Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2023, 01:09   #49
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Karawanseraj

W Qadirze i dalszych jeszcze prowincjach Keleshu panowało powszechne przekonanie, że gnolle były niewiele więcej jak prymitywną rasą, ostającą się czy nawet wręcz odrzucają postęp cywilizacji, po wsze wieki zakotwiczoną w plemiennych tradycjach; nieokrzesaną, zdradziecką i brutalną. Poniekąd tkwiło w tychże historiach naprawdę wiele ziaren prawdy, lecz obcując tak blisko z hienowatymi humanoidami ciężko było nie widzieć w nich pewnych podobieństw do tak zwanych "cywilizowanych" ras i ludzkich odruchów. Jak choćby gdy Cykuta, pozwalając Świteziowi zbliżyć się do jeńców, postąpiła parę kroków w bok by utrzymać względny dystans na wypadek zdradzieckiego sztychu lub gdy drgające mięśnie szczęki rozluźniły się na słowa Lary, a w czerwonych ślepiach błysnęło coś na kształt... nadziei?

Pomóc. Może. Moc Cykuty słaba. Może znachorka pomóc lepiej. Może iść. Ale kostur zostawi — albinoska wskazała palcem muszkiet doktor, utwierdzając wszystkich w przekonaniu że nie mieli do czynienia z miłośniczką militariów.

Nie ma mowy, abyś poszła tam sama — syknął Rayyan, wbijając miecz na sztorc w piach i odpinając tarczę z przedramienia. Oparł ją o stalową głownię, kładąc tam również trzy krótsze puginały, wydobyte zza pasa i cholewy wysokiego buta.

Hmpf — Cykuta kiwnęła głową.

Samica zdawała się zupełnie nie ufać słowom elfa. W mięśnie i spojrzenie ponownie wkradło się napięcie, podszyte też i nieufnością, gdy wbiła spojrzenie w oferowaną jej biżuterię. Świteź zaczynał czuć, że powoływanie się na autorytet Jej Promienności miało przynieść niewiele pożytku przy interakcji z wolnymi koczownikami.

Mówił źle. Więcej nie mówić — machnęła dłonią w stronę Sahida. — Miał czas, zmarnować czas i próbować kupić. Jego wina.

Jeśli tak wyglądają negocjacje w twoim wydaniu, przyjacielu, to nie chcę widzieć jak sięgasz po ostrzejsze środki — Rayyan parsknął pozornie lekkim tonem. Pozornie, po napięte mięśnie i czujne spojrzenie sugerowały że był gotów uderzyć na najmniejszą oznakę zdrady ze strony hienowatych. — Spocznij, Świteziu. Za chwilę wrócimy.

Iść. Teraz — szczeknęła przytakująco Cykuta.

Poszli. Ramię w ramię - a przynajmniej na tyle ramię w ramię na ile pozwalała znacząca różnica we wzroście - wyminęli duet gnolli trzymający jeńców, którzy odprowadzili ich niedowierzającymi spojrzeniami i skręcili na lewo w zadaszonym łączniku, zastawionym dwukółkami, skąd parę chwil temu wyłoniła się Cykuta. Głośne warknięcia i szczeknięcia albinoski wstrzymały pozostawionych tam kolejnych gnolli, którzy przepuścili ich dalej. Trzecie już skrzydło karawanseraju było przeznaczone pod magazyn, schowki i składownie różnych towarów. Proste torby należące do plemiennych były napęczniałe szabrem, jakiego dopuścili się przed ich przybyciem i w jednej z sakw, nie do końca zasznurowanej, dostrzegli że gnolle ograniczyły grabież do niezbędnych rzeczy, takich jak racje żywnościowe i proste narzędzia. Uchyliwszy kotarę kryjącą przejście do centralnego pomieszczenia, medyczka i najemnik stanęli jak wryci.

Na słodki pocałunek Calistrii — sapnął Rayyan.

Sahid nie kłamał gdy szło o liczebność. Z siedmiu gnolli w kwadratowej komnacie, zaledwie trójka stała w pionie, łypiąc podejrzliwie w ich stronę. Kolejna trójka leżała na prowizorycznych, naprędce ułożonych posłaniach, w różnie nadszarpniętych stanach przytomności, a czwarta sylwetka zdążyła już wyzionąć ducha. Jednak to dudniące warknięcia dobiegające z potężnej masy mięśni i futra przyciągnęło ich uwagę w pierwszej kolejności. Bestia niebywałych rozmiarów, niemal przerastająca Larę, wbijała w nich ślepia z dalekiego końca pomieszczenia.

Nie gryzie — oznajmił gnoll za plecami. — Nie gryzie. Samica lecz.

Medyczka zbliżyła się do leżących samców, z Rayyanem stąpającym tuż obok niej i sytuującym się przy każdym kroku między nią, a powarkującym hienodonem. Był to zaledwie pusty gest czy rycerski odruch, wojownik bez wątpienia nie podołałby bestii, która jednym kłapnięciem szczęk byłaby w stanie roztrzaskać i zmielić jego ramię.

Gnolle na posłaniach rzeczywiście zostały złożone jakąś chorobą, która u wszystkich trzech objawiała się tymi samymi symptomami - ciała pokryte futrem były rozpalone gorączką i wstrząsane drgawkami, a przekrwione spojrzenia były mało przytomne. Jasnobrązowa, śmierdząca plama na środkowym posłaniu, która wymknęła się spod przepaski biodrowej i łapy kurczowo zaciśnięte na pokrytym sierścią brzuchu przypieczętowały tylko diagnozę doktor Quartermain.

Zatrucie — oznajmiła, kucając obok trzeciego hienowatego, z zakrwawionym skrawkiem materiału na szyi.

Zatruto ich tutaj? — grymas odrazy wykrzywił twarz Rayyana.

Niewykluczone, aczkolwiek pospolite trucizny działają tak szybko tylko w dużym natężeniu, łatwo wykrywalnym w jadle czy napitku. Wątpię również, aby gospodarz trzymał na stanie bardziej specjalistyczne specyfiki. Od jak dawna chorują? — Lara zerknęła w stronę przytomnych gnolli, delikatnie odkrywając opatrunek.

Hienowaci przez chwilę warczeli między sobą. Jeden z nich w końcu uniósł dwa palce do góry, by jeden z nich zakryć drugą dłonią do połowy.

Półtora dnia — oznajmił Rayyan, pozwalając Larze skupić się na ranie.

Gnoll musiał być ofiarą pierwszego sztychu w dormitorium, wnosząc po umiejscowieniu zranienia. Zachęcona brakiem krwotoku, medyczka ostrożnie odgarnęła sklejoną brunatnie sierść, by móc lepiej przyjrzeć się szramie. Zamarła.

Pani doktor?

Wnosząc po ilości krwi zarówno na posłaniu, jak i samej sierści, rana musiała być naprawdę poważna, a ostrze bez wątpienia opadło głęboko. Na tyle, że pozostanie gnolla przy życiu można było sklasyfikować jako cud. Mało tego, rana goiła się na oczach Lary. Naprawdę powoli, do tego stopnia że spojrzenie laika nie byłoby w stanie wychwycić tego procesu i jedynie doświadczenie pozwoliło kobiecie wyłowić ten fakt.

Rana goi się samoistnie — westchnęła.

Może to magia szamanki? — Rayyan podsunął możliwe wytłumaczenie, ale niepewność była doskonale słyszalna w jego głosie.

Zaklęcia lecznicze działają z natychmiastowym efektem. Zasklepiają skórę i uszkodzenia wewnętrzne, aby uniknąć śmiertelnego krwotoku, po czym przyspieszają naturalne procesy — odparła Lara rzeczowo. — Ta rana pozostaje otwarta i goi się stopniowo od najgłębszego punktu. To nie magia, a regeneracja.

Jak u trolli — wojownik pokiwał głową, że rozumie.

Jak u trolli — medyczka powtórzyła. — Lecz o wiele wolniej.

Duet wymienił się długimi spojrzeniami, zerkając na stłoczone gnolle parę kroków dalej. Żadne z nich nie było naznaczone widocznymi ranami. Tak jak ich towarzysze złożeni chorobą i tercet pozostawiony na dziedzińcu.

Nie taka czarnomagia straszna, jak ją Cykuta maluje? — Rayyan wysilił się na lekki ton.
 
Aro jest offline