Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2023, 18:58   #15
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
???
Czas Białego Światła
Łono Zimy


Marcel przestępował z nogi na nogę i podskakiwał w miejscu, lustrując uważnie okolicę atramentowym spojrzeniem wyczulonym na eteryczne aury. Równocześnie bacząc, aby przypadkiem nie zaprezentować za wiele gładkiego profilu helmitce, a wraz z nim jawnej manifestacji nadprzyrodzonych zdolności. To chuchając, to chichocząc na wybuch S'Uli nad głową w złożone dłonie, upewnił się że okolica była zupełnie pozbawiona magicznych nimbów i wytłumił "trzecie oko", pozwalając tęczówkom ponownie zalśnić burzową barwą. Nienagannie skrojona brew drgnęła w zaskoczeniu, gdy zauważył że - z jakiegoś niezrozumiałego dla niego powodu - była o wiele bardziej skąpo odziana niż podczas obozowania. Guślarz łapczywie wyciągnął skrępowane dłonie w kierunku ciepła bijącego od sześcianu, wzdychając gdy zmarznięte palce zaczęły się ocieplać.

Właśc-właściwie to c-co to oznacza, "temp-temperatura na trz-trzydzieści pięć per centum"? — westchnął, postępując bliżej ciepła.

Przy wymarszu guślarz obrał miejsce na samym tyle pochodu, powłócząc nogami i - jakby w przypływie infantylności - burząc śnieżną pierzynę i wzbijając biały puch ku górze kopnięciami. Obserwację i podążanie za śladami na zmarzniętej ziemi pozostawił towarzyszkom z przodu, samemu rozglądając się wokół ze zmarszczonymi brwiami, w dziwnym geście poruszając prawym palcem wskazującym nad lewym serdecznym, zupełnie jakby gładził czy obracał nieistniejący pierścień. Cisza spowijająca sosnowo-świerkową knieję wrzynała się w uszy równie intensywnie, co mróz w kości. Młodzik, od zawsze zimujący w miejskich komfortach, nie miał pojęcia czy ten brak jakichkolwiek oznak życia wokół był naturalny czy nie. Nie miało to jednak najmniejszego znaczenia. Niepokój i tak czy siak zaczynał kwitnąć w pełni. Milczenie w głowie tylko go napędzało.

Teraz was wzięło na milczenie — Marcel wyszeptał z pretensją pod nosem, wzbijając kolejną chmurę śniegu w górę.


Niczym latarnia podczas straszliwej burzy wskazująca okrętom bezpieczną przystań, tak i ciepło pulsujące światło po jakimś czasie wskazało im drogę do schronienia. Drewniana chata we wszechogarniającym mrozie nawet Marcelowi, nawykłemu do wręcz obraźliwego przepychu, jawiła się jako najświetniejsza rezydencja nuworysza. Cztery błogosławione ściany pozwalające zatrzymać zimno na zewnątrz, dach nad głową i do tego nawet typowo zimowa odzież w szafach. Przez chwilę guślarz był nawet gotów podziękować w duchu Tymorze.

Gdziekolwiek się znaleźliśmy, jedno możemy stwierdzić bez cienia wątpliwości — oznajmił, gładząc futro w palcach z grymasem na twarzy. — Ta kraina prędko nie znajdzie się w awangardzie przemysłu modowego.

Poszlaki na temat tego, gdzie właściwie się znaleźli, odnaleźli dosyć prędko, w formie osmalonego dziennika spoczywającego w kominku. Uprzednio - wbrew swoim obiekcjom natury estetycznej - narzuciwszy niezgrabnie futro na ramiona, Marcel rozpoczął wertować stronice, zajmując miejsce przy stole i odczytywać zawierzone papierowi zdania, afektując słowa na modłę trubadurów.

A więc to nie najgłębszy i najmroźniejszy zakątek tyłów Auril — westchnął po raz wtóry. — Vo-ro-sto-kov. Ki-ri-no-va. Tor-gov. Nader egzotyczne nazwy.

Nazwy własne sylabizował i obracał w ustach, jakby smakując ich nieznajomość. Obejrzał też uważnie mapę, odnajdując na niej punkty podpisane właśnie tymi zbitkami zgłosek i odłożył papier na zamknięty dziennik. Guślarz odchylił się w krześle i odetchnął, wbijając spojrzenie w powałę w krótkiej chwili refleksji. Mimo że słowa były o dziwo zapisane we Wspólnym, to żadna z nazw nie brzmiała choćby najmniejszą znajomą nutą. Marcel zazgrzytał zębami, starając się poprawić zsuwający z wąskich ramion płaszcz. Spojrzenie zjechało z powały, osiadając na helmitce.

Myślę, że w tych nadzwyczajnych okolicznościach możemy zrezygnować z okowów — odezwał się, pochylając do przodu i przesuwając spętane dłonie po blacie w kierunku paladynki. — Tylko skończony głupiec byłby gotów uciec w tą śmiertelną zmarzlinę, a ja nie jestem głupcem, pani władzo. Do tego znam parę prostych, elementarnych zaklęć które mogą pomóc w rozpaleniu i utrzymaniu ognia w kominku.

Marcel zabębnił palcami, patrząc oczekująco na swoją dozorczynię.
 
Aro jest offline