Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-05-2023, 16:33   #11
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
3 Marpenoth
1491 Rachuby Dolin
Knieja Neverwinter


Walka nie ma sensu. Ja zostanę, a wy uciekajcie obywatele.

"TAK, TAK, UCIEKAJ."

"Jak najdalej, jak najprędzej."

"Genialna porada," sarknął Marcel w myślach.

W innych okolicznościach ekspresowa rejterada byłaby akceptowalnym - a wręcz preferowanym - planem działania, lecz w ciemnej kniei spowitej gęstniejącym mgielnym całunem zakrawała na ostatni, szaleńczy zryw desperata. Debonair ani myślał rzucać się na łeb i szyję w kotłujący się wokoło miazmat. Nawet gdyby okazało się, że mgła nie jest jakimś magicznym tworem tylko czekającym, aby ich pożreć, to wiele monstrualnych rzeczy i istot mogło czaić się w tych oparach. Nie wspominając nawet o bardziej przyziemnych niebezpieczeństwach jakimi było naszpikowane leśne poszycie i ukształtowanie terenu. Szaleńcza ucieczka na ślepo mogła równie dobrze zakończyć się zwichnięciem, złamaniem, a nawet rozłupaniem czaszki przy niefortunnym potknięciu. Marcel lubił swoją czaszkę.

Guślarz, który wycofał się za o wiele bardziej przebojowe towarzyszki, trwał w drżącej niemocy, szerokimi oczami śledząc batalię z widmowymi wilkami. Stal, o zgrozo, przecinała zaledwie powietrze, nie czyniąc stworzeniom najmniejszych szkód i gdy dwie z kobiet zniknęły we mgle, był już gotów sięgnąć po magię, pal licho reakcję helmitki na takową manifestację ujawniającą to, że okowy nie do końca uniemożliwiały mu czerpanie i wykorzystywanie energii Splotu.

Nie było mu to jednak dane.

Widmowy kształt przesadził trzaskające ognisko, uderzył w chudą sylwetkę z całą mocą, posłał na ziemię i zniknął.

Ty zawszony pchlarzu — wysyczał Marcel.

Młodzik wierzgnął w miejscu, ignorując pulsujący ból w łokciu, którym jako-tako zamortyzował upadek. Zanim jednak zdołał uczynić cokolwiek - powstać, przeczołgać w stronę swojej torby parę kroków dalej czy spleść zaklęcie na leżąco - kły zacisnęły się bolesnym zimnem na łydce. Potężne szarpnięcie pociągnęło guślarza z dala od umierającego ciepła ogniska, z dala od Odyssyi i jej dziwnego, metalowego golema, z dala od znanego.
"NIE, NIE, NIE!

"Tylko nie tam..."
Marcel nawet nie pisnął, gdy pochłonęła go biel.


???
???
???


Biel, czerń, znowu biel. Przytomność powróciła w otoczeniu kłującej w oczy bieli, z zimnem wrzynającym rozżarzonymi igłami pod skórę i łokciem nadal pulsującym bólem. To ostatnie napawało pozytywną iskrą, oznaczało bowiem że najprawdopodobniej pozostawał przy życiu. Przynajmniej na razie. Marcel podniósł do pozycji siedzącej po długiej chwili, pozwalając oczom przyzwyczaić się do intensywnej jasności wszystkiego wokół, mamrocząc i złorzecząc pod nosem gdy omiótł dokładnie najbliższe otoczenie.

Nawiedzona elfka miała jednak rację — parsknął, wiercąc się w miejscu, by spojrzeć na podejrzanie pozbawioną bólu łydkę. — Oto nadszedł Czas Białego Zimna i Białego Światła. Typowe, że to tandetna, nierymująca się przepowiednia okaże tą prawdziwą.

Marcel zmarszczył brwi i zmrużył oczy, gdy dostrzegł że materiał bryczesów był nienaruszony w miejscu, gdzie powinny być ślady po widmowych kłach. Przynajmniej tyle dobrego. Młodzik westchnął ciężko i podniósł się drżąco do pionu, chuchając w zmarznięte dłonie. Skórzane rękawiczki w kieszeni płaszcza pozostawały poza jego zasięgiem dzięki kajdanom na nadgarstkach. Z mieszanymi uczuciami przyjął widok towarzyszek, chwilowo bardziej zajęty niezgrabnym zapinaniem płaszcza i otrzepywaniem się ze śniegu. Na sam koniec potrząsnął jasnobrązową grzywą, prychając gdy parę płatków śniegu opadło na nos i usta.

Dobre wilczki — sarknął szeptem.

Jak się okazało również ich tobołki zostały przeniesione w to miejsce i Marcel odnalazł swoją torbę, przewieszając ją niezręcznie wskroś tułowia. Skórzany pas jeszcze bardziej ograniczał mobilność prawej ręki, lecz musiał z tym jakoś żyć. Poza tym, wnosząc po agresywnym zimnie, zostali wciśnięci w najgłębszy zakamarek Łona Zimy, nieznającego i nieuznającego przyjemnego ciepła, co mogło się prędko zakończyć przedwczesną śmiercią, która w jego przypadku pozbawiłaby świat niezwykle jasnego punktu i byłaby niepowetowaną stratą dla cywilizacji wszelakich.

Miło jest grzać się w świetle osławionego intelektu Tel-quessir — Marcel pokiwał głową z uśmiechem na ustach na słowa Vaeri o mgle i wilkach.

Guślarz podreptał w ślad za pieśniarką klingi i paladynką Helma tylko dlatego, uprzednio życząc unoszącej się ku górze S'uli "wysokich lotów" radosnym tonem. Nie chciał pozostać w tyle tylko z vedalkenką i jej golemem. Nie ufał konstruktom i jeszcze mniej ufał rzekomym geniuszom inżynierii. Losowe eksplozje i przypadkowe amputacje za bardzo lubiły się z tym zawodem. Podskakując w miejscu i przeskakując z nogi na nogę, co jakiś czas chuchał w dłonie i trzymał ręce przyciśnięte do piersi w marnej próbie zatrzymania ciepła. Nie frasował się tym, jak te manewry mogły wyglądać w oczach jego towarzyszek. Wolał wyglądać jak błazen i utrzymać krążenie krwi, niż przybrać dystyngowaną pozę i przemienić się w sztywny słup.

T-to rozs-s-sądne — skwitował krótko. Powstrzymywanie szczękających zębów, by przemawiać bardziej rozbudowanymi zdaniami, było zbyt irytujące i wymagało za dużo wysiłku.

Marcel obrócił się w miejscu, ignorując nienaturalną ciszę we własnej głowie i kwaśnie metaliczny niepokój, tylko po części będący jego własnym. Spojrzenie przejechało po okolicznych świerkach, sosnach i śnieżnej pierzynie, lustrując wszystko po kolei. Zerknął nawet w stronę lewitującej S'uli, już bezceremonialne odwrócony tyłem do helmitki i pieśniarki. Bynajmniej nie w geście mającym być afrontem w nie wymierzonym, lecz po to, aby skryć mgliście pulsujące źrenice, które zaczęły pochłaniać burzowe tęczówki.





______________________

Detect Magic (z Subtle Spell [-1 Sorcery Point])

 

Ostatnio edytowane przez Aro : 03-05-2023 o 16:40.
Aro jest offline  
Stary 04-05-2023, 11:02   #12
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Wyprowadzał ciosy, próbował kontrować. Zaśmiała się głośno niczym wariatka w chwili gdy wilk z mgły ugryzł ją, a lodowy pancerz rozprysł się uderzając ostrymi odpryskami w jego pysk.

Ale wtedy jeden pochwycił ją za rękę. Próbowała się odwrócić i odepchnąć bestię. Wyprowadził cios na ślepo. Zdała sobie sprawę, że ją odciągnięto. Ręka bolała. Wilki zniknęły, ale nikogo nie widziała. Już wiedziała, że były tu, żeby ją odciągnąć.

Ta dziewczyna z Ravniki… podróżuje między wymiarami… musi cię zabrać do Ebberonu…

S’Ula nie była pewna, czy głos dobiegał z jej głowy, czy z wibrującej delikatnie magicznej broni mocno ściskanej w dłoniach. Ruszyła biegiem przed siebie i nagle… wypadła na polanę.

Niebieskoskóra, jest. Elfka, jest. Helmitka i więzień, są. Stalowy obrońca, jest.

Wszystko było dobrze… poza tym, że nic się nie zgadzało. Mgła opadała. Nie było nigdzie wilków. Za to był śnieg… śnieg i mróz. Rozglądała się w panice. Nawet drzewa wyglądały inaczej. Przebiegła kilka kroków do przodu i odbiła się wznosząc tumany śniegu. Wznosiła się czując ukłucia lodowatego wiatru. Nad koronami drzew było jeszcze gorzej. Wiatr zdawał się przenikać mięśnie i docierać do kości. S’Ula zaklęła szpetnie zdając sobie sprawę, że nie jest na to gotowa. Zaczynała się jesień… nie sroga zima. Zresztą, przezimować miała w Neverwinter nie w…

Była już wysoko nad polaną. Wokół były drzewa, na których koronach w wielu miejscach były czapy śniegu. Niebo bylo białe. Chmury były białe. Wszystko się zlewało…

- Nieeeeee!!!!

Aasimarka krzykneła dając upust targającymi nią emocjami.

- Jakie kurwa dobrze?

- Ty… ty nie czujesz zimna, prawda?

- Aaaaa… Ja pierdolę… - Krzyczała wysoko nad lasem latając w kółko nad polaną. Jeżeli ktoś z towarzyszy nie był przekonany co do całkowitej poczytalności, to teraz mógł utwierdzić się co do narastającego szaleństwa młodej kobiety.

W końcu odrzuciła swoją broń, a ta najpierw zmieniła się w chmurę czarnego dymu, a potem rozwiała na wietrze.

Zaraz po tym S’Ula wróciła lądując w zaspie i znów wzbijając wokół siebie tumany śniegu. Była wyraźnie zdenerwowana, a fakt, że jej Patron był w tym wszystkim zaskakująco spokojny nie dodawał jej otuchy.

- Wokół jest tylko las. W każdą stronę. Żadnych wzgórz, ani osad. Żadnego dymu ognisk. Las i śnieg - mówiła zrezygnowana i czuła jak jej ciało opuszcza reszta adrenaliny.

Otuliła się swoimi ramionami i wyciągnęła z plecaka koc, który normalnie wykorzystywała jako element posłania w czasie wieczornego obozowania. Kompletnie nie była gotowa na atak zimy. I każda chwila na polanie boleśnie o tym przypominała. Adrenalina zupełnie opuściła jej ciało. Teraz gdy zaczynała mówić szczękała zębami. Dlatego też pierwszy raz od dawna milczała z zaciśniętą szczęką idąc za pozostałymi.

Przy opuszczeniu polany wysoka aasimarka rzuciła jeszcze: dedik’o, mometsi sitbo pod nosem dotykając swojego pancerza, koca i paskowej spódnicy wokół zbroi. Był to żałosny substytut ciepła, ale tylko tyle mogła zrobić, żeby nie zamarznąć…
Prestidigittion:

You chill, warm, or flavor up to 1 cubic foot of nonliving material for 1 hour.

Chce rozgrzać elementy ubioru.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 05-05-2023 o 12:08.
Mi Raaz jest offline  
Stary 04-05-2023, 19:46   #13
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Między wymiarowa podróżniczka nie zdołała przeszukać ciała mężczyzny, bowiem skutecznie przeszkadzał jej w tym biały wilk, który to znikał i zaraz pojawiał się co rusz w innym miejscu. Później zaczęły pojawić się kolejne wilki. W końcu jeden rzucił się na dziewczynę z Ravnicy, ale udało się jej odeprzeć jego atak. Veldakenka usłyszała głos palladynki by uciekać. Nie brała takiej możliwości pod uwagę. Z resztą ucieczka w takich warunkach nie miała szans powodzenia.

Wilki wciągnęły mgłę wszystkich jej towarzyszy, ale w końcu udało się im, to zrobić i z nią. Kiedy jeden z nich ją ugryzł i zaczął ciagnąc w stronę mgły poczuła paraliżującą falę zimna. Fale przeszywały jej ciało przy każdym ugryzieniu. Ravniczanka sięgnęła do kieszeni i zacisnęła dłoń na młotku po czym zaczęło wydobywać się złote światło. W pewnej pociemniało jej w oczach i widziała już tylko czerń.

Oddysya otworzyła oczy i zalało ją białe oślepiające światło, a po chwili poczuła zimny suchy śnieg. Odruchowo spojrzała w miejsca gdzie powinna być ranna, ale żadnych ran na jej ciele nie było. Zauważyła, że wciąż ściska w dłoni młoteczek od, którego przestawało rozchodzić się już złote światło. Nieziemski Podmuch jest teraz mój. Poszukiwaczka przygód powoli zaczęła podnosić się z ziemi.

Najgorsze było jednak to, że zaczęła odczuwać okropny przenikliwy chłód. Czuła na sobie igiełki mrozu, który wbijające się w ciało. Jeśli nic z tym nie zrobi, to zaraz straci czucie w kończonych. Podróżniczka rozejrzała się wokół siebie. Znajdowała się na jakiejś polanie w zimowej scenerii. Wyglądało na to, że znowu ją gdzieś przeniosło.

Spojrzała na pozostałych członków grupy szukając wzrokiem Rava. W końcu go dostrzegła. Jego również przeniosło. Dziewczyna uniosła głowę do góry i zobaczyła zasnute chmurami niebo, które zwiastowało zbliżający się zmierzch. Było zatem pewne, że nie długo temperatura spadnie jeszcze bardziej.

Kiedy Sul`a wzbiła się w powietrze, palladynka i czarodziejka zaczęły szukać śladów Odyssua została nieco w tyle. W przeciwieństwie jednak do innych nie zaczęła wcale szukać cieplejszych ubrań czy kulić się z zimna. Zrobiła coś odwrotnego. Rozpięła płaszcz, a następnie go zdjęła. To tylko chwila dyskomfortu. Wyjęła z kieszeni z dziwnie wyglądającą kostkę i ją aktywowała po czym zalała ją fala ciepła. Podeszła do reszty grupy.
- Widzę, że udało się znaleźć jakiś trop.
Kiedy tylko wypowiedziała te zdanie S`ula wróciła ze zwiadu trzęsąc się zimna, a podróżniczka z Ravnicy poczuła na sobie dziwne spojrzenia. Przynajmniej takie odniosła wrażenie. Nie był, to pierwszy raz kiedy znajdowała się w towarzystwie innych istot. Oddysya stanęła obok S`uli.
- Wybaczcie. Powinnam o tym powiedzieć w pierwszej kolejności, ale temat naszych przenosin tu jest bardzo zajmujący. Do rzeczy jednak. Jeśli dziwi wam czemu się rozebrałam zamiast jeszcze mocniej się ubrać, to zrobiłam, to bo ma mam ze sobą kostkę termiczną, a ona pozwala utrzymać temperaturę na poziomie 35%. Jeśli staniecie koło mnie zrobi się wam cieplej - dziewczyna zwróciła wzroku ku S`uli - Prawda, że cieplej?
Rav ruszył w stronę grupy.
- Kostka może jednak tylko utrzymać temperaturę w odległości 15 stóp. Także jeśli chcecie się ogrzać musicie stać dość blisko mnie.
Veldakenka zmrużyła lekko oczy.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 12-05-2023 o 17:56.
Shartan jest offline  
Stary 05-05-2023, 15:23   #14
 
Bugzy Malone's Avatar
 
Reputacja: 0 Bugzy Malone ma wyłączoną reputację
Marcel spróbował wykryć w okolicy działanie jakiejś magii, ale niczego takiego nie udało mu się uchwycić. W tym czasie S’Ula wykorzystała prostą sztuczkę, by się dostatecznie rozgrzać, a pozostali mogli skupić się wokół Oddysyi, której kostka termiczna emitowała przyjemne ciepło. Szybko postanowiliście ruszyć za odnalezionymi przez Ritę śladami, mając nadzieję, że te doprowadzą was gdziekolwiek, gdzie będzie można spędzić noc.


Paladynka szła przodem, za jej plecami znajdowali się S’Ula, Vaeri, Oddysya z Ravem oraz Marcel. Powietrze w lesie było nienaturalnie nieruchome a jedyne dźwięki wydawały skrzypiący pod butami śnieg i nierówne, parujące oddechy. Nie zauważyliście żadnych oznak życia pośród gęstwiny, jakby cały las był wymarły. Pomimo ciepła, jakie sobie zapewniliście, wciąż czuliście jak palce dłoni i stóp drętwieją, tak samo jak wasze twarze. Trzeba było znaleźć miejsce, gdzie można by było rozgrzać i te części ciała, zwłaszcza że buty mieliście już całkiem przemoknięte a mróz stawał się coraz dotkliwszy.

Podążając przez kolejne kilka minut za tropami zauważyliście, że dwa razy ślady zagęszczały się, tworząc chaotyczną mozaikę pośród śniegów. Wyglądało na to, że mężczyzna zatrzymywał się tutaj i próbował walczyć lub odgonić to, co siedziało mu na plecach. Jeszcze pięć minut marszu zajęło wam, nim za zasłoną drzew dostrzegliście jasne, żółte światło. Ślady prowadziły właśnie w tamtą stronę.

Wychodząc zza kilku sosen, waszym oczom ukazał się w końcu parterowy, drewniany dom. Jedynie na ganku przy drzwiach, popychana lekkim wiatrem paliła się niewielka latarnia. Wnętrze było ciemne i chyba puste.


Biorąc pod uwagę bale i kłody drewna porozrzucane bez ładu i składu na ganku, chata mogła stanowić schronienie jakiegoś drwala albo innego leśnika. Teraz jednak wyglądała na opuszczoną. Podeszliście bliżej, dostrzegając przy drzwiach porzucony plecak. Oddysya szybko do niego zajrzała, odkrywając w środku kilka zamarzniętych racji żywności (głównie suszone mięso i ser), bukłak z równie zamarzniętą wodą, gruby koc, hubkę, krzesiwo i kilka metrów liny. Całkiem prawdopodobne, że ruksak mógł należeć do nieznajomego mężczyzny uciekającego przed swoimi oprawcami.

Rita zgarnęła latarnię ze skobla, by sobie poświecić i najpierw zapukała mocno do drzwi, a gdy odpowiedziała jej głucha cisza, nacisnęła na klamkę. Ta ustąpiła, wpuszczając was do pogrążonego w półmroku głównego pomieszczenia chałupy. Było tu bardzo zimno, ale nie aż tak, jak na zewnątrz. Na przeciwnej ścianie w lewym rogu znajdował się wygaszony kominek a obok niego stała wysoka półka z drewnem - wilgotnym, jak się szybko okazało.

Przy palenisku, na lewej ścianie dostrzegliście łóżko z rozgrzebanym pledem i poduszką, jakby ktoś zerwał się z niego naglony jakąś sprawą. Oprócz tego w pokoju znajdował się okrągły stół z czterema krzesłami a ścianę po prawej stronie zajmowały dwie szafy - w jednej z nich odkryliście typowy sprzęt do wyrębu drzewa: siekiery, piły, capiny, chwytaki oraz dwie dwulitrowe butle z olejem do lamp. Druga natomiast skrywała pięć grubych, zimowych futer, trzy futrzane czapy, grube, skórzane rękawice oraz sześć par rakiet śnieżnych.

Przyglądając się kominkowi, Marcel i Vaeri natrafili na ciekawe znalezisko - podarty dziennik leżący w zimnych popiołach paleniska. Diariusz był w dużej mierze zniszczony, ale pomiędzy spalonymi stronami znajdowały się i takie, które można było odczytać. Z tyłu dziennika znajdowała się mapa wymalowana czarnym tuszem na zwierzęcej skórze. Oprócz lokacji, znajdowały się na niej również różne wtręty autora. Co ciekawe, napisane były we wspólnym, tak samo jak i ocalałe karty z dziennika.


Marcel przekartkował i zaczął czytać pierwszy.

- “Ten dziennik należy do Igora Rikorsky’ego i zaczyna się z początkiem roku 1127 Kalendarza Patriarchy. Postanowiłem zapisywać tu swoje podróże po Vorostokovie w nadziei, że nawet jeśli nie odnajdę sposobu, jak uciec z tej przeklętej krainy, tym, którzy przyjdą po mnie, uda się to zrobić.”

Kolejna karta, tym razem nieco nadpalona.
- “Wróciłem do Kirinovej, żeby skonsultować się z Sergejem Ikovievem na temat lokalizacji kilku przejść na północy, ale gdy dotarłem na miejsce, zauważyłem, że Bojarscy Gregora zgromadzili się tuż za palisadą wioski. Ich obecność zwiastuje tylko kłopoty i boję się o mieszkańców Kirinovej.”

I następna.
- “Mężczyźni z Kirinovej odparli atak i przegonili Gregora i jego Bojarskich z wioski. Gregor obiecał, że wróci do wioski z posiłkami i spali ją do gołej ziemi.”

- “Za namową Sergeja podążyłem za Gregorem i jego ludźmi, mając nadzieję, że uda mi się czegoś dowiedzieć. Pewnego wieczoru zbliżyłem się do jego obozu i udało mi się podsłuchać całą rozmowę odnośnie ataku na Kirinovą. Wtedy powiedział, że Torgov też musi paść. Czyżby kolejna wioska sprzeciwiała się temu tyranowi?”

- “Odkryli, że podsłuchiwałem. Uciekam przed nimi, ale Bojarscy nie dadzą mi spokoju, póki nie będę martwy. Muszę dotrzeć do Torgova i ostrzec ziomków, by byli przygotowani.”

- “Nie dam rady dotrzeć do Torgova, wilki są tuż za mną. Nawet teraz, siedząc w chacie, widzę ich czerwone ślepia przebijające mrok lasu. Ale jest jeszcze szansa… podniosła się dziwna mgła i zrobiło się dużo chłodniej. Spróbuję zgubić ich w tej mgle, mam nadzieję, że mi się uda…”


Więcej nie udało się wyczytać, ale i tak nieco (ale tylko nieco) rozjaśniało to sytuację, w której się znaleźliście. Dla was najważniejsze było teraz, że znaleźliście schronienie przed nocą, choć w chacie i tak było na tyle zimno, że ciężko będzie zasnąć. Można było spróbować napalić w kominku, no i w końcu trochę odpocząć.
 
Bugzy Malone jest offline  
Stary 05-05-2023, 18:58   #15
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
???
Czas Białego Światła
Łono Zimy


Marcel przestępował z nogi na nogę i podskakiwał w miejscu, lustrując uważnie okolicę atramentowym spojrzeniem wyczulonym na eteryczne aury. Równocześnie bacząc, aby przypadkiem nie zaprezentować za wiele gładkiego profilu helmitce, a wraz z nim jawnej manifestacji nadprzyrodzonych zdolności. To chuchając, to chichocząc na wybuch S'Uli nad głową w złożone dłonie, upewnił się że okolica była zupełnie pozbawiona magicznych nimbów i wytłumił "trzecie oko", pozwalając tęczówkom ponownie zalśnić burzową barwą. Nienagannie skrojona brew drgnęła w zaskoczeniu, gdy zauważył że - z jakiegoś niezrozumiałego dla niego powodu - była o wiele bardziej skąpo odziana niż podczas obozowania. Guślarz łapczywie wyciągnął skrępowane dłonie w kierunku ciepła bijącego od sześcianu, wzdychając gdy zmarznięte palce zaczęły się ocieplać.

Właśc-właściwie to c-co to oznacza, "temp-temperatura na trz-trzydzieści pięć per centum"? — westchnął, postępując bliżej ciepła.

Przy wymarszu guślarz obrał miejsce na samym tyle pochodu, powłócząc nogami i - jakby w przypływie infantylności - burząc śnieżną pierzynę i wzbijając biały puch ku górze kopnięciami. Obserwację i podążanie za śladami na zmarzniętej ziemi pozostawił towarzyszkom z przodu, samemu rozglądając się wokół ze zmarszczonymi brwiami, w dziwnym geście poruszając prawym palcem wskazującym nad lewym serdecznym, zupełnie jakby gładził czy obracał nieistniejący pierścień. Cisza spowijająca sosnowo-świerkową knieję wrzynała się w uszy równie intensywnie, co mróz w kości. Młodzik, od zawsze zimujący w miejskich komfortach, nie miał pojęcia czy ten brak jakichkolwiek oznak życia wokół był naturalny czy nie. Nie miało to jednak najmniejszego znaczenia. Niepokój i tak czy siak zaczynał kwitnąć w pełni. Milczenie w głowie tylko go napędzało.

Teraz was wzięło na milczenie — Marcel wyszeptał z pretensją pod nosem, wzbijając kolejną chmurę śniegu w górę.


Niczym latarnia podczas straszliwej burzy wskazująca okrętom bezpieczną przystań, tak i ciepło pulsujące światło po jakimś czasie wskazało im drogę do schronienia. Drewniana chata we wszechogarniającym mrozie nawet Marcelowi, nawykłemu do wręcz obraźliwego przepychu, jawiła się jako najświetniejsza rezydencja nuworysza. Cztery błogosławione ściany pozwalające zatrzymać zimno na zewnątrz, dach nad głową i do tego nawet typowo zimowa odzież w szafach. Przez chwilę guślarz był nawet gotów podziękować w duchu Tymorze.

Gdziekolwiek się znaleźliśmy, jedno możemy stwierdzić bez cienia wątpliwości — oznajmił, gładząc futro w palcach z grymasem na twarzy. — Ta kraina prędko nie znajdzie się w awangardzie przemysłu modowego.

Poszlaki na temat tego, gdzie właściwie się znaleźli, odnaleźli dosyć prędko, w formie osmalonego dziennika spoczywającego w kominku. Uprzednio - wbrew swoim obiekcjom natury estetycznej - narzuciwszy niezgrabnie futro na ramiona, Marcel rozpoczął wertować stronice, zajmując miejsce przy stole i odczytywać zawierzone papierowi zdania, afektując słowa na modłę trubadurów.

A więc to nie najgłębszy i najmroźniejszy zakątek tyłów Auril — westchnął po raz wtóry. — Vo-ro-sto-kov. Ki-ri-no-va. Tor-gov. Nader egzotyczne nazwy.

Nazwy własne sylabizował i obracał w ustach, jakby smakując ich nieznajomość. Obejrzał też uważnie mapę, odnajdując na niej punkty podpisane właśnie tymi zbitkami zgłosek i odłożył papier na zamknięty dziennik. Guślarz odchylił się w krześle i odetchnął, wbijając spojrzenie w powałę w krótkiej chwili refleksji. Mimo że słowa były o dziwo zapisane we Wspólnym, to żadna z nazw nie brzmiała choćby najmniejszą znajomą nutą. Marcel zazgrzytał zębami, starając się poprawić zsuwający z wąskich ramion płaszcz. Spojrzenie zjechało z powały, osiadając na helmitce.

Myślę, że w tych nadzwyczajnych okolicznościach możemy zrezygnować z okowów — odezwał się, pochylając do przodu i przesuwając spętane dłonie po blacie w kierunku paladynki. — Tylko skończony głupiec byłby gotów uciec w tą śmiertelną zmarzlinę, a ja nie jestem głupcem, pani władzo. Do tego znam parę prostych, elementarnych zaklęć które mogą pomóc w rozpaleniu i utrzymaniu ognia w kominku.

Marcel zabębnił palcami, patrząc oczekująco na swoją dozorczynię.
 
Aro jest offline  
Stary 06-05-2023, 16:48   #16
 
Szelma's Avatar
 
Reputacja: 1 Szelma nie jest za bardzo znany
Pomimo tego, że była odziana dość ciepło, jak na panujące warunki, to i tak niewystarczająco, by całkowicie się rozgrzać. Trzymała się więc blisko Oddysyi, która emanowała przyjemnym ciepełkiem i szła wraz z pozostałymi po śladach. Co jakiś czas zdejmowała rękawice i zbliżała palce do urządzenia niebieskoskórej towarzyszki, byle tylko choć ciut je rozgrzać.

Podążając za śladami rozglądała się po okolicy, ale niczego konkretnego nie była w stanie dojrzeć. Cały teren wyglądał, jakby opuściło go wszelkie życie, oddając się w ramiona piekielnie mroźnej zimy. Miała nadzieję, że znajdą jakieś schronienie a potem dowiedzą się, gdzie się znaleźli i jak wrócić tam, skąd zabrała ich ta przeklęta mgła.


Vaeri sądziła, że będą musieli zdecydowanie dłużej maszerować, by natrafić na cokolwiek, co pomoże im przetrwać noc, ale się pomyliła. Gdy ujrzała migotliwe światło przebijające się przez zasłonę drzew aż przyspieszyła kroku a widok drewnianego domku pośrodku niczego był obecnie najwspanialszą rzeczą, jaka mogła ich spotkać. Będą mieli gdzie przenocować - kamień spadł jej z serca.

Ruszyła śpiesznie z pozostałymi do środka chaty i porozglądała się po niej uważnie. Oprócz typowo zimowego odzienia i narzędzi do wycinki drzew, pieśniarka ostrza wraz z Marcelem odkryła w wygaszonym kominku jakiś na wpół spalony dziennik. Na szczęście nakreślona na skórze mapa ocalała, tak samo jak kilka zapisków, które Marcel im przeczytał.

- Vorostokov? Ktoś z was słyszał w ogóle o takim miejscu? - Zapytała, spoglądając po kompanach. - Nazwy rzeczywiście dosyć dziwne… No ale przynajmniej wiemy już, gdzie jesteśmy i kim był ten mężczyzna z mgły. Niewiele nam to daje, ale przynajmniej pozwoli określić dalszy cel. Wygląda na to, że ludzie w tej krainie mają problemy z tym Gregorem i jego ludźmi. I ktoś próbował się pozbyć tego dziennika. Albo sam Igor, albo ci, co go ścigali.

Spojrzała na mapę.
- Jeśli dobrze wszystko rozczytuję, to stąd najbliżej mamy do Torgova i myślę, że tam powinniśmy udać się z samego rana. Co sądzicie?

Słuchając, co towarzysze mają do powiedzenia na ten temat, podeszła do kominka, odgarnęła popiół szuflą znajdującą się obok niego i przygotowała kilka szczap drewna. Chwilę później wypowiedziała formułę prostej sztuczki i z kominka momentalnie buchnął ogień.


- No! Tak zdecydowanie przyjemniej - rzuciła z szerokim uśmiechem.
Zrzuciła szybko mokre buty, by te wyschły przy palenisku i wystawiła stopy do ognia. Zamruczała pod nosem, gdy błogie ciepło zaczęło otaczać jej nogi i całe ciało. Niedługo później zaczęła przygotowywać rzeczy na kolację. Musieli zjeść coś sytego i ciepłego, by z rana mieć siłę ruszyć w dalszą podróż.

- Chociaż okolica wygląda na opuszczoną, to proponuję rozstawić warty. Mogę wziąć pierwszą, albo ostatnią. My elfy nie potrzebujemy spać tyle, co ludzie. O ile trans, w który się wprowadzamy w ogóle można nazwać snem. Więc wy decydujcie, ja się dostosuję. I zgadzam się z Marcelem, Rito. Mogłabyś go uwolnić. Jego talenty na pewno nam się przydadzą.
 
Szelma jest offline  
Stary 07-05-2023, 22:12   #17
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację

Nieznana data. Wieczór.
Nieznane miejsce.
Nieznana kraina.


Siostra Rita zastanowiła się przez moment nad słowami obłąkanej wiedźmy, która dzięki plugawej magii zdołała wznieść się w powietrze i ujrzeć rozciągający dookoła teren. Powiadała ona, że gdzie okiem sięgnąć jest tylko las. Białowłosa uznała wobec tego, że najwidoczniej przeniosło ich na odludny teren, albo korony drzew przesłaniały widok. Tak czy inaczej, jej plany nie uległy zmianie. Wciąż najrozsądniejszym krokiem w danej sytuacji było podążyć za odnalezionymi śladami.
— Doprawdy interesujące urządzenie — skomentowała Marvella na widok przedmiotu pokazanego Oddysyję.
Jakim cudem coś tak prozaicznie wyglądającego generowało ciepło? I to bez zastosowania przeklętych czarów? Wytwory nauki bywały naprawdę zdumiewające. Święta justycjariuszka aż przypomniała sobie wizytę we Wrotach Baldura i tamtejszej Komnacie Cudów. Umieszczone na wystawie poświęcone Gondowi wynalazki zrobiły na niej wtedy podobne wrażenie. Było coś niesłychanie intrygującego i ujmującego w wytworach czystego geniuszu istot rozumnych, wykorzystujących w twórczy sposób ustanowione przez jej boga prawa natury.


Monastyczna paladynka ruszyła przodem, podążając za odkrytymi przez siebie śladami. W jej profesji umiejętność tropienia było niezwykle przydatna. Pozwalała znajdować nie tylko banitów i innych przestępców, ale też różne wrogie świętemu porządkowi monstra. To, że tropy prowadziły do jakiegoś schronienia w mniemaniu szafirowookiej nie ulegało wątpliwości. Nawet nie chciała kłopotać się skrajnie nieprawdopodobnymi wnioskami, takimi jak ten, że jakimś cudem nieznajomy potrafił przetrwać na zewnątrz (wszak nawet barbarzyńcy z Doliny Lodowego Wichru nie spali pod gołym niebem), czy że przeniósł się do tego miejsca z jeszcze innego wymiaru. Jedyne co stanowiło dlań niewiadomą, to czas potrzebny na dotarcie do chaty, jaskini czy innego miejsca, gdzie mężczyzna, do którego należały ślady, mieszkał lub jedynie pomieszkiwał. Jednak biorąc pod uwagę, że przybył na polanę pieszo, nie mogło to być dalej niż kilkanaście dzwonów wędrówki. I to zakładając, że należał do wyjątkowo krzepkich wędrowców. Stąd też za najrozsądniejsze założenie uznała te, że zdołają dotrzeć na miejsce jeszcze przed północą.

Obszar wydawał się opustoszały, ale nie była to przesadnie niepokojąca obserwacja w tak niegościnnym klimacie. Zalegająca w okolicy przenikliwa cisza również nie przeszkadzała podążającej za śladami mieczniczce. Nie była typem osoby skłonnej do niepokoju czy niepotrzebnych deliberacji. Bezruch powietrza poczytywała jedynie jako boże błogosławieństwo. Wszak wiatr jeszcze bardziej obniżyłby odczuwalną temperaturę. Dzięki wynalazkowi konstruktorki zimno było jak na warunki zahartowanej bitewnej zakonnicy całkiem znośne. Dyskomfort to coś, co mogła praktycznie zignorować, skoro do odmrożeń mogło dojść dopiero po dłuższym czasie. Co innego gdyby jej zdrowie było poważnie narażone na szwank. Forsowanie ciała w szczególnych sytuacjach miało sens, ale mogło obniżyć jego funkcjonalność. Dlatego niezbędnym było wiedzieć, albo przynajmniej rzeczowo oszacować, kiedy trzeba dać z siebie wszystko, a kiedy szukać innego wyjścia. Dotykając tych kwestii, Siostrze Ricie przypomniały się słowa, które usłyszała w swoim klasztorze-twierdzy.

Cytat:
„Można poważyć się złamać ludzkie prawa, ale nie można oprzeć się tym naturalnym”.

Perfekcyjnie zacytowane i wyartykułowane z właściwą powagą padły z ust emanującej autorytetem Abatki Szkoleniowej, odbijając się echem pośród surowej kamiennej sali o okazałych rozmiarach. Miało to miejsce gdy demonstrowała zastępowi niemal identycznych dziewcząt o nieruchomych obliczach, białowłosych nowicjuszek odzianych w idealnie skrojone szkarłatne habity, heretyka, który podlegał karze śmierci przez zmiażdżenie. Winny zbrodni przeciw prawu mężczyzna konał w męczarniach na oczach zgromadzonych, nie wywołując u nich nawet śladu emocji. Jego unieruchomione ciało stopniowo dociskane było do podłoża przez straszliwy ciężar powolnie opuszczanego z góry wielkiego kamiennego bloku. Miał służyć jako przykład i pretekst do kazania.

„Choć nie ma zbrodni bez kary, warunkiem ku temu jest nieustająca służba prawu. Inaczej jest z prawami natury. Zgodnie z zarządzeniem Oka Prawa te egzekwują się same. Każde ciało ma swój bezwzględny próg wytrzymałości, po którym niechybnie się podda, choćby umysł wciąż trwał na posterunku. W momentach próby musicie stale o tym pamiętać. Znajomość swoich limitów to klucz do zwycięstwa”.

Jakby dla zaakcentowania jej słów coś straszliwie gruchnęło. Jak się okazało, to ciało skazanego w końcu się poddało, ulegając zmiażdżeniu na miazgę. Wyrugowane z uczuć dziewczynki patrzyły martwymi oczami, jak stróżka krwi wylewa się spod ciężkiego kamienia. Jedyne co wolno było im czuć w danej chwili, to coś na kształt spełnienia. Prawo się dopełniło.

„Służba prawu musi być pozbawiona skazy, co wymaga od nas najwyższych poświęceń. Dlatego nie wolno wam przez zaniedbanie poprzestać tam, gdzie przeciwnicy wiary daliby radę. Pamiętacie wszak, iż zwycięstwo nie wymaga tłumaczenia, zaś porażka na nie nie pozwala. Dlatego będziecie trenowały, aż odkryjecie absolutny kres możliwości ludzkiego ciała. Bądź oddacie ducha próbując. Nic poniżej tego nie będzie tolerowane”.
Po pewnym czasie tropy zaprowadziły bitewną zakonnicę do miejsca, gdzie stawały się skłębione i chaotyczne. Wyglądało na to, że danym miejscu wilki opadły na uciekającego mężczyznę, zadając mu rany. Mimo wszystko dała radę wyróżnić kierunek, z którego przybył. Ruszyła dalej. Pięć minut później dotarła do chałupy z drewna. Zawieszona latarnia nadal się paliła, więc mieszkaniec musiał opuścić chatę jeszcze tego samego dnia, pewnie kilka godzin wcześniej. Hipoteza o zbliżonej porze przybycia wyglądała na potwierdzoną.

Zgodnie z regułą Zakonu białowłosa zachowywała pełną czujność. Dokładnie obejrzała całą okolicę i samo domostwo. Zidentyfikowała potencjalne ścieżki mogące służyć do zbrojnej napaści, wyindukowała profesję pierwotnego mieszkańca chaty i oceniła prawdopodobieństwo tego, że ktoś przebywał w środku. Odnotowała też obecność plecaka z żywnością i jej stan, choć mogła się tylko domyślać, dlaczego mężczyzna go pozostawił. Stojąc już przed wejściem, zdjęła latarnię, by skorzystać z daru Oka Prawa, jakim było światło. Choć nie zapowiadało się, by błędnie oceniła sytuację, przed wejściem do środka mimo wszystko postanowiła zapukać do drzwi.
— Wtargnięcie to przestępstwo — wyjaśniła.
Mając w końcu pewność, że nie złamie prawa, wkroczyła ostrożnie do środka. Będąc wewnątrz, uważnie obejrzała i oceniła wszystko w zasięgu wzroku. Rozgrzebane łoże połączone z porzuconym przed wejściem plecakiem z racjami żywnościowymi zaczynało tworzyć w jej umyśle spójną całość. Mężczyzna opuścił domostwo w wielkim pośpiechu. Tylko co go wypłoszyło? Odpowiedź na to pytanie mogła się znajdować w dzienniku, który pośród popiołów paleniska odnalazła para czarnoksiężników. Sam fakt, że leżał tam niedopalony, wskazywał białowłosej, że nieznajomy chciał zataić znajdujące się wewnątrz informacje. Najwyraźniej przed tym, kto się doń zbliżał. Nie dostrzegała w tym ręki jego prześladowców, ci bowiem raczej zadbaliby, by zawartość uległa doszczętnemu zniszczeniu.

Mapa znajdująca się wewnątrz dziennika zupełnie nic nie mówiła Marvelli, jeśli chodziło o lokalizację, do której trafili.
— Nazwy osad przypominają odrobinę damarańskie, ale to z pewnością nie jest Damara — wyraziła swą opinię, po wysłuchaniu innych towarzyszy. — Zaskakujące, że wyrazy zapisano we Wspólnej Mowie.
Sama nie wiedziała, jak to interpretować. Na pewno musiał istnieć jakiegoś rodzaju związek między wymiarem, w którym się znajdowali, a Abeir-Toril. Tylko jaki?

Oznaczenia i dopiski na mapie okazały się niezwykle przydatne. Dawały wgląd w geografię regionu oraz pokazywały całą trasę jaką pokonał jej właściciel. Do tego można było sobie na ich bazie wyrobić ogólne wyobrażenie o wielkości krainy (Marvella oszacowała ją na podstawie dat oraz odległości pokonanych pieszo przez autora w aktualnie panujących warunkach pogodowych). Treść ocalałych wpisów także okazała się bardzo pomocna. Znany jej już denat przedstawił się w nich jako Igor Rikorski i za ich pomocą dzielił się swoimi przemyśleniami na temat podroży po krainie, którą nazywał Worostokowem. A właściwie to desperackich prób jej opuszczenia. Wyglądało na to, że była to jakaś przeklęta domena, z której nie było drogi ucieczki. Przynajmniej nie takiej powszechnie znanej i łatwodostępnej. Do tego okolicę uciskała jakaś banda oprychów. Oblicze siostry Rity na moment przybrało marsowy wyraz, gdy zapoznała się z tą informacją. Tam, gdzie uścisk prawa się luzował, zawsze lęgło się bezprawie. Na szczęście tubylcy nie byli słabego ducha. Z treści wpisów wynikało, że nie poddawali się pokornie żądaniom przestępców. Co warte odnotowania, ci sami bandyci, którzy nękali okolicę, byli tymi, którzy gonili Rikorskiego i potencjalnie posiadali informacje na temat dróg wiodących poza Worostokow. Naprawdopodobniej to oni sprawili, że w olbrzymim pośpiechu porzucił chatę. Choć użyte pod koniec określenie „wilki” wydawało się tu nieco mylące.
— Też sądzę, że winniśmy udać się wpierw do Targowa — powiedziała bitewna zakonnia, patrząc z niesmakiem na rozpalony przez czarownicę ogień w palenisku. — Nie tylko ze względu na niewielką odległość. Z dziennika Rikorskiego wynika, że łotry owego Gregora planują pojawić się tam w najbliższym razie. Warto byłoby im przypomnieć, że ich działania są bezprawne.
Jakiś czas później zatrzymany Marcel Debonair zwietrzył okazję i spróbował gładkimi słówkami przekonać egzekutorkę prawa, żeby odjęła mu kajdan. Co ciekawe, w tychże staraniach wsparła go elfia wiedźma. Dowodziło to, że wszystkich czarnoksiężników poprzez w kąpanie się w grzechu łączyła pewnego rodzaju więź. Poza tym szafirowooka za niedorzeczny uznała argument, że mogłyby się do czegoś przydać plugawe sztuczki wiedźmiarza-szachraja.
— Obywatelu, kajdany symbolizują twój status jako zatrzymanego. Nosisz je również by zaoszczędzić mi niepotrzebnego kłopotu i żebyś nie zaszkodził przypadkiem otoczeniu — wyjaśniła białowłosa. — Przysięgłam, że staniesz przed obliczem sprawiedliwości. I tak też się stanie. W razie konieczności jestem gotowa tropić cię aż po kres twych dni.
Zawiesiła wymownie głos, po czym dodała.
— Miałeś okazję uzmysłowić sobie, że niezgorsza ze mnie tropicielka. Zważ też, iż ślady na śniegu łatwiejsze są do dostrzeżenia i przy braku opadów zachowują się na dłużej. Kolejna rzecz, według dziennika Igora kraina wydaje się niemożliwa do opuszczenia. Na szczęście rozumiesz chociaż, że pogoda również ci nie sprzyja. Twoją jedyną szansą na przetrwanie jest zatem trzymanie się blisko nas. Dlatego, i tylko dlatego, skłonnam przychylić się do tego wniosku. W związku z czym w ramach szczególnego wyjątku okazuję ci łaskę i ten środek przymusu bezpośredniego tymczasowo uchylam. Nie zmienia to jednak zupełnie nic w kwestii twego statusu. Nie zwracam ci wolności, nadal jesteś zatrzymany.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 30-09-2023 o 15:52.
Alex Tyler jest offline  
Stary 09-05-2023, 10:03   #18
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Nie było tak źle, jak można było przypuszczać. Znaleźli chatkę. W chatce znaleźli ciepłe ubrania. Znaleźli też jedzenie.

S’Ula przejrzała szafę. Włożyła na siebie futro. Chyba było przeznaczone dla mężczyzny, ale pasowało dość dobrze. Po chwili założyła na siebie też czapkę. Podciągnęła kołnierz futra i przysiadła w kącie. Wyglądała jak futrzana kulka, gdyby nie fakt, że była wysoka jak na kobietę. Nie tak wysoka i potężna jak paladynka, ale jednak pozostawała w reprezentacji “tych dużych”.

Siedziała i słuchała opowieści. Kiranova. Targow. Powtarzała w głowie nazwy brzmiące obco. Nie wyrywała się jednak przed szereg. Inni myślą więcej, to niech myślą. Ona ma działać. Ona chce działać.

Wpatrywała się w hipnotyzujące płomienie. Po chwili sięgnęła po przygotowane jedzenie. Było ciepłe i niezwykle przyjemne w kontekście otaczającej przyrody. Na przejaw paladyńskiej łaski uniosła wysoko brwi.

- Musimy być w niezłym gównie.


Wtedy w końcu S’Ula podeszła do mapy.

Zmarszczyła czoło i zaczęła liczyć coś na palcach.
- Do tej Kirinovy jest osiem dni drogi. To do Targova będzie z pięć - popatrzyła po zebranych. Piątka osób do wykarmienia w tym mroźnym pustkowiu nie nastawiała pozytywnie.

- Gdy pływałam na statkach z rzecznymi piratami, to jeden z nich mi powiedział, że niesprowokowany wilk nie zaatakuje człowieka. Chyba, że ma młode, które chroni, albo jest wygłodniały i nie ma niczego do stracenia. A to oznacza, że w okolicy nie uświadczymy zwierzyny. Jagódek też nie pozbieramy pod śniegiem. Prześpijmy się. Cholera wie co przyniesie kolejny dzień. Pewnie przyjdzie nam długo maszerować. Stalowe zbroje nie będą zbyt przyjemne po kilku godzinach marszu.

Po tych słowach S’Ula zrzuciła futro i zaczęła zdejmować zbroję. Ciało miała zaskakująco nie zniszczone walką. Gdy została w bieliźnie to zawinęła się w futro i wpakowała pod swój koc.

- Obudźcie mnie, na moją wartę. I miejcie nadzieję, że ten Gregor nie dotrze do Targova wcześniej niż my.

Kolejną zaskakującą cechą S’Uli było to, że potrafiła zasnąć wszędzie i w każdych okolicznościach. Było to niczym odwrócenie elfiego transu. Elfy mogły nie spać w ogóle. Aasimarka zaś mogłaby spać cały czas. I być może z tego wynikało jej głośne pochrapywanie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 09-05-2023, 17:11   #19
 
Shartan's Avatar
 
Reputacja: 1 Shartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumnyShartan ma z czego być dumny
Oczy veldankenki przyzwyczaiły się powoli do zimowej aury. W pewnym momencie dostrzegła jasne światło. Podążając w jego kierunku zobaczyła drewniany dom. Poczuła się naprawdę szczęśliwa. Cała grupa będzie miała tej nocy gdzie przenocować.

Oddysya znalazła plecak z żywnością i jeszcze bardziej się ucieszyła. Nie tylko będą mieli gdzie spać, ale też nie będą głodni. W dodatku znaleźli też zimową odzież. Jednak najważniejszym znaleziskiem był dziennik, którego zawartość przeczytał Marcel, który trochę wyjaśnił ich sytuacje. Dziewczyna usłyszała pytanie od czarownika.
- Przejęzyczyłam się, miałam na myśli stopnie.
Osoba, której własnością był dziennik pisała we wspólnym. Zatem najprawdopodobniej pochodziła z Faerunu.

Zabrano się żwawo ożywienie domu i już wkrótce z kominka dochodziło ciepło ognia i już za chwilę wszyscy zjedzą posiłek. Poszukiwaczka kiedy tylko ciepło kominka rozgrzało dom wyłączyła kostkę termiczną i sama przebrała się w bardziej odpowiednie ubranie.

W międzyczasie znalazła też kilka przydatnych rzeczy. Siekierę, futro, skórzane rękawice i dwie pary rakiet śnieżnych. Postanowiła, to wszystko dołączyć do jej ekwipunku wraz z dwiema butlami oleju do lamp, które na razie odłożyła. Później kiedy będą opuszczać chatę da je Obrońcy. Możliwe, że się przydarzą.
- 5 dni drogi. W takich warunkach, to bardzo długo.
Zastanowi się nad tym. Sama nosiła zbroje z napierśnika i choć w porównaniu do innych nie była taka ciężka, to 5 marszu w takiej zbroi byłoby problematyczne.

Być może sen podpowie jej jakieś rozwiązanie w tej sprawie lub w jakieś innej.
- Wezmę pierwszą wartę.
Oddysya uznała, że nie wiedząc czy Obrońca zauważy widmowe wilki najlepiej będzie pozostawić go w środku przy oknie by cały czas pilnował czy jakieś niebezpieczeństwo się nie żbliża, a jeśli się zbliży kazała mu zastukać 3 razy w podłogę. O ile wilki byłyby żywe, to Rav je zauważy. Veldakenka uznała, że skoro ten Igor miał powody obawiać się własne życie, to może miał w domu jakąś tajną skrytkę. Przejrzała zatem dom pod tym kątem.
 

Ostatnio edytowane przez Shartan : 12-05-2023 o 17:55.
Shartan jest offline  
Stary 10-05-2023, 10:33   #20
 
Bugzy Malone's Avatar
 
Reputacja: 0 Bugzy Malone ma wyłączoną reputację
Po ciepłej wieczerzy i ustaleniu dalszych planów, część z was postanowiła udać się na spoczynek. Jako, że Oddysya jako pierwsza objęła wartę, pokręciła się po chacie, zaglądając w każdy jej zakamarek, jednak nie odkryła żadnej tajnej skrytki czy czegoś podobnego. Rav wartował przy oknie, dając przynajmniej nadzieję, że jeśli cokolwiek chciałoby was zaatakować w nocy od strony drzwi, to automaton o tym ostrzeże.

Noc mijała, zmienialiście się na wartach i nic niezwykłego się nie działo. Co jakiś czas tylko gdzieś bardzo daleko dało się słyszeć zawodzenie wilka, na które odpowiadało mu kilka innych wilczych głosów. Dokładaliście do ognia, by nie stracić ogrzewającego całą chatę płomienia i tak aż do samego rana. Gdy słońce w końcu wzeszło, było przyćmione i słabe, a ze sposobu, w jaki ledwo przesłaniało południowy horyzont, oczywistym było, że będzie mniej niż pięć godzin światła słonecznego. W najlepszym razie można było liczyć na sześć, sześć i pół godziny światła użytkowego. O ile pogoda znacząco się nie popsuje. Tego jednak nie byliście w stanie przewidzieć.

Po sytym śniadaniu zebraliście się do drogi, opatulając odzieżą najszczelniej, jak się dało. Zabraliście futra i rakiety śnieżne wychodząc z jeszcze rozgrzanego wnętrza chatki na przeraźliwy mróz. Wiał lekki wietrzyk, który jeszcze bardziej potęgował zimno, które was przeszywało. Trzeba było pozostawać cały czas w ruchu, więc szybko zostawiliście za sobą chałupę i ruszyliście w kierunku - a przynajmniej tak wam się wydawało - w którym miała znajdować się wioska Torgov.




Podróż nie była łatwa. O ile początkowo ścieżka przez las nie była zbyt uciążliwa, tak po dwóch godzinach wkroczyliście w zaspy. Ciągła walka ze śniegiem sięgającym do kolan dawała się we znaki i choć niejednokrotnie musieliście zatrzymywać się, by sprawdzić, czy na pewno w dobrą stronę idziecie, to nie dało się ot tak zrzucić z siebie znużenia, zwłaszcza, że zaczął sypać śnieg i zrobiło się jeszcze zimniej.

Maszerowaliście bez słowa, walcząc z nieprzyjaznym teren i próbując zachować przy tym jak najwięcej sił. Od czasu do czasu nienaturalną ciszę przerywało żałosne wycie wilków w oddali. Momentami zdawało się, że dziesiątki tych zwierząt nawoływały się przez pusty las, a ich głosy wznosiły się i cichły. Chwilami wydawało się wam, jakby były dosłownie za zasłoną drzew, choć niczego tam nie dojrzeliście.

Mniej więcej w południe posililiście się, odpoczęliście chwilę i ruszyliście w dalszą drogą. Wszystko wokół wyglądało tak samo - ciągle śnieg, śnieg, las, las, czasami jakaś polanka. Wchodząc znów między wysokie drzewa i maszerując dobre pół godziny, zauważyliście pewną zmianę. Wiejący lekko w poszyciu wiatr zaczął nagle jęczeć niskim, mrożącym krew w żyłach tonem. W tym momencie trudno było wam powstrzymać myśli od prób ruszenia w stronę tego hipnotyzującego dźwięku. Wyczerpanie naprawdę dawało się we znaki i ciężko było się ruszyć. Kończyny wydawały się ciężkie, a ciała nieswoje z bólu i zmęczenia. Prawie tak, jakby jęk wiatru wysysał całą waszą energię i chęć do działania.

Pierwsza z dziwnego transu wyrwała się siostra Rita, pomagając zrobić to S'Uli a potem obie przywróciły do rzeczywistości Vaeri, Marcela i Oddysyę. I wtedy wszyscy to ujrzeliście. Jakieś siedem metrów od was, między drzewami znajdowały się trzy wysokie na dwa metry humanoidalne postaci odziane w białe płaszcze, których głębokie kaptury całkowicie zasłaniały ich twarze. Wychudzonymi, czy wręcz wysuszonymi jak u trupa dłońmi dzierżyły ostre kosy. To od nich płynęło to hipnotyzujące zawodzenie, byliście tego pewni. Nie ruszyły jednak w waszą stronę, stojąc nieruchomo pośród drzew i zawodząc swoją upiorną melodię.


Żadne z was nie spotkało się z czymś takim wcześniej, jednak doskonale wiedzieliście, że trzeba działać, by znów nie popaść w ten dziwny, hipnotyczny stan.
 
Bugzy Malone jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172