Rudolfowi szło tak dobrze, że zupełnie zapomniał jak bardzo szalony był jego plan. Mając idealną okazję by porozmawiać z Manfredem, zamiast tego spróbował go wyciągnąć. I przedobrzył. Choć kilka przeszkód pokonał bezczelnością i "papierem" wysypał się na procedurach. Cóż, jako kupiec miał prawo ich nie znać. Ale i nikogo o nie nie zapytał, a teraz postąpił tak bardzo wbrew, że dla wszystkich natychmiast stało się jasne, że coś tu nie gra.
Widnish-Gratz być może starałby się coś mu przekazać, ale teraz było już za późno. Pomiędzy dwoma strażnikami, którzy go eskortowali (na prośbę Rudolfa zresztą) nie mógł nic zrobić. Ci bowiem wyjęli byli już broń.
-Proszę o pozostanie na miejscu, Panie - to zdanie z kolei wypowiedział jeden z nich do Kaufmanna.
- Imię, nazwisko i stopień - Rudolf całym sobą próbował dać do zrozumienia, że ta impertynencja jest złym pomysłem, ale o ile na przekonywaniu i przekupywaniu się znał, zastraszanie nie szło mu tak dobrze.
- Sierżant Leon Hart - odpowiedział spokojnie pytany, wzmacniając chwyt na ramieniu Manfreda. Byle kogo do pilnowania wielmożów nie dawali.
A, jak kupiec zdał sobie sprawę, młody szlachetka, który robił tu dziś za szefa zmiany, nie będzie zadowolony, że się mu ktoś wpisał do księgi. Nie mówiąc już o trudnej do oceny reakcji Hieronymusa, z którym ustalał zupełnie coś innego.