Pałac regenta Perpignanu, popołudnie 24 sierpnia 2595
Pająk skwitował wygłoszoną niewinnym tonem prośbę Jehana przeciągłym spojrzeniem, pyknął kilka razy z fajki wypełniając nozdrza Baudelaire całkiem przyjemnym zapachem fajczanego dymu.
- Za drzwiami czeka pan Moreau - powiedział Lefevbre odkładając fajkę i zaglądając do otwartej żwawym ruchem szuflady biurka. Kiedy włożył do niej dłoń, a następnie równie szybko ją wyjął, Jehan odniósł irracjonalne wrażenie, że zaraz ujrzy wymierzoną w swoją twarz lufę rewolweru.
Na otwartej dłoni Simona leżał srebrny sygnet z wygrawerowanym znakiem, którego Jehan nigdy wcześniej nie widział.
- Moreau dostarczy ci wszystkiego, co potrzebujesz, bylebyś zachował w temacie rekwizycji zdrowy rozsądek. Pałac nie bez powodu słynie z bogactwa, ale o skarbiec trzeba zabiegać, inaczej zacznie świecić pustkami. Lubię od czasu do czasu zaglądać do ksiąg rachunkowych regenta.
Lefevbre odchylił sie w krześle i rzucił sygnet w kierunku gościa. Jehan pochwycił przedmiot w locie ze zręcznością ulicznego tancerza, obrócił go w palcach.
- Jeśli ktoś będzie cię pytał, co robisz w patrolu, podołasz się na pana Moreau i pokażesz ten sygnet - powiedział Lefevbre - Niemniej nie obnoś się z tym znakiem i się nim nie afiszuj, bo mało co drażni mnie tak jak nadużycie władzy. A teraz ruszaj, bo czas ucieka.