Spoon zaczynał czuć już zmęczenie tym wszystkim. Atakowaniem nie atakowaniem Camdena. Wskrzeszaniem Mitry nie wskrzeszaniem Mitry. Wewnętrznym rozdarciem Heroldów i jego rozdarciem. I tym dojmującym uczuciem samotności.
W samochodzie usłyszał rozmowę dwóch sług Camdena i nie spodobało mu się to. Poczuł się potraktowany jak ten pieprzony worek kartofli którego zakopano pod ziemią na 50 lat.
I nagle poczuł to. Wezwanie Mitry. Tego się nie spodziewał. Zdążył wymienić z Yusufem spojrzenie.Gdy do jego duszy gwałtem wlał się zew jego boga i… Przestał kurczowo zaciskać dłoń na kołku.
Zdezorientowany rozejrzał się dookoła. Czuł dziwną mieszankę strachu i podniecenia. Radości z tego, że Mitra wraca i strachu, że nie da rady skrzywdzić Camdena, by odzyskać Brusillę. Nie teraz kiedy czuł w sobie Mitrę… Mitrę którego do kurwy nędzy przecież kochał!
Postanowił nie opierać się wezwaniu. Jeśli miał mieć wpływ na cokolwiek powinien się oszczędzać.
Gdy z Yusufem wysiedli padał deszcz. Jednak on teraz widział zalany słońcem las. Wiedział gdzie jest… Zamrugał kilka razy oczami starając się wrócić do rzeczywistości. -Świątynia tu stała świątynia. – przekazał Yusufowi. Przenosząc wzrok na strażników. Zaraz... Sięgali po broń… Camden ich przejrzał? Co jest grane?
Ostatnio edytowane przez Rot : 16-04-2023 o 14:58.
|