Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2023, 17:50   #108
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Festag; noc; końcówka zboru

Otto niestety nie zgłosił się do pomocy przy rabunku świątyni. Bliskość jego persony z tym miejscem, do tego jego własny wkład w wprowadzeniu dwóch "pokutnic" czyniło go oczywistym podejrzanym. Im mniej będzie faktycznie wiedział o tym co się stanie podczas napadu, tym lepiej mu będzie udawać biednego idiotę, którego ladacznice wykorzystały, aby zyskać skarb.

Uwaga Thobiasa sprawiła, że mnich zaczął się zastanawiać. Eksplozja w akademii, rabunek świątyni, cała scena jaką planują w teatrze. Gdyby jeszcze jakoś wyszło, że za kilkoma z tych zdarzeń stoi ta wiedźma, która uciekła z kazamatów i właśnie zmierza do Norki. Opinia szlachty o łowcy czarownic na pewno by podupadła.

Otto wysłuchał Sigismundusa i przyjął od niego strzykawki z darem Oster. Upewnił się, że są schowane bezpiecznie. Chwilę zastanawiała go opinia Mergi. Być może, wśród tych jaj jest jakieś "królewskie" jajo, które ma zrodzić matkę roju, ale nie znał się na tym za bardzo. Pozostawił badanie tego dalej Sigismundusowi i obiecał, że jeżeli znajdzie potencjalne nosicielki to nie zawaha się ich pobłogosławić.

Festag; poranek; msza

Otto przybył na mszę skromnie ubrany w swoje mnisie szaty i maskę, zakrywającą okaleczenia na twarzy. Nie brał znacznego udziału w psalmach i modłach, skupiając się bardziej na medytacji, planowaniu i cichej czci Wielkiej Czwórki. Delikatnie się uśmiechnął gdy usłyszał zawodzenie Absoloma o czystości i przyzwoitości. Zważając jak ma zamiar spędzić resztę dnia, będzie musiał zawieść starego kapłana.
Zmartwiła go wypowiedź Matki Somnium. Zwiększona ilość snów i zainteresowanie nimi kościoła mogą sprowadzić na nich problemy. Podejrzewał, że zarówno miejski Łowca Czarownic jak i Kapłanka Morra, powinny zostać skierowani na jakiś nowy tor.

Później sprawy przyjęły już w miarę spokojny ton. Uradowanie Sigismundusa wywołało szczeru uśmiech na twarzy młodszego Chaosyty. Eksperymentator już niedlugo będzie mógł się pochwalić efektami swych poczynań, zastanawiało Otto, w jaki sposób przetrzymuje insekty od Oster. Pytanie na później.

Mnich wrzucił kilka srebrników łotrzycom kiedy te do niego podeszły i zapewnił, że przybędzie na przyjęcie u Pirory. Upewniając się, że nikt go nie widzi klepnął, wcale nie delikatnie, obie kobiety po kuperkach na do widzenia.

Już miał opuszczać świątynie kiedy zatrzymał go przełożony.

Festag; poranek; Świątynia; Rozmowa z Przeorem

Mnich przywitał swego przełożonego.
- Och, doprawdy? Wspaniałe nowiny. - uśmiechnął się - Jutro chciałem też sprowadzić tego Magistra. Zastanawiał się czy senne wizje Georga nie są oznaką jakiś magicznych zdolności. Postaram się to załatwić przed pojawieniem się… Thobiasa, tak? - Otto wysłuchał słów dotyczących matki Somnium. Wiedział, że ta kobieta będzie problemem, ale teraz może to tylko pogorszyć sprawę. Trzeba będzie wyciągnąć Heroldów jak najszybciej.
Delikatnie się zaśmiał na słowa przełożone dotyczące Fabienne.
- Wybacz, ale sądziłem, że dobrze będzie się przypodobać Frau von Mannlieb. Sądziłem, że moja nieobecność będzie warta kolejnej dotacji, jeżeli współpraca do niej przekona. Oczywiście, że pomogę jeżeli po mnie przyślą. - mnich pokręcił głową - Ale masz rację. Szlachcie. Mają więcej kasy niż my, czyni ich to drugim Karlem Franzem.

- No, no, nie rozpędzaj się tak z tym naszym cesarzem. Cesarz jest tylko jeden i jest szczodrym i mądrym ojcem dla nas wszystkich. - przoer pogroził mu palcem ale Otto nie był pewien czy mówił to na poważnie czy sobie kpił. Zapewne od kogoś na jego stanowisku wypadało upomnieć młodszego pracownika ale, że mówił to nieco rozstargnionym tonem myśląc już chyba o czymś innym.

- George i zdolności magiczne? Pfuj! Wypluj to słowo! - skrzywił się na myśl, że mieliby mieć w hospicjum kogoś podejrzanego o nadnatrualne zdolności. Zupełnie jakby Otto mu podstawił żabę do połknięcia. - Mam nadzieję, że nie. Tego jeszcze brakowało. Przecież to by trzeba zgłosić. Pewnie by się zjechali komisję robić o go sprawdzać. A sam wiesz jak to trudno ich zadowolić. Z dziećmi to się nawet udaje. Zazwyczaj. Ale jak dorosły to zaraz guślarz albo wiedźma. I wiesz co się dzieje potem. No i zawsze szukają czy nie miał wspólników albo czy co gorsza do jakiejś sekty należy. No zgadnik gdzie by ich szukali najpierw? - starszy mnich wyraźnie nie przepadał ani za magami ani za tymi co ich kontrolują i ścigają gdy zajdzie taka potrzeba. A przedstawiony przez niego scenariusz brzmiał całkiem prawdopodobnie. Było całkiem realne, że gdyby uznali Georga za guślarza czy kogoś takiego podejrzanego to mogłoby im przyjść do głowy aby przeszukać jego otoczenie. Czyli w praktyce zapewne całe hospicjum poszłoby do sprawdzenia. Nawet w razie gdyby wyszli z tego bez szwanku to i tak byłoby z tego zamieszanie i wątpliwe aby było przyjemne.

- No ale dobra, jak już go umówiłeś to niech przyjdzie. Szczerze mówiąc wolałbym tego nauczyciela co go ta nasza dobrodziejka poleciła. Zrobił na mnie dobre wrażenie. No i to człowiek wykształcony i z doświadczeniem z pracą z młodymi ludźmi. Co prawda Geoerge fizycznie to jak wiesz trudno go uznać za “młodego człowieka” no ale umysłowo to no sam wiesz. No i ten Thobias nie jest magiem. No ale już niech przyjdzie ten magister. Może być jutro. Ten Thobias też ma być jutro albo pojutrze. - przeor po raz kolejny okazał brak zaufania i sympatii do użytkowników magii. Nawet tych licencjonowanych. Skoro jednak po częsci już i tak sprawa była umówione to nie chciał cofać danego słowa i podtrzymał zgodę na wizytę Otto w hospicjum.

- No i ta Frau von Mannlieb. Wspaniała kobieta. Taka urocza i wykształcona. No i przede wszystkim hojna. Dobrze, że zrobiłeś na niej take dobre wrażenie. Takich ludzi właśnie nam trzeba. Przecież ja nie mogę przewidzieć co się gdzieś stanie aby wam wydać dyspozycje na każdą okazję. Jak jeszcze coś w hospicjum jak jestem na miejscu to dobrze ale jak mnie nie ma albo właśnie coś trzeba załatwić poza no to jednak dobrze aby to był ktoś elastyczny. A tej Bretonki to się trzymaj. Może znów nas obdarzy jakimś datkiem albo kogoś podeśle. Ci szlachcice to oni tam się wszyscy znają, ktoś komuś powie dobre słówko o nas to sam widzisz jak z tym nauczycielem. Ale jak powie coś źle to tak samo. - na koniec przeor uśmiechnął się ciepło do jednookiego mnicha i pochwalił go za roztropność jaką wczoraj okazał w sprawie Anniki i jej bretońskiej pani, że ta dzisiaj go tak się nie mogła nachwalić u jego zwierzchnika. Wyczuł widać okazję, że to może być jakaś furtka przez jaką może udałoby się pozyskać kolejne datki i sponsorów.

- W sumie otrzymałem zaproszenie na spotkanie z grupą możnych dziś u lady Pirory. Najwyraźniej spodobałem się podczas oprowadzenia po hospicjum. Postaram się wybadać potencjalnych sponsorów.

- Doprawdy? No to cudownie! No to jedź i reprezentuj nas dumnie. Tylko z głową. Bez nachalności. Oni tego nie lubią. Nie bądź natrętny. To powinno pomóc. No i działaj, działaj Otto, może znów nam łaska możnych będzie łaskawa. - przeor tyleż zdziwił się co ucieszył taką wiadomością. Klepnął na zachętę młodego mnicha w ramię dając mu wyraz swojego poparcia dla takiej obiecującej inicjatywy. I widział w niej szansę na nowe datki dla ich hospicjum dla jakiej charytatywność i łaska możnych była głównym chociaż niezbyt przewidywalnym źródłem dochodu.

- Oczywiście. Mam nadzieję, że nie zaprosiły mnie po prostu, aby pokazać innym szlachcicom jak wygląda członek plebsu. - mnich pokręcił głową - Oczywiście opowiem, jak istotna jest nasza instytucja i jak każdy, któregoś dnia, może jej potrzebować.


Festag; popołudnie; kamienica Pirory; spotkanie u Pirory

Otto przywitał wszystkie kobiety ciepłym uściskiem, oprócz oczywiście Sorii. Skłonił się przed córką Soren, głównie ponieważ nie był pewny, czy byłby w stanie się powstrzymać, jeżeli poczuł by jej zapach. Wysłuchał planów Pirory i Fabienne, delikatnie się zaśmiał.
- Plan przedni, chociaż wątpię aby się udał. Przynajmniej w tej formie. Większość kobiet nie chce zdradzać swoich mężów, albo przynajmniej nie wie, że chce. - mnich zastanowił się zatrzymując na dłuższą chwilę wzrok na Fabi - Ale jak to się mówi, okazja czyni złodzieja. - jednooki kultysta się uśmiechnął - To byłaby nie lada inwestycja dla was moje drogie, ale może się opłacić, a na pewno przyciągnie nam odpowiednie osoby. Co powiecie na otworzenie budynku z usługami dla kobiet? Łaźnie z ciepłą, perfumowaną wodą z płatkami kwiatów. Służki czeszące im włosy miękkimi szczotkami, farbujące im paznokcie, nakładające im odważny, lub po prostu podkreślający makijaż. Młodzi mężczyźni o zgrabnych ciałach i miękkich dłoniach masujący ich obolałe mięśnie. - Otto zerknął na kobiety - Nie każda weźmie przynętę od razu. Jedna wróci do domu i będzie kochać się z mężem, myśląc o młodym jędrnym ciele masażysty, albo zacznie się pieścić z tym obrazem w umyśle. Inna, odważniejsza może poprosi o bardziej, dogłębny masaż?

- Otto, to jest genialne! - zawołała zachwycona Pirora. Chociaż raczej zawołała pierwsza. Bo zaraz za nią zrobiła się wesoła i podekscytowana wrzawa slaaneshytek uwiedzionych taką wspaniałą wizją. Mówiły gwałtownie jedna przez drugą aż trudno było się na którejś skoncentrować.

- Oj to ja bym miała poważny dylemat. Czy raczej wolałabym świadczyć takie usługi czy korzystać z takich usług. - Fabienne udała zafrasowaną tym poważnym dylematem. Reszta koleżanek zaśmiała się z tego i rzuciła parę wesołych i nieco złośliwych komentarzy.

- My byśmy mogły pracować w takim przybytku! I usługiwać pięknym i bogatym paniom! - zawołały obie łotrzyce a i Onyx pokiwała twierdząco głową.

- Może nawet dla Lilly znalazłoby się jakieś zajęcie? Przynajmniej jakby jakaś pani życzyła sobie coś odważniejszego i bardziej egzotycznego? - zaproponowała Burgund wskazując na odmieńca o liliowych włosach która póki była ubrana jak choćby teraz, w długą suknię do samej ziemi to nawet mogła uchodzić za całkiem zgrabną, młodą dziewczynę o przyjemnym dla oka wyglądzie. Mutantka zaśmiała się rozweselona taką piękną wizją.

- O! Wreszcie bym miała dużo księżniczek dla siebie! - zawołała ochoczo. Pewnie już wiedziała, że nie wszystkie ładnie ubrane młode kobiety to księżniczki ale sama lubiła sobie żartować ze swojej własnej, nieco naiwnej niewiedzy jaką prezentowała pół roku temu gdy świeżo przyjechała do miasta.

- I tych przystojnych masażystów jeszcze trzeba by poszukać. - powiedziała bretońska szlachcianka zapytując łotrzyc czy jakichś nie znają.

- Oj no nie wiem. O jakimś klubie tylko dla kobiet to już w zimie rozmawiałyśmy no ale zabrałyśmy się za ten teatr no i to tak trochę upadło. Tak w opozycji do “Niżnika” co tam jest wstęp tylko dla mężczyzn. I ponoć pracują tam bardzo ładne kelnerki. To miałyśmy pomysł aby nasze kelnerki były jeszcze ładniejsze od nich. Ale to jednak trzeba by zachować pozory. Zwłaszcza w sprawie pracujących tam mężczyzn. - Pirora nieco ochłonęła z pierwszego zachwytu i zaczęła rozmyślać nad bardziej przyziemnymi aspektami takiego pomysłu.

- W ogóle nie znasz się na bajerze Pirora. - zaśmiała się cicho Łasica nadal szczerze rozbawiona. - A niech tam pracują same kobiety. Oficjalnie. A nieificjalnie to kto będzie tam wiedział co się dzieje za zamkniętymi drzwiami? Przecież jak jakaś mężatka skorzysta z usług nie tylko tych oficjalnych to raczej nie będzie o tym pytlować na całym mieście a już na pewno nie w domu. Zobacz na naszą kochaną ladacznicę. - łotrzyca jak zwykle okazała chytrość lisa dostrzegając inne sprawy no i podając za przykład bladolicą, czarnowłosą Bretonkę. Ta pokiwała głową bo w końcu jako jedyna mężatka w ich gronie sporo ją kosztowało aby utrzymać pozory, że zachowuje się jak na wierną i bogobojną żonę przystało.

- Ale z tymi żonkami Otto to my wiemy, że większość to jednak “będzie na nie”. Ale i tak jak tak właśnie rozmawiałyśmy to chyba mamy parę obiecujących kandydatek. Bo niestety liczba dorodnych, wolnych panienek, albo wdów, albo takich kobiet u jakich się toleruje z przyczyn różnych, że nie mają męża albo narzeczonego to jest dość ograniczona. - Fabienne zwróciła się do mnicha do tego pomysłu o jakim mu mówiły gdy tylko przyszedł do salonu. Sama tak samo jak jej koleżanki dała się uściskać na przywitanie więc miał swój wianuszek kobiecych uścisków jakich pewnie niejeden kolega by mu pozazdrościł. Zaś ich wężowa milady dumnie i elegancko skinęła mu głową przyjmując te wyrazu szacunku i hołdu dla swojej nietuzinkowej osoby.

Otto ucieszył entuzjazm slaaneshytek. "Korupcja", jak określiliby to sługi bogów południa, może przybrać różne formy. Wysłuchał wyjaśnień Fabienne i Pirory, najwyraźniej nie zrozumiał na początku natury klubu, jaki miały na myśli.
- Ah, taki klub. Na pewno będzie opozycja lokalnych mężczyzn, ale sądzę, że jeżeli Pirora i Soria będą "głowami" tego klubu, to nie będą mieli przebicia. - mnich się zastanowił - A cóż byście robiły z tymi "niewiernymi"? Wymieniały się skandalicznymi opowiastkami? Polecały sobie kochanków? Będziecie miały sypialnie, aby mogły sobie skorzystać? Z dziurkami w ścianach oczywiście, trzeba się upewnić, że robią to dobrze.

Heinrich dotarł na spotkanie już po Otto, ale w przeciwieństwie do niego zadowolił się przysłuchiwaniem tej rozmowy, której temat tak poruszył Slaaneshytki. Na razie ograniczył się do uprzejmych przywitań zgromadzonych, samą Sorię i panią domu traktując najbardziej szlacheckim zachowaniem przynależnym tej okoliczności. Nie wtrącał się w rozmowę, ale jednocześnie wyraźnie zastanawiał się nad nią, popijając powoli alkohol z trzymanego kieliszka.

- A chociażby! No i oczywiście intensywnie byśmy ich używały. Ale nie obawiaj się Otto, przecież wiesz, że nie jesteśmy samolubne i zachłanne to i byśmy się podzieliły z wami tymi słodkościami. - zawołała wesoło Bretonka nie tracąc dobrego humoru z takiego ekscytującego pomysłu.

- No nie każda co ma ochotę na skok w bok musi zaraz mieć ochotę na inne kobiety. Niestety. - westchnęła Łasica ale też miała rozmarzony wyraz twarzy na myśl o takim wyjątkowym miejscu.

- A poza tym każda z takich pań to zapewne wniosłaby ze sobą posag wpływów, sakiewek i możliwości. Sam zapewne wiesz co mogłyśmy zdziałać w hospicjum z Fabi tylko dlatego, że się tam pofatygowałyśmy, sypnęłyśmy groszem i byłyśmy miłe. A gdyby tak miałybyśmy jeszcze ze dwie, trzy takie koleżanki? - zauważyła wesoło szlachcianka z Averlandu unosząc wymownie brwi. Co prawda dopiero co narzekała, że kiepsku u niej z funduszami między innymi dlatego wyręczenie się Tobiasem w kwestii opieki nad Georgem było jej tak na rękę. Ale im większa pula im podobnych koleżanek tym większa możliwości i znajomości jakimi mogły oddziaływać na otoczenie.

- Zapewne nie wszystkie by miały ochotę na romanse z innymi kobietami. Albo nie wszystkie nadawały się do rekrutacji do naszej rodziny. Ale i tak miałoby to sporo plusów. - Łasica też dołączyła się do luźnych rozważań nad taką opcją.

- Tylko niestety zorganizowanie takiego miejsca to samo miejsce by trzeba znaleźć, potem papiery załatwić, wykupić to, zorganizować wystrój i personel… Sporo pracy, czasu i pieniędzy. Zapewne by trwało tyle co teraz z teatrem. Może nawet dłużej bo do teatru to się nasi mężczyźni dokładają i to sporo bo głównie oni są przy sakiewkach. A czy by wsparli projekt takiego miejsca tylko dla kobiet to nie wiem. - Pirora też nieco ochłonęła z tego pierwszego wybuchu entuzjazmu i zaczęła dostrzegać więcej z drugiego dna.

- U nas to się do wód jeździło. Na leczenie, na reumatyzm, na różne rzeczy. Ale to jednak jakieś ozdrowieńcze źródełko by się przydało. Albo inne takie miejsce co by było malownicze, spokojne i o ozdrowieńczych właściwościach. Znaczy u nas tak to zwykle było. To i wtedy nie tylko kobiety by mogły jeździć do takiego miejsca. Chociaż taki klub tylko dla kobiet to też mi się podoba. - Fabienne podzieliła się uwagą przez perspektywę swoich bretońskich doświadczeń. Takie uzdrowiska były też popularne i w Imperium, zwłaszcza w towarzystwie i tych co nie musieli osobiście zmagać się ze znojem dnia codziennego i mogli sobie pozwolić na tydzień, dwa czy nawet dłuższy pobyt w takiej spokojnej okolicy.

- Powiedziałbym, że najlepiej nad morzem, ale też tego tutejsi widzą codziennie dużo. Może gdzieś w lesie? - Otto się zastanowił - Może wasi konkubenci z najbliższej pełni wiedzą coś o jakimś ładnym źródełku?

- Nie przesadzaj z tymi konkubentami. To, że sobie od czasu, do czasu z nimi pofolgujemy to nie znaczy, że nas łączy jakiś związek. - uśmiechnęła się Pirora chyba nieco rozbawiona takim wyrażeniem. Potem jednak zastanowiła się chwilę. W końcu wzruszyła ramionami. - Nie wiem. Można ich zapytać. - przyznała, się do swojej niewiedzy w tym temacie.

- Właściwie to jest sanatorium u mnichów pod Kurtwallen. Tam jeżdżą ci bogacze z Saltzenmundu. Ale i nasi też. No ale od nas to z parę dni drogi w górę Salt. - odezwała się Łasica co w tym gronie była w mniejszości urodzonej i wychowanej w tym mieście.

- I naprzeciwko od Stavern kiedyś coś było. Ale chyba się spaliło, czy tam zwierzoludzie kiedyś to najejachli. Chyba teraz to tylko ruiny by były. - dorzuciła Burgund gdy przypomniała sobie coś jeszcze ale sądząc po głosie i minie nie była zbyt pewna tych informacji. Stavern było nieco większą wioską i uznawano, że jest w połowie drogi między stolicą prowincji Salzenmundem a nadmorskim Neus Emskrank.

- Na wzgórzach za Zweedorf ponoć bije jakieś cudowne jeziorko w jakiejś skale albo jaskini. Ale tu tylko takie plotki słyszałam. Nawet w Zweedorf to tylko byłam raz czy dwa. Ale w tych Nawiedzonych Wzgórzach to ponoć pełno takich nawiedzonych historii. - niespodziewanie odezwała się nieco zapomniana w dyskusji Annika. Zweedorf z kolei leżało na szlaku między Stavern a nadmorskim Dietershaven w którym były główne stocznie Nordlandu i budowano tam większość jednostek morskich. Ale wygodnego połączenia z Neus Emskrank nie miało. Trzeba by jechać na zachód do Dietershaven omijając od południa skraj Diabelskich Bagien a potem odbić na ten szlak ku południu do Zweedorf albo na odwrót, od razu udać się na południe do Stavern i potem na północny - zachód do Zweedorf. Ostatecznie próbować na przełaj przedrzeć się przez leśne ostępy i zagubione wśród nich wątpliwej jakości leśne dukty.

- To sama nie wiem. Jak byśmy miały takie swoje sanatorium z leczącymi wodami to byśmy tam mogły się i i naszych gości gościć wedle uznania z dala od wścibskich spojrzeń. Ale to by czas i pieniądze zajęło aby to odnowić czy wybudować. A jak coś na miejscu to bliżej. Ale też plotkom i wścibskich spojrzeniom i językom byłoby bliżej. - Pirora podsumowała w zadumie te opcje jakie wydawały jej się ciekawe i chyba nie tylko jej. Ale żadna nie wyglądała do zrealizowania w najbliższym czasie. A i trzeba by poświęcić na to sporo zasobów i uwagi.

Otto chwilę się zastanowił.
- Porozmawiam z Przeorem. To człowiek medycyny, może coś słyszał. Do tego opowiem mu, jak to wasza wizyta w hospicjum zainspirowała was do takiej inwestycji, z drobną insynuacją dalszej współpracy. Może któraś z naszych pacjentek, lub pacjentów by znalazła tam zatrudnienie. - mnich się spojrzał na Pirorę - "Wyzwolenie Adelajdy"? Co powiesz na taką nazwę waszego przybytku?

- Witam szanowne Panie - Joachim, który przyszedł nieco spóźniony, uśmiechnął się szczerze do zgromadzenie, z większości składającego się z ładnych kobiet, z których wiele widział przy poprzednich okazjach nie do końca ubrane i w całkiem interesujących okolicznościach… no ale nie powinien się teraz rozpraszać. Kiedy doszło do pauzy w rozmowie, młody czarodziej postanowił zejść na trochę poważniejsze tematy.

- A propo dyskusji którą mieliśmy o wyprawie na bagna… Baron Wirsberg planuje się tam wybrać by zapolować na kryjącego się tam potwora, który pojawił się w jego i moich snach. Zastanawiam się nad dołączeniem do tej wyprawy. Froya van Hansen, którą dobre znacie, też by chciała w niej uczestniczyć…

- Tego tylko brakowało. Jakiś szlachciur pętający się po bagnach za tym samym co my. - skrzywiła się Łasica nie przyjmując pozytywnie tej wiadomości.

- Ja i tak nie zamierzam taplać się w tych błotach. - Pirora zaznaczyła, że już wcześniej nie zdradzała chęci wyprawy na te brudne, mokre bagniska i nadal to podtrzymuje.

- Na razie to i tak musimy się skupić na zrobieniu świątyni. A później to się zobaczy. Bo coś zdaje się jeszcze o robieniu Akademii była mowa a się raczej nie rozdwoimy. - Burgund dorzuciła od siebie uwagę bo sama razem z niebieskowłosą partnerką parła ku jak najszybszemu zrobieniu skoku na świątynię i nie chciała się rozpraszać na inne sprawy póki tego nie załatwią.

- No właśnie. To ktoś z was będzie brał udział w tej nocnej eskapadzie? Bo już parę osób się zgłosiło ale miejsca jeszcze są. - to jakby przypomniało Łasicy, że wczoraj nie wszyscy dali klarowną odpowiedź jak się zapatrują na udział w nocnym napadzie. A ten wedle planu jeśli nic się nie zmieni to powinien być realizowany już jutrzejszej nocy.

- Niech gwiazdy im odradzą takie pomysły. - odezwał się w końcu Heinrich - Byliby świetnymi myszami eksperymentalnymi, ale nie teraz... Nie przed świątynią. Pójdę z tobą zobaczyć czy ich coś zeżre, tylko nie teraz, hmm? - były Łowca Czarownic zwrócił się do Joachima i zaraz przeniósł uwagę na Łasicę - Udam się z wami do świątyni. Widzę wciąż zaskakująco dobrze, a mroki nocy mi nie przeszkadzają. Wystarczy mi blady poblask, jak gwiazd, aby widzieć jakby za dnia. Pomaga na różne takie włamywaczki... - dodał do dwóch dziewczyn, z którymi rozmawiał w karczmie.

- Naprawdę? Oh to byłoby cudownie! - Heinrich w zamian za obietnicę pomocy przy nocnej akcji został obdarowany dwoma kompletami wdzięcznych spojrzeń i uśmiechów od dwóch skruszonych grzesznic. Chociaż już bez charakteryzacji i białych czepków wyglądały na znacznie mniej skruszone a diabliki w ich oczach raczej dawały punkt ciężkości na grzesznice.

- I koniecznie trzeba będzie sprawdzić te twoje rączki i oczka którejś nocy. I te ostre traktowanie. Tylko na razie to sam widzisz, aż nie wiadomo za co się brać tyle roboty i ciągle dochodzą kolejne. - Łasica dodała w imieniu ich obu słodko - grzeszną obietnicę i chyba miały ochotę sprawdzić się ze starym łowcą czarownic tylko jakoś grafik ostatnio miały mocno zajęty a najbliższe dni i noce nie zapowiadały się jakoś luźniej. Pozostałe koleżanki z towarzystwa obserwowały zaciekawione tą wymianę zdań ocierającą się o jawny flirt.

Heinrich uśmiechnął się lekko.
- To wasz wybór, kiedy zechcecie spotkania. - wzruszył ramionami - A teraz to faktycznie bardzo zajęty czas. Może polubicie takie oczekiwanie? - skończył chyba lekko zaczepnie.
- A i mnie przyda się rozruszać na akcji. - dodał.

- Mój kalendarz zaczyna się zapełniać. - odparł Otto - Muszę zająć się Anniką i przygotować ją na wyprawę do ołtarza. Do tego jak ustaliliśmy, lepiej, abym się trzymał dalej od tej sprawy. - mnich spojrzał na Joachima - Nie wiesz z jaką obstawą idzie ten szlachcic? Może lepiej byłoby mu pomóc znaleźć się przed jego bóstwami, niż potworem. - jednooki westchnął - Im bliżej jesteśmy tym więcej komplikacji się pojawia.

- No właśnie, jak to sobie wyobrażasz? - zapytała Fabienne wskazując na siedzącą obok Annikę skoro już mnich poruszył ten temat i mogli o tym porozmawiać bez krępujących świadków i półsłówek. Była pacjentka hospicjum też spojrzała na nich bystro ciekawa tego o czym mowa.

- Rozumiem, że ustaliłaś z przeorem, że jestem na twoje zawołanie. - zaczął mnich - Jeżeli mogłabyś o mnie zawołać jutrzejszego dnia.. tak po południu. Odebrałbym od ciebie Annikę i udał się z nią do Silnego. - Otto zerknął na swoją byłą pacjentkę - Silny, tak jak ty, chce odnaleźć ołtarz i jak nazwa wskazuje potrafi się bić. Z nim udamy się do zaprzyjaźnionego kowala, który wszystko dla nas załatwi z tego co rozumiem. Potem zbierzemy się z resztą rodziny, która chce odnaleźć święte miejsce Norry i wyruszymy na poszukiwania. Zmierzałaś na południe więc tam zaczniemy.

- No nie wiem co tam zamierzacie przygotowywać ale skok na świątynie robimy w nocy. Całe miasto będzie spać. A przynajmniej powinno. - wtrąciła się Łasica zerkając po kolei na ich trójkę nie będąc pewna o czym właściwie mówią z tymi przygotowaniami nowej służki bretońskiej szlachcianki.

- A tobie Heinrichu to możemy ci pomóc się rozruszać dzisiaj. Albo podczas pełni jeśli byś z nami pojechał. Bo potem to znów nie wiadomo co, gdzie i kiedy. Sam widzisz, że rodzinka to zawsze znajdzie takim sprytnym dziewczynom jak my jakieś zajęcie. - odparła wesoło patrząc koso na starszego od niej mężczyznę i wspominając, że jakoś tak się dziwnie sprawy zboru układają, że obie łotrzyce całkiem często były w samym centrum planów i wydarzeń.

- No i właśnie dlatego aby was nieco odciążyć myślałyśmy aby zwerbować nowe koleżanki. Może nie od razu tak z zaproszeniem do przyjęcia do rodziny bo to jednak wymaga trochę sprawdzania. Ale już z tym klubem, salonem piękności czy jakimiś romansami i intrygami można by coś spróbować. Jak tak teraz o tym rozmawiałyśmy z Fabi to aż się trochę zdziwiłyśmy, że jest aż tyle obiecujących znajomości. - Averlandka wrzuciła swoje parę uwag aby przypomnieć, że to o czym rozmawiały gdy komplet gości zaczął się schodzić to nie tylko takie próżne plotkowanie ale mają całkiem obiecująco wyglądająco znajomości.

- Tak daleko na północ, nic tylko morze i marynarze raz na jakiś czas. Kobiety mają potrzeby, których kapłani i kupcy nie spełnią. - odparł Otto.

- Oj, żebyś wiedział, że mają. Albo są w innym aspekcie interesujące i obiecujące. - zaśmiała się młodziutka szlachcianka z dalekiego południa Imperium. Zresztą jej bladolica i czarnowłosa koleżanka podobnie radośnie potwierdziła to kiwając głową.

Na przykład Fedora von Brocke. Mniej więcej rówieśniczka Fabienne a mimo to nie była zamężna a nawet nie była z nikim zaręczona. Chociaż sama w sobie była całkiem obiecująca, nawet czarująca i chętnie ją zapraszano na różne bale, przyjęcia, wystawy czy koncerty. Niestety należała do rodu von Brocke. Jej dziadek był jednym z głównych filarów przedsięwzięcia jakie zaowocowało budową tego nowoczesnego miasta. I jednym z największych bankrutów tej inwestycji. Rodzina do dziś nie podnioła się z tego krachu. Stryj Fedory też był desperat i sądził i wadził się z kim tylko popadło więc nie zostawił po sobie dobrego wrażenia. A jego brat czyli jej ojciec, niejako poczuwał się do rodzinnej lojalności więc występował po jego stronie. Od tamtych wydarzeń Fedora zdążyła dorosnąć ale wciąż w dzisiejszych kręgach śmietanki towarzyskiej nazwisko von Brocke nie kojarzyło się zbyt dobrze. Raczej nie miała co liczyć, że jakiś zacny kawaler z dobrym nazwiskiem włoży jej zaręczynowy pierścionek na palec. Do tego ci mniej zacni może by dali się skusić na jakiś majątek czy pozycję ale, że Fedora nie była pierwsza w kolejce to wątpliwej jakości rodzimej fortuny to i nikt nie spodziewał się po niej zbyt wielkiego posagu. Jakby tego było mało często osobiście zajmowała się rachunkami ich rodzimej winiarni co w oczach szlachetnie urodzonych uchodziło za ujmę bo od tego się zatrudniało ekonoma lub kogoś takiego a szlachta miała pieniądze i o nich nie musiała mówić. Więc Fedora miała metkę kupczyka co też obniżało jej towarzyską wartość w oczach szlachty. Ale była ładna, zgrabna, dobrze wychowana, świetną partnerką do tańca i rozmowy więc chętnie ją zapraszano na bale i przyjęcia albo była jako przyzwoitka dla tych lepiej urodzonych panienek. Ale wciąż jej się marzył jakiś młodzieniec albo nawet już nie młodzieniec z dobrym nazwiskiem co by jej zapewnił byt na należytym poziomie. Z tego powodu tak liczyła na tegoroczny turniej i była tak rozczarowana jego odwołaniem i żałobą jaka ukróciła te najwygodniejsze preteksty do towarzyskich spotkań w większym gronie i okazją do poznania tych znamienitych gości co się na ten turniej zjechali do miasta.

Albo Katrin von Feiebard. Fabienne świetnie ją rozumiała bo też była żoną marynarza. Katrin była w o tyle gorszej sytuacji, że jej mąż pływał w naprawdę dalekie rejsu. Jak popłynął nieco po ślubie to go dwa lata nie było. Posiedział po powrocie pół roku i znów wypłynął. Teraz też już go chyba drugi rok nie było więc jego młoda żona czuła się jak młoda wdowa. A jak to trochę pożartowały sobie z Fabienne to okazało się, że Katrin nie jest ślepa na przystojnych młodzieńców i kawalerów jakich spotykała na balach czy w teatrze. Zresztą i wielu z nich także nie przegapiało młodej pani von Feiebard. Przyjemnie się z nią rozmawiało, miała polot w rozmowie i podobnie jak jej bretońska odpowiedniczka przeszła przez mury Akademii Morskiej. Tylko, że tutaj na miejscu a Fabienne w swoim rodzinnym Brionne. Nawet żartowała, że sama się zaciągnie na statek i popłynie szukać tego swojego morskiego nicponia. Ale na razie tkwiła tutaj czekając na niego i dość łakomie spoglądając na kawalerów i nie tylko, nigdy im nie odmawiając gdy prosili ją do tańca.

A Birgit von Hueber to wręcz rozczuliła Fabienne gdy zarumieniona na jednym z ostatnich przyjęć przed żałobą dyskretnie próbowała wypytać ją jak to jest z tą bretońską miłością w alkowie. Fabienne oczywiście bardzo to rozbawiło ale okazało wyrozumienie. Starała się ją zachęcić do takich eksperymentów i wyrażała się w samych superlatywach a nawet zaprosiła ją do siebie obiecując jej to wyjaśnić w bardziej dyskretnych okolicznościach. Birgit była zaręczona więc Bretonka zastanawiała się czy to jakoś wypłynęło od niej samej czy od jej narzeczonego. Ale od tamtej pory nie spotkały się, przynajmniej nie na tyle aby wrócić do tamtej rozmowy.

A z Cornelii zu Leiningen to w ogóle było niezłe ladaco. Mężatka z dwójką małych szkrabów. Chociaż raz nie udało jej się donosić ciąży a drugi raz maleństwo zmarło w kilka miesięcy po porodzie. Co jednak nie było niczym niezwykłym, nawet wśród szlachty. Ale jak to jakiś czas temu Cornelia jak już była nieco wstawiona rozgadała się z Pirorą gdzieś w alkowie to zdradziła jej, że ma całkiem sporo dobrych znajomych i jeśli jej wierzyć to miała niezłe używanie a to ze służbą a to z kimś kto jej wpadł w oko a mogła liczyć, że go stłamsi czy owinie wokół palca aby zachować dyskrecję. Ale czy to prawda czy tylko chciała zrobić wrażenie na młodej koleżance z południa która przecież nie rozpowiadała co ma w piwnicy i co tam się wyrabia no to właśnie nie było pewne. Potem jakoś nie wracały do tamtej rozmowy, Pirora nie była pewna czy Cornelia ją w ogóle pamięta czy tylko udaje, że nie albo nie uważa za warte ponownej rozmowy.

- I jest jeszcze parę innych jakie nam wpadły w oko z przyczyn różnych i wydają nam się całkiem obiecujące. Ale nie chcemy was zanudzać takimi pikantnymi szczegółami. - odparła wesoło Pirora gdy tak na zmianę z Fabienne skończyły omawiać te parę koleżanek jakie wydały im się obiecujące do rozszerzenia znajomości.

- Aha a jak sobie Otto życzysz to wezwanie na jutro to dobrze, wyślę bilecik po ciebie. Mam nadzieję, że przeor to uszanuje. - dorzuciła Bretonka wracając do tego co wcześniej mówił młody mnich o planach związanych z zamówieniem dla Anniki.

- Co do wyprawy na bagna planowanej przez Barona Wirsberga, to może jednak nie jest zły pomysł żebym ja i ktoś jeszcze z naszej grupy np. Heinrich do niej dołączył? Moglibyśmy albo zdobyć uznanie u miejscowej elity albo jeśli byłaby taka konieczność, kogoś się tam pozbyć? - zadumał się Joachim. Przy czym spróbuje opóźnić tę wyprawę by odbyła się po akcji w Świątyni.
- Przy okazji przypomniało mi się, że mieliśmy zdobyć trochę krwi Freyi w związku z proroczym snem który miał Aaron…

- Natomiast co do wspomnianej Świątyni…. - mam sporo na głowie, natomiast możliwe że mógłbym coś pomóc moją sztuką jeśli ciągle uważasz Łasico że macie za mało ludzi. Moje zaklęcie formy astralnej, o którym rozmawialiśmy, nadawałoby się do stania na warcie. Po drugie dzisiaj w nocy mam zamiar sprawdzić zaklęcie przywołania chowańca, które przekazała mi Merga. On by się też mógł nadać np. do ostrzegania albo przekazania informacji. - Czarodziej przedstawił możliwości które widział a jego oczy zaświeciły się na myśł o możliwości wykorzystania nowych zaklęć.

- Ale chyba mieliśmy robić tą świątynię bez żadnej magii. Aby wyglądało na zwykły rabunek jakiejś szajki z Saltezenmunda. - przypomniała mu Łasica na znak, że niezbyt jej się podoba pomysł z używaniem jakiś demonicznych chowańców. Zaś astromanta zdawał sobie sprawę, że skoro chodziło o praktykowanie nowego zaklęcia spisanego w języku w jakim dopiero się szkolił to może mu zająć nieco czasu jego płynne opanowanie.

- A ta niewidzialność co mówiłeś wcześniej to może się przydać. Sigismundus albo Strupas będą przy wozie. Silny i my w środku. Heinrich jeszcze nie wiem. Zobaczymy. Thobias też chyba na oku bo bić się chyba nie umie. Może potem do noszenia z piwnic na wóz. To ty też byś mógł być na oku na przykład z drugiej strony ulicy. To chociaż te dwie od strony głównej bramy byśmy mieli obstawione. - włamywaczka całkiem chętnie za to przyjęła ofertę pomocy w nocnym napadzie na świątynie. I tutaj jej twarz się rozpogodziła obdarzając astromantę ciepłym uśmiechem.

- A ten baron to wątpię aby się ruszył za miasto dzisiaj. Dzisiaj jest dzień święty. Najprędzej jutro. Ale nie zdziwię się jak przygotowania zajmą mu parę dni. Pewnie by musiał mieć dyspensę od kapłanów aby nie było, że robi to dla własnej próżności. Do tego czasu powinno być już po akcji w świątyni i Merga powinna odpłynąć do Norski. - liderka slaaneshytek oraz bywalczyni tawern i podejrzanych zaułków tego miasta wyraziła wątpliwość aby baron wyrobił się ze swoja bagienną wycieczką zanim oni zrobią swój nocny skok na świątynię. Zwłaszcza, że dzisiaj nie wypadało odmawiać święcenia dnia świątynnego a jak jutro by nie wyruszył to raczej powinno być po.

- Ale czy to tak dobrze to nie wiem. Jak ubije jakiegoś potwora na bagnach to ubije. Jak potwór jego to też niewiele nam zmienia. Ale jak się natknie na taki ołtarz jak my znaleźliśmy od Soren albo chłopaki ten od Oster? Albo coś tak innego z dziedzictwa Sióstr? To nie wiadomo co zrobi. Może zniszszczy? Utopi w bagnie? Przecież właśnie dlatego jak wyprawialiśmy się do Wrakowiska albo potem do tego uroczego zakątka to nie braliśmy nikogo spoza zboru. - co do losu barona Wirsberga to łotrzycy za bardzo nie obchodził. Ale traktowała go jako potencjalne zagrożenie dla odnalezienia części dziedzictwa Sióstr jakie mogło trafić w niepowołane ręce.

- A Froyi to jakoś ostatnio nie udało nam się spotkać. Przynajmniej nie tak w rozrywkowych celach aby móc próbować ją dźgnąć czy co aby zdobyć jej krew. - dodała jeszcze na koniec Pirora wyjaśniając, że mają to na uwadze ale okoliczności żałoby niezbyt sprzyjają prywatnym spotkaniom.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem