Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2023, 23:22   #387
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 95 - 2526.I.24; fst; wieczór

Czas: 2526.I.24; fst; wieczór
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, główny obóz
Warunki: na zewnątrz: noc, pogodnie, umi.wiatr, umiarkowanie (0)



Wszyscy




- Rogi. - rzuciła cicho Zoja. Nie tylko ona je usłyszała. Wytłumiony przez przestrzeń i kurtynę mrocznej dżungli wciąż jednak były słyszalne. Wiedzieli co to oznacza. Amazonki królowej Aldery dotarły na wyznaczone miejsce i tak dawały znak, że wzywają swoich zamorskich sojuszników do bitwy. Chyba wszystkie głowy w obozie Staroświatowców skierowały się w stronę dżungli skąd docierał ten zew. Przez ten moment zrobiło się dziwnie cicho. A ludzie jakby znieruchomieli. Ale na chwilę.

- No to obawiam się, że wystarczy tego leniuchowania i czas się zabrać do roboty! Nie możemy pozwolić aby tutejsze piękne damy zgarnęły całą chwałę i złoto dla siebie! - zawołał głośno kapitan. Wstał ze swojego składanego krzesełka na jakim siedział przed swoim namiotem i zaczął zakładać hełm. Skinął na swoich dowódców i ci rozeszli się do swoich oddziałów. W obozie dały się słyszeć gwizdki sierżantów i tumult czyniony przez wielu przemieszczających się na raz ludzi. Stukot broni, tarcz, zgrzyt pancerzy, gwar rozmów. Tak wielka ciżba to nie był jakiś patrol czy drużyna zwiadowców aby mieć nadzieję na zachowanie dyskrecji. Chociaż wciąż była nadzieja, że uda się uzyskać zaskoczenie w skali całej bitwy. Oddziały już wcześniej odpoczywały na wyznaczonych pozycjach więc teraz tylko wstawano, przeliczano ostatni raz czy kogoś nie brakuje i kolejne komendy gwizdkami zgłaszały pełną gotowość bojową. Armia ruszała w bój. Podobnie jak wcześniej Amazonki teraz przybysze zza oceanu po kolei znikali w mrocznych czeluściach dżungli. Aż zniknął ostatni z nich. Jeszcze chwilę było słychać ich klekot i stukoty jakie czynili, albo widać małe świetlne kulki latarni sztormowych które z tej odległości wydawały się błąkać niczym jakieś błędne ogniki na bagnach. Aż w końcu dżungla pochłonęła i stłamsiła także te oznaki obecności. Zupełnie jakby była w stanie połknąć całe armie i cywilizacje bez żadnych trudności. Obóz zrobił się nagle jakiś cichy i pusty. A wokół była tylko noc, mgła i dżungla.




https://i.imgur.com/jFfpHPc.jpg


Grupa śmiałków co miała udeżyć na piramidę od środka musiała odczekać jeszcze trochę. Aby zwiększyć szanse, że siły główne skoncentrują na sobie uwagę potencjalnych skinkowych harcowników i czujek. Ale w końcu Zoja uznała, że już czas ruszać. Wstała, zaczęła poprawiać pasek i kubrak jaki mimo tropikalnego zaduchu założyła. Podobnie jak okrągłą tarczę na lewe ramię. Tym razem prawie na pewno szli do walki i zadania rozpoznawcze miały mniejszy priorytet.

- Oh, braciszku pilnuj się! Nie daj się tam zabić! Cóż ja pocznę sama na tym świecie? Bardzo cię proszę wróć do mnie. Jestem strasznie dumna z ciebie, że się zgłosiłeś do tak niebezpiecznego zadania. Nasi rodzice na pewno też by byli. Ale uważaj na siebie i wróć. - Izabella bardzo się starała trzymać fason jak na damę z dobrego domu wypadało. Jednak nawet w świetle ogniska przy jakim siedzieli dało się wyczuć, że jest bliska płaczu z troski i wzruszenia. Uściskała mocno starszego brata i długo go tak trzymała w siostrzanym uścisku. Potem się oderwała i podeszła do Carstena, Zoji i Vivian też im życząc powodzenia i aby wszyscy się spotkali ponownie po bitwie. A jeszcze potem stała wraz z Guido mahając im na pożegnanie.

- To powodzenia szefie. Wróć do nas. Najlepiej w jednym kawałku. - Esteban i Barbette trzymając na smyczy Bastarda też do końca towarzyszyli Carstenowi. Życzyli mu powodzenia i mieli nieco niewyraźne miny. Ale starali się zachować jak należy. Psisko ostatni raz obwąchało nogi i dłoń swojego pana, ten jeszcze raz mógł go pogłaskać a potem trzeba było ruszać w noc.

Szli mniej więcej gęsiego. Stąd widać było ledwo kilku sąsiadów przed sobą i jak się człowiek odwrócił to może drugie tyle za plecami. Ale mieli liczny kontyngent tubylczych wojowniczek jako przewodniczki. One dość gęsto przetykały ten wężowy szereg a zdawało się, że widzą dokąd iść. Jak się orientowały w tych ciemnościach i mgle gdzie jeden kawałek beziminenej dżungli wydawał się podobny do poprzedniego dla Staroświatowców było to trudne do odgadnienia. Grunt, że działało. Szli w ciszy i bez świateł aby nie zwracać na siebie uwagi. Więc dość dobrze słyszeli i te bliższe i dalsze dźwięki.

- No to się zaczęło. - powiedziała cicho Glebowa na chwilę się zatrzymując. Wraz z nią stopniowo cały wężowy szereg wyhamował. Chyba wszyscy poświęcili chociaż chwilę aby próbować łowić uchem te całkiem znajome dźwięki. Rogi Amazonek, trąby Staroświatowców wzywające do bitwy. Prawie wytłumiony, przenikliwy okrzyk wojowniczek Aldery jakim zaczynały każdą walkę. Niosące się echem odgłosy jaszczurzych tamtamów. Tak, regularna bitwa musiała się właśnie zacząć. Dwie armie starły się ze sobą. Co wyszło z planów zaskoczenia jaszczurów nocnym atakiem nie szło zgadnąć. Ani jak się toczy ta bitwa. Czy któraś ze stron zyskała przewagę czy jeszcze nie. Chyba w niejednej głowie harcowników mogła zawitać myśl, że jak ciepłokrwiści przegrają bitwę to los śmiałków buszujących po piramidzie może stać się trochę niewesoły.

- Chodźmy, mamy robotę do zrobienia. - Zoja dała znak aby wznowić marsz. Więc chociaż od strony skrytego za ścianami nocnej dżungli miasta wciąż dobiegały odgłosy bitwy to harcownicy maszerowali dalej. Ze dwa czy trzy pacierze później dotarli do ukrytego przejścia jakie prowadziło do jaskiń i podziemnej rzeki. Dopiero tutaj zapalano lampy i pochodnie bo nawet tutejsze wojowniczki nie czuły się na siłach maszerować przez te jaskinie całkiem po ciemku.

- Oby to nie był ostatni raz co oddychamy świeżym powietrzem i widzimy niebo. - powiedział nie do końca żartem porucznik Olmedo. Paru jego kamratów zaśmiało się cicho a Zoja trzepnęła go żartobliwie w ramię.

- Przypomnę ci to jutro w południe jak znów tu będzie kocioł nie do wytrzymania i jak będziesz skamlał aby znaleźć jakieś zacienione miejsce! - fuknęła na niego udając, że się gniewa. I ta mała scenka pozwoliła nieco rozładować napięcie chociaż na chwilę. Po czym po kolei włazili do środka. I dość luźną formacją szli tymi korytarzami mając grupę Amazonek za przewodniczki. Kolejny postój zrobili w tym samym miejscu co wtedy gdy wracali za pierwszym razem z akcji w piramidzie. Amazonki podczas postoju wsadzały sobie do ust jakieś liście które potem długo żuły. Nawet proponowały to swoim kolegom zza oceanu. Vivian nazywała te liście “koka” i w jej opinii przeciwdziałały zmęczeniu. Dlatego wojowniczki używały ich podczas długich wart albo przemarszów gdzie długotrwała monotonia nie sprzyjała zachowaniu czujności. Ceną za to było lekkie zobojętnienie, zarówno fizyczne jak i psychiczne. Liście koki były u Amazonek w dość powszechnym użyciu. Oprócz tego wytwarzano z nich wywar jaki już był mniej powszechny i używały go tylko Koka-Kalim. Wojowniczki jakie dzięki temu wywarowi wprowadzały się w agresywny szał podobny do norsmeńskich berserkerów. Wtedy jednak nie dało się ich kontrolować, nawet one same niezbyt nad sobą panowały więc używano tego zwykle tuż przed bitwą.

W międzyczasie ci co byli tu wtedy z pewnym sentymentem odkrywali swoje własne ślady ognisk czy posiłków. Wszystko wyglądało tak jak wtedy gdy to zostawiali. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Prawie. Pierwsza przeszkoda chyba nie powinna aż tak dziwić a jednak nieco zaskoczyła obie sojusznicze grupy.

- Ah no tak… Ten głaz… - Omledo sobie przypomniał, że ostatnio grupka wojowniczek zablokowała przejście do górnych poziomów aby zmniejszyć szanse na kolejną zasadzkę skinków. I widocznie nikt tego głazu od tamtej pory nie ruszał. Bo właśnie tak to opisała Majo jaka rozmawiała ze swoimi zwiadowcami. Ale było coś jeszcze.

- Założyły glif ochronny. Zapewne alarm. Jak odsuniemy głaz to może tam kogoś ostrzec. - ciemnoskóra tłumaczka królowej o gracni i urodzie zawodowej tancerki przetłumaczyła im słowa Lalande. Skoro była w to zamieszana magia to ona oraz lady Vivian poszły do tego głazu aby sprawdzić co jest grane. Ostatecznie uznały, że może udałoby im się rozproszyć glif bez alarmowania tego kto go założył ale gdyby były z tamtej strony. Bez tego nie dało rady tego zrobić. A ponieważ alternatywą było powrót na powierzchnię i być może szukanie innego wejścia co nie wiadomo było ile by zajęło czasu i co by tam zastali zdecydowano się zaryzykowac i po prostu odwalić ten głaz. Na tyle osób co mieli i bez obsynitowych ostrzy skinków na karku to było dość proste zajęcie. Za głazem ukazał się dalszy fragment nieco szerszej jaskini. I te prastare, nieco niedbale wykute kamienne schody. Z pewnym zdziwieniem odkryto ponownie ciało tego pechowego górala co tutaj spadł i rozbił sobie głowę o kamień zabijając się na miejscu. Widocznie ciało w ogóle nie interesowało gadzich zdobywców bo wyglądało na nieruszone. Chociaż widok i zapach po paru dniach w tych piwnicznych warunkach był dość przykry. Czym prędzej więc pokonano ten kawałek i powyżej zaczynały się już trzewia piramidy. Tu bloki tworzące ściany, podłogi i sufit były już starannie wykonane i dopasowane do siebie. A przejścia były ukształtowane w charakterystyczne trapezy.

W pewnym momencie szpica Amazonek wróciła z niepokojącymi wieściami. Dalsza droga była zablokowana przez straż saurusów. I to zapewne nie przypadek bo za nimi dopiero były krzyżówki jakimi można było rozdzielić się i iść w różnych kierunkach. A tak trzeba było jakoś pozbyć się tego korka jaki blokował dalszą drogę w głąb piramidy.

- Myślicie, że to przez ten alarm przy głazie? - zapytała Zoja gdy się zebrali na naradę. Amazonki nie były pewne. Mogło być, że przez alarm. A równie dobrze gady mogły zostawić tam straż od ostatniej wycieczki do piramidy i dalej tu stały. Ostatecznie jednak białowłosa uznała, że to nie ma większego znaczenia tylko i tak jakoś trzeba się pozbyć tych saurusów aby wedrzeć się dalej. Wydawało się, że ciepłokrwiści mają znaczną przewagę liczebną nad grupą zimnokrwistych ale niezbyt szeroki korytarz ograniczał starcie do dwóch, góra trzech walczących obok siebie. Korytarz był też bez żadnych przeszkód i kryjówek a saurusy stały frontem do nadchodzących z dołu przeciwników więc jakieś podchody raczej odpadały. Można było próbować je ostrzelać z łuków ale były dość odporne i wiele strzał mógł przyjąć taki saurus zanim padł. A był nie jeden tylko z pół tuzina. Tyle przynajmniej udało się dojrzeć i zliczyć zwiadowcom Amazonek. W pierwszym szeregu trzech i w kolejnym też. Co było za nimi nie wiadomo. I saurusy nie miały broni zasięgowej ale gdyby walka trwała za długo to może zleciałyby się inne albo co. W końcu więc rozważano użycie ciężkich argumentów czyli gwardzistów kapitan Koenig. Wydawało się, że ta pancerna piechota byłaby najodporniejsza z posiadanych oddziałów do bezpośredniej walki z saurusami. Zwłaszcza, że na raz też by mogło walczyć po trzech ludzi na raz. Ale jeszcze Zoja się wahała czy użyć tego pancernego atutu już teraz, przy pierwszej przeszkodzie.

Lalande za pośrednictwem Majo, przyznała, że ma nieco możliwości wzmocnić własnych walczących ale spora jej część sztuk tajemnych opiera się na siłach natury i istotach żywych. Tutaj głęboko w podziemiach byłoby to mniej efektywne i trudniejsze do wykonania. Lady Vivian uznała, że mogłaby zaatakować te gruboskórne jaszczury magią osłabiającą. Ale musiałaby ich widzieć czyli wyjść chociaż na koniec tego samego korytarza a efekt nie byłby natychmiastowy. Co dawałoby zimnokrwistym możliwość jakiejś reakcji. No i mogła jeszcze przenieść siebie i jeszcze kogoś niczym wiatr poza ten gadzi korek no ale nie było wiadomo co tam jest dalej no i co w góra dwie osoby mieliby zdziałać tam w dalszych korytarzach. Wcześniej, jeszcze w obozie przed wyruszeniem w dżunglę odpowiedziała Bertrandowi, że ma pewne możliwości wzmocnienia kogoś w walce z demonami ale to raczej na krótko przed walką, wcześniej niezbyt to miało sens.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline