Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2023, 16:22   #43
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Karawanseraj

Czy ci najemnicy mogli należeć do ochrony karawanseraju? — zapytała Lara.

Mogli — odparł Rayyan, który przykucnął nad jednym z ciał i z wieloznaczną miną oglądał krwawe znalezisko. — To niewielka banda najemników, którą wysługują się ci, których nie stać na profesjonalistów. Niewiele lepsi od nożowników ze slumsów czy rozbójników na szlaku. Podobno i takie zlecenia przyjmują bez oporu.

Lara przytaknęła niezobowiązująco w odpowiedzi, widząc jak twarz pół-orka wykrzywia wyraz odrazy i pogardy. Nawet w najemniczym fachu istniały różnice w etyce pracy i najwidoczniej próżno byłoby szukać przyjaznej nici pomiędzy Złotym Bractwem, a Wolną Kompanią. Wojownik wyprostował się, po raz kolejny omiatając pomieszczenie spojrzeniem i wzdychając ciężko.

To nie wygląda na napad — zawyrokował, czubkiem ostrza wskazując jedno z łóżek. Dopiero teraz, podążając za wzrokiem pół-orka medyczka i śledczy dostrzegli rozerwany materiał poduszki, spoczywającej na zakrwawionym sienniku. Przywoływał na myśl próbę zasztyletowania kogoś, opadający z góry sztych.

A jakich tu masz miejscowych? — parę kroków dalej Thurgrun skwitował plan Świtezia. — Babę z dziećmi, gdzie ich tu wpychać. To już lepiej wziąć paru z tych studentów. Byle nie tych dwóch chłystków, co im doktur musiała pomagać w zajeździe, bo jeszcze nam zejdą w progu, heh.

Krasnolud splunął w bok, przerzucając topór z ręki do ręki w oczekiwaniu na kolejny ruch grupy. Mimo ordynarnego tonu, do którego zdążył ich już przyzwyczaić, ciężko było się nie zgodzić z jego oceną sytuacji. Nie wątpili, że matczyna miłość gotowa była napędzić gospodynię do obrony swoich dzieci lwią zawziętością, gdyby było to od niej wymagane, ale jednocześnie sprawiała, że nie wyściubi nosa poza zabarykadowaną kuchnię. A co dopiero mówić o ciągnięciu ze sobą dwóch małolatów. Zwłaszcza że najstarszy syn mógł w ciągu najbliższych godzin odejść pod ostateczny osąd Szarej Pani.

Sytuacja nie pozwalała jednak na mitrężenie. Czający się gdzieś w pozostałej połowie karawanseraju gnolle mogły znudzić się oczekiwaniem na zwierzynę, przełamać znaną dla swojego gatunku leniwość i pofatygować się na łowy. Specjaliści wycofali się zatem, postanawiając obejść zastawioną pułapkę, po krótkiej chwili jaką zajęło Rayyanowi i Thurgrunowi zastawienie wejścia do części sypialnej naprędce wyciągniętym z pokoju łóżkiem, na wypadek gdyby hienowaci, wzięci z zaskoczenia od tyłu, postanowili umknąć w stronę dormitorium.

Nic takiego jednak miało nie mieć miejsca. Gdy grupa ponownie znalazła się w pasażu, przez dziedziniec przetoczył się głos. Zdecydowanie należący do humanoida mało mającego wspólnego z ludzką fizjonomią, łamiący keleszycki zarówno wymową jak i ubogim słownictwem, przeciągający sycząco niektóre zgłoski.

Mówić! Mówić razem, nie walczyć!

Specjaliści zdążyli zaledwie jako-tako przybrać formację u wylotu przejścia, z Larą i Deirlialem pozostającymi w łuku prowadzącym do skrzydła sypialnego, z dala od natrętnych spojrzeń. Rayyan i Thurgrun wysunęli się na szpicę, a Świteź zamarł dwa kroki za nimi.

Postać, która wyłoniła się z magazynu po drugiej stronie dziedzińca była bez wątpienia wspomnianą wcześniej czarownicą, guślarką, szamanką czy jakkolwiek gnolle miały w zwyczaju tytułować swoich czaromiotów. Odziana w patchworkową kolekcję skórzanych skrawków i obwieszona talizmanami z kości samica stąpała pewnie przed siebie, z łapami na wpół uniesionymi w uniwersalnym geście mającym świadczyć o pokojowych zamiarach i chęci do pertraktacji. O ile takie słowo mieściło się w jej słownictwie.

Śnieżnobiałe futro samicy było sklejone miejscami ciemnymi smugami krwi, zapewne zarówno własną, jak i cudzą, ale zerkająca ze swojej kryjówki Lara nie była w stanie wypatrzeć jakichkolwiek ran. I nie była to kwestia odległości, bo siatka paskudnych blizn - pamiątki po brutalnych porodach - na odsłoniętym podbrzuszu była dobrze widzialna. Nietypowe umaszczenie i czerwone ślepia łypiące w ich kierunku nie były typowymi cechami gnolli, lecz medyczka wątpiła by albinizm szedł w parze z biologiczną regeneracją.

Krwawa Cykuta Śmierć-Znienacka mówić z wami — samica zatrzymała się na granicy zadaszonego łącznika i dziedzińca. — Silne wojowniki, może też mądre. Krwawa Cykuta i synowie nie chcieć krwi. Uciekać przed czarnomagią. Musieć wyzdrowieć, dać srebro człekom. Dużo srebra. Człeki oddać żelazo, gdy Cykuta i synowie zasnąć. Inaczej nie krwawić człeki. Wojowniki dać iść. My zabrać żer, wodę i srebro, wojowniki dać iść. Albo umrzeć. Oni też umrzeć.

Widocznie nawet plemienne kultury nie były zupełnie odporne na ciągoty do teatralności. Jakby na zawołanie bowiem, dwa kolejne gnolle wyłoniły się z magazynu za plecami Cykuty, ciągnąc spętanych niczym boczek na wędzenie mężczyzn. Jeden tłustą budową nawet przypominał baleron, hienowaty go ciągnący musiał korzystać z obu łap i sapał przy tej czynności. Proste odzienie go okrywające i przerzedzająca się kręcona grzywa sugerowały, że był to stary Sahid, właściciel przybytku. Drugi człowiek, z wygoloną lewą stroną głowy i w skórzanym pancerzu z poznaną wcześniej naszywką był najemnikiem Złotego Bractwa. Być może nawet wyższym rangą, wnosząc po bliznach na twarzy i wieku. Jeńcy mogli tylko wierzgać niemrawo, skrwawieni i zakneblowani. I patrzeć w stronę specjalistów błagalnie, gdy gnolle przyłożyły sztylety o kościanych rękojeściach do ich gardeł.

Dać iść — powtórzyła Cykuta.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 17-04-2023 o 18:47.
Aro jest offline