Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2023, 22:12   #17
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację

Nieznana data. Wieczór.
Nieznane miejsce.
Nieznana kraina.


Siostra Rita zastanowiła się przez moment nad słowami obłąkanej wiedźmy, która dzięki plugawej magii zdołała wznieść się w powietrze i ujrzeć rozciągający dookoła teren. Powiadała ona, że gdzie okiem sięgnąć jest tylko las. Białowłosa uznała wobec tego, że najwidoczniej przeniosło ich na odludny teren, albo korony drzew przesłaniały widok. Tak czy inaczej, jej plany nie uległy zmianie. Wciąż najrozsądniejszym krokiem w danej sytuacji było podążyć za odnalezionymi śladami.
— Doprawdy interesujące urządzenie — skomentowała Marvella na widok przedmiotu pokazanego Oddysyję.
Jakim cudem coś tak prozaicznie wyglądającego generowało ciepło? I to bez zastosowania przeklętych czarów? Wytwory nauki bywały naprawdę zdumiewające. Święta justycjariuszka aż przypomniała sobie wizytę we Wrotach Baldura i tamtejszej Komnacie Cudów. Umieszczone na wystawie poświęcone Gondowi wynalazki zrobiły na niej wtedy podobne wrażenie. Było coś niesłychanie intrygującego i ujmującego w wytworach czystego geniuszu istot rozumnych, wykorzystujących w twórczy sposób ustanowione przez jej boga prawa natury.


Monastyczna paladynka ruszyła przodem, podążając za odkrytymi przez siebie śladami. W jej profesji umiejętność tropienia było niezwykle przydatna. Pozwalała znajdować nie tylko banitów i innych przestępców, ale też różne wrogie świętemu porządkowi monstra. To, że tropy prowadziły do jakiegoś schronienia w mniemaniu szafirowookiej nie ulegało wątpliwości. Nawet nie chciała kłopotać się skrajnie nieprawdopodobnymi wnioskami, takimi jak ten, że jakimś cudem nieznajomy potrafił przetrwać na zewnątrz (wszak nawet barbarzyńcy z Doliny Lodowego Wichru nie spali pod gołym niebem), czy że przeniósł się do tego miejsca z jeszcze innego wymiaru. Jedyne co stanowiło dlań niewiadomą, to czas potrzebny na dotarcie do chaty, jaskini czy innego miejsca, gdzie mężczyzna, do którego należały ślady, mieszkał lub jedynie pomieszkiwał. Jednak biorąc pod uwagę, że przybył na polanę pieszo, nie mogło to być dalej niż kilkanaście dzwonów wędrówki. I to zakładając, że należał do wyjątkowo krzepkich wędrowców. Stąd też za najrozsądniejsze założenie uznała te, że zdołają dotrzeć na miejsce jeszcze przed północą.

Obszar wydawał się opustoszały, ale nie była to przesadnie niepokojąca obserwacja w tak niegościnnym klimacie. Zalegająca w okolicy przenikliwa cisza również nie przeszkadzała podążającej za śladami mieczniczce. Nie była typem osoby skłonnej do niepokoju czy niepotrzebnych deliberacji. Bezruch powietrza poczytywała jedynie jako boże błogosławieństwo. Wszak wiatr jeszcze bardziej obniżyłby odczuwalną temperaturę. Dzięki wynalazkowi konstruktorki zimno było jak na warunki zahartowanej bitewnej zakonnicy całkiem znośne. Dyskomfort to coś, co mogła praktycznie zignorować, skoro do odmrożeń mogło dojść dopiero po dłuższym czasie. Co innego gdyby jej zdrowie było poważnie narażone na szwank. Forsowanie ciała w szczególnych sytuacjach miało sens, ale mogło obniżyć jego funkcjonalność. Dlatego niezbędnym było wiedzieć, albo przynajmniej rzeczowo oszacować, kiedy trzeba dać z siebie wszystko, a kiedy szukać innego wyjścia. Dotykając tych kwestii, Siostrze Ricie przypomniały się słowa, które usłyszała w swoim klasztorze-twierdzy.

Cytat:
„Można poważyć się złamać ludzkie prawa, ale nie można oprzeć się tym naturalnym”.

Perfekcyjnie zacytowane i wyartykułowane z właściwą powagą padły z ust emanującej autorytetem Abatki Szkoleniowej, odbijając się echem pośród surowej kamiennej sali o okazałych rozmiarach. Miało to miejsce gdy demonstrowała zastępowi niemal identycznych dziewcząt o nieruchomych obliczach, białowłosych nowicjuszek odzianych w idealnie skrojone szkarłatne habity, heretyka, który podlegał karze śmierci przez zmiażdżenie. Winny zbrodni przeciw prawu mężczyzna konał w męczarniach na oczach zgromadzonych, nie wywołując u nich nawet śladu emocji. Jego unieruchomione ciało stopniowo dociskane było do podłoża przez straszliwy ciężar powolnie opuszczanego z góry wielkiego kamiennego bloku. Miał służyć jako przykład i pretekst do kazania.

„Choć nie ma zbrodni bez kary, warunkiem ku temu jest nieustająca służba prawu. Inaczej jest z prawami natury. Zgodnie z zarządzeniem Oka Prawa te egzekwują się same. Każde ciało ma swój bezwzględny próg wytrzymałości, po którym niechybnie się podda, choćby umysł wciąż trwał na posterunku. W momentach próby musicie stale o tym pamiętać. Znajomość swoich limitów to klucz do zwycięstwa”.

Jakby dla zaakcentowania jej słów coś straszliwie gruchnęło. Jak się okazało, to ciało skazanego w końcu się poddało, ulegając zmiażdżeniu na miazgę. Wyrugowane z uczuć dziewczynki patrzyły martwymi oczami, jak stróżka krwi wylewa się spod ciężkiego kamienia. Jedyne co wolno było im czuć w danej chwili, to coś na kształt spełnienia. Prawo się dopełniło.

„Służba prawu musi być pozbawiona skazy, co wymaga od nas najwyższych poświęceń. Dlatego nie wolno wam przez zaniedbanie poprzestać tam, gdzie przeciwnicy wiary daliby radę. Pamiętacie wszak, iż zwycięstwo nie wymaga tłumaczenia, zaś porażka na nie nie pozwala. Dlatego będziecie trenowały, aż odkryjecie absolutny kres możliwości ludzkiego ciała. Bądź oddacie ducha próbując. Nic poniżej tego nie będzie tolerowane”.
Po pewnym czasie tropy zaprowadziły bitewną zakonnicę do miejsca, gdzie stawały się skłębione i chaotyczne. Wyglądało na to, że danym miejscu wilki opadły na uciekającego mężczyznę, zadając mu rany. Mimo wszystko dała radę wyróżnić kierunek, z którego przybył. Ruszyła dalej. Pięć minut później dotarła do chałupy z drewna. Zawieszona latarnia nadal się paliła, więc mieszkaniec musiał opuścić chatę jeszcze tego samego dnia, pewnie kilka godzin wcześniej. Hipoteza o zbliżonej porze przybycia wyglądała na potwierdzoną.

Zgodnie z regułą Zakonu białowłosa zachowywała pełną czujność. Dokładnie obejrzała całą okolicę i samo domostwo. Zidentyfikowała potencjalne ścieżki mogące służyć do zbrojnej napaści, wyindukowała profesję pierwotnego mieszkańca chaty i oceniła prawdopodobieństwo tego, że ktoś przebywał w środku. Odnotowała też obecność plecaka z żywnością i jej stan, choć mogła się tylko domyślać, dlaczego mężczyzna go pozostawił. Stojąc już przed wejściem, zdjęła latarnię, by skorzystać z daru Oka Prawa, jakim było światło. Choć nie zapowiadało się, by błędnie oceniła sytuację, przed wejściem do środka mimo wszystko postanowiła zapukać do drzwi.
— Wtargnięcie to przestępstwo — wyjaśniła.
Mając w końcu pewność, że nie złamie prawa, wkroczyła ostrożnie do środka. Będąc wewnątrz, uważnie obejrzała i oceniła wszystko w zasięgu wzroku. Rozgrzebane łoże połączone z porzuconym przed wejściem plecakiem z racjami żywnościowymi zaczynało tworzyć w jej umyśle spójną całość. Mężczyzna opuścił domostwo w wielkim pośpiechu. Tylko co go wypłoszyło? Odpowiedź na to pytanie mogła się znajdować w dzienniku, który pośród popiołów paleniska odnalazła para czarnoksiężników. Sam fakt, że leżał tam niedopalony, wskazywał białowłosej, że nieznajomy chciał zataić znajdujące się wewnątrz informacje. Najwyraźniej przed tym, kto się doń zbliżał. Nie dostrzegała w tym ręki jego prześladowców, ci bowiem raczej zadbaliby, by zawartość uległa doszczętnemu zniszczeniu.

Mapa znajdująca się wewnątrz dziennika zupełnie nic nie mówiła Marvelli, jeśli chodziło o lokalizację, do której trafili.
— Nazwy osad przypominają odrobinę damarańskie, ale to z pewnością nie jest Damara — wyraziła swą opinię, po wysłuchaniu innych towarzyszy. — Zaskakujące, że wyrazy zapisano we Wspólnej Mowie.
Sama nie wiedziała, jak to interpretować. Na pewno musiał istnieć jakiegoś rodzaju związek między wymiarem, w którym się znajdowali, a Abeir-Toril. Tylko jaki?

Oznaczenia i dopiski na mapie okazały się niezwykle przydatne. Dawały wgląd w geografię regionu oraz pokazywały całą trasę jaką pokonał jej właściciel. Do tego można było sobie na ich bazie wyrobić ogólne wyobrażenie o wielkości krainy (Marvella oszacowała ją na podstawie dat oraz odległości pokonanych pieszo przez autora w aktualnie panujących warunkach pogodowych). Treść ocalałych wpisów także okazała się bardzo pomocna. Znany jej już denat przedstawił się w nich jako Igor Rikorski i za ich pomocą dzielił się swoimi przemyśleniami na temat podroży po krainie, którą nazywał Worostokowem. A właściwie to desperackich prób jej opuszczenia. Wyglądało na to, że była to jakaś przeklęta domena, z której nie było drogi ucieczki. Przynajmniej nie takiej powszechnie znanej i łatwodostępnej. Do tego okolicę uciskała jakaś banda oprychów. Oblicze siostry Rity na moment przybrało marsowy wyraz, gdy zapoznała się z tą informacją. Tam, gdzie uścisk prawa się luzował, zawsze lęgło się bezprawie. Na szczęście tubylcy nie byli słabego ducha. Z treści wpisów wynikało, że nie poddawali się pokornie żądaniom przestępców. Co warte odnotowania, ci sami bandyci, którzy nękali okolicę, byli tymi, którzy gonili Rikorskiego i potencjalnie posiadali informacje na temat dróg wiodących poza Worostokow. Naprawdopodobniej to oni sprawili, że w olbrzymim pośpiechu porzucił chatę. Choć użyte pod koniec określenie „wilki” wydawało się tu nieco mylące.
— Też sądzę, że winniśmy udać się wpierw do Targowa — powiedziała bitewna zakonnia, patrząc z niesmakiem na rozpalony przez czarownicę ogień w palenisku. — Nie tylko ze względu na niewielką odległość. Z dziennika Rikorskiego wynika, że łotry owego Gregora planują pojawić się tam w najbliższym razie. Warto byłoby im przypomnieć, że ich działania są bezprawne.
Jakiś czas później zatrzymany Marcel Debonair zwietrzył okazję i spróbował gładkimi słówkami przekonać egzekutorkę prawa, żeby odjęła mu kajdan. Co ciekawe, w tychże staraniach wsparła go elfia wiedźma. Dowodziło to, że wszystkich czarnoksiężników poprzez w kąpanie się w grzechu łączyła pewnego rodzaju więź. Poza tym szafirowooka za niedorzeczny uznała argument, że mogłyby się do czegoś przydać plugawe sztuczki wiedźmiarza-szachraja.
— Obywatelu, kajdany symbolizują twój status jako zatrzymanego. Nosisz je również by zaoszczędzić mi niepotrzebnego kłopotu i żebyś nie zaszkodził przypadkiem otoczeniu — wyjaśniła białowłosa. — Przysięgłam, że staniesz przed obliczem sprawiedliwości. I tak też się stanie. W razie konieczności jestem gotowa tropić cię aż po kres twych dni.
Zawiesiła wymownie głos, po czym dodała.
— Miałeś okazję uzmysłowić sobie, że niezgorsza ze mnie tropicielka. Zważ też, iż ślady na śniegu łatwiejsze są do dostrzeżenia i przy braku opadów zachowują się na dłużej. Kolejna rzecz, według dziennika Igora kraina wydaje się niemożliwa do opuszczenia. Na szczęście rozumiesz chociaż, że pogoda również ci nie sprzyja. Twoją jedyną szansą na przetrwanie jest zatem trzymanie się blisko nas. Dlatego, i tylko dlatego, skłonnam przychylić się do tego wniosku. W związku z czym w ramach szczególnego wyjątku okazuję ci łaskę i ten środek przymusu bezpośredniego tymczasowo uchylam. Nie zmienia to jednak zupełnie nic w kwestii twego statusu. Nie zwracam ci wolności, nadal jesteś zatrzymany.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 30-09-2023 o 15:52.
Alex Tyler jest offline