Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-04-2023, 12:29   #101
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Heinrich nachylił się zza Joachima, któremu nadal naruszał strefę komfortu, zupełnie jakby pilnował maga.
- Nie będzie trzeba nic dodatkowo zabierać. Jak wszystko przez głupich złodziei wyleci w powietrze, gdy chaosowym przedmiotem się pobawią. - odparł lekko - Tak, bomba magiczna by zamazała ślady. Nawet kawałek dowodu by nie zostało. Nie będzie nam Łowca Czarownic po mieście biegał za tym artefaktem, jak nie damy podstaw do podejrzewania, że takowy przetrwał. A co do potwora i bagien, dzwonków... - uśmiechnął się półgębkiem - Sami do niczego nie dojdziemy. Chyba, że do czegoś, co nas ubije. Potrzeba wybranego by prowadził do dziedzictwa Vesty.

- Tak jak mówiłem, George jest pod moją opieką. Jeżeli jednak chcemy go mniej legalnie stamtąd zabrać, mogę poprosić o dwie rzeczy. Aby do tego doszło po tym jak wyciągniemy Marissę i Thorne'a, oraz aby przy okazji wypuścić kilka innych duszyczek. Niech se swawolą. - Otto spojrzał na Heinricha - Ktoś mógłby dojrzeć jakiś schematów w wypuszczonych pacjentach.

- Więc zatrzyjmy ślady przez zamieszanie. Chaos w ucieczce pacjentów. - powiedział Heinrich.

- Zważając ostatni napad szaleństwa jaki nastał? Czemu nie. Jednak Fabienne miała adoptować Marissę, coś czego ta bardzo chce. A Pirora zatrudnić Thorne'a. Trzeba będzie schować nasze zbiegłe owieczki. - mnich wzruszył ramionami - I to może pchnąć Matkę Somnium do wysłania listu do swych przełożonych "Grupa szaleńców sezonowo ucieka z lokalnego hospicjum".

Joachim zrobił krok do tyłu i spojrzał nieco zdziwiony na Heinricha, jakby nie był w stanie go rozgryźć.
- To taki masz plan? Wysadzić Akademię w powietrze?

- Nie całą. - odparł beztrosko, nie odsuwając się od maga, a tylko wychylając się ku niemu, gdy ten się odsunął - Na pewno miejsce z artefaktem i cokolwiek więcej wybuch ogarnie. - niepokojący uśmiech zawitał na jego twarzy - Sprawdzi się twoja przepowiednia. I rozmyje możliwą magię pod chaosowym... zanieczyszczeniem odczytu. Jeżeli chcesz tam być... to trenuj ucieczkę. - wyszeptał ostatnie słowa do niego.

- Chwila, chwila, jaki wybuch? Coś było i tym, że mamy tam wpaść i zabrać kufer. Jakieś ciała podrzucić, no z tymi drzwiami albo psami coś je jakoś załatwić. Ale wybuch? A co? Masz jakąś bombę? - Silny nie odzywał się dłuższy czas przysłuchując się wymianie pomysłów przez kolegów i koleżanki ale w końcu zabrał głos gdy uznał, że ten plan, zaczyna sporo odbiegać od pierwotnego o jakim mówili wcześniej.

- Magiczny, oczywiście. Magią też możemy przybrać wygląd nieszczęsnych strażników, którymi się zajmiemy wcześniej, ale wybuch... To byłaby kulminacja tego szaleństwa. I Hertz czy Hartwig by nie doszli prawdy. Szczególnie jak martwych podrzucimy. - Heinrich spojrzał na Mergę - Wielebna? - człowiek zachęcił kobietę, która mogła teraz od siebie dać opinie.

Sądząc po minie łysego bandziora to nie wsmak mu były jakieś wybuchy a zwłaszcza magiczne wybuchy. Ale skoro padło imię rogatej zlotookiej to spojrzał na nią pytająco. Zresztą inni także.

- Wybuch magiczny mogłabym sprokurować ale musiałabym być na miejscu. Być może udałoby mi się przyzwać pomniejszego biesa aby wywołał taki efekt ale tego już jestem znacznie mniej pewna. Musiałabym to zbadać. Taki czart jakby się dał namowic do współpracy to może by wywołał efekt demonicznego wybuchu. Tylko znów musiałabym być na miejscu aby to sfinalizować. No i każdy kapłan czy mag mógłby potem wyczuć silne stężenie Dhar. Czyli mrocznej magii. - wyrocznia dała znak, że może i byłoby to w zasięgu jej możliwości ale sama do końca nie jest pewna efektu.

- Nie no, zaraz, zaraz. Wyrocznia to miała czekać na nas w lodzi razem z Egonem, Vasilijem i resztą. Aż przeładujemy fanty ze świątyni. A potem odpłynąć. - tym razem Łasica dostrzegła niezgodność w porównaniu do planu rabunku świątynnego skarbca jaki omawiała na początku spotkania. W nim Merga miała czekać na te fanty na lodzi aby niezwłocznie z nimi odpłynąć zanim władze własną na pomysł zablokowania portu czy inne takie reakcje na tak zuchwale świętokradztwo.

- Ja tylko dodam, że Versana w zimie mówiła coś o wybuchających głowach. Podobno jakieś ładunki niesli do piwnic akademii i któremuś wybuchła głowa. Tylko nie wiedziała czy to prawda. No ale jak mówicie o wybuchach w Akademii to mi się przypomniało. - dodała Pirora jakby jej się właśnie tamta luźna plotka sprzed pół roku przypomniała.

- To, co "oficjalnie" wybuchnie samo w sobie... jasne nie będzie. Wiadomo, że w skrzyni jest coś nieczystego, chaosowego, więc zdziwienia nie będzie, jak coś wyczują. - były Łowca Czarownic spojrzał na Mergę - Czy kogoś innego nie mogłabyś zrobić przewodnikiem dla swojej magii?

- O ile ktoś z was nie jest doświadczonym czarnoksiężnikiem z obyciem z precyzyjnym obrabianiem immaterium wyrwanego z Eteru lub paktowaniem z demonami to raczej nie. - odparła wyrocznia z lekkim uśmiechem bo na zaawansowanych w czarnej magii magistrów to zbór raczej nie był w nich zasobny. Mieli co prawda Joachima i Aarona ale byli na początku tej drogi oświecenia w sztuce czarnej magii.

- No cóż, może to być dobry test na siłę naszej wiary. - uśmiechnął się Otto - Plan Heinricha mi się podoba. Uzyskamy artefakt, inkwizycja będzie przekonana, że zginął bezpowrotnie i będzie potencjał "splugawienia" akademii.
,
- No to fajnie. Akademia mnie ni grzeje ni ziębi. Wysadzajcie ją sobie w cholerę albo spalcie. Obojętne mi to. Tylko jak tam ma brać udział czcigodna to nie będzie jej w łodzi przy nabrzeżu gdzie będziemy rozładowywać wóz z fantami. A jak będzie w łodzi przy nabrzeżu to nie będzie jej w Akademii. Tak tylko cichutko zauważam z poziomu dziewczyny z ulicy co by wam wielkim piśmiennym głowom i planom nie umklo. Skoro mnie i mój plan jak widzę macie w poważaniu. - zauważyła cierpko Łasica i wyglądała na porządnie zirytowana tym, że rozmowa się toczy jakby koleżanki i koledzy wyrzucili tydzień ich przygotowań i rozpoznawania świątyni w błoto i kompletnie nie biorą go pod uwagę w swoich rozważaniach. Zwłaszcza, że dała znać, że prawie wszystko jest już gotowe i jutro lub pojutrze można by się pokusić o wykonanie tego śmiałego numeru a to wiązało się z odpłynięciem rogatej wyroczni do jej północnej ojczyzny.

Otto spojrzał smutno na Łasicę.
- Masowy mord możemy też zrobić akademii. - zauważył mnich - Jeżeli wysadzimy cały budynek, to raczej też nikt nie będzie chciał imprezować. Rozumiem jak dużo pracy i wyrzeczeń musiałaś włożyć w to moja droga i nie chciałbym, aby to było bez rezultatów. - spojrzał na Heinricha - Co sądzisz? Zrobić tą bombkę tak o kilka pokoi silniejszą?

- No to sobie róbcie w tej Akademii co tam uważacie. Wysadzajcie, podpalajcie, mordujcie. Nic mi do tego. Ale niech to nie wpływa na naszą akcje w świątyni. Od tygodnia w niej z Burgund siedzimy a jak jeszcze dzisiaj Fabienne i Pirora zdobyły klucz to już w ogóle wszystko jest gotowe do akcji. No i Merga ma po niej odpłynąć z Kurtem i Vasilijem do Norski. Więc na moje oko to ta wasza akcja w Akademii będzie już bez Mergi bo będzie wtedy w Norsce albo do niej płynąć. Dlatego nie rozumiem czemu rozważacie jej udział. A jeśli ona by po naszej akcji miała zostać w mieście to cała akcja jest bez sensu bo przecież chodzi o to aby Merga mogła stąd odpłynąć wraz z funduszami na nową armię i resztę szpeja. - Łasica dalej wyglądała na zirytowana jakby tydzień jej roboty rozpoznawczej miał pójść w błoto. Zresztą nie tylko ona była w to zaangażowana. Podobnie Burgund a w mniejszym ale nie mniej kluczowym momencie także Averlandka i Bretonka. No i mowa o akcji w Akademii niejako wywracała ten ustalony wcześniej porządek i hierarchię celów.

Joachim ożywił się na słowa Mergi o możliwości użycia demona w akcji w Akademii i postanowił kontynuować ten wątek.
- Mistrzyni, pewne podstawy demonologii już opanowałem. Myślisz że wraz z Aaronem nie bylibyśmy w stanie kontrolować przyzwanego przez ciebie wcześniej demona?

- A co wybrańca Vesty to jak rozumiem Otto zlokalizował jednego w Hospicjum. Czy widzisz możliwość wyciągnięcia go stamtąd?

- A przypomnij mi mój uczniu. Ile przyzwań demonów masz na swoim koncie? - zapytała czarownica z północ z lekkim uniesieniem brwi.

- Gdyby chodziło o jakąś drobnostkę w komfortowych, kontrolowanych warunkach to wtedy by początkujący demonolog mógł się tego podjąć. Ale chodzi o akcje w warunkach mało komfortowych i taka jaka wymaga dodatkowego skupienia i doświadczenia. W praktyce i tak bym musiała być w pobliżu aby przejąć pałeczkę gdyby była potrzeba. No a skoro i tak bym miała tam być to dalej mamy ten konflikt między napadem na świątynię i uczelnie. I wybacz mi Joachimie ale tu chodzi o akcję gdzie nie ma miejsca na amatorów w danym fachu. To tak jakby początkującego włamywacza dać do otwarcia pod presją czasu i akcji kluczowych drzwi. To nie jest czas aby uczyć się fachu. - Merga pokręciła głową na znak, że na tak ważny numer jaki planują to potrzebni są pewni w swoim zawodzie ludzie.

- Jednakże nie jestem teraz pewna czy sprowadzenie biesa jest właściwym rozwiązaniem. To złośliwe i krnąbrne stworzenia. Jak tylko będą mogły to na pewno zrobią coś na opak. Teraz mi przyszło do głowy coś innego. Można by sprowadzić surową esencję Eteru. Zakląć ją w odpowiedni sposób. I w odpowiednim momencie uruchomić. W praktyce powstałaby bomba ze spaczonej energii. I tu byś mi się Joachimie mógł przydać bo takie bomby uruchomiałoby odpowiednie zaklęcie mocy. To byś mógł zabrać te artefakty i je uruchomić. No ale najpierw ja bym musiała to zrobić a to by mi zajęło czas. Nie wiem czy do Wellentag bym się z tym wyrobiła. No ale jakby mi się udało mielibyście magiczny wybuch bez mojej obecności. - wyglądało jakby podczas tej dyskusji w głowie wyroczni wykrystalizował się nowy pomysł. I go mniej więcej omówiła tak aby i dla pozostałych był on zrozumiały.

Joachim westchnął, kiedy Merga zgasiła jego pomysł by spróbował kontrolować demona. Chyba trochę się z tym pospieszył….

- Oczywiście mistrzyni, masz rację, że z demonami należy postępować ostrożnie, chociaż kiedyś też trzeba zacząć… - nie miał wielkiego wyboru, trzeba było jakoś z twarzą wycofać się z tego pomysłu.
- A co do tego zaklęcia Eteru, ciekawy pomysł i z chęcią tutaj pomogę jeśli byłabyś oczywiście w stanie znaleźć na to czas - stuknął swoją laską o podłogę dla podkreślenia tych słów.

- Zastanawiam się tylko, czy lepiej atak na Akademię zrobić równocześnie z atakiem na Świątynię, co by oznaczało rozdzielenie naszych sił, czy też poczekać na bardziej dogodny moment? - zastanawiał się na głos.
- Czy ludzie Silnego będą potrzebni w akcji w Świątyni?

- No raczej. Przecież tam będzie trzech czy czterech strażników. I to tych czarnych gwardzistów tej bladolicej kruczycy. A nie jakieś niedołężne dziadki. No ja z Burgund na pewno nie damy im rady. A póki się ich jakoś nie usunie nie ma co zabierać się za skarbiec. Lady Soria mówi, że może się z nimi spróbować no ale chyba rozumiecie, że lepiej aby nie była sama? Zresztą walka to zawsze jest hałas i krzyki. Rzadko kto odwala kitę grzecznie i cichutko. Znaczy podczas walki. I dlatego trzeba ich załatwić jak w pobliżu nie będzie miejskich strażników. Znaczy lamp bo oni chodzą w nocy z lampami. Trzeba wypatrywać czy jakieś lampy się nie zbliżają. To duży plac i główne drogi i największa i najważniejsza świątynia w mieście więc na pewno będa tamtędy co jakiś czas chodzić. Dlatego trzeba wybrać moment jak przejdą i załatwić sprawę jak najszybciej i najciszej. A potem jeszcze poznosić te fanty na wóz. Jak ktoś z nas oberwie na tyle, że nie będzie nadawał się do noszenia to też nam odpadnie jedna osoba i wszystko wydłuży. Dlatego trzeba mieć jak najwięcej tych silnych do załatwienia strażników. - tym razem Łasica mówiła szybko, sprawnie i bez wahania gdy rozmowa wróciła na tory akcji jaką z Burgund rozpracowywały od zeszłego Festag i miały już prawie wszystko zapięte na ostatni guzik.

- No właśnie. Bo gdyby chodziło o jakichś najemników, cieci, czy innych takich to my byśmy mogły spróbować ich obezwładnić podczas zabawy. Tak jak zimą Łasica w kazamatach robiła. No ale z nimi się tak nie da. Cholerni służbiści. Może w nocy, bez oficerów to by byli bardziej chętni no ale nie możemy ryzykować, że nas przegnają. Już to rozważałyśmy. Trzeba tam wejść i jakoś ich wyłączyć z działania. My uważamy, że trzeba im dać w łeb i pewnie zadźgać no ale trudno. Nie ma chyba innej rady. Chyba, że ktoś ma to niech się udziela. - Burgund wsparła kamratkę w omawianiu ich planu jak to sobie wymyśliły na te najbliższe noce. Soria potwierdziła, że chętnie wesprze tą akcję swoim udziałem ale czy nawet we trzy dadzą radę powalić jak najszybciej trzech czy czterech gwardzistów to nie było takie pewne. Gołym okiem było widać, że w tym punkcie planu przydałoby im się wsparcie.

- Ja już mówiłem. Mogę powozić. Do młócki to raczej nie. W razie czego Strupas to samo. Bo jak mamy teraz Dornę to moglibyśmy ją zostawić w aptece. I nawet we dwóch moglibyśmy coś pomóc. I jakieś ziółka czy co jak by potrzeba to też. Ale do młócki to raczej nie, raczej nie nasza branża. - aptekarz podtrzymał swoją deklarację sprzed paru dni, że on i garbus są gotowi wesprzeć ten napad na świątynie. Wskazał tutaj z wdzięcznością na kolczastogłową mutantkę która była istnym darem Papy bo zwalniała ich dwuosobowe dotąd zasoby na jakąś akcję poza apteką.

- Na moje oko to nie mamy tylu ludzi aby zrobić dwie grube akcje tej samej nocy. Zwłaszcza jak to by miało być teraz, w ciągu paru dni. Zresztą nie wiem po co się spieszyć z tą Akademią. Zrobimy świątynie, pojedziemy sobie na romantyczne spotkanie z Gnakiem przy najbliższej pełni, wrócimy i zobaczymy jak to będzie wyglądało. Zrobi się pewnie taki magiel jak zimą po kazamatach. Wszyscy będa szukać sprawców świętokradztwa. Więc Akademia powinna być mniej pilnowana. Wstawienie drzwi na wymiar to jak wam mówiłam, nie tak, że w jeden dzień się to zrobi. I żadne drzwi nie są problemem jak ma się klucz. Więc jak ktoś tam ma dostęp do Akademii to niech się zorientuje gdzie oni mają klucze. Może by się udało zrobić taki myk jak dzisiaj z Fabi u Pirory z tym bretońskim oficerem. - Łasica gdy chodziło o sprawy włamu wydawała się zaskakująco zdecydowana i konkretna gdy mówiła o swoich życiowym fachu. Niekoniecznie pasowało to do tego jak się lubiła zachowywać całkiem często na prywatnych spotkaniach czyli jak wesoła trzpiotka o niezbyt lotnym umyśle co tylko ciąglę myśli o jednym. I to zapewne czymś nieprzyzwoitym.

- A ja dodam, że za pomoc Joachimie dziękuję. Postaram się zacząć ten proces jak najszybciej. Pewnie już jutro. Tam u mnie pod zwaloną wieżą. Ale w ogóle nie byłam przygotowana do takiego zadania więc mi to pewnie parę dni zajmie. Jak masz ochotę to zajrzyj do mnie. - wyrocznia zwróciła się jeszcze do swojego młodego ucznia dając mu znak, że może do niej dołączyć podczas przygotowań owego magicznego rytuału. A potem oddała głos pozostałym.

Dziękuje mistrzyni - Joachim skłonił się w geście szacunku, zadowolony że pozna nowe sekrety mistycznej sztuki… - oczywiście pojawię się. Następnie spojrzał w zadumie na pozostałych.
- W takim razie wygląda na to, że wpierw świątynia, a później Akademia, dobrze…. - nie wydawał się tym zachwycony ale najwyraźniej brakowało zborowi środków i ludzi na kilka dużych akcji w tym samym momencie…
- Ja też planowałem udać się do Gnaka, natomiast pytanie czy równocześnie moglibyśmy o bagna zahaczyć?

- Jak chcesz to sobie zahaczaj. Ale po tej zabawie z Gnakiem i jego stadem my wracamy do miasta. Już ci mówiłam, że od kamieni do skraju bagna to z pół dnia marszu. Jak to sobie wyobrażasz? Po całej nocy zabawy mamy zasuwać pół dnia przez las po to aby wleźć i topić się w jakichś bagnach? Jak coś jest na tych bagnach to trzeba to porządnie zorganizować bo to pewnie ze dwa dni conajmniej by zajęło. A nie w dzień po porządnej orgii. Przecież my się nie zamierzamy oszczędzać to nie będziemy się do niczego nadawać. - Łasica spojrzała na kolegę z dezaprobatą. Ale starała się utrzymać chociaż neutralny ton. Jej zdaniem jednak nie było sensu aby łączyć te dwa punkty w jeden. Koleżanki pokiwały głowami, że się z nią zgadzają w tej materii.

- No…. myślałem, żeby się ewentualni9e od was odłączyć, ale to raczej by nie miałoby sensu jakbym bym sam… - czarodziej rozważał różne opcje.
- Może zapytam się zwierzoludzi czy coś wiedzą na ten temat albo czy mieliby jakiegoś przewodnika.
- Tobiasie, Aaronie, Heinrichu, ktoryś z was chciałby też wybrać się na bagna? Mamy dwa powody by się tam wybrać - ślady dziedzictwa Vesty oraz poszukiwanie składników dla mikstur Sigmindusa, prawda? Jeśli z powodu braku środków odsuwamy w czasie akcję w Akademii, to możemy wpierw tam się wybrać.

- Jak mówiłem niedawno ja niezbyt znam się na chodzeniu po bagnach ale skoro chodzi o tak zaszczytny cel to gotów bym był się podjąć. Tylko przydałby się ktoś w tym obeznany. Skoro ty i koleżanki zamierzacie celebrować najbliższą pełnię a chyba tą świątynię jak rozumiem mamy robić przed to raczej zostaje druga połowa tygodnia. Mnie to nawet pasuje bo bym musiał uprzedzić moich studentów i ich rodziców, że mnie nie będzie. Jednak pragnę zwrócić uwagę, że jeśli to byłoby po obrabowaniu świątyni to zapewne nie tylko naszej czcigodnej wyroczni już nie będzie w mieście ale też Normy i Vasilija. A wśród nas to chyba oni by się na tej materii znali najlepiej. - Thobias jak się odezwał to jak zwykle starannie dobierając słowa jak na człowieka wykształconego przystało. Zwrócił jednak uwagę, że tydzień, także ten nadchodzący ma tylko 8 dni a grafik już teraz robi się coraz bardziej zapełniony. Do tego chronologia wiązała ze sobą poszczególne akcje więc rzeczywiście gdyby obrabować świątynię to nie było już większego sensu aby Merga i gorący, zrabowany towar siedzieli dalej w mieście. A wraz z nimi miała odpłynąć ta dwójka jaka się najbardziej na tym znała.

- Ja też mogę wziąć udział. Albo Strupas. Ale tak jak mówiłem wcześniej, ktoś z nas dwóch musi zostać dopilnować apteki i hodowli. - aptekarz pokiwał głową na znak zgody ale prosił aby wziąć pod uwagę jego ograniczenia. No i gdyby brał udział w jakiejś wyprawie na zachód to opóźniłoby to jego wyprawę na wschód, do jaskini Oster aby tam założyć nową hodowlę, z dala od wścibskich oczu.

- My się trochę znamy. Chociaż bardziej na lesie niż bagnach. I na tych diabelskich bagnach to wcześniej nie byłyśmy. - zgłosiła się Lilly nieco niepewnie wskazując na siebie i Dornę. Ta pokiwała swoją kolczastą głową ale na razie się nie odzywała.

- No to i ja bym mogła się przejść. A zapewne miasto po rabunku świątyni zrobi się dla co niektórych moich dwórek zbyt gorące to mam wrażenie, że przydałoby mi się jakieś towarzystwo abym się nie nudziła. - dorzuciła skromnie czerwona milady nieco zaskakując wszystkich bo w tej czerwonej sukni jaką zamówił Otto u Huberta a wykonała ją Oksana to bardziej pasowała do sali balowej niż na jakieś mokradła.

- No dobra ale to dzień albo dwa po pełni bo musimy po tych figlach dojść do siebie. - powiedziała Łasica nadal biorąc pod uwagę, że uważa za mało realne aby po intensywnie spędzonej nocy do czegoś się nadawały innego niż odsypianie i regeneracja sił.

- Mógłbym pójść... - odezwał się Heinrich do Joachima - Choć poszukiwanie dziedzictwa Vesty bez... herolda, jak go Otto nazywa, byłoby płonne. Tylko on może nas doprowadzić. I przejść przez strażnika w jednym kawałku. - dodał wyjaśniając

Mnich się chwilę zastanowił.
- Po pierwsze nie wiemy jaki to strażnik, gdzie jest to dziedzictwo i czy George będzie w stanie na niego wpłynąć. Ze strażnikiem Oster bo był szczęśliwy traf, nie zakładajmy, że tak samo będzie w przypadku Vesty.

- Zakładam tylko to, co w śnie widziałem i słyszałem. - były wróg chaosu wzruszył ramionami - Dziedzictwo jest chronione i tylko wybrany do niego trafi, nikt inny. Na każdego innego... nic miłego nie czeka.

- Więc tym bardziej musimy Georga wydostać z hospicjum. Na razie dobrze będzie go odwiedzić. Kto wie, może najpierw potrzebny będzie artefakt z akademii. - mnich westchnął.

W międzyczasie opowiedział Sigismundusowi swój dzień. Wizytę w świątyni Morra, atak szaleństwa w hospicjum, bójkę z Thornem i w końcu pogoń za Anniką. Przysłuchiwał się rozmowie Heinricha z resztą zboru.

- Herold Vesty jest również w hospicjum, ale wyzwolenie jego będzie cięższą sprawą. Jego umysł zatrzymał się na etapie dziecięcym. Miałem zamiar zapoznać go z Joachimem, jest już zgoda od przeora na wpuszczenie magistra na teren hospicjum.

- Już ci mówiłam. Te zamki co tam macie w hospicjum to śmiech na sali. Jakby trzeba było to włamać się tam jest bardzo proste. Tylko my to teraz ugrzęzłyśmy w tej świątyni to najwyżej potem. - Łasica co w końcu raz była wewnątrz hospicjum i widocznie skorzystała z okazji aby obejrzeć swoim okiem włamywacza mijane drzwi i zamki nie miała o nich zbyt dobrego mniemania. Na tyle, że dla niej jako zawodowej włamywaczki nie wydawało się trudne ich sforsowanie. W przeciwieństwie na przykład do drzwi w lochach świątyni Mananna jakie zrobiły na niej wrażenie na tyle, że wolała zdobyć do nich oryginalny klucz lub jego kopię co się ostatecznie dzisiaj udało.

Ale nie tylko ona i Sigismundus przysłuchiwali się opowieści Otto relacjonującego swój dzisiejszy dzień. Bo miał co opowiadać i trochę to trwało zanim streścił co dziś przeżył odkąd wyszedł z domu. Najpierw mówił do aptekarza no ale, że to nie było dwa zdania to siłą rzeczy skupił na sobie uwagę większości osób przy stole.

- Ciekawe są te ataki szaleństwa u was. I to nie tylko u tych heroldów. Może mają słabszego ducha ci wasi pacjenci przez co są podatniejsi na zew Sióstr. Może to to miejsce. Może po prostu od dawna mają jakieś tendencje jakie mogłyby nam sprzyjać. Dobrze, że zwróciłeś na to uwagę Otto. Ale musimy się liczyć, że i w innych miejscach mogą zdarzać się podobne wypadki. Jak nie obecnie to w miarę jak zew będzie się nasilał. Albo po prostu trwał a im dłuższe działanie na tak dużym obszarze to też może pobudzić więcej osób. Jak z falami przyboju. Pierwszą można ustać, drugą i dziesiątą też. Ale jak stoisz odpowiednio długo to któraś tam cię w końcu przewróci. - Merga wydawała się zainteresowana opisem wydarzeń z hospicjum. Inni też, mniej lub bardziej, z powodów zapewne różnych ale niekoniecznie pozwolili sobie na jakiś komentarz do tego.

- A tak, ta morrytka może nam narobić kłopotów. Skoro ma podobne umiejętności i wrażliwość do naszej czcigodnej mistrzyni. Lepiej mieć ją na oku. - Starszy pokiwał zamaskowaną głową przyjmując te wieści o bladolicej kapłance patrona snów, wizji i wiecznego spoczynku. Na razie jednak nie powziął decyzji co z tym fantem zrobić.

- Ha! To biłeś się z tym Thornem? No! Zuch chłopak! Tak trzeba! A nie tylko pytlowanie ozorem po próżnicy. Jak się strzeli takiego tu czy tam to od razu chodzi jak trzeba i wie kto tu rządzi. - Silny zaśmiał się chrapliwie i najbardziej spodobała mu się ta najbardziej znajoma dla niego część czyli opis bójki z Thornem w bibliotece hospicjum. Wyglądało jakby nie spodziewał się tego po młodym mnichu i ten zyskał nieco w jego oczach.

- A ta Annika to ładna? I ta Marissa? - zaciekawiła się Łasica która co prawda była parę dni temu w przybytku na Białej no ale została jako przyzwoitka przyzwoitki Fabienne więc nie miała okazji poznać pacjentów jacy najbardziej interesowali Otto.

- A w ogóle to mam ci coś do powiedzenia. Drobiazg ale to potem pogadamy. - Sigismundus nachylił się do Otto i rzekł mu cicho nie chcąc zapewne, żeby inni go usłyszeli.

- Dziękuje Otto, to ważne czego dokonałeś w Hospicjum… To kiedy mógłbym spotkać się z tym heroldem Vesty? - zapytał się astromant.

- Możesz nawet jutro. Zapytaj przy wejściu o mnie a ja cię zaprowadzę. Radzę uzbroić się w cierpliwość. George jest dzieckiem w ciele dorosłego, wydobycie z niego co byś chciał może zająć. - mnich zamyślił się na chwilę - W sumie się zastanawiałem, czy mógłbyś jakoś zakręcić prawdę, że wizję Georga to symptom kontaktu z wiatrami magii? Że mógłbyś lub nawet musiałbyś go wziąć na ucznia?

- To nie jest taka prosta droga. - w iście inkwizytorskiej manierze Heinrich pojawił się tuż obok Joachima - Artykuł trzynasty o Magii Imperialnej nakłada na Magistra obowiązek poszukiwania nieusankcjonowanych użytkowników magii, ale nie kończy się to wedle gustu Magistra, o nie. - patrzył na obu mężczyzn jakby ich oceniał - Taki Magister musi zgłosić znalezisko do swojego Kolegium lub Zakonu Templariuszy czy najbliższego Łowcy Czarownic. Im starszy użytkownik magii, tym mniejsza szansa, że zostanie usankcjonowany, a problemy psychiczne skreślają z zasady. Joachim może, a wręcz musi, zbadać kogoś, kogo podejrzewa, ale patrząc na przypadek Georga... Żyw pacjent nie skończy. A Łowcy Czarownic nawet będą woleli osobiście proces nadzorować, nie wierzyć magowi na słowo. - mówił powoli, zupełnie jak ktoś mierzący każde słowo lub badający reakcję słuchaczy... czy nadający tak mocy przekazowi.

Mnich zerknął na nowo przybyłego Heinricha.
- Zadziwiająco cicho się poruszasz, jak na człowieka z metalową nogą. - mina Otto jednak zrzedła - Szczerze "Prawo Imperialne" jakoś nigdy nie było w książkach, które czytałem. Więc dziękuję za uwagę. Pozostaje więc zdać się na talenty Łasicy. Chociaż… wybuch w Akademii, rabunek w świątyni i potem ucieczka z hospicjum. Obawiam się, że Hertz mógłby dostać kolegów jeżeli przesadzimy z ciekawymi zdarzeniami z tym mieście.

- Znaczy jakich moich talentów? Bo już się pogubiłam. Ja na razie to się nie dotykam do tej Akademii póki nie skończymy numeru ze świątynią. Ale tak, jak skończymy to ja spodziewam się, że wybuchnie chryja na dwadzieścia fajerek. Będzie grubo. No ale to może odciągnąć uwagę od Akademii. Ale rzeczywiście mogą kogoś przysłać do rozwiązania sprawy czy wziąć kogoś z tych co już przyjechali na turniej. Trudno powiedzieć ale taka burza nieźle zakołysze tą balią, tego jestem pewna. - Łasica zmrużyła oczy niezbyt wiedząc do czego pije Otto. Ale dalej wyraziła swoje zdanie na temat efektu jaki powinien wywołać rabunek świątynnego skarbca.

- Och, mi chodzi o wyzwolenie kolejnego pacjenta, lub pacjentów z hospicjum. Sama mówiłaś, że zamkni są słabe. Sam się na tym nie znam i pewnie miałbym większe szanse wyrwać drzwi niż otworzyć zamek. - mnich uśmiechnął się do łotrzycy - No chyba, że swoimi talentami uwodzidzielskimi tak zakręcisz przeora, że wypuści Georga bez niczego.

- Jak już to bym wolała się zakręcić wokół Marisski. Bo mi dziewczyny mówiły, że całkiem niczego sobie. I jest taka jak my. Albo ten Thorne. Też podobno niezły byczek i całkiem obiecujący. - Łasica nie omieszkała delikatnie wypomnieć, że podczas wizyty w hospicjum na początku tego tygodnia Otto, z koleżankami nieco ją wykolegowali i nie miała okazji poznać tych obiecujących pacjentów.

- Ale cóż, nie przed takimi się w zamtuzie uda rozkładało. Może być i przeor. Tylko pewnie wiesz, że nie wszyscy są chętni na skruszone grzesznice czy inne dziewczęta. Ten przeor to trochę go kojarzę z mszy. Już nie młody. Właściwie mogłabym się z nim spróbować ale to w tym ambaras aby obie strony chciały na raz. - właściwie łotrzyca nie wykluczyła możliwości prywatnego spotkania z przeorem ale chyba za bardzo nie robił on na niej wrażenia bawidamka i dziwkarza aby poleciał na byle chętną spódniczkę. Zresztą miała świeże doświadczenia ze świątyni Mananna gdzie ani kapłani ani czarni templariusze coś nie zdradzali zainteresowania aby poznać bliżej dwie, miłe dziewoje jakim przecież niczego nie brakowało a i miło się do nich uśmiechały pokornie wypełniając wszelkie polecenia. I nic z tego nie wyszło.

- A te zamki tak. Ale to tak samo jak wcześniej mówiłam do Joachima z tą Akademią. Jak ja mam iść na robotę to muszę wiedzieć dokładnie w które drzwi uderzyć. Czyli byś mi musiał powiedzieć jaka to cela tego Georga. W nocy to bym mogła to załatwić od ręki.Tylko,żeby on wiedział co i jak i aby nie robił scen, że ktoś mu się włamuje. Może nawet w dzień by było łatwiej jak ty tam jesteś. Tam chyba jakieś wolnotariuszki czasem przychodzą. No albo w nocy ale to musiałbyś ustawić tak aby ten George był gotowy do zabrania. - włamywaczka szybko mówiła gdy szybko obracała wstępne warunki do takiego zabrania Georga z hospicjum. Sądząc po tym jak lekko o tym mówiła to swoją cześć roboty uwazała za całkiem prostą. Hospicjum w przeciwieństwie do skarbca świątynnego nie zrobiło na niej wrażenia pancernej twierdzy.

- A z tym przeorem i zgodą to może jakby on nie leciał na młode, chętne spódniczki to może na coś innego? Jakaś dama z towarzystwa może by go mogła uprosić o coś? Może ten George by mógł gdzieś pracować na zewnątrz abo ktoś by go mógł wziąć całkiem legalnie pod opiekę? Tak jak dziewczyny wzięły te dwie nowe służki i tego Thorna. Całkiem legalnie przecież. - Burgund podpowiedziała coś od siebie z nieco innej strony. Wskazała na Pirorę jaka siedziała obok no a na bretońską koleżankę nie mogła skoro jej tu teraz nie było ale wiadomo było, że o niej właśnie mówi.

- Dziękuje za propozycję pomocy Łasico, może się przyda, ale może uda się też wydostać stamtąd Georga bez tego…. - spojrzał nieco łyso na Heinricha, temat inkwizycji nie był mu zbyt miły, no ale trzeba było brać pod uwagę jego słowa.
- Myślę, że zacząłbym od spotkania z nim jutro, może uda się sprawę rozwiązać jakoś bardziej polubownie niż włamaniem… nasze dziewczyny są bardzo zdolne, ale nie mogą być chyba w kilku miejscach na raz, prawda? - uśmiechnął się do Łasicy i Burgund.

Dziewczęta odwzajemniły mu się miłym uśmiechem pełnym wdzięczności za jego troskę ale tym razem pierwsza odezwała się ich blond koleżanka szlachetnego rodu.

- Nie wiem czy jutro co się uda. Jutro jest Festag. Dzień świątynny, wolny od pracy, nie załatwia się żadnych spraw. Możesz polować na przeora jutro po mszy ale zdziwię się jak zgodzi się coś załatwić od razu. Zapewne umówi cię na jakiś termin spotkania. - Pirora zwróciła uwagę, że w dzień świątynny to powszechnie był wolny aby śmiertelnicy mieli dzień odpoczynku na kontemplację i pochwałę dobrych bogów. Najlepiej w jakiejś poświęconej im świątyni. Tego dnia raczej nie załatwiało się innych spraw a poza tawernami, karczmami i innymi lokalami rozrywkowymi to reszta miasta była zamknięta. Tak zresztą było i w Altdorfie i w innych miastach Imperium a wieści nosiły, że i w reszcie Starego Świata.

- Naprawdę chcecie w to mieszać magię? To zawsze wzbudza niezdrowe zainteresowanie. Jak jeszcze Hertz albo kapłani się w to włączą to w ogóle będzie zbiegowisko nad tym Georgem. Wszyscy zaczną się nim interesować. Ja wam mówię, załatwcie to jak ktoś z ferajny. Po cichu i dyskretnie. Bez zbędnego kombinowania. Jest jakiś George w hospicjum, ktoś tam chce go przygarnąć i się dogadajcie. A jak nie wyjdzie no to my już możemy mu pomóc uciec. A jak Hertz i inni zaczną koło niego węszyć to nie wiadomo co wywęszą. Ja tam wam odradzam z tą magią ale róbcie jak chcecie. Potem mi nie płaczcie, że Hertz komuś siedzi na ogonie albo postanowił profilaktycznie posłać kogoś na stos. - Łasica uniosła obie dłonie na znak, że umywa od tego ręce ale jednak swoje powiedziała co jej podpowiada instynkt i doświadczenie łotrzyka aby nie zwracać na siebie uwagi gdy chce się coś zachachmęcić. Burgund pokiwała głową na zgodę i poparcie ale na razie obie zamilkły.

- Hmm…. jak zawsze myślisz praktycznie Łasico… Joachim rozważył jej słowa, zwracanie uwagi inkwizycji wcale mu się nie uśmiechało.
- Jak myślisz Otto, dałoby się wydostać Georga z hospicjum w taki sposób jak tę dziewczynę wcześniej? To pewnie przyciągnełoby mniej uwagi niż moja ingerencja.

- Nie wydaje mi się. Umysł Georga jest… zacofany. I to nie jest tylko decyzja przeora. Musi wysłać zapytanie do osób, które umieściły pacjenta w hospicjum i zapytać o zezwolenie na wypuszczenie pacjenta. Nie wiem, z czyjej siły George jest w hospicjum i czy mielibyśmy odpowiednie argumenty na jego wypuszczenie.

- Raczej nie wystarczy, że tak zapewni mu się zdrową atmosferę na świeżym powietrzu? - parsknął Heinrich - Przydałoby się wiedzieć kto go tam umieścił. Szczerze, nie sądzę by tęsknili z czystej dobroci serca. Bardziej działania na korzyść swojego imienia.

Mnich się chwilę zastanowił.
- Imersja? - powiedział do siebie - Powiedzieć przeorowi, że można pokazać George'owi fałsz jego wizji, zabierając go w miejsce, które rzekomo "widział"?

- Nie zdziwię się jakby przeor chętnie pozbył się dodatkowej gęby do wykarmienia. Te wasze hospicjum to z bogactwa i wystawnych uczt coś nie słynie. Ale pewnie też musi mieć jakąś podkładkę pod takie ruchy więc te pozwolenie od kogoś to raz a dwa to dobrze by było aby taki pacjent miał trafić w jakieś dobre ręce. Do kogoś o nieposzlakowanej opinii. Jak nasze dziewczyny. Czy ktoś podobny. To pewnie by działało na plus. Bo jak do kogoś podejrzanego czy obcego to potem wasz przeor może się obawiać, że jakaś heca z tego będzie. - Onyx powiedziała swoją opinię dołączając do dyskusji. Reszta też się przysłuchiwała i zastanawiała nad tym wszystkim.

- Mnie to już by nie było tak łatwo. Dałam spory datek na Thorna. A Fabi na dziewczyny. Nie wiem czy jeszcze by miała na kogoś ale u niej to kasę mąż trzyma a ona to ma na takie swoje głupotki aby wstydu nie było w towarzystwie i tyle. Jutro ją zapytam jak u mnie będzie. Zresztą wy też możecie. Albo trzeba by znaleźć kogoś jeszcze. Tak aby wyglądało, że George mógłby trafić w dobre ręce. - Pirora dopowiedziała coś od siebie zastanawiając się nad tą sytuacją. Już wcześniej zaznaczała, że wcześniejsze wydatki na remont kamienicy i teatru ją sporo kosztowały więc wcale nie ma tak wesoło w sakiewce jak można by się spodziewać po jej eleganckim wyglądzie. U Fabienne zapewne mogło to wyglądać podobnie chociaż z innych przyczyn. Obie jednak uchodziły w towarzystwie za damy godne zaufania i nie skalane jakimiś skandalami czy innymi takimi ujmami na honorze.

- Może niech nasz Tobias adoptuje. - uśmiechnął się w kierunku człowieka - Nauczyciel co zaopiekuje się biedakiem. I pouczy, i zadba.

Propozycja Heinricha nieco zaskoczyła towarzystwo bo większość głów skierowała się najpierw na niego a potem na eleganckiego guwernanta o jakim mówił. Sam Thobias też wydawał się nie być gotowy na taki pomysł. Zastanawiał się chwilę nad tym.

- Właściwie to jak już bym miał brać ucznia czy wychowanka to wolałbym kogoś bardziej rozgarniętego. Bo z tego co o nim mówicie jak on jest na poziomie bawienia się klockami to no cóż… dyskusja nie mówiąc o nauczaniu i wychowaniu może być trudna. - uśmiechnął się raczej kwaśno aby zaznaczyć, że gdyby miał wybór to wolałby sam dobierać sobie uczniów.

- Ale rozumiem sytuację. No i jak sądzę chodzi o kogoś kto słyszy podszepty Vesty wyraźniej od nas. To może być nawet interesujące doświadczenie. Więc dobrze, zgadzam się. Mogę się nim zainteresować. - dodał już z nieco łagodniejszym i cieplejszym uśmiechem kiwając do tego ciemnowłosa głową, że jest gotów przysłużyć się rodzinie i ją wspomóc w tym zadaniu. Albo chociaż spróbować.

- To jak będę odbierać Thorna to mogę cię polecić. Albo jutro powiem Fabi bo nie wiem która z nas pierwsza by odebrała swojego służącego. Albo napiszę bilecik do przeora, że cię polecam. - Pirora zapaliła się do tego pomysłu i ochoczo zaczęła rozważać jakby mogła go wesprzeć. Nawet jak nie osobiście czy finansowo to chociaż dobrym słowem i referencjami.

Heinrich był zadowolony z takiego wyniku. Będzie ciekawie zobaczyć efekty tej adopcji w wykonaniu Tobiasa. Może pójść idealnie, a może przyprawić guwernanta o ból głowy.

- Z Marissą może to jeszcze zająć. Dziewczyna ma najwyraźniej wpływową rodzinę w Saltzburgu. Pomysł jednak z próbą wykształcenia George'a może się udać, szczególnie jeżeli z polecenia. - mnich przytaknął temu pomysłowi - Porozmawiam przy najbliższej okazji z Georgem o tym.

- No dobrze. Będę musiał zrobić małe przemeblowanie jeśli miałby się do mnie wprowadzić. - przyznał nauczyciel jakby już zastanawiał się jakie kroki powinien podjąć z powodu przyjęcia pod dach dodatkowego dorosłego co miał ponoć umysł małego chłopca.

- Ja to czekam na tą naszą Marisskę. Strasznie bym chciała aby już była z nami. Aż szkoda, że tyle musimy czekać. Ale jakby się tam jej dłużyło bidulce samej to Otto coś tam pomyśl o jakiejś wizycie jednej czy dwóch wolnotariuszek co? - skoro rozmawiali o pacjentach co wciąż byli w hospicjum to i Łasica się udzieliła bezwstydnie zdradzając swoje zainteresowania kto jest jej faworytą w tej puli. Nawet poprosiła kolegę z jednym okiem aby w razie potrzeby coś podziałał w materii szybszego spotkania się z nią.

- Przeor to chyba powinien być jutro na mszy. Tylko nie wiadomo czy udałoby się go złapać. No i może nie chcieć rozmawiać na jakieś poważne tematy ale coś zagadać można. - Burgund odezwała się po dłuższej chwili milczenia. Mogło tak być bo w końcu poranne msze w Festag gromadziły w świątyni Mananna sporą część populacji miasta. Zwłaszcza tą co się miała za prawą, bogobojną i na świeczniku.

Joachim ucieszył się że pojawiło się jakieś rozwiązanie kwestii Georga.
- Dziękuje Tobiasie, myślę że jak ty wyrazisz chęć zajęcia się tym chłopakiem to będzie faktycznie mniej podejrzane niż jak zajmie się tym czarodziej - ze swojej strony mogę natomiast wesprzeć ciebie finansowo.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-04-2023, 12:32   #102
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Otto podszedł do Starszego i Mergi, kiedy rozmowy zaczęły schodzić na bardziej przyziemne sprawy.
- Wyrocznio, Czcigodny, mógłbym poprosić o chwilę. - skłonił się dwójce przewodzącej kultowi - Odwiedziłem dziś świątynię Morra i udało mi się porozmawiać z Matką Somnium. Najwyraźniej ona też słyszy szepty Sióstr, co jednocześnie rodzi kłopoty i potencjalne zyski. Jeżeli Siostrom udałoby się przeciągnąć Somnium ku właściwej stronie, byłaby potężnym sojusznikiem. Jednak jest na razie sługą Przewoźnika i zaznajomiła się z Inkwizytorem, co mogłoby nam przysporzyć kłopotów. Oczywiście decyzję w tej sprawie pozostawiam wam, mam inną sprawę, którą chciałbym obgadać. - Otto chwilę zastanowił się, dokładnie ubierając swoje myśli w słowa - Czy byłoby możliwym, przy pomocy magii, rytuałów, ziół, grzybów, czegokolwiek, doprowadzić się do stanu świadomego snu? Być w kontroli, kiedy twój umysł i dusza sięgają do Świata Chaosu i w ten sposób nawiązać kontakt z Siostrami? Nie żeby prosić o wskazówki, czy coś takiego, sprowadzenie ich to nasz test. Jednak moglibyśmy im wskazać osoby, którymi mogłyby się zainteresować.

Skoro późnym wieczorem, gdy o pokład nad ich głowami wciąż z uporem uderzały krople ulewy rozmowy podzieliły się na mniejsze grupki i strony to i dwójka liderów nie miała nic przeciwko aby porozmawiać z jednym ze swoich podopiecznych. Z uwagą wysłuchali słów jednookiego mnicha i zasępili się na chwilę. Przynajmniej Merga bo przez maskę mistrza zboru niewiele było widać z jego mimiko.

- No tak… Ona jest z tego odłamu morrytów co się zajmuje snami, wizjami i przepowiedniami… No tak, to może być bardziej podatna na zew Sióstr… Albo nawet jej patron w jakiś sposób ją ostrzega… - Starszy zadumał się nad słowami mnicha. Popatrzył na wyrocznię bo ta też zabrała głos.

- Liczyliśmy się z tym od dawna. Tak uwrażliwione osoby mogą odbierać zew podobnie do nas. My, że tak powiem mamy uprzywilejowaną pozycję w tym słuchowisku ale do innych też może coś dotrzeć. No ale to kapłanka do tego nie jakaś nowicjuszka tylko ze stolicy. Może mieć posłuch u swoich. - wyrocznia też uważała, że to jest możliwe z tym odbieraniem ostrzeżeń przez bladolicą kapłankę. No a, że była kapłanką to niejako z miejsca stawiało ją na piedestale w oczach jej pobratymców. Kapłani zwykle cieszyli się uznaniem i byli lokalnymi autorytetami wśród zwykłych ludzi.

- Nie wiem czy udałoby się ją przeciągnąć na naszą stronę. Widziałem, że wpadła w oko naszym dziewczętom. Ale w ogóle jej nie znam. Pierwszy raz do nas przyjechała. Nic dziwnego jak taka młoda. Powinniśmy zachować ostrożność w jej względzie. Byłoby cudownie gdyby dziewczętom albo komuś z nas udało ją się zbałamucić ale kapłani zwykle mają lepsze wykształcenie, silniejszą wolę i doświadczenie w działaniu przeciwko takim dysydentom jak my. Więc lepiej będzie zachować ostrożność. Ale też dobrze mieć ją na oku aby chociaż wiedzieć co porabia i czego może się domyślać. Tak, masz rację Otto, trzeba ją wziąć pod uwagę. Dobrze, że o niej powiedziałeś. - lider chyba obrabiał ten temat na bieżąco bo mówił dość szybko ale w głosie dało się poznać zastanowienie. Widocznie nie miał gotowego rozwiązania co tu teraz począć z tą bladolicą kapłanką. Zwłaszcza jak była pierwszy raz w mieście i nie miał o niej wyrobionego zdania.

- A co do tego kontaktu z Siostrami… - Merga wróciła do tego o co jeszcze pytał młody mnich. - One są u siebie. W Domenie Chaosu. W Domenie Demonów. To nie jest takie łatwe aby skontaktować się właśnie z nimi. Trzeba by odprawić rytuał. I mieć doświadczenie w takich sprawach. To raczej nie jest rozwiązanie dla amatorów. Ja mam pewne takie praktyki na koncie ale to zawsze jest ryzykowna sprawa. Sam rozumiesz, nie wszyscy wielcy państwo lubią jak jakieś obdartusy kołaczą do ich bram wykrzykując ich imię. - powiedziała z namysłem jakby rzecz o jaką Otto zapytał może i była w zasięgu jej możliwości ale uważała to za mocno ryzykowną sprawę. Na koniec pozwoliła sobie na nieco ironicznie rozbawioną uwagę.

- Ale właściwie po co chciałbyś się z nimi skontaktować? Bo nie do końca rozumiem jaki masz w tym zamiar. - Starszy poprosił aby mnich dokładniej opowiedział jak sobie wyobraża ten kontakt nawet gdyby Merdze udało się go przeprowadzić.

- Siostry są świadome nie tylko naszego istnienia, ale poczynań i postępów. Wysyłają do nas spersonalizowane wiadomości, przyjmując formy, które rozpoznamy i przekazując informacje, które zrozumiemy. O ile nie umniejszałbym tak cudownym istotom, zastanawiałem się nad potencjałem zamienienia faktu, że całe miasto słyszy Siostry w swoich snach, w narzędzie przyspieszenia ich przybycia. Norra zsyłające sny na straż miejską, sprawiając, że są agresywniejsi i bardziej morderczy. Oster wypełniająca umysły chorych plagą szaleństwa. Vesta zmieniająca szlachtę w bandę paranoicznych, wbijających sobie noże w plecy konspiratorów. - Otto westchnął - Teraz jak to powiedziałem, czuję się trochę jak bluźnierca. Wymagać od naszych cudownych Sióstr, aby zniżyły się do działania na naszą korzyść. Może trochę samolubny powód wychylił swój łeb. Prawda, która otworzyła mnie i moich braci na służbę Mrocznym Siłom ciągle mi umyka, a jednak jestem przekonany, że jest ona prawdziwa. Chyba szukam wszelkich możliwości, aby do niej sięgnąć.

- Wspaniała wizja Otto. Takie coś na pewno by nam pomogło i opanować to miasto i sprowadzić Siostry do ich matecznika. - wiedźma pokiwała swoją rogatą głową uśmiechając się ciepło do takiej wizji. Po czym uśmiech stał się dość melancholijny i westchnęła krótko.

- Ale obawiam się, że sprawy są znacznie bardziej skomplikowane. - powiedziała jakby nie miała do przekazania zbyt dobrych wieści. - Takie potężne istoty jak nasze wspaniałe Siostry… Hmm… Myślę, że są dla nas tak samo obce, niezrozumiałe i tajemnicze jak my dla nich. One nie myślą i nie planują takimi samymi kategoriami jak my. Już samo pojęcie czasoprzestrzeni tak jak my ją odczuwamy dla nich nie jest takie oczywiste. Stąd sto czy tysiąc lat dla nas to bardzo długo dla nich to abstrakcyjne coś z naszej rzeczywistości. Dlatego wydarzenia z odległej przeszłości czy przyszłości nie muszą ale mogą być dla nich dostępne jak dla nas zaglądanie do którejś z licznych butelek na stosie takich butelek. To znacznie utrudnia wzajemną komunikację. Żeby w ogóle złapać coś wspólnego aby do niej doszło. Z tego powodu nie sądzę aby Siostry czy podobne im byty postrzegały akurat ten fragment rzeczywistości w którym akurat my istniejemy teraz tak jak my. - powiedziała żwawo i całkiem chętnie jak to ludzie z pasją gdy mogą o niej z kimś porozmawiać. Starszy też zdawał się słuchać tego z wielkim zainteresowaniem.

- Więc myślę, że one jakoś namierzyły ten kawałek naszego czasu i świata. I nadają swoje pragnienia, plany i wizje, do nas śmiertelników jacy są akurat tu i teraz. Ale to jest jak deszcz. Moczy wszystkich. Nie jestem też pewna czy nas rozróżniają. Poszczególnych śmiertelników. Być może dostrzegają tylko artefakty i miejsca mocy. Stąd przy ich artefaktach, ołtarzach ich zew powinien być silniejszy. I być może będą starały się przemówić, nakłonić, skusić, zastraszyć kogoś kto jest w pobliżu. Ale raczej takie działanie, dość wybiórcze, o jakim mówisz nie sądzę aby to udało się aż tak skanalizować. Zapewne mogłabym spróbować wywołać którąś z nich ale to nie jest igraszka. Na razie tego nie robiłam i na tą chwilę wolałabym tego uniknąć. To nie chodzi o jakiegoś żałosnego impa czy biesa tylko potężne istoty z jakimi nie ma żartów. Co mogę zasugerować to te sny. Bez względu na ich dziedzictwo śmiertelnicy którzy są bardziej podatni na podszepty Chaosu, zwłaszcza od któregoś z Wielkiej Czwórki powinni słyszeć właśnie zew swojej patronki. Co zresztą mam wrażenie obserwujemy. Silny nie śni o orgiach z Pajęczą Królową a Łasica o bitwach pod wodzą o czarnym rycerzu. - powiedziała kręcąc powoli głową jakby uznała, że to raczej nie tak działa jak to sobie wyobraża jej rozmówca. A wszystko to jest znacznie bardziej skomplikowane. Mimo wszystko chociaż była wyznawczynią Czterech Sióstr nie zdradzała ochoty, że miałaby ochotę je przedwcześnie niepokoić wywołując je do rozmowy z ich piekielnej domeny.

- Rozumiem. Przepraszam, jeszcze jedno pytanie. Czy mamy… plan na ich przyzwanie? Czy zbierzemy wszystkie ołtarze, artefakty, heroldów i czempionów w jedno miejsce i odprawimy jakiś rytuał? Czy jest to bardziej subtelne i wymagające mniejszej ilości składników? Czy może same się pojawią kiedy zbierzemy ostatni artefakt? - to pytanie kręciło się w głowie Otto od dzisiejszego ranka, podejrzewał, że Merga jest w stanie przyzwać Niezrodzonych z Domeny Chaosu, pewnie byłaby też w stanie przyzwać istoty tak potężne jak Siostry. Skoro jednak wszystkie na raz muszą się tu pojawić, może to oznaczać bardziej skomplikowany proces.

- Czy mamy plan na ich przyzwanie? Nie. Na tą chwilę nie. Nasza wiedza jest zbyt szczątkowa. I wciąż w sporej mierze poruszamy się po omacku. Po cichu zakładam, że w miarę zdobywania kolejnych elementów ich dziedzictwa coraz więcej spraw powinno się wyjaśnić. Być może aby je sprowadzić trzeba mieć jakiś komplet. - Merga przyznała szybko i bez ogródek, że na tą chwilę nie mają co liczyć na sprowadzenie Sióstr do tego świata. Widocznie nawet dla tak doświadczonej wieszczki i wiedźmy zbyt wiele było niewiadomych.

- I szczerze mówiąc liczę na to, że coś się wyjaśni. A ta wieść, że miałyby być przyzwane cztery na raz szczerze mówiąc mocno mnie zaniepokoiła. Paktowanie z jedną tak potężną istotą, nawet gdy powinno się mieć wszystkie atuty w ręku nadal jest śmiertelnie niebezpieczne i ryzykowne. Wolałabym nie ryzykować takiego kroku póki nie będzie dobrych omenów świadczących o ich łaskawości. A sprowadzenie czterech na raz to wszystko to jeszcze bardziej zwiększa ryzyko. Być może to “na raz” to niekoniecznie tak dosłownie. Mówiłam ci, że takie istoty inaczej postrzegają czas i przestrzeń więc ich “na raz” nie musi być tożsame z naszym. - wyrocznia z pięknymi, długimi rogami jakie niezmiennie tak zachwycały Lilly chętnie podjęła ten temat dzieląc się z nimi oboma swoimi spostrzeżeniami na ten temat.

- To jest kolejna rzecz jaką mam nadzieję załatwić w Norsce. Tam, że tak powiem, łatwiej o fachowców z takich tajemnych dziedzin. Być może uda mi się kogoś takiego pozyskać do współpracy bo ta sprawa z Siostrami to nie przelewki i przydałoby mi się każde wsparcie doświadczonego czarnoksiężnika. Na to zapewne też przydadzą się te skarby ze świątyni. I jaja Oster. Taki namacalny dowód na ich łaskę i ślady dziedzictwa tutaj. Zamierzam zabrać ich próbkę ze sobą. I te małe, alabastrowe syrenki z pomnika Soren. Jak do czasu wyjazdu znajdziecie jeszcze jakiś artefakt co dałoby się zabrać to też chętnie bym go zabrała na dowód łaski Sióstr. To powinno zainteresować moich braci i siostry po fachu. - rogata podzieliła się też swoimi planami jakie miała na tą podróż. Okazało się, że liczy nie tylko na zwerbowanie morskich rozbójników ale i na kogoś jeszcze. I wszelkie odłamki dziedzictwa sióstr na równi ze zdobytymi skarbami powinny ją wspomóc w tym zadaniu.

- I nie masz za co przepraszać Otto. Od tego tu jestem aby wam służyć radą póki jeszcze jestem z wami. Twoj pomysł był ciekawy, bardzo mi się spodobał, chciałabym aby to było możliwe. Ale raczej to tak nie działa. Niech cię to jednak nie zniechęcia ani do zadawania pytań ani do szukania odpowiedzi. - na koniec uśmiechnęła się ciepło do młodego mnicha obdarzając go spojrzeniem swoich płonących wewnętrznym ogniem złotych oczu i położyła mu rękę na barku aby dodać mu otuchy.

- No rzeczywiście szkoda. To by mogło pomóc nam bez alarmowania pozostałych. Z drugiej strony bez tych wizji i omenów dalej nic byśmy nie wiedzieli o tych Siostrach i, że ich dziedzictwo jest wokół nas, że stąpamy po tej samej ziemi jaką niegdyś przemierzały one czyniąc swoje cuda i wspaniałą sztukę jaka jest wzorem dla nas. - Starszy chyba też się uśmiechnął ale starał się znaleźć i dobrą część takiego wpływania Sióstr na ich rzeczywistość.

- Jeżeli chodzi o Niezrodzonych. Można polegać na ich przewidywalności, jeżeli to ma sens. Nie mogą postąpić poza rygory swej natury. Siostry są jednak ludźmi, wywyższonymi, ale ludźmi. Mamy jednak wgląd w ich plany, jak już tu powrócą. Soren najwyraźniej chce udowodnić swój tytuł Matki Potworów, gdyż ma mieć cały harem, wśród nich Marisse, jej Herolda. Norra najwyraźniej chce sprowadzić armię, na której czele ma stanąć ten Czarny Rycerz. Podejrzewam, że Nueus Emskrank może stać się punktem początkowym inwazji Imperium.

- To nie jest wykluczone. Ale póki ich tu nie ma albo nie prześlą nam swoich życzeń w bardziej zrozumiały sposób to możemy to tylko zgadywać. Pierwszym etapem będzie sprowadzenie ich tutaj, na ten świat. Zapewne w tym mieście albo okolicy. Przybycie takiej potężnej istoty na pewno nie pozostanie niezauważne. Sam widzisz jaki mają na nas wpływ gdy jeszcze ich tu nie ma i nie działają z pełną mocą. - wiedźma uśmiechnęła się łagodnie wskazując wolną dłonią na resztę zboru. Większość z nich miała ostatniej nocy jakieś wyjątkowe sny z których chyba wszystkie były mniej lub bardziej wyraźnie powiązane z zewem Sióstr.

- Ale ile potrwa ten pierwszy etap trudno powiedzieć. Zależy w sporej mierze od nas samych i naszych poczynań w kompletowaniu wiedzy i dziedzictwa Sióstr. Więc na razie przynajmniej ja, daruję sobie zastanawianie się co będzie dalej. Zapewne staniemy do walki o to miasto. - pokiwała głową ponownie gdy patrzyła gdzieś w dal albo próbowała wyobrazić sobie jak może wyglądać przyszłość.

- Ale absolutnie nie ma co traktować Sióstr lub podobnych im istot tak jak nas. Nawet jeśli urodzili się jako śmiertelnicy to wywyższenie skutecznie odziera ich z tej ludzkiej powłoki, mentalności, charakteru. Stają się czymś innym. Czymś potężniejszym. Stają się jednym z potężnych bytów Eteru razem z innymi a nasz świat, nasza rzeczywistość, staje się dla nich tak samo obca jak dla nas ich rzeczywistość. Ale skoro wolą Sióstr jest powrót tutaj skąd zaczęły i skończyły wędrówki po tym świecie to daje nam szanse, że będą nam udzielać jakichś wskazówek jak doprowadzić do ich powrotu. - uśmiechnęła się łagodnie kręcąc swoją rogatą głową na znak, że akurat nie może się zgodzić aby Sióstr traktować jak śmiertelników nawet jeśli kiedyś takimi były. Nie traciła jednak nadziei, że mimo tych wszystkich przeszkód i różnic skoro mają wspólny cel to uda się jakoś dojść do porozumienia.

- Och, nie miałem na myśli, aby traktować ich jak jednych z nas. Jedynie spostrzegałem, że tak jak można się spodziewać po Demonie Khorna, że będzie żądny krwi, a pomysł kopulacji będzie dla nich obcy jak dla nas oddychanie płynnym żelazem. Tak po wywyższonych śmiertelnikach można się spodziewać… szerszej palety emocjonalnej i możliwości upodobań. Czyni ich to bardziej nieprzewidywalnymi i niebezpiecznymi. - mnich chwilę się zastanowił - Legenda, którą nam przedstawiliście, mówi o siostrach z punktu widzenia… no naszego. Ale legendy zawsze mają dwie twarze, czy istnieje "Imperialna Wersja" legendy czterech sióstr? Jakaś lokalna opowieść o Czterech Świętych Kobietach czy coś takiego?

- Nie sądzę. - odparła Merga po tym jak przez chwilę marszczyła brwi. - Siostry pochodziły od nas, z Norski i to z naszych okolic. Traktujemy je jako jedne z naszych znamienitych przodków i… hmm… błogosławione dusze… Tak to chyba by się u was mogło nazywać. U nas to już jest legenda z odległych czasów. Nawet w Norsce, w reszcie krainy, nie wszyscy o niej słyszeli. Ale za to mają inne. Prawie każde miasto, osada, świątynia, jaskinia czy pustelnia ma podobną historię. Do tego to działo się dawno temu. Nasze sagi nie podają dokładnych dat ale przypuszczam, że przybyły tutaj albo w początkach waszego Imperium albo i przed. Potem znikły z tego świata dostępując wywyższenia. Chociaż czasem obdarzały kogoś z nas swoją łaską. Zwykle któraś z Sióstr swojego championa. Tak też raczyły zwrócić uwagę na mnie zeszłej zimy. Tym razem wszystkie co było wyjątkowe. Dlatego od razu wiedziałam, że to coś niecodziennego czego nie można zignorować. Więc kierując się ich szeptami wsiadłam na statek i przypłynęłam tutaj. Dalej to pewnie słyszałeś, statek się rozbił, ledwo dopłynęłam do brzegu, tam prawie zamarzłam ale w końcu mnie znaleźli miejscowi i jako wiedźmę i mutanta wsadzili do kazamat. Dopiero Starszy i jego zbór mnie uwolnił. No ale wracając do twojego pytania to Siostry działały tu tak dawno temu, że wątpie aby wśród południowców przetrwały jakieś legendy. Być może. Ale Siostry wędrowały całe lata przez ten świat, Oster na przykład dotarła aż do Cathayu, Soren do południowych krain porośniętych dżunglą. Więc być może gdzieś przetrwały jakieś opowieści i legendy ale zapewne o którejś z nich. Obe się rozdzieliły gdzieś tutaj, w tej okolicy. Potem każda poszła swoją drogą. Dopiero jak uznały, “że to już” ponownie się tutaj spotkały. - Merga dość chętnie i całkiem sporo opowiedziała więcej detali z tych sag o Czterech Siostrach. Ale nie spodziewała się, że po tej stronie Morza Szponów z tak zamierzchłej przeszłości przetrwały jakieś legendy po ich działalności.

- Można poszukać pamiątek po nich. Jak ta Jaskinia Oster czy ta jaką zapwene gdzieś tu miała Soren. Dwie pozostałe też pewnie coś takiego miały. Może w nich zostały jakieś runy czy glify ale nie wiem czy dacie radę je odczytać. Może zwierzoludzie? Są dość pierwotni. Chociaż to od ich czasów jakieś plemię musiałoby tu przebywać. Lub w jakiś sposób przekazywać sobie takie legendy. Ale u twoich pobratymców wątpię aby coś przetrwało do naszych czasów. Zwłaszcza z ich zamiłowaniem do niszczenia tego typu artefaktów i heretyków jacy im sprzyjają. - pokręciła głową gdy znów wątpiła aby imperialni zdołali przechować tak im obce i wrogie legendy. Ale chyba uznała, że jest cień szansy, że zwierzoludzie mogli coś ocalić od zapomnienia bo w końcu też byli dziećmi Chaosu. Dla nich Siostry to też byłyby jak święte i potężne istoty błogosławione przez bogów.

- No cóż… nasze Slaaneshytki zacieśniają więzy z jednym plemieniem. Może udam się z nimi i popytam. Sądzę, że można sięgnąć mimo wszystko do lokalnych legend. Przejście tak potężnych istot musiało zostawić swoje piętno, korupcję jak ładnie by to nazwali Sigmaryci. Wszelkie wzmianki o potworach mogą odnosić się do potomstwa Soren, a to przybliżyć nam lokalizację jej "Jaskini Pożądania". Żałuję, że nigdy nie poznałem Mrocznego Języka… w klasztorze nauczyli nas rozpoznawać tylko słowa klucze, aby bardziej niebezpieczna wiedza nie weszła nam do głów. - prychnął na te słowa - Cóż, zabawne, że księga która "zgubiła" cały zakon była napisana w czystym Imperialnym.

- Oh tak, myślę, że nasze dziewczęta wybrały całkiem dobrą drogę do nawiązania porozumienia z kopytnymi. Dlatego życzę im jak najlepiej. Już o tym rozmawialiśmy z mistrzem. Zapewne będzie z tego dekadencka orgia za jaką tutaj powinny spłonąć na stosie ale jednak daje to podstawy do załatwienia z kopytnymi innych spraw. Kto wie co dzięki temu uda nam się dowiedzieć albo uzyskać. W końcu oni mieszkają w lesie i znają tamten teren jaki dla nas jest obcy. Za to my znamy miasto. - rogata pokiwała swoją głową i uśmiechnęła się z aprobatą dla planowanej zabawy przy najbliższej pełni Mannlieba. Widocznie traktowała to jako możliwość nawiązania szerszej współpracy z rogatym plemieniem ungorów.

- Ale co to tych śladów to tak, masz rację. Całkiem możliwe, że jakieś opowieści o potworach jakie być może pochodzą od Soren, plagi jakie nawiedzały okolicę a mogą być dziełem Oster i tak dalej, to coś mogły się przechować. Legendy o nawiedzonych miejscach, zagajnikach gdzie spotykali się kultyści i czarownice, pradawnych kamieniach, miejscach dziwnych zjawisk i tym podobnych to wszystko mogą być ślady po naszych Siostrach. Nawet jeśli tutejsi nie mają o tym pojęcia. Mogą też być w ogóle z nimi nie związane ale i tak zwykle w takich opowieściach coś jest. To może nas naprowadzić na jakiś ciekawy ślad, nawet jeśli nie jest bezpośrednio związany z Czterema Siostrami. Spójrz na ten uroczy zakątek nad rzeką w jakim Joachim i dziewczęta odnaleźli ołtarz Soren. Zwierzoludzie zaś traktowali to miejsce jako sprzyjające płodności i po to tam wtedy przyszli. Więc coś jest w tych opowieściach. - za to w tym kolejnym punkcie wiedźma przyznała rację młodemu mnichowi prosząc go aby zwracali uwagę na takie tajemnicze i przeklęte zjawiska czy miejsca. Jako te w jakich mogła być skryta część dziedzictwa Czterech Sióstr.

- A co to była za książka o jakiej mówisz? - zaciekawiła się na koniec detalem o jakim wspomniał na końcu.

- Z początku wyglądała jak zwykła księga prawiąca o bogach. I to nawet nie Wielkiej Czwórce czy innych mniejszych siłach, tylko o bogach Imperium, Elfów i Krasnoludów. Imiona, tytuły, domeny i relacje. Jednak… w relacjach ktoś z Wielkiej Czwórki był wspomniany. Na przykład…- mnich najwyraźniej zaczynał poważnie walczyć z własnymi wspomnieniami - Na przykład! Na przykład Morr miał powiązania z Nurglem… powiązania… powiązania… pan? Tak! Władca.. to było słowo. Nurgle władca Morra! - głos Otto uniósł się w odrobinie niemalże ekstazy - I byli tam też inni! I był Sigmar i on… i on… - twarz Otto zapadła się w smutku - Uciekło. Nigdy nie pamiętam całości. - mnich westchnął - Nie rozumiem czemu informacja, która w każdym innym Imperialnym wywołałyby typowe "bluźnierstwo", sprawiła, że cały mój zakon i rycerze, którzy nas pilnowali zrozumieli Prawdę. Co tam jeszcze było?

- Ciekawe… Skoro księga tak wpływała nie tylko na ciebie to zapewne był to potężny artefakt obdarzony mocą. Być może nawet był w niej zaklęty demon. Ale tego nie wiem bez jej zbadania. Zdarzają się jednak takie rzeczy. Nawet opętania. To jedna z metod aby ustabilizować demona w naszym świecie. Musi opętać jakieś ciało jakie będzie dla niego kotwicą. Z czasem wypacza takie ciało obdarzając je błogosławieństwami. Właśnie coś takiego przydarzyło się naszemu Gustawowi. Ale i z przedmiotami to się zdarza, zwłaszcza jak ktoś spęta i uwięzi w nich demona. Te raczej nie są z tego powodu szczęśliwe ale rzadko są gdy zjawiają się w naszej rzeczywistości. Coś takiego mogło być z tą księgą. Co się z nią stało? - Mergę zaciekawił ten temat i podzieliła się swoimi przypuszczeniami. I była ciekawa co było dalej z tą księgą i braćmi do jakich wtedy należał Otto.

- Pewności nie mam, ale bezpiecznie będzie zakładać, że spłonęła razem z klasztorem i moimi braćmi. Wiem, i to nie jest "uważam" czy "wierzę". WIEM, że informacje, które były w niej zawarte ciągle są we mnie. To jest Prawda, o której czasami mówię. Coś najwyraźniej tak silnego, że wryło się w moją duszę. Niestety nie potrafię jej przywołać na wierzch. - mnich ponownie westchnął - I nie, nie wiem jak przetrwałem atak inkwizycji na mój klasztor. Pamiętam, że broniliśmy się w Głównej Bibliotece. Setki, tysiące ksiąg, zwoi, pamiętników, kamiennych tablic pełnych "heretyckiej wiedzy" i smród dymu dochodzący do nas zza głównych drzwi… wyważyli je. Inkwizycja, regularne wojsko i tyle. Następne co pamiętam to leże na trakcie sto kilometrów na północ, dwa tygodnie później, bez jednego oka. - mnich wzruszył ramionami - Fakt, że niewiele pamiętam też po tym jak zakon doznał oświecenia. Spora część z nas popadła w obłęd. Ja… chyba kontrolowałem się, pamiętam, że myślałem gorzej o moich braciach, którzy poświęcili się jednemu patronowi. Pycha, jak sądzę.1

- Ciekawe… Bardzo ciekawe… Być może otarłeś się o coś niesamowitego. Być może ocalałeś przypadkiem. A być może już wtedy byłeś przewidziany jako część dalszego planu. - Merga spoglądała na niego z zainteresowaniem czy nawet fascynacją. Musiała to chwilę przemyśleć.

- Jeśli dane ci jest być nośnikiem cennej wiedzy to kiedyś to wypłynie. W odpowiednim momencie. No albo tak ci się tylko wydaje z tą wiedzą. Tak czy inaczej brzmi to ciekawie. I nie jest wykluczone, że ktoś jeszcze przeżył z twoich braci. Skoro niezbyt pamiętasz jak to się skończyło. - raczej chyba myślała na głos chcąc podsumować to co usłyszała niż pytała go o coś.

- I ciekawe jest to, że uważałeś się za lepszego od innych co się poświęcili jednemu patronowi. Zwykle jest na odwrót. Ci co obierają jedną ze ścieżek uważają pozostałych za mniej zdolnych, pięknych, inteligentnych i tym podobne. W sporej mierze widać to nawet tutaj u was. Ja jestem zdania, że tak bardziej ogólnie to dla wszystkich dróg jest miejsce. Ot, w danej sytuacji czy miejscu któraś z potęg może wydawać się silniejsza czy lepsza ale w większej skali to się dość wyrównuje. - podzieliła się swoimi poglądami na ten temat obdarzając go ciepłym i pogodnym uśmiechem.

- Obecnie dzielę twój pogląd. - przyznał mnich - Żadna z mocy nie jest silniejsza na długo. Pomimo swej nazwy, chaos jest dość statyczny. Status quo utrzymuje się bez interwencji z zewnątrz, dlatego nasz świat jest takim kąskiem dla Wielkiej Czwórki. Dusze obdarzone wolną wolą, które wybierają jednego z nich nad pozostałych oznacza nowego pionka, którego przeciwnicy nie posiadają. - mnich potrząsnął głową, jakby starał się odgonić obce myśli - Wtedy jednak, chyba uważałem, że jestem bystrzejszy od nich. Od moich braci, którzy poświęcili się jednemu patronowi. Jakby oni nie zrozumieli pełni Prawdy. Tak jak powiedziałem, pycha. Pewnie sam jej nie rozumiałem, a sądziłem przeciwnie.

- Wszystko ma swoją cenę Otto. Owszem gdy się wybiera jednego patrona jest szansa, że ten obdarzy nas łaską. Na to każdy z nas liczy. Na boską łaskę, uwagę i dary. Nasi patroni mocno różnią się od siebie ale zwykle sporo z nas może się dopasować czy utożsamiać z jednym z nich. I łatwiej jest uzbierać względy jednego z patronów czy choćby jego sług jakimi są choćby Siostry. Dla nas istoty jakże potężne. No ale ceną za to jest nieufność lub wręcz wrogość od pozostałych trzech stron. Można więc próbować lawirować pomiędzy nimi służąc po trochu każdemu ale nie obierając żadnego z nich za patrona. Można. Tylko wtedy może nie ma się wrogich relacji ot tak, za samą przynależność. Ale też wszędzie jest się obcym jakiemu się nie ufa i wiadomo, że to nikt ze swoich. Wasz zbór jest o tyle wyjątkowy, że zwykle takie grupy obierają sobie jednego z patronów. A wy ty macie misz masz. Po trochu każdego. Jak plemię. Podobnie jest w tej jaskini odmieńców z jakiej pochodzi Lilly. Tam też jest to wymieszane. Ale zawsze jest coś za coś Otto, zawsze trzeba dokonać wyboru. Zawsze za to trzeba w końcu zapłacić. - powiedziała szybko i z przekonaniem dzieląc się z nim swoimi przekonaniami. Brzmiało jakby te dylematy i rozterki były jej całkiem dobrze znane jak nie jej własne to z innymi z jakimi stykała się wcześniej.

- Nie chcę urazić, Czcigodna. Jednak twoje słowa brzmią, jakbyś wyznawała bogów, w celu pozyskania czegoś. Tak jak powiedziałaś, łaska, uwaga, dary. Brzmisz jakby te… przyziemne zyski były powodem, dla którego wierzysz w Wielką Czwórkę, lub w twoim przypadku oddajesz się Panu Zmian. - mnich dobierał słowa, starając się brzmieć jak najmniej oskarżycielsko - Być może usłyszałaś, jak określiłem wiarę kultu Grubsona jako płytką. Uważam tak, ponieważ oddają się jedynie przyjemnościom cielesnym. Nie chcą zgłębić prawd Węża. Pomimo, że ich wiare jest płytka, jest jednak.. czysta. Prawdziwa. Oni oddają się przyjemnościom swych ciał, oddając w ten sposób cześć Slaanesh i nie oczekując w zamian nic, ponad więcej przyjemności. Wiara, dla wiary. Taka jest moja. Wielka Czwórka są jedynymi, PRAWDZIWYMI Bogami - nasilił brzmienie swojego głosu, dając nacisk na "Prawdziwi". Najwyraźniej dla mnicha określanie bogów Imperium fałszywymi sięga poza ich słabość, czy bezsilność w porównaniu do Mrocznych Sił - i dlatego w nich wierzę. Dlatego oddaję im swoje ciało, przyszłość i duszę. Ponieważ zrobienie inaczej, dla mnie, nie ma sensu.

- Bardzo bym chciała aby było tak jak mówisz i być może w jakimś wariancie rzeczywistości tak jest, że istnieje tylko Wielka Czwórka prawdziwych bogów ale obawiam się, że my w niej nie jesteśmy. - pokręciła głową na znak, że chociaż wizja malowana przez mnicha jej się podoba i wydaje kusząca to jednak nie może się z nią zgodzić.

- Bogowie południowców istnieją. Istnieją, działają i wspierają swoich kapłanów i wyznawców. To niezaprzeczalny fakt. Zapewne sam nie raz widziałeś uzdrawiające moce kapłanek Shallyi czy różne cuda czynione przez kapłanów. A oni nie są magami i nie robią tego sami z siebie tylko są przekaźnikami mocy ich patronów. Traktowanie ich jak podrzędne istoty byłoby mało odpowiedzialne i niedocenieniem przeciwnika. Aby daleko nie szukać spójrz na tą morrytkę o jakiej dzisiaj rozmawialiśmy. Ona zapewne ma jakieś sygnały płynące poprzez wizje od swojego kruczego patrona. A nie od naszych Sióstr czy patronów. A póki oni mają swoich bogów a my swoich to jesteśmy skazani na walkę między sobą. My, śmiertelnicy i wyznawcy. My jakich przekonują czynione cuda i dary przekazywane najczęściej przez sługi boże i różne błogosławione dusze. Spójrz na mnie. Czy byłabym tak przekonywująca gdybym nie miała tych rogów, świecących ogniem oczu? Tego stroju i kostura? Gdybym wyglądała jak zwykła dziewczyna z ludu? Gdybym nie miała tej wiedzy i mocy jaką zdobyłam dzięki opatrzoności i łasce moich patronów? Wrescie gdybym nie słyszała szeptu istot wywyższonych przez naszych patronów. Uwierzyłbyś mi wtedy bardziej? Gdzie wówczas byłyby oznaki mojej wiary i oddania? - zadała serię pytań wskazując na samą siebie. I widocznie uznawała, że jej nietuzinkowy wygląd jaki zimą sprowadził na nią tyle kłopotów to dzieło boskiej łaski. Podobnie jak wiedza i moce jakimi władała czy wizje zsyłane przez Siostry lub patronów.

- Tym właśnie obdarowali mnie bogowie. Zwykle w ten sposób nas nagradzają. Gdy mają na to ochotę i ktoś zwróci na siebie ich uwagę. Lub potężnych bytów takich jak nasze Siostry. Na to wielu z nas liczy, mniej lub bardziej, przyznając się do tego przed innymi lub nawet samym sobą albo nie. Ale większość z nas robi swoje. Tak po prostu. Tak samo jak ja rzuciłam wszystko aby podążyć tutaj za moimi wizjami nie mając pojęcia co tutaj zastanę. Czy liczyłam na nagrodę? Niekoniecznie. Byłam zaciekawiona. I wierzyłam, że w ten sposób powinnam służyć potężniejszym od siebie. A Łasica? Pomogła mi w zimie. Z przyczyn różnych. I została nagrodzona piętnem swojego patrona. Nie sądzę aby to planowała a jak pamiętam to znamię bardzo ją zaskoczyło i ucieszyło. Wątpię aby to było jej motywacją gdy zimą codziennie przychodziła pracować w kazamatach gdzie każdego dnia mogli ją zdemaskować, pojmać, poddać torturom i stracić razem ze mną. A Lilly? Poza resztą błogosławieństw też ma znamię swojego patrona oznaczającego jego łaskę. A nie sprawia na mnie wrażenia zbyt wyrachowanej i interesownej. - pokręciła głową podając parę przykładów z ich własnego zboru, łącznie z sobą samą gdzie można było zauważyć wpływ czynników nadprzyrodzonych na życie, ciało i działania zwykłych śmiertelników.

- Zaś Herberta Grubsona widziałam raz czy dwa gdy wizytował nas zimą po moim uwolnieniu. Więc nie czuję się ekspertem aby go osądzać. Sporo jednak o nim słyszałam od naszych dziewcząt. Podobnie jak o Fabienne i Oksanie. Ich wiara wydaje ci się zbyt płytka? Dlaczego? Oddawanie czci Wężowi objawia się zwykle nie przez klęczenie, leżenie krzyżem, posty i modły tylko przez folgowanie swoim żądzom, ciekawości i zachciankom. Nieumiarkowaniu w jedzeniu i piciu, próbowaniu nowych potraw, nowych zabawek, nowych kochanków i pozycji w alkowie. Pod tym względem to z tego co słyszałam niczego im nie brakuje i są bardzo religijni a wiara ich jest szczera i głęboka. Nie wszyscy muszą się z tym zgadzać czy aprobować, sam zapewne widziałeś sarkania Thobiasa czy Sigismundusa na to co wyczyniają nasze dziewczęta. Ale tak się właśnie najczęściej objawia wiara w Węża. Także w zamiłowaniu do piękna, estetyki, poezji, sztuki i artystów. Czasem, dużo rzadziej, do pewnego rodzaju naukowej ciekawości co już nieco graniczy z zainteresowaniami wobec mojego patrona. Ale nie, jeśli Grubson robi to co robi i jest w tym oddany podobnie jak nasze dziewczęta to moim zdaniem jak najbardziej jest wierny swoim ideałom i ma spore szanse na łaskawość swojego patrona. Dziewczęta też bo taka wyuzdana i perwersyjna orgia jaką planują w najbliższą pełnię to jest właśnie odpowiednik żarliwej mszy jaką ostatnio choćby widzieliśmy na pogrzebie księżnej - matki. To jest właśnie religijne oddanie sprawie. Zaspokojenie swoich ządz, perwersji, próbowanie czegoś nowego, to tak, właśnie tak się najczęściej objawia wiara w Węża. - dodała jeszcze, że inaczej niż Otto ocenia wiarę grubego kupca czy nawet ich dziewcząt ze zboru. Brzmiało jakby takie bezeceństwa jakie odprawiali uważała za świadectwo oddania się swojej wierze i patronowi.

Otto pokręcił głową.
- Mnie nie chodzi, że bogowie Imperium, czy Elfów, czy innych ras nie są bogami. Definitywnie są istotami o boskiej mocy i możliwościach. Jednak jest znacząca różnica między nimi a Wielką Czwórką. Poprosiłbym cię o opisanie Morra, czy Shallyi, czy Sigmara. Jak wyglądają? Jak wyobrażają sobie ich śmiertelnicy? Blady, ciemnowłosy mężczyzna. Jasna kobieta, w białym habicie. Potężny mężczyzna z wielkim młotem. Tak samo z bogami elfów i krasnoludów. - Otto spojrzał na wyrocznię - A teraz opisz mi, proszę kogoś z Wielkiej Czwórki. Tu zaczynają się schody, nie jesteś naprawdę w stanie ubrać ich w słowa. Najbliższe co można powiedzieć to "Jak ich najpotężniejsze demony, tylko bardziej". - Otto delikatnie się uśmiechnął - Krasnoludy same twierdzą, że ich bogowie są ich przodkami. Sigmar jest śmiertelnikiem, który dostąpił "boskości". Są pretendentami, uzurpatorami do prawdziwych bogów, którzy są obcy temu światu, tak jak powinni być. - mnich westchnął - Ale to dywagacje teologiczne. I oczywiście mogę się mylić, ale wierzę, w co wierzę. Co do Grubsona i jego gromadki. Ponownie, nie uważam ich wiarę za niegodną, a płytką. Ponieważ Slaanesh ma o wiele więcej do zaoferowania niż zaspokajanie żądz i pragnień. Tworzenie sztuki ohydnej i pięknej na raz. Kuszenie innych, "czystych" dusz oferując rzeczy, których pragną, nie tylko cielesnych, ale materialnych, czy intelektualnych w zamian za przysługi, dary czy nawet czyny, które zbliżą ich w objęcia Slaanesh. Zaspokojenia chuci wydaje mi się płytkie, kiedy istnieje cały ocean możliwości innych niż to. Jako Slaaneshyta nie musisz być tylko dewiantem, możesz też być kusicielem, a wiele rzeczy na tym świecie może być pokusą. - mnich zamknął oko, starając się uspokoić emocje - Mogę nie być długo w gronie wyznawców Chaosu. Czytałem jednak o ich metodach i działaniach całe moje życie, uczyłem się czytania na raportach z bitew przeciwko marauderom Khorna. - Otto spojrzał na rogi Tzeentchianki - No cóż, nie umniejszając ci pani. Dobry demagog sprzeda ci most na pustyni.

- Zapewne tak właśnie jest Otto. - rogata wiedźma o fioletowej skórze i złotych oczach uśmiechnęła się łagodnie i skinęła głową. - A co do kuszenia, no powiedzmy Grubsona w roli kusiciela, to jak myślisz. Kto mu podarował ten cały harem pięknych i bogatych dam jakim się tak chwali przed naszymi dziewczętami? Nie sądzę aby go odziedziczył w spadku razem z nazwiskiem. Więc zapewne jakoś sam je nakłonił do tych wszystkich bezeceństw o jakich czasem mówią nasze dziewczęta. Czyli je skusił. A z tego co pamiętam to nie wygląda na amanta. Nie ma szlacheckiego nazwiska. Nie mieszka w rezydencji w drogiej dzielnicy. A już nie raz słyszałam od Pirory, że Fabienne czy Oksana szaleją za nim. A w końcu nasza Averlandka to bardzo piękna dziewczyna, ze swoją kamienicą, renomą miłośniczki sztuki, dobrym nazwiskiem, mile widziana w towarzystwie która całkiem dobrze dogaduje się i z Fabienne i Oksaną. Co mamy po drugiej stronie? Zwykły, gruby kupiec w średnim wieku. A coś nasza piękna Pirora ma kłopot aby być o jego kochanek na pierwszym miejscu. Czy to ci nie wygląda na oczarowanie czystej wody? Na kusicielstwo w czystej postaci? - Merga uśmiechnęła się zwracając uwagę na nieco inne aspekty grubego kupca niż Otto. I przytaczając tutaj przykład osób jakie oboje dość dobrze znali.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-04-2023, 12:34   #103
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


- A czy czciciele Slaanesha czy Khorna czy nawet bogów południowców są różni. Realizują się i swoje cele, marzenia, plany w różny sposób. Bo właściwie dlaczego to całe Imperium nie otrząśnie się i nie dokona inwazji na Norskę aby zgnieść raz na zawsze plugawych wyznawców Chaosu z północy? Albo dlaczego Norsmeni nie ruszą na południe aby zdobyć chociaż jedno miasto Kisleva, Imperium czy Bretonii? A bliżej naszego podwórka, nasze dziewczęta? Powinny się chędożyć codziennie z kim tylko się da. Sigismundus i Strupas? Codziennie powinni pełni wiary rozsiewać zarazy. Thobias? Już dawno powinien włamać się do Akademii czy gdzie indziej aby zdobyć wiedzę której tak poząda. Silny z chłopcami zaś powinni wyjść na ulicę i zacząć rzeź. No i wreszcie ja. Powinnam też iść razem z nimi i użyć swoich mocy aby siać strach i zniszczenie. Ale to jest mało praktyczne Otto. Rzadko są ku temu sprzyjające okoliczności. Prawie zawsze takie jawne okazywanie swojej wiary, czy to u nas czy u południowców ściąga na nas kłopoty a często jest wręcz samobójcze. Jesteśmy związani tym światem, cywilizacją, moralnością, tym co wypada a co nie. Musimy działać, myśleć i poruszać się zgodnie z tymi ograniczeniami. Zwłaszcza tacy jak my, co działają na wrogim terenie. Otwarte działania byłyby pierwszym krokiem do naszej klęski i zguby. Tylko co jakiś czas możemy pozwolić sobie na jakieś uderzenie. Paradoksalnie ci południowcy mają podobnie. Sam zobacz jak rzadko trafiają się błogosławione dusze lub ci co poświęcają wszystko w imię wiary i swoich patronów. Nawet jeśli budzą podziw i uwielbienie, mało kto decyduje się ich w pełni naśladować. Wiara też jest częścią naszego życia i naszego świata. Ale nie jest od niego oderwana. Musimy się liczyć z naszym otoczeniem albo po prostu coś jeść i mieć się gdzie ogrzać. Tak działa nasz świat. I tu na południu i u nas na północy. Pomimo masy różnic oczywiście to jednak się nie zmienia. - Merga pokręciła na koniec głową gdy pozwoliła sobie na dłuższą wypowiedź. Znów przytaczając dla przykładu osoby jakie oboje znali.

Otto pokiwał głową na słowa Mergi dotyczących przewodzącego kultem Slaanesh.
- Masz rację, oczywiście. Być może moje wychowanie się pokazało. - mnich delikatnie zachichotał - Aby chronić nas przed zakusami Chaosu, starsi zakonu krzewili nas wiarę, że jesteśmy lepsi od tych, którzy oddali się Mrocznym Siłom. "Bogowie Zła mają władzę na północy, ponieważ tam żyją brudne, prymitywne, barbarzyńskie dzikusy, którzy chętniej by rozłupali sobie czaszki, dla przywileju wychędożenia nowo nabytej kozy, niż stworzyli coś co poprawi ich byt". Więc cały zakon uważał, że wiara w Wielką Czwórką jest czymś, co jest poniżej nas. - Otto pokręcił głową na absurd takiej myśli - Pamiętam, dostaliśmy w swoje ręce dzieło… "Pikantne noce Nuln" autorstwa Gerta Fliska, jak się okazało kultysty Slaanesh. Nawet dziś jestem w stanie przyznać, fabuła ledwo trzymała się kupy, postaci były jednowymiarowe, ale chłopak miał wyobraźnię i kunszt opisywania scen erotycznych. Jego opisy architektury i rurociągów inżynierskich sprawiały, że nikt nie spojrzał już w ten sam sposób na rusznicę. - mnich ponownie zachichotał - Mimo wszystko co sobie mówiliśmy? "To prymitywne i poniżej nas". Po czym odkładaliśmy książkę i braliśmy coś na uspokojenie krwi. Notatniki Nurglitów zawsze dobrze działały. - mnich westchnął - Więc masz rację i muszę najwyraźniej przeanalizować swoje podejść do moich braci w wierze. - uniósł brew na pytanie wyroczni o podobieństwo między Khornitami, a Slaaneshytami
- Założe się o 5 złotych koron, że nie powiesz tego w twarz Silnemu. I masz rację, otwarta wojna wszystkich na wszystkich jest nie praktyczna. Zważając, że ciągły trud jakim jest istnienie dla Imperium, jest cudownym źródłem dla Wielkiej Czwórki. - pokiwał głową - Mogę zadać osobiste pytanie zatem. Kiedy nam się uda, sprowadzimy tu Siostry i skończy się to dla nas, mniej więcej pozytywnie. Co zamierzasz wtedy Wyrocznio? Zostaniesz z nimi i podążysz za ich przewodnictwem? Ruszysz do domu ogłaszając zwycięstwo? Czy może spróbujesz stworzyć własną legendę i ruszysz w świat?

- Gdy Siostry już będą pośród nas nam pozostanie dostosować się do ich życzeń i woli. - odparła filozoficznie na ostatnie pytanie. Wcześniejsza część wspomnień mnicha z jego pierwotnego klasztoru chyba ją szczerze rozbawiła bo parsknęła wesoło.

- Myślę, że oczernianie przeciwnika jest tak stare jak ludzkość i równie powszechne. U nas w Norsce czy w innych krainach jakie odwiedziłam wygląda to podobnie. - powiedziała nieco melancholijnym tonem zerkając gdzieś w zakamarki swojej pamięci.

- Och, a jakie to jeszcze miejsca odwiedziłaś, czcigodna? Bretonnia? Kislev? Lustria? - Otto zaciekawił ten aspekt Mergi. Sam nigdy nie opuścił swego klasztoru i pomysł o obcych ziemiach wydawał mu się egzotycznie piękny.

- Zwiedziłam całą Norskę. Widziałam cuda północnych krain ocierających się już o inną rzeczywistość. Oko Bogów. Tak na to mówimy. Brałam udział w wojnach i misjach dyplomatycznych czy zwykłym handlu z północnymi wieżami Mrocznych Elfów. Penetrowałam plugawe nory potworów z Krainy Trolli. Szukałam artefaktów dawnych herosów w zbudowanym na nowo Praag w Kislevie. Przeprawiałam się przez północne krańce Gór Krańca Świata umykając patrolom brodaczy i wiecznemu zimnu jakie tam panuje. Wędrowałam przez nieskończony ocean stepu i konne narody skośnookich barbarzyńców jacy są naszymi sojusznikami ale nie znaczy, że nie poderżną ci gardła przy pierwszym spotkaniu i nie wyhędożą twoich zwłok. Nurkowałam w pradawne kurhany królów gdzie wędrują ich zapomniane widma a kościani strażnicy stoją tam na wiecznej straży. Zmagałam się z wampirami jakie szukały tajemnej wiedzy i artefaktów tak jak ja. Nocowałam w wielkim cmentarzysku kości dawnych smoków oglądając ich zjawy na tle krystalicznie, czystego nieba. Głodowałam i medytowałam w pradawnych kamieniach mocy o jakich zaginął już wszelki ślad w pamięci i zapiskach śmiertelnych. Dotarłam do krasnoludzkich zigguratów poświęconych byczym demonom aby pertraktować wspaniałą broń i pancerze dla mego ludu. Podróżowałam na naszych statkach umykając ścigłym okrętom morskich elfów i plądrowałam z mym ludem spalone słońcem nieskończone piaski Arabii i krain południa. Widziałam tam wielkie piramidy i skorpiony wielkie jak stodoły. Bawiłam się w najdroższych zamtuzach i najpodlejszych tawernach Startossy. Ale na końcu zawsze wracałam do domu. - Merga uśmiechnęła się do swoich wspomnień i całkiem chętnie zarysowała te wszystkie krainy jakie udało jej się zwiedzić, rasy, nacje i potwory jakie miała okazję spotkać, walczyć, uciekać czy pokonać. Żywe, nieumarłe i demoniczne byty jakie spotkała. Aż na koniec westchnęła do tego wszystkiego znów spoglądając na swojego rozmówcę.

Mnich gwizdnął słysząc tak imponujące opowieści.
- Bogowie naprawdę ci sprzyjają. Nie uwierzyłbym, że ktoś może żyć tak długo, aby dokonać tego co ty. A do tego wyglądasz jakbyś była gotowa przywitać dopiero swoją trzecią dekadę. - mnich się uśmiechnął - Doprawdy imponujące. Czy kiedyś rozważałaś… nie wrócić? Czy jakieś miejsce kusiło cię tak bardzo, że rozważałaś odwrócić się od domu i od bogów? Nie oceniam, ale Imperium to wszystko co znam, ciekawi mnie co tam jeszcze jest.

- W pierwszej chwili być może. To jest kuszące. Poznać to nowe miejsce. Ludzi, i nie tylko ludzi. Ich tajemnice i sekrety. Paktować z nimi, handlować, rozmawiać, kochać się, walczyć, mamić, oszukiwać. Nie wszystkie te miejsca wspominam miło. Nie wszędzie znalazłam się z własnej woli. Nie wszędzie byłam dobrze traktowana. Nie wszystkich ja dobrze traktowałam. Ale jednak jak teraz na to patrzę w każdym z tych miejsc się czegoś nauczyłam. Dowiedziałam się czegoś o innych. O samej sobie. Czegoś o moich wrogach i przyjaciołach. Tak, myślę, że dopiero z takiej dalszej perspektywy mogę powiedzieć, że mocno mnie ukształtowały. Bez nich nie byłabym tym kim jestem teraz. - powiedziała nieco zadumanym tonem ale wciąż z tym łagodnym uśmiechem pod jej złotymi oczami. Zaśmiała się cicho i wesoło jakby coś jej się przypomniało zabawnego.

- I dziękuję ci za twe miłe słowa. Muszę przyznać, że ty też wyglądasz jakbyś miał dopiero przed sobą trzecią dekadę na karku. - zrewanżowała mu się komplementem chociaż nieco kpiącym ale humor chyba jej dopisywał.

- Bo tak jest. - przyznał mnich - Chociaż gratuluję odgadnięcia, zważając, że połowa mojej twarzy znajduje się gdzie indziej. - uśmiechnął się mnich - Może, jeżeli się uda, to kiedyś udamy się razem w jakieś obce strony? Słyszałem, że na dalekim wschodzie posiadają magię i bogów, absolutnie różnych od tego co my znamy.

- Może. Tam jeszcze nie byłam. Ale cóż z planami śmiertelników wobec woli bogów. Więc zobaczymy. - odparła zadumanym i nieco nostalgicznym tonem uśmiechając się gdzieś do przeszłości albo przyszłości.

- Trzymam cię za słowo. - uśmiechnął się mnich - Dziękuję, że poświęciłaś mi trochę swojego czasu i otworzyłaś trochę serce. Nie będę już zawracał głowy i tak mam jeszcze kilka spraw do omówienia z kilkoma członkami zboru. - skłonił się wyroczni i ruszył do Sigismundusa.

***

- No dobrze, mój drogi. Opowiadaj co tam się wydarzyło. Aż zżera mnie ciekawość. - mnich przywitał aptekarza uściskiem i usiadł obok nurglity.

- Oh, to może nic takiego. - odparł aptekarz gdy mnich się do niego dosiadł. - I właściwie nie wiem czy to ma sens skoro te nasze ladacznice są takie oporne na dary Oster. - spojrzał nieco zasmuconym wzrokiem na grupkę młodych kobiet jakie siedziały przy stole trochę dalej skoncentrowane wokół swojej gwiazdy centralnej czyli czerwonej milady o czarno - granatowych włosach zaplecionych w liczne warkoczyki.

- Ale wtedy jak mi któregoś razu powiedziałeś, że co ja niby robię dla nich, że oczekuję, że się dadzą zasiać no to wziąłem to sobie do serca. I jak to robiłem swoje rzeczy gdzieś mi się to tłukło po głowie. No i chyba coś mam. - powiedział jakby już się chociaż częściowo pogodził, że ich koleżanki “są na nie” nawet jeśli go to bardzo denrwowało i zasmucało. W końcu w jego oczach zbór by zyskał z pół tuzina noscieielek gdyby się zgodziły wszystkie. No albo chociaż część z nich. I niezmiennie bardzo nad tym bolał odkąd wrócili do miasta z Jaskini Oster.

- No to mam różne specyfiki. Na zwiększenie szans na ciążę, na zapobieganie, na zbicie ciąży, na zwiększenie albo zmniejszenie libido, ziółka nasenne i tak dalej więc jakby coś potrzebowały to mogę im to zrobić. Tobie zresztą też. Albo innym. Chociaż ostatnio to mnie te nowe mikstury i hodowla zajmuje no ale i dla koleżanek czy kolegów to jakoś ten czas wygospodaruje. No ale to ja nie o tym. - dał znak, że podtrzymuje swoją ofertę służenia pomocą różnymi miksturami dla pozostałych członków zboru. Ale widocznie zaznaczył to tylko mimochodem w nawiązaniu do rozmowy sprzed paru dni.

- No to mi się przypomniało, że kiedyś… No chyba rok… Albo dwa lata temu. A może już trzy? No jeszcze nie byłem z wami w każdym razie. No to dostałem wezwanie do sprawy w domu. Raczej nie chodzę na wizyty bo ja nie cyrulik ani medyk. Ale prosili, mówili, że sprawa pilna, że panna w potrzebie no i, że jak trzeba to dopłacą. No to poszedłem. - zaczął relacjonować swoje zdarzenie w jakim uczestniczył już jakiś czas temu. No i okazało się, że tam na miejscu zastał ową pannę w potrzebie. Zakleszczoną z koziołkiem. Co strasznie wszystkich zawstydzało więc prosili o dyskrecję. Sigismundus pomógł im w potrzebie. Przyjął pieniądze. I się nasłuchał mnóstwo próśb i tłumaczeń.

- Hehe a rozumiesz Otto, okazało się, że ten koziołek to taki medalowy był i rozpłodowy, główne źródło utrzymania i dumy rodziny. I chyba starszy bardziej się o niego i jego hehe narzędzie pracy martwili niż o tą pannicę. Bo to jakaś bratanica ich była czy coś takiego. Z tej wsi co tam w lesie stoi. No i właściwie to ci mówiłem, mnie takie rzeczy nie interesują. Wyszedłem i właściwie zapomniałem o sprawie. Czasem tą młódkę widywałem na targu. Na stoisku z hehe kozami. I mi się przypomniało właśnie bo ją niedawno widziałem na targu. Skłoniliśmy się sobie i tyle. Ona zawsze czerwienieje jak mnie widzi. To nawet nie podchodziłem. Ale jak tak ostatnio pytałeś co mógłbym zaoferować tym naszym ladacznicom to tak mi się to wszystko przypomniało. Im to chyba żadna różnica czy koziołek na dwóch czy czterech nogach nie? Sam widziałeś jak przebierają nóżkami na tą orgię przy kamieniach. To pomyślałem, że mogłoby to je zainteresować. Ale teraz to sam nie wiem. Chciałem je jakoś zachęcić aby któraś się zgodziła, chociaż jedna na zasianie. Albo potargorać. Albo niech jakąś inną załatwią. Przecież Onyx o jakiejś mówiła ostatnio. Ale teraz to sam nie wiem co z tym zrobić. Przydałoby się więcej nosicielek, no przydało. Algebra i kalendarz mówią, że z tych dwóch co teraz mamy to na koniec miesiąca będzie może półtorej tuzina, może dwa, może trochę więcej. No coś jest na początek ale cóż to jest w skali całego miasta? Ja to planuję wypuścić całe hordy, jak szarańczę. Ale na taką ilość to na pewno nie na teraz. Może za parę miesięcy. Ale nie teraz. - aptekarz póki opowiadał owe zdarzenie sprzed roku czy dwóch to dość zabawnie. Chyba traktował to jako zabawną anegdotkę. W miarę jednak jak schodził na tematy dla niego ważne czyli hodowlę no to spoważniał i wydawał się coraz bardziej strapiony. Bo ta chociaż zaczęła się dość dobrze i mógł już się pochwalić pierwszymi sukcesami to jednak w relacji do planowanej akcji nie rokowała na zbyt wielkie sukcesy przy dwóch nosicielkach jakimi w tej chwili dysponował.

Mnich przyklasnął aptekarzowi słysząc jego sugestię.
- Brawo, bracie. Wiedziałem, że coś wymyślisz. Więcej much złapiesz na miód i tak dalej. - mnich spojrzał na zgromadzenie Slaaneshytek - O ile nasze drogie siostry mogą się lękać, aby użyczyć Ci swoich łon, to może pomogą Ci pozyskać jakieś bardziej chętne. A właśnie. - miną mnicha delikatnie posmutniała - We śnie odwiedził mnie Vigo, niech robaki Nurgla grzeją jego duszę. Chciał przeprosić, że choroba, gorączka i kaszel nie pozwoliły mu dobrze przekazać wiadomości. Nie potrzebujemy "królewskiego" łona, ale takiego o błękitnej krwi, wiięc szlachta. Jest to najwyraźniej kluczowe w sprowadzeniu Oster. - mnich się nieco dłużej zastanowił nad opowieścią o koziołku - Za jaką ceną sprzedają takiego koziołka?

- A nie wiem. Nigdy mi do niczego nie był potrzebny to nie szukałem pewnie na targu będzie jakiś wnastwpnym tygodniu. Pewnie tańszy od konia czy krowy. - grubas wzeuszyl swoimi krzepkimi ramionami na znak, że handel kozami jest mu dość obcy.

- Nie potrzebujemy królewskiego łona? Dziwne. Bo Strupas mi właśnie o nim mówił jak słuchał Vigo ostatniej nocy gdy tutaj był. Jakoś tak, że potrzebne jest blogoslswione łono królewskiej krwi aby wydało na świat wyjątkowy owoc. No i ja myślałem, że chodzi o ten miot Oster. Jak się trafi jakaś nosicielka co jest królewskiej krwi i tak dalej. Tylko właśnie dlatego mi się to wydało ciężkie do zrobienia. Bo skąd tu taką wziąć? Nawet jakby Pirora się zgodziła no to nie umniejszając jej to ona nie jest królewskiej krwi. Przynajmniej nic takiego nie słyszałem aby mówiła. Chociaż gdyby chodziło o szlachcianki to by łatwiej było. Bo my mamy Pirore, u Grubsona jest ta Btetonka, no i w ogóle tej szlachty to w mieście trochę jest. To by było łatwiej niż z jakąś królewna czy księżniczką. Tylko wtedy mi nie pasuje do tego to gadanie o królewskiej krwi. Mógł powiedzieć, że o szlacheckiej albo błękitnej no to by było wiadomo o co chodzi. - Sigismundus zastanawiał się obracając nowy pomysł mnicha w głowie na różne strony gdy powoli go omawiał. Wydawał się być nieco zmieszany tymi różnymi interpretacjami słów posłańca Oster.

- A koziołki tak, ja bym chętnie ich użył aby któraś się zgodziła i nawet jak nie one to właśnie by mogły jakąś inną dać. Liczy się sztuka. Zwłaszcza, że mamy mało czasu to nie ma co wybrzydzac. Dobrze, że Lilly tą Dorne zaprosiła i namówiła. To byśmy trzy nosicielki mieli. A te królewskie czy błękitne łono to ja bardzo chętnie ale ważne jest aby mieć jak najwięcej nosicielek w ciągu powiedzmy następnego tygodnia. Potem to już może być za późno aby dar Oster zdążył się rozwinąć na czas turnieju. Chyba, że znów przesuną turniej to znów zyskamy na czasie. Ale na tą chwilę to kolejne dni i tydzień będą kluczowe dla hodowli. - aptekarz wydawał się być zmartwiony tym jak mają mało nosicielek w porównaniu do planów ich użycia. Żel, że okienko gdy można było je zasiac aby zdążyć na termin turnieju zmniejszał się z każdym dniem. Potem nawet jakby się to z jakąś udało to bardzo możliwe, że nie zdążą się one rozwinąć do stadia dorosłych owadów jakie miały zaatakować znamienitych gości.

- Być może jak źle rozumiem jego dzisiejszą wiadomość. Sny zawsze się rozwiewają tak szybko. - Otto głęboko się zastanowił - Pytał, czy mi mówiliście o królewskiej krwi, błogosławionym łonie i owocu. Że sam myślał, że chodzi o szlachciankę, bo królewska i błękitna krew brzmią podobnie. - mnic zmartwił się - Być może, zła interpretacja z mojej strony. - mnich się poważnie zastanowił - Może nie chodzi o dosłownie "królewską" krew? Metaforycznie? Ciekawe, czy któraś niewiasta ma odgrywać rolę królowej na festynie? Albo, któraś z tych aktorek podczas sztuki?

- Rolę królowej? A nie wiem. One chyba jeszcze nie przyjechały. To Pirora najwięcej wie o tym teatrze. Ale tak! Heinrich to świetnie wymyślił z tymi aktorkami i przedstawieniem! Genialne! - aptekarz kiwał głową do słów mlodszego kolegi i sam się nad tym zastanawiał. Ale gdy przypomniał sobie o pomyśle zasiania aktorek jaki przedstawił Heinrich to aż prawie podskoczył z radości i odszukał go spojrzeniem obdarzając pełnym wdzięczności uśmiechem. Po czym wrócił do rozmowy z Otto.

- Tylko one musiałyby być tutaj a nie tam w stolicy. Tam się di nich nie dobierzemy. Dopiero tutaj. No i mówiłem ci, czas zasiania gra kluczową rolę więc dla nas najlepiej aby przyjechały jak najprędzej. A jak się dobrać do ich majtek aby je zasiac no to już inna sprawa. Jak widzisz że mnie żaden amant i kiepsko mi to wychodzi. - uśmiechnął się nieco smutno gdy mówił o swoich mniej doskonałych stronach. Za to miał sprecyzowany pogląd na to jak można by użyć samych aktorek gdy już będą tu na miejscu. Pomijając chwilowo taki detal jak samo ich zasilanie.

- Aha. No i to trudne do oszacowania kiedy czerwie wyjdą na zewnątrz. Bo te małe to szybciej a duże dłużej. Ale które są które to da się poznać dopiero po wylinkach. A trzeba by mieć do nich dostęp. Bez tego trudno by było zaplanować moment wyjścia tak jak to Heinrich opisywał. - mając naturę uczonego Sigismundus dość sprawnie brał na warsztat kolejne aspekty tego eksperymentu w ogóle nie zwracając uwagi na ich moralny aspekt. Zdawał się go obchodzić tylko wydajność, wielkość i precyzja hodowli, los nosicielek wydawał mu się być obojętny o ile nie wadziło to w hodowle.

- Ale z tą królewska krwią to zamieszał. Ja w pierwszej chwili myślałem, że chodzi o jakąś księżniczkę. Bo kto inny może być królewskiej krwi? No same zmamienite rody są zawsze blisko tronu. A nie słyszałem aby ktoś taki był u nas w mieście. Może w Saltburgu? Bo jest parę znamienitych rodów jak ci van Zee ale oni są z Marienburga. Van Hansen ale chociaż to wyższa półka to nie wiem czy są spokrewnieni odpowiednio wysoko. No i jeszcze inni ale to to samo, w genealogię im nie zaglądałem. Terazjest ich więcej no część przyjechała na turniej ale czy jest wśród nich jakaś ladacznica królewskiej krwi to nie wiem. Dlatego mnie to tak zmieszało jak mi Strupas przekazał co mówił Vigo o tej królewskiej krwi. A. jeszcze miało być błogosławione. Z tym błogosławieństwem to w ogóle nie wiem o co chodzi. Szkoda, że to od Vigo a nie od Mergi albo zapisków. To by można popytać albo poczytać. Może jeszcze raz siądę do tych zwojów. Może mi coś umknęło. Albo Mergi się zapytam. - zagadnienie królewskiej krwi i wyjątkowego owocu jakie miało wydać frapowało aptekarza ale na razie miał trudność jak rozwikłać tą przepowiednie umierającego herolda Oster.

- Dobry pomysł. - minch westchnął - Dziś jeden z moich pacjentów rozpoczął pożar w bibliotece. Zastanawiam się, czy nowy herold Oster się ujawnił, skoro stary rośnie teraz w ogrodzie Ojczulka.

- Pożar? Ee… To jeszcze nic nie znaczy. Ale może, może… Kto wie. Ja jak na razie mam masę planów i roboty. No i hodowli. A tu widzisz nie wiadomo już gdzie ręce włożyć. Tyle potrzeb a tak mało rąk do pracy, tyle pytań a tak mało odpowiedzi. - aptekarz pokręcił głową i westchnął nieco markotnie gdy omawiał ten ogrom prac i planów do swoich skromnych możliwości.

- To co? Pogadasz z tymi naszymi ladacznicami aby się któraś zgodziła? Albo chociaz znalazła zastępstwo? Mi to obojętne która, liczy się sztuka. No oby tylko była płodna w zdrowy miot. Reszta to mi nie zależy. Sam widzisz mam kontakt na dorodnego koziołka z rodowodem i ladacznice co się lubi z nim bawić to pewnie by się dogadały. Ale ja potrzebuje nosicielek. Jak najwięcej i jak najszybciej. Nie ma co wybrzydzać. Każda sztuka i dzień są ważne i straty będą nie do nadrobienia. - poprosił młodego mnicha o wsparcie na tym krytycznym dla hodowli polu. Są wydawał się obłożony zadaniami ale był na tyle zaangażowany i oddany sprawie, że był gotów się z nimi zmierzyć.

- Oczywiście i tak mam do nich kilka spraw, między innymi ta znajoma Onyks. Ty może porozmawiaj z Mergą. Wyrocznia widzi rzeczy, na które my nawet nie wiemy, że jesteśmy ślepi. Może wskaże ci to błogosławione królewskie łono. - Otto poklepał aptekarza po ramieniu i zostawił go z rozważaniami. Postanowił podejść najpierw do Onyks, już jakiś czas inne rzeczy zajmowały mu powinność wobec przyszłej Nurglitki.
- Onyx, mogę zająć ci sekundkę, kochanie?

- Oby. Bo niezbyt mam pomysł jak należy czytać te słowa Vigo. Brzmią ciekawie i jakby coś z tego wyszło to by było cudownie. Taki owoc królewskiej krwi musiałby być bardzo majestaryczny. - aptekarz pokiwał swoją bycza głową zgadzając się z pomysłem kolegi ale przyznając, że słowa proroctwa Vigo są dla niego zagadką. Nie zatrzymywał dłużej Otto i klepnął go po przyjacielsku na drogę. Po chwili młody mnich siedział już w narożniku stołu zajętym przez wyznawczynie Księcia Przyjemności. Onyx spojrzała na niego wzruszyła ramionami, wstała z ławy i odeszła z mnichem kilka kroków czekając na to co ten powie.

- Chodzi o tą twoją koleżankę, która rozważa przyjęcie Dziadunia jako swego patrona. Sigismundus poprosił mnie, abym porozmawiał z nią jako reprezentant wiary. - mnich delikatnie wzruszył ramionami - Wiesz jaki on jest, od razu pewnie chciałby jej robale włożyć, więc chciał, abym ją delikatniej wprowadził w tajniki. Mogłabyś zorganizować dla nas spotkanie?

- No nie wiem czy Laura jest gotowa na nauki Dziadunia. Ale akurat różne robale, szczury, pająki i inne takie obrzydlistwa to lubi. Jak się ktoś trafi co chce ją oglądać jak się tak zabawia to płaci sporą sumkę i ogląda albo nawet się przyłącza. Najgorzej jak chce dwie dziewczyny do zabawy to wtedy któraś z nas musi dołączyć do Larwy. Tak ja nazywamy. Laura Larwa. Albo Lala. Ale, że tacy klienci nie trafiają się zbyt często to zwykle Laura pracuje tak jak i my. Ale trzyma w jednym z pokojów to całe obrzydliwe talatajstwo na wypadek gdyby się ktoś taki trafił. Więc jakimiś nowymi robalami mogła by być zainteresowana. Ale nie sądzę aby była zainteresowana zdobyciem kurzajek, pryszczy, krwawej biegunki czy innego chłamu. - Onyx trochę się zdziwiła słysząc jak Otto zinterpretował jej wcześniejsze słowa o koleżance z pracy. Szybko to jednak wyjaśniła dokładniej jak to z nią jest i dlaczego przyszła jej do głowy jako kandydatka do zasiania.

- Ah, wybacz. Pomyliło mi się z naszą najnowszą siostrą, zabiegany ostatnio byłem. Tak czy inaczej chętnie się z nią spotkam. O ile Sigismundus chętnie by ją dodał do hodowli, to może przekonam go, aby na razie ją przyjął jako pomoc przy niej. - mnich się uśmiechnął - A teraz chodź do swoich sióstr w wierze, mam propozycję od naszego aptekarza i nie martw się, na pewno się wam spodoba. - mnich wrócił do ławy gdzie siedział część rodziny oddana Slaanesh.
- Moje drogie, wyglądacie tak pięknie zebrane razem, że trudno się powstrzymać. - uśmiechnął się łobuzersko - Sigismundus chciał przeprosić za swoje słowa, dotyczące was. Jego oddanie Ojczulkowi i chęć uiszczenia dzieła Oster sprawiły, że zapomniał o dobrych manierach. Chciał przekazać dla was ofertę. Wśród swoich specyfików posiada wiele ziół i środków alchemicznych, które znajdą zastosowanie w łóżku i poza nim. Maści na wysypki, tabletki na stanie kuśki, czy też środki na wpływające na ciążę. Bardzo chętnie je wam zaoferuje, bez opłat oczywiście. I o ile byłby zaszczycony mogąc dołączyć was do swojej małej menażerii lęgowej, rozumie że chcecie oddać swoje łona innym celom. Byłby za to wdzięczny, gdybyście mogły wypatrywać potencjalnych matek dla jaj Oster. Chętnych lub mniej. Samotne kobiety, jakieś przejezdne, które mogą z przykrością zniknąć w nocy.

Sądząc po minie Onyx to zdradzała spory sceptycyzm czy Sigismundus jest w stanie zaoferować jej i koleżankom coś interesującego. W sprawie Laury obiecała, że z nią porozmawia. Większość wieczorów miały pracujące a poranki odsypiały tą pracę. Więc pewnie najłatwiej się umawiać w środku dnia albo przed pracą. Juro wieczorem też idzie do zamtuza i Laura powinna tam być to z nią pogada. Nie spodziewała się aby była chętna na zmianę swojej lubianej i dochodowej pracy na rzecz pomagania przy hodowli robali ale kto wie? Zapytać można. Raczej Onyx spodziewała się po koleżance, że ta by chciała kupić lub dostać takie nowe dla niej okazy. Ale tego też nie chciała za nią obiecywać i obiecała, że ją jutro zapyta.

A jak wrócili do czerwonej lady i jej wianuszka dworek to dziewczęta wysłuchały go z zaciekawieniem. Potem popatrzyły po sobie i jak zwykle pierwsza głos zabrała ich liderka czyli Łasica.

- No to podziękuj mu za tą chojna ofertę. Jak za darmo to dobra cena. Ale nie chciałabym być w jego skórze jak tam dosypie jakiegoś świństwa. Rodzina nie rodzina, policzymy się z nim. - odparła włamywaczka i jednocześnie dziewczyna z ferajny zdradzając przy okazji, że nie w pełni ufa aptekarzowi i jego specyfikom. Chyba podejrzewała, że mógłby czegoś tam dodać na cześć i chwałę swojego patrona. Zresztą koleżanki też bo poparly ją kiwaniem głów.

- A z tą "hodowlą" to kompletna porażka. Nie dość, że chodzi o to aby dać sobie wstrzyknąć jakieś robale to jeszcze to takie zimne. W ogóle nie zna się na robieniu bajery. Jak tak to będzie sprzedawał to chyba mu zostanie Silny aby mu jakichś frajerek nałapał. Nie wierzę, że któraś może być na tyle głupia aby zgodzić się zostać częścią hodowli robali w sobie. - włamywaczka pokręciła głową dając znać, że jej zdaniem już samo podejście aptekarza nie rokuje mu szans na znalezienie zbyt wielu ochotniczek.

- To prawda. Ja na pewno się nie zgodzę. Ale jakby nawet Fabi to zaproponować a ona lubi być posłuszna, uległa i być podmiotowo traktowana podczas zabaw to nie sądzę aby ona się zgodziła. A naprawdę rzadko czemus odmawia. Łasica ma rację, to cud będzie jak złapiecie na ten haczyk kogokolwiek z miasta. Haczyk musi mieć przynętę. - Pirora też zabrała głos dołączając się do tej krytyki metod Sigismundusa. I na przykład wzięła bretonska koleżankę jaką wszyscy tutaj zdołali poznać chociaż pobieżnie jako bardzo pokorną i posłuszną niewolnicę wykonującą wszelkie polecenia swoich koleżanek i kolegów. Ale nawet z nią Averlandka wątpiła aby się to udało uzyskać jej zgodę na świadome zasianie.

- Ale moje dziewczęta. Mimo wszystko chodzi o nasz wspólny cel. O zadanie ciosów naszym wrogom. A z tego co widzę to przynosicie chlubę mojej matce i naszemu patronowi bo macie najwięcej znajomych jakim możecie się dobrać do majtek i tego co jest pod spodem. Może same nie musimy poświęcać się w ten sposób dla nowych doświadczeń i doznań ale jednak szkoda by było jakby potem mam wypominano, że w ogóle nic nie zrobiłyśmy w tej zaszczytnej sprawie. W końcu to cel do jakiego nasza Soria też dorzuciła nieco swoich płynów ustrojowych to i chyba my możemy pochylić się nad tym projektem. - niespodziewanie Soren zabrała głos pozwalając aby jej drogie i eleganckie buty spoczęły między udami Łasicy wciskając się tam coraz bardziej aż ta jęknęła cicho. Dłonią zaś pogłaskała nieco piegowaty policzek Pirory skutecznie przykuwając ich uwagę. No i zaskakując.

- No ja już mówiłam o tej Laurze. Właśnie o tym rozmawiałam z Otto. - zaznaczyła od razu Onyx wskazując na stojącego obok kolegę. Dziewczęta zaś wydawały się nieco zbite z pantalyku.

- Rozumiem waszą niepewność, ale nie wierzę, że Sigismundus zniżyłby się do takiego zagrania. Zważając, że mogłoby się to bardzo szybko zwrócić przeciwko niemu. Jeżeli mam nazwać rzeczy po imieniu, on chce po prostu kupić waszą współpracę. - mnich wzruszył ramionami - Po prostu prosi o pomoc w znalezieniu potencjalnych nosicielek. Przy okazji, wskazał mi potencjalną rekrutkę dla was. Kilka lat temu, udzielał pomocy młodej dziewczynie, która znalazła się w bardzo… wstydliwej sytuacji z rozrodczym czempionem, koziołkiem, w roli głównej. Jeżeli dziewczyna ma takie smaczki, mogą ją też ciągnąć inne przygody. - mich się chwile się zastanowił - Czy w sumie… To jego pomysł, tak przy okazji. Też nie chciałybyście takiego koziołka?

- Koziołka? - sądząc po minach i łotrzyc i szlachcianek to ostatnio ich relace z grubym aptekarzem pogorszyły się na tyle, że były mocno mu nieufne i nieprzychylne. I pierwszą reakcją na jego osobę albo coś co od niego pochodziło było to, że “są na nie”. Pod tym względem Sigismundus chyba dobrze to wyczuł, że poprosił Otto jako pośrednika bo jak z nim slaaneshytki miały ostatnio cieplejsze relacje to na odwrót niż z nim. No i chociaż były skłonne wysłuchać młodego mnicha co w przypadku aptekarza wcale nie było takie pewne. Teraz jak im przedstawił sprawę o jaką go poprosił grubas z apteki to znów widział, że w pierwszej chwili na ładnych twarzyczkach pojawia się sceptycyzm i niedowierzanie. Chyba wcale nie były takie pewne czy by im czegoś nie dosypał od siebie do tych oferowanych specyfików. Jednak wcześniejsza uwaga Sorii nieco je zbyła z pantałyku a dalsza część tego co mówił Otto chyba je zainteresowała.

- Ja to raczej nie. Chyba, że dla Fabi. Ale musiałabym ją zapytać. - Pirora odparła pierwsza z delikatnym powątpiewaniem aby dać znać, że osobiście nie jest zainteresowana takimi atrakcjami. Pozostałe dziewczęta jakby się zawahały.

- I on zna takie wesołe dziewuszki? No popatrz, kto by pomyślał… - Łasica prychnęła i posłała przez stół spojrzenie aptekarzowi ale ten nie zwracał na nią uwagi zajęty rozmową z rogatą wiedźmą.

- No cóż… Jakby się dało to właściwie mogłybyśmy poznać tą wesołą dziewuszkę. I zobaczyć jakie to miewa przygody z tymi koziołkami. - liderka wężowych dziewcząt ostatecznie wydawała się być zainteresowana poznaniem owej pechowej pacjentki Sigismundusa sprzed sezonu czy dwóch. Chociaż na razie niczego więcej nie obiecywała.

- No dobra i niech wam będzie. Poszukamy jakiś dziewczyn na nosicielki. Zresztą Onyx to już znalazła tą Laurę to chyba coś już się przyczyniłyśmy nie? - niebieskowłosa w końcu westchnęła zwalczając własną niechęć to tego projektu i zgodziła się chociaż spróbować rozejrzeć za jakimiś kandydatkami do tej hodowli jaj Oster.

Mnich odetchnął. Cieszyło go, że udało się chociaż odrobinę przekonać dziewczyny do współpracy z Nurglową częścią rodziny.
- Cała rodzina będzie wam wdzięczna. Och, Piroro, najdroższa. Jeżeli będziesz widziała się jutro z Fabienne, przekaż jej proszę, że najpewniej pojutrze odwiedzę ją z Silnym. Trzeba przygotować, naszego Herolda Norry. - uśmiechnął się - Och i kiedy planujecie wycieczkę do Zwierzoludzi? Miałem nadzieję porozmawiać z którymś… mam nadzieję, że zostawicie jakiegoś na tyle przytomnego.

- Dobrze, przekażę jej. Ale lepiej zostaw Silnego gdzieś na zewnątrz. Albo się z nim jakoś umów na mieście. Bo chyba wiesz jaki rzep z tej Gertrudy. A Silny to nie jest osoba jaka wzbudza zaufanie swoim wyglądem. - Pirora pokiwała swoją jasnoblond głową obdarzając kolegę ciepłym uśmiechem. Na co Łasica prawie weszła jej w słowo.

- W ogóle nie znacie się na bajerowaniu i kombinowaniu. - zaśmiała się dobrodusznie jak starsza siostra obserwująca poczynania młodszego. - A po co wam Fabi jak macie romans do Anniki? - zapytała raczej retorycznie patrząc na nich oboje. Bo zaraz zaczęła dalej. - Tam gdzie jest Fabi tam i Gertruda. Zwłaszcza jak wyjeżdżają z rezydencji. Tylko do Pirory się jakoś przyzwyczaiła na tyle, że stara rura siedzi ze służbą. I na jakichś przyjęciach i balach co to wielcy państwo nie życzą sobie oglądać jakichś starych rur i innej służby. No chyba, że takie ładne i gorące kelnerki jak my. I ta ruda małpa. - łotrzyca zaśmiała się wesoło wskazując na swoją partnerkę. Ta sprzedała jej kuksańca za tą “rudą małpę” i obie zachichotały.

- Annika to służąca Fabienne. Przynajmniej tak oficjalnie. Niech ta ją pośle po coś do miasta i tam się z nią umówcie. Albo nawet ty Otto tam się umów aby ją zabrać to pójdziecie we dwoje. I już z Silnym czy nie to już tam się jakoś umówcie. - dziewczyna z ferajny gładko wyjaśniła jak sobie wyobraża spotkanie z Anniką na dogodnych warunkach.

- Aha i jak będziesz się z nimi widział, to daj im znać, że my tą Annikę bardzo chętnie poznamy. Zresztą tą Marisskę też bo brzmi bardzo apetycznie. No i Fabienne też, żeśmy dawno nie poniewierały, na pewno się stęskniła. Chociaż to jutro u Pirory powinna być na psalmach żałobnych. - Burgund dorzuciła coś szybko od siebie ale w ostatniej chwili przypomniała sobie, że jutro jest Festag to zapewne znów się spotkają w komplecie w loszku Pirory po porannej mszy.

- A na tego Gnaka to sobie wsiądziemy w pełnię. Pełnia jest w Aubentag na Marktag. My jedziemy już w dzień, zająć miejsce, przygotować i tak dalej. Startujemy w południe z “Mewy” ale jak nie zdążysz to sam dojdź. To przy kamieniach od zachodniej bramy. Tylko damulki będą musiały kombinować i pewnie jak będą to dopiero przy północy bo muszą swoje ładne koleżanki pospać. - Łasica dalej nawijała gładko i ze swadą ochoczo rozmawiając o tej orgii ze zwierzoludźmi na jaką szykowały się już od zeszłego miesiąca.

- No cóż, zasugeruję to Annice. Ostrzegam, dziewczyna lubi, jak się jej usługuje. - mnich się uśmiechnął - Fabienne byłaby nie aż tak potrzebna, jak jej sakwa. Może was to zdziwić, ale nie płacą mi dużo za moją służbę w hospicjum. - Otto się zastanowił. Południe z "Mewy"? Postaram się z wami udać, wasi partnerzy spodziewają się gromadki pięknych kobiet. Pewnie by sądzili, że jednooki mnich popsuje atmosferę i nabiliby mnie na coś długiego, zanim bym dotarł do kamieni.

- Lubi jak jej się usługuje? - obie łotrzyce zbystrzały jak harty które wyczuły obiecujący trop. - No popatrz jaka wspaniała, mądra dziewczynka! To ją zapewnij, że my jej będziemy usługiwać bardzo chętnie! Cokolwiek sobie zażyczy. Zwłaszcza jakby miało być bez ubrań i coś mocno nieprzyzwoitego! - zapewniła go gorąco Łasica a Burgund ochoczo jej zawtórowała.

- A z tą sakiewką Fabi no to nie moja sakiewka to niczego ci nie będę za nią obiecywać. Chociaż… Pewnie jutro się z nią spotkamy u Pirory… To się z nią pogada o tej Annice. Na tyrana to nasza Fabi nie wygląda to myślę, że powinna dać się uprosić aby dała wam pieniądze na zakupy. Zresztą na pierwszy raz to pewnie i tak pójdziecie tylko oglądać i przymierzać a pół dnia albo cały i tak zejdzie. To jak z kupowaniem ubrań. Zanim cię zmierzą, zważą i tak dalej to czas ucieka. - niebieskowłosa rozważała tą myśl o tych zakupach dla Anniki jakie powinna zasponsorować jej pani ale raczej wydawała się być dobre myśli.

- I oczywiście, że cię zapraszamy na to spotkanie w pełnię. Przecież wszystkich was już zapraszałyśmy. I chyba Joachim jeszcze będzie. No nasze panny od Grubsona. A reszta to nie wiem, jeszcze się nie deklarowali. - liderka slaaneshytek popatrzyła po tej lekko chwiejącej się na łagodnych falach ładowni jakby liczyła kto dał jaką odpowiedź na to zaproszenie do kameni za miastem na spotkanie towarzyskie ze zwierzoludźmi.

- I nie bój się. Ja nie wiem czy oni gustują tylko w kobietach ale ostatnio była Genda a ona jest bardzo podobna do naszej Lilly tam poniżej pasa. No i jak będzie miło to kto wie? No zawsze Lilly możesz poprosić, ona lubi takie zabawy. I możemy zapytać… Hmm… Właściwie to Lilly musiałaby zapytać. W każdym razie no jak pojedziesz z nami to się raczej nudził nie będziesz. Śpiew, wino, muzyka, chętne, nagie kobiety no i zwierzoludzie. Mam nadzieję, że też chętni i nadzy. - Łasica poklepała go przyjacielsku po ramieniu zachęcając aby z nimi pojechał na tą schadzkę w najbliższą pełnię. Niezbyt chciała coś obiecywać za zwierzoludzi jakich teraz tu nie było przy rozmowie ale tutaj też wydawała się być dobrej myśli.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-04-2023, 12:34   #104
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


- Hm… Fabi w sumie jest mi winna… przysługę za odnalezienie dziś Anniki. Może znowu odwiedzę twój loszek Piroro. Jeżeli oczywiście mnie przyjmiesz. - uśmiechnął się - Jeżeli, któryś będzie chciał mnie przerzucić przez pieniek to chętnie skorzystam, a tak… nie wyobrażam sobie makabrycznie piękniejszej sceny niż banda hedonistek w łasce zwierzoludzi. Być może uda mi się uwiecznić na papierze.

- To zapraszam cię serdecznie Otto. Jutro po mszy spotykamy się u mnie z obowiązkową wizytą w moim loszku oczywiście. Fabi nic mi dzisiaj nie mówiła, że nie ma inne plany więc liczę, że do nas dołączy to zapewne będzie do naszej całkowitej dyspozycji. I zgaduję, że będzie chciała się pochwalić nową służącą to zapewne z nią przyjedzie. - Pirora jako jutrzejsza gospodyni bardzo ciepło i chętnie zaprosiła kolegę na jutrzejsze odprawianie psalmów żałobnych na cześć zmarłej księżnej. Pełne pokuty i kary za grzechy. Chociaż stroje i nastroje zapewne nie będą tak całkiem żałobne sądząc po tym jak to wyglądało w zeszłym tygodniu.

- A banda hedonistek na łasce zwierzoludzi… Tak, to rzeczywiście jest dobry materiał na jakiś obraz. Oczywiście nie taki co by można pokazywać szerszej publiczności no ale na własne potrzeby i w naszym rodzinnym gronie to mogłoby być ciekawie. - Averlandka pochwaliła pomysł Otto a, że sama była nie tylko miłośniczką sztuki i jej mecenasem ale też i aktywną malarką to pomysł od razu jej się spodobał. Zwłaszcza, że jak zaznaczyła sama nie planowała się pokładać z ungorami jacy mieli przybyć pod te kamienie za zachodnią bramą. Dziewczętom zresztą także bo znów zapanowała radosna wrzawa gdy zaczęły rozmawiać jak to by mogło wyglądać.

- Teraz to nas będzie trochę więcej. Bo oprócz nas to jeszcze powinna być Fabi i Oksana. Chociaż z Oksaną jeszcze o tym nie rozmawiałam. No i wy, znaczy ty i chyba Joachim bo wcześniej mówił, że by chciał. Może Fabi by zabrała tą nową służkę. Albo dwie. I jeszcze mówisz Otto Sigismundus zna jakąś pannę od koziołków co? Jej. To nie wiem czy nam wystarczy tych chłopców Gnaka. Może trzeba będzie ustawić jakąś kolejkę i się zmieniać. - Łasica wesoło próbowała policzyć kogo by można się spodziewać z ich strony na tą orgię przy kamieniach jaka miała się zacząć już za parę dni. I nawet w takich luźnych rachunkach zapowiadało się, że będzie wyraźnie większa grupa niż wtedy za pierwszym razem, miesiąc temu przy urokliwym zakątku. Wtedy to wszystko wyszło tak nieco przypadkiem i niechcący. Żadna ze stron nie spodziewała się na miejscu tej drugiej. Ale teraz miało być inaczej, teraz już byli od dłuższego czasu umówieni i na razie większość przygotowań zdawała się być ukończona.

- Hm… czy mogę sobie pozwolić na jeden dzień poza hospicjum. Czemu nie? Oczywiście się zjawię po mszy. Mam przynieść coś, aby dodać smaku naszemu spotkaniu?

- Siebie przynieś. A resztę gościńca to mam nadzieję, że wam posmakuje. A co tam już będzie z kim wyczyniał i w jakich kombinacjach to już jutro na miejscu się wszystko okaże. - szlachcianka o przyprószonych piegami mlecznej karnacji machnęła ręką aby nie przejmować się drobiazgami o ile jest wola na wspólne zabawy jutro po porannej mszy.

- No tak, nas też dawno u ciebie nie było. Chyba od zeszłego Festag. Przez tą robotę w świątyni. Nie mamy czasu na nic innego jak choćby odwiedziny do koleżanki. - Łasica też wydawała się zadowolona z takich warunków i chyba wszystkie dziewczęta uważały podobnie.

Mnich na chwilę zatrzymał wzrok na Sorii.
- Wybacz, czcigodna, coś przyszło mi na myśl. Jako istota błogosławiona przez Slaanesh jestem pewny, że masz niebywały wpływ na śmiertelników. Twój głos gotuje krew, twój zapach zmiękcza nogi… jaki wpływ miałaby twoja krew?- oko Otto było skupione, młody Chaosyta miał najwyraźniej jakiś plan formujący się w głębiach swego umysłu.

- Krew? Moja krew? - chyba nie tylko córka Soren była zaskoczona nagłą zmianą tematu. Uniosła brwi a jej śmiertelne dwórki popatrzyły to na nią to na siedzącego na ławie obok kolegę. Też wydawały się zaciekawione odpowiedzią.

- A o taki. - Soria lekko uśmiechnęła się i wyciągnęła swój nadgarstek ozdobiony barwnymi bransoletami. Jej starannie przycięty i zaokrąglony paznokiećpociągnięty liliową barwą wydłużył się zmieniając się bardziej w pazur niż paznokieć eleganckiej damy. Zaraz później naciął skórę aż pojawiło się krwista struga dobrze widoczna na bladej skórze kobiety. Po czy znów zwykłym palcem umoczyła go we włanej krwi i wyciągnęła przed siebie. Łasica co siedziała najbliżej z zaciekawieniem powąchała te czerwone krople.

- O! Ale ładnie pachnie! - odkryła zaskoczona i po chwili chętnie oblizała tą krew z palca swojej milady. Może nawet więcej niż trzeba była bo w końcu zaczęła go ssać nawet jak już żadnej czerwieni poza lakierem paznokcia nie było widać. Ale i do pozostałych co siedzieli w pobliżu, także do Otto, dotarł nowy, bardzo przyjemny zapach. Taki jaki pobudzał, że aż stawały włoski na karku i budziły się lędźwie.

- Przydaje się podczas zabaw. Albo podczas walki. - odparła Soria obserwując z zadowoleniem jakie wrażenie robi na śmiertelnikach. Bo jej służki, bez względu na to czy łotrzyce wychowane w tawernach i rynsztokach czy dobrze urodzone bogate szlachcianki co nigdy nie zaznały głodu i poniewierki miały miny jakby miały ochotę na jeszcze tej krwistej ambrozji. Ale i młody mnich też odczuwał taką pokusę.

Otto westchnął tęsknie kiedy zapach krwi Wybranki Slaanesh natarł na jego nozdrza, jego oko nie mogło oderwać się od Łasicy kiedy ta ujęła ustami palec Sorii. Jego szczęka się otworzyła, oddech przyspieszył a strużka śliny zaczęła umykać z kącika ust - Też chcę… - słowa mimowolnie opuściły jego gardło i wyfrunęły w świat. Starał się przypomnieć po co zapytał o działanie krwi córki Soren, ale w tej chwili nie mógł myśleć o niczym innym tylko o zazdrości wobec łotrzycy, która doznała przywileju odczucia smaku tego błogosławionego nektaru.

Wydawało się, że krótka wypowiedź Otto wywołała podobne jękliwe prośby u reszty dwórek Sorii. Zresztą także i Łasicy jaka też najwidoczniej miała ochotę na powtórkę. Córka Soren zaśmiała się wesoło widząc jakie wrażenie wywołała.

- No dobrze. Jestem z was zadowolona, bawicie mnie, dostarczacie rozrywki i ekscytujących wrażeń więc dobrze. - oznajmiła im tonem wielkiej władczyni jaka jest skłonna wynagrodzić swoich wiernych poddanych. Umoczyła palec w rozciętym nadgarstku i wyciągała kolejnu ku każdemu z nich. Do swoich dwórek ale też i do Otto jakiego też poczęstowała. Gdy miał okazję tego spróbować to wcześniejsze wrażenie jakie wywołał tylko aromat jej krwi tylko się wzmogło.Teraz mógł poczuć ten smak na języku. I to jak pobudza jego ciało. Jak zaczyna odczuwać podniecenie. Jak włoski stają na karku i czuje jakby niewidzialną rękę jaka przyjemnie go tam pieści. Podobnie ożywienie spływało w dół ciała i kumulowało się w lędźwiach dając znać, że jest gotowy do działania. Zresztą sądząc po błyszczących spojrzeniach dziewcząt i przyspieszonych oddechach, tego jak chętnie szukały czyjegoś dotyku i bliskości i same go dawały to musiało z nimi być podobnie. Wszyscy zdawali się być podatni na tą ambrozję zaklętą w krwi bezpośredniego potomka Soren.

Ręka Otto odruchowo wylądowała na najbliższym mu udzie, kiedy reszta ciała napawała się doświadczeniem jakim był smak krwi Sorii. Sama dłoń jednak zaczęła wędrować dalej w kierunku krocza jego nowej partnerki, chociaż sam mnich nawet nie zwracał uwagi kogo dotyka.

Raczej nie było to udo Łasicy bo ta przyszła w swoich ulubionych, skórzanych spodniach. Dłoń Otto wyczuła materiał spódnicy, całkiem sporo tego materiału ale i sama właścicielkamusiała mu pomóc podwijając ją aby miał do niej łatwiejszy dostęp. Wtedy wyczuł kolano okryte pończochą a potem gładkie, i ciepłe uda, bardzo przyjemne w dotyku. Wreszcie dotarł do ich zwieńczenia zakrytego rozgrzanym od ciepła ciała koronkowym materiałem. A i wtey usłyszał gdzieś nad sobą i za sobą znaczące chrząknięcie. Cała zabawa zamarła gdy jego towarzyszki równie rozochocone jak on też z pewnym zdziwieniem odkryły, że są wciąż w starej ładowni, i wokół reszty towarzyszy i towarzyszek a nad nimi stoi zamaskowany mężczyzna w długiej todze.

- Myślę, że to nie czas i miejsce na takie zabawy. - odparł z lekkim uśmiechem ale ton wypowiedzi był stanowczy. Wiadomo było, że mistrz traktuje zbór i jego czas jako teren neutralny oraz do zbudowania więzi rodzinnych między poszczególnymi członkami ich grupy, podzielenie się swoimi potrzebami, problemami i zmartwieniami gdzie można było porozmawiać o tym z kimś kto dzieli wspólną tajemnicę spisku.

- Oh wybacz mistrzu. To moja wina. Troszeczkę mnie poniosło w tej małej prezentacji. Dziewczęta proszę was abyście zachowywały się odpowiednio do tego miejsca. - Soria wzięła tą winę na siebie i poprosiła swoje dwórki aby się uspokoiły. Bo jak się zorientował Otto to właśnie zaczynał się dobierać do majtek Pirory na co ta wcale nie była przeciwna. Łasica i Burgund już sprawdzały sobie nawzajem jędrność biustu a Onyx sprawdzała co Lilly ma pod spódnicą jakby dawno już tego nie robiła. Wszystkie więc wydawały się nieco speszone i zaskoczone jak niewiele trzeba było aby zacząć zabawę na całego. Ale był zbór i Starszy był dość stanowczy co do tego jak należy się zachowywać podczas niego. Więc po chwili nieco nerwowych i łotrzykowych uśmieszków, poprawiania ubrań sytuacja zaczęła wracać do normy.

Mnich odchrząknął starając się przywrócić myśli i pozwolić krwi znowu płynąć, aby opuściła mniej kluczowe miejsca.
- Więc… niewiarygodne. Podejrzewałem, że twoja… krew… pani. - potrząsnął głową odganiając myśli - Miałaby silny wpływ na śmiertelników, ale żeby aż taki. Chciałem zasugerować, aby dodać kilka kropel do napitku podczas jednej z imprez Pirory, albo Fabienne.

- Tak. Można by tak zrobić. Ale chyba widzisz, że efekt byłby dość widoczny. Więc nie wiem czy tego właśnie byście chcieli. - czerwona milady uśmiechnęła się dostojnie jakby świetnie się bawiła w tym momencie tymi rozszerzonymi źrenicami, przyspieszonymi oddechami i rumieńcami na licach otaczających ją śmiertelników.

- Ah… No tak… Jak tak jak u zaufanych osób jak jutro u mnie w loszku to ja bardzo chętnie. Ale na jakimś balu czy przyjęciu… Oj to by się dopiero skandal zrobił jakby goście zaczęli się obnażać i rzucać się na siebie! - Pirora rozgryzła o co pytała jej pani i chociaż wizja okazała się kusząca i taka apetyczna to jednak rozsądek podpowiadał, że nie zawsze i wszędzie możnaby zastosować tak silny afrodyzjak.

- Nie, nie, tak to nie. Znaczy na pewno nie róbcie tego u siebie. Ani ty ani Fabi. Jak już to gdzieś gdzie nie będziecie gospodarzami bo tych by się od razu podejrzewało, że coś dosypane do wina albo co. Tylko gdzieś indziej. Gdzie będziecie jednymi z wielu gości albo nawet tak aby was nie było. Albo na odwrót. W kameralnej atmosferze i z kimś z kim jest nadzieja, że będzie chętny czy chętna na takie zabawy. Bo potem jak wytrzeźwieje to może narobić niezłej hecy jak to będzie wbrew upodobaniom albo będą świadkowie i trzeba będzie się jakoś tłumaczyć. To zawsze lepiej zwalić na kogoś niż wziąć winę na siebie. - Łasica chciwie zerkała na dłoń i nadgarstek swojej pani ale zajęła się takim numerem o jakim rozmawiali jako oszustka i włamywaczka oraz była pracownica zamtuza co miała doświadczenia jakie mogłyby być konsekwencje gdyby przypadkowym osobom z towarzystwa podać taki silny środek. Sam pomysł jej się spodobał ale namawiała aby go zastosować w odpowiedni sposób jaki nie ściągnie na nich kłopotów.

Mnich się chwilę zastanowił.
- To miałoby sens, oczywiście. Chociaż, lepiej będzie to zrobić… no z jakimś odstępem od kradzieży ze świątyni i misją w akademii. Jak się zrobi zbyt ciekawie, kościół może wezwać większą inkwizycję, aby zakończyć zabawę.

- No. Na przykład na tą akcję z balem, muchami i całą resztą. Na pewno by to podkręciło atmosferę i zrobiło większe zamieszanie. Ale wcześniej gdzieś też można tylko właśnie aby to z głową zrobić. Albo jak jesteśmy sami swoi. No i nie na zborze. - Łasica ochoczo przytaknęła Otto na jego pomysł. I dodała coś od siebie. Ale widać było, że najchętniej spróbowałaby krwi swojej milady jak najprędzej.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-04-2023, 13:03   #105
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Po północy, mieszkanie Heinricha


Heinrich był tym dniem jakoś niespodziewanie wyczerpany. Ciężko usiadł na łóżku, zastanawiając się czy w ogóle ma ochotę dziś się przebierać do snu, a nie wpaść w jego objęcia tak, jak wrócił. To była naprawdę kusząca perspektywa...

Mimo chęci buntu przeciw nocnym konwenansom, stary Łowca Czarownic... BYŁY Łowca Czarownic, zaczął zdejmować uliczne ubranie. Jak zawsze jego wzrok spoczął na skrytej pod bandażami mutacji, która codziennie przypominała mu kim się stał.
Zsunął bandaż, dotykając metalu skóry, z jakimś zamyśleniem przyglądając się temu obawowi chaosu, który na sobie nosił.
A może błogosławieństwu?

Mężczyzna przymrużył oczy i nie umiał się nie uśmiechnąć. Przed oczami widział te złote oczy pełne magii. Wydawało mu się, że wciąż czuje ziołowy zapach, miękkość ust...

Zaśmiał się.

Och, ta przeklęta wiedźma i jej sztuczki! Heinrich przecież znał ich smak, wiedział czemu powinien takich unikać. Merga była cwanym graczem i zdeprawowanym bytem, jakich uczono go unikać... co i sam mógł uczyć. Musiał z nią uważać, ale...

To było tak cholernie kuszące i przyjemne.

Ponownie skrył mutację pod porządnie zawiązanym bandażem nim ułożył się do snu. Jutro wyśle Silnemu wiadomość, by z nim nawiedzić biedaka, który położy metal na jego metalowej skórze. Po tym... trzeba będzie zająć się sprawą teatru... ale dbałość o pozory najpierw, prawda?

Pamiętaj, że nie jesteś już Łowcą Czarownic, staruszku.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-04-2023, 13:09   #106
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Angestag; po północy; po zborze

Otto wracał do domu w stanie większego spięcia i zmęczenia niż kiedy się na niego wybierał.
Ciągle czuł palenie lędźwi, nawet kiedy krew Sorii już straciła na sile w jego ciele on ciągle czuł jej słodki zapach.
Do tego przepychanki między indywidualnymi planami członków zboru były na prawdę męczące.
Coś jednak było innego tego dnia, dostrzedł kawałka Prawdy i w końcu mógł coś z nim zrobić.
Zanim położył się spać otworzył swoją księgę. Prosty tom oprawiony skórą z czystymi stronami. Zaczął wertować strona po stronie, aż w końcu coś go tknęło, miejsce, które czuł, że może uzupełnić. Namoczył piuro w kałamarzu i zaczął pisać.

Morr
Tytuły:

Domeny:
Kulty:


Symbole:

Relacje:



Odetchnął kiedy zakończył ostatnią segment. Po czym napisał "Nurgle (Władca)". Sprawiło to w nim nie małą radość, w końcu od ponad pół roku począł kroki w odrestaurowaniu księgi, która ujawniła Prawdę jemu i jego braciom.

Zostało mu rozplanowanie kolejnego dnia. O dziwo następny dzień będzie dość spokojny w planowaniu.
Poranna msza i loszek Pirory. Być może to palenie w jego lędźwiach tak ograniczyło jego plany, ale w chwilo obecnej nie miał ochoty robić jutro nic więcej. Może umówi się z Fabienne na spotkanie Silnego i Anniki no i później odwiedzi Joachima, aby ustalić spotkanie w hospicjum.

Położył się na łóżku, ciągle jednak czując napięcie. Jego ciała płakało za ulgą, ale Otto postanowił odmówić tej przyjemności. Nie okaże braku szacunku swoim siotrom w wierze Węża sprawiając sobie przyjemność jedynie wspomnieniami o nich. Postanowił jednak skupić się na małym eksperymencie.
Zamknął oczy i do czasu, aż w końcu sen go nie przejął powtarzał sobie w myślach.
"Czy możecie pomóc mi w przywróceniu Prawdy?"
Kto wie, może ostatnia myśl jaką miał na jawie, przejdzie też do świata snów.
Nic nie świadomy mnich nie zauważył jednak czegoś, kiedy zamykał swoją księgę. Słowa "Nurgle (Władca)" zaczęły się delikatnie przemieszczać, przyjmująć inną pozycję w liście relacji boga śmierci.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 15-04-2023 o 13:19.
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-04-2023, 19:26   #107
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 26 - 2519.07.11; fst; ranek - przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Portowa; Stare Nabrzeże; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.07.10/11; Festag; noc
Warunki: wnętrze ładowni; jasno; gwar rozmów; umiarkowanie ; na zewnątrz: noc, pogodnie, umi.wiatr; zimno (-5)



Wszyscy



Zanim pojedynczo i grupkami otukane w płaszcze postacie zaczęły wychodzić na mokry po ulewie pokład starej kogi by odkryć, że jest już chyba po północy, ciemo i zimno a potem zejść po drabinie zestawionej na dół przez Normę to jeszcze mieli na koniec parę spraw do omówienia.

Merga uznała, że jak ma przygotować to wybuchowe urządzenie sprowadzone z Eteru to nie da rady wyrobić się w jeden dzień. Dwa dni to przynajmniej. Więc niejako odpadł termin aby “zrobić domek” jak to mówiły łotrzyce w świątyni kolejnej nocy. Ale, ta ostatnia noc przed pełnią jaka miała być z Wellentag na Aubentag to już roboczo była przeznaczona na ten skok. Poza obiema łotrzycami zgłosiła się też Soria aby wesprzeć swoje dwórki w tym zaszczytnym zadaniu. Poza tym zwyczajnie w świecie chyba uważała to za ekscytującą przygodę, coś odmiennego od codziennej rutyny. Do tego Thobias potwierdził swój udział chociaż bez większego entuzjazmu. Dało się zauważyć, że raczej widział się w roli wychowawcy i nauczyciela niż jako nocnego rabusia. Ale dla rodziny był gotów się poświęcić. Tylko kompletnie nie miał w tym doświadczenia więc niezbyt wiedział jaką miałby pełnić rolę. Łotrzyce chętnie przyjęły jego pomoc i miał czekać z woźnicą przy wozie. A potem jak dadzą znak, że droga wolna to podjechać. Na razie miał pełnić rolę czujki a potem gdy będzie trzeba ładować skarby na wóz to właśnie ładowacza i tragarza. Woźnicą zaś miał być albo Sigismundus albo Strupas. Ich rola miała właśnie na tym polegać. Który z nich by miał wziąć udział to jeszcze nie do końca było pewne. Zgłosili się też Silny i Rune jako pomoc w zlikwidowaniu strażników. A potem w noszeniu tych skrzyń i worków jakie spodziewano się znaleźć za zamkniętymi i pilnowanymi w dzień drzwiami. Sama Merga i ci co mieli z nią odpłynąć do Norski miała czekać od zmroku na łodzi. Po przeładowaniu zrabowanych fantów mieli czym prędzej odpłynąć. No chyba, że do tej noc w Wellentag stałoby się coś co pokrzyżowało plany kultystów. Ale na koniec zboru tak mniej więcej rysował się plan. Łasica chciała to mieć dopięte na ostatni guzik więc między innymi wiedzieć na kogo może liczyć w tym nocnym skoku.

Thobias podzielił się swoim pomysłem, że Hertz jak każdy stróż prawa, także łowcy nagród, szeryfowie, i inni tacy, działali na podstawie systemu prawnego. W tym wypadku licencji na konkretny typ działalności lub nawet zlecenie. Te licencje wydawały władze. Ot, jakiś hrabia zatrudniał szeryfa aby pilnował porządku, jakiś baron wyznaczał nagrodę za rozbicie jakiejś szajki, któraś ze świątyń czy ratusz dawał komuś licencje na działalność jako łowca heretyków tak ogólnie albo w sprawie jakiegoś śledztwa. Podobnie musiało być z Olegiem Hertzem. Zresztą akurat Heinrich znał ze swojej praktyki, że tak to właśnie działało. Pomysł Thobiasa polegał na tym aby skłonić jakoś odpowiednie czynniki do cofnięcia tej licencji dla Hertza i jego ludzi. Wówczas straciliby swoje wyjątkowe uprawnienia i staliby się zwykłymi obywatelami. Co najwyżej mogliby szukać nowego pracodawcy czy dobrodzieja co ich przyjmie na swoją służbę albo działać jako zwykli łowcy nagród. Jednak nauczyciel przyznawał, że rozważał to czysto teoretycznie i nie miał za bardzo pomysłu jak tą teorię przelać w praktykę. Ale chciał braciom i siostrom zwrócić uwagę na taką możliwość.

A potem członkowie tej tajnej sekty poświęconej spiskowaniu przeciwko zastanemu porządkowi zaczęli się żegnać i rozchodzić. Wychodzili w całkiem zimną noc. Wracali po ciemku przez kolejne ulice i kwartały gdzie nogi łatwo grzęzły w błocie i gnoju jaki zalegał na ulicach. Na dnie tych ulicznych kanionów było jeszcze ciemniej. Cało miasto wydawało sie ciche, ciemne i wyludnione. Okna i mijane ulice straszyły pustymi dziurami czerni. Łatwo było potknąć się o jakiś grat niewidoczny w ciemności albo wleźć w jakąś dziurę. Albo coś jeszcze mniej przyjemnego. Dawało to przedsmak w jakich okolicznościach będzie przebiegać akcja skoku na świątynię. I właściwie każda inna nocna akcja. W końcu jednak po tym pacierzu, dwóch czy trzech udało im się wrócić do swoich domów bez żadnych napaści i innych poważniejszych przygód.

---



Otto



Już na sam koniec zboru do jednookiego mnicha podeszedł aptekarz prosząc go o rozmowę. Rozmawiał z Mergą o tej hodowli, krwi i tak dalej. Wyrocznia nie do końca była pewna jak interpretować słowa Vigo. Bo “królewska krew” jej też kojarzyła się z kimś z królewskiego rodu. Jako Norsmenka zwróciła uwagę, że to, że dosłownie to niezbyt to pasuje do Imperium. Bo Imperium miało imperatora. W Kislevie rządził car lub caryca. Na południu dominowały drobne księstwa czy wręcz państwa-miasta. Właściwie tylko w Bretonii był król. Ale to raczej potraktowała jako ciekawostkę. Zapewne chodziło o coś bardziej symbolicznego lub szerszym zakresie albo jakąś alegorię. Być może o kobietę z jakiegoś arystokratycznego rodu. Nie była pewna.

Ale zwróciła uwagę, że jaja są raczej takie same. Przez milenia jedna napęczniały trochę bardziej lub mniej więc wielkości i barwy różniły się na pierwszy rzut oka. Ale ogólnie były podobne. A mimo to nawet w opisach Oster mioty z poszczególnych okazów były różnej wielkości. Więc uważała, że wielkość, ilość, czas miotu raczej powinna zależeć od nosicielek. Od ich żyzności i płodności. Niestety chyba nawet sama Oster póki którejś nie zasiała to nie była w stanie oszacować jaki miot może wydać.

Potem Sigismundus otworzył torbę i wyjął z niej strzykwę i pokazał następne w torbie. Zaproponował aby Otto wziął jedną czy dwie. Tak na wszelki wypadek. A może trafi się jakaś okazja aby ich użyć? Może jutro na tej planowanej orgii u Pirory? Albo za parę dni podczas tej orgii ze zwierzoludźmi? Albo jeszcze gdzieś i kiedy indziej. Którakolwiek co by dawała nadzieję, że da się zasiać to lepiej mieć pod ręką takie strzykwy niż dopiero umawiać się na ich użycie prawda?



Joachim



Po zborze do Joachima podeszła Norma. Toporniczka przyznała, że sama nigdy nie była na Diabelskich Bagnach. Ale zdarzało jej się przepływać statkiem obok wybrzeża. I od kolegów słyszała, że ich granica od strony morza jest na tyle płynna, że da się tam wpłynąć łodzią. Oczywiście nie miała pojęcia czy to prawda i jak daleko by się dało wpłynąć łodzią i czy gdzieś na przykład nie trzeba by jej zacumować i dalej iść pieszo gdyby tej wody okazało się za mało do pływania. Ale jednak mogła to być jakaś alternatywa dla marszu na przełaj przez las.

Także Merga z nim chciała chwilę porozmawiać. Podziękowała mu za okazane wsparcie z tymi projektami głównie do skoku na Akademię ale prosiła aby nie dał się ponieść entuzjazmowi z tym przyzywaniem demonów. Początkujący demonolog zaczyna od przyzywania pomniejszych istot Eteru. Nad takimi łatwiej jest zapanować. Zaś w rozważanym wypadku chodziłoby o coś wielkości dorosłego człowieka a więc mogłoby to być mocno ryzykowne dla kogoś kto pierwszy raz by miał z czymś takim kontakt. Zwłaszcza jakby mistrzyni miało nie być w pobliżu. Na początek poradziła mu aby poćwiczył z tymi zwojami z przyzwaniami tych impów i chochlików jakie mu zostawiła. I tak wolałaby aby to robił pod jej okiem no ale skoro lada dzień miała odpłynąć a jego tak zjadała niecierpliwość no to mógł spróbować samemu. O tej Akademii i tak ostatecznie zrezygnowała z usług niezrodzonych na rzecz kształtowania surowej esencji Eteru w pożądany kształt i właściwości.


Heinrich



Gdy się już zbierał do wyjścia w tą ciemna noc Silny dał mu znak, że jak umówi się z tym swoim szewcem to da mu znać. W ciągu paru dni to pewnie powinno się udać. Po spotkaniu, gdy już się wszyscy rozchodzili to do kuśtykającego po nabrzeżu byłego łowcy czarownic podeszła jakaś postać. Dopiero jak się odezwała zorientował się, że to Thobias co zrównał się z nim ale nie wyprzedzał tylko zaproponował, że dla bezpieczeństwa mogą przejść kawałek razem. Nocne ulice rzeczywiście nie budziły zaufania. Wymarzone miejsce aby kogoś napaść.

Thobias jednak miał do omówienia pewien temat. Bolał nad sukcesem jaki ostatnio odnosiły dziewczęta Sorii. A zanosiło się na kolejne. Jeszcze z Sorią w szeregach to będą skazane na sukces. Ale zdaniem nauczyciela to nie musiało oznaczać klęski pozostałych. Wręcz przeciwnie. Niech one tam robią swoje. W gruncie rzeczy przecież zgarniają na siebie większość brudnej roboty. Tylko zdaniem Thobiasa bardziej by się przysłużyły ich sprawie gdyby kierować je w odpowiednim kierunku. Wtedy właściwie mogłyby spełniać wolę mądrzejszych i dostojniejszych od siebie. A właśnie w Heinrichu Thobias dostrzegł kogoś o światłym umyśle i śmiałości działania. Więc mu tego pogratulował. Ale i zapraszał do współpracy aby nakierować te wężowe pionki we właściwym kierunku. Na początek może w sprawie szukania nosicielek albo i którąś z nich do tego namówić. Ale ta sprawa z Akademią czy bagnami także. Dobrze też byłoby umniejszać ich dokonania za to uwypuklać potknięcia. A jakby jeszcze udało się zdetronizować Łasicę jako prawą rękę Mergi i Starszego to już w ogóle by było cudownie. Starszy na pewno potrzebował kogoś bardziej oczytanego, doświadczonego i wykształconego niż jakaś rozwydrzona młódka co tylko myśli przed kim znów rozłożyć nogi. I tak sobie dwóch już nie młodych panów dyskutowało idąc dniem ciemnych kanionów ulic póki się nie rozstali i każdy poszedł w swoją stronę.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Świątynna, świątynia Mananna
Czas: 2519.07.11; Festag; po północy
Warunki: wnętrze i podwórze świątyni; jasno; gwar rozmów; umiarkowanie ; na zewnątrz: dzień, pogodnie, umi.wiatr; ziąb (0)



Wszyscy



Poranna msza w Festag jak co Festag zebrała mnóstwo wiernych z całego miasta. Kto tylko mógł ubierał się odświętnie chociaż i żałobnie. Nadal więc dominowała wszędzie żałobna czerń lub ciemne barwy ubrań. Oczywiście kubrak byle rybaka nie mógł się równać z kontuszem wspaniałego rycerza a zwykła ciemna suknia jakiejś szwaczki z elegancką, czernią jakiejś szlachcianki. Ale poza tymi oczywistymi różnicami w pochodzeniu to jednak powszechnie szanowano te obowiązujące normy obyczajowe nakazujące uczcić śmierć kogoś ważnego. I jak zwykle msza była okazją aby pokazać się innym od najlepszej strony a poza tym była to też oznaka bogobojności i okazania szacunku bogom aby ubrać się w co ma się najlepszego a nie w jakieś znoszone i na co dzień używane ciuchy.

Wciąż dało się zauważyć sporo nowych dostojników. Co prawda w mieście portowym zawsze przebywały załogi statków jakie akurat przypłynęły do miasta ale tym razem było ich więcej. Podobnie jak od dwóch czy trzech tygodni więc zapewne wciąż w mieście byli ci co przybyli tu na turniej i na razie w nim zostali. Chociaż było ich jakby mniej niż w zeszłym tygodniu. Albo tak się tylko wydawało. Dało się rozpoznać znakomitości tego miasta jak choćby burmistrza, rodzinę van Hansen, kapitana portu van Zee ze swoją piękną, dorosłą córką jaką zapewne zamierzał wydać za odpowiedniego kandydata, małżeństwo von Richter i wielu, wielu innych.

Mszę prowadził ojciec Absalon. Słynący ze swojej stanowczości i siły charakteru. Ale też i całkiem postawnej sylwetki zawodowego marynarza i wojownika. Nie trudno było go sobie wyobrazić jako zbrojnego na pokładzie jakiegoś statku.

Oprócz standardowego odśpiewania psalmów i modłów do Mananna, boskiego patrona i dobrodzieja tego miasta na kazaniu ojciec wzywał do zachowania czystości moralnej i poszanowania praw boskich i ludzkich. Do tego aby mieć baczenie na poczynania swoje i sąsiadów. Przypomniał, że zimą podczas ucieczki więźniów z kazamat to była kompromitacja całego miasta a nie tylko władz. I, że tamtych sprawców nigdy nie schwytano. A nie jest powiedziane, że opuścili miasto. I niejako polecił ich znamienitego gościa z Saltburga czyli dostojną Matkę Somnium. Ta wtedy wstała z ławki dla kapłanów, podeszła do niego i stanęła obok aby wszyscy mogli ją zobaczyć. Kontrast między tą dwójką kapłanów wydawał się uderzający. Kapłan Mananna był ogorzały od wiatru i słońca, brodaty, szorstki nawet z wyglądu i odziany w błękity ze złotymi trójzębami poświęcone jego patronowi. Kapłanka Morra wydawała się o połowę młodsza, właściwie jej młody wiek nadal chyba wszystkim rzucał sie w oczy bo sprawiała wrażenie jakby dopiero co skończyła nowicjat. Do tego była odziana w czerń tak, że tylko szyja, twarz i dłonie wystawały z jej szaty wiecznej żałoby. A te były dla odmiany tak blade jakby je pudrowała. Jej twarz emanowała enigmatycznym milczeniem jakie roztaczało wokół niej poważną, chłodną aurę. Ale głos miała równie młody jak wygląd i już nie był taki oschły.

Matka Somnium zaznaczyła, że dziękuję ojcu Absalonowi za gościnę i zaproszenie tak samo jak obywatelom tego miasta. Na co dzień oczywiście urzędowała w świątyni swojego patrona. A była z zakonu Czarnowidzów więc gdyby ktoś miał jakieś nietypowe sny to zaprasza do świątyni Morra na rozmowę. A potem odprawiła tą część psalmów żałobnych poświęconych zmarłej księżnej aby ofiarować jej duszę Ogrodom Morra na wieczny spoczynek. Ojciec Absalon zaś w czasie ogłoszeń parafialnych przypomniał, że od jutra jest zbiórka do milicji na ćwiczenia z walki zasięgowej i bezpośredniej. Uważał, że dobrze jest trzymać dobrą formę więc popołudniu gdy większość robotników, rzemieślników i sprzedawców jacy byli członkami tych milicji będą spotykać się w porcie na te ćwiczenia.

---


Po mszy jak zwykle wierni wysypali się po mszy na dziedziniec jaki otaczał świątynię. I była tradycyjna okazja do wymiany uprzejmości i plotek jakie miały miejsce od zeszłego tygodnia. Dla wielu osób to często była jedyna wygodna okazja aby spotkać kogoś z kim nie było im łatwo na co dzień. Albo okazja aby kupić jakiś medalik czy pieczęć ze świętymi modlitwami od sprzedawców. Podyskutować o właśnie zakończonej mszy czy też na całkiem inne tematy. Także kultyści ze zboru Starszego mogli się rozpoznać ale zwykle widzieli się pojedynczo i w rozproszeniu a nie tak na raz jak ostatniego wieczoru na “Starej Adele”.

---


- Udało się! Mówię ci udało się! Radujmy się! To się stało tej nocy, akurat jak wróciłem do apteki! 11 okazów! Wszystkie żywe i zdrowe a jakie żwawe! - Sigismundus jak na swoją tuszę to poruszał się dzisiaj całkiem zwinnie. I kogo tylko z braci i sióstr mógł odnaleźć to natychmiast podzielił się z nimi radosną nowiną. A mianowicie udało mu się być wczoraj świadkiem przyjścia na świat pierwszego miotu Oster z łona tej porwanej z traktu pielgrzymki. I pomimo pewnych strat to większość dwustrzykwowego miotu jednak wyszła na świat. Tak jak pisała błogosławiona Oster! A jakie wielkie! Te zwykłe czerwie od zwykłych much to się nie umywały do tych dorodnych okazów. Były wedle relacji aptekarza jak dorodne turkucie. Tylko kształtem przypominały takie zwykłe czerwie. No ale mieli je! Obietnica Oster przyjęła namacalne, fizyczne ciało a dokładnie cały miot na prawie tuzin okazów. Więc radosny aptekarz aż zacierał z uciechy ręcę na myśl, że Loszka powinna wydać na świat jeszcze dorodniejsze okazy chociaż zapewne mniej. I prawie przy okazji dorzucił, że tej Pielgrzymce to chyba nic nie jest. Znaczy znów musieli ją ze Strupasem skneblować i związać bo się rzucała no i jeszcze podac jej ziółka na uspokojenie to teraz pewnie śpi. Ale poza tym raczej nic jej nie było. Tą ostatnią uwagę zapewne dodał z myślą o koleżankach albo o szukaniu potencjalnych kadnydatek na nosicielki.

---


- Jeśli coś łaska piękna pani. - obie łotrzyce przebrane w swoje białe czepki i żałobne, ciemne suknie do samej ziemi, z makijażem na twarzy jaki sprawiał, że wydawały się być kimś podobnym niż same sobą podeszły do Pirory z wyciągniętą puszką na datki. Dalej odgrywały swoją rolę skruszonych grzesznic i dzisiaj też zjawiły się na mszy. A po niej chodziły z puszką zbierając na datki. Więc nie było takie dziwne, że podeszły i do nieco piegowatej blondynki w eleganckiej, czarnej sukni.

- A na co zbieracie? - zapytała Pirora udając, że ich nie rozpoznaje. - Powiedziałam Kerstin, że będziemy mieć gości. Wpuści was. - rzuciła do nich ciszej gdy sięgała po swoją sakiewkę aby coś rzucić na jałmużnę. W końcu w towarzystwie w dobrym tonie było okazać jałmużnę tym pośledniejszym.

- Dziękujemy piękna dobrodziejko! Niech ci nasi bogowie obrodzą łaską! - Łasica i Burgund dygnęły przed nią grzecznie i ruszyły dalej ze swoją puszką na datki.


---



- Pochwalony Sorio. Miło cię znów widzieć. - ciemnoskóra piękność o dość egzotycznej urodzie na chwilę oderwała się od opiekuńczego ramienia ojca jaki na nią poczekał i podeszła do odzianej w czarną suknię i narzucone futro. Futro było jednak rozpięte i ukazywało całkiem atrakcyjny dekolt córki Soren.

- Witaj Kamilo. Ja również się cieszę, że cię znów widzę. Nawet nie wiesz jak bardzo. I strasznie żałuję, że nie mogę cię ugoscić i zająć się tobą jak należy się tak pięknej damie oraz miłośniczce i mecenasowi sztuki. Ale może dasz się zaprosić do nas na jutro? Fabi przyjeżdża do nas na lekcję kultury i języków obcych. Mówię ci, jest bardzo utalentowana w poznawaniu nowych języków i zwyczajów. Bardzo miła dziewczyna, nie wywyższa się i z pokorą uczy się nowych rzeczy. - Soria gładko roztaczała swój słodki, wężowy jad wabiąc do siebie młodą szlachciankę samym spojrzeniem w jej ciemne oczy i głosem jaki zdawał się wypełniać niczym miód wszelkie wstydliwe zakamarki duszy.

- Oczywiście! Bardzo chętnie! Będę zaszczycona! To naprawdę niesamowite, że można mieć tyle przygód w tak dalekich krainach! A Fabienne znam bardzo dobrze, odwiedza mnie podczas wieczorków poetyckich no i bardzo mi pomaga w teatrze. I dużo tłumaczy na reikspiel sztuk i ballad bo większość tych najsławniejszych jest napisana po bretońsku. - Kamila van Zee wydawała się z trudem panować nad nadmiarem swoich ekscytacji na myśl, że dzisiaj może nie ale już jutro będą mogły się spotkać w swoim błękintokrwistym gronie dam i wreszcie będzie mogła porozmawiać z tą niesamowitą szlachcianką z dalekich stron co opowiadała takie zdumiewające przygody.

- No to jesteśmy umówione. - odparła milady w grubymi, licznymi warkoczami co zdawały się co jakiś czas poruszać nawet jak wiatr już znacznie zelżał. - Bardzo piękne kolczyki moja droga. - Soria delikatnie dotknęła dyndających przy uszach kryształków oprawionych w misternie rzeźbione złoto. Przy okazji pieszcząc palcami ucho i szyję córki kapitana portu. Co ta przyjęła wstrzymując oddech i nieco zagryzając wargi.

- Bardzo dziękuję. Twoje też są bardzo finezyjne. A jutro to oczywiście przyjadę. Aha i dostałam list z Saltburga. Ktoś przyjedzie ich impresario aby rozejrzeć się za kwaterami i warunkami. I w ogóle jak tu możemy przyjąć tych wspaniałych aktorów. Ale jeszcze nie wiadomo czy na pewno przyjadą więc chciałam omówić jak najlepiej przyjąć tą milady aby zrobić na niej dobre wrażenie aby nas poleciła i zaprosiła resztę trupy. - panna van Zee sprawiała wrażenie, że bardzo niechętnie była skłonna opuścić towarzystwo egzotycznej szlachcianki i każdy pretekst aby przedłużyć to spotkanie wydawał się dobry.

- Naprawdę? Oh to rzeczywiście musimy się postarać i zadbać o naszego gościa. Ale to już nie bedę cię zatrzymywać kochanie. Jutro o tym porozmawiamy. Na spokojnie i bez zbędnych świadków. W naszym zaufanym gronie. - Soria uniosła brwi jakby była trochę zdziwiona tymi wieściami w sprawie teatru ale raczej pozytywnie. Gładko jednak rozbudzała młodą szlachciankę kusząc ją obietnicą jutrzejszego spotkania. I chyba skutecznie bo panna van Zee dość niechętnie opuszczała jej towarzystwo.


---



- Dobrze, że ojca widzę. Chciałabym ojcu komuś przedstawić. To Thobias Bert, mój przyjaciel. A także szanowany wykładowca w Akademii i wychowawca młodzieży i ich korepetytor. - Pirora przedstawiła dobrze ubranego mężczyznę ze starannie przyciętym zarostem. Oczywiście był ubrany w ciemne barwy zgodne z obowiązującą żałobą. Obaj mężczyźni przywitali się ze sobą wymieniając uściski dłoni i ukłony. Żaden z nich nie był szlachcicem więc nie obowiązywała ich tak ścisła etykieta jak błękintnokrwistych.

- Opowiedziałam mu o waszych kłopotach w hospicjum. O tym biednym Georgu. Zrobił na mnie duże wrażenie, sama bym się nim zaopiekowała ale ten Thorne to już kres moich możliwości. A rozmawiałam z Fabienne i jej też nie byłoby łatwo wziąć jeszcze kogoś. Ale Thobias ma warunki i chęci. No i doświadczenie z pracą z młodzieżą. - Pirora wyjaśniła przeorowi dlaczego przedstawia mu swojego znajomego nauczyciela. Ten pokiwał swoją łysawą głową na znak, że teraz rozumie o co chodzi.

- To bardzo zaszczytne. Ale jednak George… Jest dość specyficzny. Fizycznie ma gdzieś około czwartego krzyżyka ale umysł… No umysł pobłądził mu strasznie. Mam wrażenie, że zatrzymał się na etapie małego chłopca. Lub wrócił. Przyjmuje tylko proste polecenia jak mały chłopiec właśnie. - przeor uprzedził guwernanta jak to jest z tym akurat pacjentem. Na co ten pokiwał głową dając znak, że koleżanka mu już to wstępnie wyjaśniła ale chętnie by zobaczył go osobiście aby sprawdzić jak się sprawy mają.


---



Heinrich


- I spójrz Heinrichu. To jest właśnie Petra von Schneider. Córka szanowanego profesora artylerii w naszej znamienitej Akademii. - Heinrich akurat złapał się na moment rozmowy z Pirorą gdy ta wyłuskała gdzieś w tłumie jedną ze swoich koleżanek. I wskazała ją koledze.




https://i.imgur.com/DpAlG1s.jpg



Młoda dama co szła z rodzicami rzeczywiście wyglądała w sam raz na dorosłą córkę jakiegoś możnego. Poza ciemnymi barwami jakie obowiązywały w czasie żałoby. Jak na kobietę to w miarę wysoka, szczupła, oszczędnie pomalowana i naturalna blondynka o starannie ufryzowanych włosach. Wydawała się kompletnie niepasować do tych wyuzdanych opowieści jakie parę dni temu opowiadała mu panna z Averlandu.

- Mogę was sobie przedstawić. Tylko lepiej nie mów kim byłeś. Ale jak nie chcesz korzystać a wolałbyś pooglądać młodą Petrę w akcji z kimś znacznie starszym to też powinno być do zrobienia chociaż przygotowania by nieco zajęły nam czasu. - Pirora uśmiechnęła się wesoło pod nosem gdy przedstawiała starszemu koledze różne warianty zawarcia znajomości z córką profesora żeglarskiej akademii.

---



Joachim



Joachim zaś natknął się na rodzinę van Hansenów. Mikael i Martina stali z trzecim mężczyzną. Zaś ze dwa kroki obok ich córka, Froya, rozmawiała o czymś zawzięcie z blondwłosą Katherine von Siert oraz swoją przyjaciółką Madeleine von Richter oraz jej mężem Thomasem. Kapłanka Ulryka niezmiennie przykuwała uwagę młodej von Hansen. Ale to właśnie baron von Wirsberg jaki rozmawiał z jej rodzicami zwrócił uwagę na młodego astromantę.

- O, Herr magister! A prosimy do nas, prosimy! - baron zawołał do niego zapraszająco wspomagając słowa także gestem. Wcześniej co prawda powoływał się na znajomość z von Hansenami ale dopiero teraz po raz pierwszy Joachim spotkał ich razem. Wiekowo rzeczywiście cała trójka była z tej samej generacji. W przeciwieństwie do Joachima jaki wiekiem bardziej pasował do sąsiedniej grupki.

- Witaj Joachimie. - Frau von Hansen wyciągnęła swoją dostojną dłoń ozdobioną gustownyi pierścienami aby młody człowiek mógł ją elegancko ucałować. Gdy się przywitali mogli rozmawiać dalej. - Heidrich opowiadał nam właśnie o twojej wizycie. Cieszę się, że doszliście do porozumienia. I jeszcze nasza szanowna Matka Somnium tam była. Aż zdumiewające, że ona jest taka młoda jak na swoje stanowisko nieprawdaż? - baronowa zagaiła rozmowę na jeden ze swoich ulubionych tematów czyli astrologii i metafizyki. Wydawała się być niezmiernie zainteresowana tym, że młody astromanta oraz wieszczka Morra razem badają sny jej przyjaciela.

- Czyli na pewno jest bardzo uzdolniona kochanie. Inaczej pewnie byłaby zwykłą kapłanką w jakimś podrzędnej świątyni i nie przysyłaliby aby odprawiła mszę żałobną na cześć naszej księżnej matki. - Mikael starał się jakoś ostudzić entuzjazm żony dorzucając całkiem rozsądne wyjaśnienie.

- A ja postanowiłem chwycić byka za rogi. I pojadę tam jeszcze raz. Tym razem będę przygotowany! Wezmę pachołków i ogary. I rozprawię się z tym potworem co mnie tak prześladuje w snach! A na jawie ubił i ukradł mojego jelenia! - za to baron von Wirsberg zdradzał entuzjazm co do swojego nowego pomysłu.

- Lepiej postaraj się o dyspensę od ojca Absalona. Albo Matki Somnium. Bo jeszcze wyjdzie, że robisz jakieś polowanie dla zabawy i rozrywki. - poprosiła baronowa z troską w głosie nie chcąc aby jej kolega napytał sobie biedy za złamanie nakazów żałoby po księżnej.

- Polowanie? To wujaszek organizuje jakieś polowanie? - wydawało się, że Froya prawie w nadnaturalny sposób wyłapała interesującą ją frazę. Ale chyba nie usłyszała zbyt wiele aby zorientować się o co dokładnie chodzi więc wolała się dopytać. A może to był jakiś młodzieńczy wybryk dla żartu.

- Zajmij się proszę swoimi gośćmi kochanie. Wujaszek Heidrich na razie rozważa wyprawę poszukiwawczą na bagna i jeszcze nic nie jest postanowione. - zwrócił się do niej ojciec jakby z miejsca chciał ukrócić zapał tym razem córki.

- Ona tak zawsze jak tylko gdzieś ktoś mówi o polowaniu. Albo turniejów. Albo balach. - dodała przepraszająco baronowa jakby chciała przeprosić za zachowanie córki.


---



Otto


- O, Otto, dobrze, że cię widzę. - jednooki mnich spotkał swojego przełożonego na dziedzińcu przed świątynią. - Jedna z naszych dobrodziejek, ta Pirora z Averlandu, przedstawiła mi profesora naszej Akademii. Jest zainteresowany Georgiem. Widocznie zrobił dobre wrażenie na szlachciankach i opowiedziały o nim temu Thobiasowi. Umówiłem spotkanie na jutro. Więc rano jak przyjdziesz zadbaj o Georga aby się dobrze prezentował. - polecił mu tonem wyjaśnienia oraz instrukcji na jutrzejszy dzień. I wzniósł ręcę ku górze aby znów nie wybuchły jakieś zamieszki jak ostatnio to się zdarzało. Poza tym powiedział, że rozmawiał też z Matką Somnium o tym, że jej przepowiadnia się ostatnio sprawdziła więc zaprosił ją ponownie. Obiecała przyjść tak szybko jak to możliwe czyli pewnie jutro albo na dniach. Miała sprawdzić aurę i czy coś jej się nie rzuci w oczy po tym ostatnim wybuchu szaleństwa.

- Aha i ta von Mannlieb wysłała cię po jakieś ciuchy dla Anniki? Co ona sobie wyobraża? Ci szlachcice to sobie wyobrażają, że im wszystko wolno. No ale to nasza dobrodziejka to musimy być dla niej grzeczni. Dobrze, że się sprawiłeś i była z ciebie zadowolona. Aha mówiła, że może znów po ciebie posłać bo skoro już raz z nią byłeś to już wiesz co i jak. No to jak kogoś przyśle to idź. Może znów da nam jakiś datek albo przyśle jakiegoś innego sponsora. - przy okazji Otto dowiedział się, że widocznie przeor rozmawiał już z bretońską szlachcianką i ta całkiem zgrabnie załatwiła mu wyjaśnienie czemu wczoraj nie było go przez większość dnia w hospicjum. Oraz przygotowała grunt pod planowane zakupy dla Anniki. Chociaż broń i pancerz to raczej niekoniecznie były ubrania jak to powiedziała przeorowi. Ten zapewne nie byłby zadowolony z takiego wykorzystywania swojego personelu ale skoro Frau von Mannlieb dała ostatnio tak solidny datek i przyjęła pod swój dach dwie pacjentki to był skłonny przymknąć na to oko i pójść jej na rekę.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Bursztynowa; kamienica Pirory
Czas: 2519.07.11; Festag; przedpołudnie
Warunki: salon; jasno; gwar rozmów; umiarkowanie ; na zewnątrz: dzień, pogodnie, umi.wiatr; ziąb (0)



Goście Pirory



Podobnie jak to ze zborami i innymi spotkaniami z większa ilością osób to i do kamienicy na Bursztynowej 17 zanim goście gospodyni przyszli na piechotę lub powozami to trochę to trwało zanim zebrał się komplet. Ale jak już się stopniowo zbierał to robiło się całkie rodzinnie. Bo skład był dość podobny do tego co mieli wczoraj na zborze. Tylko atmosfera była przyjemniejsza, bardziej zrelaksowana gdy wszyscy wiedzieli, że spotkanie zapewne szybko przeniesie się do piwnicy i urządzonego tam prywatnego loszku gospodyni gdzie gościła zaufanych gości i kochanków.

- O dobrze, że już jesteście. Fabi właśnie nas zapoznawała z bretońską kulturą i tradycją. I opowiadała legendę o Adelajdzie. - z pozoru nie było się do czego przyczepić. Zapewne tak właśnie powinino wyglądać spotkanie śmietaknki towarzyskiej po mszy. Eleganckie panie i panny siedzące na ozdobnych krzesłach, pośród dzieł sztuki jakie udało się zgroamdzić gospodyni i trzymając w swoich wypielęgnowanych dłoniach kryształowe kieliszki z winem lub barwnie malowane filiżanki z czymś gorącym. Wciąż wszystkie były ubrane na czarno tak jak to było na mszy. Tylko bez płaszczy, futer i wierzchnich okryć a więc w całej, swojej dostojnej krasie.

- O tak, bardzo lubię tą legendę. Adelajda była bogobojną i zacną szlachcianką mieszkającej na południu, przy granicy z Estalią. Tam zresztą gdzie i ja bo ja jestem z Brionne. I ta piękna i nadobna dama została porwana przez barbarzyńców. Ci sprzedali ją na południe. Tam została wystawiona na aukcji niewolników. Aby ją poniżyć i obnażyć zerwano z niej ubranie. Ale wszyscy ci barbarzyńcy zamiast się śmiać i szydzić to pojęli jej wyjątkowość i prawdziwe piękno. Każdy chciał ją mieć dla siebie. Więc ceny poszybowały w górę. W końcu kupił ją jakiś arabski kupiec i uczynił swoją nałożnicą. Jedną z wielu w haremie. Aby wszyscy wiedzieli, że należy do niego kazał jej zrobić niewolniczy tatuaż. A potem uczynił najpodlejszą z podłych i najnędzniejsza z nędznych w swoim haremie. Musiała usługiwać także jego licznym żonom i nałożnicom. W końcu jednak jej hańba skończyła się i odnalazł ją jej narzeczony, sir Justin. Zabił złego kupca i wszystkich jego strażników. A potem ją uwolnił i zabrał do siebie. I żyli długo i szczęśliwie. Zawsze urzekała mnie ta ballada. Ależ ta lady Adelajda miała wspaniałe przygody! - Fabienne na użytek tych co dopiero weszli streściła im to co zdążyła już opowiedzieć reszcie. Większość zebranych roześmiała się z rozbawienia. Właściwie mogło dziwić dlaczego w salonie obok Fabienne siedzi Annika. W końcu spotkania szlachty nie były przeznaczone dla służby. A już na pewno nie po to aby razem z nimi siedzieć i mieszać się z pospólstwem. Na czarnowłosą służkę jednak jakoś nikt nie zwracał uwagi, że robi coś niestosownego. Makijaż jaki miała na sobie dość dobrze maskował efekty wczorajszej bijatyki. Chociaż opuchlizny po lewej stronie twarzy jaka częściowo weszła już na oko nie dało się przypudrować. Z bliska było widać też wczorajsze rozcięcie na ustach Fabienne. Ale też dobrze aźnięte pomadą, że wydawało się, że to jakaś opryszczka czy drobne skaleczenie a nie efekt ciosu.

- Chyba mogę zrozumieć Fabi, dlaczego podobają ci się historie z pięknymi niewolnicami w roli głównej. - powiedziała siedząca na najlepszym krześle Soria. Co znów wywołało falę wesołości bo Bretonka bynajmniej nie zaprzeczała. Na innych krzesłach siedziały obie łotrzyce. Przyszły tu wcześniej bo za bardzo nie chciały się rzucać w oczy po mszy w świątyni jaką zamierzały jutro w nocy obrobić. Też były w tych szaroburych, prostych spódnicach ale już zdjęły białe czepki i kończyły zmywać makijaż przez co ich twarze zrobiły się bardziej znajome.

- A w ogóle to właśnie rozmawiałyśmy, że trzeba chyba założyć klub niewiernych żon. - Fabienne oznajmiła nowym gościom co jeszcze rozmawiały zanim ci nie przyszli. Ciekawe spoglądała na Lilly i Dornę. Lilly cieszyła się u niej szczególnymi względami jako ta która cieszy się łaska ich patrona objawiającym się choćby w jej mutacjach czy znamieniu. A oprócz tego była całkiem zgrabną, wesołą, młodą kobietą. Dorna zaś była dla niej nowa. Jak zresztą jeszcze wczoraj wieczorem dla wszystkich w zborze. Bretonka mogła ją spotkać dzisiaj po raz pierwszy. Okazało się, że Lilly przyszła zaproszona przez gospodynię to i zabrała ze sobą koleżankę z Jaskini. Aby mogli się lepiej nawzajem poznać no i zabawić. I być może koleżanki mimo wszystko liczyły, że zmienią jej zdanie co do zasiania.

- Tak. Bo właśnie tak sobie rozmawiałyśmy, że większość naszych rówieśniczek jest już mężata, dzieciata albo chociaż zaręczona. Tak jak nasza Fabi. Takie samotne panny jak ja to raczej wyjątek. Więc jak chcemy rozszerzyć działalność to musimy zacząć się rozglądać za paniami z obrączkami i pannami z pierścionkami na rękach. I tak obgadujemy sobie które by były najbardziej obiecujące. - Pirora dopowiedziała resztę skąd im się wziął taki temat do omawiania. Na co Fabienne chętnie przytaknęła. Pula niezamężnych i nie zaręczonych koleżanek była ich zdaniem mocno ograniczona więc zaczęły się zastanawiać nad tym kogo obiecującego można by próbować wyłuskać i pozyskać dla własnej uciechy a może i pożytku. W końcu każda z nich jeśli sama nie zajmowała jakiegoś stołka to miała jakiegoś męża, narzeczonego, pracowników, służbę czy inne wpływy i zasoby jakich mogłaby użyć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-04-2023, 17:50   #108
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Festag; noc; końcówka zboru

Otto niestety nie zgłosił się do pomocy przy rabunku świątyni. Bliskość jego persony z tym miejscem, do tego jego własny wkład w wprowadzeniu dwóch "pokutnic" czyniło go oczywistym podejrzanym. Im mniej będzie faktycznie wiedział o tym co się stanie podczas napadu, tym lepiej mu będzie udawać biednego idiotę, którego ladacznice wykorzystały, aby zyskać skarb.

Uwaga Thobiasa sprawiła, że mnich zaczął się zastanawiać. Eksplozja w akademii, rabunek świątyni, cała scena jaką planują w teatrze. Gdyby jeszcze jakoś wyszło, że za kilkoma z tych zdarzeń stoi ta wiedźma, która uciekła z kazamatów i właśnie zmierza do Norki. Opinia szlachty o łowcy czarownic na pewno by podupadła.

Otto wysłuchał Sigismundusa i przyjął od niego strzykawki z darem Oster. Upewnił się, że są schowane bezpiecznie. Chwilę zastanawiała go opinia Mergi. Być może, wśród tych jaj jest jakieś "królewskie" jajo, które ma zrodzić matkę roju, ale nie znał się na tym za bardzo. Pozostawił badanie tego dalej Sigismundusowi i obiecał, że jeżeli znajdzie potencjalne nosicielki to nie zawaha się ich pobłogosławić.

Festag; poranek; msza

Otto przybył na mszę skromnie ubrany w swoje mnisie szaty i maskę, zakrywającą okaleczenia na twarzy. Nie brał znacznego udziału w psalmach i modłach, skupiając się bardziej na medytacji, planowaniu i cichej czci Wielkiej Czwórki. Delikatnie się uśmiechnął gdy usłyszał zawodzenie Absoloma o czystości i przyzwoitości. Zważając jak ma zamiar spędzić resztę dnia, będzie musiał zawieść starego kapłana.
Zmartwiła go wypowiedź Matki Somnium. Zwiększona ilość snów i zainteresowanie nimi kościoła mogą sprowadzić na nich problemy. Podejrzewał, że zarówno miejski Łowca Czarownic jak i Kapłanka Morra, powinny zostać skierowani na jakiś nowy tor.

Później sprawy przyjęły już w miarę spokojny ton. Uradowanie Sigismundusa wywołało szczeru uśmiech na twarzy młodszego Chaosyty. Eksperymentator już niedlugo będzie mógł się pochwalić efektami swych poczynań, zastanawiało Otto, w jaki sposób przetrzymuje insekty od Oster. Pytanie na później.

Mnich wrzucił kilka srebrników łotrzycom kiedy te do niego podeszły i zapewnił, że przybędzie na przyjęcie u Pirory. Upewniając się, że nikt go nie widzi klepnął, wcale nie delikatnie, obie kobiety po kuperkach na do widzenia.

Już miał opuszczać świątynie kiedy zatrzymał go przełożony.

Festag; poranek; Świątynia; Rozmowa z Przeorem

Mnich przywitał swego przełożonego.
- Och, doprawdy? Wspaniałe nowiny. - uśmiechnął się - Jutro chciałem też sprowadzić tego Magistra. Zastanawiał się czy senne wizje Georga nie są oznaką jakiś magicznych zdolności. Postaram się to załatwić przed pojawieniem się… Thobiasa, tak? - Otto wysłuchał słów dotyczących matki Somnium. Wiedział, że ta kobieta będzie problemem, ale teraz może to tylko pogorszyć sprawę. Trzeba będzie wyciągnąć Heroldów jak najszybciej.
Delikatnie się zaśmiał na słowa przełożone dotyczące Fabienne.
- Wybacz, ale sądziłem, że dobrze będzie się przypodobać Frau von Mannlieb. Sądziłem, że moja nieobecność będzie warta kolejnej dotacji, jeżeli współpraca do niej przekona. Oczywiście, że pomogę jeżeli po mnie przyślą. - mnich pokręcił głową - Ale masz rację. Szlachcie. Mają więcej kasy niż my, czyni ich to drugim Karlem Franzem.

- No, no, nie rozpędzaj się tak z tym naszym cesarzem. Cesarz jest tylko jeden i jest szczodrym i mądrym ojcem dla nas wszystkich. - przoer pogroził mu palcem ale Otto nie był pewien czy mówił to na poważnie czy sobie kpił. Zapewne od kogoś na jego stanowisku wypadało upomnieć młodszego pracownika ale, że mówił to nieco rozstargnionym tonem myśląc już chyba o czymś innym.

- George i zdolności magiczne? Pfuj! Wypluj to słowo! - skrzywił się na myśl, że mieliby mieć w hospicjum kogoś podejrzanego o nadnatrualne zdolności. Zupełnie jakby Otto mu podstawił żabę do połknięcia. - Mam nadzieję, że nie. Tego jeszcze brakowało. Przecież to by trzeba zgłosić. Pewnie by się zjechali komisję robić o go sprawdzać. A sam wiesz jak to trudno ich zadowolić. Z dziećmi to się nawet udaje. Zazwyczaj. Ale jak dorosły to zaraz guślarz albo wiedźma. I wiesz co się dzieje potem. No i zawsze szukają czy nie miał wspólników albo czy co gorsza do jakiejś sekty należy. No zgadnik gdzie by ich szukali najpierw? - starszy mnich wyraźnie nie przepadał ani za magami ani za tymi co ich kontrolują i ścigają gdy zajdzie taka potrzeba. A przedstawiony przez niego scenariusz brzmiał całkiem prawdopodobnie. Było całkiem realne, że gdyby uznali Georga za guślarza czy kogoś takiego podejrzanego to mogłoby im przyjść do głowy aby przeszukać jego otoczenie. Czyli w praktyce zapewne całe hospicjum poszłoby do sprawdzenia. Nawet w razie gdyby wyszli z tego bez szwanku to i tak byłoby z tego zamieszanie i wątpliwe aby było przyjemne.

- No ale dobra, jak już go umówiłeś to niech przyjdzie. Szczerze mówiąc wolałbym tego nauczyciela co go ta nasza dobrodziejka poleciła. Zrobił na mnie dobre wrażenie. No i to człowiek wykształcony i z doświadczeniem z pracą z młodymi ludźmi. Co prawda Geoerge fizycznie to jak wiesz trudno go uznać za “młodego człowieka” no ale umysłowo to no sam wiesz. No i ten Thobias nie jest magiem. No ale już niech przyjdzie ten magister. Może być jutro. Ten Thobias też ma być jutro albo pojutrze. - przeor po raz kolejny okazał brak zaufania i sympatii do użytkowników magii. Nawet tych licencjonowanych. Skoro jednak po częsci już i tak sprawa była umówione to nie chciał cofać danego słowa i podtrzymał zgodę na wizytę Otto w hospicjum.

- No i ta Frau von Mannlieb. Wspaniała kobieta. Taka urocza i wykształcona. No i przede wszystkim hojna. Dobrze, że zrobiłeś na niej take dobre wrażenie. Takich ludzi właśnie nam trzeba. Przecież ja nie mogę przewidzieć co się gdzieś stanie aby wam wydać dyspozycje na każdą okazję. Jak jeszcze coś w hospicjum jak jestem na miejscu to dobrze ale jak mnie nie ma albo właśnie coś trzeba załatwić poza no to jednak dobrze aby to był ktoś elastyczny. A tej Bretonki to się trzymaj. Może znów nas obdarzy jakimś datkiem albo kogoś podeśle. Ci szlachcice to oni tam się wszyscy znają, ktoś komuś powie dobre słówko o nas to sam widzisz jak z tym nauczycielem. Ale jak powie coś źle to tak samo. - na koniec przeor uśmiechnął się ciepło do jednookiego mnicha i pochwalił go za roztropność jaką wczoraj okazał w sprawie Anniki i jej bretońskiej pani, że ta dzisiaj go tak się nie mogła nachwalić u jego zwierzchnika. Wyczuł widać okazję, że to może być jakaś furtka przez jaką może udałoby się pozyskać kolejne datki i sponsorów.

- W sumie otrzymałem zaproszenie na spotkanie z grupą możnych dziś u lady Pirory. Najwyraźniej spodobałem się podczas oprowadzenia po hospicjum. Postaram się wybadać potencjalnych sponsorów.

- Doprawdy? No to cudownie! No to jedź i reprezentuj nas dumnie. Tylko z głową. Bez nachalności. Oni tego nie lubią. Nie bądź natrętny. To powinno pomóc. No i działaj, działaj Otto, może znów nam łaska możnych będzie łaskawa. - przeor tyleż zdziwił się co ucieszył taką wiadomością. Klepnął na zachętę młodego mnicha w ramię dając mu wyraz swojego poparcia dla takiej obiecującej inicjatywy. I widział w niej szansę na nowe datki dla ich hospicjum dla jakiej charytatywność i łaska możnych była głównym chociaż niezbyt przewidywalnym źródłem dochodu.

- Oczywiście. Mam nadzieję, że nie zaprosiły mnie po prostu, aby pokazać innym szlachcicom jak wygląda członek plebsu. - mnich pokręcił głową - Oczywiście opowiem, jak istotna jest nasza instytucja i jak każdy, któregoś dnia, może jej potrzebować.


Festag; popołudnie; kamienica Pirory; spotkanie u Pirory

Otto przywitał wszystkie kobiety ciepłym uściskiem, oprócz oczywiście Sorii. Skłonił się przed córką Soren, głównie ponieważ nie był pewny, czy byłby w stanie się powstrzymać, jeżeli poczuł by jej zapach. Wysłuchał planów Pirory i Fabienne, delikatnie się zaśmiał.
- Plan przedni, chociaż wątpię aby się udał. Przynajmniej w tej formie. Większość kobiet nie chce zdradzać swoich mężów, albo przynajmniej nie wie, że chce. - mnich zastanowił się zatrzymując na dłuższą chwilę wzrok na Fabi - Ale jak to się mówi, okazja czyni złodzieja. - jednooki kultysta się uśmiechnął - To byłaby nie lada inwestycja dla was moje drogie, ale może się opłacić, a na pewno przyciągnie nam odpowiednie osoby. Co powiecie na otworzenie budynku z usługami dla kobiet? Łaźnie z ciepłą, perfumowaną wodą z płatkami kwiatów. Służki czeszące im włosy miękkimi szczotkami, farbujące im paznokcie, nakładające im odważny, lub po prostu podkreślający makijaż. Młodzi mężczyźni o zgrabnych ciałach i miękkich dłoniach masujący ich obolałe mięśnie. - Otto zerknął na kobiety - Nie każda weźmie przynętę od razu. Jedna wróci do domu i będzie kochać się z mężem, myśląc o młodym jędrnym ciele masażysty, albo zacznie się pieścić z tym obrazem w umyśle. Inna, odważniejsza może poprosi o bardziej, dogłębny masaż?

- Otto, to jest genialne! - zawołała zachwycona Pirora. Chociaż raczej zawołała pierwsza. Bo zaraz za nią zrobiła się wesoła i podekscytowana wrzawa slaaneshytek uwiedzionych taką wspaniałą wizją. Mówiły gwałtownie jedna przez drugą aż trudno było się na którejś skoncentrować.

- Oj to ja bym miała poważny dylemat. Czy raczej wolałabym świadczyć takie usługi czy korzystać z takich usług. - Fabienne udała zafrasowaną tym poważnym dylematem. Reszta koleżanek zaśmiała się z tego i rzuciła parę wesołych i nieco złośliwych komentarzy.

- My byśmy mogły pracować w takim przybytku! I usługiwać pięknym i bogatym paniom! - zawołały obie łotrzyce a i Onyx pokiwała twierdząco głową.

- Może nawet dla Lilly znalazłoby się jakieś zajęcie? Przynajmniej jakby jakaś pani życzyła sobie coś odważniejszego i bardziej egzotycznego? - zaproponowała Burgund wskazując na odmieńca o liliowych włosach która póki była ubrana jak choćby teraz, w długą suknię do samej ziemi to nawet mogła uchodzić za całkiem zgrabną, młodą dziewczynę o przyjemnym dla oka wyglądzie. Mutantka zaśmiała się rozweselona taką piękną wizją.

- O! Wreszcie bym miała dużo księżniczek dla siebie! - zawołała ochoczo. Pewnie już wiedziała, że nie wszystkie ładnie ubrane młode kobiety to księżniczki ale sama lubiła sobie żartować ze swojej własnej, nieco naiwnej niewiedzy jaką prezentowała pół roku temu gdy świeżo przyjechała do miasta.

- I tych przystojnych masażystów jeszcze trzeba by poszukać. - powiedziała bretońska szlachcianka zapytując łotrzyc czy jakichś nie znają.

- Oj no nie wiem. O jakimś klubie tylko dla kobiet to już w zimie rozmawiałyśmy no ale zabrałyśmy się za ten teatr no i to tak trochę upadło. Tak w opozycji do “Niżnika” co tam jest wstęp tylko dla mężczyzn. I ponoć pracują tam bardzo ładne kelnerki. To miałyśmy pomysł aby nasze kelnerki były jeszcze ładniejsze od nich. Ale to jednak trzeba by zachować pozory. Zwłaszcza w sprawie pracujących tam mężczyzn. - Pirora nieco ochłonęła z pierwszego zachwytu i zaczęła rozmyślać nad bardziej przyziemnymi aspektami takiego pomysłu.

- W ogóle nie znasz się na bajerze Pirora. - zaśmiała się cicho Łasica nadal szczerze rozbawiona. - A niech tam pracują same kobiety. Oficjalnie. A nieificjalnie to kto będzie tam wiedział co się dzieje za zamkniętymi drzwiami? Przecież jak jakaś mężatka skorzysta z usług nie tylko tych oficjalnych to raczej nie będzie o tym pytlować na całym mieście a już na pewno nie w domu. Zobacz na naszą kochaną ladacznicę. - łotrzyca jak zwykle okazała chytrość lisa dostrzegając inne sprawy no i podając za przykład bladolicą, czarnowłosą Bretonkę. Ta pokiwała głową bo w końcu jako jedyna mężatka w ich gronie sporo ją kosztowało aby utrzymać pozory, że zachowuje się jak na wierną i bogobojną żonę przystało.

- Ale z tymi żonkami Otto to my wiemy, że większość to jednak “będzie na nie”. Ale i tak jak tak właśnie rozmawiałyśmy to chyba mamy parę obiecujących kandydatek. Bo niestety liczba dorodnych, wolnych panienek, albo wdów, albo takich kobiet u jakich się toleruje z przyczyn różnych, że nie mają męża albo narzeczonego to jest dość ograniczona. - Fabienne zwróciła się do mnicha do tego pomysłu o jakim mu mówiły gdy tylko przyszedł do salonu. Sama tak samo jak jej koleżanki dała się uściskać na przywitanie więc miał swój wianuszek kobiecych uścisków jakich pewnie niejeden kolega by mu pozazdrościł. Zaś ich wężowa milady dumnie i elegancko skinęła mu głową przyjmując te wyrazu szacunku i hołdu dla swojej nietuzinkowej osoby.

Otto ucieszył entuzjazm slaaneshytek. "Korupcja", jak określiliby to sługi bogów południa, może przybrać różne formy. Wysłuchał wyjaśnień Fabienne i Pirory, najwyraźniej nie zrozumiał na początku natury klubu, jaki miały na myśli.
- Ah, taki klub. Na pewno będzie opozycja lokalnych mężczyzn, ale sądzę, że jeżeli Pirora i Soria będą "głowami" tego klubu, to nie będą mieli przebicia. - mnich się zastanowił - A cóż byście robiły z tymi "niewiernymi"? Wymieniały się skandalicznymi opowiastkami? Polecały sobie kochanków? Będziecie miały sypialnie, aby mogły sobie skorzystać? Z dziurkami w ścianach oczywiście, trzeba się upewnić, że robią to dobrze.

Heinrich dotarł na spotkanie już po Otto, ale w przeciwieństwie do niego zadowolił się przysłuchiwaniem tej rozmowy, której temat tak poruszył Slaaneshytki. Na razie ograniczył się do uprzejmych przywitań zgromadzonych, samą Sorię i panią domu traktując najbardziej szlacheckim zachowaniem przynależnym tej okoliczności. Nie wtrącał się w rozmowę, ale jednocześnie wyraźnie zastanawiał się nad nią, popijając powoli alkohol z trzymanego kieliszka.

- A chociażby! No i oczywiście intensywnie byśmy ich używały. Ale nie obawiaj się Otto, przecież wiesz, że nie jesteśmy samolubne i zachłanne to i byśmy się podzieliły z wami tymi słodkościami. - zawołała wesoło Bretonka nie tracąc dobrego humoru z takiego ekscytującego pomysłu.

- No nie każda co ma ochotę na skok w bok musi zaraz mieć ochotę na inne kobiety. Niestety. - westchnęła Łasica ale też miała rozmarzony wyraz twarzy na myśl o takim wyjątkowym miejscu.

- A poza tym każda z takich pań to zapewne wniosłaby ze sobą posag wpływów, sakiewek i możliwości. Sam zapewne wiesz co mogłyśmy zdziałać w hospicjum z Fabi tylko dlatego, że się tam pofatygowałyśmy, sypnęłyśmy groszem i byłyśmy miłe. A gdyby tak miałybyśmy jeszcze ze dwie, trzy takie koleżanki? - zauważyła wesoło szlachcianka z Averlandu unosząc wymownie brwi. Co prawda dopiero co narzekała, że kiepsku u niej z funduszami między innymi dlatego wyręczenie się Tobiasem w kwestii opieki nad Georgem było jej tak na rękę. Ale im większa pula im podobnych koleżanek tym większa możliwości i znajomości jakimi mogły oddziaływać na otoczenie.

- Zapewne nie wszystkie by miały ochotę na romanse z innymi kobietami. Albo nie wszystkie nadawały się do rekrutacji do naszej rodziny. Ale i tak miałoby to sporo plusów. - Łasica też dołączyła się do luźnych rozważań nad taką opcją.

- Tylko niestety zorganizowanie takiego miejsca to samo miejsce by trzeba znaleźć, potem papiery załatwić, wykupić to, zorganizować wystrój i personel… Sporo pracy, czasu i pieniędzy. Zapewne by trwało tyle co teraz z teatrem. Może nawet dłużej bo do teatru to się nasi mężczyźni dokładają i to sporo bo głównie oni są przy sakiewkach. A czy by wsparli projekt takiego miejsca tylko dla kobiet to nie wiem. - Pirora też nieco ochłonęła z tego pierwszego wybuchu entuzjazmu i zaczęła dostrzegać więcej z drugiego dna.

- U nas to się do wód jeździło. Na leczenie, na reumatyzm, na różne rzeczy. Ale to jednak jakieś ozdrowieńcze źródełko by się przydało. Albo inne takie miejsce co by było malownicze, spokojne i o ozdrowieńczych właściwościach. Znaczy u nas tak to zwykle było. To i wtedy nie tylko kobiety by mogły jeździć do takiego miejsca. Chociaż taki klub tylko dla kobiet to też mi się podoba. - Fabienne podzieliła się uwagą przez perspektywę swoich bretońskich doświadczeń. Takie uzdrowiska były też popularne i w Imperium, zwłaszcza w towarzystwie i tych co nie musieli osobiście zmagać się ze znojem dnia codziennego i mogli sobie pozwolić na tydzień, dwa czy nawet dłuższy pobyt w takiej spokojnej okolicy.

- Powiedziałbym, że najlepiej nad morzem, ale też tego tutejsi widzą codziennie dużo. Może gdzieś w lesie? - Otto się zastanowił - Może wasi konkubenci z najbliższej pełni wiedzą coś o jakimś ładnym źródełku?

- Nie przesadzaj z tymi konkubentami. To, że sobie od czasu, do czasu z nimi pofolgujemy to nie znaczy, że nas łączy jakiś związek. - uśmiechnęła się Pirora chyba nieco rozbawiona takim wyrażeniem. Potem jednak zastanowiła się chwilę. W końcu wzruszyła ramionami. - Nie wiem. Można ich zapytać. - przyznała, się do swojej niewiedzy w tym temacie.

- Właściwie to jest sanatorium u mnichów pod Kurtwallen. Tam jeżdżą ci bogacze z Saltzenmundu. Ale i nasi też. No ale od nas to z parę dni drogi w górę Salt. - odezwała się Łasica co w tym gronie była w mniejszości urodzonej i wychowanej w tym mieście.

- I naprzeciwko od Stavern kiedyś coś było. Ale chyba się spaliło, czy tam zwierzoludzie kiedyś to najejachli. Chyba teraz to tylko ruiny by były. - dorzuciła Burgund gdy przypomniała sobie coś jeszcze ale sądząc po głosie i minie nie była zbyt pewna tych informacji. Stavern było nieco większą wioską i uznawano, że jest w połowie drogi między stolicą prowincji Salzenmundem a nadmorskim Neus Emskrank.

- Na wzgórzach za Zweedorf ponoć bije jakieś cudowne jeziorko w jakiejś skale albo jaskini. Ale tu tylko takie plotki słyszałam. Nawet w Zweedorf to tylko byłam raz czy dwa. Ale w tych Nawiedzonych Wzgórzach to ponoć pełno takich nawiedzonych historii. - niespodziewanie odezwała się nieco zapomniana w dyskusji Annika. Zweedorf z kolei leżało na szlaku między Stavern a nadmorskim Dietershaven w którym były główne stocznie Nordlandu i budowano tam większość jednostek morskich. Ale wygodnego połączenia z Neus Emskrank nie miało. Trzeba by jechać na zachód do Dietershaven omijając od południa skraj Diabelskich Bagien a potem odbić na ten szlak ku południu do Zweedorf albo na odwrót, od razu udać się na południe do Stavern i potem na północny - zachód do Zweedorf. Ostatecznie próbować na przełaj przedrzeć się przez leśne ostępy i zagubione wśród nich wątpliwej jakości leśne dukty.

- To sama nie wiem. Jak byśmy miały takie swoje sanatorium z leczącymi wodami to byśmy tam mogły się i i naszych gości gościć wedle uznania z dala od wścibskich spojrzeń. Ale to by czas i pieniądze zajęło aby to odnowić czy wybudować. A jak coś na miejscu to bliżej. Ale też plotkom i wścibskich spojrzeniom i językom byłoby bliżej. - Pirora podsumowała w zadumie te opcje jakie wydawały jej się ciekawe i chyba nie tylko jej. Ale żadna nie wyglądała do zrealizowania w najbliższym czasie. A i trzeba by poświęcić na to sporo zasobów i uwagi.

Otto chwilę się zastanowił.
- Porozmawiam z Przeorem. To człowiek medycyny, może coś słyszał. Do tego opowiem mu, jak to wasza wizyta w hospicjum zainspirowała was do takiej inwestycji, z drobną insynuacją dalszej współpracy. Może któraś z naszych pacjentek, lub pacjentów by znalazła tam zatrudnienie. - mnich się spojrzał na Pirorę - "Wyzwolenie Adelajdy"? Co powiesz na taką nazwę waszego przybytku?

- Witam szanowne Panie - Joachim, który przyszedł nieco spóźniony, uśmiechnął się szczerze do zgromadzenie, z większości składającego się z ładnych kobiet, z których wiele widział przy poprzednich okazjach nie do końca ubrane i w całkiem interesujących okolicznościach… no ale nie powinien się teraz rozpraszać. Kiedy doszło do pauzy w rozmowie, młody czarodziej postanowił zejść na trochę poważniejsze tematy.

- A propo dyskusji którą mieliśmy o wyprawie na bagna… Baron Wirsberg planuje się tam wybrać by zapolować na kryjącego się tam potwora, który pojawił się w jego i moich snach. Zastanawiam się nad dołączeniem do tej wyprawy. Froya van Hansen, którą dobre znacie, też by chciała w niej uczestniczyć…

- Tego tylko brakowało. Jakiś szlachciur pętający się po bagnach za tym samym co my. - skrzywiła się Łasica nie przyjmując pozytywnie tej wiadomości.

- Ja i tak nie zamierzam taplać się w tych błotach. - Pirora zaznaczyła, że już wcześniej nie zdradzała chęci wyprawy na te brudne, mokre bagniska i nadal to podtrzymuje.

- Na razie to i tak musimy się skupić na zrobieniu świątyni. A później to się zobaczy. Bo coś zdaje się jeszcze o robieniu Akademii była mowa a się raczej nie rozdwoimy. - Burgund dorzuciła od siebie uwagę bo sama razem z niebieskowłosą partnerką parła ku jak najszybszemu zrobieniu skoku na świątynię i nie chciała się rozpraszać na inne sprawy póki tego nie załatwią.

- No właśnie. To ktoś z was będzie brał udział w tej nocnej eskapadzie? Bo już parę osób się zgłosiło ale miejsca jeszcze są. - to jakby przypomniało Łasicy, że wczoraj nie wszyscy dali klarowną odpowiedź jak się zapatrują na udział w nocnym napadzie. A ten wedle planu jeśli nic się nie zmieni to powinien być realizowany już jutrzejszej nocy.

- Niech gwiazdy im odradzą takie pomysły. - odezwał się w końcu Heinrich - Byliby świetnymi myszami eksperymentalnymi, ale nie teraz... Nie przed świątynią. Pójdę z tobą zobaczyć czy ich coś zeżre, tylko nie teraz, hmm? - były Łowca Czarownic zwrócił się do Joachima i zaraz przeniósł uwagę na Łasicę - Udam się z wami do świątyni. Widzę wciąż zaskakująco dobrze, a mroki nocy mi nie przeszkadzają. Wystarczy mi blady poblask, jak gwiazd, aby widzieć jakby za dnia. Pomaga na różne takie włamywaczki... - dodał do dwóch dziewczyn, z którymi rozmawiał w karczmie.

- Naprawdę? Oh to byłoby cudownie! - Heinrich w zamian za obietnicę pomocy przy nocnej akcji został obdarowany dwoma kompletami wdzięcznych spojrzeń i uśmiechów od dwóch skruszonych grzesznic. Chociaż już bez charakteryzacji i białych czepków wyglądały na znacznie mniej skruszone a diabliki w ich oczach raczej dawały punkt ciężkości na grzesznice.

- I koniecznie trzeba będzie sprawdzić te twoje rączki i oczka którejś nocy. I te ostre traktowanie. Tylko na razie to sam widzisz, aż nie wiadomo za co się brać tyle roboty i ciągle dochodzą kolejne. - Łasica dodała w imieniu ich obu słodko - grzeszną obietnicę i chyba miały ochotę sprawdzić się ze starym łowcą czarownic tylko jakoś grafik ostatnio miały mocno zajęty a najbliższe dni i noce nie zapowiadały się jakoś luźniej. Pozostałe koleżanki z towarzystwa obserwowały zaciekawione tą wymianę zdań ocierającą się o jawny flirt.

Heinrich uśmiechnął się lekko.
- To wasz wybór, kiedy zechcecie spotkania. - wzruszył ramionami - A teraz to faktycznie bardzo zajęty czas. Może polubicie takie oczekiwanie? - skończył chyba lekko zaczepnie.
- A i mnie przyda się rozruszać na akcji. - dodał.

- Mój kalendarz zaczyna się zapełniać. - odparł Otto - Muszę zająć się Anniką i przygotować ją na wyprawę do ołtarza. Do tego jak ustaliliśmy, lepiej, abym się trzymał dalej od tej sprawy. - mnich spojrzał na Joachima - Nie wiesz z jaką obstawą idzie ten szlachcic? Może lepiej byłoby mu pomóc znaleźć się przed jego bóstwami, niż potworem. - jednooki westchnął - Im bliżej jesteśmy tym więcej komplikacji się pojawia.

- No właśnie, jak to sobie wyobrażasz? - zapytała Fabienne wskazując na siedzącą obok Annikę skoro już mnich poruszył ten temat i mogli o tym porozmawiać bez krępujących świadków i półsłówek. Była pacjentka hospicjum też spojrzała na nich bystro ciekawa tego o czym mowa.

- Rozumiem, że ustaliłaś z przeorem, że jestem na twoje zawołanie. - zaczął mnich - Jeżeli mogłabyś o mnie zawołać jutrzejszego dnia.. tak po południu. Odebrałbym od ciebie Annikę i udał się z nią do Silnego. - Otto zerknął na swoją byłą pacjentkę - Silny, tak jak ty, chce odnaleźć ołtarz i jak nazwa wskazuje potrafi się bić. Z nim udamy się do zaprzyjaźnionego kowala, który wszystko dla nas załatwi z tego co rozumiem. Potem zbierzemy się z resztą rodziny, która chce odnaleźć święte miejsce Norry i wyruszymy na poszukiwania. Zmierzałaś na południe więc tam zaczniemy.

- No nie wiem co tam zamierzacie przygotowywać ale skok na świątynie robimy w nocy. Całe miasto będzie spać. A przynajmniej powinno. - wtrąciła się Łasica zerkając po kolei na ich trójkę nie będąc pewna o czym właściwie mówią z tymi przygotowaniami nowej służki bretońskiej szlachcianki.

- A tobie Heinrichu to możemy ci pomóc się rozruszać dzisiaj. Albo podczas pełni jeśli byś z nami pojechał. Bo potem to znów nie wiadomo co, gdzie i kiedy. Sam widzisz, że rodzinka to zawsze znajdzie takim sprytnym dziewczynom jak my jakieś zajęcie. - odparła wesoło patrząc koso na starszego od niej mężczyznę i wspominając, że jakoś tak się dziwnie sprawy zboru układają, że obie łotrzyce całkiem często były w samym centrum planów i wydarzeń.

- No i właśnie dlatego aby was nieco odciążyć myślałyśmy aby zwerbować nowe koleżanki. Może nie od razu tak z zaproszeniem do przyjęcia do rodziny bo to jednak wymaga trochę sprawdzania. Ale już z tym klubem, salonem piękności czy jakimiś romansami i intrygami można by coś spróbować. Jak tak teraz o tym rozmawiałyśmy z Fabi to aż się trochę zdziwiłyśmy, że jest aż tyle obiecujących znajomości. - Averlandka wrzuciła swoje parę uwag aby przypomnieć, że to o czym rozmawiały gdy komplet gości zaczął się schodzić to nie tylko takie próżne plotkowanie ale mają całkiem obiecująco wyglądająco znajomości.

- Tak daleko na północ, nic tylko morze i marynarze raz na jakiś czas. Kobiety mają potrzeby, których kapłani i kupcy nie spełnią. - odparł Otto.

- Oj, żebyś wiedział, że mają. Albo są w innym aspekcie interesujące i obiecujące. - zaśmiała się młodziutka szlachcianka z dalekiego południa Imperium. Zresztą jej bladolica i czarnowłosa koleżanka podobnie radośnie potwierdziła to kiwając głową.

Na przykład Fedora von Brocke. Mniej więcej rówieśniczka Fabienne a mimo to nie była zamężna a nawet nie była z nikim zaręczona. Chociaż sama w sobie była całkiem obiecująca, nawet czarująca i chętnie ją zapraszano na różne bale, przyjęcia, wystawy czy koncerty. Niestety należała do rodu von Brocke. Jej dziadek był jednym z głównych filarów przedsięwzięcia jakie zaowocowało budową tego nowoczesnego miasta. I jednym z największych bankrutów tej inwestycji. Rodzina do dziś nie podnioła się z tego krachu. Stryj Fedory też był desperat i sądził i wadził się z kim tylko popadło więc nie zostawił po sobie dobrego wrażenia. A jego brat czyli jej ojciec, niejako poczuwał się do rodzinnej lojalności więc występował po jego stronie. Od tamtych wydarzeń Fedora zdążyła dorosnąć ale wciąż w dzisiejszych kręgach śmietanki towarzyskiej nazwisko von Brocke nie kojarzyło się zbyt dobrze. Raczej nie miała co liczyć, że jakiś zacny kawaler z dobrym nazwiskiem włoży jej zaręczynowy pierścionek na palec. Do tego ci mniej zacni może by dali się skusić na jakiś majątek czy pozycję ale, że Fedora nie była pierwsza w kolejce to wątpliwej jakości rodzimej fortuny to i nikt nie spodziewał się po niej zbyt wielkiego posagu. Jakby tego było mało często osobiście zajmowała się rachunkami ich rodzimej winiarni co w oczach szlachetnie urodzonych uchodziło za ujmę bo od tego się zatrudniało ekonoma lub kogoś takiego a szlachta miała pieniądze i o nich nie musiała mówić. Więc Fedora miała metkę kupczyka co też obniżało jej towarzyską wartość w oczach szlachty. Ale była ładna, zgrabna, dobrze wychowana, świetną partnerką do tańca i rozmowy więc chętnie ją zapraszano na bale i przyjęcia albo była jako przyzwoitka dla tych lepiej urodzonych panienek. Ale wciąż jej się marzył jakiś młodzieniec albo nawet już nie młodzieniec z dobrym nazwiskiem co by jej zapewnił byt na należytym poziomie. Z tego powodu tak liczyła na tegoroczny turniej i była tak rozczarowana jego odwołaniem i żałobą jaka ukróciła te najwygodniejsze preteksty do towarzyskich spotkań w większym gronie i okazją do poznania tych znamienitych gości co się na ten turniej zjechali do miasta.

Albo Katrin von Feiebard. Fabienne świetnie ją rozumiała bo też była żoną marynarza. Katrin była w o tyle gorszej sytuacji, że jej mąż pływał w naprawdę dalekie rejsu. Jak popłynął nieco po ślubie to go dwa lata nie było. Posiedział po powrocie pół roku i znów wypłynął. Teraz też już go chyba drugi rok nie było więc jego młoda żona czuła się jak młoda wdowa. A jak to trochę pożartowały sobie z Fabienne to okazało się, że Katrin nie jest ślepa na przystojnych młodzieńców i kawalerów jakich spotykała na balach czy w teatrze. Zresztą i wielu z nich także nie przegapiało młodej pani von Feiebard. Przyjemnie się z nią rozmawiało, miała polot w rozmowie i podobnie jak jej bretońska odpowiedniczka przeszła przez mury Akademii Morskiej. Tylko, że tutaj na miejscu a Fabienne w swoim rodzinnym Brionne. Nawet żartowała, że sama się zaciągnie na statek i popłynie szukać tego swojego morskiego nicponia. Ale na razie tkwiła tutaj czekając na niego i dość łakomie spoglądając na kawalerów i nie tylko, nigdy im nie odmawiając gdy prosili ją do tańca.

A Birgit von Hueber to wręcz rozczuliła Fabienne gdy zarumieniona na jednym z ostatnich przyjęć przed żałobą dyskretnie próbowała wypytać ją jak to jest z tą bretońską miłością w alkowie. Fabienne oczywiście bardzo to rozbawiło ale okazało wyrozumienie. Starała się ją zachęcić do takich eksperymentów i wyrażała się w samych superlatywach a nawet zaprosiła ją do siebie obiecując jej to wyjaśnić w bardziej dyskretnych okolicznościach. Birgit była zaręczona więc Bretonka zastanawiała się czy to jakoś wypłynęło od niej samej czy od jej narzeczonego. Ale od tamtej pory nie spotkały się, przynajmniej nie na tyle aby wrócić do tamtej rozmowy.

A z Cornelii zu Leiningen to w ogóle było niezłe ladaco. Mężatka z dwójką małych szkrabów. Chociaż raz nie udało jej się donosić ciąży a drugi raz maleństwo zmarło w kilka miesięcy po porodzie. Co jednak nie było niczym niezwykłym, nawet wśród szlachty. Ale jak to jakiś czas temu Cornelia jak już była nieco wstawiona rozgadała się z Pirorą gdzieś w alkowie to zdradziła jej, że ma całkiem sporo dobrych znajomych i jeśli jej wierzyć to miała niezłe używanie a to ze służbą a to z kimś kto jej wpadł w oko a mogła liczyć, że go stłamsi czy owinie wokół palca aby zachować dyskrecję. Ale czy to prawda czy tylko chciała zrobić wrażenie na młodej koleżance z południa która przecież nie rozpowiadała co ma w piwnicy i co tam się wyrabia no to właśnie nie było pewne. Potem jakoś nie wracały do tamtej rozmowy, Pirora nie była pewna czy Cornelia ją w ogóle pamięta czy tylko udaje, że nie albo nie uważa za warte ponownej rozmowy.

- I jest jeszcze parę innych jakie nam wpadły w oko z przyczyn różnych i wydają nam się całkiem obiecujące. Ale nie chcemy was zanudzać takimi pikantnymi szczegółami. - odparła wesoło Pirora gdy tak na zmianę z Fabienne skończyły omawiać te parę koleżanek jakie wydały im się obiecujące do rozszerzenia znajomości.

- Aha a jak sobie Otto życzysz to wezwanie na jutro to dobrze, wyślę bilecik po ciebie. Mam nadzieję, że przeor to uszanuje. - dorzuciła Bretonka wracając do tego co wcześniej mówił młody mnich o planach związanych z zamówieniem dla Anniki.

- Co do wyprawy na bagna planowanej przez Barona Wirsberga, to może jednak nie jest zły pomysł żebym ja i ktoś jeszcze z naszej grupy np. Heinrich do niej dołączył? Moglibyśmy albo zdobyć uznanie u miejscowej elity albo jeśli byłaby taka konieczność, kogoś się tam pozbyć? - zadumał się Joachim. Przy czym spróbuje opóźnić tę wyprawę by odbyła się po akcji w Świątyni.
- Przy okazji przypomniało mi się, że mieliśmy zdobyć trochę krwi Freyi w związku z proroczym snem który miał Aaron…

- Natomiast co do wspomnianej Świątyni…. - mam sporo na głowie, natomiast możliwe że mógłbym coś pomóc moją sztuką jeśli ciągle uważasz Łasico że macie za mało ludzi. Moje zaklęcie formy astralnej, o którym rozmawialiśmy, nadawałoby się do stania na warcie. Po drugie dzisiaj w nocy mam zamiar sprawdzić zaklęcie przywołania chowańca, które przekazała mi Merga. On by się też mógł nadać np. do ostrzegania albo przekazania informacji. - Czarodziej przedstawił możliwości które widział a jego oczy zaświeciły się na myśł o możliwości wykorzystania nowych zaklęć.

- Ale chyba mieliśmy robić tą świątynię bez żadnej magii. Aby wyglądało na zwykły rabunek jakiejś szajki z Saltezenmunda. - przypomniała mu Łasica na znak, że niezbyt jej się podoba pomysł z używaniem jakiś demonicznych chowańców. Zaś astromanta zdawał sobie sprawę, że skoro chodziło o praktykowanie nowego zaklęcia spisanego w języku w jakim dopiero się szkolił to może mu zająć nieco czasu jego płynne opanowanie.

- A ta niewidzialność co mówiłeś wcześniej to może się przydać. Sigismundus albo Strupas będą przy wozie. Silny i my w środku. Heinrich jeszcze nie wiem. Zobaczymy. Thobias też chyba na oku bo bić się chyba nie umie. Może potem do noszenia z piwnic na wóz. To ty też byś mógł być na oku na przykład z drugiej strony ulicy. To chociaż te dwie od strony głównej bramy byśmy mieli obstawione. - włamywaczka całkiem chętnie za to przyjęła ofertę pomocy w nocnym napadzie na świątynie. I tutaj jej twarz się rozpogodziła obdarzając astromantę ciepłym uśmiechem.

- A ten baron to wątpię aby się ruszył za miasto dzisiaj. Dzisiaj jest dzień święty. Najprędzej jutro. Ale nie zdziwię się jak przygotowania zajmą mu parę dni. Pewnie by musiał mieć dyspensę od kapłanów aby nie było, że robi to dla własnej próżności. Do tego czasu powinno być już po akcji w świątyni i Merga powinna odpłynąć do Norski. - liderka slaaneshytek oraz bywalczyni tawern i podejrzanych zaułków tego miasta wyraziła wątpliwość aby baron wyrobił się ze swoja bagienną wycieczką zanim oni zrobią swój nocny skok na świątynię. Zwłaszcza, że dzisiaj nie wypadało odmawiać święcenia dnia świątynnego a jak jutro by nie wyruszył to raczej powinno być po.

- Ale czy to tak dobrze to nie wiem. Jak ubije jakiegoś potwora na bagnach to ubije. Jak potwór jego to też niewiele nam zmienia. Ale jak się natknie na taki ołtarz jak my znaleźliśmy od Soren albo chłopaki ten od Oster? Albo coś tak innego z dziedzictwa Sióstr? To nie wiadomo co zrobi. Może zniszszczy? Utopi w bagnie? Przecież właśnie dlatego jak wyprawialiśmy się do Wrakowiska albo potem do tego uroczego zakątka to nie braliśmy nikogo spoza zboru. - co do losu barona Wirsberga to łotrzycy za bardzo nie obchodził. Ale traktowała go jako potencjalne zagrożenie dla odnalezienia części dziedzictwa Sióstr jakie mogło trafić w niepowołane ręce.

- A Froyi to jakoś ostatnio nie udało nam się spotkać. Przynajmniej nie tak w rozrywkowych celach aby móc próbować ją dźgnąć czy co aby zdobyć jej krew. - dodała jeszcze na koniec Pirora wyjaśniając, że mają to na uwadze ale okoliczności żałoby niezbyt sprzyjają prywatnym spotkaniom.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-04-2023, 17:54   #109
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Zbór przebiegł zaskakująco po myśli. Heinrich nie oczekiwał, że w drodze powrotnej przyłączy się do niego Thobias, ale dość szybko w rozmowie zrozumiał co gryzie drugiego wyznawcę Tzeentcha. Nie była to obawa pozbawiona sensu, jednak także pozbawiona wyjścia. To, co były Łowca Czarownic widział, to pogardę, jaką guwernant czuł do Slaaneshytek - złodziejek szczególnie. Prawda była taka, że ich umiejętności nie można było lekceważyć, a wykorzystywać we własnych celach. Większość osób, z którymi Łowca Czarownic się spotykał i wykorzystywał ich usługi nie przypadłoby do gustu Thobiasowi i jego odsuwanie się widział jako słabość. Chcesz dopiąć celu, czasem trzeba zagryźć zęby.

Nie odrzucał słów mężczyzny. Wziął pod uwagę jego irytację i obawy, jednocześnie z zadowoleniem przyjmując jego "poświęcenie" w kwestii Georga. Sam Heinrich miał już zaczątki planu... trzeba było trochę dobrej woli okazać by okręcić się wokół kultystek Węża.

***************************************

Festag; przedpołudnie; dziedziniec świątyni; Rozmowa z Pirorą


Heinrich z zaciekawieniem obserwował dziewczynę, a owo zaciekawienie wzrosło, gdy usłyszał kto jest jej ojcem.
- Chętnie ją poznam. - stwierdził, chyba bardziej głodny na cokolwiek, co może otrzymać ze znajomości niż na fizyczne uciechy, nawet jeżeli to się łączyło - Co możesz mi jeszcze o niej jako o osobie powiedzieć? - zapytał Pirory.

- Hmm… - szlachcianka z dalekiego południa Imperium była tak młoda, że dopiero stała u progu swojej dorosłości. Panienki w jej wieku to najczęściej jeszcze były pod opieką swoich rodziców i zwłaszcza wśród błękitnokrwistych były już zaręczone. Pod tym względem panna van Dyke była raczej wyjątkiem. Bo choćby jej rówieśniczka jak było widać jest tutaj z rodzicami. A o niej właśnie zastanawiała się Pirora jakby ją tu na szybko podsumować.

- Porządnie wychowana i wykształcona młoda dama. Na pewno nie wstyd się z nią pokazać w towarzystwie. Jeszcze nie jest zaręczona to na przyjęciach i balach sporo kawalerów prosi ją do tańca i w ogóle smali cholewki. Ona i jej rodzice są z Nuln więc bliżej im do mojego Averlandu niż tutaj to mamy ze sobą nieco wspólnych tematów. Ma po swoim ojcu zacięcie do broni palnej i umie liczyć te różne dziwne rachunki z prochu i balistyki. Chociaż ona sama to raczej się tym nie interesuje ale pewnie wiesz jak to jest jak rodzice chcą aby pójść w ich ślady albo, że coś tam się ci w życiu przyda wiedzieć czy umieć. Przebieranki lubi. W sensie często jak się ze mną umawia to aby nie wydało się kim jest to się przebiera za jakąś zwykłą dziewkę. I chyba jak na razie nikt się nie poznał, że to szlachcianka na gościnnym występie. I właściwie to zaczęła swoje przygody od spotkań z Oksaną a pewnie słyszałeś jakie ona ma preferencje. No ale jednak to raczej nie jest Fabi, że to jej główny nurt zainteresowań. Chociaż oczywiście tego to raczej się nie chwal, że ci mówiłam, zwłaszcza przy jej rodzicach. No to chodź bo zaraz się pewnie z kimś zagadają to będzie trzeba rozmawiać w większym gronie. - Pirora mówiła szybko i cicho starając się scharakteryzować w paru słowach swoją koleżankę jaką poznawała od zeszłej zimy. Ale teraz jak był ten moment tradycyjnych wymiany uprzejmości i plotek po mszy to trudno było kogoś złapać kto akurat z kimś nie rozmawiał.

- Więc poznajmy dziewczynę. - Heinrich spokojnie zawyrokował - Nie wiem czy wspominanie mojego nazwiska to dobry pomysł, a nie kuszenie losu.

- Będzie lepiej wyglądało jak cię przedstawię z nazwiskiem. Ale jak chcesz to mogę i bez. - Pirora spojrzała na niego pytająco póki jeszcze mieli okazję coś ustalić przed planowanym spotkaniem z von Schneiderami. Każdy szlachcic był dumny ze swojego nazwiska i rodu więc raczej tego nie ukrywał. W przypadku plebsu to rzadko mieli nazwiska chociaż często posługiwali się przydomkami jakie ich pomagały dodatkowo scharakterysować oprócz imienia. No i była jeszcze ta warstwa pośrednia. Ale w towarzystwie to zwykle posługiwano się nazwiskami. Rzucało się w oczy gdy trafił się ktoś kto go nie miał czy nie podawał.

Chwilę Heinrich się zastanawiał, nim odpowiedział bardzo powoli.
- Przedstaw z nazwiskiem.

- Dobrze. To chodźmy. - Pirora nie przedłużała tych ustaleń i skinęła swoją blond ufryzowaną głową w stronę rodziny profesora artylerii. I zaczęli iść w ich stronę. Mało kto się spieszył w tych okolicznościach więc dość szybko do nich dotarli. Profesor okazał się być łysiejącym i korpulentnym wujaszkiem za to córka chyba pod względem urody raczej poszła w matkę bo Frau von Schneider okazała się dla odmiany szczupła i drobna w porównaniu do barczystego męża. Petra już dorównywała jej wzrostem, może nawet odrobinę przewyższała ale to mogły robić wrażenie jej ułożone wysoko jasne, blond włosy. Cała trójka przywitała się z Pirorą i w naturalny sposób posłali zaciekawione spojrzenia ku jej towarzyszowi. Więc Averlandka przedstawiła ich sobie.

- Miło mi cię poznać Heinrichu. - powiedział na przywitanie Gunther von Schneider. Uścisk miał całkiem krzepki a i pomimo sporej tuszy zachował całkiem sprężyste ruchy. Zaś nad jowialnym uśmiechem dało się dostrzec inteligentne, bystre oczy. Jego żona, Johana, dała się ucałować w dłoń podobnie jak ich dorodna córka. Obie na razie jednak przybrały postawę zaciekawionego, uprzejmego wyczekiwania pozwalając zacząć rozmowę głowie rodziny.

- Rzeczywiście chyba nie mieliśmy się okazji spotkać wcześniej. A coś nie wyglądasz mi na jednego z moich żaków. - powiedział Gunther jakby chciał zacząć rozmowę od czegoś żartobliwego na pozytywny początek rozmowy.

- Niestety spóźniłem się na proces rekrutacji. - westchnął teatralnie i uśmiechnął się - Przybyłem do Neues Emskrank niedawno.

- Doprawdy? A skąd jeśli możesz wybaczyć mi moje wścibstwo? - zapytał grzecznie profesor obdarzając rozmówcę łagodnym, uprzejmym uśmiechem. Pirora niejako była tu jako bufor i element łagodzący obyczaje sprzyjające przyjacielskiej atmosferze. Zaś żona i córka profesora na razie z zainteresowaniem przysłuchiwały się rozmowie nie wtrącając się.

- Z okolic Middenheim, a do Neus Emskrank skierowałem się w poszukiwaniu miejsca by osiąść w spokoju na stare lata. - wyjaśnił - Wystarczy mi już emocji traktu.

- Ah, z Miasta Białego Wilka. No tak, tu jest dosyć spokojnie. Dla mnie jest w sam raz. Z jednej strony miasto ale niezbyt duże no i trochę to jak na prowincji. W Nuln miałem już nieco dość zgiełku wielkiego miasta. Bo my stamtąd właśnie pochodzimy. Tam też byłem wykładowcą artylerii i balistyki ale tu mi zaproponowano lepsze warunki. Własną katedrę, porządne mieszkanie i parę innych drobiazgów. Szkoda było odmówić, myślałem, że parę lat się dorobię i wrócimy a tu już prawie dekada. Po nas nie czuć ale nasza Petra jak to przyjechaliśmy to jeszcze taki mały szkrab była a teraz proszę jaka pannica. Narzeczonego już trzeba jej szukać. Byle nie kogoś z moich żaków albo marynarzy bo to same nicponie. - głowa rodziny widocznie miał wprawę w prowadzeniu rozmowy bo nie czuł się skrępowany. Ze swadą wprowadził nowego znajomego w skróconą historię swojej rodziny i jej dumne pochodzenie. Jego blond córka nieco się skrzywiła jak zwykle gdy rodzice przedstawiali młodsze pokolenie nowym znajomym w sposób w jaki rzadko spotykał się z aprobatą młodych. Żarcik na koniec sprawił, że wszyscy się roześmiali.

- A czym się zajmowałeś w tym Middenland Heinrichu? - zapytała Frau von Schneider włączając się do rozmowy.

- Służba wojskowa, która zakończyła się nie mieczem przy boku a laską. - uśmiechnął się lekko. - Temu i tu jestem, by zwolnić już.

- Był pan oficerem? - zapytała Petra pierwszy raz się odzywając. Ale stopień zaciekawienia w jej spojrzeniu nowym znajomym jakby wzrósł.

- Kochanie, nie zamęczaj pana. - poprosiła matka lekko biorąc ją za ramię jakby chciała uspokoić wyrywność córki.

- To już przeszłość, teraz Heinrich woli odpoczywać a tutaj, nad morzem, mamy malownicze i spokojne okolice aby ukoić skołatane nerwy i zapomnieć o przeszłości. Albo przyjść do naszego teatru lub galerii. - Pirora jaka nie odzywała się od przedstawienia sobie obu stron tym razem wtrąciła się aby przedstawić kolegę w pozytywnym świetle.

- Naprawdę? To bywa pan w takich miejscach? Lubi pan sztukę? - zapytała żwawo córka von Schneiderów zdradzając nie słabnące zainteresowanie nowym znajomym koleżanki.

- Oczywiście. - spojrzał delikatnie na dziewczynę - Możliwość, że przybędą aktorzy z Salzburga dodała radości nawet mojemu staremu życiu. - dodał swoim zachrypniętym głosem.

- Ja też na nich czekam. Mam ochotę ich zobaczyć na żywo, Kamila mi opowiadała, że już ich widziała podczas wizyt w Salzburgu i są wspaniali. My niestety nie możemy tak często tam jeźdźcić ale skoro oni przyjadą do nas jak mamy teraz nasz własny teatr to na pewno pójdę na ich występy. I byłoby miło spotkać kogoś znajomego. Bo na razie to nie mam z kim iść. - blond szlachcianka zdawała się z każdą chwilą rozmowy bardziej śmiała i rezolutna. Uśmiechała się ciepło do Heinricha obdarzając go nie mniej ciepłym spojrzeniem.

- Kochanie wiesz przecież, że teraz mamy żałobę po śmierci naszej księżnej i nie jest pora na jakies wybryki. - matka postanowiła upomnieć córkę chcąc ją zapewne sprowadzić na właściwe tory.

- Oh przepraszam za nią, czasem jest taka narwana. I matka ma rację Petro, nie zamęczaj pana swoimi głupstwami. - ojciec dołączył do swojej szacownej małżonki w sprowadzeniu córki do odpowiedniego poziomu. I zapewne nie chcąc aby nowy znajomy odebrał ich maniery jako niewłaściwe.

- Nic się nie stało. Ale zgodzą się państwo aby Petra mogła pojechać z nami na ten plener malarski? To przecież nic zdrożnego tylko tak edukacyjnie. Tutaj w mieście trudno złapać właściwą perspektywę do malowania natury. A już chyba wszystkie koleżanki z kółka Kamili mi potwierdziły zaproszenie. - Pirora znów się odezwała zmieniając nieco temat na mniej kłopotliwy dla rodziców ale też dając Heinrichowi znać, że są szanse, że za kilka dni ta druga młoda blondynka będzie w jej świcie podczas wypadu malarskiego za miasto.

- No cóż, tak, chyba tak. Niech się dziecko rozwija i zdobywa nowe umiejętności. Zresztą rozmawiałem z Gertem i Kamila też go bardzo zamęcza tym plenerem. O ile pogoda wam dopisze to jedźcie. Bo jak będzie szaruga to nie ma chyba po co jechać w ten las. - profesor Akademii wyraził zgodę czy też raczej ją potwierdził i brzmiało jakby było to jakieś nawiązanie do wcześniejszych rozmów i ustaleń na ten temat. Petra z radości uściskała jego a potem matkę aby im podziękować za to zezwolenie.


************************************************** **************


Festag; przedpołudnie; dziedziniec świątyni; Rozmowa z Thobiasem


Rozradowany Nurglita był iście uroczym obrazkiem. Można było za niego podstawić zwykłego obywatela Imperium, któremu urodziły się wnuki i obrazek byłby ten sam. Heinrich nie bronił się przed radością Sigismundusa, a wręcz pogratulował mu, sam już myśląc czy mógłby jakoś wspomóc proces zgarniania kandydatek...
I wtedy Thobias pojawił się na widoku.

- Jesteś podekscytowany na młodego. - odezwał się Heinrich, gdy podszedł do guwernanta po jego zakończonej rozmowie z Przeorem - Zaplanowałeś mu już pokój? - zapytał, stając obok mężczyzny oparty o swoją laskę ozdobioną metalowymi wijącymi się kształtami.

- Powiedzmy, że podekscytowany. - różnica wieku między obydwoma mężczyznami była mniejsza niż pomiędzy większością młodszych członków zboru. I nauczyciel chociaż wydawał się być młodszy od Heinricha czy Sigismundusa to jednak też był starszy niż Silny czy Łasica. Spojrzał gdzieś w ten hałaśliwy, ubrany w żałobne barwy tłum jaki rozmawiał ze sobą na dziedzińcu świątyni albo kupował odpusty od tutejszych straganiarzy. Chwilę się chyba zastanawiał nad czymś nim się znów odezwał.

- Nie zwykłem z kimś mieszkać. Nowa osoba to tylko element chaosu i wnosi ze sobą zamieszanie. Ja wolę mieć wszystko poukładane i na swoim miejscu. A tak z opisu to ten George nie wydaje się kimś o zbyt lotnym umyśle aby rozmowa z nim była interesująca. Ale służba to służba. Może skoro jest tym kim nasi koledzy podejrzewają to coś jednak ciekawego i pozytywnego z tego wyjdzie. - nauczyciel o zadbanym i wręcz starannym wyglądzie nie wydawał się aż tak podekscytowany na myśl o przyjęciu kogoś nowego pod swój dach. Chyba to raczej traktował jak powinność wobec swojej spaczonej rodziny i ruch jaki zgadzał się do pewnego stopnia z jego wewnętrzną logiką. Ale robił to bez większego przekonania.

- A ty Heinrichu? Kiedy kogoś przygarniesz pod swój dach? Albo kogoś przygruchać? Nasze koleżanki jeszcze ci się nie naprzykrzały? - odbił pytanie nieco żartobliwym i ironicznym tonem. Bo za żeńską częścią ich zboru zdawał się za bardzo nie przepadać.

- Och, nie bądź zbyt surowy dla nich. - po tych słowach zniżył głos uśmiechając się krzywo - Pamiętaj, że i one mogą okazać się użyteczne. - wzruszył ramionami - A młodego nie skreślaj póki sam go nie ocenisz. Słyszałem, że niektóre podobne przypadki po prostu są zafiksowane na własnych czynnościach, nie na rozrzucaniu ubrań po mieszkaniu. Może taki jest Georg? Kto wie. A sam... bym musiał stanąć przed odpowiednią okazją, która by wymagała mieszkania z kimś.

- No właśnie kolego. Spróbuj najpierw dania które tak polecasz innym. - Thobias uśmiechnął się z pobłażliwym rozbawieniem gdy rozmówca przyznał się, że też nie dzieli swojego mieszkania z kimś i na razie nie ma takich planów. A sam to właśnie polecał koledze.

- A młodego nie skreślam. Zobaczymy jaki on jest. Na razie mamy tylko relację Otto. Domyślam się, że George nie zrobił na naszych koleżankach zbyt wielkiego wrażenia jako kandydat na ogiera rozpłodowego to i stąd ich znikome nim zainteresowanie. Dlatego wybacz, ale nie biorę ich opinii w tej materii zbyt poważnie. - guwernant przyjął dość nonszalancki ton i wypowiadał się o koleżankach ze zboru z wyraźną wyższością.

- I proszę cię Heinrichu chociaż ty zachowaj trzeźwy umysł i nie daj się złapać na ten ich słodki lep. Mam wrażenie, że z połowa naszej rodziny już się na to złapała. Co gorsza robi się ich coraz więcej. Skoro zyskały kogoś tak potężnego jak lady Soria to nie sądzę aby zbyt długo trwało nim pozyskają kogoś jeszcze. Słyszałeś co ona mówiła o tej Bretonce? No kolejna uzdolniona. A to w końcu szlachcianka, żona kapitana i kobieta z towarzystwa a nie takie byle kto jak te nasze latawice z tawerny. I jeszcze Kamila van Zee. Właściwie powinienem się cieszyć. W końcu to wpływowa młódka. Córka samego kapitana portu i jedna z dwóch najlepszych panien do wzięcia w tym mieście. Więc właściwie to dobrze. Dla nas. Ale znów ich wpływy wzrosną. A nasze niekoniecznie. - Thobias musiał mieć całkiem analityczny umysł zawodowego uczonego bo chociaż mówił lekko jakby się wymieniali jakimiś ploteczkami o znajomych to nawet jak nie używał nazewnictwa ze zboru póki rozmawiali w bardzo publicznym miejscu to jednak wiadomo było o kim mówił. I zdradzał obawy przed rosnącym wpływem wyznawczyń Węża.

- Oczywiście to nie jest jakieś straszne samo w sobie. Ale irytuje mnie, że takie płytkie osoby które się koncentrują głównie na tym co ma kto między nogami mają u nas taki wielkie wpływy i poważanie. Ja to bym je oddał wszystkie Sigismundusowi do zasiania. Nie dlatego, że jakoś na tym jego projekcie mi zależy, jak wiesz mam inne preferencje. Ale tak, to przyszłościowy projekt. Tak w dalszej perspektywie chociaż w najbliższych tygodniach trudno będzie o to aby pokazał lwi pazur. No chyba, że byśmy mieli całą masę ochotniczek. Przeprowadziłem obliczenia i Sigismundus dość dobrze to policzył. Mnie wychodzą podobne wyniki. O ile termin z pogranicza początku przyszłego miesiąca nie ulegnie zmianie to obawiam się, że mamy może przyszły tydzień na takie aktywne wsparcie tego projektu. Może nieco więcej ale niezbyt. Dlatego ja bym je oddał Sigismundusowi. Między innymi dla tego projektu. A dwa aby pokazać im gdzie jest ich miejsce i aby wiedziały kto tu rządzi. Tak jak ci to wczoraj mówiłem. One się za bardzo szarogęszą. Wszyscy im ustępują. Dobrze, że chociaż wczoraj nasz zwierzchnik wymusił na nich tą obietnicę, że poszukają zastępstwa. Może to da im do myślenia i sprowadzi do parteru. - nauczyciel rozgadał się zerkając często dookoła jakby sprawdzał czy ktoś nie jest za bardzo zajęty podsłuchiwaniem ich rozmowy. A i tak starał się używać ogólników w rozmowie. Dopiero jak się znało detale spraw związanych z ich spaczoną rodziną dało się domyślić o czym mówi. Nadal jednak nie ukrywał, że sukcesy i poważanie slaaneshytek mocno go irytują.

- Może Otto czy i nasz magiczny kolega są chętni zasmakować w ich czarze bez myśli o konsekwencjach, ale szczerze nie czuję się chętny skakać bez celu w lepkie bagienko. - odparł lekko - Może się nauczą, może utoną. Co do zasiania... Pomyślę nad sposobem przekonania ładniejszego lub mniej. Nie ma mowy by przepadło przez ich niechęć. Wiesz... działania takich osób... przyciągają najwięcej uwagi. Niekoniecznie czyny naszych chłopców. - uśmiechnął się - Poślizgnięcia się zdarzają.

- Ah, te bagna, no tak… - uczony z modnie przystrzyżonym zarostem pokiwał głową jakby rozmówca przypomniał mu kolejny wątek o jakim rozprawiali wczoraj na “Starej Adele”. - Też mi się to nie uśmiecha. Nie powiem abym grzeszył doświadczeniem w takich sprawach. Obawiam się, że mógłbym być bardziej zawadą niż pomocą. Ale jednak wiesz po co tam trzeba iść. Dobrze aby poszedł tam ktoś z głową na karku. A nie tylko do rozkładania nóg przy każdej okazji. Może ktoś z nas? Albo Otto. Nieźle mu poszło tam w jaskini. Wiesz której. Tak, to by się przydał tam ktoś odpowiedzialny. Właściwie te nasze znajome też by mogły iść. Po co my mamy się topić i dać ciąć komarom? Właśnie o tym mówię Heinrichu. Trzeba to tak sprytnie zrobić aby one wykonywały nasze polecenia nawet jeśli nie były tego świadome i myślały, że same to robią bo same tak chcą. I potem niech się puszą. Każda kózka musi mieć swój wybieg do skakania aby nie myślała o dzwonku na szyi i ogrodzeniu dookoła. Trochę swobody, nawet sporo, trzeba im zostawić bo inaczej będą się buntować. Ale też trzeba je tak nakierować aby robiły co trzeba. - nauczyciel mówił wpatrzony gdzies w dal nieco niewidzącym wzrokiem gdy tak dzielił się przemyśleniami jak należałoby postępować z tymi których uważał za szeregowych członków kultu. Nawet jeśli co niektórzy byli w nim dłużej od niego.

- A z zasianiem to myślisz, że dałbyś radę? Ja odniosłem wrażenie, że one dość zgodnie są “na nie”. A nasze zwierzchnictwo widocznie nie chce na nie naciskać. Szkoda. Dlatego są takie rozwydrzone. Nie znają swojego miejsca w szeregu. A przecież wystarczyłoby to im dobrze sprzedać. Aptekarz to wtedy źle rozegrał. Wywalił wszystko na raz bez żadnej finezji no i mleko się wylało. Szkoda. Teraz już za późno. Ale gra toczy się dalej. Szefostwo miało się skontaktować z tą drugą gildią. Wiesz, tą co wczoraj mówili. No zobaczymy. Ale i tak irytuje mnie, że te niewychowane pannice tak się szarogęszą. Chociaż mają potencjał. Trzeba im to przyznać. Tylko trzeba je tak nakierować aby działały na naszą korzyść. - westchnął jakby żałował, że nie ma tak dominującej pozycji w zborze aby narzucić innym swoją wolę i wizję. Ale ostatecznie był gotów coś ugrać nawet jeśli nie miał w ręku wymarzonych kart. Spryt i analityczny umysł, pewna doza finezji, pomagały mu zapanować nad własną niechęcią i dostosować się do sytuacji. Nawet jeśli nie była taka jaką by sobie wymarzył.

- Poszedłbym na te bagna z Georgiem. One i tak nie będą chciały do bagien, a do tego... Wolę mieć lepsze spojrzenie na wszystko. - odparł Heinrich - Nie mam całkowitej pewności, że się uda przekonać, ale jest możliwe. W ostateczności spróbuję z szefostwem.

- Z Georgiem… No tak to może mieć sens jeśli on taki wyjątkowy. Chociaż jakby był pod moją opieką to i mnie by wypadało… - zastanawial się nad tym rozwiązaniem jakie proponował starszy od niego rozmówca.

- No może… Zobaczymy. Jaki gagatek z tego Georga. Ale to i tak jak już będzie u mnie. Zapewne jutro lub na dniach zawitam do hospicjum aby się z nim zobaczyc. Pirora przedstawiła mnie dzisiaj po mszy przeorowi i jestem dobrej myśli. Zrobił na mnie dobre wrażenie i chyba z wzajemnością. - poinformował kolegę o nowych faktach dotyczących sprawy wydostania Georga z hospicjum.

- A z tym projektem naszego uzdolnionego aptekarza to powodzenia. Gdybym mógł jakiś pomoc to daj znać. Naprawdę przydałoby się tym ślicznotkom utrzeć nosa i pokazać gdzie ich miejsce w szeregu. Chociaż moim zdaniem nasz zwierzchnik jest dla nich zbyt ugodowy. Dał im wolną rękę, że jak chcą to cudownie jak się zgłoszą a jak nie to też dobrze. Naprawdę dziwne, że żadna się nie zgłosiła? Chociaż z drugiej strony to jednak jest pole manewru bo jakby któraś przekonać to po sprawie. Jak się sama zgodzi to ani ona ani reszta nie może mieć pretensji. Może jest w tym jakąś mądrość. Ale dobrze, że wczoraj nasz szef gildii chociaż daj im do zrozumienia, że dobrze aby jakieś zastępstwo znalazły jak same nie chcą. To już coś. Krok w dobrą stronę. Chociaż nie wiem czy nie spóźniony. Czasu aby zebrać dojrzały plon w wyznaczonym czasie jest dość mało. Rozumiem frustracje naszego kolegi z apteki. No więc jakby ci się udało jakąś przekonać to czapki z głów jak mawiają Bretończycy. A w ogóle o której myślałeś zacząć? - nauczyciel mówił cicho ale miał świetną dykcję i wprawę. Więc byli to wyraźne i czytelne zaś poglądy m wypowiadał zdecydowanym i stanowczym głosem. Bez zaangażowania Sigismundusa jaki podchodził do sprawy hodowli bardzo emocjonalnie i osobiście przy czym paradoksalnie wcale źle nie życzył ani koleżankom ani innym kobietom traktując je jak cenne, hodowlane sztuki. Zaś i Thobias zdawał się tą sprawę traktować jako walkę o wpływy w ich zborze i ograniczenie dominacji Slaaneshytek. A przynajmniej tak to zdawał się przedstawiać.

- Zacznę od góry. - stwierdził enigmatycznie - Ale nie dziś. Ja postaram się opór przebić, ty przetrwaj chłopaka. I nie zatrzymuj go tylko dla siebie. - uśmiechnął się do guwernanta.

- Niańką jeszcze nie byłem. Ale jestem dobrej myśli. Ostatecznie najwyżej kogoś wynajmę do pomocy przy zajmowaniu się tym dorosłym dzieckiem. - guwernant nieco pokwaśniał jakby myśl o nieco wymuszonej na nim opiecę nad Georgiem jaki wciąż na chwilę obecną był pacjentem hospicjum nie wprawiała go w entuzjazm. Ale podchodził do sprawy metodycznie i mimo wszystko nie robił z tego tragedii.

- I od samej góry mówisz? No dobrze. To próbuj. Będę trzymał za ciebie kciuki. W razie potrzeby daj znać jak poszło albo wpadnij do mnie. W południe jadam obiady w “Pod pieczonym jabłkiem”. Niziołki prowadzą tą karczmę więc kuchnia jest przednia. I wieczorami zwykle wracam do domu. Ale przez większość dnia to albo mam jakieś zajęcia albo korepetycje to mi ciężko się gdzieś z tego wyrwać. A z tymi naszymi koleżankami tak, dobrze by było coś zrobić aby im pokazać gdzie ich miejsce. Zwłaszcza jak same są temu czemuś niechętne. To powinno dać im do myślenia jaką pełnią u nas rolę. - nauczyciel podał mniej więcej pory i miejsca gdzie powinno się go łatwiej spotkać. I w pełni pochwalił zamiary kolegi aby utrzeć nosa ich koleżankom ze zboru. Myśl o tym chyba nawet sprawiała mu pewną, złośliwą satysfakcję.

*******************************************

Festag; popołudnie; kamienica Pirory; spotkanie u Pirory

- Nie angażujmy magii, czarnoksięskiej szczególnie, do tego napadu. - wtrącił słuchający do tej pory Heinrich - Niech później nie mają pomysłu szukać magów lub Chaosu. Grupa złodziei by większych magicznych sztuczek nie robiła, nie pozostawiała śladów Eteru. - dodał - Co zaś do potwora... - westchnął - Możliwie jest strażnikiem dziedzictwa, a jeżeli poginą ważne osoby i rozniesie się nie taka wersja jak chcemy... Możemy na miejsce ściągnąć więcej osób niż trzeba. - zwrócił się do Joachima - Tego nie można samemu sobie zostawić. Jeszcze ratusz się dołączy i nagrodę za potwora wystawi.
- A w świątyni to mogę i do środka wejść, jeżeli trzeba jeszcze do walki, aby upewnić się, że nikt nie zdoła uciec. - zaproponował Łasicy.

- W środku też może być. Jak was wpuścimy to no cóż, nie wiadomo gdzie będą te ponuraki ale chyba powinni być na zapleczu za ołtarzem. To byście musieli przejść przez całą świątynię aby was nie usłyszeli. No a potem wpaść do środka i ich uciszyć. Lady Soria, Silny i Rune. No i aby nikt nie uciekł to można stanąć przy drzwiach. My tak planowałyśmy stanąć ale możesz być z nami albo tam z nimi w środku. - Łasica chętnie przyjęła taką ofertę pomocy ze strony byłego łowcy czarownic próbując jakoś go umieścić w zarysowanym wcześniej planie nocnego napadu. Sporo już było ustalone i podział ról tych co się zgłosili do tej pory także.

- A z tą magia to właśnie. Lepiej chyba nie. Magowie to jednak nie są powszechni w różnych szajkach. To nie wiem czy to potem jakoś można rozpoznać ale jakby wiedzieli, że mają szukać jakiegoś maga z pomocnikami to już by było niezłe coś do szukania na początek. - włamywaczka ucieszyła się, że Heinrich ją poparł z tym nie używaniem magii nawet jeśli sama na niej się nie znała to jednak miała nieźle rozeznanie jak powszechni są magowie w polswiadku i wyglądało na to, że w ogóle.

- Poza tym Joachimie zgadnij od kogo zaczęliby szukać podejrzanego maga skoro jesteś chyba jedynym jaki jest w mieście. Przynajmniej ja nie słyszałam o innym. - dorzuciła Burgund przypominając wszystkim, że magowie to nawet w skali całego miasta to rzadkość.

- No właśnie. Na razie nikt cie chyba o nic nie podejrzewa to działasz z zaskoczenia. Ale jak cię taki Hertz czy Hertwig wezmą na widelec i zaczną oglądać? Umiesz wykrywać ogony? Albo gubić gdyby była taka potrzeba? Z psami to tak jest, że póki śpią koło budy to się wydają głupie i leniwe. Ale jak coś ich ruszy i zaczną węszyć to nie wiadomo co wywęszą. A po tym numerze w świątyni to na pewno wszystkie łapsy w mieście będą chcieli się wykazać. - Łasica gładko przejęła od kamratki pałeczkę rozmowy i próbowała przekonać kolegów, że lepiej załatwić ten skok standardowymi metodami półświatka nie przywołując na pomoc sił nadnaturalnych.

- To jeden z powodów potrzeby wybuchu w akcji w Akademii. - Heinrich odezwał się do Joachima - Stworzyć zamaskowanie dla magii, jaka tam byłaby używana. W Świątyni będziesz widoczny jak na dłoni, a magia swoje ślady zostawi i nie potrzeba innego maga by je zobaczył. Jak mówi Łasica: będą węszyć, a jak magię znajdą to do ciebie pójdą najpierw. Wystarczy już, że będziesz obserwowany po Akademii.

Joachim z nieco niechętnym szacunkiem skinął głową Heinrichowi. Widać było, że były łowca czarownic przewyższa go doświadczeniem w tych sprawach.

- Może i masz rację z tym unikaniem magii w akcji w światyni skoro ma wyglądać na kradzież, chociaż z wielką chęcią użyję mojej mocy dla dobra zboru.
Zaś co do wyprawy na bagna, Baron oczekuje jutro dyspensy od przełożonego świątyni Manannna. Na razie zaproponowałem mój udział w wyprawie, ponieważ dzięki moim wróżbom wiem że coś się tam na bagnach śwìęci… rekomendowałem też ciebie Heinrichu.
Z jednej strony oczywiście nie chcemy by Wirsberg odkrył coś co byłoby dla nas niekorzystne. Z drugiej jednak pracuje nad zdobyciem coraz większego zaufania miejskiej elity, co jest chyba wartością samą w sobie, prawda? Mając wpływy będziemy mogli coraz więcej osiągnąć nie pozostając w kręgu podejrzeń.

- Rekomendowałeś mnie? - Heinrich spojrzał z zaciekawieniem i trochę z ostrożnością - Jak mnie przedstawiłeś?

- Jako łowcę czarownic - odparł czarodziej.

Heinrich patrzył dłużej na Joachima dość pustym spojrzeniem jakby nie mógł złapać myśli. Bez słowa dolał sobie do kielicha alkoholu i nim odpowiedział upił solidny łyk.
- Sam chciałeś, Heinrichu... - mruknął do siebie i spojrzał na młodego maga - Ogarnę to, ale pojaw się u mnie dziś jakoś wieczorem. Pooglądamy dziś gwiazdy.

- Tylko nie zrób mu permanentnej krzywdy… - rzucił mnich.

- Ty to się lepiej nie rozpowiadaj, żeś jest łowca czarownic. Jeszcze cię Oleg zaprosi do spółki albo weźmie na jakieś romantyczne rozmowy o starych, dobrych czasach z palenia czarownic albo takie tam. - odezwała się Łasica mówiąc nieco żartobliwie ale tonem dobrej rady.

- A ty Joachimie zawsze możesz powiedzieć, że coś pomyliłeś z tym łowcą czarownic, że się przejęzyczyłeś, źle zrozumiałeś czyjąć wypowiedź albo pomyliłeś ludzi. - podpowiedziała Burgund przychodząc im z pomocą jak wybrnąć z zamaskowania przeszłości byłego łowcy heretyków.

- Z tymi bagnami i Akademią to na razie i tak dalsze plany skoro najpierw zajmujemy się świątynią. Poczekajmy na to co wyniknie ze świątyni. Jak reszta miasta na to zareaguje. Zabawmy się przy kamieniach podczas pełni. I jak wrócimy do miasta to się zaczniemy zastanawiać co dalej. - zaroponowała Pirora swoje polubowne rozwiązanie patrząc po swoich gościach ze zboru.

- A ten baron to może też słyszy zew sióstr skoro ma takie ciekawe sny. Zwłaszcza jak ma podobne do tych co ktoś z nas ma. Zapewne to nie musi być przypadek. - odparła lady Soria siedząc na swoim ozdobnym krześle w rogu salonu skąd miała okna na ulicę w swoim zasięgu i dobry widok na resztę pomieszczenia.



Festag; południe; loszek Pirory

Goście Pirory



Na tych różnych rozmowach w salonie gospodyni zeszło całkiem długo. Aż ona sama się w końcu zorientowała jak jest późno gdy za oknami dało się słyszeć dwunastokrotne bicie dzwonów oznaczających samo południe.

- Ojej, jak późno! A przecież jeszcze mieliśmy się troszkę pobawić. To zapraszam na dół. Tylko schodźcie po góra dwie osoby i co jakiś czas. Aby nie wyszła z tego jakaś podejrzana migracja do piwnicy.- oznajmiła młodziutka, blondwłosa szlachcianka z Averlandu dając od siebie zaproszenie na tą część wybitnie towarzyską spotkania jaka miała się odbyć w piwnicy gdzie miała urządzony prywatny loszek z udogodnieniami do śmiałych i wyuzdanych zabaw. A nawet tajny, krótki korytarz do kanałów jaki zimą wykopali koledzy z kultu. Na początek z salonu wyszły Soria i Fabienne bo jak same wspomniały potrzebowały się przebrać przed tymi zabawami. Ale w ciągu dwóch pacierzy to wesołe towarzystwo stopniowo przelało się z piętra do piwnicy aby tam celebrować to spotkanie. Jak to bywało było zdominowane liczebnie przez młode i podekscytowane kobiety wśród których męska część była w zdecydowanej mniejszości.

- Bardzo was proszę o uwagę. Chciałam dzisiaj szczególnie podziękowac i wynagrodzić Fabienne. Za zdobycie klucza do skarbca świątyni i parę innych rzeczy. Dlatego postanowiłam, że Lady Butterfly będzie dziś odgrywać naszą wersję legendy o jej ulubionej bohaterce z bretońskich legend czyli Adelajdzie. I dziś myślę, dobrze będzie zacząć od aktu wystawienia na aukcji niewolników Adelajdy. Więc proszę was o aktywny udział. I mam nadzieję, że nasza najpodlejsza z podłych i najnędzniejsza z nędznych postara się aby zapewnić nam nieco wyuzdanej rozrywki. - lady Soria zdążyła się przebrać w dumny czerwono - złoty gorset jaki wyróżniał ją z publiczności. Jak i aksamitny płaszcz, też w purpurze. W pełni więc pasowała do roli władczyni tego lochu. Oraz wodzireja jaki zaprasza widownię do wspólnej zabawy. Potem wezwała do siebie gestem bretońską szlachciankę jaka wyszła zza kontuaru gdzie zwykle się przebierano czy ubierano na początku spotkania. Dla odmiany bladolica czarnulka była prawie naga. Nie licząc kostiumu który był zrobiony z czarnych, skórzanych pasków spiętych metalowymi obręczami i właściwie niewiele zakrywał. Za to ładnie kontrastował z jej alabastrową karnacją podkreślając jej kobiece atuty. Do kompletu miała na sobie skórzane obręcze przy kostkach i nadgarstkach oraz dopasowaną obrożę. I bardzo chętnie dała się wziąć swojej pani na smycz i prezentowała swoje wdzięki.

- Oksanka mi uszyła ten kostium. Jest niesamowity! Bardzo mi się podoba. Szkoda, że jej dzisiaj tu nie ma. - Fabienne nie mogła się powstrzymać aby się nie pochwalić skąd ma ten ciekawy kostium i przy okazji wyrazić swój zachwyt. Ale szybko czerwona milady ukróciła jej tą swobodę łapiąc ją brutalnie za włosy i zmuszając do wystąpienia przed publicznością. I zaczęła się ta zabawa w aukcję. Jaka okazała się być wstępem do reszty spotkania bo mimo wszystkich chęci i talentów to zniewolona Adelajda nie była w stanie obsłużyć wszystkich gości na raz. Ci musieli więc zając się sobą nawzajem co zresztą chyba nikomu nie przeszkadzało.


************************************************** *************

Ku uspokojeniu myśli po słowach maga wypił trochę wina, ale to także pozwoliło byłemu Łowcy Czarownic wprowadzić się w lepszy nastrój. Nie przejmował się atmosferą, wszechobecnym spaczeniem, za które kierował na stos. Na orgii zaspokajał swoje potrzeby ciała, korzystając z Łasicy i Burgund jak tylko mu przyszła ochota. Mógł pozbyć się ograniczeń, nic nie pętało jego najgłębszych fantazji... a one dodatkowo tego chciały.
W tej chwili czuł się panem. Znowu miał władzę. Choćby i na ten moment, choćby i zaspokajając tak prymitywne żądze. Dziewczyny widziały, że były wróg Chaosu oddał się przyjemności i tym samym też im ją sprawiał. I nie był w tym zbyt łagodny.

Przenigdy nie widziałby się na chaosyckiej orgii i to biorącego w niej czynny udział. Z drugiej strony nie widziałby się w niczym, co ostatnio się działo wokół niego. Nie powinno go tu być, ale w tym momencie... już go nie obchodziły niedogodności, czy wręcz zagrożenia dla duszy.

Jeszcze przebywając w uwięzieniu zaczął zdawać sobie sprawę, iż został zdradzony, pozostawiony przez bogów, którzy nie mieli choć tyle chęci by pozwolić mu po prostu umrzeć, oszczędzić cierpienia, ochronić przed splugawieniem. Zabijał ich wrogów, jednak oni porzucili go, gdy nie było w tym nic dla nich.

Heinrich skrywał pod ubraniem mozaikę blizn na ciele. Starsze z nich wyraźnie powstały podczas walk, ale tych tak wiele nie było. To relatywnie świeże głównie zajmowały skórę i one... wyglądały jak pozostale po zadaniu przemyślanych i metodycznych ran niezbyt dawno temu. Nie tworzono sztuki wizualnie. Wyliczano każde cięcie, każdą kroplę kwasu czy siłę ognia. Jeżeliby to miała być sztuka okrucieństwa... to była matematycznie okrutna.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 01-05-2023 o 22:44.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-04-2023, 18:08   #110
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Otto chętnie brał udział w przedstawieniu, przekrzykując się "cenami" z innymi kultystami. Ku własnemu zdziwieniu i odrobiny radości, wygrał aukcję i Adelajde była jego do wykorzystania jak chciał. Oczywiście na widoku wszystkich. Nigdy nie był na scenie aktorskiej, a sztukę kochania... w sumie znał chyba tylko z książek. Teoria więc musiała mu wystarczyć, aby wykonać w miarę imponującą praktykę.
Postanowił dosiąść Fabienne od tyłu, niczym rozochocony ogier, chwycił Bretonkę za włosy trzymając jej głowę w miejscu i rozpoczął scenę.
Szybko zauważył, że reszta zboru zajęła się sobą, mógł więc wykonać inne scenki ze swoją własnością. Położył się na placech i usadził bladolicą kobietę na swoim berle.
- Dziś ty będziesz mi dogadzać, niewolnico. - uśmiechnął się figlarnie i kontynuował zabawę z Frau von Mannlieb.

Ciało Otto pomimo relatywnie młodego wieku i stylu życia mnicha było dość okazałe. Nie mocno rozbudowane niczym jakiś barbarzyński król z opowieści, ale dobrze zbudowane, z bardzo małą ilością tłuszczu a jego mięśnie były silne i dobrze ukształtowane.
Pokryte jednak było masą blizn wszelakiego pochodzenia. Oparzenia, cięcia, tu miejsce gdzie kość przebiła ciało, a tu szereg poziomych linii sugerujących samookaleczanie, no i oczywiście pusty oczodół, który jednak zdawał się wbijać spojrzenie w partnerkę mnicha.
Otto nie pamiętał pochodzenia sporej ilości z nich, przypominał sobie o nich jedynie, kiedy dłonie bretonki, starając się pieścić jego skórę dotknęły delikatniejszego, zabliźnienia punktu. Może kiedyś sobie przypomni, teraz ważniejsza była przyjemność, którą czuł i którą oddawał. I w której jego rodzina tonęła wokół niego.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172