Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2023, 12:34   #103
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


- A czy czciciele Slaanesha czy Khorna czy nawet bogów południowców są różni. Realizują się i swoje cele, marzenia, plany w różny sposób. Bo właściwie dlaczego to całe Imperium nie otrząśnie się i nie dokona inwazji na Norskę aby zgnieść raz na zawsze plugawych wyznawców Chaosu z północy? Albo dlaczego Norsmeni nie ruszą na południe aby zdobyć chociaż jedno miasto Kisleva, Imperium czy Bretonii? A bliżej naszego podwórka, nasze dziewczęta? Powinny się chędożyć codziennie z kim tylko się da. Sigismundus i Strupas? Codziennie powinni pełni wiary rozsiewać zarazy. Thobias? Już dawno powinien włamać się do Akademii czy gdzie indziej aby zdobyć wiedzę której tak poząda. Silny z chłopcami zaś powinni wyjść na ulicę i zacząć rzeź. No i wreszcie ja. Powinnam też iść razem z nimi i użyć swoich mocy aby siać strach i zniszczenie. Ale to jest mało praktyczne Otto. Rzadko są ku temu sprzyjające okoliczności. Prawie zawsze takie jawne okazywanie swojej wiary, czy to u nas czy u południowców ściąga na nas kłopoty a często jest wręcz samobójcze. Jesteśmy związani tym światem, cywilizacją, moralnością, tym co wypada a co nie. Musimy działać, myśleć i poruszać się zgodnie z tymi ograniczeniami. Zwłaszcza tacy jak my, co działają na wrogim terenie. Otwarte działania byłyby pierwszym krokiem do naszej klęski i zguby. Tylko co jakiś czas możemy pozwolić sobie na jakieś uderzenie. Paradoksalnie ci południowcy mają podobnie. Sam zobacz jak rzadko trafiają się błogosławione dusze lub ci co poświęcają wszystko w imię wiary i swoich patronów. Nawet jeśli budzą podziw i uwielbienie, mało kto decyduje się ich w pełni naśladować. Wiara też jest częścią naszego życia i naszego świata. Ale nie jest od niego oderwana. Musimy się liczyć z naszym otoczeniem albo po prostu coś jeść i mieć się gdzie ogrzać. Tak działa nasz świat. I tu na południu i u nas na północy. Pomimo masy różnic oczywiście to jednak się nie zmienia. - Merga pokręciła na koniec głową gdy pozwoliła sobie na dłuższą wypowiedź. Znów przytaczając dla przykładu osoby jakie oboje znali.

Otto pokiwał głową na słowa Mergi dotyczących przewodzącego kultem Slaanesh.
- Masz rację, oczywiście. Być może moje wychowanie się pokazało. - mnich delikatnie zachichotał - Aby chronić nas przed zakusami Chaosu, starsi zakonu krzewili nas wiarę, że jesteśmy lepsi od tych, którzy oddali się Mrocznym Siłom. "Bogowie Zła mają władzę na północy, ponieważ tam żyją brudne, prymitywne, barbarzyńskie dzikusy, którzy chętniej by rozłupali sobie czaszki, dla przywileju wychędożenia nowo nabytej kozy, niż stworzyli coś co poprawi ich byt". Więc cały zakon uważał, że wiara w Wielką Czwórką jest czymś, co jest poniżej nas. - Otto pokręcił głową na absurd takiej myśli - Pamiętam, dostaliśmy w swoje ręce dzieło… "Pikantne noce Nuln" autorstwa Gerta Fliska, jak się okazało kultysty Slaanesh. Nawet dziś jestem w stanie przyznać, fabuła ledwo trzymała się kupy, postaci były jednowymiarowe, ale chłopak miał wyobraźnię i kunszt opisywania scen erotycznych. Jego opisy architektury i rurociągów inżynierskich sprawiały, że nikt nie spojrzał już w ten sam sposób na rusznicę. - mnich ponownie zachichotał - Mimo wszystko co sobie mówiliśmy? "To prymitywne i poniżej nas". Po czym odkładaliśmy książkę i braliśmy coś na uspokojenie krwi. Notatniki Nurglitów zawsze dobrze działały. - mnich westchnął - Więc masz rację i muszę najwyraźniej przeanalizować swoje podejść do moich braci w wierze. - uniósł brew na pytanie wyroczni o podobieństwo między Khornitami, a Slaaneshytami
- Założe się o 5 złotych koron, że nie powiesz tego w twarz Silnemu. I masz rację, otwarta wojna wszystkich na wszystkich jest nie praktyczna. Zważając, że ciągły trud jakim jest istnienie dla Imperium, jest cudownym źródłem dla Wielkiej Czwórki. - pokiwał głową - Mogę zadać osobiste pytanie zatem. Kiedy nam się uda, sprowadzimy tu Siostry i skończy się to dla nas, mniej więcej pozytywnie. Co zamierzasz wtedy Wyrocznio? Zostaniesz z nimi i podążysz za ich przewodnictwem? Ruszysz do domu ogłaszając zwycięstwo? Czy może spróbujesz stworzyć własną legendę i ruszysz w świat?

- Gdy Siostry już będą pośród nas nam pozostanie dostosować się do ich życzeń i woli. - odparła filozoficznie na ostatnie pytanie. Wcześniejsza część wspomnień mnicha z jego pierwotnego klasztoru chyba ją szczerze rozbawiła bo parsknęła wesoło.

- Myślę, że oczernianie przeciwnika jest tak stare jak ludzkość i równie powszechne. U nas w Norsce czy w innych krainach jakie odwiedziłam wygląda to podobnie. - powiedziała nieco melancholijnym tonem zerkając gdzieś w zakamarki swojej pamięci.

- Och, a jakie to jeszcze miejsca odwiedziłaś, czcigodna? Bretonnia? Kislev? Lustria? - Otto zaciekawił ten aspekt Mergi. Sam nigdy nie opuścił swego klasztoru i pomysł o obcych ziemiach wydawał mu się egzotycznie piękny.

- Zwiedziłam całą Norskę. Widziałam cuda północnych krain ocierających się już o inną rzeczywistość. Oko Bogów. Tak na to mówimy. Brałam udział w wojnach i misjach dyplomatycznych czy zwykłym handlu z północnymi wieżami Mrocznych Elfów. Penetrowałam plugawe nory potworów z Krainy Trolli. Szukałam artefaktów dawnych herosów w zbudowanym na nowo Praag w Kislevie. Przeprawiałam się przez północne krańce Gór Krańca Świata umykając patrolom brodaczy i wiecznemu zimnu jakie tam panuje. Wędrowałam przez nieskończony ocean stepu i konne narody skośnookich barbarzyńców jacy są naszymi sojusznikami ale nie znaczy, że nie poderżną ci gardła przy pierwszym spotkaniu i nie wyhędożą twoich zwłok. Nurkowałam w pradawne kurhany królów gdzie wędrują ich zapomniane widma a kościani strażnicy stoją tam na wiecznej straży. Zmagałam się z wampirami jakie szukały tajemnej wiedzy i artefaktów tak jak ja. Nocowałam w wielkim cmentarzysku kości dawnych smoków oglądając ich zjawy na tle krystalicznie, czystego nieba. Głodowałam i medytowałam w pradawnych kamieniach mocy o jakich zaginął już wszelki ślad w pamięci i zapiskach śmiertelnych. Dotarłam do krasnoludzkich zigguratów poświęconych byczym demonom aby pertraktować wspaniałą broń i pancerze dla mego ludu. Podróżowałam na naszych statkach umykając ścigłym okrętom morskich elfów i plądrowałam z mym ludem spalone słońcem nieskończone piaski Arabii i krain południa. Widziałam tam wielkie piramidy i skorpiony wielkie jak stodoły. Bawiłam się w najdroższych zamtuzach i najpodlejszych tawernach Startossy. Ale na końcu zawsze wracałam do domu. - Merga uśmiechnęła się do swoich wspomnień i całkiem chętnie zarysowała te wszystkie krainy jakie udało jej się zwiedzić, rasy, nacje i potwory jakie miała okazję spotkać, walczyć, uciekać czy pokonać. Żywe, nieumarłe i demoniczne byty jakie spotkała. Aż na koniec westchnęła do tego wszystkiego znów spoglądając na swojego rozmówcę.

Mnich gwizdnął słysząc tak imponujące opowieści.
- Bogowie naprawdę ci sprzyjają. Nie uwierzyłbym, że ktoś może żyć tak długo, aby dokonać tego co ty. A do tego wyglądasz jakbyś była gotowa przywitać dopiero swoją trzecią dekadę. - mnich się uśmiechnął - Doprawdy imponujące. Czy kiedyś rozważałaś… nie wrócić? Czy jakieś miejsce kusiło cię tak bardzo, że rozważałaś odwrócić się od domu i od bogów? Nie oceniam, ale Imperium to wszystko co znam, ciekawi mnie co tam jeszcze jest.

- W pierwszej chwili być może. To jest kuszące. Poznać to nowe miejsce. Ludzi, i nie tylko ludzi. Ich tajemnice i sekrety. Paktować z nimi, handlować, rozmawiać, kochać się, walczyć, mamić, oszukiwać. Nie wszystkie te miejsca wspominam miło. Nie wszędzie znalazłam się z własnej woli. Nie wszędzie byłam dobrze traktowana. Nie wszystkich ja dobrze traktowałam. Ale jednak jak teraz na to patrzę w każdym z tych miejsc się czegoś nauczyłam. Dowiedziałam się czegoś o innych. O samej sobie. Czegoś o moich wrogach i przyjaciołach. Tak, myślę, że dopiero z takiej dalszej perspektywy mogę powiedzieć, że mocno mnie ukształtowały. Bez nich nie byłabym tym kim jestem teraz. - powiedziała nieco zadumanym tonem ale wciąż z tym łagodnym uśmiechem pod jej złotymi oczami. Zaśmiała się cicho i wesoło jakby coś jej się przypomniało zabawnego.

- I dziękuję ci za twe miłe słowa. Muszę przyznać, że ty też wyglądasz jakbyś miał dopiero przed sobą trzecią dekadę na karku. - zrewanżowała mu się komplementem chociaż nieco kpiącym ale humor chyba jej dopisywał.

- Bo tak jest. - przyznał mnich - Chociaż gratuluję odgadnięcia, zważając, że połowa mojej twarzy znajduje się gdzie indziej. - uśmiechnął się mnich - Może, jeżeli się uda, to kiedyś udamy się razem w jakieś obce strony? Słyszałem, że na dalekim wschodzie posiadają magię i bogów, absolutnie różnych od tego co my znamy.

- Może. Tam jeszcze nie byłam. Ale cóż z planami śmiertelników wobec woli bogów. Więc zobaczymy. - odparła zadumanym i nieco nostalgicznym tonem uśmiechając się gdzieś do przeszłości albo przyszłości.

- Trzymam cię za słowo. - uśmiechnął się mnich - Dziękuję, że poświęciłaś mi trochę swojego czasu i otworzyłaś trochę serce. Nie będę już zawracał głowy i tak mam jeszcze kilka spraw do omówienia z kilkoma członkami zboru. - skłonił się wyroczni i ruszył do Sigismundusa.

***

- No dobrze, mój drogi. Opowiadaj co tam się wydarzyło. Aż zżera mnie ciekawość. - mnich przywitał aptekarza uściskiem i usiadł obok nurglity.

- Oh, to może nic takiego. - odparł aptekarz gdy mnich się do niego dosiadł. - I właściwie nie wiem czy to ma sens skoro te nasze ladacznice są takie oporne na dary Oster. - spojrzał nieco zasmuconym wzrokiem na grupkę młodych kobiet jakie siedziały przy stole trochę dalej skoncentrowane wokół swojej gwiazdy centralnej czyli czerwonej milady o czarno - granatowych włosach zaplecionych w liczne warkoczyki.

- Ale wtedy jak mi któregoś razu powiedziałeś, że co ja niby robię dla nich, że oczekuję, że się dadzą zasiać no to wziąłem to sobie do serca. I jak to robiłem swoje rzeczy gdzieś mi się to tłukło po głowie. No i chyba coś mam. - powiedział jakby już się chociaż częściowo pogodził, że ich koleżanki “są na nie” nawet jeśli go to bardzo denrwowało i zasmucało. W końcu w jego oczach zbór by zyskał z pół tuzina noscieielek gdyby się zgodziły wszystkie. No albo chociaż część z nich. I niezmiennie bardzo nad tym bolał odkąd wrócili do miasta z Jaskini Oster.

- No to mam różne specyfiki. Na zwiększenie szans na ciążę, na zapobieganie, na zbicie ciąży, na zwiększenie albo zmniejszenie libido, ziółka nasenne i tak dalej więc jakby coś potrzebowały to mogę im to zrobić. Tobie zresztą też. Albo innym. Chociaż ostatnio to mnie te nowe mikstury i hodowla zajmuje no ale i dla koleżanek czy kolegów to jakoś ten czas wygospodaruje. No ale to ja nie o tym. - dał znak, że podtrzymuje swoją ofertę służenia pomocą różnymi miksturami dla pozostałych członków zboru. Ale widocznie zaznaczył to tylko mimochodem w nawiązaniu do rozmowy sprzed paru dni.

- No to mi się przypomniało, że kiedyś… No chyba rok… Albo dwa lata temu. A może już trzy? No jeszcze nie byłem z wami w każdym razie. No to dostałem wezwanie do sprawy w domu. Raczej nie chodzę na wizyty bo ja nie cyrulik ani medyk. Ale prosili, mówili, że sprawa pilna, że panna w potrzebie no i, że jak trzeba to dopłacą. No to poszedłem. - zaczął relacjonować swoje zdarzenie w jakim uczestniczył już jakiś czas temu. No i okazało się, że tam na miejscu zastał ową pannę w potrzebie. Zakleszczoną z koziołkiem. Co strasznie wszystkich zawstydzało więc prosili o dyskrecję. Sigismundus pomógł im w potrzebie. Przyjął pieniądze. I się nasłuchał mnóstwo próśb i tłumaczeń.

- Hehe a rozumiesz Otto, okazało się, że ten koziołek to taki medalowy był i rozpłodowy, główne źródło utrzymania i dumy rodziny. I chyba starszy bardziej się o niego i jego hehe narzędzie pracy martwili niż o tą pannicę. Bo to jakaś bratanica ich była czy coś takiego. Z tej wsi co tam w lesie stoi. No i właściwie to ci mówiłem, mnie takie rzeczy nie interesują. Wyszedłem i właściwie zapomniałem o sprawie. Czasem tą młódkę widywałem na targu. Na stoisku z hehe kozami. I mi się przypomniało właśnie bo ją niedawno widziałem na targu. Skłoniliśmy się sobie i tyle. Ona zawsze czerwienieje jak mnie widzi. To nawet nie podchodziłem. Ale jak tak ostatnio pytałeś co mógłbym zaoferować tym naszym ladacznicom to tak mi się to wszystko przypomniało. Im to chyba żadna różnica czy koziołek na dwóch czy czterech nogach nie? Sam widziałeś jak przebierają nóżkami na tą orgię przy kamieniach. To pomyślałem, że mogłoby to je zainteresować. Ale teraz to sam nie wiem. Chciałem je jakoś zachęcić aby któraś się zgodziła, chociaż jedna na zasianie. Albo potargorać. Albo niech jakąś inną załatwią. Przecież Onyx o jakiejś mówiła ostatnio. Ale teraz to sam nie wiem co z tym zrobić. Przydałoby się więcej nosicielek, no przydało. Algebra i kalendarz mówią, że z tych dwóch co teraz mamy to na koniec miesiąca będzie może półtorej tuzina, może dwa, może trochę więcej. No coś jest na początek ale cóż to jest w skali całego miasta? Ja to planuję wypuścić całe hordy, jak szarańczę. Ale na taką ilość to na pewno nie na teraz. Może za parę miesięcy. Ale nie teraz. - aptekarz póki opowiadał owe zdarzenie sprzed roku czy dwóch to dość zabawnie. Chyba traktował to jako zabawną anegdotkę. W miarę jednak jak schodził na tematy dla niego ważne czyli hodowlę no to spoważniał i wydawał się coraz bardziej strapiony. Bo ta chociaż zaczęła się dość dobrze i mógł już się pochwalić pierwszymi sukcesami to jednak w relacji do planowanej akcji nie rokowała na zbyt wielkie sukcesy przy dwóch nosicielkach jakimi w tej chwili dysponował.

Mnich przyklasnął aptekarzowi słysząc jego sugestię.
- Brawo, bracie. Wiedziałem, że coś wymyślisz. Więcej much złapiesz na miód i tak dalej. - mnich spojrzał na zgromadzenie Slaaneshytek - O ile nasze drogie siostry mogą się lękać, aby użyczyć Ci swoich łon, to może pomogą Ci pozyskać jakieś bardziej chętne. A właśnie. - miną mnicha delikatnie posmutniała - We śnie odwiedził mnie Vigo, niech robaki Nurgla grzeją jego duszę. Chciał przeprosić, że choroba, gorączka i kaszel nie pozwoliły mu dobrze przekazać wiadomości. Nie potrzebujemy "królewskiego" łona, ale takiego o błękitnej krwi, wiięc szlachta. Jest to najwyraźniej kluczowe w sprowadzeniu Oster. - mnich się nieco dłużej zastanowił nad opowieścią o koziołku - Za jaką ceną sprzedają takiego koziołka?

- A nie wiem. Nigdy mi do niczego nie był potrzebny to nie szukałem pewnie na targu będzie jakiś wnastwpnym tygodniu. Pewnie tańszy od konia czy krowy. - grubas wzeuszyl swoimi krzepkimi ramionami na znak, że handel kozami jest mu dość obcy.

- Nie potrzebujemy królewskiego łona? Dziwne. Bo Strupas mi właśnie o nim mówił jak słuchał Vigo ostatniej nocy gdy tutaj był. Jakoś tak, że potrzebne jest blogoslswione łono królewskiej krwi aby wydało na świat wyjątkowy owoc. No i ja myślałem, że chodzi o ten miot Oster. Jak się trafi jakaś nosicielka co jest królewskiej krwi i tak dalej. Tylko właśnie dlatego mi się to wydało ciężkie do zrobienia. Bo skąd tu taką wziąć? Nawet jakby Pirora się zgodziła no to nie umniejszając jej to ona nie jest królewskiej krwi. Przynajmniej nic takiego nie słyszałem aby mówiła. Chociaż gdyby chodziło o szlachcianki to by łatwiej było. Bo my mamy Pirore, u Grubsona jest ta Btetonka, no i w ogóle tej szlachty to w mieście trochę jest. To by było łatwiej niż z jakąś królewna czy księżniczką. Tylko wtedy mi nie pasuje do tego to gadanie o królewskiej krwi. Mógł powiedzieć, że o szlacheckiej albo błękitnej no to by było wiadomo o co chodzi. - Sigismundus zastanawiał się obracając nowy pomysł mnicha w głowie na różne strony gdy powoli go omawiał. Wydawał się być nieco zmieszany tymi różnymi interpretacjami słów posłańca Oster.

- A koziołki tak, ja bym chętnie ich użył aby któraś się zgodziła i nawet jak nie one to właśnie by mogły jakąś inną dać. Liczy się sztuka. Zwłaszcza, że mamy mało czasu to nie ma co wybrzydzac. Dobrze, że Lilly tą Dorne zaprosiła i namówiła. To byśmy trzy nosicielki mieli. A te królewskie czy błękitne łono to ja bardzo chętnie ale ważne jest aby mieć jak najwięcej nosicielek w ciągu powiedzmy następnego tygodnia. Potem to już może być za późno aby dar Oster zdążył się rozwinąć na czas turnieju. Chyba, że znów przesuną turniej to znów zyskamy na czasie. Ale na tą chwilę to kolejne dni i tydzień będą kluczowe dla hodowli. - aptekarz wydawał się być zmartwiony tym jak mają mało nosicielek w porównaniu do planów ich użycia. Żel, że okienko gdy można było je zasiac aby zdążyć na termin turnieju zmniejszał się z każdym dniem. Potem nawet jakby się to z jakąś udało to bardzo możliwe, że nie zdążą się one rozwinąć do stadia dorosłych owadów jakie miały zaatakować znamienitych gości.

- Być może jak źle rozumiem jego dzisiejszą wiadomość. Sny zawsze się rozwiewają tak szybko. - Otto głęboko się zastanowił - Pytał, czy mi mówiliście o królewskiej krwi, błogosławionym łonie i owocu. Że sam myślał, że chodzi o szlachciankę, bo królewska i błękitna krew brzmią podobnie. - mnic zmartwił się - Być może, zła interpretacja z mojej strony. - mnich się poważnie zastanowił - Może nie chodzi o dosłownie "królewską" krew? Metaforycznie? Ciekawe, czy któraś niewiasta ma odgrywać rolę królowej na festynie? Albo, któraś z tych aktorek podczas sztuki?

- Rolę królowej? A nie wiem. One chyba jeszcze nie przyjechały. To Pirora najwięcej wie o tym teatrze. Ale tak! Heinrich to świetnie wymyślił z tymi aktorkami i przedstawieniem! Genialne! - aptekarz kiwał głową do słów mlodszego kolegi i sam się nad tym zastanawiał. Ale gdy przypomniał sobie o pomyśle zasiania aktorek jaki przedstawił Heinrich to aż prawie podskoczył z radości i odszukał go spojrzeniem obdarzając pełnym wdzięczności uśmiechem. Po czym wrócił do rozmowy z Otto.

- Tylko one musiałyby być tutaj a nie tam w stolicy. Tam się di nich nie dobierzemy. Dopiero tutaj. No i mówiłem ci, czas zasiania gra kluczową rolę więc dla nas najlepiej aby przyjechały jak najprędzej. A jak się dobrać do ich majtek aby je zasiac no to już inna sprawa. Jak widzisz że mnie żaden amant i kiepsko mi to wychodzi. - uśmiechnął się nieco smutno gdy mówił o swoich mniej doskonałych stronach. Za to miał sprecyzowany pogląd na to jak można by użyć samych aktorek gdy już będą tu na miejscu. Pomijając chwilowo taki detal jak samo ich zasilanie.

- Aha. No i to trudne do oszacowania kiedy czerwie wyjdą na zewnątrz. Bo te małe to szybciej a duże dłużej. Ale które są które to da się poznać dopiero po wylinkach. A trzeba by mieć do nich dostęp. Bez tego trudno by było zaplanować moment wyjścia tak jak to Heinrich opisywał. - mając naturę uczonego Sigismundus dość sprawnie brał na warsztat kolejne aspekty tego eksperymentu w ogóle nie zwracając uwagi na ich moralny aspekt. Zdawał się go obchodzić tylko wydajność, wielkość i precyzja hodowli, los nosicielek wydawał mu się być obojętny o ile nie wadziło to w hodowle.

- Ale z tą królewska krwią to zamieszał. Ja w pierwszej chwili myślałem, że chodzi o jakąś księżniczkę. Bo kto inny może być królewskiej krwi? No same zmamienite rody są zawsze blisko tronu. A nie słyszałem aby ktoś taki był u nas w mieście. Może w Saltburgu? Bo jest parę znamienitych rodów jak ci van Zee ale oni są z Marienburga. Van Hansen ale chociaż to wyższa półka to nie wiem czy są spokrewnieni odpowiednio wysoko. No i jeszcze inni ale to to samo, w genealogię im nie zaglądałem. Terazjest ich więcej no część przyjechała na turniej ale czy jest wśród nich jakaś ladacznica królewskiej krwi to nie wiem. Dlatego mnie to tak zmieszało jak mi Strupas przekazał co mówił Vigo o tej królewskiej krwi. A. jeszcze miało być błogosławione. Z tym błogosławieństwem to w ogóle nie wiem o co chodzi. Szkoda, że to od Vigo a nie od Mergi albo zapisków. To by można popytać albo poczytać. Może jeszcze raz siądę do tych zwojów. Może mi coś umknęło. Albo Mergi się zapytam. - zagadnienie królewskiej krwi i wyjątkowego owocu jakie miało wydać frapowało aptekarza ale na razie miał trudność jak rozwikłać tą przepowiednie umierającego herolda Oster.

- Dobry pomysł. - minch westchnął - Dziś jeden z moich pacjentów rozpoczął pożar w bibliotece. Zastanawiam się, czy nowy herold Oster się ujawnił, skoro stary rośnie teraz w ogrodzie Ojczulka.

- Pożar? Ee… To jeszcze nic nie znaczy. Ale może, może… Kto wie. Ja jak na razie mam masę planów i roboty. No i hodowli. A tu widzisz nie wiadomo już gdzie ręce włożyć. Tyle potrzeb a tak mało rąk do pracy, tyle pytań a tak mało odpowiedzi. - aptekarz pokręcił głową i westchnął nieco markotnie gdy omawiał ten ogrom prac i planów do swoich skromnych możliwości.

- To co? Pogadasz z tymi naszymi ladacznicami aby się któraś zgodziła? Albo chociaz znalazła zastępstwo? Mi to obojętne która, liczy się sztuka. No oby tylko była płodna w zdrowy miot. Reszta to mi nie zależy. Sam widzisz mam kontakt na dorodnego koziołka z rodowodem i ladacznice co się lubi z nim bawić to pewnie by się dogadały. Ale ja potrzebuje nosicielek. Jak najwięcej i jak najszybciej. Nie ma co wybrzydzać. Każda sztuka i dzień są ważne i straty będą nie do nadrobienia. - poprosił młodego mnicha o wsparcie na tym krytycznym dla hodowli polu. Są wydawał się obłożony zadaniami ale był na tyle zaangażowany i oddany sprawie, że był gotów się z nimi zmierzyć.

- Oczywiście i tak mam do nich kilka spraw, między innymi ta znajoma Onyks. Ty może porozmawiaj z Mergą. Wyrocznia widzi rzeczy, na które my nawet nie wiemy, że jesteśmy ślepi. Może wskaże ci to błogosławione królewskie łono. - Otto poklepał aptekarza po ramieniu i zostawił go z rozważaniami. Postanowił podejść najpierw do Onyks, już jakiś czas inne rzeczy zajmowały mu powinność wobec przyszłej Nurglitki.
- Onyx, mogę zająć ci sekundkę, kochanie?

- Oby. Bo niezbyt mam pomysł jak należy czytać te słowa Vigo. Brzmią ciekawie i jakby coś z tego wyszło to by było cudownie. Taki owoc królewskiej krwi musiałby być bardzo majestaryczny. - aptekarz pokiwał swoją bycza głową zgadzając się z pomysłem kolegi ale przyznając, że słowa proroctwa Vigo są dla niego zagadką. Nie zatrzymywał dłużej Otto i klepnął go po przyjacielsku na drogę. Po chwili młody mnich siedział już w narożniku stołu zajętym przez wyznawczynie Księcia Przyjemności. Onyx spojrzała na niego wzruszyła ramionami, wstała z ławy i odeszła z mnichem kilka kroków czekając na to co ten powie.

- Chodzi o tą twoją koleżankę, która rozważa przyjęcie Dziadunia jako swego patrona. Sigismundus poprosił mnie, abym porozmawiał z nią jako reprezentant wiary. - mnich delikatnie wzruszył ramionami - Wiesz jaki on jest, od razu pewnie chciałby jej robale włożyć, więc chciał, abym ją delikatniej wprowadził w tajniki. Mogłabyś zorganizować dla nas spotkanie?

- No nie wiem czy Laura jest gotowa na nauki Dziadunia. Ale akurat różne robale, szczury, pająki i inne takie obrzydlistwa to lubi. Jak się ktoś trafi co chce ją oglądać jak się tak zabawia to płaci sporą sumkę i ogląda albo nawet się przyłącza. Najgorzej jak chce dwie dziewczyny do zabawy to wtedy któraś z nas musi dołączyć do Larwy. Tak ja nazywamy. Laura Larwa. Albo Lala. Ale, że tacy klienci nie trafiają się zbyt często to zwykle Laura pracuje tak jak i my. Ale trzyma w jednym z pokojów to całe obrzydliwe talatajstwo na wypadek gdyby się ktoś taki trafił. Więc jakimiś nowymi robalami mogła by być zainteresowana. Ale nie sądzę aby była zainteresowana zdobyciem kurzajek, pryszczy, krwawej biegunki czy innego chłamu. - Onyx trochę się zdziwiła słysząc jak Otto zinterpretował jej wcześniejsze słowa o koleżance z pracy. Szybko to jednak wyjaśniła dokładniej jak to z nią jest i dlaczego przyszła jej do głowy jako kandydatka do zasiania.

- Ah, wybacz. Pomyliło mi się z naszą najnowszą siostrą, zabiegany ostatnio byłem. Tak czy inaczej chętnie się z nią spotkam. O ile Sigismundus chętnie by ją dodał do hodowli, to może przekonam go, aby na razie ją przyjął jako pomoc przy niej. - mnich się uśmiechnął - A teraz chodź do swoich sióstr w wierze, mam propozycję od naszego aptekarza i nie martw się, na pewno się wam spodoba. - mnich wrócił do ławy gdzie siedział część rodziny oddana Slaanesh.
- Moje drogie, wyglądacie tak pięknie zebrane razem, że trudno się powstrzymać. - uśmiechnął się łobuzersko - Sigismundus chciał przeprosić za swoje słowa, dotyczące was. Jego oddanie Ojczulkowi i chęć uiszczenia dzieła Oster sprawiły, że zapomniał o dobrych manierach. Chciał przekazać dla was ofertę. Wśród swoich specyfików posiada wiele ziół i środków alchemicznych, które znajdą zastosowanie w łóżku i poza nim. Maści na wysypki, tabletki na stanie kuśki, czy też środki na wpływające na ciążę. Bardzo chętnie je wam zaoferuje, bez opłat oczywiście. I o ile byłby zaszczycony mogąc dołączyć was do swojej małej menażerii lęgowej, rozumie że chcecie oddać swoje łona innym celom. Byłby za to wdzięczny, gdybyście mogły wypatrywać potencjalnych matek dla jaj Oster. Chętnych lub mniej. Samotne kobiety, jakieś przejezdne, które mogą z przykrością zniknąć w nocy.

Sądząc po minie Onyx to zdradzała spory sceptycyzm czy Sigismundus jest w stanie zaoferować jej i koleżankom coś interesującego. W sprawie Laury obiecała, że z nią porozmawia. Większość wieczorów miały pracujące a poranki odsypiały tą pracę. Więc pewnie najłatwiej się umawiać w środku dnia albo przed pracą. Juro wieczorem też idzie do zamtuza i Laura powinna tam być to z nią pogada. Nie spodziewała się aby była chętna na zmianę swojej lubianej i dochodowej pracy na rzecz pomagania przy hodowli robali ale kto wie? Zapytać można. Raczej Onyx spodziewała się po koleżance, że ta by chciała kupić lub dostać takie nowe dla niej okazy. Ale tego też nie chciała za nią obiecywać i obiecała, że ją jutro zapyta.

A jak wrócili do czerwonej lady i jej wianuszka dworek to dziewczęta wysłuchały go z zaciekawieniem. Potem popatrzyły po sobie i jak zwykle pierwsza głos zabrała ich liderka czyli Łasica.

- No to podziękuj mu za tą chojna ofertę. Jak za darmo to dobra cena. Ale nie chciałabym być w jego skórze jak tam dosypie jakiegoś świństwa. Rodzina nie rodzina, policzymy się z nim. - odparła włamywaczka i jednocześnie dziewczyna z ferajny zdradzając przy okazji, że nie w pełni ufa aptekarzowi i jego specyfikom. Chyba podejrzewała, że mógłby czegoś tam dodać na cześć i chwałę swojego patrona. Zresztą koleżanki też bo poparly ją kiwaniem głów.

- A z tą "hodowlą" to kompletna porażka. Nie dość, że chodzi o to aby dać sobie wstrzyknąć jakieś robale to jeszcze to takie zimne. W ogóle nie zna się na robieniu bajery. Jak tak to będzie sprzedawał to chyba mu zostanie Silny aby mu jakichś frajerek nałapał. Nie wierzę, że któraś może być na tyle głupia aby zgodzić się zostać częścią hodowli robali w sobie. - włamywaczka pokręciła głową dając znać, że jej zdaniem już samo podejście aptekarza nie rokuje mu szans na znalezienie zbyt wielu ochotniczek.

- To prawda. Ja na pewno się nie zgodzę. Ale jakby nawet Fabi to zaproponować a ona lubi być posłuszna, uległa i być podmiotowo traktowana podczas zabaw to nie sądzę aby ona się zgodziła. A naprawdę rzadko czemus odmawia. Łasica ma rację, to cud będzie jak złapiecie na ten haczyk kogokolwiek z miasta. Haczyk musi mieć przynętę. - Pirora też zabrała głos dołączając się do tej krytyki metod Sigismundusa. I na przykład wzięła bretonska koleżankę jaką wszyscy tutaj zdołali poznać chociaż pobieżnie jako bardzo pokorną i posłuszną niewolnicę wykonującą wszelkie polecenia swoich koleżanek i kolegów. Ale nawet z nią Averlandka wątpiła aby się to udało uzyskać jej zgodę na świadome zasianie.

- Ale moje dziewczęta. Mimo wszystko chodzi o nasz wspólny cel. O zadanie ciosów naszym wrogom. A z tego co widzę to przynosicie chlubę mojej matce i naszemu patronowi bo macie najwięcej znajomych jakim możecie się dobrać do majtek i tego co jest pod spodem. Może same nie musimy poświęcać się w ten sposób dla nowych doświadczeń i doznań ale jednak szkoda by było jakby potem mam wypominano, że w ogóle nic nie zrobiłyśmy w tej zaszczytnej sprawie. W końcu to cel do jakiego nasza Soria też dorzuciła nieco swoich płynów ustrojowych to i chyba my możemy pochylić się nad tym projektem. - niespodziewanie Soren zabrała głos pozwalając aby jej drogie i eleganckie buty spoczęły między udami Łasicy wciskając się tam coraz bardziej aż ta jęknęła cicho. Dłonią zaś pogłaskała nieco piegowaty policzek Pirory skutecznie przykuwając ich uwagę. No i zaskakując.

- No ja już mówiłam o tej Laurze. Właśnie o tym rozmawiałam z Otto. - zaznaczyła od razu Onyx wskazując na stojącego obok kolegę. Dziewczęta zaś wydawały się nieco zbite z pantalyku.

- Rozumiem waszą niepewność, ale nie wierzę, że Sigismundus zniżyłby się do takiego zagrania. Zważając, że mogłoby się to bardzo szybko zwrócić przeciwko niemu. Jeżeli mam nazwać rzeczy po imieniu, on chce po prostu kupić waszą współpracę. - mnich wzruszył ramionami - Po prostu prosi o pomoc w znalezieniu potencjalnych nosicielek. Przy okazji, wskazał mi potencjalną rekrutkę dla was. Kilka lat temu, udzielał pomocy młodej dziewczynie, która znalazła się w bardzo… wstydliwej sytuacji z rozrodczym czempionem, koziołkiem, w roli głównej. Jeżeli dziewczyna ma takie smaczki, mogą ją też ciągnąć inne przygody. - mich się chwile się zastanowił - Czy w sumie… To jego pomysł, tak przy okazji. Też nie chciałybyście takiego koziołka?

- Koziołka? - sądząc po minach i łotrzyc i szlachcianek to ostatnio ich relace z grubym aptekarzem pogorszyły się na tyle, że były mocno mu nieufne i nieprzychylne. I pierwszą reakcją na jego osobę albo coś co od niego pochodziło było to, że “są na nie”. Pod tym względem Sigismundus chyba dobrze to wyczuł, że poprosił Otto jako pośrednika bo jak z nim slaaneshytki miały ostatnio cieplejsze relacje to na odwrót niż z nim. No i chociaż były skłonne wysłuchać młodego mnicha co w przypadku aptekarza wcale nie było takie pewne. Teraz jak im przedstawił sprawę o jaką go poprosił grubas z apteki to znów widział, że w pierwszej chwili na ładnych twarzyczkach pojawia się sceptycyzm i niedowierzanie. Chyba wcale nie były takie pewne czy by im czegoś nie dosypał od siebie do tych oferowanych specyfików. Jednak wcześniejsza uwaga Sorii nieco je zbyła z pantałyku a dalsza część tego co mówił Otto chyba je zainteresowała.

- Ja to raczej nie. Chyba, że dla Fabi. Ale musiałabym ją zapytać. - Pirora odparła pierwsza z delikatnym powątpiewaniem aby dać znać, że osobiście nie jest zainteresowana takimi atrakcjami. Pozostałe dziewczęta jakby się zawahały.

- I on zna takie wesołe dziewuszki? No popatrz, kto by pomyślał… - Łasica prychnęła i posłała przez stół spojrzenie aptekarzowi ale ten nie zwracał na nią uwagi zajęty rozmową z rogatą wiedźmą.

- No cóż… Jakby się dało to właściwie mogłybyśmy poznać tą wesołą dziewuszkę. I zobaczyć jakie to miewa przygody z tymi koziołkami. - liderka wężowych dziewcząt ostatecznie wydawała się być zainteresowana poznaniem owej pechowej pacjentki Sigismundusa sprzed sezonu czy dwóch. Chociaż na razie niczego więcej nie obiecywała.

- No dobra i niech wam będzie. Poszukamy jakiś dziewczyn na nosicielki. Zresztą Onyx to już znalazła tą Laurę to chyba coś już się przyczyniłyśmy nie? - niebieskowłosa w końcu westchnęła zwalczając własną niechęć to tego projektu i zgodziła się chociaż spróbować rozejrzeć za jakimiś kandydatkami do tej hodowli jaj Oster.

Mnich odetchnął. Cieszyło go, że udało się chociaż odrobinę przekonać dziewczyny do współpracy z Nurglową częścią rodziny.
- Cała rodzina będzie wam wdzięczna. Och, Piroro, najdroższa. Jeżeli będziesz widziała się jutro z Fabienne, przekaż jej proszę, że najpewniej pojutrze odwiedzę ją z Silnym. Trzeba przygotować, naszego Herolda Norry. - uśmiechnął się - Och i kiedy planujecie wycieczkę do Zwierzoludzi? Miałem nadzieję porozmawiać z którymś… mam nadzieję, że zostawicie jakiegoś na tyle przytomnego.

- Dobrze, przekażę jej. Ale lepiej zostaw Silnego gdzieś na zewnątrz. Albo się z nim jakoś umów na mieście. Bo chyba wiesz jaki rzep z tej Gertrudy. A Silny to nie jest osoba jaka wzbudza zaufanie swoim wyglądem. - Pirora pokiwała swoją jasnoblond głową obdarzając kolegę ciepłym uśmiechem. Na co Łasica prawie weszła jej w słowo.

- W ogóle nie znacie się na bajerowaniu i kombinowaniu. - zaśmiała się dobrodusznie jak starsza siostra obserwująca poczynania młodszego. - A po co wam Fabi jak macie romans do Anniki? - zapytała raczej retorycznie patrząc na nich oboje. Bo zaraz zaczęła dalej. - Tam gdzie jest Fabi tam i Gertruda. Zwłaszcza jak wyjeżdżają z rezydencji. Tylko do Pirory się jakoś przyzwyczaiła na tyle, że stara rura siedzi ze służbą. I na jakichś przyjęciach i balach co to wielcy państwo nie życzą sobie oglądać jakichś starych rur i innej służby. No chyba, że takie ładne i gorące kelnerki jak my. I ta ruda małpa. - łotrzyca zaśmiała się wesoło wskazując na swoją partnerkę. Ta sprzedała jej kuksańca za tą “rudą małpę” i obie zachichotały.

- Annika to służąca Fabienne. Przynajmniej tak oficjalnie. Niech ta ją pośle po coś do miasta i tam się z nią umówcie. Albo nawet ty Otto tam się umów aby ją zabrać to pójdziecie we dwoje. I już z Silnym czy nie to już tam się jakoś umówcie. - dziewczyna z ferajny gładko wyjaśniła jak sobie wyobraża spotkanie z Anniką na dogodnych warunkach.

- Aha i jak będziesz się z nimi widział, to daj im znać, że my tą Annikę bardzo chętnie poznamy. Zresztą tą Marisskę też bo brzmi bardzo apetycznie. No i Fabienne też, żeśmy dawno nie poniewierały, na pewno się stęskniła. Chociaż to jutro u Pirory powinna być na psalmach żałobnych. - Burgund dorzuciła coś szybko od siebie ale w ostatniej chwili przypomniała sobie, że jutro jest Festag to zapewne znów się spotkają w komplecie w loszku Pirory po porannej mszy.

- A na tego Gnaka to sobie wsiądziemy w pełnię. Pełnia jest w Aubentag na Marktag. My jedziemy już w dzień, zająć miejsce, przygotować i tak dalej. Startujemy w południe z “Mewy” ale jak nie zdążysz to sam dojdź. To przy kamieniach od zachodniej bramy. Tylko damulki będą musiały kombinować i pewnie jak będą to dopiero przy północy bo muszą swoje ładne koleżanki pospać. - Łasica dalej nawijała gładko i ze swadą ochoczo rozmawiając o tej orgii ze zwierzoludźmi na jaką szykowały się już od zeszłego miesiąca.

- No cóż, zasugeruję to Annice. Ostrzegam, dziewczyna lubi, jak się jej usługuje. - mnich się uśmiechnął - Fabienne byłaby nie aż tak potrzebna, jak jej sakwa. Może was to zdziwić, ale nie płacą mi dużo za moją służbę w hospicjum. - Otto się zastanowił. Południe z "Mewy"? Postaram się z wami udać, wasi partnerzy spodziewają się gromadki pięknych kobiet. Pewnie by sądzili, że jednooki mnich popsuje atmosferę i nabiliby mnie na coś długiego, zanim bym dotarł do kamieni.

- Lubi jak jej się usługuje? - obie łotrzyce zbystrzały jak harty które wyczuły obiecujący trop. - No popatrz jaka wspaniała, mądra dziewczynka! To ją zapewnij, że my jej będziemy usługiwać bardzo chętnie! Cokolwiek sobie zażyczy. Zwłaszcza jakby miało być bez ubrań i coś mocno nieprzyzwoitego! - zapewniła go gorąco Łasica a Burgund ochoczo jej zawtórowała.

- A z tą sakiewką Fabi no to nie moja sakiewka to niczego ci nie będę za nią obiecywać. Chociaż… Pewnie jutro się z nią spotkamy u Pirory… To się z nią pogada o tej Annice. Na tyrana to nasza Fabi nie wygląda to myślę, że powinna dać się uprosić aby dała wam pieniądze na zakupy. Zresztą na pierwszy raz to pewnie i tak pójdziecie tylko oglądać i przymierzać a pół dnia albo cały i tak zejdzie. To jak z kupowaniem ubrań. Zanim cię zmierzą, zważą i tak dalej to czas ucieka. - niebieskowłosa rozważała tą myśl o tych zakupach dla Anniki jakie powinna zasponsorować jej pani ale raczej wydawała się być dobre myśli.

- I oczywiście, że cię zapraszamy na to spotkanie w pełnię. Przecież wszystkich was już zapraszałyśmy. I chyba Joachim jeszcze będzie. No nasze panny od Grubsona. A reszta to nie wiem, jeszcze się nie deklarowali. - liderka slaaneshytek popatrzyła po tej lekko chwiejącej się na łagodnych falach ładowni jakby liczyła kto dał jaką odpowiedź na to zaproszenie do kameni za miastem na spotkanie towarzyskie ze zwierzoludźmi.

- I nie bój się. Ja nie wiem czy oni gustują tylko w kobietach ale ostatnio była Genda a ona jest bardzo podobna do naszej Lilly tam poniżej pasa. No i jak będzie miło to kto wie? No zawsze Lilly możesz poprosić, ona lubi takie zabawy. I możemy zapytać… Hmm… Właściwie to Lilly musiałaby zapytać. W każdym razie no jak pojedziesz z nami to się raczej nudził nie będziesz. Śpiew, wino, muzyka, chętne, nagie kobiety no i zwierzoludzie. Mam nadzieję, że też chętni i nadzy. - Łasica poklepała go przyjacielsku po ramieniu zachęcając aby z nimi pojechał na tą schadzkę w najbliższą pełnię. Niezbyt chciała coś obiecywać za zwierzoludzi jakich teraz tu nie było przy rozmowie ale tutaj też wydawała się być dobrej myśli.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem