Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2023, 19:52   #288
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Trakt na wschód od Perpignanu, popołudnie 24 sierpnia 2595


Schodząc ze szlaku Pollanin w najlepsze żartował próbując w ten sposób poprawić sobie podły nastrój, toteż buńczuczne groźby konnego strzelca jako i żart odebrał, żart i wyzwanie zarazem by sprawdzić opanowanie i umiejętności Franka, gotów był już grę podjąć kiedy niespodziewanie motorynki Afrykanów zatrzymały się.

Yago w mgnieniu oka stracił zainteresowanie żandarmem i skupił uwagę na wychodzących z maszyn diabłach, nie wszystkich czarnych, bo były i niebieskie zwane morskimi. Przyglądał się tej wyprawie z rozbawieniem, nie mogąc dojść kto tu jest czyim gościem. Najbardziej irytowało go, że pojazdy wciąż warczały, dymiły i smrodziły mimo, że przestały się przemieszczać, truły powietrze wokół. Zamachał ręką koło twarzy starając się oddalić gryzący zapach, lekko przy tym zatoczył.

Miał już przysiąść dla wygody bo przedstawienie zapowiadało się na dłuższe niż wprzódy zakładał, kiedy jeden z ludzi wysforował przed pozostałych, tego poznał po unikatowym czerwonym płaszczu, wyjątkowo trafnym wyborze na podchody, pomyślał Pollanin z pogardą.

Słowa kapitana zważył, czy nie ma w nich ukrytych zasadzek, uśmiechnął i znów zatoczył, zaraz jednak poczuł, że przyjemny stan odurzenia mija wyparty ogniem z żył i mięśni. Tylko od tego bardziej spochmurniał.

- Los? Nie powiedziałbym. To wybory. - znów zamachał rękoma, ni to odganiając się od dymu, ni odrzucając nieistotny wątek - Szkoda. Szkoda, że kapitan jej nie upilnował i jego pozycja zagrożona. Mam wrażenie, że to mi należą się wyjaśnienia. Na co ta szarada? Nie było cię na szlaku kiedy trzeba, nie ma w mieście teraz. To pański obowiązek zapewnić bezpieczeństwo miastu i jego mieszkańcom, nie mój. Nie przykryjesz swej niekompetencji rzucając ślepe oskarżenia Demarque.

Powiódł wzrokiem po wpatrzonych w niego ludziach i nagle uświadomił sobie niewymowną samotność, do oczu Yago napłynęły prawdziwe łzy. Wstrzymywał, ale żal wyciskał wilgoć z oczu jak przy krojeniu cebuli.

- Mów mi teraz Demarque, co się stało kiedy ty siedziałeś bezpiecznie w koszarach, a frankijscy żołnierze umierali w lesie? - otarł smarki wypływające z nosa rękawem - Nie wiesz? Tak, ty nie wiesz, bo dbasz tylko o swą pozycję, nie zaś o powierzonych ci ludzi, współczuję tym którzy pod tobą służą. Mów!

Swarny chwycił wymownie na rękojeść miecza.

- Dlaczego ten człowiek nie jest rozbrojony?
- Dlaczego by miał być? Czyżbyś bał się Pollańskiego upiora mimo tak licznej świty: Morskich diabłów i czarnych wojowników? Człowiek poszyty strachem nie powinien mieć władzy nad ludzkimi życiami. Żal mi cię Hugo, choć cię nie lubię. Żyjesz strachem, który miesza ci zdrowy rozsądek.

Odjął dłoń z broni.

- Mogę już iść? Ukołysać żal w ramionach dziwek? - machnął ręką, wskazał na pojazdy - Jeśli kogo ścigacie to z tym sprzętem usłyszą was z pięciu mil. Czy wy straszycie wiewiórki, czy szukacie zbiegów z tatuażami o takim kształcie - narysował w suchej glebie drogi - Duże złamane wiosło, ciekawe skąd je mieli w głębi lasu? Ktoś to może wyjaśnić? Może jak już przeżyję żałobę, też będę chciał dokonać zemsty. Przez krótką chwilę kochałem tę kobietę, choć na to nie zasługiwała.

Yago raz jeszcze pociągnął nosem, dość już było kruczych łez. Wrócił do postawy.
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem