Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2023, 19:55   #286
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację


Oczywiście, Wasza Ekscelencjo.

Pożegnanie z Simonem Lefebvre nie trwało długo, ograniczone zaledwie do tych trzech słów i oszczędnego ukłonu, gdy Jehan podniósł się z krzesła. Pająk najwyraźniej nie poczuwał się nawet do odprowadzenia chłopaka spojrzeniem, gdy ten - wygładziwszy - odzienie ruszył w stronę drzwi, wnosząc po odgłosie przesuwanego po blacie papieru. Pan Moreau rzeczywiście czekał na korytarzu w urzędniczej pozie i ze służbowym uśmiechem na ustach, który nawet w swojej sztuczności oferował nieco kontrastu od nijakich ścian i ponurego Sokoła, któremu przypadło eskortowanie i pilnowanie Jehana.

Panie Baudelaire, miło pana widzieć po raz kolejny — urzędnik kiwnął głową. — Proszę za mną.

Panie Moreau — młodzieniec powtórzył gest, obejmując pozycję krok za mężczyzną. — Pan Lefebvre wydał mi pozwolenie na skorzystanie z zasobów pałacu podczas wyprawy za miasto, gdyż presja czasu nie pozwala mi na powrót do domu, by przygotować się należycie do drogi i zebrać niezbędne rzeczy. Takie jak manierka, prowiant, bandaże oraz torba podróżna.

Oczywiście, panie Baudelaire.

Powoływanie się na nazwisko Lefebvre'a otwierało wiele drzwi, lecz jak się okazało nie wszystkie. Jehanowi przyszło oczekiwać pod czujnym, żołnierskim okiem w kolejnym nijakim korytarzu, który za rogiem prowadził - jak mógł tylko domniemywać - do zbrojowni bądź jakiegoś magazynu. Moreau wrócił po paru chwilach, z torbą w jednej dłoni i jakimś kwitem w drugiej.

Proszę pokwitować, panie Baudelaire — urzędnik wyciągnął papier w stronę chłopaka. — Wystarczą inicjały.

Jehan przesunął zielonym spojrzeniem po słowach wypisanych na kwicie i przyjął zaoferowane mu przez Moreau wieczne pióro. Zanim jednak potwierdził odbiór rzeczy, przykucnął przy torbie i upewnił się, czy jej zawartość zgadza się z listą zawierzoną papierowi. Dopiero wtedy złożył własne inicjały i podniósł do pionu, bezwiednie obracając pióro w palcach.

Jeśli byłaby taka możliwość, byłbym wdzięczny za wysłanie posłańca do "Czerwonego Młynu" i poinformowanie moich współpracowników o tym, że będę nieosiągalny przez najbliższy czas. Inaczej mogą wszcząć poszukiwania — Jehan z uśmiechem wręczył Moreau podpisany papier. — I czy mógłbym skorzystać z toalety?



Gdy tylko przekręcony naprędce zamek kliknął, Jehan od razu dopadł umywalki i odkręcił wodę. Wsparty obiema dłońmi o porcelanowe krawędzie odetchnął głęboko, przymykając coraz mocniej piekące oczy. Zmęczenie zataczało coraz bliższe kręgi wokół jego osoby, a długi dzień miał tylko wydłużyć się jeszcze bardziej, bez okazji na choćby kilkuminutową drzemkę. Obmycie twarzy lodowatą wodą było zaledwie chwilowym rozwiązaniem problemu, krótkotrwałym odroczeniem, a kolejne etapy batalii z własnym organizmem będzie zmuszony toczyć, za oręż mając tylko ekscytację wyprawą i, potencjalnie, adrenalinę. Wątpił bowiem aby pościg miał powrócić do Perpignanu, nie przelawszy choćby kropli krwi.

Toalety nie opuścił od razu. Wytarłszy dłonie o ręcznik, wydobył z wewnętrznej kieszeni sygnet wręczony mu przez Pająka, unosząc go na wysokość oczu. Po raz wtóry obrócił akcesorium w palcach, tym razem jednak poświęcając mu pełnię swojej uwagi. Skupił się na nieznanym mu wygrawerowanym znaku, który musiał być osobistym symbolem Lefebvre'a, Być może nawet wykorzystywanym przez siatkę jego agentów. Czymkolwiek miał się okazać, Jehan zawierzył jego linie pamięci. Dla pewności jeszcze wydobył skrawek papieru, na którym naszkicował tatuaż zdobiący skórę pojmanego na klifie, odwracając go czystą stroną ku górze. W drugiej dłoni zawirowało pióro "przypadkowo" i "zupełnie niechcąco" wciśnięte ukradkiem w płaszcz po złożeniu inicjałów na kwicie.

Zmęczenie wpływało nie tylko na ciało. Miewało też w zwyczaju wypaczać bądź mącić wspomnienia, wobec czego wyznający maksymę "przezorny zawsze ubezpieczony" Jehan utrwalił znak na papierze. Dopiero wtedy opuścił toaletę, odgarniając niesforne jasne kosmyki z twarzy.

Wybaczcie, panie Moreau — zaśmiał się, wyciągając pióro w stronę urzędnika — nieomal przywłaszczyłem sobie pańską własność.





Oczekiwanie na wyruszenie konwoju afrykańskich komów nie dłużyło się jak oczekiwanie na Pająka, acz mimo to Jehan i tak zajął ręce pleceniem włosów w trzy grube warkocze. Zazwyczaj zająłby się tylko oglądaniem przygotowań do wyruszenia za miasto, lecz po nocnych perypetiach ograniczenie się tylko i wyłącznie do tejże czynności groziło niechcianą drzemką na kamiennej ławeczce w cieniu, gdzie usadowił się, by nie wchodzić w drogę kierowcom i tragarzom krzątającym się wte i wewte. Zatem, wydobywszy multum wsuwek i rzemieni z głębin płaszcza, siedział i splatał jasne pasma w tył, starając się ignorować wściekłe ujadanie i chichotopisk hien w klatkach. To ostatnie jednak słabo mu wychodziło, co poświadczało drganie mięśni twarzy w ledwo powstrzymywanym grymasie.

Jehan zdążył zaledwie spleść górne partie włosów w pierwszy warkocz, gdy nadeszły znajome sylwetki. Lefebvre zdołał go uprzedzić co do udziału Rentona w pościgu, toteż widok potężnej muskulatury nie był zaskoczeniem. Co innego obecność napompowanego jak balon i napuszonego bucowato pawia Demarque'a. Grymas na jego widok wymknął się spod kontroli. Tylko na chwilę, ale jednak. Baudelaire westchnął, podnosząc się ze swojego miejsca i, zebrawszy rzeczy, podszedł do oficerów Rezysty, przywołując na twarz uprzejmość. Powitał ich kordialnym uśmiechem, który zbladł prędko gdy przemówił.

Sierżancie Renton, kapitanie Demarque — przy imieniu Sanga w ton wkradła się iskra chłodu, a w oczy cień. — Proszę przyjąć moje kondolencje z powodu tragicznej śmierci szaserów. Ich służba France jest doceniana i nie zostanie zapomniana.

Jehan skłonił się lekko i prędko wycofał, widząc zaciśniętą szczękę kapitana, który wyglądał jakby sam widok młodzieńca mógł doprowadzić do rozwinięcia się tętniaka w mózgowiu. Tudzież pęknięcia żyłki. Nie, żeby Bordenoir zapłakał na wypadek przedwczesnej śmierci kapitana. Nie widział po prostu sensu w zaognianiu sytuacji w jakikolwiek sposób, gdy wyglądało na to, że Sang również miał wejść w skład zmotoryzowanego pościgu. Zwłaszcza, gdy kątem oka zauważył przybycie Kuoro Wanadu. Jehan wyszedł mu na spotkanie, witając go tradycyjnym pozdrowieniem w yorubie.

Młodzieniec zdążył jeszcze przywitać się z oddelegowanymi z ramienia pałacu do konwoju oficerami i wymienić parę uprzejmości, zanim wydano sygnał do wyjazdu. Jehan nieomal zadrżał, wspinając się do środka ostatniego komu wraz z Sokołami, przystając na chwilę na stopniu z dłonią zaciśniętą na metalowej ramie, na wzór harapów z zasłyszanych opowieści. Nie był jednak w stanie wyobrazić sobie, jak byli w stanie utrzymać się w tej pozycji w pełnym pędzie.

Baudelaire wślizgnął się do środka, pomiędzy krępego kapitana Confinhala i piegowatego porucznika Pelegrina, czując kiełkujący w żołądku gorąc, gdy mechaniczna bestia obudziła się do życia i zaczęła wytaczać z miasta. Gładzone palcem obicie siedziska wbrew makabrycznym historiom, twierdzącym że harapowie mieli w zwyczaju wykorzystywać skóry swoich ofiar w komach, w dotyku rozczarowująco przypominało zwierzęcą skórę. Jehan łapczywie chłonął każdy cal pojazdu, nigdy nie mając okazji choćby zbliżyć się do tych afrykańskich skarbów, ale uczucie nowości prędko przeminęło, gdy tylko opuścili miejskie zabudowania. Przynajmniej wiatr na twarzy częściowo przepędzał zmęczenie.

Jałowy krajobraz wokół Perpignanu nie obfitował w nic wartego uwagi, a nawet i poza nim ciężko było Jehanowi uciszyć znudzenie. Chłopak zajął się podczas podróży rozmową z Confinhalem i Pelegrinem, przechylając to w jedną, to w drugą stronę, by nie musieć przekrzykiwać ryku silnika napędzanego petrolem. Jak najlepiej tylko potrafił ignorując nawrót migreny i pobudzone wibracjami metalowego szkieletu krążenie w kłopotliwych partiach.





_____________________


Pierwszy rzut: CHA+Expression na zjednanie sobie oficerów poprzez tzw. small talk.

Drugi rzut: PSY+Cunning, by subtelnie ściągnąć temat na zamordowanych szaserów. A nuż plotki zaczęły już krążyć wśród Sokołów i może wychlapią nieznane Jehanowi detale.

 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem