzęznąc między barkiem a szyją w samym środku obojczyka.

Var'ras zawyła przeokropnie z bólu, a na ustach Malaryty zakwitnął złowieszczy uśmiech.
-Brać ją!- krzyknął a jego wataha od razu rzuciła się na ranną kobietę. Jeden z wilków ugryzł ją boleśnie w nadgarstek I mocnym szarpnięciem powalił na podłogę, a sekundę później pozostałe czworonogi dopadły do bezbronnej kobiety, rozszarpując jej ciało w paskudnym akompaniamencie mlaskania i żałosnych krzyków diablicy.
Thulzssa obrócił się na pięcie rozwścieczony, że nawet jego dziedzictwo nie pozwoliło mu się obronić przed tak prostym zaklęciem. Na całe szczęście na zewnątrz nie czekała na niego zasadzka wroga więc wyszedł z tego bez szwanku. Niestety za tę chwilę słabości słono zapłaciła diablica, której krzyki niosły się teraz echem po okolicy. Bard ruszył biegiem z powrotem w kierunku karczmy, przez wybite okna widział zadowolonego z siebie Malaryty. - Ej ty! Wilkojebco! - krzyknął do niego aby zwrócić na siebie uwagę. - Pewnie w nagrodę wypinasz się swojemu stadku, co? Stawiam, że mamusia cię tego nauczyła na własnym przykładzie, tępy chuju! - Czystokrwisty wplótł w obelgę odrobinę magii, była to prosta, ale skuteczna sztuczka pozwalająca wytrącić kogoś z równowagi w myśl powiedzenia, iż słowa ranią bardziej niż ostrza. Na szerokich ustach Yuan-ti pojawił się paskudny, zadziorny uśmieszek, gdy spostrzegł, że zaklęcie zadziałało. Czas było kontynuować taniec, graj muzyko.
Hugo nie bardzo wiedział jak mógłby się przydać. Nie pchał się w bój, gdyż jak sam stwierdził nigdy nie parał się wojaczką a do tego jest tchórzem. Z upraszania Oghmy o błogosławieństwo też zrezygnował wiedząc pewnie, że kiedy walka dobiegnie końca jego leczenie może komuś uratować życie. Ostatecznie odsunął się pod ścianę, w miejsce, gdzie nikomu nie będzie przeszkadzać.

Itkovian podobnie jak Thulzssa zdołał już otrząsnąć się z efektu zaklęcia Malaryty. Wracając biegiem w kierunku gospody usłyszał krzyki Var'ras, które ucichły w momencie jak wojak wskakiwał przez wybite okno do środka karczmy.
W tym samym czasie niepróżnujący Verryn, korzystając z magicznego talentu splótł czar, który przybrał formę płonącego pocisku. Kula świsnęła przez biesiadną, uderzając Malarytę w sam środek piersi. Mężczyzna zaklął szpetnie i już miał rozpocząć kolejną inkantację, gdy z sufitu spadł na niego paskudny pająk. Tenia w swej tymczasowej formie ukąsiła kapłana w bok. Człek upuścił topór z rąk i upadł na kolana tocząc pianę z ust. O ile samo ukąszenie zapewne nie było zbyt bolesne to już działanie trucizny wykluczyło sługę Pana Bestii z potyczki. Widząc to stado wilków od razu straciło apetyt na bój i rzuciło się do ucieczki wybiegając przez kuchnię, tą samą drogą, którą się tutaj dostali.
Walka dobiegła końca, a przynajmniej żaden z przeciwników więcej się nie pojawił.
-Zwiążcie go, może jak go przyciśniemy zacznie śpiewać- zaproponował Salomon, pochylając się nad wijącym się z bólu Malarytą.
-Za…za… zaraz wyzionie ducha. Mogę go uleczyć, by podtrzymać go przy życiu, ale będzie… będzie mniej magii leczenia dla was…- dodał Hugo.
- A czego chcesz się dowiedzieć? - spytał Verryn. - Zapewne nic nie zechce powiedzieć wiedząc, że i tak umrze. A jeśli pójdziemy jego śladami, a przecież nie przyleciał, tylko przyszedł przez śniegi, to znajdziemy jego siedzibę.
- A leczenie nam się bardziej przyda - dodał.
-To trzeba dobić skurwiela- syknął Salomon. Czerwonooki podszedł do zwłok Var'ras zamykając jej powieki.
-Bogowie nam sprzyjali…- gospodarz wyłonił się z ukrycia, obejmując z troską swoją żonę -Niech Kelemvor ulituje się nad jej duszą- dodał zerkając kątem oka na ciało diablicy.
 
Brilchan jest offline  
Stary 25-04-2023, 10:08   #45
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Tenia zmieniła się z powrotem w swoją ludzką postać.
- Przykro mi z powodu waszej przyjaciółki, przynajmniej zginęła w walce moją towarzyszkę, zabiło inne stado tego samego kultu, dokonując na niej zbiorowego gwałtu... Mimo że nie znałam tej kobiety żal jej śmierci macie moje kondolencje - Rzekła, a następnie zaczęła, chodzić po karczmie rozmawiając z duchami drewna oraz piasku, aby naprawiać zniszczone szkło i dziury.
Była to prosta sztuczka druidyczna, której uczą na początku szkolenia, więc nie naprawi większych zniszczeń, ale zawsze to była jakaś pomoc, a ona nie lubiła bezczynności - Karczmarzu potrzebuje kałamarza i papieru oraz jakiegoś umyślnego, żeby poszedł przekazać im wieści o śmierci innego stada tych kultystów, które zabiło wcześniej ich kontyngent straży... Czy masz chłopca na posyłki, który nie okradłby zmarłych ? Znalazłam przy nich trzydzieści złotych monet i siedemnaście srebrników, które chciałabym wysłać razem z listem, aby trafiły do ich bliskich, bo zginęli, próbując uratować Szept - Wyjaśniła swą prośbę pomiędzy naprawianiem.
Zwróciła się również do Verryna.
- Magiku czy znasz się może na magicznych przedmiotach ? Zdobyłam na wrogu potężny magiczny topór, który o mało mnie nie zabił, ale nie wiem, jak zawezwać moc płomieni - Spytała.
- Jestem Tenia Chmielna druidka w służbie Wielkiej Matki Chaunteii Nów mój starszy wysłał mnie z poselstwem do olbrzyma, który podobno nienawidzi pomiotów Malara, szukam sojuszników do walki z tymi Niszczycielami. Przesłuchałam, jednego z tych śmieci mówił, że wierzą w jakiąś nadchodzącą katastrofę wielkiej zimy i tylko ofiara z krwi elfów może nas ocalić - Przedstawiła samą siebie i swój obecny cel.
- Verryn - przedstawił się zaklinacz. - Mogę sprawdzić, co takiego znalazłaś, ale nie gwarantuję sukcesu.
- Nie wymagam gwarancji Verrynie - Odrzekła wyjmując i podając mu magiczny topór.

-Kurwa, może chociaż najpierw wyniesiemy trupy?- spojrzał chłodno na topór, który wręczyła druidka Verrynowi -Jej też by się jakiś grób przydał…- dodał po krótkiej chwili patrząc znów na pokąsaną przez wilki diablicę -A ty? Coś za jeden?- Salomon uniósł brew lustrując w swoim aroganckim stylu Yuan-ti -Daleko cię od gorących puszcz Chultu poniosło…- skomentował nie odrywając od barda spojrzenia -Z resztą… wróg moich wrogów to mój przyjaciel. Jestem Salomon, ten z wąsem to Itkovian a młody- wskazał ręką akolitę Oghmy -To Hugo- przedstawił towarzyszy i siebie.
Thulzssa wysunął swój rozdwojony język, niczym wąż smakując powietrze i spojrzał na Salomona - No, to fakt, nassza Tenia nie potrafi robić dobrego pierwszszszego wrażenia, ale młoda jessst wyuczy sssię jeszszcze. - Chwilę później dodał. - Rozumiem, że tu u wasss zimno jak w psssiarni, ale podziękowań to sssię sspodziewałem nieco cieplejszszych, wszszystkim tak dziękujecie w tych okolicach? To by wyjaśśniało, czemu wass chcieli zabić - Wyszczerzył swoje uzębienie w pełnej okazałości, co mogło wyglądać niepokojąco przy jego szerokiej linii ust, która wyglądałaby jakby nożem poszerzył sobie uśmiech, gdyby nie fakt widocznych na pierwszy rzut oka więzadeł szczęki przypominających te spotykane u węży. - Jesssstem Thulzssa, wędrowny tancerz mieczy, najprzysstojniejszszy Czyssstokrwisssty po tej sssstronie Faerunu. Pokłonił bym sssię, ale nie chce ujechać na tej mokrej od krwi podłodze…w każdym razie, do ussług. - Kończąc zdanie teatralnie strzepnął krew z trzymanych sejmitarów.
-“Nie mów kurwa, bo jak się kurwy wokół wkurwią to ci kurwa łeb urwą” - Taki wierszyk z Waterdeep lepsze pierwsze wrażenie czy mam zaśpiewać i zatańczyć? Trupom i tak obojętne jak chwilę jeszcze poczekają, a sprawy są do załatwienia coby, więcej trupów nie było! Pomogłam w walce, uleczyłam tego tu Verryna, tak? A teraz karczmę łatam coby nam tyłki nie odmarzły na prawdę tak złe pierwsze wrażenie robię Thul? - Spytała, łatając pomniejsze dziurki i próbując namówić okna do powrotu w ramy - Najlepiej byłoby oddać ciała Matce Ziemi, chyba że wasza przyjaciółka miała jakieś inne życzenia w tym względzie? Niestety, ziemia zamarznięta na kamień a ja nie wymodliłam mocy, która namawia ją do współpracy więc może stos? - Kobieta była wyraźnie osobą nastawioną zadaniowo.

-To ja mam propozycję- tym razem głos zabrał akolita Oghmy -Ustalmy plan. Będzie dużo łatwiej nam wszystkim. Proponuję zacząć od wyniesienia ciał, rozpalenia ognia w palenisku bo zdążyło zgasnąć przez te… hulanki… a potem… potem może nasz gospodarz poda coś do jedzenia, bo wnioskuję- spojrzał najpierw na Tenię a następnie na Thulzssę -Że po podróży jesteście głodni?- pogładził się swą delikatną dłonią bibliotekarza po łysej głowie -Jakoś przy jedzeniu i w cieple będzie nieco łatwiej obgadać co kogo tu sprowadza i jakie mamy plany a kto wie, może będziemy sobie jakoś w stanie wspólnie pomóc?- tym razem spojrzał na każdego z obrońców po kolei.
Druidka kiwnęła głową — Dobrze gada, polać mu! Zawsze lubiłam Oghmytów, bo to konkretni ludzie są, książki dają czytać biedakom za darmo, a i zabawić się potrafią- Roześmiała się i zaczęła wyciągać zwłoki malarytów przy okazji szukając ciekawych fantów jeżeli coś znajdzie to podzieli się znaleziskiem z resztą. W jej prywatnym dekalogu kradzież była czymś złym co doprowadzało do wyrzutów sumienia i braku spokoju ducha, lecz szaber na pokonanych wrogach to już inna sprawa.
Czystokrwisty postawił sobie jedno z obalonych krzeseł, usiadł i wyjął swój zestaw do czyszczenia broni. - Nie wiem, czy bym wytrzymał twój pokaz tańca i śśśpiewu. Na sssłowika sceny, to ty nie masz predysspozycji.- Przyglądając się dalej mieczom zagaił do reszty. - Czy kogośś pogryzł albo poharatał jeden z lykantropów? Jeśśli tak, to możemy mieć problem bez pomocy jakiegośś porządnego kapłana. - Po tych słowach Thulzssa zaczął skrupulatnie czyścić swoje ostrza.
-Mnie… mnie trochę poharatał…- Hugo dopiero teraz sobie uświadomił co to może dla niego oznaczać. Jego oblicze pobladło jeszcze bardziej niż dotychczas i chłopak musiał usiąść. Thulzssa i Tenia wiedzieli, że Nów już im nie pomoże, gdyż sam ruszył na poszukiwanie siedziby likantropów i cholera jedna wie, gdzie aktualnie się znajdował.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 30-04-2023, 10:12   #46
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
-Ja… ja… mój mistrz! Mój mistrz znał rytuał, który był w stanie nas uzdrowić… posiadam pewien magiczny zwój, który pozwoliłby mi zapytać jego zwłoki o tę wiedzę… ale nie wiem, czy zdążymy odnaleźć ciało i wykonać rytuał nim poczuje skutki klątwy likantropii… na Oghmę ja nie chcę zmienić się w potwora…- jego oczy zaszkliły się od łez i chłopak nagle wstał i podbiegł do jednego z wybitych okien wymiotując żółcią.
- Euuh… - Bard skrzywił się wyraźnie widząc kątem oka wymiotującego akolitę. - Pierwszsza przemiana przychodzi zdaje śśsię dopiero z pełnią, ktośś wie ile dni zossstało do pełni? - zapytał grono krzątające się po karczmie. - Może maszsz więcej czassu niż myśślisz. - Dodał na koniec, spoglądając w kierunku Hugona.
-Co? Ile dni? Jedenaście… nie dwanaście!- niemal krzyknął -To dość czasu. Tyle tylko, że jesteśmy niemal na krańcu świata… w Termailain stacjonuje garnizon Helmitów… może… może oni mi pomogą?- zastanawiał się głośno.
-No pewnie to zrobią…- skomentował pod nosem Salomon -Powiedzmy, że ci nie są zbyt przyjaźnie nastawieni…- ciągnął czerwonooki -Sami się o tym przekonaliśmy- rzekł, spoglądając na Verryna i Itkoviana -Swoją drogą, czy ciebie też nie podrapał?- Salomon zwrócił się do wąsatego wojaka patrząc na krew na jego ubraniu.
-A giganci?- Hugo zerwał się z miejsca łapiąc Tenię za ramiona jakby to mu miało pomóc -Mówiłaś, że idziecie z poselstwem do gigantów? Oni na pewno mają u siebie kapłana Auril. A skoro nienawidzą likantropów to może zechcą nam pomóc?! Może zechcą mi pomóc…- akolita spojrzał błagalnie na każdego z towarzyszy niedoli.
-Albo zmiażdży cię maczugą, kiedy tylko usłyszy, że jesteś zarażony klątwą likantropii…- skomentował Salomon, na co oczy Hugona znów zaszły łzami.


- Tym będziemy się martwić później - powiedział Verryn. - Jak na razie ważniejsze jest podleczenie rannych i nocleg, bo powinniśmy odpocząć przed jutrzejszą drogą.
Yuan-ti spojrzał krytycznym okiem na swoją robotę polerską, po czym przytaknął sam sobie i zaczął chować sprzęty jednocześnie mówiąc - Jedno mnie tylko zassstanawia…sskoro giganci mają kapłanów Auril, to czy czasssem wielka, wieczna zima nie jesst im na rękę? -
-Teoretycznie tak, ale jeśli zapanowałaby taka wieczna zima to giganci musieliby chyba śnieg żreć, a o ile wiem oni też preferują mięso i piwo…- wtrącił Salomon.
Thulzssa wstał z krzesła spoglądając na Salomona - Kapłani sssą w sstanie zrobić dla sswoich bogów wiele rzeczy, nawet takich, które osstatecznie będą dla nich niekorzysstne. W końcu pośświęcenie to jeden z dowódów niewzruszszonej wiary, czyż nie? - Uśmiechnął się półgębkiem - Możecie wierzyć mi na ssłowo, mam trochę dośświadczenia z oddanymi ssługami bóssstw. -
-To prawda…- odezwał się gospodarz -Słyszałem o pewnym kapłanie Illmatera, który dał sobie dobrowolnie odebrać życie oprawcom w imię odkupienia dusz ludzi, zamieszkujących tamtejsze okolice. Niesamowite poświęcenie…- przemowę przerwał mu młody chłopiec stajenny niosąc czystą kartę papiery kałamarz i pióro, o które prosiła Tenia.
-Pomóż mi wynieść ciała na zewnątrz. Jeśli chcecie też możecie pomóc. Będzie szybciej… albo możecie napalić w kominku, drwa leżą tam- wskazał miejsce tuż obok paleniska.
-A co ze śladami? Jeżeli nie ruszymy teraz padający śnieg może zatrzeć nam trop. – odparł wojak obwiązując swoją nogę bandażem. -Nie wiem jak wy, ale ja z chęcią dopadłbym tych skurwysynów i wysłał ich wszystkich w diabli- Wyczyścił miecz z krwi, po czym ciężko usiadł na krześle. Rozejrzał się po zebranych osobach, a w jego oczach było widać smutek. Nie raz zdarzało mu się tracić towarzyszy w boju, lecz każda śmierć zostawia blizny na jego sercu. Zachował pamięć o każdym z poległych towarzyszy, a teraz musiał dodać do listy kolejną osobę. Odetchnął ciężko po czym zabrał się do sprzątania. Zaczął od ustawiania stołów oraz krzeseł. – Gospodarzu znajdzie się jakieś prześcieradło którym mogliśmy przykryć ciało towarzyszki?- zapytał stawiając kolejne krzesło.


-Tak, tak. Moja żona zaraz przyniesie prześcieradło i zajmie się sprzątaniem flaków… jej ojciec bił świnie na wiosce, nie raz mu pomagała, flaki i kichy jej nie straszne…- skomentował całkiem poważnie.
-Kogo chcesz ścigać Itkovianie? Trójkę młodziaków? Kilka wilków? Szkoda wysiłku. Pewnikiem dziesiątki ich się tu w okolicy jeszcze kręcą…- rzucił chłodno Salomon.
-Dobrze zdajesz sobie sprawę jak ja że oni nie są jedynymi. Na pewno jest ich więcej. Gdybyśmy znaleźli centrum tej szajki moglibyśmy je rozbić...-odpar wojak z zimnym wyrazem w oczach.
-A co jeśli jest ich zbyt wiele?- drążył Salomon.
-Czy ty naprawdę uważasz że w sześć osób chce szturmować ich kryjówkę? Wystarczy że dowiemy się gdzie jest, a potem możemy ściągnąć wsparcie- rzekł Itkovian przedstawiając pokrótce plan.
-To przesłuchaj tego zasrańca- Salomon trącił butem powoli dogorywającego kapłana.
Thulzssa spojrzał na umierającego trochę beznamiętnym wzrokiem
- Mogę ssspróbować cośś z niego wyciągnąć zaklęciem sssugessstii, ale niczego nie obiecuje, pytanie co chcielibyśśście konkretnie wiedzieć. - Mężczyzna spojrzał po grupie swoimi wężowymi ślepiami. - Od razu zaznaczam, że raczej trudno będzie go przekonać o wyjawienie miejssca obozu.Trzeba pytać o cośś mniej zagrażającego z jego punktu widzenia - stwierdził, pokrótce Yuan-ti.
- Na przykład o ich liczbę? Lub o plany związane z efami? - zasugerował Verryn.
- Coś na temat przywódcy tej zgrai też by się mogło przydać…- wtrącił słabowitym głosem Hugo z krańca biesiadnej izby.
- Nie ma co tamtych ścigać skoro udało się wbić dzieciakom oszukanym przez plugawe bóstwo polowań to nie ma co ich ścigać i mordować co do ostatka skoro szansa jest, że zrobią coś ze swoim życiem a wilki pewno były oczarowane jakąś mistyczną mocą też nie ma powodu ich wybijać do nogi Panie Itkovianie- Powiedziała druidka do woja.


- Ja bym chciała wiedzieć, czy ten tutaj jest tym Szamanem, o którym mówił dzikołak i jego stado tym który składa ofiary z elfów i elfowkriwstych, przydałoby się dowiedzieć też skąd mają tę przepowiednię o wielkiej zimie czy to ich plugawy bóg sobie wymyślił ? Jeżeli twoja magia sugestii nie starcza to zawsze możemy wsadzić mu nieco świeżej pokrzywy w ranę temu chujowemu gwałcicielowi otworzyło to rzyć, poza tym jesteśmy w karczmie z pewnością znajdzie, się tu nieco soli i gorącej oliwy, która może stać się bardzo przekonująca… - Pozwoliła, żeby niedopowiedzenie zawisło w powietrzu - Nie jestem Lovitarianką, tortury nie sprawiają mi przyjemności, kiedyś trenowałam na kapłankę Illmatera, lecz świat jest surowy i jeżeli torturowanie tej gnidy, która sama oddała się w służbę zapchlonemu bogu i morduje elfy tylko dlatego, że jego przygłupi pomniejszy zapchlony bożek miał jakieś zatargi z ojcem elfów to jak dla mnie stracił prawo do łaski i nie mam żadnego problemu, żeby go torturować, a potem spać spokojnie w nocy z czystym sumieniem i spojrzeć z rana w lustro bez chęci splunięcia - Oznajmiła następnie wzięła krzesło usiadła przy stole i wziąwszy pióro i kałamarz od stajennego zaczęła pisać list.
- Nów mój starszy w kręgu dał mi proporzec poselstwa do gigantów, którzy podobno nienawidzą Malarytów jeżeli chcecie doprowadzić sprawę do końca możecie iść ze mną i spróbować zdobyć sojuszników - Zaproponowała nowo poznanym przypomniawszy sobie o tym, szczególe i wróciła do skrobania piórem po kartce.
 
Halwill jest offline  
Stary 07-05-2023, 09:21   #47
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W liście Tenia zaczęła od przedstawienia swojej osoby i dania znać, w jakim mieści mieszkała, a straż mogła potwierdzić, że faktycznie taka osoba żyła tam niedawno i pomagała w świątyni. Następnie opisała tragiczną śmierć Szept i zemstę, jakiej dokonała z pomocą niespodziewanego sojusznika weżokrwistego. Pominęła obecność grzyboludzi i fakt, że całość sprawy miała miejsce w jaskini, lecz resztę walki ze szczurołakami oraz alfą dzikołakiem opisała w miarę dokładnie.
Za to dokładnie opisała bohaterstwo stróżów, którzy próbowali ocalić Szept i powalili dwa wilkołaki załączyła do listu mapę z zaznaczonym miejscem masakry i pieniądze znalezione przy zwiadowcach. Przyznała się do pożyczenia łuku, strzał i toporka, które pomagają jej w walce, ale które jest gotowa oddać jako własność straży 10 miast przy najbliższej okazji.
Yuan-ti wysunął parę razy swój rozdwojony język, po czym odezwał się
- To jak, zaczynać, czy chcecie cośśś jeszszcze przedysskutować? - Po tych słowach oliwkowoskóry mężczyzna stanął nad dogorywającym nieszczęśnikiem chwytając w dłoń jeden z sejmitarów. Bard przechylił lekko głowę w bok czekając na odpowiedź pozostałych sam najwyraźniej będąc już gotowy do rzucenia zaklęcia.
-Zapytaj czy ostatnim czasie spotkał się z półelfką o imieniu Rachel -powiedział Itkovian. Liczył na to, że być może te grupy się spotkały i zdobędzie jakieś informacje na temat zaginionej dziewczyny. - A jeśli tak to czy może wyjawić jej miejsce pobytu lub miejsce, o którego ją zabierają. To jest porwana dziewczyna, za którą podążamy wraz z Verrynem z Targos. Próbujemy ją odnaleźć i sprowadzić bezpiecznie do domu…- rzekł wyjaśniając nowym towarzyszom swój cel.
- Z chęcią pomogę przy ratowaniu dziewczyny nie potrzebuje mieć udziału w żadnych nagrodach Szept nie zdołałam ocalić więc może chociaż tej Rachel pomogą?- Powiedziała druidka smutnym tonem, ale widać było po wyrazie twarzy, że nowo poznani zyskali w jej oczach wykonując takie szlachetne zadanie.
-Chyba trochę za bardzo zwlekaliśmy z tym przesłuchaniem…- burknął Salomon pochylając się nad Malarytą -Skurwiel wyzionął ducha…- dodał krótko czerwonooki.

Towarzysze niedoli nie płakali z tego powodu. Potrzebnych informacji mógł im udzielić każdy członek kultu Pana Bestii, o ile nie miał jeszcze mleka pod nosem jak ci, którzy stanowili główną siłę uderzeniową agresorów. Przed wyniesieniem zwłok na zewnątrz Tenia przeszukała wszystkie ciała. Złota przy sobie nie mieli, choć kapłan miał drogocenną bransoletkę z rubinów a nadgarstku. Kilka sztuk broni, która czas świetności miała już dawno za sobą. Żadnych pancerzy poza zwyczajnymi skórzniami. No i były futra z wilków i niedźwiedzi.
-Może je sobie zatrzymamy? Przydadzą się jeśli mamy ruszyć w jeszcze chłodniejsze rewiry?- Salomon potrząsnął jednym z futer.
Kiedy ciała Malarytów zostały już wyniesione, kompani wynieśli również zwłoki Var'ras zostawiając ją póki co w boksie, w stajence.
-Jutro przygotuję stos. Ziemia jest zbyt twarda by w niej kopać…- zaproponował gospodarz. Niedługo później wraz z żoną oczyścili podłogę z krwi, a potem z pomocą chłopca stajennego pozabijał deskami tę okna, których Tenii nie udało się naprawić za sprawą magii. Kiedy już w biesiadnej izbie zapanował względny spokój, a w palenisku płonął na nowo ogień, na blacie jednego ze stołów pojawiło się kilka flaszek z krasnoludzką wódką oraz kubki by było z czego pić. Karczmarz przyniósł również pokrojone na grube pajdy chleb, oraz pokrojone w plastry ser, szynkę oraz słój ze smalcem.
-Jedzcie ile tylko chcecie. Gdyby nie wy, to pewnikiem by nas tu zaszlachtowali…- pokręcił głową -Choć tak po prawdzie nie wiem, czy nie udamy się do najbliższego grodu do czasu aż okolica się nie uspokoi…- marudził, podnosząc przy okazji kubek do którego nalał odrobiny wódki -Za poległych za słuszną sprawę- podniósł toast.
- Za poległych w słusznej sprawie. - Verryn poszedł w ślady gospodarza. - I, zapewne, masz rację, mówiąc, że w najbliższych dniach okolica nie będzie zbyt bezpieczna.
- Ano, to by było dla wass najrozssądniejsze wyjśśście sskoro tylu ich ossstatnio grassuje po okolicach. - Thulzssa wziął jedną z pajd chleba i nałożył na nią trochę szynki. Przez chwile przyglądał się wódce i smalcowi, ale chyba ostatecznie zrezygnował z próbowania obu. Nie zastanawiając się dłużej zaczął zajadać swoją kanapkę wodząc jednocześnie spojrzeniem wężowych ślepi pomiędzy zebranymi w sali osobami. Kanapka z szynką dosyć szybko zniknęła w gardle barda. - Czyli co, wychodzi na to, że trzeba sspróbować z tymi gigantami. Jesstem ciekaw czy rzeczywiśście uhonorują possselstwo druida. -

Tenia przepiła toast z innymi, nie bała się wódki, ale wolała piwo, nie przejmowała się śmiercią idioty. Kiepskie bronie odłożyła na bok karczmy, futra zabiorą ze sobą rzuciła drogą bransoletę na stół mówiąc
-Broń po tych bandytach może Pan sobie zatrzymać, żeby później sprzedać albo dla obrony na przyszłość za kiepska, żeby opłacało, się mi dźwigać na sprzedaż, ale to jednak broń więc żal wyrzucać a na pewno wrogowie nie zasługują na honor zakopywania ich z orężem - Rzekła i zabrała się za pochłanianie pajdy chleba ze smalcem, nie żałowała sobie również piwa, szynki ani sera podróż, walka, a potem sprzątanie dało jej duży apetyt: nie była jakąś trzepotką szlachcianką, która zwraca uwagę na wagę! Musiała mieć siłę na walkę i podróż .
- Bransoletę znalazłam na tym chujnym kapłanie razem go zabiliśmy więc jak dla mnie własność grupy nie potrzeba mi błyskotek, ale może jest magiczna? Jeżeli nie warto ją sprzedać w przyszłości i podzielić się pieniędzmi - Za dużo zjadła na raz więc przepiła piwem, żeby przełknąć i spytała -A co z tą półelfką Rachel? Wiecie, gdzie jej szukać? Może giganty będą mieli pomysł? Kapłanie umiesz gadać z trupami? - Spytała Oghmytę.
-Chciałbym pomóc, ale jestem tylko skromnym adeptem. Oghma wysłuchuje mych modlitw i zsyła mi swe błogosławieństwa, ale póki co to dość proste i że tak to ujmę nieznaczące wiele zaklęcia…- odparł łysy chłopak.
- Czyli nic się nie dowiemy... - powiedział z wyraźnym żalem Verryn. - A to chyba oznacza, że nie mamy zbyt wielkich szans, by wpaść na jakikolwiek ślad naszej dziewczyny.
Thulzssa pochłonął prawie bez przeżuwania kolejną pajdę chleba. - Druid powiedział, że idzie szszukać miejsssca, gdzie te lykantropy śśsię gromadzą. - strzepnął z palców okruszki. - Prawdopodobnie trochę mu to zajmie, więc jeśśśli chcecie się dowiedzieć cośśś więcej o tej dziewczynie, czy innych porwanych to chyba najlepiej będzie wam poczekać aż śśsię do nas odezwie. Zlecił nam ruszszenie do gigantów, więc pewnie tam też będzie nasss szszukał, kiedy śśśsię czegośśś dowie. - Spojrzał po grupie poszukiwawczej, a wzrok jego wężowych ślepi zatrzymał się na akolicie. Oghmita mógł poczuć się trochę nieswojo, gdyż Thulzssa milczał dłuższą chwilę i w ogóle nie mrugał. W końcu rzekł. - No i waszsz kolega tutaj może za niedługo zechcieć śśikać na drzewa i wyć do kśśsiężyca. - Uśmiechnął się nader szeroko do młodzika. - Więc tak czy śśsiak ssspotkanie z druidem to chyba dla wasss najlepszszy wybór w tej chwili.
- Chwilowo najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić, jest pójście spać - stwierdził zaklinacz. - A rano ruszymy w stronę gigantów.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-05-2023, 10:57   #48
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Mimo iż pora wciąż była młoda towarzysze niedoli wspólnie ustalili, że na wyprawę w kierunku Kopca Kelvina wyruszą dopiero następnego dnia. Każdy po za Thulzssą odniósł w potyczce z Malarytami większe lub mniejsze obrażenia, to też rany trzeba było opatrzyć a do tego Tenia uparła się by grzebać zwłoki Var'ras, a jakby tego było mało druidka o porywczym i silnym charakterze stwierdziła iż najbezpieczniej będzie również porąbać zwłoki pokonanych agresorów by w razie czego nie byli w stanie nikomu usługiwać za sprawą nekromanckiej sztuki. Choć gdyby się nad tym pochylić to jaki nekromanta chciałbym na takim mroźnym wypizdowie zamieszkać.
Gospodarz nie wymagał by ktoś pomagał mu sprzątać bałagan w biesiadnej izbie. W trakcie wycierania drewnianej podłogi chwilami wdawał się w rozmowę z żoną i stajennym chłopcem co dalej począć i koniec końców uznali, że do czasu aż aktywność likantropów nie ucichnie w okolicy to wyniosą się do Termalaine, gdzie mogło być trochę bezpieczniej choć kto wie. No i jasno stwierdzili, że jeśli reprezentanci sojuszu Dziesięciu Miast nie wezwą po posiłki w tej sprawie to bardzo możliwe, że ruszą dalej na zachód w kierunku większych i bezpieczniejszych miast.

Jako, że odpoczynek nie kolidował z kontemplacją Verryna nad toporem Tenii, mężczyzna mógł spokojnie się tym zająć. Jeszcze przed udaniem się do izby, gdzie czekało wygodne choć ciasne łóżko Verryn odkrył właściwości oręża. Topór był nasycony magią wspomagającą umiejętności bojowe właściciela a w rękach barbarzyńcy zyskiwał również specjalną zdolność zapalania głowicy w trakcie uderzania w przeciwnika. Verryn wiedział, że Tenia i Thulzssa mieli sporo szczęścia odnajdując tak potężny oręż ale to również oznaczało, że albo poprzedni właściciel miał sporo szczęścia zdobywając ów topór albo likantropy są dobrze przygotowane, przynajmniej ważniejsze jednostki.
Czas do wieczora minął im dość spokojnie. Kompani nie byli niepokojeni przez żadnego więcej najeźdźcę, choć zaryglowanie wszystkich możliwych drzwi i okiennic było rozsądnym posunięciem.
-Mam nadzieję, że kiedy tu wrócimy coś pozostanie z tego budynku...- mruknął lekko podchmielony karczmarz, niedługo przed tym jak wszyscy udali się na spoczynek. Gospodarz wraz z żoną i stajennym postanowili nie chować zapasów jedzenia, domyślając się ze pewnikiem wiele z tego nie przetrwa do ich powrotu.
-Rankiem, przed wyruszeniem w drogę zabierzcie ze sobą tyle ile dacie radę udźwignąć. Zapasów jest sporo więc starczy i dla was i dla nas na drogę.

Następnego dnia

Towarzysze zbudzili się długo przed świtem. O tej porze roku słońce wstawało zza horyzontu dość późno to też czekanie na wschód byłoby stratą czasu. Po odprawieniu porannej rutyny wszyscy spotkali się w biesiadnej, a po chwili dołączył do nich gospodarz by zaprowadzić ich na tyły, gdzie znajdowało się wejście do piwniczki. Na drewnianym stelażu spoczywały różnego rodzaju sery, suszona kiełbasa, wysmarowane solą kawałki szynki, boczku. Nieco czerstwego chleba, ziemniaki, marchew, seler oraz wiele innych komponentów dań i zup.
-Zabierzcie tyle ile zechcecie bylebyście nie przeklinali mnie, że przez to wasza podróż jest spowolniona- rzekł mężczyzna a kiedy podróżnicy zabrali już to czym byli najbardziej zainteresowani karczmarz przeszedł do tyłu piwniczki, gdzie znajdowała się masywna, dębowa szafa. Człek otworzył drzwi ukazując sporą kolejkę flaszek i dwa sękate gąsiorki w których dochodziło wino.
-Jeśli macie ochotę na coś co rozgrzeje wasze zmarznięte członki, to śmiało.
Gospodarz był dobrotliwym człekiem ale wszak zawdzięczał życie swoje i swoich bliskich to też najwyraźniej nie miał zamiaru oszczędzać na jedynej formie okazania wdzięczności jaką dysponował.
Kompani wrócili do biesiadnej by pozakładać futra zdjęte z pokonanych Malarytów. Były ciepłe i nikt zbytnio nie przejmował się tym że cuchną potem czy też noszą plamy krwi. Tak oto w pełni gotowi do drogi pożegnali się z karczmarzem i ruszyli. Niestety koni nie było dość dla każdego to też Tenia wraz z Thulzssą dosiedli konia Var'ras a Hugo i Salomon dzielili miejsce z Verrynem i Itkovianem.

Trzy dni później

Nikt nie twierdził że ta wyprawa będzie prosta. Nikt się nie oszukiwał, że z łatwością dotrą do celu, załatwią sprawę z marszu i wrócą na zachód by szukać gnomiego druida w oczekiwaniu na jakieś informacje o porwanej dziewczynie czy siedliszczu likantropów. Mimo to, kiedy minęli ostatnie drzewa a wiatr na otwartej przestrzeni nabrał na sile i towarzysze niedoli od razu poczuli silne wątpliwości czy wybranie takiego a nie innego azymutu było dobrym pomysłem. A może dałoby się dogadać z Helmitami w Termalaine i otrzymać pomoc z zaklęciem zdejmującym klątwę likantropii? Kto wie, może nawet pomogliby z atakiem na obóz zmiennokształtnych? Verryn, Itkovian i Salomon doskonale wiedzieli, że te skurwysyny tylko szukali dziury w całym nie wystawiając nawet nosa po za obręb miasteczka.
Gdyby nie okoliczności można by było uznać okolice za przepiękne. Światło słoneczne odbijało się od wszechobecnej bieli śniegu oślepiając podróżników i zmuszając do zasłaniania oczy rękami. Majestatyczne góry rozciągały się gdzie tylko wzrok sięgał. Całość psuł ten cholerny wiatr, który zdawał się być intensywnym oddechem samej, wściekłej Auril. Para zamarzała im na brwiach, rzęsach, czy na zaroście. Szczególnie na wąsie Itkoviana. Powietrze zamarzało z każdym wdechem przez nos przeszywając od czasu do czasu zatoki falą bólu.
-Niech to szlag...- Hugo jęczał raz po raz żałując, że zdecydował się z własnej i nieprzymuszonej woli na taki czyn.
-Zamarzniemy tu... Na pewno tu zamarzniemy...-

~***~

-Poznaję to miejsce…- głos Hugona dawno stracił swą młodzieńczą energię i entuzjazm. Ta wyprawa była ewidentnie ponad jego siły i na pewno przerosła wszelkie oczekiwania. Pogoda na pozór sprzyjała podróżnikom. Póki co, żadna zamieć czy burza ich nie zaskoczyła a tutaj pod gołym niebem, na otwartej przestrzeni taka burza mogłaby się skończyć tragicznie. Mimo to jakoś nikt nie odczuwał zbytniej wdzięczności. Towarzysze nieustannie mrużyli oczy i poprawiali kaptury na głowach, które zdejmowały porywiste podmuchy wiatru. W końcu jednak udało im się dotrzeć do miejsca, które Oghmyta rozpoznał ze względu na charakterystyczne ułożenie górskich szczytów na północ od ich aktualnego położenia.
-O ile zmysły mnie nie mylą, to wzniesienie to właśnie Kopiec Kelvina.- skomentował.
-Może to dobra pora by założyć proporzec pokoju?- zapytał Salomon. Od dawna pozostawali na otwartej przestrzeni i pewnikiem nie jedna para oczu ich wypatrzyła z oddali, lecz prawdę mówiąc dopiero teraz gdy zbliżali się do podnóża gór ktoś mógł próbować ich powstrzymać czy zaszkodzić. Na szczęście Tymora wciąż się do nich uśmiechała i do podnóża kopca dotarli zupełnie bezpiecznie.

Następnego dnia

Nocowanie w takich warunkach to rzecz straszna i wymagająca niezwykłej inwencji od podróżnika by zrobić wszystko by nie zamarznąć. Na szczęście masywne zaspy śnieżne osłaniały ich przed wichrem. Tak czy siak kompani mieli serdecznie dosyć i jeśli nie na głos to przynajmniej w duchu przeklinali za to, że dali się wplątać w tę kabałę. Ich nastroje pogarszał fakt, że koń Var’ras padł ubiegłej nocy i towarzysze musieli maszerować pieszo.
-Tędy wiedzie szlak- wskazał ręką Hugo. Nie było to przejaw geniuszu. Młodzieniec po prostu dostrzegł kilkadziesiąt metrów dalej drewniany totem na którym zawieszono czaszki przeróżnych istot (niektórych znacznie większych od ludzi).
-Przez jakiś czas będziemy musieli pokonać tę samą drogę by się wznieść. Później jednak trzeba będzie zdecydować czy wybieramy Siedliszcze Gigantów, czy jaskinię, do której chciał dotrzeć mój mistrz- wyjaśnił sługa Oghmy.
-Jak to siedliszcze może wyglądać?- zapytał zaintrygowany Salomon.
-Skoro nie dostrzegliśmy żadnego z oddali, to prawdopodobnie będzie się ono znajdowało w ukryciu, być może w którejś z głębokich jaskiń- odparł Hugo.
-To dziwne. Byłem pewien, że dostrzeżemy znacznie więcej śladów obecności gigantów. A tu kompletna cisza. Ani muzyki, ani krzyków niosących się echem po okolicach, ani patrolu, czy wypatrywaczy- wzruszył ramionami.

~***~

Ścieżka prowadząca na wyższe partie Kopca była przykryta grubą warstwą śniegu. Z resztą jak wszystko w promieniu wielu mil. Mimo to podróżnicy byli już tak blisko celu, że chyba nawet odzyskali odrobinę motywacji. Droga doprowadziła ich do skalnej szczeliny która stanowiła jedyny możliwy kierunek. Wysokie na wiele metrów ściany przysłaniały gardziel cieniem, a echo wyjącego wiatru nabierało tu znacząco na sile i intensywności. Kompani ponownie musieli trzymać rękami kaptury, a Tenia momentami musiała wspierać się na Thulzssie, gdy wiatr szarpał jej sztandarem pokoju – jedynym gwarantem przeżycia w spotkaniu z gigantami.
Szczelina, którą podróżowali raz przybierała szerokość wozu, innym razem była na tyle obszerna, że mogłaby tu przemaszerować kolumna wojska a jeszcze w dalej stawała się tak wąska, że podróżnicy musieli kroczyć jeden za drugim.
Ich niepokój wzrastał. Po za kośćmi masywnych zwierząt, wystającymi ponad warstwę puchu kompani nie byli w stanie dostrzec żadnych śladów obecności gigantów.
-A może pozdychali?- sapnął Salomon ciężko dysząc od przeprawiania się przez śnieg sięgający mu pasa. Pytanie czaroklety zmusiło kompanów do refleksji, ale zanim ktokolwiek zdołał (lub zechciał) odpowiedzieć do ich uszu dobiegły odległe dźwięki… Pijackiego śpiewu.

-No to już wiemy, że nie pozdychali…- fuknął Hugo. Trudno było stwierdzić, gdzie śpiew miał swe źródło. Mogło to być gdzieś w wyższych partiach góry, a równie dobrze mogło to być przed nimi.
-Po to tu przybyliśmy. Znajdźmy tego obsrańca i załatwmy sprawę. Swoją drogą, ktoś wie jak z takimi gigantami gadać? Znaczy nie chodzi mi o mowę. Ja mogę robić za tłumacza, znam ich dialekt. Chodzi mi o sposób w jaki powinniśmy się odzywać?- zagaił Salomon. Jego pytanie było o tyle dziwne, że była to ostatnia osoba z grupy, która zważała na swoje słowa wypowiadając się zawsze dosadnie.
Niewielki skrawek nieba, który widzieli nad głowami powoli zaczynał szarzeć. Perspektywa noclegu w tej szczelinie nie napawała optymizmem ale na szczęście Tymora znów spojrzała na nich przychylnym okiem, gdyż w końcu dotarli do miejsca o którym wcześniej wspominał Hugo. Gardziel szczeliny znów się zwężała prowadząc dalej w górę, a po swej prawej stronie dostrzegli wejście do wysokiej na wiele metrów jaskini, skąd znacznie głośniej i wyraźniej dudnił śpiew.
-No to co? Idziemy poznać, kto jest właścicielem tego zacnego tenora, czy też zmierzamy szukać jaskini, do której zmierzał mistrz naszego przyjaciela?- spytał Salomon, zerkając na Hugona.




Rozdział III: Śmierć i oświecenie




Zdobyte PD:
Itkovian – 3000
Verryn – 3000
Tenia – 3000
Thulzssa - 3000
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 08-05-2023 o 13:29.
Nefarius jest offline  
Stary 13-05-2023, 17:58   #49
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po paru dniach podróży przez śnieżne i mroźne pustkowia Verryn miał szczerze dosyć całej misji i, najchętniej, zawróciłby, bowiem miał wrażenie, że niedługo wszyscy zamienią się w śnieżne, omiatane zimnym wiatrem figury.
I nie ukrywał zaskoczenia, gdy wreszcie usłyszeli śpiewy świadczące o tym, że - zapewne - dotarli do obozowiska poszukiwanych gigantów.
- Niech najpierw idą dwie osoby, z flagą pokoju, i niech grzecznie spytają, czy niezapowiedziani goście zostaną przyjęci - odpowiedział na pytanie Salomona. - I, jeśli mamy szukać jaskini, to jednak powinniśmy najpierw spotkać się z mieszkańcami tych okolic.
-Czyli, że kto powinien pójść?- zapytał Hugo.
-Na pewno ja- odparł Salomon -Chyba, że ktoś poza mną rozumie mowę gigantów?- spojrzał na towarzyszy -Kto pójdzie ze mną? Nie wiedzieć czemu to on mi najbardziej pasuje do tej misji- czerwonooki wbił ślepia w Verryna.
- Czuję się doceniony - stwierdził z wyraźną ironią zaklinacz. - Ale jeśli nie ma innych ochotników, to pójdę.
- Wszyscy mamy serdecznie dość tego cholernego zimna. Im szybciej pójdziecie tym szybciej wrócicie, a my nie będziemy odmrażać tu tyłków.- odparł Itkovian strzepując śnieg w wąsów. Przenikliwy chłód doskwierał mu szczególnie przez pancerz, który nosił, ale musiał być przygotowany na wszelkie niespodzianki…
-A… A może warto by było… No wiecie… plan "B" ustalić jeszcze, póki nie musimy uciekać. No… no no jeśli te giganty jednak nie uznają sztandaru pokoju od twojego mistrza- Hugo spojrzał na Tenię -I postanowią nas zdeptać lub w optymistycznym scenariuszu po prostu pogonić to dobrze by było mieć coś w zanadrzu? Jedyną opcją, jaką widzę w takiej sytuacji to ucieczka tam- skierował wzrok na wąski wąwóz prowadzący w wyższe partie Kopca Kelvina -Tędy gigant się raczej nie przeciśnie a jeśli zaczniemy uciekać w dół to… no cóż… dogoni nas w ciągu kilku chwil- zamilknął dając kompanom czas to przeanalizować.
- Ja nie znam ich języka więc śśsię nie pcham, chyba, że chcecie bym ich oczarował moim wssspaniałym uśmiechem. - Thulzssa wyszczerzył się nader paskudnie dla odpowiedniego kontrastu. - Plan B brzmi dobrze, w razie czego wiemy przynajmniej, gdzie biegnąć.- Podsumował pokrótce bard. - Powodzenia, niech wam Tymora sssprzyja. - Odezwał się na koniec do niosących sztandar.
-No dobra…- syknął Salomon, biorąc głęboki wdech -W takim razie pozwól, że zabiorę to od ciebie- wyciągnął ręce w kierunku Tenii, by przejąć prostą konstrukcję z kilku gałęzi i wyblakłej szmaty z narysowaną runą, tworzące w całości sztandar. Druidka oddała bez wahania konstrukcję czerwonookiemu.
-Niechaj bogowie wam sprzyjają- pobłogosławił im Hugo.

Verryn

Dwójka towarzyszy ruszyła ostrożni9e w głąb jaskini, skąd dobiegały ich pijackie śpiewy. Trudno było stwierdzić jak wysoka jest jama, lecz na pewno wystarczająco by gigant mógł się tutaj swobodnie poruszać. Po kilku chwilach marszu po lekkiej pochyłości w dół dotarli do miejsca gdzie powitał ich lodowy totem przedstawiający jeden z aspektów Auril. Szczupła humanoid przypominający lodowy konstrukt o wysokości około czterech metrów spoglądał na nich groźnie. Ciało lodowej figury było pokryte licznymi kolcami z lodu i trudno było stwierdzić czy tak to powinno wyglądać czy może jest to dzieło wahań temperatur. Jaskinia sama w sobie nie wymagała oświetlania, gdyż jej ściany stanowił najzwyklejszy lód, który reflektował bladą poświatą z nieznanego źródła. Mimo iż dwójka kompanów nie doświadczała już na twarzach porywistego wiatru, to odczuwana temperatura wcale nie była ani odrobinę wyższa.
Po kwadransie marszu jaskinia wpadła do innej, przeogromnej jamy, która prawdopodobnie stanowiła serce Kopca Kelvina, oraz dom gigantów. Ku zdziwieniu Salomona i Verryna panowała tu kompletna pustka (nie licząc porozrzucanych po różnych miejscach kości czy prowizorycznych ubrań z futer jakiś olbrzymich stworzeń. Śpiew nasilał się z każdym pokonanym krokiem, aż w końcu z jednego z bocznych korytarzy wyłonił się śpiewak. Tak po prawdzie to wytoczył się, omal nie gubiąc rytmu kroków.
Mierzył ponad dziesięć metrów wysokości i budził swym wyglądem lęk w sercach. Trudno było oszacować jego wiek. Chłodne rysy twarzy świadczyły raczej o tym, iż jest mu bliżej do starczego wieku niż młodzieńczego. Potwierdzała to jego długa, siwa broda sięgająca klatki piersiowej. Wielkolud był niemal nagi, jego genitalia osłaniała jedynie przepaska z różnego rodzaju futer, zszytych prowizorycznie. Gigant nie był uzbrojony, ale w ręku trzymał drewnianą beczkę, z której na raz zawartość przerywając na ten czas śpiew.
-Myślisz, że teraz kiedy jest pijany to odpowiedni moment?- syknął Salomon, próbując ukryć swoje obawy. Mężczyźni, póki co pozostawali poza zasięgiem wzroku wielkoluda.


 
Kerm jest offline  
Stary 13-05-2023, 18:57   #50
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
- Na dwoje babka wróżyła - równie cicho odparł zaklinacz. - Ale nie ma co czekać, aż wytrzeźwieje,nie uważasz? Teoretycznie powinien być teraz w dobrym nastroju, więc sądzę, że powinniśmy spróbować... A gdyby nie... pijany nie powinien móc nas złapać, nie sądzisz?
-Chyba masz rację...- Salomon wziął głęboki wdech a na jego twarzy malowały się coraz większe wątpliwości i oznaki stresu -Niech bogowie mają nad nami pieczę...- mruknął do siebie po czym poprawił sztandar pokoju i krzyknął na całe gardło coś w gardłowej i niezbyt przyjemnej mówię, przypominającej nieco dialekt krasnoludów. Gigant zamarł w bezruchu marszcząc czoło i szukając wzrokiem źródła tego nawoływania. W końcu udało mu się namierzyć Verryna i Salomona, więc zrobił w ich kierunku kilka stanowczych, lecz chwiejnych kroków, po czym zatrzymał się kilka metrów przed nimi i przyklęknął na jedno kolano, by następnie się pochylić i przyjrzeć z bliska. Gigant wypowiedział kilka bełkotliwych fraz, otumaniając przy okazji swych gości straszliwym oddechem. Salomon odpowiedział coś krótko po czym spojrzał na Verryna.
-Mówi, że zna te runy, a ja odparłem, że przybyliśmy w pokoju...- wyjaśnił z wyraźną ulgą w głosie czerwonooki.
-A niby w jakim innym celu ludziku?- niespodziewanie wtrącił gigant przybliżając się jeszcze bardziej tak, że teraz mieli jego oblicze niemal na wyciągnięcie ręki. Jego błękitne oczy lśniły niczym nieoszlifowane diamenty podświetlone bladym światłem.
Verryn odetchnął z ulgą. Wyglądało na to, że pierwsze lody zostały przełamane.
- Jeden z naszych towarzyszy przybył tu, by odnaleźć ciało swego mentora - powiedział.
-Nazywam się Er'land Mamuci Syn, a to mój dom. Mam się średnio. Miło, że pytasz… A nie, przecież nie pytasz. Nawet nie powiedziałeś mi swego imienia!- gigant oburzył się pierwszym wrażeniem jakie zrobił na nim Verryn.
-Więc może weźmiesz swoje maciupeńkie dupsko w troki i łaskawie opuścisz moje królestwo? Czy też wolisz abym cię wgniótł w ziemię?- zmrużył oczy przybliżając się jeszcze bardziej, tak że teraz można było wyraźnie zobaczyć każdą zmarszczkę na jego twarzy. Gigant nie czekając na odpowiedź podniósł się do pionu, podpierając się o lodową ścianę -Jeszcze tu jesteście? Czy mój wspólny język nie jest zrozumiały? A może po prostu liczysz na to że szybko skończę z twoim żywotem?- zapytał, splatając ramiona na piersi. Jego lodowate spojrzenie wbijało się niczym ostrza sztyletów w dwójkę podróżników.
- Wybacz wędrowcom, co zasad dobrego wychowanie nie przestrzegają - powiedział Verryn. - Nie mieliśmy zamiaru cię obrażać. Już opuszczamy twój piękny dom.
Zrobił krok w tył, szykując się do odwrotu.

-Ha ha ha ha!- zagrzmiał niespodziewanie -Szkoda, że nie widzieliście swoich min pokurcze!- złapał się za brzuch ze śmiechu, po czym machnął ręką -Chociaż na przyszłość, mógłbyś zacząć od przedstawienia się…- raz kolejny przykucnął przybliżając się do kompanów. Verryn kątem oka dostrzegł wyraz twarzy Salomona będący na granicy paniki i konsternacji tym, co się właśnie teraz wydarzyło.
-Swoją drogą macie jaja, że postanowiliście tu przyleźć…- skomentował Er'land.
Zaklinaczowi nie było aż tak ze śmiechu, ale kamień spadł mu z serca.
- Verryn Tallstag - przedstawił się. - A to jest Salomon.
- A musieliśmy tu przyjść nie tylko dlatego, że jeden z naszych towarzyszy poszukuje ciała swego mistrza - mówił dalej. - Mamy też pewne problemy z Malarytami... - dodał. - Przydałyby się nam dobre rady...
-Dobrej rady?- powtórzył wielkolud - a to ci dobre…- gigant znów się podniósł do pionu -A co taki zapijaczony, samotny staruch jak ja może wam poradzić? He he he…- grzmiał rubasznie -Chcecie może coś przekąsić karzełki? Przepraszam, jestem nieuprzejmy. A jeszcze przed chwilą wam to wytykałem…- zreflektował się Er'land -Czy moi zacni goście mają ochotę wrzucić coś na ząb? Tak się chyba mawia w waszych krainach co?- dopytywał po czym nie czekając na odpowiedź odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb jamy, skąd przybył.
- Odmawianie poczęstunku nie należy do dobrych obyczajów. - Verryn ruszył za gigantem. - A w moich stronach powiadają, że wraz z upływem lat wiedza rośnie. Z drugiej strony... młode pokolenia nie zawsze lubią słuchać tego, co im radzą osoby bardziej doświadczone. Ja jednak z chęcią każdej rady wysłucham.
-Dobra rada powiadasz?- zapytał zerkając tylko kątem oka, czy jego goście dotrzymują mu kroku a nie było to łatwe zadanie szczególnie, że podłoże było momentami bardzo śliskie i trzeba było uważać pod nogi.
-Ktoś mi kiedyś poradził żebym pamiętał słowa matki…- zadumał się Er'land -Ale domyślam się, że nie takiej rady oczekujesz…- Verryn wraz z Salomonem przeszli kilkanaście metrów łukiem w lewo przedostając się do nieco mniejszej jaskini, gdzie wielkolud musiał już nieco się pochylać by nie przywalić głową w sklepienie. Jama nie była zbyt wielka (jak na gigancie standardy oczywiście) a w jej głębi mężczyźni ujrzeli spory zbiór dębowych beczek poukładanych coś na kształt piramidy. Nieopodal znajdowało się również legowisko z naprawdę wielu skór. Obok legowiska stało kilka skrzyń, ewidentnie wyrobu ludzkiego rzemieślnika.
-Uważaj na to czego sobie życzysz…- burknął Er'land -To moja rada- dodał, po czym sięgnął po jedną z beczek i otworzył wieko w nieco barbarzyński sposób rozwalając je zwyczajnie sztyletem za który służył mu ludzki miecz, a następnie wziął beczkę w garść i z miejsca wychylił całą jej zawartość, otarł usta i brodę przedramieniem i usiadł wygodnie na swym legowisku.
- Taaa.... Ponoć życzenia powinny być bardzo dokładnie sprecyzowane - odparł zaklinacz - a niekiedy i to nie wystarcza, żeby się ustrzec przed czymś, co można śmiało nazwać złośliwością losu. Ale wracając do poprzedniego tematu... Plotki głoszą, że twoi pobratymcy nieraz walczyli z wilkołakami.

-To nie plotki mój mały kolego- odrzekł bez namysłu -Problem jednak polega na tym, że moich pobratymców tu nie ma…- rozpostarł ręce na boki, robiąc przy tym zdziwioną minę.
-A gdzie są?- wtrącił Salomon zmuszając tym samym giganta by na krótką chwilę spoważniał.
-Hm…- odburknął chłodno Er'land, po czym sięgnął sękatą łapą po kolejną beczkę, otworzył jej wieko i wypił duszkiem zawartość -To długa historia, której sedno sprowadza nas do tego, że jestem tu tylko ja- rzekł ponuro.
Verryn przez moment przyglądał się gigantowi.
- Wszyscy przepadli? - spytał. - Nie można ich jakoś odnaleźć?
-A po cholere Ci więcej gigantów? Masz mnie pod dostatkiem he he he…- zarechotał, ale jego twarz szybko przybrała z powrotem poważny wyraz.
-No cóż. Nie będzie łatwo. Któregoś dnia w naszym klanie zapanował rozłam. Część jego społeczeństwa odeszła a ta część która nie chciała dołączyć… powiedzmy że ta pierwsza grupa nie uznawała kompromisów i półśrodków…- skomentował wykonując wymowny gest przejechania wskazującym palcem po gardle.
Verryn pokiwał głową.
- Nie da się ukryć, że to dość radykalny sposób rozwiązania sporu - powiedział. - A czy nie chciałbyś, na jakiś czas, zostawić swego domostwa i kopnąć w podogonie paru wilkołaków?
Gigant uśmiechnął się pod nosem ukazując braki w uzębieniu
-Dawne czasy to były, gdy ostatnio za swój topór łapałem…- pokręcił głową -Ale jak widzicie moi mali koledzy, jestem już starcem…- westchnął -Ale z drugiej strony… czy lepsza jest tu śmierć w samotności?- dywagował sam ze sobą -Hm… powiedzmy że może i bym mógł wam pomóc… co z tego będę miał?- zapytał w końcu.
- Prócz możliwości rozwalenia paru włochatych łbów? Tudzież dobrego towarzystwa? - spytał zaklinacz.
-He he he!- zagrzmiał wielkolud łapiąc się za telepiący się brzuch -Dobrego towarzystwa… Dobre, dobre- skomentował, gdy w końcu złapał oddech.
-A co wam te nieszczęsne futrzaki zrobiły? I ilu ich jest że mieliście motywacje żeby tu w ogóle brnąć?- zapytał.
- Porwali parę panienek - odparł Verryn. - Co najmniej jedną z nich zamęczyli, losy innych nie są nam znane. Napadli na nas, zabili naszą towarzyszkę. Ilu ich jest? NIe wiemy, ale z pewnością całe mrowie, bo prowadzili swe działania na szeroką skalę.

-A dlaczego akurat giganci? Przecież jest tu sporo waszych osiedli- odparł Er'land -Nie wystarczyło wam skrzyknąć jakiejś armii? Chociaż z drugiej strony, kto by skrzykiwał armię dla kilku porwanych dziewuch…- zamyślił się.
-Przemyślę to- rzekł w końcu -Lecz wiedz, że moja cena będzie równie wysoka jak ja- nie owijał w bawełnę, ale przynajmniej nie pozostawiał Verrynowi złudzeń.
- Obiecano nagrodę za uwolnienie jednej z tych panienek - odparł zaklinacz. - Chyba że masz coś innego na myśli... Ale sądzę, że wszystko jest do uzgodnienia.
Wielkolud zamyślił się na chwilę, podrapał po zarośniętym podbródku i sięgnął po kolejną beczkę
-Dobra a gdzie ta cała wataha ma kryjówkę?- zapytał unosząc brew.
- Mnóstwo się ich kręci w na północ od Targos - powiedział Verryn - ale Malaryta, jakiego ostatnio dopadliśmy, nie zdołał się podzielić tą właśnie wiedzą. Za szybko zmarł - dodał z nieukrywanym żalem.
-Na północ od Targos wiele mi nie mówi… nawet nie wiem, gdzie leży to całe Targos…- wziął głęboki wdech -Czyli ogólnie nie wiele wiecie po za tym gdzie szukać wsparcia…- skomentował uśmiechając się szeroko. Gigant niespodziewanie beknął z taką mocą, że Verryn poczuł jak jego szata się poruszyła od śmierdzącego powiewu.
-Czujcie się jak u siebie. W tych tu skrzyniach są plastry suszonego mięsa. W beczkach coś co rozgrzeje wasze brzuchy. Kiedy się zbudzę to wrócimy do rozmowy o cenie za moją ewentualną pomoc- rzekł stanowczym tonem, po czym odwrócił się na drugi bok ukazując swym gościom plecy i w momencie zaczął chrapać.
-I co teraz? Idziemy po resztę?- zapytał Salomon.
- Nasz szanowny gospodarz zapewne nieprędko się obudzi - odparł zaklinacz. - Chodźmy po nich, może mają jakieś ciekawe informacje.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172