14-04-2023, 12:42
|
#30 |
| Miejscowy szlachetka brzmiał całkiem rozsądnie, z pewnością rozsądniej niż poborca i niektórzy jego kompani. Czy tak było naprawdę, miało się dopiero okazać na proszonej kolacji. Na samą myśl o tym Garranowi zaburczało w brzuchu. Na szczęście, w jego sakiewce pobrzękiwały już zarobione niezbyt ciężka do tej pory pracą monety. - Tak, mości karczmarzu, zdecydowanie zaczniemy od piwa! I gulaszu, jeśli dodajecie do niego mięsa z czegoś, co chodziło jeszcze niedawno po lądzie, a nie pływało w wodzie i mule. O daleki świat pytacie? Eilhart to dość daleko? Łatwo tam pieniądze stracić, jak się nie pilnuje sakiewki. Baron chyba odpuścił już sobie skrupulatne pilnowanie bezpieczeństwa mieszkańców i gości jego miasteczka, albo może strażnicy nie dostają tyle żołdu co kiedyś.
Borakson plotkami mógł się dzielić do rana. Niektóre z nich nawet nie były tak całkowicie zmyślone. - A może o Altdorf pytacie? Stolica, jak stolica. Pełno tam luda, i to w każdym kolorze, kształcie i rozmiarze. Cysorz łaskawym okiem na wszystkich niemal bez wyjątku spogląda, a czasem pozwala spoglądać na siebie w trakcie procesyji ulicami miasta.
Krasnolud pociągnął spory łyk płynu, który ktoś nie wiedzieć czemu nazwał piwem i wycenił jak „Złote Imperialne” warzone przez mistrzów z gór, wytarł pianę z wąsów i beknął, jak zawsze uprzejmie zasłaniając dłonią usta. - Oby gulasz lepszy był… Karczmarzu, co to Saskia, o której mi mówili? Zarobić chciałem, bo się na leczeniu znam, ale takie moje szczęście, że trafiłem na jedyną wioskę w promieniu pięćdziesięciu mil, gdzie jest jakaś zielarka czy znachorka.
Nie tylko Saskia go interesowała. - A powiedzcie mi, jeśli łaska, ten wasz Stauffer to rzeczywiście taki biedny jak mysz kościelna? Strój ci na nim elegancki i czysty, żadnej łaty ani śladu wczorajszego obiadu. Włos zadbany, jakby miał swojego golibrodę, co mu rano fryzurę i zarost oporządza.
Część ekipy wyraziła zainteresowanie obchodem wsi, a może nawet okolic. Krasnolud nie miał najmniejszego zamiaru ryzykować wpadnięcia w błoto mokradeł. Był przekonany, że Wilhelm również wybierze przytulne wnętrze karczmy. Znał takich jak on z krótkiej przygody w siłach Talabheimu. Takich, co to robić chcieli jak najmniej, a od wszelkiej odpowiedzialności odżegnywali się niczym cnotliwa dziewica od umizgów absztyfikantów. Imć Grott bił ich jednak w tym zachowaniu na głowę, leser nad lesery, super-miglanc, zbudowany z części mniejszych miglanców. Uniósł kufel w jego stronę. - Jak nasi dzielni zwiadowcy znajdą ślady wiedźmiarza, albo nie daj Grungni wiedźmiarz sam się tu pojawi i zacznie jakieś gusła odprawiać, to co zrobisz? Ot, z ciekawości zapytuję, żeby rozmowę podtrzymać.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
| |