Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2023, 11:07   #118
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Na przetłumaczone przez Edwarda pytanie Zoda niziołek jeszcze raz przyjrzał się tropom.
- Świeże. Po burzy - odparł, po czym wskazał kierunek, w którym zmierzały ślady, przechodząc na polyglot - Jeśli nie kluczą, to idą w stronę wybrzeża, blisko miasta -
Po krótkiej dyskusji, której przeważyły chłodne argumenty Jina i nieustępliwa postawa Amosa, drużyna zdecydowała się sprawdzić, gdzie zmierzała banda jaszczuroludzi. Zgodnie ze słowami niziołka, trop prowadził ich na zachód, w międzyczasie skręcając delikatnie w lewo i zbliżając się do Pridon’s Hearth. Dzikusy świadomie trzymały się z dala od ścieżek, ale ich wcześniejszy przemarsz na tyle naruszył gęstwiny, że przedzieranie się nie było aż takim problemem. Po niecałej godzinie forsownego marszu bohaterowie wyszli w końcu na otwarty teren, a ich oczom ukazała się niewielka ostoja cywilizacji w tej dziczy.

Niewielka farma papai zajmowała trochę więcej niż hektar ziemi, z trudem wyrwanej otaczającej ją dżungli. Sięgające ośmiu stóp wysokości drzewka stały w równiutkich rządkach, a pod zdobiącymi je zielonymi koronami sporych liści pyszniły się pomarańczowe owoce wielkości kuli armatniej, zbite w kiście po kilka sztuk. Cieszyły nie tylko oko, ale i nos: egzotyczny, owocowy aromat dominował nad pozostałymi zapachami dżungli, dając nieco ukojenia zmysłom. Lekki wiatr rozwiewał ciężkie, duszne powietrze dżungli, pozwalając na wzięcie głębokiego oddechu.
Na środku plantacji postawiono prostą drewnianą chatę, zbudowaną w stylu cheliaxiańskim – przysadzisty budynek z lekko spiczastym dachem i niewielkimi oknami, przysłoniętymi półprzejrzystą błoną, z niską dobudówką robiącą za składzik na narzędzia. Nie było w niej nic urodziwego, ale i tak wyglądała na znacznie solidniejszą i wytrzymalszą niż budynki w Pridon’s Hearth. Widać było, że jej właściciel zdążył się już zadomowić i związać swoje życie z tym miejscem na dłużej. Nietrudno było się domyśleć, że pozostałe farmy wokół kolonii wyglądały bardzo podobnie do tej.
W tym sielankowym obrazie coś jednak było nie tak. Nie tylko nie było widać tu ani żywej duszy, to ponadto było tu cicho, znacznie ciszej niż powinno. Nawet wszechobecny jazgot dżungli tutaj wydawał się oddalony, przytłumiony, jakby część fauny oddaliła się z tego miejsca przed wznowieniem swoich treli. Drzwi do chaty były lekko uchylone, jakby zapraszająco, lecz w tych okolicznościach raczej sprawiały wrażenie skrywania jakiejś okropnej tajemnicy.

Idący na przedzie Amos i Zod szybko zauważyli, dlaczego ta cisza i bezruch wydawały się takie podejrzane. Leżące na ziemi, rozgniecione owoce, niewielki krwawy rozbryzg na pniu jednej z papai, obok niechlujnie zamaskowane ślady ciągnięcia – z pewnością stało się tu coś złego, a los plantatorów zapewne nie był godny pozazdroszczenia. Mało tego, sprawcy nie opuścili jeszcze miejsca zbrodni, czujne oko zdołało wyłapać błysk gadziego oka w ciemnościach domu, a także koniuszek łuskowatego ogona wystający poza krawędź dachu.

Wyglądało na to, że jaszczuroludzie usłyszeli zbliżających się bohaterów i postanowili zasadzić się na nich. Nie rzucali się od razu do ataku, najwyraźniej czekając, aż niczego nie spodziewające się ofiary wiedzione ciekawością podejdą bliżej uchylonych drzwi domostwa…
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem