Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2023, 15:49   #390
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 96 - 2526.I.24; fst/wlt; ??

Czas: 2526.I.24; fst; wieczór
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, wnętrze wielkiej piramidy
Warunki: korytarze, sucho, umiarkowanie, smród nieczystości; na zewnątrz: ??


Przebicie



Narady dowódców jeszcze trochę trwały nim zdecydowano się na ostateczną wersję planu. Panowała raczej zgoda, że gwardziści Pnzerkapitan są najodpowiedniejsi do wyrąbania sobie drogi przez blokadę saurusów. I jak za bardzo innych ochotników do tego zadania nie było imperialna oficer bez skrupułów przyjęła to zadanie. Zgodziła się na to aby wyrocznia Amazonek, Lalande, użyła swoich talentów aby wzmocnić ich siły pierwotnymi mocami żywej dżungli. Lady von Schwarz także miała coś do powiedzenia.

- Obawiam się Bertrandzie, że nie dam rady tak śmigać jak dorożka w jedną i drugą stronę. Trochę mnie to wysiłku kosztuje a czeka nas jeszcze główne zadanie. Jedną osobę mogę ze sobą zabrać. I łatwiej mi się dopasować w tym zaklęciu do kogoś z kim już robiłam takie skoki. Łatwiej wtedy znaleźć rezonans. - odparła czarno - czerwona milady, godnie jak zwykle gdy musiała skorygować pierwotny pomysł bretońskiego kawalera. Po czym skinęła głową czarnowłosemu Sylvańczykowi.

- Cieszy mnie kawalerzy, że mogę liczyć na twoje dzielne ramię. Będę zaszczycona jeśli będę mogła na ciebie liczyć. - dodała z dostojnym tonem godnym królowej rozmawiającej ze swoim rycerzem.

Potem trwały jeszcze ostatnie ustalenia co i jak. Gwardziści kapitan Koenig zgrzytając blachami pncerzy przesunęli się na czoło kolumny przeciskając sie przez pozostałe grupki. Trzymali w dłoniach swoje wielkie, imperialne miecze i wydawali się być pewni siebie. Lalande, Vivian i Carsten stanęli tuż za nimi. Plan był taki, że Vivian zmieni siebie i Carstena w dymną postać i spróbują czmychnąć za tą gadzią blokadę. Co dalej będzie trudno było powiedzieć bo nikt nie wiedział co i kto za nią może być. Dlatego czarna milady wolała mieć u swego boku kogoś sprawdzonego. Zamierzała rzucić czar jeśli uda się im wylądować gdzieś w miarę blisko po drugiej stronie. A zadanie Carstena miało polegać na zapewnieniu jej bezpieczeństwa aby mogła wykonać ten czar. W tymczasie kapitan Koenig miała uderzyć od frontu na blokujących drogę w głąb piramidy saurusy.

Akcję zaczęła Lalandę. Wzniosła dłonie do góry i zaczęła śpiewać. Miała mocny, kobiecy głos ale ta krótka pieśń brzmiała jak wezwanie. Powietrze naelektryzowało się, włoski na ramionach i karkach zaczęły stawać dęba. W powietrzu dało się wyczuć dziwny zapach podobny do… Właściwie nie było wiadomo do czego ale gwardziści zaczęli z fascynacją oglądać swoje dłonie i ramiona jakby odkrywali je na nowo. Któryś się zaśmiał czy na próbe uderzył w ścianę. Koenig także się zaśmiała i krzyknęła coś wesoło. Po czym ujęła swój miecz w obie dłonie przyjmując już postawę do szarży. Zaś jej gwardziści ochoczo postąpili podobnie.

- Podwójny żołd, potrójna śmierć! Pierwsi w walkę! Pierwsi w śmierć! Za mną! - krzyknęła gromko i wybiegła za kamienny narożnik za jakim się szykowali. Cały oddział bez wahania pobiegł za swoją kapitan. Przez moment było słychać tupot ich ciężkich butów i zgrzyt ruchomych pancerzy. Zawtórował im gadzi syk jaszczurów. Świsnęły zza ich pleców strzałki z dmuchawek zdradzając pierwszy raz obecność skinków. I zaraz potem poszło echo zgrzyt blach i metaliczny szczęk broni.

- Na nasz też już czas kawalerze. - rzuciła łagodnie imperialna uczona. Podobnie jak wcześniej stanęła przed Carstenem jakby zaraz mieli zacząć jakiś taniec. Położyła sobie jego dłonie na swoich biodrach a sama złapała go za ramiona. Znów poczuł z bliska zapach jej wyrafinowanych perfum i ciepło bijące z jej ciała. Ona jednak coś zaczęła cicho mówić, pewnie formułę zaklęcia. I już. Dla reszty wyglądało jakby po tym gdy oboje tak chwilę stali nieruchomo objeci i gdy Vivian skończyła mówić w dziwnym języku to oboje rozpadli się w pył. W czarny pył. Ale pył zamiast upaść na posadzkę uniósł się. Zmienił się w czarny dym jakby wybuchł tu jakiś pocisk z takim czarnym dymem. Po czym ta czarna chmura jak żywa istota wyleciała za ten sam narożnik co właśnie wybiegli gwardziści. Przeleciała nad nimi, nad głowami walczących z ludźmi gwardzistów, nad mniejszymi skinkami jakie widocznie były tuż za nimi i jeszcze kawałek pustego korytarza aż za to skrzyżowanie o jakim mówiły Amazonki. Przelecieli w bok i kilka kroków dalej wylądowali. Znów skończyli tak jak zaczęli. Stojąc naprzeciwko siebie i się obejmując.

- Kiedyś rzeczywiście będziemy musieli zatańczyć kawalerze. - uśmiechnęła się do Carstena z dozą rozbawienia. Ale puściła go i ruszyła w stronę krzyżówek. Wyjrzała za róg. - Będę musiała stanąć tu, na środku aby ich widzieć. Na ciebie kawalerze stoi zadanie zablokowania tym gadom drogi do mnie. Jak skończę dołączę do ciebie. - oznajmiła mu krótko co mniej więcej zgadzało się z wcześniejszymi ustaleniami nawet jeśli nikt nie wspomniał o gromadzie skinków czekających za plecami pół tuzina saurusów.

Czarodziejka wyszła na środek skrzyżowania i zaczęła krzyczeć jakieś zajlęcie czym zwróciła na siebie uwagę skinków. Te momentalnie odwróciły się ku niej, i zaczęły szyć ze swoich dmuchawek. Na Carstena spadło aby w pojedynkę na nich zaszarżować. Kilka z nich schowało dmuchawki i ujęło pałki, ostrza i maczugi z kawałkami czarnego szkła zwanego tutaj obsynitem. Małe gady były mniejsze od swoich gdzich kuzynów jakich teraz wspierały, były nawet mniejsze od ludzi. Ale dzięki temu w szeregu mogło ich się znaleźć więcej na tej samej przestrzeni niż większych przeciwników. Carsten skrzyżował z nimi oręż ale szybko odczuł tą przewagę liczebną. W pojedynku zapewne pokonywałby te skinki całymi tuzinami. Jednak gdy one z małpią zwinnością atakowały go masowo to robił się z tego grad ciosów jakie trudno było mu sparować. Do tego niektóre wciąż używały dmuchawek strzelając strzałkami albo w niego albo w krzyczącą zaklęcie czarodziejkę. Wciąż słyszał jej potężny głos za swoimi plecami. Przed nim ponad skaczacymi głowami skinków widział plecy i ogodny drugiego szeregu saurusów jakie przyjmowały to wszystko z gadzią obojętnością. Pierwszy szereg zaś walczył z gwardzistami Koenig. Zaś Carsten cofał się krok po kroku pod naporem tej lawiny ciosów. Te skinki okazywały nadzwyczajną zażartość w walce lub były pewne szybkiego zwycięstwa nad samotnym ciepłokrwistym. Może i słusznie bo gdyby się nie cofał to by go minęły, obeszły od flanki, wskoczyły na plecy i pewnie powaliły samą swoją liczbą. Co więcej chociaż trafienie jego ostrza poważnie raniło gadzich przeciwników a drugie czy trzecie wyłączało je z walki ostatecznie to i przy takiej nawale ciosów i jego sięgały te pałki i obsynitowe ostrza. Część ledwo go drasnęła rozcinając ubranie i skórę ale nie czyniąc poważnej szkody. Jednak niektóre trafiły go już poważniej. Im dłużej trwała ta nierówna walka tym zaczynało wyglądać to gorzej dla niego. Zabijał te skinki zbyt wolno aby go w końcu nie oblazły.

Jednak w sukurs mu przyszła czarno czerwona milady ze swoim rapierem. Wtedy uzmysłowił sobie, że przestał słyszeć jej głos. I drugi szermierz dość mocno ograniczył skinkom możliwość ich obejścia. I stosunek przewagi liczebnej od razu zrobił się mniej niekorzystny. Właściwie we dwoje zdawali się górować pod względem szermierczych zdolności nad swoimi przeciwnikami. Więc gdy ci stracili nad Carstenem tak przygniatającą przewagę liczebną walka zrobiła sie o wiele bardziej wyrównana.

W tym czasie gwardziści toczyli bój z większymi przeciwnikami. Właściwie to trójka z ich tuzina. Nawet dla wszystkich imperialnych nie starczyło miejsca aby się zmieścić w szeregu do walki. Więc Bertrand, Olmedo, Lalande, Majo i reszta mogli tylko wyjść zza róg i obserwować ich plecy. W sporej mierze zasłaniali oni widok jak się toczy walka. Ale okazało się, że te wielkie miecze nie są zbyt wygodne do operowania w tych dość ciasnych przestrzeniach. Co mocno utrudniało robotę kapitan Koenig i jej towarzyszom. Jednak pancerze z imperialnej stali sprawdzały sie wybornie. Bo przy tych utrudnieniach gwardzistom było trudniej wyprowadzić skuteczny cios zaś uzbrojeni w kolczaste maczugi saurusy pracowały swoim orężem całkiem sprawnie. Do tego mieli tarcze jakie dodatkowo zapewniały im osłonę. W efekcie częściej trafiali ciepłokrwistych przeciwników niż oni ich. Ale nie każde trafienie obsynitową maczugą było w stanie przebić się przez imperialny pancerz z pełnej płyty.

Pierwsza faza walki należała zdeycowanie do saurusów. Koenig i dwójka jej gwardzistów nie mogli sobie poradzić z umiejętna zasłoną z gadzich tarcz. I co chwila byli przez nich trafiani maczugami. Te jednak wytrzymywały i imperialni żołnierze nie doznali większego uszczerbku. Wkróce jednak obie strony okazały większą skuteczność. Środkowy saurus z ktorym walczyła Koenig trafił ją potężnym zamachem. Oficer krzyknęła z bólu. Była tam jedyną kobietą więc wiadomo było, że to ona. Zachwiała się i przez gwardzistów i widzów przebiegł dreszcz niepokoju. Jednak doświadczona wojowniczka wyprostowała się i zrobiła wymach uderzając swoim długim mieczem jak włócznią. Rozpędzone, masywne ostrze bez trudu przebiło się przez pancerne mięśnie saurusa wbijając mu się głęboko w trzewia. Gad zaryczał jakby został śmiertelnie ranny. Ale też nie ustąpił. Walczył dalej wciąż próbując zabić swojego ciepłkokrwistego przeciwnika. Podobnie ten gwardzista co był po lewej otrzymał trafienie od swojego przeciwnika ale nie aż tak potężne jak ich dowódca.

W końcu środkowy saurus i jeden z bocznych padły pod ciosami gwardzistów. Ale od razu zostały zastąpione przez dwa kolejne z drugiego szeregu więc walka trwała dalej. Ostatecznie jednak to gwardziści triumfowali. Ostatni z pół tuzina saurusów padł pod ich mieczami. Koenig uniosła miecz do góry krzycząc triumfalnie a jej ludzie zawtórowali. Po czym poprowadziła ich do kolejnej szarży na o wiele mniejsze skinki. Mniejsze gady wzięte w dwa ognie już wcześniej uszczknięcie przez Carstena i Vivian pod takim zmasowanym naporem stali szybko zostały zmasakrowane. I droga w głąb piramidy była wolna.

Ale nie obeszło się bez strat. Koenig i dwójka jej towarzyszy zostali ranni maczugami saurusów. Najpoważniej sama oficer ale i jej sąsiedzi także. Oberwał też Carsten chociaż też niezbyt poważnie. Skinki nie miały takiej mocy uderzeniowej jak ich więksi kuzyni więc większość jego ran okazała się dość powierzchowna. Lalande ruszyła do przodu ale zatrzymała się na chwilę aby popatrzeć na zabite saurusy. Oprócz ran od imperialnych mieczy wydawało się, że powoli się rozpadają na kawałki. Coś tu odpadło, coś tam, jakby trawił ich jakiś niewidizalny ogień albo powietrze tak na nich działało niszcząco. Chociaż póki stali jako blokada to wydawali się cali.

Wyrocznia Amazonek jednak przeszła nad tymi zabitymi gadami i zbliżyła się do rannych w walce. Popatrzyła na ich rany i powiedziała coś do ciemnoskórej Majo. - Czcigodna mówi, że jeśli chcecie może złagodzić wasz ból i uleczyć rany. - przetłumaczyła na reikspiel. Imperialna oficer zastanawiała się chwilę mierząc zamaskowaną wyrocznię wzrokiem ale skinęła głową. Ta więc przyłożyła dłonie do zranionych miejsc, przymknęła oczy i coś zaśpiewała. Tym razem proszaco, łagodnie i krótko, coś jak jakaś strofa kołysanki. Rany gwardzistów przestały tak krwawić i nawet częściowo zabliźniły się przez co wyglądały jakby były sprzed dwóch czy trzech dni a nie z teraz.

- Dobrze, chodźmy dalej zanim zlecą się inne. - Zoja widząc, że pobojowisko jest już w ich rękach to dała znać, że wolałaby nie mitrężyć więcej czasu. Nie było wiadomo ile jeszcze w tych trzewiach piramidy może byc tych gadzich przeciwników.

---



Marsz w głąb piramidy



Gdy zagłębili się w obce przybyszom zza oceanu korytarze piramidy więcej nie natrafili na poważny opór. Chociaż podobnie jak podczas wcześniejszego odwrotu z tej pradawnej budowli byli dość często ostrzeliwani ze strzałek i oszczepów przez małe grupki skinków. Ciężko było przeciwko temu przeciwdziałać gdy z ciemności nadlatywała seria kilku takich pocisków. Większość z nich nie raniła zbyt poważnie lub po prostu chybiała. Jednak pojawiali się kolejni ranni w sojuszniczej grupie. I taka taktyka mocno szarpała nerwy. Nawet Amazonki nie mogły w pełni wykazać się swoimi zwiadowczymi umiejętnościami z jakich zdążyły już zasłynąć podczas wspólnych patroli czy operacji w dżungli gdzie zwykle to one pierwsze były w stanie wypatrzyć skradajacego się przeciwnika. Ale nie widziały w ciemnościach jakie panowały w trzewiach piramidy gdy się pogasiło lampy i pochodnie. A to właśnie czyniły skinki. Im widocznie ciemność nie przeszkadzała w poruszaniu się po tych korytarzach. A gdy Staroświatowcy i Amazonki nie mogli zawczasu zabezpieczyć tych korytarzy to właśnie tak to wyglądało. Przechodzącą w poprzek jakiegoś korytarza kolumnę atakowała mała grupka skinków rzucając w nich włócznie i plując strzałkami. Ostatecznie jednak chociaż była to dość bezpieczna dla skinków taktyka nie mogła zatrzymać tak licznej i silnej grupy wypadowej.

W końcu na znak wyroczni się zatrzymali. Ona sama zabrała głos. Stanęli w jakiejś małej sali co pozwalała zgromadzić większa liczbę ludzi niż zwykły korytarz. Na ścianach były wymalowane sceny rodzajowe. W tym dziwnym, tubylczym stylu. Dało się rozpoznać piramidy i chyba ludzkie postacie z pióropuszami i licznymi ozdobami. Sądząc po dość symbolicznie zarysowanych piersiach to pewnie były kobiety. A przez podobieństwo strojów i ozdób szło się domyślić, że to pewnie Amazonki. Sceny przedstawiały chyba codzienne życie. Bo widać było jak postacie łową ryby, zbierają owoce z drzew, polują na zwierzęta. Chociaż jedna grupka postaci wyraźnie zmagała się z o wiele większym potworem za pomocą maczug i włóczni. I jeszcze końcowa scena gdzie składały te wszystkie zdobycze w ofierze jakimś dziwnym obiektom jakie zdawały się unosić nad piramidami.

- Fascynujące. - lady von Schwarz nie mogła się powstrzymać aby im się nie przyjrzeć. Na twarzy malował się głód wiedzy i bezbrzeżna ciekawość. Zapytała o coś Lalande w tubylczym języku. Ta chętnie do nich podeszła i coś zaczęła tłumaczyć pokazując na poszczególne elementy tych scen. Siłą rzeczy więc spora część obecnych też śledziła tą dyskusję nawet jeśli przybysze zza oceanu jej nie rozumieli.

- Te malowidła są tak stare jak ta piramida. W czasach gdy Pradawni chodzili po tej ziemi. Dawniej niż wspaniałe imperium krasnoludów po jakim do dzisiaj tak płaczą. Dawniej niż Pradawni stworzyli Ulthuan dla elfów. Tak wyglądało życie Amazonek pod okiem Pradawnych. Tą piramidę stworzyli specjalnie dla nich. Większość piramid zrobili dla jaszczurów ale ta jest dla ich ukochanych córek. - wyjaśniła milady czego się dowiedziała od zamaskowanej wyroczni. Brzmiało to niesamowicie ale chyba nie wszystkim na tym zależało tak samo jak zamorskiej uczonej. Zresztą były w tej sali też inne ślady jakie trudno było przegapić.

- A to? - zapytała Zoja wskazując dłonią na rozmazany ślad na ścianie. Trochę jakby ludzki. A trochę zwierzęcy. Przez co wyglądał niepokojąco. Do tego był trochę brązowy jakby był owa łapa była umoczona w jakimś błocie czy innym paskudztwie. A trochę czerwona jakby była ochlapana krwią. Co więcej na ścianach i podłogach było więcej takich rozbryzgów. A na podłodze ślady chyba łap. Ale takich zwierzęcych i szponiastych, na pewno nie ludzkich. Ale dwunożnych.

- To nie od nas. To to co musimy odnaleźć i zabić. - odparła lakonicznie Majo. Zrobili więc krótki odpoczynek na to aby napić się wina z bukłaków, porozmawiać przyciszonymi głosami, czy po prostu usiąść i odpocząć. Wkrotce trzeba było ruszać dalej.

---



Ostatnie krzyżówki



Ruszyli dalej. Niżej, po kamiennych schodach. Tych niepokojących śladów dziwnych łap było więcej. I chyba coraz więcej. W powietrzu coraz wyraźniej było czuć dziwny, nieprzyjemny, zwierzęcy zapach zmieszany z moczem. Zeszli na niższy poziom. Tu podłoga była zapaćkana jakimś błotnistym syfem. Im dalej szli tym tego śmierdzącego błota było na tyle dużo, że kamienna posadzka była coraz mniej widoczna. Nieco mniej zapaćkane były ściany. Natknęli się nawet na ciała skinków i sarusów. W sporej mierze były ogołocone z mięsa więc były to głównie szkielety. Z widocznymi nacięciami jakby od ostrzy, pazurów czy zębów. Jednak rozbite czaszki czy rozłupane żebra sugerowały, że gady zginęły w walce a dopiero potem posłużyły komuś za posiłek. Czołówka pochodu dotarła w końcu do krzyżówek. Na nich Lalande kazała się zatrzymać. Wskazała na jeden z kierunków.

- To tam. Tam jest portal. - przetłumaczyła Majo. W świetle pochodni widać było tylko kolejny korytarz stopniowo pożerany przez mrok tam gdzie światło już nie sięgało. Jednak wyglądał na splugawiony. Widać było na ścianach krwawe rozbryzgi. Chyba jakieś kolejne truchło widoczne na pograniczu światła i ciemności. Tym razem nie obrane z mięsa do kości i może dlatego tak zalatywało zgnilizną padliny. No i chociaż to Zoja wskazała to szablą to pewnie inni też to zauważyli.

- Chaos. - powiedziała krótko białowłosa szablistka pokazując swoim ostrzem na symbol gwiazdy Chaosu wymazane chyba krwią na ścianie. Ten złowrogi symbol był rozpoznawalny wszędzie jako znamię odwiecznego wroga. Osiem odchodzących od siebie strzałek obrysowanych okręgiem.

- Znak Boga Krwi. - kolejny symbol nie był już taki popularny to mało kto go rozpoznał. Ale lady von Schwarz jako uczona potrafiła mu przypisać właściwe znaczenie. Kolejne parę osób co to usłyszało splunęło gdzieś w bok aby odczynić zły urok albo się przeżegnało.

- Słyszycie? To chyba stamtąd. - Zoja okazała się także mieć dobry słuch. Ale jak się inni uciszyli aby posłuchać to i paru innym osobom wydawało się, że coś słyszą. Jakby odległe, zniekształcone echo nie wiadomo czego. Jakiś niski pomruk, ledwo uchwytny ludzkim uchem.

- Na pewno. Wyczuwam plugastwo. To pewnie źródło tego spaczenia jakie wyczuwałam tu wcześniej. Ale właśnie tam musimy się udać aby je zniszczyć. - Vivian pokiwała głową i chyba zbierała się w sobie aby tam wkroczyć. Teraz gdy zagrożenie o jakim mówili w namiocie narad zaczęło się stopniowo materializować chyba w niejednej głowie pojawiły się wątpliwości.

- Ten korytarz ma około dziesięciu kroków a potem skręca raz i drugi. - Majo odezwała się aby uprzedzić ich co tam się dalej znajduje. Najpierw ten korytarz. Powinien być zamknięty kamiennymi, zapieczętowanymi drzwiami ale skoro to wszystko wygląda jak widać to pewnie to przejście stoi otworem. Potem podłużna, większa sala, w niej pewnie by się zmieściła większa część grupy. Potem wejście do mniejszej sali. Też powinno być zamknięte i zapieczętowane. Za nim jest mniejsza sala i w niej właśnie powinien być portal.

- Aby zniszczyć ten portal musimy dotrzeć do tej mniejszej sali. I ja oraz Lalande musimy mieć czas aby wykonać odpowiednie rytuały aby go zniszczyć. Wy musicie nam zapewnić bezpieczeństwo abyśmy mogły to wykonać. - czerwono - czarna milady wyjaśniła jakie ma zamiary względem wykonania ich zadania.

- Jednak musimy się liczyć z tym, że ta większa sala co jest wcześniej nie będzie pusta. Bardzo możliwe, że trzeba będzie sobie wyrąbać drogę do tej mniejszej sali. Jeśli nam się nie uda to spróbujemy zapieczętować tą mniejszą salę. Ale lepiej byłoby abyśmy przebili się do tej mniejszej i zniszczyli samo serce tego plugastwa jakie się tutaj sączy. - Majo przetłumaczyła słowa Lalande. Obie zerkały na tych co się tłoczyli w korytarzu przed krzyżówkami.

- Damy radę złotko! A potem będzie sława, wino, złoto, kobiety i śpiew! - zawołała buńczucznie kislevska piratka. Wyciągnęła z torby butelkę wina, odkorkowała ją i łyknęła zmaszczyście. A potem jakby byli w jakiejś tawernie na zabawie puściła butelke w obieg. Część osób, zwłaszcza wilków morskich, roześmiała się. Ale chyba nawet im ciążyła odpowiedzialność i ryzyko tego następnego kroku jaki zamierzali uczynić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline