Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2023, 18:54   #32
Bellatrix
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Karczmarz z uwagą słuchał plotek serwowanych mu przez Garrana i kręcił głową, wyraźnie przejęty.
- Źle się dzieje, drogi panie, już nigdzie nie można czuć się bezpiecznie. Nawet w takim Eilhart się pogorszyło. Co za świat, co za ludzie… Niech Manann ma nas wszystkich w opiece.

Szybko przeszedł jednak do odpowiedzi na pytanie Anike.
- Ano mielimy problem. Jego zaśpiew, tego wiedźmiarza, w głowach mętlik robił, a potem strzelił ogniem i chałupa Heinza się zajęła. No i Jurgen cisnął w niego włócznią, a tamten zamienił ją w popiół w mrugnięciu oka. Nigdy żem czegoś takiego na oczy nie widział jak żyję. - Hendrik zawiesił się na chwilę. - Ale to młody chłopak był, ten wiedźmiarz. Wiem, com widział. Poprzebierany w dziwne łachmany, ale młody był. Nie z naszej wsi. Na pewno nie z naszej. Mówią, że na bagnach mieszka, ale ja w to nie wierzę. Tam zbyt niebezpiecznie jest, żeby jaki człowiek przeżył. Poza tym, nikt o zdrowych zmysłach się nie zapuszcza dalej, niż na początek Przeklętych Bagien. Odkąd kapłana Mananna zabito tutaj w dziwnych okolicznościach kilka lat temu, wieś ma problem z żywnością z rzeki, a z rybami to już w ogóle…

- Płot stoi prawie dookoła wsi, tylko przy nabrzeżu nie, żeby był łatwiejszy dostęp od rzeki do głównego placu. No i rzeka nas chroni przed ewentualnym napadem od tamtej strony - opowiedział Karlowi. - Palisada jest patrolowana przez kilku z tuzina milicji zatrudnionej przez barona Eldreda. Są tam dwie małe bramy, jedna na zachodzie, druga na południu. Bram używają tylko myśliwi, co zapuszczają się na bagna żeby na ośmiornice polować.

- Ale ten wiedźmiarz… on nie przyszedł od strony rzeki, tylko od strony płotu właśnie, co odgradza nas od bagien. Jak uciekał, to go przeskoczył jednym susem. Hop! Jak żaba i już go nie było. A przecie płot my wysoki postawili, zwykły człowiek nie da rady nawet do jego połowy doskoczyć. To te złe moce były, Chaos, jak to mówią. No bo jak inaczej?

Po chwili spojrzał znów na Garrana.
- Baron dba o siebie, żeby chociaż w tej biedzie wyglądał na wysoko urodzonego. Jego ojciec zginął na wyprawie do Norski jak bohater, ale naszemu waćpanu do bohatera brakuje bardzo wiele. Woli skupiać się na swojej hodowli gołębi, którymi chyba przejmuje się nawet bardziej, niż swoimi poddanymi. Dobry to człowiek jednak, pomaga nam jak może i za podwójną cenę ośmiornice złowione skupuje. Trzy lata w Altdorfie był, zmiękczył go ten czas strasznie - Hendrik zmarszczył brwi. - Jest żonaty od piętnastu lat, ale prawie nigdy nie pokazuje się z żoną... kłócą się ponoć cały czas, z tego, co ludziska gadają. Za to matka Eldreda, Frau Theodora, to kobieta o zimnym sercu. Uważa nas za najgorsze ścierwo i tak samo traktuje.

- A Saskia? Panie drogi, Saskia to dobra dziewucha jest. Zajmuje się nami, jak coś się stanie. Każdy w wiosce ma do niej szacunek, bo zna się na swojej robocie. I poród odbierze, i ziół zaparzy na problemy z bebechem czy jak zasnąć nie można. Ostatnio jak córa mi się nożem zacięła tak, że skóra aż wisiała z palca, to Saskia wycięła co trzeba i maściami różnymi nasmarowała. Po ranie została tylko malutka blizna. Cud dziewucha, zielarskie rzemiosło ma we krwi. Ale to po matce i babce na pewno.


Hendrik rozmownym był człowiekiem i dużo się można było od niego dowiedzieć. Odebrał od was zamówienia a niedługo później do zajmowanego przez was stolika doniosły je nastoletnie córki gospodarza. Za szynkiem krzątała się również jego żona, pulchna blondynka o donośnym głosie a dwóch prawie dorosłych synów naprawiało jakiś mebel pod ścianą przy schodach.

Anike i Ruben

Skończywszy posiłek, Anike i Ruben postanowili rozejrzeć się po wiosce. Podpaloną rzekomo przez wiedźmiarza chatę nietrudno było im zlokalizować, gdyż znajdowała się niemal przy głównym placu od strony północnej. Dwóch mężczyzn siedziało na dachu, kładąc nową strzechę na całej jego połaci a inny przyglądał się tej pracy z zatkniętymi na biodrach dłońmi, co jakiś czas wskazując im coś palcem. Zagadnięty okazał się być właścicielem domostwa, Heinz, i opowiedział tę samą historię odnośnie wiedźmiarza, co Sigmaryta i Hendrik.

Anike i Ruben przyjrzeli się miejscu ucieczki, które wskazał im Heinz i oboje musieli przyznać, że żaden normalny człowiek nie dałby rady jednym susem pokonać barykady wysokości trzech rosłych chłopa. Mając ogląd na sytuację przeszli się jeszcze po całej wiosce, której chaty skupione były wokół głównego placu, dziwnej świątyni Mananna stworzonej ze starego galeonu, który najprawdopodobniej został tutaj w jakiś sposób przytaszczony oraz małego, skromnego sanktuarium Sigmara.

Podczas spaceru ludzie przyglądali się strażniczce dróg i rzezimieszkowi nieufnie, część kobiet zaganiała dziatki do domów a gdzie indziej widać było, że ktoś obserwuje ich z okien, nie kryjąc się z tym nawet. Zagadani o Przeklęte Bagna i wiedźmiarza ludziska odpowiadali, że można znaleźć tam tylko śmierć i że to dom jednookiego potwora z bagien i innych bestii. I że ponoć wiedźmiarz też tam mieszka.

Karl

Niedługo po tym, jak Anike i Ruben opuścili karczmę, Karl również postanowił przejść się po okolicy. Najpierw zaczął od zaznajomienia się z wioską, by czuć się w miarę pewnie na nowym terenie. Lokalni schodzili mu z drogi, patrząc dziwnie i podejrzliwie, ale tym się nie przejmował. Mając już jako takie pojęcie, jak sioło wygląda, przeszedł się po linii palisady, odkrywając dwie bramy, na zachodzie i południu, tak jak Hendrik wspominał. Zwłaszcza ta na południu była dobrze obstawiona trzema ochotnikami w skórzniach, przy włóczniach i łukach. Drwal wybrał południowe, niemal zupełnie nieobstawione przejście i ruszył, by rozejrzeć się na zewnątrz.

Cały teren, jak okiem sięgnąć, zajmowały spowite mgłą Przeklęte Bagna, które wraz z niskimi, grafitowymi chmurami wiszącymi nad okolicą tworzyły złowieszczy widok. Było ciszej, niż na cmentarzu, choć od czasu do czasu dało się słyszeć jakieś odległe zaśpiewy ptaków, czy dziwny chlupot dochodzący z bagiennej roślinności, choć takie dźwięki wydały mu się raczej naturalne w tym miejscu. Przeszedł się jeszcze wzdłuż palisady, szukając ewentualnych śladów, starając się nie wejść na grząski grunt, który mógł go tutaj pogrzebać. Niczego osobliwego jednak nie odkrył, więc wrócił z powrotem do wioski i karczmy.

Wilhelm

Kapral Grotte uważnie słuchał wieśniaka, który po gorzałce miał już śmiałość wyrzucić z siebie to, co mu na sercu leżało. Nie rozprawiał wiele o baronie, skupiając się na innych sprawach. Grott dowiedział się między innymi, że wioska słynęła kiedyś ze sprzedaży ryb i ślimaków, jednak gdy ktoś w podstępny sposób otruł starego kapłana Mananna, rzeka prawie się wyjałowiła i teraz sioło przymierało głodem. Wielu ludzi mówiło, że to klątwa rzucona przez boga mórz, a ich modlitw nie chce już słuchać. Nowy kapłan przysłany tu przez świątynię miał podobno nigdy nie trzeźwieć i rzadko kiedy pokazywać się poza świątynią.

O Przeklętych Bagnach też opowiedział. Wieśki bali się tego miejsca, które podobno nawiedzone było, a wypływali tam tylko łowcy ośmiornic, którymi dowodził niejaki Steffan Visser oraz przewoźnik Piet van Paling, jednak jego ściągnąć z barki na podmokły grunt rady nie dawało. Na dłuższą rozmowę wieśniak nie miał czasu, bo do roboty musiał wracać, ale i tak to, czego dowiedział się Grott, mogło się pewnie w niedalekiej przyszłości przydać.

Wszyscy

Zebrawszy się w końcu przy wspólnym stoliku w “Trzech Wieprzkach” wymieniliście się zasłyszanymi informacjami, nakreślając już w głowach pewien obraz sytuacji, w jakiej znalazła się wioska. Wtem drzwi gospody otworzyły się i do środka weszła wysoka, dość ładna, szczupła kobieta przed trzydziestką. Miała długie, jasne włosy, opadające na prawy bark, a prosta, długa sukienka zarysowywała jej nienaganną figurę i niewielki biust. Podeszła do szynku, za którym stał Hendrik, rozmówiła się z nim chwilę, po czym energicznym krokiem podeszła do zajmowanego przez was stolika.

- Witajcie. Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać... Jestem Saskia van Oort, lokalna medyczka i zielarka - powiedziała, przeskakując wzrokiem po waszych twarzach. - Słyszałam, że wśród was też jest jakiś cyrulik, więc od razu uprzedzę, że dostałam od barona Eldreda wyłączność na leczenie mieszkańców Volkendorpu i nie sądzę, by ktokolwiek zwrócił się z jakimś problemem do waszego znachora. A tak przy okazji, czy to prawda, że jesteście tutaj, żeby znaleźć i pozbyć się wiedźmiarza? - Zawiesiła dłonie na wąskich biodrach.

 
Bellatrix jest offline