Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2023, 10:33   #20
Bugzy Malone
 
Bugzy Malone's Avatar
 
Reputacja: 0 Bugzy Malone ma wyłączoną reputację
Po ciepłej wieczerzy i ustaleniu dalszych planów, część z was postanowiła udać się na spoczynek. Jako, że Oddysya jako pierwsza objęła wartę, pokręciła się po chacie, zaglądając w każdy jej zakamarek, jednak nie odkryła żadnej tajnej skrytki czy czegoś podobnego. Rav wartował przy oknie, dając przynajmniej nadzieję, że jeśli cokolwiek chciałoby was zaatakować w nocy od strony drzwi, to automaton o tym ostrzeże.

Noc mijała, zmienialiście się na wartach i nic niezwykłego się nie działo. Co jakiś czas tylko gdzieś bardzo daleko dało się słyszeć zawodzenie wilka, na które odpowiadało mu kilka innych wilczych głosów. Dokładaliście do ognia, by nie stracić ogrzewającego całą chatę płomienia i tak aż do samego rana. Gdy słońce w końcu wzeszło, było przyćmione i słabe, a ze sposobu, w jaki ledwo przesłaniało południowy horyzont, oczywistym było, że będzie mniej niż pięć godzin światła słonecznego. W najlepszym razie można było liczyć na sześć, sześć i pół godziny światła użytkowego. O ile pogoda znacząco się nie popsuje. Tego jednak nie byliście w stanie przewidzieć.

Po sytym śniadaniu zebraliście się do drogi, opatulając odzieżą najszczelniej, jak się dało. Zabraliście futra i rakiety śnieżne wychodząc z jeszcze rozgrzanego wnętrza chatki na przeraźliwy mróz. Wiał lekki wietrzyk, który jeszcze bardziej potęgował zimno, które was przeszywało. Trzeba było pozostawać cały czas w ruchu, więc szybko zostawiliście za sobą chałupę i ruszyliście w kierunku - a przynajmniej tak wam się wydawało - w którym miała znajdować się wioska Torgov.




Podróż nie była łatwa. O ile początkowo ścieżka przez las nie była zbyt uciążliwa, tak po dwóch godzinach wkroczyliście w zaspy. Ciągła walka ze śniegiem sięgającym do kolan dawała się we znaki i choć niejednokrotnie musieliście zatrzymywać się, by sprawdzić, czy na pewno w dobrą stronę idziecie, to nie dało się ot tak zrzucić z siebie znużenia, zwłaszcza, że zaczął sypać śnieg i zrobiło się jeszcze zimniej.

Maszerowaliście bez słowa, walcząc z nieprzyjaznym teren i próbując zachować przy tym jak najwięcej sił. Od czasu do czasu nienaturalną ciszę przerywało żałosne wycie wilków w oddali. Momentami zdawało się, że dziesiątki tych zwierząt nawoływały się przez pusty las, a ich głosy wznosiły się i cichły. Chwilami wydawało się wam, jakby były dosłownie za zasłoną drzew, choć niczego tam nie dojrzeliście.

Mniej więcej w południe posililiście się, odpoczęliście chwilę i ruszyliście w dalszą drogą. Wszystko wokół wyglądało tak samo - ciągle śnieg, śnieg, las, las, czasami jakaś polanka. Wchodząc znów między wysokie drzewa i maszerując dobre pół godziny, zauważyliście pewną zmianę. Wiejący lekko w poszyciu wiatr zaczął nagle jęczeć niskim, mrożącym krew w żyłach tonem. W tym momencie trudno było wam powstrzymać myśli od prób ruszenia w stronę tego hipnotyzującego dźwięku. Wyczerpanie naprawdę dawało się we znaki i ciężko było się ruszyć. Kończyny wydawały się ciężkie, a ciała nieswoje z bólu i zmęczenia. Prawie tak, jakby jęk wiatru wysysał całą waszą energię i chęć do działania.

Pierwsza z dziwnego transu wyrwała się siostra Rita, pomagając zrobić to S'Uli a potem obie przywróciły do rzeczywistości Vaeri, Marcela i Oddysyę. I wtedy wszyscy to ujrzeliście. Jakieś siedem metrów od was, między drzewami znajdowały się trzy wysokie na dwa metry humanoidalne postaci odziane w białe płaszcze, których głębokie kaptury całkowicie zasłaniały ich twarze. Wychudzonymi, czy wręcz wysuszonymi jak u trupa dłońmi dzierżyły ostre kosy. To od nich płynęło to hipnotyzujące zawodzenie, byliście tego pewni. Nie ruszyły jednak w waszą stronę, stojąc nieruchomo pośród drzew i zawodząc swoją upiorną melodię.


Żadne z was nie spotkało się z czymś takim wcześniej, jednak doskonale wiedzieliście, że trzeba działać, by znów nie popaść w ten dziwny, hipnotyczny stan.
 
Bugzy Malone jest offline