Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2023, 17:42   #43
Blackvampire
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Tenia wyglądała niczym ranny jeleń, który wpadł w pułapkę watahy. W jej obliczu widać było esencję furii, jak u matki broniącej swego, jedynego dziecka. Choć oręż, którym dysponowała nie był zbyt przerażający, to jednak nie wygląd a skuteczność ciosów się liczyła. W tym przypadku skuteczność była zabójcza. Laga Tenii trafiła bezbłędnie w czerep przeciwnika, niewiele dalej od miejsca, w które przygrzmociła przed chwilą. Gdyby nie hałasy walki i jęki Hugona dałoby się usłyszeć dźwięk pękającej czaszki a młody berserker padł bez życia pod nogi stołu, który blokował drzwi wejściowe.
Oponentów zdawało się nie ubywać, jakby na zewnątrz piętrzyli się tylko w oczekiwaniu na śmierć kompanów, by móc ich zastąpić. Przy dwóch wybitych szybach na lewej ścianie pojawiło się dwoje młodych łuczniczek. Widząc jakie zagrożenie płynie z zaklęć Verryna obie wycelowały w czarokletę. Jedna strzała wbiła się w klepisko, tuż obok stopy półelfa, druga natomiast raniła go w bark na szczęście tylko ocierając się boleśnie o jego ciało.
Wilkołak nie czekał długo aż ktokolwiek przyjdzie Itkovianowi ze wsparciem i od razu rzucił się na niego. Likantrop spróbował ukąsić wąsatego wojaka w ramię, które dzierżyło tarczę, ale człek zdołał unieść ów tarczę na czas. Wtedy to stwór naparł całą swoją siłą na mężczyznę, pozbawił go równowagi na krótką chwilę i to wystarczyłoby podrapał go ostrymi jak noże pazurami w udo. Rana nie była śmiertelna lecz Itkovian czuł jak krew obficie spływa mu po nodze do buta.

No i byli jeszcze włócznicy czekający tuż za progiem frontowych drzwi, by natrzeć na swój cel, a była nim Tenia.
Niestety groty obu włóczni podźgały nieszczęsną druidkę w brzuch i przestrzeń między barkiem a piersią. Wrogów nie ubywało, gdyż z kuchni wyłonił się tajemniczy osobnik odziany w płaszcz z wilczych futer, z czaszką jakiegoś nad wyraz wielkiego psowatego służącą mu za hełm, a tuż za nim przez szynkwas do wnętrza biesiadnej izby wskoczyło siedem rozjuszonych wilków o szarych futrach.
Kiedy Tenia odsunęła się od włóczników Thulzssa obrócił się w ich stronę w półpiruecie, wypowiadając z zadziornością słowa - Graj muzyko!- i wykonując przy tym dwa równoległe ze sobą cięcia w najbliższego z nich. Dookoła panował chaos walki, ale Yuan-ti potrafił w tym wszystkim wyczuć swoisty rytm, oddech - cios - unik - krok - dudnienie serca napompowanego adrenaliną mieszające się z ciężkim tupaniem buciorów. Dla barda Kolegium Mieczy ten bitewny zgiełk był niczym innym jak pewnego rodzaju muzyką, melodią pozwalającą mu jeszcze sprawniej tańczyć pośród przeciwników.
Pierwszy z barbarzyńców, ten stojący bliżej padł na blat stołu, który blokował wejście do gospody, krwawiąc obficie z poderżniętej gardzieli. Drugi włócznik, widząc co się dzieje, cisnął swoim orężem w stronę Thulzssy, ostrożnie wycofując się w tył, by po chwili ruszyć do ucieczki.

W tym samym czasie Var'ras dokonała szybkiego rekonesansu po polu walki. Kobieta ze spiłowanymi rogami, odrzuciła w bok kuszę, szybkim ruchem ramion odgarnęła poły swego płaszcza i sięgnęła po falujące ostrze sztyletu, który miała schowany w pochwie, przymocowanej do uda skórzanym paskiem. Korzystając z okazji, że wilkołak był zajęty walką z Itkovianem skoczyła przed siebie, przeturlała się przez bark, lądując na kolanach tuż za plecami rozjuszonego likantropa. Szybkie pchnięcie, błysk światła świec odbity od ostrza sztyletu i pisk rannego zwierzęcia. Likantrop upadł na kolana przybierając postać nagiego człowieka. Rękojeść sztyletu wychodziła mu prosto z między kręgów kręgosłupa. Był na pierwszy rzut oka czterdziestoletnim mężczyznom o dzikich rysach twarzy i muskularnym ciele. Z ust pociekła mu struga krwi i nim padł trupem spojrzał jeszcze Itkovianowi głęboko w oczy.
Ten moment dał Hugonowi poczucie bezpieczeństwa, które akolita wykorzystał na modlitwę do Oghmy o uleczenie jego krwawiących ran. Po chwili jego dłonie zalśniły bladym błękitem. Hugo przyłożył sobie dłonie do piersi kojąc swój ból z wyraźną ulgą na twarzy.
Itkovian wytrzymał nienawistne spojrzenie umierającego mężczyzny. Skinął lekko głową Var’ras, ta odwzajemniła skinienie, po czym rzuciła się w wir walki. Wojak również nie czekał, rozglądnął się po izbie, a widząc tajemniczego jegomościa ruszył w jego stronę. Zamachnął się mieczem rozcinając futro tym samym raniąc lekko kapłana Malara. Czujnym wzrokiem obserwował zachowanie wilków jak i samego kapłana znad uniesionej tarczy.

Bójka powoli przybierała dla obrońców korzystny obrót. Najeźdźcy z całą pewnością nie spodziewali się tak zawziętej walki, gdyż pewnikiem nie posłaliby w bój niedoświadczonych młokosów jako główną siłę uderzeniową. Teraz to już nie miało znaczenia. Salomon, który nie angażował się w fizyczną walkę spojrzał to w stronę okien i kryjących się za parapetem łuczników, to w stronę Malaryty i jego watahy wilków. I jedni i drudzy byli niebezpieczni, lecz coś mu podpowiedziało, że powinien skupić się na strzelcach i tak też począł. Czerwonooki skoncentrował moc magii, płynącą wraz z krwią w jego żyłach, inkantując jednocześnie słowa wyzwalacz prostego zaklęcia magicznego pocisku, który sekundę później śmignął w kierunku jednego z dwójki łuczników. Pociski uderzyły go w pierś pozbawiając tchu, lecz nie odebrały mu życia.
Verryn również uznał, że warto pozbyć się łuczników. Ponownie użył magii i posłał w stronę rannego łucznika ognisty pocisk, który szczęśliwie dotarł do celu, wysyłając duszę najeźdźcy w ciemną Otchłań do domeny swego patrona.
Rany druidki krwawiły obficie, włócznicy mieli większy zasięg do tego pojawił się kolejny wróg może szaman? Czyżby ten szaman, o którym mówiło stado gwałcicieli?! Druidka postanowiła doskoczyć do okna i ranić łucznika.

Z każdą, kolejną chwilą sytuacja przybierała coraz korzystniejszy obrót dla obrońców. Sługi Malara, choć w zdecydowanej przewadze nie byli w stanie zagrozić zdeterminowanym śmiałkom mimo iż od początku ataku na karczmę nacierały nowe "fale" agresorów. Łucznik, który dostał po głowie kosturem Tenii, postąpił rozsądnie, nie kontynuując walki. Osobnik nawet nie próbował się odpłacić druidce i zmotywowany bólem jaki kobieta mu sprawiła rzucił się do ucieczki. Oczy wszystkich skierowały się na ostatniego Malarytę, który przybył z watahą wilków.
Sługa Pana bestii uniósł ręce szeroko w błagalnym geście krzycząc na całe gardło modlitwę
-Dzięki mocy nadanej mi przez mego boga rozkazuje wam uciekać!- krzyk poniósł się echem po biesiadnej izbie. Wilki, które mu towarzyszyły od razu rzuciły się na obrońców. Dwa zaatakowały Itkoviana, dwa rzuciły się w stronę Thulzssy, jeden skoczył do gardła Verrynowi i dwa okrążyli Var'ras. Żaden z rozjuszonych czworonogów nie był w stanie zagrozić swojemu przeciwnikowi poza tym, który rzucił się na Verryna, gryząc czarokletę w łydkę. Jeden również drasnął w ramię Var'ras, rozszarpując rękaw jej szaty i przy okazji naruszając tkanki ramienia.
 
Blackvampire jest offline