|
Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo. |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
01-04-2023, 17:15 | #91 |
Reputacja: 1 | Angestag; południe; rezydencja Von Mannlieb
__________________ Mother always said: Don't lose! |
01-04-2023, 17:17 | #92 |
Reputacja: 1 |
__________________ Mother always said: Don't lose! |
01-04-2023, 18:45 | #93 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
02-04-2023, 13:45 | #94 |
Reputacja: 1 |
|
02-04-2023, 17:56 | #95 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 25 - 2519.07.10; agt; zmierzch - wieczór (1/2) Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Portowa; Stare Nabrzeże; koga “Stara Adele” Czas: 2519.07.10; Anistag; zmierzch - wieczór Warunki: wnętrze ładowni; jasno; gwar rozmów; umiarkowanie ; na zewnątrz: zmierzch, zachmurzenie - ulewa, umi.wiatr; ziąb Wszyscy Nad głowami słychać było monotonny, cichy łomot kropel ulewy jaka zaczęła się wraz ze zmierzchem. Więc zmoczyła tych jacy musieli przejść przez miasto aby dotrzeć do portowego nabrzeża przy jakim zacumowana była na stałe stara koga obecnie robiąca za holk. A nieoficjalnie za kryjówke kultystów i ich spotkania. Pozornie stara łajba z od dawna zrefowanymi żaglami nie wyróżniała się jakoś szczególnie na tle innych zacumowanych jednostek. Dzisiaj wiatr był dość słaby więc podczas spotkania pokład bujał się dość symbolicznie. Ale w tle słychać było skrzypienie starego, spracowanego drewna wciąż poddawanemu wiecznym naprężeniom podczas ruchu morskiego żywiołu. Nawet jeśli ten w głębi zatoki nad jaką wybudowano to miasto był mocno ograniczony w porównaniu do otwartego morza. Jak zwykle podczas zaplanowanych spotkań członkowie zboru stopniowo schodzili się na wyznaczone miejsce. Tym razem Heinrich jako, że poza dwójką liderów i Normą co z jednej strony była osobistą gwardzistką wyroczni a dzisiaj też zastępowała Kurta w roli gospodarza. Kuternoga jak się okazało jako jedyny prawdziwy wilk morski i dawny bosman popłynął na nocny kurs aby morskie żółtodzioby Vasilija nabrały nieco wprawy w pełnomorskich rejsach. Dzisiaj więc to toporniczka wychodziła na pokład gdy usłyszała stukanie w burte wyznaczonym sygnałem oznaczającym, że przybył kolejny wtajemniczony w spisek. Dla większoścy była to niespodzianka bo najczęściej właśnie Kuternoga pełnił rolę gospodarza jaki po wyjściu opuszczał na nabrzeże drabinę aby można było się po niej wspiąć na pokład i był pierwszą znajomą twarzą spotykaną podczas tych spotkań na “Starej Adele”. Ale okazało się, że Norma to Axe też sobie świetnie radzi w tej roli. Chociaż nie była tak rozmowna i życzliwa jak stary bosman. Heinrich jak rzadko kiedy miał okazję być świadkiem tego procesu pojawiania się kolejnyczh spiskowców. Bo było to dość mocno rozłożone w czasie. Najpierw przyszła Lilly z nową koleżanką z jaskini. Potem obie łotrzyce bo się okazało, że dziś kapłan Absalon zwolnił je nieco wcześniej niż zwykle. Potem Otto, Onyx i później to już dość często Norma musiała wychodzić na pokład aby kogoś wpuścić. Ale zanim uzbierał się komplet to na zewnątrz nawet ten długi, letni dzień miał się ku końcowi no i z zachmurzonego nieba lunął silny deszcz. Dlatego w środku ci których zmoczył rozwieszali swoje płaszcze przy kominku aby wyschły. W końcu jednak jak zwykle wspólna wieczerza była wstępem do właściwego zebrania. Okazją aby coś zjeść z towarzyszami, podzielić się luźniejszymi plotkami czy sprawami i pomagało to nawiązać lub poszerzyć znajomości czy dowiedzieć się co się u kogoś działo od ostatniego spotkania. Te zaś ostatnio zdarzały się coraz częściej i nawet z tego trochę żartowano bo jak do tej pory większe zbory organizowano raz w tygodniu, właśnie w Angestag. A ostatnio prawie codziennie ktoś miał jakieś spotkania tu czy tam, w tej czy innej sprawie, w tym czy innym towarzystwie. Obie łotrzyce przyszły z uplecionymi wiankami jakie założyły na alabastrową głowę Pajęczej Królowej oraz niektórych postaci z tego pomnika. Po jednym zostawiły dla siebie a po jednym obdarowały Lilly i jej koleżankę z jaskini. Spora część osób pierwszy raz miała okazję poznać Loszkę z jaką przyszedł Sigismundus. Ale ona nie mówiła ani słowa, nawet jak się ją zagadywało o coś. Ponieważ nowa koleżanka Lilly w naturalny sposób budziła ciekawość to jak się już większość zebrała Starszy wstał i poprosił je obie aby też wstały by lepiej je można było widzieć. - Moje dzieci. Jak pewnie już sami zauważyliście nasza rodzina się rozrasta. Poznajcie proszę naszą nową siostrę. Oto jest Dorna. Przywitajcie się z nią i bądżcie dla niej mili. Dorna zgodziła się wspomóc nasze wielkie plany. - oznajmił lider w długiej szacie i wysokiej masce jaka dodatkowo sprawiała, że wydawał się wyższy od pozostałych. Objął mutantkę w ramiona, uściskał i przytulił jak nowego członka rodziny. Ta wydawała się być cicha i nieśmiała. A bliskość koleżanki z plemienia dodawać jej musiała otuchy przy tylu nowych dla niej twarzach i osobach. Pozwoliła się uściskać mistrzowi i gdy ją puścił stanęła między nim a Lilly. Dziewczyna o liliowych włosach dla dodania otuchy położyła jej dłoń na barku w opiekuńczym geście. I chociaż obie były odmieńcami to od razu widać było spory kontrast między nimi. Lilly miała to szczęście, że jej błogosławieństwa nie były widoczne na pierwszy czy drugi rzut oka. Na tyle, że dość śmiało chodziła po ulicy. Właściwie póki ktoś jej nie zajrzał pod długą spódnicę to nie powinno być widać jej sromoty. A nawet wtedy miała jeszcze szansę ujść za jakąś kalekę z amputowanymi stopami bo za radą obu łotrzyc owijała golenie grubą warstwą onucy jakie maskowały jej różowe, delikatne w dotyku futro na łydkach i miały szansę rozmyć te nieco zwierzęcy kształt łydek. Zaś pod bieliznę to nawet strażnikom raczej nie wypadało zaglądać więc miała szansę ukryć swoją dwupłciowość. Poza tym jednak wyglądała jak kolejna młoda mieszczka. Nawet całkiem ładna i zgrabna. A jak przez te parę miesięcy pod okiem obu łotrzyc i Pirory z jakimi przestawała najczęściej nauczyła się miasta to ostatnio całkiem często występowała w roli kuriera, zwłaszcza wiadomości od Mergi. Z Dorną jednak było inaczej. Póki siedziała w obszernym płaszczu i z nasuniętym kapturem można ją było wziąć za człowieka. Z bliska jednak widać było ziemistą, niezbyt zdrowo wyglądającą cerę. Ale już na niej na policzkach widać było zmiany skórne. Gdy zaś zsunęła kaptur zmiany były od razu widoczne. https://i.imgur.com/95dL3uO.jpg Miała krótko ostrzyżone i nijakie włosy. W jakich często tworzyły się zgrubienia jakie w końcu zrastały się w krótkie, ostre kolce. Niektóre drobne kolce wyrastały rzędem nawet z jej policzków i jak podwinęła rękawy to widać było, że ma ich trochę także na ramionach. Cera zaś okazała się mieć ziemistą i szarą co nadawało jej niezbyt zdrowego wyglądu. Z tym niezbyt ładnym widokiem jakby dla kontrastu miała całkiem ładne, kobiece usta oraz łagodne, spojrzenie błękitnych oczu. Starszy bowiem ją poprosił i zachęcił aby się pokazała swojej nowej rodzinie. Jak się okazało w rozmowach przy stole Dorna urodziła się w plemieniu Kopfa. Znaczy wtedy to mieli jeszcze poprzedniego wodza. Ale tamta jaskinia odmieńców to był jej dom, jedyny jaki miała. W przeciwieństwie do Lilly jaka trafiła tam w wieku pacholęcym gdy uciekła ze swojej wioski po tym jak z przerażeniem odkryła, że nie tylko piersi i biodra jej rosną jak innym rówieśniczkom i zdała sobie sprawę, że jak ktoś odkryje jej odmienność to będzie to jej zguba. Dorna nie miała takich przygód. Od dziecka wychowywała się wśród odmieńców więc traktowała to jako swoje naturalne plemię. Ale zdawała sobie, że poza jaskinią są inne rasy i stworzenia, w tym ludzie zamieszkujący wioski i pobliskie miasto czyli Neus Emskrank. - A Strupasa nie ma? - zapytała rozglądając się za brzydkim garbusem. Nie było to dziwne pytanie bo póki Lilly właściwie nie uciekła do miasta to on najczęściej bywał w jaskini odmieńców. A więc znał ich z kultystów najlepiej a oni jego. Ale od zimy to całkiem często Lilly go wymieniała w tych podróżach czy wymianach między jaskinią a kultystami z miasta. - Nie ma. Został u mnie w aptece. Pilnuje hodowli i obejścia. - powiedział aptekarz wyjaśniając nieobecność kolegi z jakim najczęściej współpracował. - Dorna między innymi jest tutaj w tej sprawie Sigismundusie. Zgodziła się zostać nosicielką Oster i pomóc w hodowli. - zamaskowany mistrz oznajmił aptekarzowi. Po czym zrobił się całkiem spory rwetes przy stole. Zaczął aptekarz który prawie z wrażenia i szczęścia nie spadł z ławy ograniczając się do zduszonego jęku radości i wypuszczenia widelca na podłogę. - Oh dziecinko! Oh kochanie! Skarbie! - grubasowi aż łzy wzruszenia stanęły w oczach i prawie się popłakał ze szczęścia. Za to slaaneshytki wydawały się w nie mniejszym szoku chociaż miał on całkiem inną naturę. - Ale… Jesteś pewna? Nie wiem czy wiesz co oznacza to zasianie. To trzeba… eee… dać sobie wstrzyknąć… eee… nasienie Oster… Znaczy jaja… - powiedziała jej Burgund wciąż patrząc na nią z niedowierzaniem. Zaś Łasica przyjęła na siebie gniewne spojrzenie aptekarza jaki już ochłonął i teraz jakby przestraszył się, że takie bezpośrednie postawienie sprawy może spłoszyć mutantkę. - Tak, wiem. Lilly mi powiedziała. A teraz mistrz i wyrocznia. Rozumiem. Zgadzam się. To wielki zaszczyt być częścią takiego planu i być nosicielką tak pradawnego dziedzictwa jednej z Sióstr. No i w nocy mi się śniło, że będę brzemienna. Nareszcie! Nigdy mi się nie udało donosić. Nawet jak próbowałam z Lilly. A ona przecież jest taka płodna. Dużo naszych koleżanek zbrzuchaciła. Mnie też. Ale nie udało mi się donosić. - Dorna pokiwała swoją krótkoostrzyżoną głową przetykaną krótkimi cierniami. I nawet się na koniec łagodnie uśmiechnęła. Obie łotrzyce popatrzyły na siebie, na Pirorę, na Sorię, Onyx i resztę i w takiej sytuacji chyba niezbyt wiedziały co by można jeszcze powiedzieć. - No cóż… No to powodzenia… - mruknęła Łasica uśmiechając się trochę krzywo i wydawała się zmieszana i zaskoczona taką odpowiedzią. Sama wraz z koleżankami niezbyt zdradzała ochotę na zostanie nosicielką. - Aha! Widzicie!? I to jest prawdziwa wiara! Prawdziwe poświęcenie! - zawołał triumfująco aptekarz. Obie znów mu pokazały ten uliczny, obraźliwy gest mówiący aby spływał albo się przymknął. Nie wyglądało na to aby się tym przejął za to obdarzał Dornę spojrzeniem jak ojciec jaki odnalazł dawno zaginioną córkę. - No dobrze, to widzę, że już po wieczerzy. To chyba możemy zacząć. - Starszy posłał mu krytyczne spojrzenie spod szczelin maski dając znać, że nie życzy sobie kolejnej scysji na zborze. Tym razem jednak do tego nie doszło. Sigismundus wydawał się być tak szczęśliwy i pełen miłości do bliźnich, że nie szukał zwady a Łasica i koleżanki wydawały się dość zaskoczone decyzją Dorny i skoro ta sama się zgadzała to niezbyt chyba wiedziały co mogłyby z tym fantem zrobić. Na razie jednak Merga też wstała od stołu i stanęła obok lidera ich stadka jak to od zimy praktykowali podczas spotkań. - Moje dzieci. Już z częścią z was się spotykałem w tygodniu i rozmawialiśmy na różne tematy i plany. Ale skoro jesteśmy w tak licznym gronie to jednak mamy okazję ustalić parę rzeczy dotyczące nas wszystkich. I proszę was o aktywność i współpracę bo wchodzimy w decydującą fazę naszych działań. Te wymagają czasu liczonego tu na tydzień, tam na dwa czy trzy albo więcej. A nie możemy się zająć wszystkimi na raz albo się one wykluczają. Zasoby zaś mamy ograniczone. Dlatego musimy dzisiaj ustalić plan nie tylko na kolejny tydzień ale i na resztę miesiąca albo i po. Chociaż na tyle by wiedzieć czym mamy się zająć w pierwszej i drugiej kolejności. - Starszy przybrał uroczysty ton i zaczął od wstępu jaki sugerował, że nie będzie to taki zwykły zbór jak co tydzień. Jego dzieci, tak bardzo różne od siebie ale wszyscy będący w tym spisku za jakiego w razie odkrycia przez władze zapłaciliby głową popatrzyli na niego, na Mergę i na siebie nawzajem. - Mamy mnóstwo ścieżek, tropów, planów, zajęć i działań. Więcej niż rączek aby łapać te nitki. Ale to dobrze! To znaczy, że sprawy idą do przodu i we właściwym kierunku. Myślcie o tym jak o wyzwaniu gdzie na końcu jest wspaniała nagroda. Chaos w tym mieście. A nie jak o ciężkiej, niewdzięcznej pracy. Więcej wątków to więcej możliwości, większe możliwości to większa szansa na zabłyśnięcie i przychylne spojrzenie naszych patronów. - mówił z wprawą zawodowego mówcy, kaznodziei czy sędziego. I potrafił skupić na sobie uwagę i zyskać sobie chociaż pobieżną przychylność słuchaczy. Ci zaś zdradzali podekscytowanie tymi słowami. Ponieważ te różne wątki i sprawy o jakich mówił narastały od paru tygodni więc większość z nich znali nawet jeśli nie każdy i nie każdą nitkę znał osobiście. - Ale tych spraw jest dużo i rodzą kolejne sprawy. Zaś nasze możliwości są ograniczone. Zwłaszcza osobowe. Co powoduje liczne wąskie gardła. Dlatego aby zwiększyć nasze możliwości w tej materii postanowiliśmy z Mergą zaprosić grupę Grubsona do pełnej współpracy. - oświadczył Starszy pierwszą nową wiadomość tego wieczoru. Rozległ się szmer głosów i mistrz na to pozwolił. Po czym kontynuował dalej. - Jak wiecie od zeszłej zimy zawarliśmy z nimi sojusz. I ogólnie wiedzą o tym, że to my uwolniśmu Mergę oraz o tym, że szukamy dziedzictwa Czterech Sióstr. Raczej jednak nie wiedzą o naszych najświeższych postępach. O odnalezieniu ołtarza Soren, jaskini Oster i tak dalej. Postanowiliśmy ich w to wprowadzić. Wiemy, że jest ich przynajmniej trójka. Służbowo i tak współpracują na przykład z naszą mecenas sztuki Pirorą w teatrze. Więc nasze losy i tak się przeplatają z ich losami. Na dłuższą metę właściwie trudno byłoby ich wykluczyć z naszych planów. A tak, na co liczę, mogą nas w nich wesprzeć. Dlatego w najbliższym czasie będę o tym rozmawiał z Hubertem. Zobaczymy co z tego wyjdzie ale jestem raczej dobrej myśli. Zresztą z tego co wiem chociaż część z was ma z nimi całkiem dobre relacje i bez tego. - Starszy wyłuszczył jak to sobie wyobraża tą współpracę z drugim zborem. I dlaczego się na to z Mergą zdecydowali. Slaaneshytki co do tej pory najczęściej miały do czynienia z tym drugim zborem poświęconym właśnie temu patronowi dyskutowały szybko między sobą ale wydawały się całkiem zadowolone z takiej decyzji. Silny i jego poplecznicy przyjęli to ze spokojem lub raczej z dość enigmatyczną miną. Rune to nawet wydawał się zadowolony. Thobias także ale nachylił się ku Sigismundusowi i Joachimowi i cicho szepnął. - Widzicie? Będzie ich jeszcze więcej. Jak nic nie zrobimy to całkiem przejmą władzę. - szepnął do nich jakby właśnie ziszczała się jego wizja gdy to jeden z patronów stanie się dominujący w ich zborze. I to nie chodziło o żadnego z ich patronów. - A czy u Huberta są jakieś kobiety jakie mogłyby być nosicielkami? - Sigismundus zapytał od razu o temat jaki go najbardziej interesował. - Nie ma. Wybij to sobie z głowy. Nie będę chodzić do łóżka z kobietą jaka ma w sobie robaki. - warknęła głucho Łasica chcąc od razu uciąć temat. Już wcześniejsza postawa Dorny chyba ją nieco zbiła z pantałyku ale teraz od razu zaatakowała taki pomysł. - To nie chodź. - prychnął Silny jak zwykle znajdując okazję aby wbić szpilę swojej tradycyjnej rywalce. Jaka od zakończenia zimy zyskała w oczach szefostwa wyraźną przewagę nad nim w hierarchii ich rodziny. Co prawda było to w ramach podziękowania i wdzięczności za jej kluczową rolę podczas uwalniania Mergi z kazamat no ale Silny i tak krzywo patrzył na taki ruch. - Skąd wiesz? Może są wśród nich kobiety prawdziwej wiary? Może któraś by się zgodziła? Co nam szkodzi zapytać? - Sigismundus nie dał się sprowokować do kłótni albo był w tak dobrym nastroju, że nawet warczącej na niego Łasicy odpowiedział łagodnie i przyjaźnie. - Jak to sobie wyobrażasz? - Pirora zabrała głos i popatrzyła na niego krytycznie. - “Witaj Fabi. Dobrze, że jesteś. Możesz ściągnąć majtki? Dlaczego? Chciałabym ci wstrzyknąć larwy much. Po co? Bo chcemy założyć hodowlę a tylko na ludziach można. Nie, nie, sama nie jestem tak głupia aby dać sobie to wstrzyknąć. No ale ty to weź tu ściągaj majtki i rozchyl nogi. Aha a jak za parę dni zaczną wychodzić z ciebie robaki to nie panikuj tylko przynieść je na do mnie albo do teatru.” - blondynka z Averlandu przyjęła jawnie ironiczny, wręcz szyderczy ton zapewne aby zademonstrować jak w jej oczach niedorzenie brzmiałaby taka rozmowa. Aptekarz chwilę to rozważał, chyba nawet na poważnie po czym rozłożył swoje pulchne ramiona. - No. To zapytaj. Myślisz, że się zgodzi? Jakby się zgodziła to byłoby cudownie. Może przynieść miot do mnie do apteki, mogę napisać ci adres. - grubas pokiwał swoją byczą głową na znak, że dla niego brzmi to świetnie. Jak plan gotów do realizacji zwłaszcza jak Pirora tak dobrze się zna z Fabienne i resztą drugiego zboru. - Rany nie słyszysz jak to durnie brzmi?! - wybuchnęła zirytowana Łasica która widocznie od razu rozpoznała intencje przyjaciółki. Sigismundus jednak pokręcił głową, że dla niego to nadal brzmi całkiem rozsądnie. - Drogie dzieci, za chwilę dojdziemy do sprawy dziedzictwa Oster ale na razie nasza czcigodna Merga ma nam jeszcze coś do zakomunikowania. - Starszy zainterweniował widząc, że tym razem jednak kłótnia może wybuchnąć. Zwrócił uwagę wszystkich na rogatą prorokini i szamankę z dalekiej, mroźnej północy. - Dziękuję mistrzu. - ta skinęła mu głową po czym zwróciła się do postaci siedzących przy stole. - Miałam sen ostatniej nocy. Z tego co już z częścią z was rozmawiałam wy pewnie też. To zew Sióstr. Nasila się. Myślę, że częściowo przez nasze działania. - wskazała swoją błękitną dłonią na alabastrowy posąg ozdobiony świeżymi wiankami polnych kwiatów jakie zawiesiły tam obie jego wyznawczynie. - Śniłam o tym mieście. Gdy zostanie podzielone na domenę każdej z Sióstr. Gdy będzie nasze. A my, ci którzy się wyróżnią podczas pracy nad ich powrotem, będą u ich boku. Widziałam arenę krwawych walk na cześć Norry. Gdzie krew i czaszki nurzają się w piachu i skanduje się jej imię jako żywy awatar Krwawego Ogara. A domy i ulice są ozdbionone kolcami i totemami z obdartymi skórami, zwisającymi skalpami a zapach krwi, śmierci, walki i strachu jest wszechobecny. Widziałam ogrody błogosławionego życia wszelakiego Norry. Gdzie codziennie wykluwać się będzie nowe życie. Tak pogardzane dzisiaj jak robaki, muchy i szczury a tak ukochane przez Ojczulka. Gdzie ściany gniją, mury pęcznieją od wszelkich narośli a miasto rozpada się w nieskończoność ale nigdy nie rozpadnie się do końca. Widziałam pałac pełen wyuzdanych, dekadenckich uciech i zakazanych rozkoszy Pajęczej Królowej. Miejsce gdzie wszelkie fantazje i perwersje są po to aby je realizować dla siebie lub innych. I ulice oplecione pajęczą siecią, kokony z ciałami zwisające z dachów. Widziałam groteskowe rzeźby lewitujące w powietrzu, brzęczące zerwanymi łańcuchami, biblioteki pełne nieskończonej wiedzy jaką zebrała Vesta. Niezliczone rzędy pergaminów, ksiąg, manuskryptów, tabliczek wiedzy zbyt licznej aby posiadł ją jakikolwiek śmiertelnik. Ulice pełne półprzezroczystych ścian, lewitujących obiektów i płynnych chodników jakie nie powinny istnieć w naszym świecie. To wszystko jest nasza przyszłość. Nasza nagroda. Tego chcą Wielkie Siostry, to miejsce należy do nich. A my będziemy ich wyznawcami, gwardzistami, kochankami i akolitami. Tylko najpierw musimy doprowadzić do ich powrotu. - Merga zwykle mówiła jak uczona. Spokojnym, rzeczowym tonem gdy coś wyjaśniała, tłumaczyła lub omawiała. Ale tym razem, gdy mówiła o swoim śnie z ostatniej nocy wzrok jej jaśniał a głos miała wzniosły. Jakby ją samą taka wspaniała wizja uskrzydlała. Ale i chociaż na części twarzy jej słuchaczy było widać, że i do nich to przemawia. Zapewne ta część z jaką najbardziej się utożsamiali. Ktoś zaklaskał i po chwili inni dołączyli. Zebrani zaczęli się śmiać, radować i dyskutować o tak świetlanej przyszłości. Sigismundus spekulował jakie to cudowne eksperymenty będzie mógł przeprowadzać w takim błogosławionym ogrodzie Oster. Thobias cicho wzdychał to tych licznych skarbów zakazanej na razie wiedzy jakie mógłby wreszcie poznać. Silny z kolegami śmiali się na myśl o takiej wspaniałej arenie i możliwości toczenia pojedynków a może i większych walk? Zaś dwórki Sorii zastanawiały się jak to by było z Pajęczą Królową no i kto jeszcze prócz nich byłby w takim wspaniałym pałacu. Merga i Starszy dali im się wszystkim wyszumieć i wygadać nim podjęli ciąg dalszy tego zebrania. --- - A wy mieliście jakieś sny zeszłej nocy? Jakieś wyjątkowe? - zapytała w końcu wyrocznia gdy się sytuacja trochę uspokoiło. I okazało się, że większość tak. Dało się rozróżnić, że chyba każda z patronek szeptała do swoich zwolenników inną pieśń jak to poetycko nazwała Merga. Ci od Norry śnili o jakimś czarnym rycerzu na czarnym koniu jaki poprowadzi ich do bitwy. Był tam też czarno - czerwony menhir i zwierzoludzie i to chyba z nimi walczyli. Ci od Oster śnili o ciężarnych kobietach wydających na świat jej plon. I dole z trupami. Wielkim, ciemnym, dole z wieloma trupami, starymi trupami jak z masowej mogiły. I szczury, dużo szczurów tam było. Ci od Soren śnili o pająkach, pajęczynach i jaskini. Widzieli wejście do tej jaskini i słyszeli miłosny zew ze środka. I tam częstym motywem były pająki, węże albo macki no i pajęczyny. Zaś ci od Vesty o moczarach i mgle. O zagubieniu i brzęczącym odgłosie dzwoneczków. Albo łańcuchów. I coś tam było. Coś dużego jak troll czy niedźwiedź. Zawsze było w ruchu jakby szukało czegoś lub kogoś. - Sami widzicie. Siostry przemawiają w snach. Ale to jest jak kamień wrzucony w wodę. Fala uderza w każdy punkt brzegu, prędzej lub później, słabiej lub mocniej. Tak samo musimy się liczyć, że nie tylko tacy jak my mamy takie wyjątkowe sny. My możemy być bardziej wyczuleni, bardziej podatni na taki zew. Ale ten się nasila więc inni, w tym także osoby nam nieżyczliwe lub wręcz nasi wrogowie, też mogą go usłyszeć. Większość z nich powinna być mniej wyczulona, będą pamiętać tylko mętne skrawki albo po prostu kiepsko spać nie znając przyczyny. Albo będą myśleć, że to jakaś głupota która tylko im się śni. Ale nie wszyscy. W odpowiednio dużej grupie zawsze się trafi ktoś podatny, ktoś kto odbiera mniej zniekształcony przekaz. Co więcej rozmawiałam wcześniej z Lilly i Dorną, u nich w jaskini też są takie wyjątkowe sny i często chodzą do Opal. Ich szamanki. Zapewne podobnie jest z ludźmi w okolicznych wioskach. Prawie na pewno odbierają je też zwierzoludzie. To pierwotne dzieci Chaosu jakie przetrwały do dzisiaj. Są dzicy i nieokrzesani a więc i pierwotni. Mogą być bardziej wyczuleni od nas na taki zew. Zwłaszcza ich szamani lub ci dotknięci mocą. Sprawa więc nie dotyczy tylko nas. Zatacza coraz szersze kręgi. Dlatego musimy się spieszyć zanim nasi wrogowie zorientują się co się dzieje i przedsięwziął kroki jakie mogą nam utrudnić wykonanie zadania. - Merga nie pierwszy raz prosiła aby zwracali uwagę na swoje i nie tylko swoje sny. I uczulała, że to powinno być powszechne zjawisko. Nawet jeśli osoby spoza kultu lub nie związane z Chaosem mogłyby mieć trudności ze zrozumieniem z czym naprawdę mają do czynienia. To jednak z racji tego, że było to zjawisko masowe to i tego nie można było wykluczyć. Zaczęła się ta dyskusja o snach. Zwłaszcza o snach innych. Thobias przypomniał sobie, że dwójka jego studentów była ostatnio nieco rozkojarzona a gdy zapytał o powód powiedzieli, że to przez niewyspanie. Ale wtedy tego nie skojarzył no i o sny nie pytał a sami nie mówili. Nie był więc pewny czy to coś związanego z zewem czy tylko zwykłe niewyspanie. Pirora rozważała podobną sprawę w teatrze i wśród koleżanek z kółka poetyckiego. Aptekarz przypomniał sobie, że właściwie to do apteki przyszło mu parę osób z prośbą o coś na spokojniejszy sen. Znaczy inni niż ci co zazwyczaj po to przychodzili. Obie łotrzyce i Onyx też miały kilka takich wzmianek od klientów tawern czy zamtuzów w jakich bywały. Tylko teraz jak tak o tym rozmawiali to się to mocno zlewało z codzienną rutyną i nie było pewne czy to ma coś ze sobą wspólnego czy nie. - Bądźcie proszę na to wyczuleni. Całkiem możliwe, że szukających i błądzących jest więcej. Może mają jakieś wizje albo urywki tych znów z zewem Sióstr ale brak im klarowności. Brak im przewodnika. Ale kto wie? Może są też i wyznawcy tacy jak my? Może nasi sąsiedzi? Może ci co przyjechali na ten odwołany turniej? Może dopiero kierują się do miasta za tym zewem? Miałam wizję, że ktoś taki może tu przybyć wkrótce albo już przybył. Nie mówiłabym o tym bo to nie było dla mnie zbyt wyraźne i zrozumiałe. Ale, że jak wiecie już któryś raz z rzędu się z wami żegnam i szykuję do drogi no to wolę wspomnieć. Wypatrujcie tych szukających i błądzących. Całkiem możliwe, że nie jesteśmy tak całkiem sami. - powiedziała z łagodnym uśmiechem jakby ta wzmianka miała pokrzepić ich serca i dodać otuchy. Chociaż jeśli ten zew miał tak dużą skalę jak to nakreśliła to nie można było wykluczyć, że inni kultyści czy tutejsi czy spoza miasta też mogą usłyszeć ten zew. - No właśnie moje dzieci. Nie zamykajmy się na innych. W końcu nas też kiedyś ktoś zwerbował do rodziny prawda? - mimo maski dało się wyczuć, że lider zboru się uśmiechnął. Część zboru również, pokiwali głowami i przytaknęli mniej lub bardziej. - Właśnie dlatego zamierzamy też rozszerzyć współpracę ze zwierzoludźmi. Z tego co wiem część z was też ma co do nich plany na najbliższe dni. - lider spojrzał w stronę dziewczęcej grupy skoncentrowanej wokół milady w czerwonej, uszytej przez Oksanę sukni. - O tak, mamy i to całkiem sporo! W różnych pozycjach i kompozycjach! W najbliższą pełnię więc już za pare dni! - zawołała wesoło Łasica a dziewczęce towarzystwo roześmiało się rozradowane na tą okoliczność. - Bardzo dobrze i oby tak dalej. Zaprzyjaźnijcie się z nimi. Ale też dobrze byłoby ustalić warunki ściślejszej współpracy. Co prawda wątpie aby zgodzili się na jakieś akcje w mieście. Ale kto wie? Ponoć lubią niszczyć kopytami wszelkie ślady cywilizacji. W każdym razie na razie to wiemy tyle, że banda Gnaka to jakieś pół tuzina. Ale są tylko częścią plemienia z Wielkiej Doliny. Postarajcie sie wybadać jakie mają możliwości, na co możemy liczyć, czego potrzebują. Tak jak zimą pomogliśmy z dostarczaniem prowiantu pobratymcom Lilly no i widzicie, że się zwraca ta inwestycja a i wzmacnia naszych sojuszników. Więc życzę wam udanej zabawy w tą pełnie ale miejcie na uwadze moje słowa. - Starszy przesunął się po twarzach łotrzyc i szlachcianek a potem po pozostałych dając znać, że nie ma nic przeciwko takim spotkaniom z kopytnymi ale to też okazja aby można było załatwić coś jeszcze. Jak to miał w zwyczaju nie chciał im wiązać rąk precyzyjnymi poleceniami więc tylko wydał ogólne wytyczne co do kierunku w jakim powinni działać. - Ja się nie zamierzam z nimi pokładać. Ktoś tam musi zachować trzeźwe spojrzenie. Mogę spróbować z nimi porozmawiać tylko, że u nas to chyba tylko Lilly z nimi gada. A i oni mogą być no cóż… Troszkę zajęci. - Pirora zaznaczyła jakie ma plany co do spotkania przy prastarych kamieniach za kilka dni. - Ja znam ich mowę. I mam wrażenie, że powinno udać mi się przykuć ich uwagę. - odparła skromnie milady w krwistej czerwieni niejako przypominając o swoim nadnaturalnym pochodzeniu i możliwościach. - No właśnie. Jak już o tym mowa. To jesteście wszyscy zaproszeni. Tylko chyba wiadomo po co tam jedziemy. Więc lepiej aby nikt nie zgrywał świętoszka czy cnotkę. Ja tam byłam ostatnio nad urokliwym zakątkiem i mnie się podobało. Teraz też zamierzam sobie poużywać ile wlezie. Jak komuś to się nie podoba to niech nie jedzie. - Łasica skorzystała z okazji i zaprosiła całą rodzinę na to spotkanie chociaż wydawało się, że nie wszyscy są zainteresowani takimi zabawami. - Tak, my zabieramy się wozem w południe z “Mewy”. Kto chce to niech wpada to się zabierze z nami. Albo niech sam dotrze przed wieczorem do kamieni. Ale na piechotę to ze dwa, trzy dzwony marszu od zachodniej bramy. Więc jak chcecie. - Burgund zwykle zadowalała się tym co Łasica mówi ale tym razem dodała coś od siebie. - A my z miasta wyjeżdżamy rano. Znaczy ja, lady Soria i Fabienne. I parę naszych koleżanek. I jedziemy do rezydencji Rose de la Vega, Będziemy tam robić malowanie pleneru. Przez cały dzień. Tylko po zmierzchu nasza trójka postara się wymknąć i dołączyć do was. Ale dlatego będziemy później. Pewnie koło północy. Trochę zależy jak to się ułoży u Rose, jak dziewczyny i służba pójdą spać. Może jakoś im w tym pomożemy. - Pirora dorzuciła swoją cegiełke planu na to spotkanie ze zwierzoludźmi. Niestety jako szlachcianki, zwłaszcza ze względu na Fabienne i jej starą przyzwoitkę, nie mogły ruszyć bezpośrednio z miasta razem z łotrzycami i resztą. Z tego samego powodu musiałyby wracać przed świtem zanim rano służba się pobudzi i zacznie dzień. Co przy jak szacowały dwóch dzwonach drogi wozem przez leśne drogi to będą mieć mniej czasu na zabawę niż reszta. Łotrzycom bowiem na powrocie rano do miasta nie zależało to równie dobrze mogły tam wrócić i w południe albo i później ale szlachcianki to jednak nie mogły sobie na to pozwolić. Znów zaczęła się dyskusja kto by chciał, mógł, nie mógł pojechać. Właściwie to tylko Sigismundus dał od ręki odpowiedź odmowną. Nie interesowały go takie rzeczy. A i musiał zostać na miejscu aby przypilnować apteki oraz hodowli Oster. No chyba, żeby była okazja zasiać jakąś nosicielkę. To wtedy… No nie rozdwoił się no ale mógł przekazać napełnione strzykwy gdyby trafiła się taka okazja. Zaś Silny był na nie skoro miała brać w tym udział Łasica. I Egon się skrzywił, że na kopytnych to nie ma ochoty chociaż zabawy z dziewczynami z kultu miło wspominał no ale jednak miał być w tej części załogi jaka miała być w pogotowiu przy łodzi jaka miała popłynąć z Mergą do Norski. Thobias zaś podziękował uprzejmie ale nie zanosiło się na to aby miał przyjąć zaproszenie miał się jednak jeszcze zastanowić. Reszta na razie nie dała jakichś zobowiązujących odpowiedzi. Nie licząc slaaneshytek które chyba miały zamiar stawić się tam w komplecie. --- - A teraz zajmijmy się sprawami dziedzictwa Oster. Sigismundusie, mogę cię prosić? Chyba jesteś najlepiej z nas zorientowany w sytuacji. - Starszy cofnął się nieco pod ścianę dziobową a sam zrobił miejsce dla aptekarza. Ten wyrwał do przodu z taką energią jakby znów miał szesnaście wiosen i ze dwa razy szczuplejsze ciało. Przy okazji złapał za rękę Loszkę i pociągnął tą ciemnowłosą za sobą. - Dziękuję mistrzu! A więc kochani… Zaczęło się! Tamtej nocy po ostatnim spotkaniu pod wieżą zasiałem Loszkę oraz tamtą idiotkę z traktu… I proszę! Oto rezultat! No kochanie, podciągnij koszulę i pokaż nam swój brzuch. Koszulę, podciągnij. Tak, koszulę. Do góry, tak do góry. Jeszcze troszkę… O tak właśnie, bardzo dobrze. Widzicie?! Tak to wygląda! - aptekarz postawił na stole kilka przedmiotów ale skupił się na swojej milczącej asystentce. Poprosił ją o zadarcie koszuli aby mogła zademonstrować swój brzuch ale chwilę to trwało. Nie sprawiała wrażenia zbyt bystrej. I raczej to przypominało rozmowę z tresowanym zwierzęciem. No i odkąd tu przyszła nie odezwała się ani słowem jakby jej umysł już od dawna strawiło szaleństwo i niewiele z niego zostało. - To ma od tych robali? Ta druga też? - Łasica się wzdrygnęła widząc trzy, duże koła i strzałki ułożone w symbol Nurgla na brzuchu młodej kobiety. - Nie, nie. To jest dar od Nagero. Strażnika jaskini Oster. Pobłogosławił ją już wtedy. Ta druga to zwykła wywłoka, nie ma tego świętego znaku. Ale spójrzcie na brzuch? Widzicie? Widzicie coś? - Sigismundus jakby się zirytował na myśl, że znamię jego patrona mogłoby być ot tak rozdawane na prawo i lewo. Traktował to jak błogosławieństwo, dar i wyraz uznania. A sądząc po minie Łasicy to ta miała inne zdanie na ten temat ale się nie odzywała. - Nic nie widać. Brzuch jak brzuch? A w cyckach coś ma? Hej mała! Pokaż cycki! - Silny wzruszył ramionami ale miał tyle racji, że poza tym widocznym znamieniem Nurgrla to nawet z bliska brzuch wydawał się dość zwyczajny. Znudzony tym łysol chciał się rozerwać i zachęcił Loszkę do pokazania piersi ale ta obdarzyła go niepewnym spojrzeniem i chyba nie zrozumiała o czym mówi. Zresztą aptekarz skarcił go spojrzeniem za te wygłupy. - No właśnie! Widzicie? Nic nie widać! A to już mniej więcej połowa tej pseudociąży. Dałem jej dwie strzykwy. Chciałem jedną na początek. Albo trzy bo czcigodna mówiła, że trzy to taka w miarę bezpieczna granica. No to ostatecznie dałem jej dwie. Znaczy tej drugiej też. Ale ta druga ma chyba te małe. Miała już trzy wylinki. Więc dzisiaj w nocy, może jutro, ostatecznie pojutrze powinna mieć miot! Gdyby nie to spotkanie dzisiaj to na pewno nie opuściłbym apteki! Pierwszy od czasów Oster miot jej błogosławionego potomstwa! - aptekarz nie ukrywał swojego podekscytowania przebiegiem dotychczasowego eksperymentu. I chętnie się z nim podzielił z resztą rodziny. Z radością demonstrował kolejne kreski narysowane na papierze jakie demonstrowały kalendarz i oczekiwane terminy wydania miotu. Ta co została w aptece to już dosłownie lada dzień i nawet jowialnie zapraszał chętnych w odwiedziny na ten przełomowy moment. A Loszka była mniej więcej w połowie drogi więc przewidywał termin na okolice Marktag. Dzień przed lub po. Zademonstrował też coś co wyglądało na łupiny od czosnku. Takie jasne, wiotkie, półprzezroczyste coś. Jak się okazało to było wylinki jakie zostawiało po sobie to nowe życie i wydalało na zewnątrz. A także martwy okaz który był wielkości małego palca ale poza tym nie wyróżniał się czymś od tych jakie można było spotkać w gnoju na ulicy czy przy jakiejś padlinie. - Więc jak widzicie hodowla już się zaczęła. I chociaż pewne straty są do jestem dobrej myśli. Z jednej strzykwy można uzyskać około ćwierć tuzina tych wiekszych i pół tych mniejszych. Stosując się granic bezpieczeństwa można z łona jednej nosicielki uzyskać około pół tuzina większych i tuzina mniejszych w ciągu około pół tygodnia i tygodnia. Minus straty. Jeszcze nie wiem jakie z zapisków Oster wynika, że większość powinna przeżyć. Ale do końca miesiąca i początku kolejnego jest dwa, trzy tygodnie. Jak liczyć. A jeszcze maleństwa z miotu muszą mieć czas zrobić kokony i dojrzeć. To znów zajmuje tydzień czy dwa. Więc jak widzicie jest mało czasu jak mamy być gotowi na przełom miesiąca. I każda nosicielka jest bezcenna. - powiedział starannie jakby dawał wykład przed kolegami uczonymi. Z przedstawionych planów hodowli jakiegoś ciekawego gatunku stworzenia. Wnioski były całkiem czytelne, szacunki matematyki oraz kalendarza wskazywały na dość wąskie okienko w jakim można było liczyć na rozwój do dorosłych okazów stworzeń Oster. Te dwie nosicielki jakimi dysponował w tej chwili raczej powinny zdążyć z tymi terminami ale każdy kolejny dzień zwiększał szansę, że nawet jak się znajdzie jakąś to nie będą mieć czasu na wyhodwanie okazów do dorosłej postaci. Na tą chwilę rokowania były na łącznie tuzin okazów tych małych i dużych. I dlatego wnioskował o choćby jak najszybsze ściągnięcie tu tych aktorek co miały być nosicielkami bo nie tylko trzeba było je zasiać bo to tylko pierwszy krok ale jeszcze były kolejne. - Pragnę też poinformować, że obie nosicielki czują się świetnie i nie zdradzają żadnych nieporządanych objawów. - dodał na koniec zerkając na koleżanki ze zboru jakby to je przede wszystkim chciał przekonać. W końcu razem było ich prawie pół tuzina. Łasica w ich imieniu znów mu pokazała obraźliwy gest pokazujący aby spadał. Westchnął więc smutno i zastanawiał się chwilę. - Zaczęliśmy ze Strupasem te mikstury wspomagające. To kolejna sprawa dla jakiej mam kłopot z opuszczaniem apteki. Tak jak rozmawiałem już z kolegami. Te najrpostrze wersje to już mam komplet składników i zaczęliśmy je robić ale te bardziej zaawansowane to trzeba będzie się przejść na bagna. Bo niektóre składniki to chyba tylko tam. No może jeszcze u jakichś zielarzy ale Strupas chodził i pytał a też się na tym trochę zna no i żaden nie miał. A dałem mu pieniądze aby dobrą cenę dawał. - dokończył jeszcze swój raport, popatrzył na swoje zapiski i w końcu złożył kartkę i położył ją na stół. Przez chwilę panowała cisza gdy wszyscy trawili jego słowa. - W sprawie tych nosicielek dobrze abyście mieli to na uwadze moje dzieci. Sami widzicie, że to dość ciasne czasowe ramy. Więc jakby jakaś kandydatka się wam trafiła to nie omieszkajcie dać znać mnie, Merdze albo do apteki. Tutaj bardzo bym chciał podziękować Lilly i Dornie za pomoc w tym szczytnym dziele. A wam przypominam, że to projekt Oster ale też działa na korzyść nas wszystkich i pozostałych Sióstr. Dorosłe istoty zaatakują naszych wspólnych wrogów. A ich obcość i odraza jaką będą budzić spotęguje efekt terroru i przerażenia. Oczywiście większe wrażenie zrobi atak kilkunastu niż kilku a kilkudziesięciu niż kilkunastu. Sami rozumiecie jak to działa. - Starszy zaapelował po swoich dzieciach do tego aby chociaż spróbowali jakoś wspomóc ten projekt, zwłaszcza przy szukaniu nosicielek co wydawało się kluczowe przy takiej hodowli.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
02-04-2023, 18:17 | #96 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 25 - 2519.07.10; agt; zmierzch - wieczór (2/2) --- Po Sigismundusie na środek wyszły obie łotrzyce. I referowały jak to sprawy się mają w świątyni. Bo od zeszłego zboru było wiadomo, że mają chrapkę na kosztowności w skarbcu a okazało się, że ich złodziejskie oko może się przydać zdobyć Merdze fundusze na zwerbowanie dodatkowych sił jakie postara się ściągnąć tutaj do pomocy. - Udało nam sie z tym kluczem! - obwieściła radośnie dziewczyna o niebieskich włosach i uniosła w górę dość zwyczajnie wyglądający klucz. - Fabi zwabiła swojego bretońśkiego krajna do Pirory na dzisiaj. Zagadały go a my się dobrałyśmy do jego spodni. Chociaż nie do końca tak jak na to zasługiwał i jak byśmy miały ochotę. Ale tak czy inaczej mamy klucz więc teraz możemy iść do tego skabrca na pewniaka. Aż jutro chyba w nagrodę wychędożymy Fabi we wszystko co ma tak się spisała. - Łasica wesoło i dość łobuzersko opowiadała jak wspólnymi siłami udało im się zdobyć odbitkę klucza do skarbca i to tak, że kawaler de Bois chyba nawet się nie zorientował. Co nie było dziwne bo zwinęły mu jego klucz tylko na moment zrobienia odbitki i od razu go odłożyły z powrotem. Potem szybko do zaklepanego ślusarza i na wieczór już wracały z gotową odbitką. - Plan jest taki. Bierzemy wóz na fanty i podjeżdżamy pod ulicę niedaleko świątyni. Ale nie na samą świątynie. W nocy mało kto chodzi a jeszcze mniej jeździ więc jadący wóz zwraca na siebie uwagę. Dlatego zatrzymamy go nieco dalej. My możemy nim podjechać ale potrzebny jest ktoś kto potem nas zastąpi. - łotrzyca szybko tłumaczyła jak ma wyglądać plan tego włamania i rabunku największej świątyni w mieście. - Potem my we dwie zasuwamy przez mur. Reszta niech robi za czujki wokół muru. W nocy strażnicy chodzą z lampami to widać ich z daleka. Ale inni mogą łazić po ciemku. Tak samo jak strażnicy gdy coś zwęszą. - włamywaczka instruowała ich dalej co powinni robić i czego się spodziewać. To, że w na nocnych ulicach bez światła jest ciemno to wszyscy wiedzieli ale jak ktoś nie nawykł do nocnej zmiany to zdawał się tym czasem być zdziwiony jak bardzo nocą na dnie miejskich kanionów zawalonych błotem, gnojem i nawozem może być ciemno. - Zostawimy sobie dzień wcześniej uchylone okno w dzwonnicy. Ja się wespnę na dach, po dachu do tej dzwonnicy i do tego okna. Nawet jak jakaś łachudra je zamknie no to tylki mnie to spowolni ale nie zatrzyma. Tak czy inaczej otwieram okno i wchodzę do środka. Potem po schodach na dół. Zawiasy w drzwiach naoliwiłyśmy bo skrzypiały. Trochę i tak skrzypią bo szorują po podłodze ale to już trudno. - Łasica opowiadała ochoczo i z werwą jakby była w swoim żywiole. Albo jak zwykle ludzie opowiadają o swoich życiowych pasjach. - Po ciemku przekradnę się do drzwi wejściowych i je otworzę. Ten zamek jest prosty, poradzę sobie wytrychami. Do tego czasu Silny albo kto się tam czuje też musi sforsować mur bo furta czy brama w murze są za głośne. Pół placu będzie słyszeć, że się je otwiera. Musicie przeskoczyć. Burgund was zaprowadzi pod odpowiednie drzwi. A potem po ciemku trzeba się zakraść do pomieszczenia za ołtarzem. Tam powinni być strażnicy. Trzech lub czterech. Trzeba ich wyłączyć z gry. Ostatecznie zabarykadować ale to pewnie będą się darli. Mogą też wyjść oknem. Więc nie ma rady, trzeba ich wyłączyć z gry. - powiedziała równie szybko płynnie przechodząc do następnego kroku. Spojrzała na łysego mięśniaka jakby na tak ważnej robocie była gotowa chociaż na chwilę odłożyc ich wzajemne animozje. Ten jednak wydawał się całkiem chętny na udział w takiej akcji. - Potem idziemy, przynajmniej ja i Burgund, do podziemi. Do tych drzwi co pilnowali. I za jakimi dalej nie mamy pojęcia co jest. Mam nadzieję, że nie wstydliwa bielizna i lektury ojca Absalona tylko te skarby z tacy. Przecież gdzieś je muszą trzymać a tylko tych drzwi pilnowali. No i jak mamy dzięki Fabi i Pirorze klucz do tych drzwi no to je powinno się po prostu otworzyć. Jeśli nie… No to ja mogę jeszcze spróbować wytrychami ale niczego nie obiecuje bo zamek i drzwi wyglądają na mocne. Mam nadzieję, że jest tam skabr to wtedy każdy bierze co może i do bramy. Wtedy już trzeba będzie ją otworzyć a wóz powinien podjechać pod nią. No i nosimy to co tam będzie aż skarbiec będzie pusty albo aż nas nakryją. Wtedy zwijamy tyłki i do wozu albo gdzie kto może. Ale wóz ma pojechać do portu i tam znów trzeba ten złom przepakować na łódź. I łódź odpływa z portu, czcigodna nam daje po całusie na drogę i spływamy. Wóz będzie kradziony więc nam go nie szkoda. Jest lato więc świt jest o świcie ale granat nieba to już jest dwa, trzy dzwony po północy. A szarówka się robi z godzinę później. Zaś te jazdy po mieście wozem, podchody, sam numer w świątyni to też pewnie zajmie więcej niż by się chciało. No i chodzą tam patrole strażników. Jak zobaczą wóz przy bramie świątyni w środku nocy no to zdziwiłabym się gdyby ich to nie zdziwiło. Więc trzeba się liczyć z tym, że nas w którymś momencie nakryją. Jak tak to narobia larum na całego. Ale zanim się reszta zleci to trochę czasu powinno minąć. - Łasica skończyła przedstawiać zarys planu jaki sobie wymyśliły z Burgund podczas ostatniego tygodnia udawania skruszonych grzesznic chcących odpokutować za swoje wcześniejsze czyny. - Więc potrzebujemy kogoś do sprawnej obsługi wozu, kogoś do uciszenia strażników no i do noszenia. To biżteria i monety oraz inne fanty czyli metal więc będzie ciężkie. I kawałek spory bo z lochów, przez całą świątynie, podwórze, do wozu i z powrotem. Przy słabym świetle bo zapali się tu jakaś lampę czy tam ale raczej nie będziemy oświetlać całej drogi bo to widac będzie przez okna. - podsumowała na jakie wsparcie liczy ze strony zboru aby ten numer miał szanse powodzenia. - I byśmy chciały to zrobić w jutrzejszą noc, z Festag na Wellentag albo kolejnej. Jutro może jeszcze nie jakby jakieś przygotowania były potrzebne ale jakbyśmy mieli komplet to możemy zaczynać. Albo kolejnej czyli z Wellentag na Aubentag. W kolejnej nie bo to już pełnia i jesteśmy już umówione z Gnakiem i jego stadem. - Burgund dorzuciła coś od siebie względem grafiku. Skoro miały klucz a obiekt był rozpoznany były gotowe uderzyć tak szybko jak się da. Ale jeszcze mogły poczekać dzień czy dwa gdyby kogoś miało nie być. No i była okazja ustalić kto miałby wziąć udział w tej nocnej eskapadzie. - Ja się mogę zająć strażnikami. Ale musielibyście mnie z nimi zamknąć albo pilnować aby żaden nie uciekł. No i będzie walka więc i hałas. Wierzę, że sobie z nimi poradzę ale będą musieli zginąć aby się nie wydało kto ich napadł. No i niestety gdybym została ranna a ktoś się na tym znał to mógłby wyczuć w mojej krwi coś nieludzkiego. Oczywiście chętnie przyjmę pomoc bo jak nie będę sama no to walka powinna być krótsza. - Soria zgłosiła się pierwsza do udziału w tym przedsięwzięciu i zarobiła krytyczne i niedowierzające spojrzenie Silnego. Bo w swojej eleganckiej, nieco wyzywającej czerwonej sukni wyglądała jak szlachetnie urodzona koleżanka Pirory a nie jakaś wojowniczka. - Dasz radę? Sama? Trzem lub czterem strażnikom? - zapytał wątpiąco Silny. Zapewne słyszał już o nadnaturalnym pochodzeniu córki Soren ale jednak odkąd przybyła do miasta to jakoś nie zdradzała się wojowniczą naturą czy nietypowymi talentami. - No ale słyszałam, że Heinrich ma jakiś plan co do tej naszej roboty. - Łasica na koniec spojrzała na starego inkwizytora więc pewnie coś musiała usłyszeć od liderów o ich wcześniejszej rozmowie no ale, że nie rozmawiali zbyt długo to pewnie nie zdradzili jej zbyt wielu szczegółów. --- Po tych dwóch głównych tematach jakie przewijały się od zeszłego tygodnia była okazja porozmawiać na inne. I tak Soria trochę zaskoczyła wszystkich bo wyszła na środek a zwykle zadowalała się rolą obserwatorki i czasem tylko coś komentowała lub odpowiadała na pytania. - Mam dla was dwie dobre wiadomości. - powiedziała stając przed nimi w czerwonej sukni z nieco zbyt śmiałymi wycięciami jakie odsłaniały nieco zbyt wiele. - Po pierwsze. Miałam wczoraj przyjemność skosztować Fabienne. Naprawdę polecam, palce lizać. - oznajmiła z lekkim i całkiem rozbawionym uśmiechem co też wywołało sporo śmiechów i uśmiechów na twarzach zebranych. - I tak, teraz jestem pewna. Ona jest potomkiem Soren. Oczywiście nie tak bezpośrednio jak ja. Tylko to wszystko jest bardzo rozwodnione przez niezliczone pokolenia śmiertelników. Ale tak, ona pochodzi od Soren. W pewnym sensie więc to moja śmiertelna kuzynka chociaż bardzo rozwodniona przez czas i przestrzeń. Ale bardzo aktywna. Albo to w niej krew Soren się uaktywniła bardziej niż sugerowałoby pokolenie albo to wpływ bliskości Sióstr i ich zewu na terenie na jakim niegdyś działały. Myślę, że to może tłumaczyć przynajmniej część jej nienasycenie oraz skłonność do wszelkich perwersji, zwiększoną przyswajalność bólu i zmęczenia, atrakcyjny wygląd. I próbowania nowych a najlepiej zakazanych rzeczy. To takie same dziedzictwo mojej matki jak dar flirtu i płodności. Ja i wszystkie jej córki jesteśmy takie same. Aha bo nie wiem czy mówiłam. Ale mój dar lub przekleństwo jest taki, że rodzę i daję życie tylko córkom. - Soria podzieliła się swoimi doświadczeniami i przypuszczeniami jakie żywiła względem niedawno poznanej bretońskiej szlachcianki. I chyba nawet swoim dwórkom zrobiła niespodziankę bo miały zdziwione miny. - A to my nie jesteśmy potomkami Soren? - zapytała Łasica ledwo ukrywając nutkę rozczarowania. - Przecież my też mamy wieczne nienasycenie i skłonności do wszelakich perwersji! - zawołała prosząco aby podkreślić swoją kandydaturę. Trochę żartem ale chyba nie do końca. - Naturalnie kochanie ale nawet ja nie mogę wybrać sobie rodziców. Na szczęście mogę wybierać sobie kochanków i przyjaciół i zapewniam was, że bardzo mi tu z wami dobrze, całkiem ciekawe to miasto, gotowe do rozdziewiczenia i omotania go słodką siecią Soren. - czerwona milady łatwo dała radę ugłaskać Łasicę i zarówno ona jak i jej koleżanki znów były uradowane słowami i bliskością swojej pani. - A druga wiadomość? - Pirora zapytała po chwili tego ciepłego zamieszania jakie powstało po pierwszej wiadomości. - Myślę, że miałaś rację w sprawie Kamili van Zee moja droga. Chyba naprawdę ma słabość do pięknych i odważnych awanturniczek z dalekich stron. - powiedziała córka Soren z oszczędnym, nonszalanckim uśmiechem. Co wywołało kolejną falę różnycy emocji. - Tak myślałam jak do niej pojechałaś wczoraj! A wróciłaś dziś rano! - zawołała Pirora śmiejąc się serdecznie. - Nie wypadało odmówić, sama mnie zaprosiła na wieczorku poetyckim. W końcu zgodziłam się zapozować jej do szkicu portretu. I jakoś się zasiedziałyśmy w jej pracowni, że już szkoda było jej mnie wyganiać na tą nocną ciemnicę więc zaproponowała mi nocleg. Oczywiście znów nie wypadało mi odmówić. No to już zostałam do śniadania. I tak, tą pokojówkę też ma ładną. Zajmę się nią później. Na razie pomyślałam, że mogłabym ją zaprosić do ciebie. Na jakieś warsztaty malarskie czy wspólne pozowanie. Chociaż myślę, że na takie wspólne malowanie jak jutro u ciebie podczas psalmów żałobnych po śmierci naszej czcigodnej księżnej-matki to jeszcze za wcześnie. Ale to już później o tym porozmawiamy. - ciemnowłosa milady mówiła tak jakby chodziło o rutynowe sprawy z wyższych sfer. Umawianie się na podwieczorek, wspólny wypad do teatru, omawianie kostiumów na najbliższy bal i tak dalej. Ale pod tym oszczędnym uśmiechem kryło sie tyle dwuznaczności, że chyba raczej nikt nie wierzył, że tylko sobie z panienką van Zee malują obrazy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
15-04-2023, 12:17 | #97 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
15-04-2023, 12:24 | #98 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
15-04-2023, 12:24 | #99 |
Edgelord Reputacja: 1 |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
15-04-2023, 12:27 | #100 |
Reputacja: 1 |
__________________ Mother always said: Don't lose! |