Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2023, 14:39   #21
Szelma
 
Szelma's Avatar
 
Reputacja: 1 Szelma nie jest za bardzo znany
Po zjedzeniu kolacji i ustaleniu z kompanami planów na najbliższe dni, Pieśniarka Ostrza usiadła nieopodal kominka opierając się plecami o ścianę. Skrzyżowała nogi, położyła obie dłonie na kolanach i zamknęła oczy. Niemal natychmiast przeniosła się w stan, który jej pobratymcy nazywali transem. Oczywiście gdyby chciała, mogłaby spać i śnić jak ludzie, jednak nie było to z jej perspektywy ani ciekawe, ani użyteczne, gdyż dzięki transowi regenerowała siły pół raza szybciej, niż ludzie.

Po czterech godzinach tej osobliwej medytacji była w pełni wypoczęta i gotowa, by objąć swoją wartę. Na szczęście aż do rana nikt ich nie niepokoił a Vaeri co jakiś czas podsycała płomień w kominku, upewniając się, że pozostali będą spać w przyjemnym cieple.


Poranne słońce miało problemy z przebiciem się przez zachmurzone niebo, rzucając tylko bladą łunę na tę skutą lodem krainę. Jedząc śniadanie zastanawiała się, czy ktokolwiek z tutejszych będzie w stanie pomóc im wrócić "do siebie". O ile w ogóle znajdzie się ktoś, kto będzie do nich przyjaźnie nastawiony. Rikorski pisał we wspólnym, więc była szansa, że będą w stanie nawiązać jakieś znajomości. I że tubylcy nie będą uciekać na widok niebieskoskórej Oddysyi i jej mechanicznego towarzysza. Tym jednak będą się ewentualnie martwić później. Najpierw trzeba było dotrzeć do cywilizacji.

Torgov znajdował się bliżej, niż Kirinova ale to i tak było pięć dni drogi w paskudnych warunkach. Elfka miała nadzieję, że podołają. Po śniadaniu narzuciła grube futro na swoje zimowe ubranie i założyła jedne z rakiet śnieżnych. Ubrana najcieplej, jak tylko się dało, ruszyła z towarzyszami w stronę wioski umieszczonej na mapie, licząc, że podążają w odpowiednią stronę. Ziąb, na który wyszli z ciepłej chaty przez jakiś czas był znośny, ale im dłużej maszerowali, tym Vaeri robiło się coraz zimniej.

Wkrótce też poczuła, jak zmęczenie ogarnia jej ciało. Pomimo rakiet śnieżnych szło jej się coraz ciężej, a plecak z najważniejszymi rzeczami, którego przecież nie mogła porzucić, dokładał swoje. Nawet pomimo krótkiego odpoczynku i zjedzenia podgrzanego posiłku nie poczuła się lepiej w dalszej drodze. Starała się nic nie mówić, by nie tracić dodatkowych sił - zresztą, każdy wdech mroźnego powietrza wystarczająco ranił płuca, by nie odzywać się bez wyraźnego powodu. Nogi miała coraz cięższe, ciało paliło bólem. Coraz mocniej odstawała od Rity i S'Uli, które dziarsko przedzierały się przez zaspy. Marcel i Oddysya też mieli podobny problem, co ona.

- Teraz chyba każde z nas chciałoby być Ravem - rzuciła wesoło, uśmiechając się lekko do zaklinacza i vedalkenki. - Przynajmniej do momentu znalezienia ciepłego miejsca na odpoczynek.

Nie mówiła więcej, koncentrując się na drodze i mozolnym stawianiu kroków. Lewa, prawa, lewa, prawa. Starała się nie zatrzymywać, bo coraz więcej energii musiała wkładać w to, by ponownie się ruszyć. Z wbitym w śnieg wzrokiem szła za towarzyszkami na przodzie, zawzięta, by utrzymywać tempo i nie zwalniać. Była tu zaledwie od wczoraj, a już miała dosyć tej krainy.


Właściwie nie zwróciła uwagi, kiedy dziwne zawodzenie pośród drzew sprawiło, że miała ochotę za nim podążać. Ten dźwięk był tak pociągający, że mogłaby teraz pójść za nim nawet na koniec świata. I wtedy poczuła mocne szarpnięcie, a potem ujrzała przed sobą twarz Rity. Już wiedziała, co to znaczy. Zwykle nie dawała się tak łatwo omamić, ale najwyraźniej zmęczenie i ból też musiały zrobić swoje. Po chwili ujrzała tych, którzy próbowali wywrzeć na nich swój wpływ. Wysokie, chude istoty z kosami w kościstych dłoniach.

S'Ula jako pierwsza wyrwała się do walki a Vaeri wiedziała, że w obecnym stanie sama nie będzie w stanie dobiec do maszkary. Miała jednak trochę sztuczek w zanadrzu.
- Sit ignis! - Krzyknęła, wyciągając przed siebie rękę. Z jej dłoni wystrzelił jasny, ognisty pocisk.

Trafił maszkarona, zajmując go płomieniami i raniąc dotkliwie. Walka wnet rozgorzała, a elfka dobyła swego sejmitara i ruszyła na pokrakę, która chwilę wcześniej próbowała dziabnąć kosą Ritę. Pieśniarka Ostrza wykonała całkiem zgrabną paradę i cięła przeciwnika w tułowie, zostawiając ogromną ranę biegnącą od barku aż po pas. Chwilę później zjawa padła pod naporem magii Oddysyi a cała potyczka wkrótce miała swój finał.

- Nie wiem, czym były te stwory, ale mam nadzieję, że nie spotkamy ich więcej w tym lesie - powiedziała, dysząc ciężko. - Tak, czy siak, świetnie nam poszło. One leżą martwe, a my, z tego co widzę, nawet nie zostaliśmy draśnięci. Ruszajmy dalej, nie zostało nam wiele dnia, a nie wiadomo, jakie trudności jeszcze napotkamy na drodze. Trzeba się też rozejrzeć za jakimś miejscem na nocleg.

Schowała sejmitara i poczekała na kompanów. Do zabitych maszkar nie zamierzała nawet podchodzić, bo teraz mieli ważniejsze sprawy na głowie, niż sprawdzanie, czym były te kreatury.
 
Szelma jest offline