Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2023, 20:11   #3
Athos
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
*
- Pan chce się u mnie zatrzymać na te kilka dni, tak? A czy jest Pan szykowny? - pytanie starszej pani, samotnej wdowy, dość bezpośrednie i naiwne, jakby moja odpowiedź mogła dać jej jednoznaczną odpowiedź, co do mojej natury, wychowania. Pieniądze są najistotniejsze, ale jest też ten pewien rytuał. Rola gospodyni czujnej i zaradnej. To dobrze, bardzo dobrze.
- Tak oczywiście, proszę szanownej Pani – odpowiedź mogła być tylko jedna, wypowiedziałem ją na tyle szybko, by nie wzbudzić najmniejszych podejrzeń tej starszej, ale póki co czujnej kobiety. Czas na mój mistrzowski ruch, tak zwane zmiękczenie. - Moja babcia powtarza swoim przyjaciółkom, że jej aniołek właśnie wrócił do gniazdeczka. Robię to w każdy weekend, tylko wtedy mam możliwość ją odwiedzić. A jej pierożki, palce lizać. - Starsze panie uwielbiają zdrobnienia. Właśnie to, jeśli nie samo odwołanie się do instytucji arcykatolickiej i arcypolskiej jaką jest instytucja jedynej i wspaniałej babci powinno zapewnić mi jej przychylność. Będę jej potrzebował. Jeszcze nie teraz, ale kiedyś. Nie zapomni tego szczerego uśmiechu, który przekonał ją do tego by wynająć mi pokój bez zadawania zbędnych dodatkowych pytań: po co? Na jak długo?
Istotne, że jestem szykowny i kocham babcię.
A propos, uwierzyliście w moją miłość do matki mojej matki? Znacie tę zagadkę: kto nie kocha babci?
Czas na odpowiedź minął, więc zagrają werble, a może trąbka… tratatatata...
- POTWÓR!

Tarnawa koło Gdowa
*
Taśma policyjna, która nijak chciała się kleić do słupków, które nijak chciały się wbić, a potem posłusznie stać w miejscu, okalała tylko pozornie miejsce zbrodni. Ciało nad którym czuwała grupka policjantów zawiadomiona przez niejakiego Andrzeja Gawła z żoną Aleksandrą, tak przynajmniej w swym późniejszym raporcie zezna Arkadiusz Latała, szeryf, bo za takiego chciałby uchodzić, miejscowej policji, leżało na kamieniach częściowo zanurzone w wodzie. Wspomniane małżeństwo zostało doprowadzone na miejsce zbrodni przez psa rasy mieszanej o imieniu Gienek. Tym, co pierwsze rzucało się w oczy było strasznie okaleczone ciało ofiary. Nawet laik mógłby stwierdzić, że celem ataku były dwa newralgiczne punkty. Pierwszy, który przyciągałby wzrok amatora detektywa była twarz ofiary. Liczne sińce, zadrapania, wskazywały na to, że ofiara stoczyła nierówną walkę lub też została pobita. Drugim miejscem, które wskazywał kolor purpury była część, którą zajmują genitalia. Na miejscu, co rzecz ciekawa, trudno było doszukać się śladów bezpośredniej walki czy też użycia przemocy. Nie mniej jednak wśród póki co niewielkiej grupki widzów teorie osiągały poziom, którego nie powstydziłby się najlepszy profiler z archiwum x.

*

Jędrzej Sobótka odkąd pamiętał wstawał jeszcze przed pierwszymi kurami. Nawet zimą, kiedy obowiązków było zdecydowanie mniej. Mimo 60tki na karku czuł się lepiej niż niejeden czterdziestolatek. Krzepa jaką zyskał dzięki pracy fizycznej, zdrowemu odżywaniu, regularnemu choć być może zbyt krótkiemu snowi, pracy na świeżym powietrzu, wreszcie braku problemów, bo Jędrzej miał to szczęście, że zawsze w sposób nad wyraz elegancki ich unikał, sprawiały, że jego kartoteka w miejscowej przychodni była niemal pusta.
W przeciwieństwie do miasteczkowych, Sobótka nie zaczynał dnia od rytualnej kawy, każda czynność miała swoje uzasadnienie, a chwila odpoczynku przy fusiastej z sernikiem była nagrodą za poranne oporządzenie dobytku.
Dzień jak co dzień, wydawać by się mogło staremu rolnikowi, gdyby nie fakt uchylonej szopy. Sobótka pił, ale sporadycznie i nigdy nie upijał się tak by nie pamiętać o podstawowych zasadach wpojonych pasem przez ojca. Najpierw praca, potem sprzątanie, a później relaks. Kiedy zajrzał do niewielkiej przybudówki, nie dostrzegł niczego szczególnego. Być może skobel otworzyły jakieś nieznośne dzieciaki z sąsiedztwa albo jakiś zapijaczony amator nocnych spacerów. Wszystko na pierwszy rzut oka wydawało się być w porządku. Kiedy zamierzał opuścić niewielki pomieszczenie coś sprawiło, że jeszcze raz rzucił okiem na sprzęty znajdujące się w pomieszczeniu. Bezapelacyjnie czegoś brakowało. Sierp właściwie nie był używany, ale stary pamiętał zasadę wtłaczaną mu przez rodziców. Pamiętaj, jakie są twoje korzenie. Pamiętaj, kto cię wychował. Pas, którym tak często obrywał wisiał na honorowym miejscu, niedaleko od obrazka Jana Pawła II, a sierp zajmował honorowe miejsce na wieszaku w szopie, która choć łatana wielokrotnie, służyła doskonale za mały magazyn. Kto do licha zabrał sierp? - pomyślał rolnik. Wychowanie na wsi wzięło górę nad logiką. Właściwe pytanie: po co?- Nie przebiło się w umyśle Sobótki. Zatroskany ruszył sprawdzić pozostałe części obejścia. W oborze wszystko budziło się do życia, ale znając swój czas krowy i świnie wiedziały, że właściciel ich nie zawiedzie wykonując we właściwym momencie swoje obowiązki. Również kurnik wydawał się nienaruszony przez tajemniczego gościa, który lubił „pożyczać nieswoje”. Kiedy rolnik zamierzał wrócić do domostwa uwagę jego przykuł dziwny widok na polu. Z tej odległości nie był pewny, mógł tylko przypuszczać, że teoria o złodzieju-pijaczku wydawała się w tym momencie jedyną słuszną.
- Nie uciekłeś daleko ciulu jeden! - mówiąc to stary ruszył w stronę leżącego w polu. Srogie wychowanie, pewna bezduszność, a przede wszystkim fakt, że nie dalej jak wczoraj Sobótka utrącał łeb kogutowi sprawiły, że zawartość wczorajszej kolacji pozostała nadal na swoim miejscu. Dla bystrego oka zdawać by się mogło, że zwłoki młodego mężczyzny, którego Jędrzej znał, leżały ułożone w starannie dobranej pozycji.
- Oooo kurwa, młody Bida. - wymsknęło się z ust rolnika, który automatycznie uczynił gest krzyża, jakby chcąc odegnać złe siły z z tego miejsca. - Kurwa! Na moim polu, na mojej ziemi. - mężczyzna bardziej biadolił niż starał się odnaleźć logiczne rozwiązanie. - Nie teraz. Nie tu. - obrazy policji, reporterów, taśm zabezpieczających znanych z programów telewizyjnych czy serialu o słynnym księdzu, jak zapowiedź tego co może wywołać takie znalezisko zaczęły się pojawiać w głowie Sobótki. Jak już wspomniano Jędrzej nie lubił problemów. Podjął szybko decyzję. Rozejrzał się czy przypadkiem nikt nie był świadkiem tajemniczego odkrycia. Taczka wydawała się najbardziej odpowiednia. Wczesna jeszcze pora dawała gwarancję bezpieczeństwa. Ułożenie zwłok na taczce być może nie było tym razem zbyt elegancką formą uniknięcia kłopotów, ale jedyną szybką i skuteczną w ocenie rolnika. Nie padało, nie było grząsko, śladów niewiele, problem rozwiązywał się więc sam.
Dwa kwadranse później Jędrzej pojawił się w miejscu, gdzie jeszcze blisko godzinę wcześniej zdziwienie mieszało się ze strachem. Teraz wystarczyło kilka ruchów łopatą aby posprzątać miejsce gdzie jeszcze niedawno leżały zwłoki. Zadowolony ze swojej pracy ruszył oporządzać krowy.
Jeżeli jeszcze nie wspomniano, ojciec Sobótki, jak i jego przodkowie dożywali 90tki, najczęściej w zdrowiu, ciesząc się każdą chwilą swego prostego aczkolwiek sielankowego, wiejskiego życia. Zawdzięczali to przede wszystkim temu, że w elegancki sposób unikali problemów.
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 07-05-2023 o 20:23.
Athos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem