Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2023, 20:23   #24
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację

1127 Kalendarza Patriarchy. Wieczór i noc.
Chata drwala, Dzicz.
Worostokow.


Siostra Rita spojrzała w kierunku obłąkanej wiedźmy studiującej mapę.
— Tak, to będzie koło pięciu dni marszu w tempie Igora — przytaknęła.
O dziwo kolorowowłosa potrafiła czasem powiedzieć coś bliskiego prawdzie. Marvella miała jednak poważne wątpliwości czy ze zgromadzonym w chacie towarzystwem dotrze do Targowa nawet w sześć dni, choć sama dałaby pewnie radę wyrobić się w cztery. W normalnych warunkach pozwoliłaby im sczeznąć w śniegu, jeśli nie wytrzymywaliby tempa. Jednak w tych osobliwych okolicznościach jako wierna protektorka czuła się nieco odpowiedzialna za tę zgraję dziwaków, przeklętników, plugawców i czarnoksiężników. Zwłaszcza łotra Marcela, którego przysięgła doprowadzić na proces.

Dopasowując się do wyborów reszty grupy, białowłosa jako ostatnia objęła wartę. Zupełnie przypadkowo akurat taki układ był dla niej najwygodniejszy. Za czasów pobytu w Zakonie, kiedy jeszcze mieszkała w monastycznej celi, musiała zawsze wstawać przed brzaskiem. Co po kilkunastu latach weszło jej w nawyk, od którego poza wyjątkowymi wypadkami, nawet teraz nie wolno jej było odstępować. W trakcie swej warty święta wojowniczka skrupulatnie patrolowala teren, bacznie nasłuchując i wypatrując wszelkich zagrożeń oraz odstępstw od normy. Poruszała się jedynie po swoich śladach, korzystając z optymalnej trasy. Nie zamierzała dawać nawet najmniejszej sposobności potencjalnym napastnikom, dotrzymując najwyższych standardów wartowniczego rzemiosła. Aczkolwiek jej nadzwyczajne starania okazały się jedynie pięknym hołdem dla wielbionego przezeń i patronującego strażnikom bóstwa, ponieważ podczas warty nie wydarzyło się nic wartego uwagi. Co najwyżej dało się usłyszeć czasem zawodzenie wilka, na które odpowiadało kilka jemu podobnych głosów. W chwilach gdy szafirowooka wracała na kilka minut do chaty coby się dogrzać, miała okazję zauważyć, jak elfka dorzuca drew do ognia. „Szkoda, że jej rodzaj nie dokłada podobnych starań, by zachować wierność prawu” przeszło jej za którymś razem przez myśl.


1127 Kalendarza Patriarchy. Od Rana aż do popołudnia.
Dzicz.
Worostokow.


Rano, po śniadaniu i cieplejszym przyodzianiu, siostra Rita przyjrzała się niebu i oceniła, że dzień będzie nad wyraz krótki. Zapowiadało się na pięć, najwyżej siedem dzwonów światła dziennego. Wędrówka po ciemku niestety nie wchodziła w grę, bo utrudniłaby nawigację i przez to jeszcze niepotrzebnie wydłużyła podróż. Co stwierdziwszy, nie marnując już więcej czasu, dziewczyna ruszyła w kierunku osady Targowo. Szybko okazało się, że wędrówka będzie znojna, nawet jak na jej warunki fizyczne. Po dwóch dzwonach zaczął się głęboki śnieg, który miejscami sięgał aż do pasa, co wyraźnie spowalniało przeprawę. Marvella jednak była zdeterminowana, by przeć naprzód. Miała służbę i zobowiązania. Nie mogła pozwolić sobie na okazywanie słabości i spadek czujności. Zwłaszcza że forsowne marsze w niesprzyjających warunkach nie były dla niej czymś nowym, wręcz była szkolona na takie wypadki. Jednym z ostatnich etapów przed konsekracją na bitewną zakonnicę były niezwykle wymagające testy wytrzymałościowo-sprawnościowe. Obejmowały one między innymi konieczność wykonania w ciągu dziesięciodnia pięciu długich marszy z orężem, zaprowiantowaniem i 55 funtowym plecakiem zawierającym ekwipunek. Każdy odbywał się w innych warunkach i przebiegał na odległość od 17 do 20 mil. Poza ostatnim. Ten liczył aż 40 mil, które dodatkowo trzeba było pokonać w ciągu 20 dzwonów. Co gorsze trasa wiodła przez tethyrskie Góry Gwiezdnej Iglicy, otoczone zewsząd przez kamieniste plaże i pełne zdradliwych przejść oraz stromych urwisk. Poza tym tereny te były zamieszkiwane przez różne niebezpieczne stwory, między innymi ogry, goblinoidy, złudne bestie, wilkołaki i perytony. Był to chyba etap, podczas którego najwięcej sióstr odchodziło przed oblicze Wielkiego Arbitra. Rita co prawda zdołała go jakoś przetrwać, ale na zawsze zapamiętała widok swych zdartych do krwi stóp i pokrywających je bolesnych pęcherzy.

W pewnym momencie marszu do białowłosej dość niespodziewanie zwróciła się wiedźma S'Ula.
Cytat:
— Rita, jakby trzeba było się dogrzać w nocy, to nie mam nic przeciwko, żeby dzielić koc. Zresztą, pewnie przyjdzie nam wszystkim spać razem. Blisko. I nie wiem, czy nie będzie dobrym pomysłem skuć jedynego łobuza do spania.
— Hojna i racjonalna oferta. Przemyślę ją obywatelko — odparła zagadnięta zgodnie z własnym szczerym osądem, choć w ogóle nie uśmiechała jej się wizja spoczynku w pobliżu osób autoramentu Mentak.
Monastyczna paladynka w trakcie marszu praktycznie przez cały czas milczała. Wolała skupić się na zwyczajowym wypatrywaniu zagrożeń i przepatrywaniu drogi. Z każdym postawionym krokiem w jej myślach przebrzmiewało helmickie credo „Zawsze czujna, Zawsze świadoma, Zawsze przygotowana do odparcia wroga”. Podczas swych obserwacji szafirowooka za dość osobliwe uznała, jak często w okolicy odzywały się wilki. Niekiedy wręcz dziesiątki tych zwierząt zdawały się nawoływać przez pusty las. Gdzież była zwierzyna, na którą polowały? Wszak czymś musiały się żywić. Kobieta zaczęła podejrzewać, że wycie wilków może być jedynie słuchowym zjawiskiem prokurowanym przez przeklętą, zasypaną śniegiem domenę.


Po pewnym czasie od południowego popasu, wchodząc ponownie pomiędzy wysokie drzewa, siostra Rita wychwyciła wyczulonymi zmysłami wyraźną zmianę w otoczeniu. Delikatnie wiejący dotychczas wiatr zaczął jakby zawodzić niskim, mrożącym krew w żyłach tonem. Osobliwy dźwięk wydawał się jej wręcz niepokojąco hipnotyzujący. A na dodatek niepojętym sposobem odbierał siły wszystkim członkom. Kiedy bitewna zakonnica otrząsnęła się z dziwnego transu, nie miała wątpliwości, że zetknęła się z nieczystymi mocami. Na szczęście jej ukształtowany na kształt twierdzy umysł, zahartowany licznymi modlitwami i medytacjami, zdołał dać im odpór. Inaczej stało się z jej towarzyszami podróży. Wszyscy bez wyjątku ulegli upiornemu zawodzeniu. W pełni rozumiejąc zagrożenie, białowłosa zadziałała jak dobrze naoliwiony automat. Potrząsnęła najbliżej stojącą czarownicą, po czym ruszyła, by ocucić pieśniarkę klingi i konstruktorkę. Zaraz potem ujrzała w odległości około dwudziestu trzech stóp czające się między drzewami humanoidalne postacie w poszarpanych białych szatach o obliczach skrytych pod głębokimi kapturami. W kościstych dłoniach ściskały one drewniane kosiska zakończone ostrymi klingami.
— Cóż to za nowe diabelstwo?!
Wyrwało się spomiędzy warg świętej justycjariuszki. Mimo to nie traciła czasu na roztrząsanie natury napotkanych istot. Musiała natychmiast działać, by nie dać okazji upiornym postaciom do ponownego pochwycenia jej w ten osobliwy, hipnotyczny stan. Jeden ze stworów chyba nawet próbował tego dokonać, jednak otoczony tarczą wiary, zdyscyplinowany umysł Marvelli oparł się kolejny raz upiornemu zawodzeniu.
— Nieczyste pomioty chaosu! Przeklinam was w imieniu wszystkiego, co prawe! Sczeźniecie marnie! — napełniona religijnym ferworem dziewczyna zapowiedziała zgubę swym przeciwnikom, celując w nich sztychem swego miecza.
Oko Prawa musiało wysłuchać jej słów, ponieważ jakby poruszone żarliwą deklaracją potwory ruszyły natychmiast dokonać na niej pomsty. Jeden z ataków szafirowooka zgrabnie uniknęła, drugi szczęśliwie ześlizgnął się po jej lekkim płytowym pancerzu. Nie zdążyła jednak przejść do kontrataku, bo... walka dobiegła końca. Dzięki swym plugawym mocom czarnoksiężnicy w niecałe dziesięć sekund roznieśli na strzępy wszystkie wyjące stwory. Siostra Rita poczuła, że najwyraźniej przeceniła zagrożenie, nikt bowiem nie został ranny, a ona sama nawet nie otrzymała okazji do wykonania ataku. Przy okazji okazało się, że Oddysya również jest wiedźmą korzystającą ze wstrętnej magii. W efekcie czego bitewna zakonnica momentalnie straciła do niej cały dotychczas uzbierany szacunek. W sumie kto by pomyślał, że utknie w jakimś przeklętym wymiarze z samymi czarownikami? Z których to na dodatek jedna była patologicznym kłamcą, druga mieszała naukowe studia z ohydnymi czarami, a trzeci był przestępcą-recydywistą. Zaprawdę niekiedy niezbadane bywały dlań wyroki Oka Prawa.
— Obywatele, te istoty stanowią ledwie drobne utrapienie — wyraziła opinię odnośnie zagrożenia po bardziej sceptycznych komentarzach dwójki towarzyszy. — Groźne jest tylko ich zawodzenie, którym mogą zawrócić w głowie. Jednak w bezpośrednim starciu musiałyby mieć przynajmniej półtorakrotną przewagę liczebną, by nam realnie zagrozić.
Korzystając z okazji, monastyczna paladynka zbliżyła się do pobliskich szczątków, by ocenić naturę bytów, z którymi przyszło im się skonfrontować. Zastanawiało ją, czy były one duchami, widmami czy może zwykłymi nieumarłymi zwłokami. Po dokonaniu dokładniejszych oględzin dziewczyna doszła do wniosku, że istoty musiały być jakąś formą potępionych dusz, choć nigdy wcześniej nie spotkała żadnych o takim wyglądzie.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 30-09-2023 o 15:52.
Alex Tyler jest offline