Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2023, 12:24   #98
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Angestag; wieczór; koga “Stara Adele”
Romans Rogatej Wiedźmy i Łowcy Czarownic



Gdy jeszcze przed ucztą Merga została sama, były Łowca Czarownic zjawił się u jej boku i nim ta pierwsza zabrałaby głos sam mężczyzna odezwał się do niej cicho.
- Chciałbym poruszyć pewną nieprzyjemna dla ciebie kwestię, która raczej nie powinna od tak odnaleźć uszu innych. Wątpię byś tego chciała. - powiedział zaskakująco troskliwym tonem.

- No, no. Brzmi poważnie. Ale słucham. - wyrocznia uśmiechnęła się półgębkiem ale zachęciła słowem i gestem aby Heinrich przedstawił co go tak trapi.

- Pamiętam jak silne emocje wywołała w tobie sugestia poniechania teraz zajęcia się naszymi wrogami. - patrzył na kobietę uważnie - Opowiedz mi o swoim czasie uwięzienia w kazamatach, proszę.

- To nie było dla mnie nic przyjemnego. I gdyby nie Starszy i akcja ratunkowa jaką zorganizował to by mnie spalili na stosie na wiosennym festynie. Nic przyjemnego. A dlaczego o to pytasz. - brwi złotookiej nieco podskoczyły do góry gdy chyba nie spodziewała się takiego pytania. Ogólnie zaznaczyła, że to nie była laba, ale była ciekawa skąd ciekawość Heinricha na ten już zamknięty rozdział.

- Och, przypuszczam że przyjemne nie było. - stwierdził ze spokojną pewnością - Twoje wspomnienie może zaoferować mi interesujący i potrzebny rys psychologiczny Hertza... bo nie każdy z Łowców Czarownic jest taki sam w końcu. Taka wiedza może się przydać w przyszłości. - w pewnym sensie wspomnienia Mergi byłyby jak księga dla byłego Łowcy.

- Ah o to ci chodzi… - zadumała się na chwilę kiwając głową. Sięgnęła po dzban i nalała sobie do prostego, glinianego kubka wina. Upiła łyk i chwilę bawiła się nim kręcąc nim w swojej szczupłej, niebieskiej dłoni.

- Hertz, Oleg Hertz. Tak to on był głównym śledczym i oskarżycielem. Zawzięty i zażarty wróg każdego z nas. A, że mnie złapali jak byłam na w pół zamarznięta to moja “sromota” była nie do ukrycia. Czyli byłam winna i wyrok mógł być tylko jeden. - westchnęła i zaczęła opowiadać jak to było z jej pojmaniem. Wskazała dłonią na swoją nietypową skórę, oczy i dumne, potężne rogi. Taki wygląd z daleka obwieszczał, że jest przeklętym zaprzańcem i odmieńcem jakiego należy spalić na stosie.

- Do tego kostur, mój strój, ozdoby sprawiały, że domyślili się, że mogę korzystać z mocy. Stąd mnie kneblowali i wiązali abym nie mogła jej używać. I poza przesłuchaniami podawali mi zioła nasenne, abym nie sprawiała kłopotów. Muszę przyznać całkiem skuteczne połączenie, niewiele mogłam zdziałać. Ale udało mi się nawiązać mentalny kontakt ze Starszym i obiecał mi pomóc. Więc czekałam. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy pierwszy raz do mojej celi weszła Łasica. Oczywiście, nie mogłam się tym zdradzić, że wiem kim ona jest ani ona, że jest kimś innym niż tylko głupią, łatwą Katią z kuchni. Ale bardzo mnie to podniosło na duchu. Zaczęłam wierzyć, że naprawdę mam szansę się stamtąd wyrwać. - mówiła szybko, ale chociaż się kontrolowała to jednak dały się wyczuć skrajne emocje. Strachu, poniżenia, bezradności oraz radości i pobudzonej nadziei gdy ratunek zmaterializował się w postaci przebranej slaaneshytki.

- A sam Hertz… Inteligentny, opanowany, wyrachowany, przebiegły. To na pewno nie jest ślepy wariat i fanatyk co by tylko każdego wroga od razu palił na stosie. W przeciwieństwie do tej Kruger. Taka blondyna z wielkim młotem. Nawet chyba nasze dziewczęta ją zdołały poznać przelotnie od prywatnej strony z tego co wiem. Ona to pewnie od ręki rozwaliłaby mi głowę tym swoim młotem albo rzuciła pochodnię na mój stos. Ale Hertz miał inne plany. Chciał wiedzieć po co przybyłam i co miałam osiągnąć. Czy jestem szpiegiem, jakie mam kontakty, z kim byłam umówiona, kto mnie miał odebrać i tak dalej. Najśmieszniejsze, że wtedy przypłynęłam tu w ciemno i nie znałam nikogo. Kierowałam się tylko wizjami od Sióstr a wtedy były znacznie mniej wyraźne niż teraz a ja też wiedziałam o nich o wiele mniej. Więc Hertz tak, Hertz jest groźnym przeciwnikiem, nie można go lekceważyć. Na szczęście mnie nie znał i nie znał pełni moich możliwości. W końcu chyba uznał, że nic więcej ze mnie nie wyciągnie bo przesłuchania się skończyły. Czekałam już tylko ogłupiona tymi nasennymi nalewkami na stos. Dopiero odzyskałam większość moich zmysłów jak Łasica przestała mi dodawać tych ziół do wina. - pokiwała głową na znak, że miała okazję poznać lidera śledczych oraz jego zespół od tej najgorszej strony i wcale tego miło nie wspomina. Niemniej pozostawił on po sobie wrażenie groźnego i sprytnego przeciwnika jaki do tego miał posłuch u swoich ludzi a zapewne nie tylko skoro władze pozwoliły mu prowadzić przesłuchania takiej groźnej wiedźmy.

Heinrich słuchał uważnie każdego słowa nim odezwał się sam.
- Jak wyglądały jego przesłuchania? Jakie metody stosował? - zapytał wprost.

- Rozmowa. Ciąg pytań. A gdy nie słyszał odpowiedzi bicie. Takie aby sprawić ból ale nie zabić. Jego ludzie się tym zajmowali. On siedział, patrzył i pytał. Bardzo pewny siebie, nigdy nie tracił panowania nad sobą. Pilnował aby mnie nie zatłukli i bym nadawała się do mówienia. Miał w tym widoczną wprawę. - odparła szybko i bez wahania. Ale niechętnie. Widać temat nie był jej przyjemny. - A po co ci to wszystko o nim wiedzieć? Coś zamierzasz? - sama zadała swoje pytanie zerkając na rozmówcę.

- Czasem czekam, aż los pierwszy wykona ruch. Jednak nigdy nie chcę czekać bez jakiejkolwiek ochrony. - powiedział powoli - Rozważałem różne opcje, w jakich kierunku może się to potoczyć. Nazwij to ćwiczeniem mentalnym starego człowieka. - ton nagle przybrał zamyślony wydźwięk - Czyli posługiwał się tylko fizyczną torturą, gdy zwykła rozmowa nie przyniosła skutku?

- Oh nie powiem aby tylko moje ciało czuło pewną dozę dyskomfortu podczas tych naszych romantycznych pogawędek w sali przesłuchań. - uśmiechnęła się z przekąsem wiedźma dając do zrozumienia, że nie tylko jej ciało ucierpiało podczas tamtych rozmów z łowcami.

- A w takim razie co zamierzasz w sprawie tego Hertza? - zagaiła po chwili.

- Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, moje słowa o zaniechaniu próbowania skrzywdzenia wroga w tej chwili, nie były kierowane strachem, a stwierdzenie, że czas nastanie to nie była próba udobruchania cię. To była szczerość. - skrzywił się w uśmiechu - Muszę go poznać jak najlepiej. Jego i menagerie mu podwładnych. Nie wiem czy słyszał kiedyś o mnie, ale na pewno niektórzy uważali moje metody za zbyt... radykalne. Choć skuteczne w perspektywie. - wzruszył ramionami - Chcę doprowadzić Hertza do momentu, w którym będzie samotnym Łowcą Czarownic na otwartym polu nim zada się cios. - spojrzał Merdze w oczy - A co dalej? Zależy od potrzeb, ale nie martw się o jedno: nie pozostawiłbym ciebie bez szansy na dokonanie zemsty na nim.

- Nie wiem na ile dosłownie to traktujesz Heinrichu ale aby doprowadzić Hertrza do upadku to czeka cię nie lada wyzwanie. Nie wiem dokładnie co on porabia teraz ale w zimie to wyglądało, że ma mocne poparcie, autorytet i zaufanie władz. Jeśli nie wybuchł od tamtej pory żaden skandal z nim związany to zapewne się to nie zmieniło. I nie obraź się ale ty jesteś dość nowy w mieście, bez kontaktów, siatki informatorów, autorytetu i wsparcia władz. I w stanie spoczynku. Miałabym być kimś z zewnątrz co obstawia zakłady postawiłabym na niego bo ma lepsze rokowania. - powiedziała po chwili namysłu a jak już zaczęła mówić to mówiła szybko i zdecydowanie. Nawet jeśli miałoby to zadziałać jak kubeł zimnej wody na innego członka ich spiskowej grupy.

- Ale dziękuję ci za troskę i chęć pomocy. Jeśli to tylko ze względu na mnie to nie musisz się kłopotać. Ja wkrótce opuszczę to miasto chociaż zamierzam tu wrócić i to nie sama. Na Hertzu jednak mi nie zależy. Oczywiście nie płakałabym po nim gdyby znaleziono go zasztyletowanego w jakimś zaułku ale nie zależy mi aby ktoś na nim robił jakieś akcje odwetowe. A i tak mamy więcej zadań niż możemy na raz złapać. Hodowla Oster, przeprowadzka do jej jaskini, szukanie artefaktów, sprawa z Akademią, obronienie świątyni, mój wyjazd i tak dalej. Wszędzie nam potrzeba czasu, ludzi i zasobów. - pokręciła rogatą głową na znak, że Hertz i zemsta na nim jest dość nisko na liście jej priorytetów. Uśmiechnęła się jednak ciepło do Heinricha dziękując mu za zainteresowanie i troskę. Wolała jednak aby on i reszta rodziny skoncentrowali się na tych celach jakie obiorą, angażowanie się w załatwienia łowcy czarownic do nich nie należało. Przynajmniej nie w czołówce.

- Ow, to zabolało Wyrocznio. - Heinrich położył dłoń na sercu - To naprawdę smuci, że tak o mnie myślisz, jakobym miał zamiar rzucić wszystko i zająć się tylko Hertzem. I to w tej sekundzie... - westchnął jakby mówił na poważnie - Jakkolwiek bym chciał stanąć z nim oko w oko, to na pewno nie teraz, bez długich przygotowań, na które nie mam czasu i głowy. Nauczono mnie, że kierowanie się dumą potrafi być najgorszym wyborem w rozrachunku. - zerknął krótko na innych - A można być pewnym, że o dobro kultu i jego interesów będę dbał jak o siebie, bo stały się tym samym.

- Bardzo się cieszę, że to rozumiesz Heinrichu. I dziękuję. - Merga uśmiechnęła się ciepło do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Wyglądała jakby naprawdę odczuwała ulgę, że nie zamierza od zaraz brać sobie na barki kolejnego zadania jakie nie rokowało szans na szybkie rozwiązanie a całkiem możliwe, że skierować by trzeba do niego i kogoś jeszcze ze zboru.

- Osobiście mi na nim nie zależy. Chociaż rozumiem, że jako przeciwnik i zawalidroga może być groźny dla naszych działań i planów. Zapewne nie byłoby źle aby się go pozbyć ale nie mamy na to czasu ani zasobów. - dodała jakby zdawała sobie sprawę, że lider łowców czarownic może być groźny ale na tą chwilę nie działał bezpośrednio przeciwko nim.

- Stanie się bardziej groźnym, jeżeli będziemy działać nieprzemyślanie czy zbyt szybko chcąc ugryźć cel. - skończył myśl nim zapytał wprost o coś, co siedziało mu mocno w myślach podczas rozmowy - Zapomniałaś już o wszystkim, co cię w kazamatach spotkało? Porzuciłaś wspomnienia o strachu, bólu, poniżeniu?

- Nie. Ale staram się to traktować jak zamknięty rozdział i skoncentrować się na tym co mamy teraz i co chcemy osiągnąć wkrótce lub w dalszej przyszłości a nie tracić czas i energię na zbędne vendetty jakie będą odciągać nasz czas, zasoby i uwagę od głównych celów. Do tego zwrócą na nas uwagę władz, że coś się dzieje. Po zimie chcieliśmy osiągnąć wrażenie, że ci co dokonali napadu na kazamaty ulotnili się z miasta. Dlatego nie ingerowaliśmy w jego życie koncentrując się na innych zadaniach. Ten plan aby zaatakować ten bal z okazji turnieju był pierwszym przejawem naszej aktywności od zeszłej zimy jaki może dać im znać, że wciąż tu ktoś taki jak my działa. - tym razem Merga się nie uśmiechnęła a za to odpowiedziała szybko i zdecydowanie mając na uwadze plany całego zboru i swoją misję odnalezienia dziedzictwa Sióstr a nie jakieś osobiste urazy.

Heinrich pokiwał głową.
- Tak... Skupienie się na planach i większych sprawach naprawdę pomaga, to prawda. Odkąd pojawiają się tak wyraźne wizje od Sióstr, to inne sny zazwyczaj nie męczą. Choć... - urwał i spojrzał zmęczonym wzrokiem - Sądzisz, że uda się kiedyś od wspomnień całkowicie wyzwolić?

- Nie wiem Heinrichu. To bardzo różnie z tym bywa. Jeśli cię męczy przeszłość postaraj się o niej nie rozmyślać. Nie dręczyć się tym. Skupić się na tym co teraz. Na tym co mamy do zrobienia. Tyle chyba bym ci mogła doradzić. - głos i twarz znów jej złagodniały i postarała się to powiedzieć miłym i ciepłym głosem chcąc mu dodać otuchy i nadziei w lepsze jutro.

- Tamten czas nieobecności po prostu sny nie chciały mnie zostawić dnie i noce. - mruknął - Wolę wizje od Sióstr, one oferują ulgę. Nawet jeżeli kończą się sennym przerażeniem. - zatopił spojrzenie w oczach Mergi - Naprawdę myślisz, że mogę zostać przyjęty jako jeden z was mimo przeszłości, w której byłem wam zażartym wrogiem? - mężczyzna wyraźnie ciągle miał wątpliwości co do swoich szans w tym otoczeniu - Nie wiem czemu Tzeentch miałby chcieć okazać łaskę temu, kto niszczył jemu wiernych magów, skoro nie okazał jej i Sigmar. - Heinrich miał problem z ułożeniem sobie tego wszystkiego.

- Już zostałeś pobłogosławiony. - Merga wskazała wzrokiem w dół na nogawkę pod jaką skrywał swój metalowy sekret. - Przeszłość to przeszłość Heinrichu. To tylko etap do dzisiaj a dziś do jutra. I niezmierzone są plany naszych patronów. Nie nam je osądzać. Całkiem możliwe, że od dawna jesteśmy częścią jakiejś większej układanki, planu, jaki dopiero na nas czeka, jaki dopiero przed nami zostanie odkryty nawet jak dziś jeszcze o nim nie wiemy. I to nie aż tak rzadkie aby ktoś kto nas zażarcie zwalczał w pewnym momencie przekroczył granicę o jeden krok za dużo i już nie było dla niego powrotu. Albo i sam nie chciał. Cieszę się, że do nas dołączyłeś Heinrichu. Jak mam nadzieję widzisz, jest tu dla ciebie miejsce i sporo do roboty. - odparła Merga z początku nieco filozoficznie ale w końcu jej ton stał się cieplejszy i przyjemniejszy pod koniec. Wskazała gestem rozkładanych dłoni na resztę ich rodziny. Każda z osób wydawała się być kolejnym, przypadkowym elementem zebranym z ulicy i nie pasowała do pozostałych. Mieli różne charaktery, nawyki, pozycję społeczną. A mimo to przynajmniej raz w tygodniu spotykali się aby spiskować przeciwko swoim pracodawcom, władzom, sąsiadom i reszcie mieszkańców tego miasta. A wszystkim w razie wpadki groziły za to tortury, brutalne przesłuchanie i wreszcie śmierć na stosie.

Heinrich chwilę patrzył na zgromadzonych, którzy byli jak on - herezją, odszczepieńcami, odrzuconymi przez wszystkich. Zwierzyną dla kościoła.
- Czy to, że wciąż obawiam się mutacji - zaczął pytanie wracając wzrokiem do Mergi - nie widzę jej jako błogosławieństwa, a zły los, karę czy plugastwo... To oznacza, że popełniam grzech?

- Nie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że pochodzisz z tej strony Morza Szponów gdzie mutacje odbiera się jako przekleństwo, objaw zepsucia duszy i wypaczenie ciała. Brzmi na tyle groźnie, że jest się czego obawiać. Ale my na północy traktujemy to jak dotyk i łaskę bogów. Jak przebudzenie ze snu. Nogę masz już taką a nie inną i nic się z tym nie poradzi. Trzeba to zaakceptować i żyć dalej. No i w tym kraju to oczywiście nie można się z tym obnosić. - powiedziała z lekkim i dodającym otuchy uśmiechem.

- Czy jest szansa, że mutacja nie zatrzyma się tej nodze? - zapytał z obawą w głosie - nawet magia nie może tego cofnąć?

- Cofnąć błogosławieństwo bogów? Heinrichu, ty bluźnierco! - rogata popatrzyła na niego z przekąsem jakby rozbawił ją tym pytaniem.

- A postępuje ta mutacja? Jeśli tak to zapewne będzie nadal. Jeśli nie to się musiała zatrzymać. Przynajmniej na razie. A czy są sposoby aby to cofnąć? Tak, są. Można próbować przynajmniej. Ale to zawsze efekt jest niepewny i niesie ze sobą pewne ryzyko. Można też modlić się do bogów lub potężnych istot. Jak choćby Siostry. Jeśli się zwróci ich uwagę, co wcale nie jest takie oczywiste, i jak te kapryśne istoty uznają w tym jakiś interes być może raczą wynagrodzić śmiertelnika z ktrego są zadowolone bo na przykład im wiernie służy czy ofiarowuje wspaniały dar. - dodała już poważniej gdy jednak znała jakiś sposób na zatrzymanie czy nawet pozbycie się mutacji chociaż żaden nie brzmiał jak coś prostego do zrobienia.

- Jeszcze całej kończyny nie zajęło... temu ciągle używam twojej maści... - mruknął trochę apatycznym tonem, który co jakiś czas wybijał się w jego głosie, jak i zachrypnięcie.
Zawiesił wzrok na zakrytej mutacji, wyraźnie zastanawiając się nad słowami Mergi. Początkowo dałby wszystko, aby zabrać od niego mutację, ale teraz... nie był tego aż taki pewien.
- Jeszcze, gdy pierwszy raz zobaczyłem się z tobą i Starszym - zaczął tym tonem pozbawionym ciepła emocji - szczerze nienawidziłem ogarniającej mnie mutacji. Nie chciałem być kimś, kim miałem gardzić, nienawidzić i zwalczyć ogniem. Teraz... - spojrzał na swoją dłoń - nie czuję tej pożogi w duszy. Czuję... - zamilkł zastanawiając się nad określeniem - Częściową obawę, że moje ciało podda się w cierpieniu i mutacja zabierze za dużo, bym pozostał... sobą. Ale zaczynam coraz częściej odczuwać... - spojrzał w oczy Mergi - Nic.

- No to szczerze mówiąc nie wiem czy powinnam być zaniepokojona czy ucieszona. - odparła z przekąsem Merga gdy chwilę trawiła słowa byłego wroga heretyków, odmieńców i czarownic.

- Ta obawa czy nawet odraza przed mutacją jest dość zrozumiała. Nie pochodzisz z ludu gdzie takie zjawisko jest codziennością i na pewno nie jest akceptowalne a nawet może doprowadzić do śmierci właściciela z rąk jego pobratymców. U nas jest inaczej ale też nie wszyscy przyjmują swój los spokojnie. No i nie pochodzisz od nas. - okazała zrozumienie dla obaw i wątpliwości człowieka z metalową nogą chcąc chyba też go nieco uspokoić.

- Jeśli bym miała ci coś doradzić to spróbuj zaakceptować swój los. Jakikolwiej by on miał nie być. Choćby właśnie z tą nogą. Wszyscy jesteśmy pionkami w grze bogów. Mamy jakieś zadanie do wykonania i przeznaczenie do spełnienia. Sam chyba dostrzegasz, że po całym żywocie gdzie indziej i całkiem odmiennym od obecnego wreszcie trafiłeś tutaj, do tego miasteczka na krańcu waszej cywilizacji i odnalazłeś swoje miejsce w nowym mieście i nowej rodzinie. Z tego co widzę to raczej możecie na siebie liczyć pomimo różnic jakie was dzielą. Zwłaszcza jak Starszy jest w pobliżu, ma niesamowity talent i autorytet niezbędny do godzenia tak różnych osób, charakterów i potrzeb. - rogata popatrzyła na niego swoimi nietuzinkowymi, płonącymi wewnętrznym ogniem mocy oczami. I wskazała mu także na resztę pogrążonych w innych rozmowach przy stole członków zboru. Nawet na pierwszy rzut oka wyglądali jak przypadkowa zbieranina osób z ulicy jakich nic ze sobą nie łączy. Eleganckie damy jak Pirora czy Soria a obok zwykłe mieszczki jak ubierała się reszta slaaneshytek. Gruby i kupiec o nieco niechlujnym wyglądzie za jakiego mógł uchodzić aptekarz a niedaleko dostojny pan w średnim wieku, w sam raz pasujący do wykładowcy czy nauczyciela. Thobias bowiem sporą wagę przywiązywał do swojego starannego i godnego wyglądu ale niejako z zawody wymagano tego od niego. Do tego jeszcze dwóch krwawych ogarów z czego Silny miał całkiem trafny do charakteru i preferencji wygląd czyli jak ktoś kogo lepiej nie spotkać samemu w jakimś podejrzanym zaułku. A obok Rune który mimo wszystko coś zachował w sobie z dawnego żołnierza i wyglądał bardziej jak jakiś najemnik, ochroniarz czy wykidajło. No i jeszcze jednooki mnich w prostym habicie i astrolog z szatami zdradzającymi jego profesję. Kompletny misz masz typów i charakterów, nie tylko na pierwszy rzut oka.

Były wróg Chaosu patrzył w ciszy na to zgromadzenie. Nie wiedział kiedy zaczął ich widzieć inaczej, niż wrogów, wynaturzenia jakich należy się pozbyć ze świata.
- Kiedy przybyłem do miasta... szczerze nie wiedziałem czego szukam. - odwrócił spojrzenie do Mergi - Gdy skierowano mnie do ciebie i Starszego... nadal nie wiedziałem. Nie wiedziałem czego chcę, czy naprawdę mam zamiar zrobić ten krok. - zerknął na zgromadzenie - Ale zrobiłem. Mimo że nie otrzymałem wyleczenia, cofnięcia czasu. Bo chyba na to liczyłem. - wrócił wzrokiem do Mergi - Postanowiłem zostać, choć zostałem wychowany by takich niszczyć. Tylko... czuję się dobrze. Nie odrzucony przez zaistnienie czegoś, na co nie miałem wpływu. - w głosie Heinricha powróciły emocje... Złość. Zgorzknienie - Zdradzono. - przymknął oczy - A to co miało być wrogiem... jest tym, czym nie było Imperium. - dodał cieplej - Rodziną.

- No i tego się trzymajmy. Wszyscy jesteśmy tutaj odszczepieńcami jakich za nasze zainteresowania, upodobania, myśli i czyny najchętniej spalono by nas na stosie. To miejsce, ci mieszkańcy są nam wrogie. Gdyby tylko mogli zabiliby nas od razu za to co w ich oczach i umysłach uchodzi za zaprzaństwo. Nie robią tego tylko dlatego, że nie wiedzą o nas i choćby o takich naszych rodzinnych spotkaniach jak to teraz. Tak naprawdę tylko na siebie możemy liczyć. - powiedziała też przesuwając się spojrzeniem swoich złotych oczu po tych różnorodnych i odmiennych od siebie sylwetkach jakie siedziały przy stole, czasem ktoś wstał, podszedł gdzieś i wydawało się to dość sielankowe. Można by to uznać za jakiś wycinek przygodnej tawerny czy gospody. Gdyby nie alabastrowy posąg Pajęczej Królowej obdarzony kwietnymi wieńcami jaki stał w rogu czy widok kolczastej Dorny jaka siedziała na ławie przy stole, rozmawiając z Lilly jakby nikt nie dostrzegał jej sromoty.

Heinrichowi zaczął się udzielać melancholijny nastrój, gdy patrzył na innych słuchając słów Mergi.
- Hertz jest ślepy, jak i ja byłem. Nie wiem, czy ślepy z własnej woli nie pozostanie nieważne jakie wydarzenia go spotkają. Może też za późno zobaczy za jakie kłamstwo walczy. Jak łatwo możesz zostać tym, jakich sam torturowałeś i zabijałeś bez litości. Sam po wypuszczeniu myślałem o oddaniu się na śmierć, tylko... - pokręcił głową - Jaka byłaby szansa na to, że nie spalą mnie na stosie na oczach tłumu? Jaka szansa, że nie wezmą mnie na przesłuchanie i tortury przed śmiercią? - zgorzknienie przebijało się w słowach mężczyzny - Czy powinienem zaufać tym, co mnie pozostawili? Dać wiarę, że Sigmar przyjmie moją duszę, choć wcześniej nawet nie chciał wysłuchać moich błagań o śmierć? - warknął - Wmawiają ci jego opiekę, dobroć. Wykonujesz jego wolę, niszczysz wrogów, twoja wiara nie różni się od wiary wielu innych. A on nawet nie raczy ci dać ulgi nim jego wrogowie cię zniszczą.

- Kto wie? Może Hertz też jest częścią jakiegoś większego planu? Czyimś pionkiem na jakiejś planszy? - odparła filozoficznie wiedźma z wysokimi na pół ramienia rogami.

- A rozczarowanie o jakim mówisz jest chyba powszechniejsze w waszym świecie niż można sądzić na pierwszy rzut oka. Daleko nie szukać spójrz na Lilly. Urodziła się i dorastała jak wiele innych dziewczynek. Nie paktowała z jakimiś plugawymi duszami i piekielnymi bytami. A i tak się zaczęła zmieniać. Cóż komuś zawiniła taka dorastająca dziewczynka? Ale widać była w czyimś planie i jak na dzień dzisiejszy to wylądowała u nas. Tak samo jak ty. - powiedziała wskazując na mutantkę o liliowych włosach jaka od pół roku była z nimi w zborze. I wydawała się mieć dość pogodną i niewinną naturę. O ile nie chodziło o folgowanie sobie swojej chuci. Momentami wydawała się wręcz dziecięco naiwna i nie sprawiała wrażenie aby świadomie mogła komuś uczynić krzywdę czy być dla kogoś zagrożeniem. A gdyby wyszło na jaw, że zamiast stóp ma kopyta a nogi porasta zwierzęce futro to czekałby ją taki sam marny los jaki zamierzano zimą zgotować Merdze albo Heinrichowi gdyby odkryto jego przemianę.

- Czy to nie tak, że wszyscy jesteśmy częścią gry bogów? - zapytał patrząc na Lilly - Hertz pewnie widzi siebie jako figurę, coś istotnego, nie do zastąpienia nieważne jaki ruch wykona gracz. A jest pionkiem, którego można poświęcić choć nie tego uczą ludzi. Szczególnie nie tym się widzą Łowcy Czarownic.

- Oh, bycie pionkiem nie jest takie złe. Zwłaszcza jak się o tym wie. - zaśmiała się cicho rogata wyrocznia z północy też obdarzając Lilly i Dornę nieco zamyślonym spojrzeniem. Aż w końcu liliowłosa zorientowała się, że się jej przyglądają bo posłała im pytające spojrzenie. Merga jednak tylko pozdrowiła ją skinieniem głowy dając znać, że nic od niej nie chce.

- Bycie figurą na pewno brzmi dumnie i dodaje prestiżu. Ale tak naprawdę przenosi wiele niedogodności z niższych poziomów. Jesteś uczniem szewca to szefc to dla ciebie figura a mistrz cechu to ktoś kogoś widujesz od święta. Zwykły szewc może cię gnębić ale dla żebraka będziesz figurą i będzie ci się kłaniał liczac na jałmużnę. Jak jesteś szewcem to możesz się puszyć przed uczniem i pracownikami, że jesteś figura, patrząc na nich z góry i pomiatać nimi. Ale mistrz gildii to dla ciebie figura i to on cię może rugać i nie wiadomo co. A jak jesteś mistrzem gildii szewców i myślisz, że jesteś u szczytu kariery okazuje się, że musisz się przepychać między innymi mistrzami gildii i skamleć o swoje w ratuszu albo u jakiegoś wielkiego pana. I tak to najczęściej wygląda. Wszędzie. - podzieliła się z nim swoimi spostrzeżeniami na temat otaczającego ich świata.

- Poza tym jak ktoś jest figurą to jest na świeczniku. Ma swoją działkę władzy i możliwości ale i oczekiwań. I tych na dole na jakich wpływa, i tych obok i tych na górze. Ma się więcej władzy i możliwości ale i potężniejszych konkurentów czy wręcz wrogów. Sam zobacz na nas i tego Hertrza. Gdyby to był jakiś tam zwykły strażnik miejski to nawet byśmy go teraz nie wspominali. Jakby był jednym z łowców czarownic to może by zasłużył na jakąś wzmiankę czy dwie. Ale jak jest ich liderem to przykuwa całkiem sporą uwagę w naszych planach i rozważaniach prawda? A na pewno nie tylko naszą. Na ten moment mamy inne priorytety ale to taki stan na dzień dzisiejszy. Co przyniesie jutro? A co o nim myślą czy planują inni? Tego nie wiemy. - Merga wydawała się dostrzegać zarówno blaski jak i ciebie bycia osobą u władzy, takiej rozpoznawalnej, na świeczniku i z wpływami. - Nawet zobacz na naszą słodką Fabienne. Wszędzie musi jeździć z przyzwoitką. Jak to wiele jej rzeczy utrudnia. A nasze dziewczęta? Chodzą gdzie, kiedy i z kim chcą. No ale jak ktoś by pytał to ta bretońska żona Herr Kapitana jest wielka dama i pani a one to takie tam dziewczęta z portowej tawerny. Więc są plusy i minusy. - z uśmiechem dodała znów przykład o osobach jakie oboje znali. Wskazała wzrokiem na łotrzyce rozprawiające o czymś wesoło z koleżankami. Bretońskiej szlachcianki z nimi nie było. Zapewne w sporej mierze dlatego, że małżonce kapitana i damie ze śmietanki towarzyskiej nie wypadało się o tej porze włóczyć po porcie. I to samej, bez swojego męża.

- Masz rację. - stary łowca się zamyślił - Jest zawsze możliwość, że sam mój majątek przyciągnie uwagę, jak poszukać.Jestem w końcu szlachcicem, co był niedawno jeszcze Łowcą Czarownic, jaki głównie polował na magów. Pewnie to też nie uspokaja Joachima, ale szansa, że ktoś się mną zainteresuje istnieje, szczególnie jeżeli był mi był dawnej kolegą lub zwierzyną. Moja Świta poległa, więc przynajmniej oni już nic nie powiedzą.

- Z tego co mi wiadomo to Neues Emskrank to chyba nie jest twoje rodzime podwórko? Więc szanse na to, że spotkasz kogoś znajomego z dawnego życia powinny być dość niewielkie. Tak samo jak to, że ktoś słyszał o twojej poprzedniej karierze. Myślę, że właśnie o to chodzi we wszelkich ucieczkach od przeszłości i ukrywaniu się przed nią. Spójrz na naszą piękną i słodką Pirore. Pirora van Dake z odległego Averlandu. A coś nie widać tu jej znajomych z dawnego sąsiedztwa albo kolegów i koleżanek z balów i przyjęć. Gdyby wiosna jej ojciec nie przyjechał to byśmy mieli tylko jej słowa na potwierdzenie jej słów. No i dzieła sztuki jakie nam podarowała na wstępie. No i list jej ojca do Starszego. Ale chyba dostrzegasz analogię do swojej sytuacji. Raczej nie spodziewałabym się, że lada chwila ktoś rozpozna cie na ulicy jako dawnego kolegę z pracy czy oprawce. To nie jest niemożliwe ale raczej mało prawdopodobne. Jak to było z tą twoją metalowa sromotą? Bo chyba twoi dawni koledzy i przełożeni o niej nie wiedzą skoro zdołałeś dotrzeć do nas. Domyslam się, że gdyby wiedzieli to skończyłbyś na stosie. Więc myślę, że szanse, że twoja Przeszłość cie tu dogoni są dość niewielkie. Z tego samego powodu lepiej nie wywoływać wilka z lasu i się na nią nie powoływać. Bo gdyby dajmy na to taki Oleg Hertz, coś go podkusiło i wysłałby list do twoich dawnych kompanów, że tu jesteś i zadał im parę pytań o ciebie. To jak myślisz co by się stało? Dlatego bym ci sugerowała odciąć się od przeszłości i się na nią nie powoływać i nie liczyć. Dawnego Heinricha już nie ma. Zniknął. I niech tak zostanie. Masz szansę napisać nowy rozdział, w nowym domu, z nową rodzina. - Merga pozwoliła sobie na dłuższą odpowiedź. I chyba zależało jej aby zmusić rozmówcę do spojrzenia na swoją przeszłość i obecną sytuację w określony sposób.

- Gdyby wysłał to by się dowiedział, że oficjalnie uznano mnie za zmarłego lub w najgorszym wypadku zaginionego podczas łowów i wciąż żywego. - Heinrich uśmiechnął się ironicznie - Miłości mi nie okazywano wokół Altdorfu, więc raczej nie płakali za mną. Po miesiącu nieobecności, może dwóch, nie myśleliby o mnie bardzo, a po pół roku? - zaśmiał się chrapliwie - Gdy mnie wtedy wypuszczono już na pewno nie spodziewaliby się mojego przybycia. Mogli co najwyżej mi na tyle dobrze życzyć, że mieli nadzieję, iż zginąłem szybko. - z tonu Heinricha wynikała wątpliwość w taką nadzieję innych - Widzisz, niektórzy mnie wręcz widzieli jako radykała, za bardzo przybliżającego się do wroga, aby tego nie pożałował. Ci to raczej by uznali, że w końcu moje metody obróciły się przeciwko mnie i dobrze mi tak. Tchórzliwe dupki. - dodał określenie, nie mogąc się powstrzymać - Mówię, że szansa jest zawsze, jeżeli ktoś będzie kopał, a po ostatniej pewnej sytuacji... - popukał w metal pod materiałem spodni - ...dość poważnie podchodzę do tych niemożliwych szans. - spojrzał w sufit - Moi dawni przyjaciele są mi wrogami, ale nie wszyscy wrogowie... zostali moimi przyjaciółmi. I nie sądzę by kiedyś wrogami być przestali. - spojrzał na Mergę - Nawet jeżeli stoją po tej samej stronie co nowa rodzina.

- To czyli taki ktoś stąd co by wysłał zapytanie tam to dostałby jakąś odpowiedź na twój temat? - brwi wiedźmy uniósły się do góry jakby właśnie usłyszała to na co liczyła.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem